czwartek, 7 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 1

Rozdział 1. Śni mi się matka przyjaciela.


A zapowiadało się spokojny wieczór. No dopóki nie natrafiłem na niego.
-Znowu to robisz – mruknąłem.
Dziewczyna, która właśnie przytulała mojego przyjaciela rozpłynęła się w powietrzu. A chłopak nie odwrócił się w moją stronę, gapił się tylko jak wino wylane na świeży grób wsiąka w ziemię.
-Obiecałeś – przypomniałem mu. Chłopak zacisną dłonie w pięści.
-Dziwi cię to Percy? – Spytał drżącym głosem, świadczącym o tym, że miotają nim przeróżne emocje. Zastanowiłem się. Już dawno przestałem obwiniać się za śmierć tej dziewczyny, ale Nico w tym momencie odgrzebał starą zabliźnioną ranę i ponownie, tak jak wtedy gdy miał dziesięć lat, wbił mi prosto w serce zardzewiały sztylet.
-Nico… Bianca nie chciałaby…
-Akurat ty niby wiesz co ona by chciała – warknął Nico – Percy nie chcę być nie miły, ale Harpie ostatnio bardzo się za tobą stęskniły…
-Czekaj… co? – Spytałem i wtedy zrozumiałem, o czym mówił Nico. Usłyszałem ciche wrzaski Harpii, które sprawdzały czy wszyscy są w swoich domkach. Ruszyłem w stronę swojego domku, po czym szepnąłem prawie niesłyszalnie przez ramię:
-Nico idziesz?
-Nie… - zaśmiał się opętańczo – Wybacz, ale cienie są równie dobrymi towarzyszami.
Chciałem powiedzieć coś w stylu: „Jak dalej będziesz taki, to staniesz się jeszcze mroczniejszy niż twój dom”, jednakże przez moje gardło wydobyło się tylko krótkie:
-Okej.
Prawdę powiedziawszy bałem się Nico. Był nieprzewidywalny, w naszej długiej znajomości nie było chyba roku, byśmy, chociaż przez chwilę nie pragnęli swojej śmierci. Najgorzej było kiedy Nico wydał mnie Hadesowi, aczkolwiek Nico zaiste już o tym zapomniał. Ja nie. Do dziś śni mi się po nocach, jak Nico klęka przed swoim ojcem, nie wiem jaki naprawdę mieli układ. Może faktycznie było tak jak Nico mówi? Może faktycznie, chciał dowiedzieć się tylko o swojej przeszłości, a Hades po prostu powiedział, że jeśli chce poznać matkę, musi mnie przyprowadzić? A może… A może, Nico chciał mnie wtedy zabić… za Biancę? Jednakże jego słowa wtedy, kiedy Hades mnie uwięził brzmiały szczerze. Może niepotrzebnie się wtedy na niego rzuciłem i może niepotrzebnie zacząłem go dusić, jednakże kto zdradza swoich przyjaciół, aż tyle razy? No dobra… Mam ADHD, ale nawet wtedy wydało mi się to dziwne, żebym rzucił się na trzynastoletniego wówczas chłopaka. Dobra… Zmieniając już temat. Dotarłem w miarę szybko do domu, to znaczy, zanim Harpie odkryły, że mnie nie ma. Położyłem się na łóżku i prawie natychmiast zasnąłem.
Miałem koszmar, a trzeba wam wiedzieć, że Herosi często mają dziwne sny, które pokazują przeszłość albo teraźniejszość lub przyszłość, albo to wszystko na raz. Wiem, że i tak tego nie zrozumiecie, chyba, że jesteście pół-bogami.
Tak czy siak, we śnie byłem w jakiejś jaskini. Było okropnie gorąco, ale podejrzewałem, że i tak sen pokazuje mi tylko zalążek tego jak jest naprawdę. Rozejrzałem się dookoła, z sufitu zwisały klatki, w niektórych siedziały szkielety ludzi w innych jeszcze półżywi ludzie. Nagle usłyszałem cichy głos:
-On musi się tu znaleźć. To nasza jedyna nadzieja.
-Ciężko będzie go tutaj sprowadzić – odparł drugi, głośniejszy głos.
-Spokojnie. Przyjdzie, moi słudzy już mieszają mu w głowie.
-A jeśli… A jeśli coś pójdzie nie tak… Znasz panią, ona może…
-Cicho! Przyjdzie tutaj, nie sam, ale przyjdzie. Ona powstanie! Po upadku Gai, tylko ona z powrotem zaprowadzi ład!
Wtedy sceneria mi się rozmazała. Znajdowałem się tym razem w jakimś mrocznym zamku, najwyraźniej w lochach. Do jednej ze ścian przykuta była młoda kobieta o zniewalającej urodzie. Przyjrzałem się jej dokładnie i nagle, jakby jakiś ciężki kamień spadł mi z serca do żołądka.
Kobieta miała oczy te same co miał kiedyś Nico, zanim Minos nie namieszał mu lekko w głowie. Natomiast usta miała te same co Bianca. Ten sam kolor skóry co miała dwójka rodzeństwa (zanim Minos nie namieszał Nicowi w głowie).
Byłem prawie pewny, że stoję przed Marią Di Angelo.
Kobieta popatrzyła na mnie, wzrok miał strudzony. A kiedy do mnie przemówiła… Natychmiast zrozumiałem, co Hades widział w tej śmiertelniczce. Głos miała ciepły, praktycznie nie słyszałem w nim nutki bólu, co było zaskakujące, gdyż jeśli dobrze widziałem, Maria Di Angelo miała co najmniej dwie rany otwarte, z których strumieniami wypływała krew.
-Pomóż mi – powiedziała – Chciałam skontaktować się z córką… Ale – tu głos jej się lekko załamał – Z kolei Nico… Czy wszystko z nim w porządku…? Cii… Nic nie mów. Pomóż mi, zawiadom mojego syna, zawiadom wszystkich. To co żyje w tym zamku chce się wydostać, nie macie czasu! Zniszczyć to możecie tylko t…
Sen się urwał a ja obudziłem się z krzykiem.
Nade mną stał z kamienną twarzą Nico, na zewnątrz po woli wschodziło słońce.
-Witaj Percy – powiedział.
Głos miał już normalny, bez nutki szaleństwa, jakim mnie pożegnał poprzednim razem.
„No tak… Głupi jestem, przecież zawsze, kiedy Nico zachowywał się dziwnie, była noc. W dzień był… normalny” pomyślałem z ulgą.
-Cześć Nico – powitałem go.
-Ślinisz się przez sen, to lekko, obrzydliwe – mruknął po chwili, a jego wzrok spoczął na zdjęciu wiszącym nad moim łóżkiem. Zdjęciu przedstawiającym mnie i Annabeth, na plaży.
-Już mi ktoś to mówił – burknąłem, lekko urażony, bo w końcu, kto dał mu prawo, żeby podglądać jak śpię.
Nico wzruszył ramionami, jak gdyby czytał w moich myślach.
-Wiesz co Percy? Muszę ci coś powiedzieć – zaczął tym swoim tonem, jak gdyby już szykował rozmiar mojej trumny.
-No, dajesz – zachęciłem go, chociaż znając Nico i tak by kontynuował.
-Wczoraj… w nocy. Ktoś kręcił się w lesie.
-Myślę, że…
-Naprawdę? Łał, ty w ogóle to potrafisz? – Rzucił sarkastycznie Nico, zanim zdążył ugryźć się w język.
Poczerwieniałem lekko, już nie raz zdarzało mi się słyszeć ten tekst, jednakże tylko dwójka osób, sprawiała, że coś kuło mnie wtedy w serce… Annabeth… No i Nico.
-Uważam, że – poprawiłem się natychmiast – to mogła być pani O’leary.
Nico popatrzył na mnie z lekkim zaskoczeniem. Pani O’leary, była wielkim psem. Mniej więcej wielkości Cerbera, różnica polegała na tym, że miała ona tylko jedną głowę. Ten ogar, był ulubieńcem Nico, więc zapewne chłopak zastanawiał się teraz czy może faktycznie pies nie poszedł za nim.
-Nie – rzucił po chwili – Pani O’leary jest zbyt… głośna. To było coś cichszego.
-Cień? – Rzuciłem sarkastycznie.
-Bardzo śmieszne, dalej nabijaj się z moich zainteresowań. A więc, uświadom sobie jedną, rzecz… , cienie nie wydają żadnego dźwięku.
-No już… Nie poruszaj się tak – burknąłem.
-Dobra nieważne, pomyślałem, że warto o tym wspomnieć.
-To my już dyrektora nie mamy? Z każdym problemem lecisz do mnie – powiedziałem z pewną rozpaczą w głosie.
-Nie z każdym – warkną Nico, a na jego twarzy zaświtał na chwilę łobuzerski uśmiech, który natychmiast zniknął – Muszę iść, trzymaj się Percy.
I Nico wybiegł z mojego domku.
Dopiero po dłuższej chwili postanowiłem się ogarnąć, ubrałem się i również wyszedłem po za dom.
-Percy! – Krzykną ktoś kiedy tylko oddaliłem się troszkę od domku.
Ktoś nagle rzucił mi się na szyję i pocałował w policzek.
-Annabeth… - Mruknąłem i pocałowałem córkę Ateny w czoło.
Minęła dłuższa chwila za nim Annabeth postanowiła się ode mnie odkleić. Poszliśmy razem na śniadanie, trzymając się za ręce. Jednakże każdy musiał usiąść przy swoim stole więc z trudnością, byliśmy zmuszeni się rozłączyć.
Zjadłem śniadanie bez apetytu. Nico jak zwykle nic nie tknął. Stał tylko z boku, a po chwili przysiadł się do mnie. Co wzbudziło małe poruszenie, gdyż było zakazane siadać przy nieswoim stole.
-Znowu prowadzisz głodówkę? – Warknąłem, starając się nie zwracać uwagi na nieprzyjemne komentarze dzieci Afrodyty.
-Ciekawie to nazwałeś – powiedział Nico – Śmiertelnicy raczej mają w namyśle znaczenie negatywne. Ja po prostu nie mam zamiaru jeść na tym obozie. Nienawidzę go i ty dobrze o tym wiesz.
-Taaa… - Mruknąłem – Ale powinieneś coś zjeść. Wyglądasz jak szkielet.
-Przestań! Gadasz jak moja babcia… Demeter znaczy się.
-Sorry.
-Nie ma sprawy. Tak czy siak, chciałem ci tylko powiedzieć, że jutro odchodzę.
Zakrztusiłem się kęsem bułki.
-Co?!
-Jutro odchodzę – powiedział z nonszalanckim spokojem, Nico.
-Czemu?
-Już ci mówiłem, chcę mieć chwilę spokoju. Tutaj jest zbyt wiele osób, które w jakiś dziwny sposób… chcą ze mną rozmawiać. Szczególnie te z dziesiątki.
Zaśmiałem się cicho.
-Z czego się śmiejesz? – Spytał żałośnie Nico – Nienawidzę tych Barbie.
Machnąłem ręką.
-Pewnie założyły się o to, która pierwsza cię wyrwie.
Czoło Nico uderzyło z całej siły w stół. Syknąłem mimo woli.
-Dobra… Ja idę, za nim dyrektor wyrzuci mnie na zbity łeb… w tym momencie dosłownie.
I wstał od stołu i ponownie z irytacją patrzył na tych, co jedzą śniadanie.
Po skończonym jedzeniu, poszedłem do dyrektora. Już nie raz zdarzało mi się mieć sny, które wpływały na losy innych, ten zdecydowanie do takich należał.
Dyrektorem obozu był centaur, Chejron. Poznałem go jeszcze wtedy gdy uczęszczałem do mojej szóstej szkoły, zanim dowiedziałem się, że jestem pół-bogiem. Otóż Chejron, był moim nauczycielem łaciny, ukrywał swoją, końską część, w czym co przypominało wózek inwalidzki.
Tak czy siak… Opowiedziałem mu (pomijając fakt o tym, że kobieta przypomina Marię Di Angelo) w szczegółach mój sen. Chejron w skupieniu mnie wysłuchał po czym powiedział:
-No Percy… Myślę, że na ognisku omówimy szczegóły. Jutro powinieneś wyruszyć na misję, jako iż to był twój sen, będziesz dowodził, a ja... a ja coś czuję, mimo wszystko, że ta misja będzie dla ciebie jedną z tych ważniejszych.
Pokiwałem głową. Nie mogę powiedzieć, żebym był zadowolony, ale co mi innego zostaje.
Kiedy parę godzin później rozpoczęło się ognisko i każdy złożył swoim rodzicom hołd (boskiemu rodzicowi, oczywiście), Chejron przemówił:
-Musimy ponownie wysłać trzy dzielne osoby na misję – po stołach przeszedł stłumiony pomruk – Mamy jasne informacje, że coś zagraża naszemu obozowi. Musimy to powstrzymać! – Chejron opowiedział co takiego widziałem w moim śnie - Jako, iż to sen Percy'ego, do niego należy misja!
Zapadła chwila ciszy, nikt nic nie powiedział.
-A więc Percy Jacksonie, synu Posejdona, dowodzisz misją. Rachel – zwrócił się teraz do rudowłosej dziewczyny, która stała po jego prawej stronie – wiesz co masz robić.
Dziewczyna podeszła do mnie. Parę chłopaków z Hefajstosa, wstało i przyniosło w tempie błyskawicznym nosze.
Rachel, zbladła. Jej oczy zrobiły się całkowicie zielone otworzyła usta i po chwili wyleciał z nich zielony dym i niczym węże zaczął mnie oplatać. Kiedy Rachel przemówiła, brzmiało to jakby trzy Rachel mówiło jednocześnie. Powiedziała coś o ciemności. O tym, że ktoś zagubi się w cieniu oraz coś o pysze i zazdrości. Coś o kimś kto włada ogniem, by znalazł światło w mroku. Oraz o kimś kto budzi postrach wśród umarłych.
Kiedy przepowiednia się skończyła Rachel zemdlała, chłopaki z Hefajstosa zanieśli ją na noszy do kliniki.
-A więc Percy Jacksonie, kto ma ci towarzyszyć?! – Spytał Chejron.
Przeanalizowałem na spokojnie całą przepowiednię. Nie zapowiadała się zbyt… kolorowo.
-Ja! – Rękę podniosła Annabeth.
-Nie! – Zaprzeczyłem – Nie o tobie mówiła przepowiednia Annabeth.
-Ale mogę pomóc! Nie poradzisz sobie bez mojej wiedzy.
-Wiem… - wyszeptałem – Nico! Idziesz ze mną, ty potrafisz kontrolować umarłych.
-Co?! – Wydusił przerażony chłopak – Nie! Ja… Ja nie mogę.
-Nico, proszę cię. Nie poradzę sobie bez ciebie.
Nico opuścił głowę.
-Dobrze… Pierwszy... i ostatni raz, Jackson.
Westchnął ciężko i popatrzył na mnie rozmarzonym wzrokiem.
-Ja idę! – Krzyknął ktoś ze stoły Hefajstosa
Ze stołu powstał chłopak, o kędzierzawych czarnych włosach, sarkastycznym uśmiechu, który zdawał się nie znikać z jego dziecięcej twarzy. Jedno, co na pewno zwracało uwagę w jego wyglądzie były uszy, spiczaste jak u elfa. No i jego oczy… Jak popatrzyłem mu w oczy miałem wrażenie, że ten chłopak przesadził z kofeiną… albo jakimś innymi używkami.
-Leo… To niebezpieczne – powiedziałem.
-Więc Nico, pozwalasz? Jestem od niego starszy – Leo wypiął dumnie pierś.
-Wolne żarty – powiedział Nico – Leo, ja mogę być twoim dziadkiem, więc już z wiekiem mi tu nie wyskakuj.
Leo pokręcił głową.
-Wybacz, ale nie możesz być moim dziadkiem, za mało podobieństw.
Nico ponownie westchnął.
-Dobra Leo… Ale robię to z ciężkim sercem – odparłem.
Leo uśmiechnął się.
-Kocham przygody! – Krzyknął na całe gardło i zaśmiał się ciepło.
-Nawet takich, w których możesz zginąć? – Podsunął Nico.
Leo lekko spochmurniał.
-E… Można się wypisać?
-A więc decyzja podjęta! – Powiedział Chejron – Ta trójka jutro wyrusza na misję.
Wszyscy popatrzyli na Leo, który znowu postanowił się uśmiechać o ducha do ucha, co wyszło mu dosyć sztucznie.
-Znaczy świetnie! – Klasnął w dłonie – Kocham umierać, zdarza mi się to codziennie.
-Leo… - Nico zaczął się śmiać.
Leo wyraźnie zadowolony z tego, że jemu pierwszemu udało się na form obozowiczów rozśmieszyć Nico, ponownie wypiął dumnie pierś i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Po ognisku podbiegła do mnie Annabeth, miała zaczerwienione oczy.
-Percy… - szepnęła – Uważaj na siebie, proszę. Już raz cię straciłam, nie chcę stracić cię po raz drugi…
Pocałowałem ją, mówiąc tym samym „Spokojnie, jestem tylko twój, nigdy cię nie opuszczę”. Nie wiedziałem wtedy jak bardzo się myliłem…
-Dobra skończcie się miziać – przerwał nam Leo – muszę coś z tobą omówić, Percy.
Niechętnie odwróciłem się w jego stronę. Annabeth odbiegła zawstydzona.
Leo opierał się na ramieniu Nico, którego mina mówiła: „Bogowie zabierzcie mnie stąd” albo „Bogowie zaraz zwymiotuję”, tak czy siak na pewno nie poczułem się od niej lepiej.
Leo poprowadził nas do jakiejś kryjówki.
-Musimy być przygotowanie na wszystko – ciągnął jak na kręcony – Muszę zabrać moje narzędzia… Gdzie mam klucz…?
Leo zaczął miotać się po kryjówce, póki nie znalazł klucza naprawczego. Nico oparł się o ścianę i obserwował jak Leo rzuca się po całej kryjówce i pakuje do swojego plecaka, plany, narzędzia i inne przybory.
-Leo… - Zacząłem po chwili – Wyluzuj, spokojnie, masz czas do jutra.
-Nie, nie mam. Jutro pewnie nikt jak zwykle mnie nie obudzi i wstanę niewiadomo, o której. Ciężko być przewodniczącym, wszyscy się mnie boją – dodał szybko.
Kiedy Leo rzucił kluczem i prawie trafił w Nico, postanowiłem mu pomóc w pakowani. Po jakiejś pół-godzinie, wszystko co potrzebne było spakowane. Nico zaś nadal nie ruszył się nawet o centymetr, zdawało się go bawić nasze miotanie się po całym pomieszczeniu.
-A ty, co zabierasz? – Warknąłem z irytacją.
-To co najważniejsze mam już na sobie i przy sobie.
-To znaczy? – Wydyszał Leo, który zaczął ze spinaczy i kilku drucików robić mini model helikoptera.
-Mam głowę – uśmiechnął się zagadkowo – Mam moc – Wyciągnął rękę z której buchnęły czarne płomienia – No i mam miecz – Wyciągnął swój czarny miecz ze styglijskiego żelaza, a w jego szklistych oczach pojawił się płomień fanatyzmu.
-No to… świetnie – burknąłem niepewnie.
Nico obdarzył mnie swoim lodowatym uśmiechem, przez który prawie się nie potknąłem, kiedy próbowałem się cofnąć.
Leo zaśmiał się i objął ramieniem Nico.
-Nie przejmuj się nim Nic – uśmiechnął się ciepło do młodego Di Angelo – on się po prostu nie zna.
-Wiem – Nico popatrzył na Leo, a Leo na niego - I proszę cię nie nazywaj mnie Nic.
-Wiecie, że to wygląda dosyć dwuznacznie – powiedziałem do nich próbując powstrzymać śmiech.
-O tak! – Ucieszył się Leo – Kocham dwuznaczność.
-To super – uśmiechnąłem się do nich – Ja więc zostawiam zakochaną parę samą i sam idę się spakować.
-Dobra! To ja się w między czasie zajmę Nico – Powiedział z kontekstem Leo.
-Dobra, jak chcesz, nie będę przeszkadzać! – Rzuciłem wychodząc.
Dopiero kiedy opuściłem kryjówkę Leo wybuchnąłem śmiechem, ruszyłem do swojego domku się spakować.
Nico siedział na stole, a gdzieś na podłodze walała się jego kurtka pilotka oraz buty. Leo zaś ganiał jak szalony po całym warsztacie, goniąc swój helikopter, który tym razem latał po całym pomieszczeniu. Nico zwijał się ze śmiechu, zaś Leo raz po raz krzyczał uradowany.
-Jak dzieci – powiedziałem kiedy Leo w końcu złapał swoją zabawkę.
Nico natychmiast spoważniał, jednakże z twarzy Leo nadal nie znikał uśmiech.
-Ja jestem gotowy – rzuciłem pod nogi Leo plecak.
-To super szefie – Powiedział Leo.
-Czyli jutro – powiedział z udawanym smutkiem Nico.
-Tak – potwierdziłem i uśmiechnąłem się na zachętę.
Leo i Nico pokiwali głowami. Nagle Nico wyprostował się, zbladł jeszcze bardziej, jak lunatyk z zamkniętymi oczami podniósł swoje buty nałożył je na swoje stopy. Po czym podszedł do mnie i z przerażonymi, szklistymi oczami powiedział, łapiąc mnie za ramiona:
-Oni tu idą. Idą tutaj. Trzeba z nimi walczyć, nie można walczyć z cieniami.
-O czym on mówi? – Spytał Leo i na chwilę przestał bawić swoim kluczem.
Popatrzyłem współczująco na Nico, który złapał się za głowę.
-ZAMKNIJ SIĘ! – Ryknął Nico na całe gardło – Mam was dosyć!
-Nico! – Tym razem to ja złapałem g za ramiona – Kto tutaj jest?
-Ona! – Krzyknął – Nie chce jej widzieć! Gdzie jest Bianca?! Bianca!
Ogarnęło mnie nagle poczucie dejavu. Nico mówił dokładnie to samo kiedy powiedziałem mu, że Bianca nie żyje.
-Nienawidzę cię! – Krzyknął Nico, wiedziałem, że mówi to do mnie. On po prostu powtarza sceny ze swojego życia – Chcę żebyś zginął! Wynoś się stąd, nienawidzę cię Percy! Bianco!
Leo patrzył na Nico jak na kretyna. Zresztą nie dziwię się mu, gdybym nie znał Nico, pomyślałbym, że to osoba która właśnie uciekła z psychiatryka.
-Później ci wyjaśnię Leo! – Rzuciłem szybko i trzymając mocno Nico, zaniosłem go do dyrektora.
„Powinienem był wcześniej to zrobić”
Chejron, przyglądał się uważnie Nico. Po czym ze smutkiem powiedział:
-Ktoś tutaj bawi się jego uczuciami i myślami
-Ale kto? – Spytałem rozpaczliwie.
-Ja... mam pewne przypuszczenia, ale Bogowie obym się mylił…  MUSISZ zabrać go na tą misję, czuję, że to wszystko rozwiąże. O ile Nico przeżyje.
Ostatnie słowa zawisły w pokoju jak wyrok, zdawało się, że każda ściana je teraz powtarza.
-Dopilnuję tego. Przysięgam. Przysięgam na Styks, Nico przeżyje.
-Percy… Nie powinieneś tego mówić. To zobowiązująca przysięga – zganił mnie Chejron.
-Wiem – powiedziałem buntowniczo.
-Na razie zajmę się Nico, ale jutro musicie niezwłocznie wyruszyć.
Pokiwałem głową, rzuciłem ostatni raz spojrzenie na Nico, który leżał nieprzytomny na kanpie, po czym szybko udałem się do Leo.
-Co z nim? – Powitał mnie syn Hefajstosa.
-Ktoś miesza mu w głowie – powiedziałem – Nie wiem kto, ale zapłaci za to – warknąłem.
Leo pokiwał głową.
-Czyli czeka mnie podróż z tobą oraz niezrównoważonym synem Hadesa. Super!
-Cieszę się, że podchodzisz do tego tak entuzjastycznie – powiedziałem – Dobra, lecę spać. Do jutra Leo.
-Do jutra szefie – Leo zasalutował.




Leo jeszcze mocniej objął ramieniem syna Hadesa, w którego oczach pojawiła się wielka chęć ucieczki.
Zabrałem parę monet, parę ciuchów na zmianę, sprawdziłem czy mam w kieszeni mój niebezpieczny długopis, upewniłem się, że mam w plecaku zapas ambrozji oraz nektaru i ponownie tym razem z plecakiem wróciłem do pracowni, z której dochodził chichot i raz po raz krzyk Leo. Przez chwilę się zastanawiałem nad wejściem, jednakże ja jak to ja, po chwili wahania wszedłem.


19 komentarzy:

  1. Fantastyczne <3 Czekam na Więcej! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki :3 Kolejny rozdział dodam za jakieś... mh... dwa dni (?) mniej więcej :D

      Usuń
  2. AAAA czadowe, nie przestawaj pisać, czekam niecierpliwie na następny rozdział!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszędzie mi kradnie komentarze ;-;
    Ale ten, tego... Córka Aresa wita.
    Nienawidzę Cię Blogspocie.
    Nie mam się do czego przyczepić w tym rozdziale ;w; Niszczysz mi życie... Ja tak lubię się czepiać ;w;
    Rozdział jest OSOM i przyznam, że w niektórych momentach brat wchodził do pokoju i pytał z czego się ryję.
    Masz kobito talent, więc pisz dalej.
    Czekam na jakiegoś hipstera :3
    Pozdrawiam, życzę weny i nie radzę zaglądać na mojego bloga (no chyba, że lubisz Jack'a Frosta i śmieszą Cię moje idiotyczne żarty)!
    Uszanowanko, Córka Aresa.

    WYŁĄCZ WERYFIKACJĘ OBRAZKOWĄ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. xD Cieszę się, że się podoba. xD Jakby co to nie odpowiadam, za to co mógł myśleć Twój brat :D Dziękuję i wejdę na Twojego bloga,a co! XD A weryfikacja obrazkowa została wyłączona ;)

      Usuń
  4. Świetny rozdział!
    Już nie mogę doczekać się kolejnego!
    Życzę weny!
    PS: Czy możesz włączyć weryfikację obrazkową?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) I weryfikacja już wyłączona :P

      Usuń
  5. Świetnie piszesz. Naprawdę wielki podziw. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału xDD

    OdpowiedzUsuń
  6. Super. Moje wielkie trio na jednej misji <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Geniusz z ciebie!!!!!!!!!!!!!! <3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  8. okropnie się czyta, zmień czcionke i tło, bo nie moge się skupić. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz to naprawię, spokojnie, ja tyle razy zmieniałam szablon, że po prostu już nie zwracałam uwagi na pierwsze rozdziały ._.

      Usuń
    2. Hłehuhłehu. Tyż cię lubię xDD

      Usuń
  9. Jeej *.* No to ja czytam dalej!
    Świetnie piszesz, serio ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy tylko mi się zdaje, że Leo jest za bardzo nabuzowany? ; - ;
    A rozdał zajebisty. :D

    OdpowiedzUsuń