czwartek, 28 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 10


Rozdział 10. Za duże wymagania, jak na tak słabą drużynę.



Jedynymi osobami którym podobał się skład naszej grupy, byli ludzie, którzy do niej nie należeli.
Spakowaliśmy tylko to co potrzebne, jedzenie, broń, namioty, picie, ambrozje… Annabeth wzięła od groma książek. I z pewnością o to, że nam się nie powiedzie wyruszyliśmy z Obozu Herosów.

Przewodził nami Jason, to on szedł na czele naszej „grupy”, z tyłu zaś utrzymywał się Nico, któremu nie podobało się to, że ponownie wciągnięto go w zadanie bez jego zgody.

Po dłuższym czasie dotarliśmy na miejsce... znaczy zatrzymaliśmy się i zastanowiliśmy gdzie dokładnie mielibyśmy się udać.

-Już mogliby przydzielić nam Puszczę… - mruknął Leo.
-Równie łatwo byśmy się w niej zgubili – warknęła Clarisse – Od czego zaczynamy, panie Gromowładny?
Jason podrapał się po karku, on tak samo jak ja, nienawidził zbyt wielkiego tłoku.
-Mamy iść śladem potworów… Gdzie najczęściej pojawiają się potwory?
-Muzea… - mruknął Nico – Czują się tam jak w domu. Otoczenie antyków i tak dalej.
-To wydaje się zbyt proste – powiedziała Annabeth – Muzeum jest tuż za rogiem, potwory już by zaatakowały.
-Chyba, że na kogoś czekają – odrzekłem ponuro.
Leo pstryknął palcami.
-No to na co czekamy? – Spytał.
-Nie wiem… na plan? – Warknęła Annabeth – Nie możemy sobie pozwolić na spontaniczność.
-Ze mną  wszystko możliwe – Leon uśmiechnął się od ucha do ucha.
-Dobra… Pójdźmy do muzeum. ALE… Nie rozdzielamy się, jasne? - Jason westchnął ciężko - Nico przede wszystkim mówię do ciebie.

Nico pokiwał tylko ze znudzeniem głową. Ruszyliśmy do muzeum, starając się nie zwracać niczyjej uwagi. Piper zaczarowała ochroniarza, który ochoczo wpuścił nas do środka.

Muzeum było… ciężko to określić. Dla nas pół-bogów przypominało grobowiec. Stare wazy Greckie, urny Rzymskie, zbroje i bronie. Rozglądaliśmy się nerwowo w poszukiwaniu jakiegokolwiek potwora, lecz pomijając staruszkę na wózku nikogo nie spotkaliśmy. Mnie nagle ogarnęło poczucie deja vu, popatrzyłem na Thalię… Miała przerażoną minę. Piper która to dostrzegła spytała o co chodzi.

-My już tutaj byliśmy – powiedziała Thalia– Tu… Tu był Luke… Razem z generałem.

Pokiwałem twierdząco głową. To miejsce miało złą aurę, czułem to, pomimo tego, że ostatnim razem walczyłem w tym miejscu parę lat temu. Nico westchnął, nie wyglądał najlepiej, miał przekrwione oczy, usta miał blade, a kolana uginały mu się pod każdym krokiem. Podszedłem więc do Nico, objąłem ramieniem i nie zwracając uwagi na chichot Piper, poprowadziłem go za resztą drużyny.

-Wszystko gra? – Leo odwrócił głowę w naszą stronę.

Popatrzyłem na Nico, ten zachwiał się lekko.

-Coś… coś tu jest nie tak – odparł – To miejsce, jest po za władzą mojego ojca… Nie przejmujcie się mną.
Spróbował się wyrwać z mojego objęcia, ja jednak nalegałem, obawiałem się, ze tylko kiedy go puszczę, osunie się na ziemię.

Leo zmarkotniał, najwyraźniej również pragnął pomóc Nico, jednakże skarciłem go wzrokiem, więc odpuścił.

Jason obserwował otoczenie, póki jego wzrok nie padł na schody.

-Tam – syknął i wskazał głową na dwóch mężczyzn – widzicie?

Pokiwaliśmy głowami. Mgła która uniemożliwiała śmiertelnikom widzenie tego co byłoby dla nich niewyobrażalne opadła. Mężczyźni okazali się być Minotaurami. Lepiej nie mogliśmy trafić… na domiar złego, chwilę później obok mężczyzn pojawiły się Harpie, a zaraz po nich dwa ogromne węże…. Świetnie…

Nico, w końcu udało się wyrwać z mojego objęcia. I lekko się chwiejąc staną po prawej stronie Jasona. Nasz dowódca wydał rozkaz… rozpierzchliśmy się po tym korytarzu. Potwory nas jeszcze nie zobaczyły.
Kiedy zajęliśmy dogodne pozycje do ataku, Jason zarządził atak. Podrzucił swoją monetę do góry, a ta natychmiast zamieniła się w złoty miecz. Obok niego stanęła Thalia, i obsypała potwory masą strzał… Rodzeństwo było tak do siebie niepodobne, że nawet styl ich walki różnił się od siebie tak bardzo, że jedno nigdy nie mogło naśladować drugiego.

Nico, jakby zapomniał o zmęczeniu, ominął strzały Thali, paroma piruetami, po czym wyjął swój miecz, zmuszając tym samym Harpie do ataku.

Leo wyłonił się zza regału i cisnął w Harpię kulę ognia, pióra potwora podpaliły się, a wkrótce było o jedną Harpię mniej. Clarisse osłaniała swojego chłopaka, a ten atakował każdego (po za sojusznikami) kto stanął mu na drodze.

Piper starała sobie jakoś radzić, jednakże jej umiejętności bojowe dawały dużo do życzenia… Natomiast Frank radził sobie wyśmienicie, strzelał z łuku z zabójczą precyzją.
Annabeth starała się utrzymać z daleka od nas węże.

W końcu i ja rzuciłem się w wir walki. Ciąłem potwory, jednakże po chwili zorientowaliśmy się, że działają one na zasadzie „Bańka-wstańka”, zabiłem jednego on po chwili odradzał się i walczył ponownie.

-Mówiłem! – Krzyknął Nico – Tutaj nie ma władzy mojego ojca!
-Świetnie! – Leo zrobił unik przed szponami Harpii – To wezwij Hadesa, niech poszerzy sobie zakres zainteresowań!
-To nie takie proste! – Nico zamachnął się mieczem i rozsypał w pył Minotaura.
-Jason co robimy? – Spytała Thalia.
Jason popatrzył na Nico.
-Mam pomysł! – Rzekł di Angelo – Ale trochę szalony i nie wiem czy mi się uda!
-Spoko, my sobie tutaj poczekamy! – Odparł Leo.

Jason skarcił Leona i pozwolił Nico robić swoje. Di Angelo przeskoczył nad Minotaurem i pobiegł po schodach, po czym zniknął w jakimś korytarzu.

Ja natomiast robiłem się coraz bardziej zmęczony, a potwory odradzały się w pełni sił. Na dodatek nie miałem pojęcia co kombinuje Nico, co jeszcze bardziej mnie dobijało… Nico potrafił mieć… głupie pomysły.

W końcu dowiedzieliśmy co wykombinował Nico, po schodach zbiegło z tuzin szkieletów…

-On jest genialny! – Krzyknęła z zachwytem Annabeth – Nagiął przestrzeń, wprowadził cząstkę, swojego ojca…
-Annabeth zachwycaj się później! – Skarcił ją Jason.

Całą drużyną rzuciliśmy się na potwory, po chwili dołączył również Nico. A po paru minutach, potwory zmieniły się na stałe w kupkę popiołu.

Odetchnęliśmy z ulgą.

-To nie koniec – powiedział Nico – na górze jest dowódca. Olbrzym.
-Poradzimy sobie – odparł Jason.
-Czekaj! – Krzyknął Nico – Nie możemy ruszyć tam całą dziesiątką, będzie zbyt wielki tłok.
-Och… doprawdy? – Warknęła Piper.
-No tak – poparłem Nico – Olbrzym to i tak zajmuje ogromną ilość miejsca. Dodajcie jeszcze dziesięciu herosów, miotających się po całym pomieszczeniu.

Jason pokiwał głową. Wkrótce nakazał mi, Leonowi, Annabeth, Piper oraz Frankowi czekać na resztę, i sam z pozostałymi pognał pokonać Olbrzyma.

Nie to, że nam to odpowiadało. Leo nudził się niemiłosiernie, więc zaczął wspinać się po kolumnach, próbując zdjąć ozdoby na suficie, Piper zaczęła z nerwów, obcinać sobie włosy plastikowymi nożyczkami, Frank oparł się na swoim łuku i ze znudzeniem obserwował poczynania Leo. Ja zaś starałem się nie przyznawać do tej grupki, co dosyć nieźle mi wychodziło.

Nie umiem określić ile dokładnie czekaliśmy, ale po chwili ze zwycięskim okrzykiem wybiegł Jason oraz czwórka pozostałych herosów, denerwując tym samym jakąś staruszkę która powiedziała coś w stylu „Ta dzisiejsza młodzież… taka nadpobudliwa” i poszła dalej.

-To było za łatwe – krzyknęła Clarisse.
-Tak? – burknął Nico – Może dlatego, że aż dwa razy musiałem uratować ci tyłek?
-Zamknij się Trupi dechu – warknęła.

Nico westchnął ciężko. Po chwili wybiegliśmy z muzeum, woląc nie kusić losu. Zapadał po woli zmrok, a oczy większości z nas zaczęły ciążyć.

Nie za bardzo mieliśmy gdzie odpocząć, chociaż ja wpadłem na pomysł…

-Słuchajcie… Może mam głupie pomysły, ale pomyślałem, że może dzisiaj przenocujemy u mnie w domu. Co wy na to? Moich rodziców nie ma teraz, a ja mam wystarczająco dużo miejsca, aby pomieścić całą nasz grupę.

Ku mojemu zaskoczeniu zgodzili się. Najwyraźniej zmęczenie dawało im się we znaki, szybko trafiłem do domu i wprowadziłem grupkę do niego. Nie był to wielki dom, zwykły dwupiętrowy (plus dach) dom, jakich wiele.


Bez mojej matki i ojczyma, był jednakże zupełnie pusty i smutny, nawet widok ośmiu (bo Nico, nie pałał zbytnim entuzjazmem) rozradowanych towarzyszy nie ocieplił tego miejsca.

Leo wyjął ze swojego pasa parę zapasów, rozdał każdemu z nas po kromce chleba, gotowanym kurczaku i puszcze coca-coli. Zjedliśmy to bez apetytu, Annabeth zasnęła jako pierwsza, nie zdążyła nawet wstać z kanapy. W jej ślady poszła Piper, która rozłożyła się na fotelu.

Ja siedziałem na drugiej kanapie, obejmowałem jednym ramieniem Nico, który jako jedyny nie wykazywał chęci na sen.

-Słuchajcie, nas jest za dużo – powiedział.
-Wiesz Nico, jak chciałeś zostać sam na sam z Percy’im to trzeba było tylko powiedzieć – odparł Leo.

Jason, Clarisse oraz Frank zachichotali. Nico popatrzył na nich z politowaniem.

-Nie o to chodzi – jękną zażenowany – ciężko jest nam ze sobą współgrać, kiedy dookoła ciebie jest dziesięciu przyjaciół i kolegów – tu spojrzał z wrogością na Thalie, która udawała, że układa sobie włosy - Którymi musisz się zajmować… Bez urazy.

Clarisse przestała przytulać swojego chłopaka, wstała z fotela. Przypominała teraz burzę, włosy zasłoniły jej kawałek twarzy, a oczy wydawały się jakby miały zaraz wylecieć z nich błyskawice.

-Uważasz, że jesteśmy słabi? – Warknęła – Może przestaniesz w końcu uważać się za boga?
-Odwal się od niego – syknąłem.

Clarisse spiorunowała mnie wzrokiem, byłbym się zapadł w kanapę na której siedziałem, ale już sama obecność Clarisse wyprowadzała mnie z równowagi, a podsycała to jeszcze obrażaniem każdej osoby na której mi zależy.

Leo również wyglądał na wyprowadzonego z równowagi.

Nico zaś kontynuował z nonszalanckim spokojem, który denerwował Clarisse jeszcze bardziej:
-Chodzi mi o to, że dziesięciu półbogów, przyciąga całe hordy potworów. Najprawdopodobniej ten dom jest już pod obserwacją… Moja rada? Musimy się podzielić, na trzy, pięć grup. Łatwiejsze szanse na skończenie zadania.

Clarisse prychnęła ze złością.

-Nie jest to takie głupie – mruknął Jason – Ale wyraźnie powiedziano, że mamy się nie rozdzielać.
-Rozdzielimy się jeśli, nic nie zrobimy! – Tym razem to Frank wstał z miejsca.

Nico pokiwał prawie niedostrzegalnie głową.

-Na razie zostańmy przy składzie jaki jest – odparł Jason – Ale jeśli będziemy sobie skakać do gardeł, wtedy… no wiecie – spojrzał wymownie na Clarisse.

Pokręciłem głową, a kiedy wzrok wszystkich przestał skupiać się na Nicu pocałowałem go... nawet nie miał nic przeciwko!

Po jakimś czasie, wszyscy po za mną i Nico pozasypiali… Ja również miałem piasek, pod oczami, tylko Nico wydawał się w pełni sił. Był niespokojny, wiedziałem, że chodzi o potwory… Nico chociaż tego nie okazywał, zależało na wyjściu cało wszystkich z naszej grupy… A nasza przepowiednia nie była zbyt… pozytywna.

Jakaś kłótnia między wodą a ogniem. Rozstanie się jakiejś pary. Pożar  i utrata kogoś. Zdrada, podział rodzeństwa.  Nie, to na pewno nie napajało optymizmem. Jedyną rzeczą dającą nadzieję, był fakt, iż przepowiedni nie można brać dosłownie, a sam Chejron powiedział, że tą przepowiednie, będzie można zmienić. Tylko dla czego miałem te koszmarne przeczucia?

Chciałem coś powiedzieć Nico, ale nie zdążyłem… zasnąłem.

Od dawien dawna, nie miałem, żadnych snów, a tego nie powitałem z radością. Byłem na jakimś polu… Ale było to dziwne pole, pomimo tego, że wyglądało jakby słońce nade mną świeciło, znajdowałem się w jaskini. Albo w jamie… albo… nie wiem! Po prostu było to dziwne miejsce.

Wokół mnie było mnóstwo ludzi, zdawali się mnie nie widzieć. Nie mogłem za to dostrzec ich twarzy, tak jakby ich twarz była zakryta mgłą. Nie wiedziałem gdzie się znajduję, ale to miejsce zdawało mi się upiornie znajome.

Ludzie snuli się bez celu po całym polu, wydawało mi się to dosyć denerwujące… Nikt nie zwracał na mnie uwagi, a byłem pewny, że to nie sen, a połączenie z jakimś miejscem.

I wtedy odezwał się głos… Opanowany i spokojny, ale nie mogłem zlokalizować skąd dochodził

-Tutaj znajdziesz cel. W tej krainie. Nie dokładnie w tym miejscu. Już tu byłeś Percy, wysil pamięć.
Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu osoby, która to mówiła. Nikogo (po za tymi dziwnymi ludźmi) nie zauważyłem… A głos ponownie się zmienił… Teraz należał do mężczyzny.

-Perseuszu, naprawdę jesteś taki głupi? Nie pamiętasz mojej krainy?
-Hades! – To jako jedyne przyszło mi do głowy.
-Tak – potwierdził Pan Umarłych – Hades…
-Po co mnie tutaj sprowadziłeś? – Spytałem zniecierpliwiony.
-Uspokój się Perseuszu. Dosyć dawno się nie widzieliśmy? Od… od zakończenia wojny z Gają, czyż nie? Muszę przyznać, mój syn, Nico, całkiem nieźle sobie na niej radził... do czasu.

Przygryzłem wargę. Nie do końca miałem pojęcie czego chce ode mnie Hades, nie mniej było to trochę krępujące, zważywszy na fakt, że oficjalnie ogłosiłem się chłopakiem jego syna.

-Dokąd to zmierza? – Spytałem.
-Och donikąd, jeśli mnie nie posłuchasz – Hades zaśmiał się – Mam u siebie to czego potrzebujecie, aby zakończyć misję i dać chwilę wytchnienia obozowi Herosów.
-Co to jest?

Hades ponownie się zaśmiał.

-Nie tak szybko… Przez ciebie straciłem dwie córki Perseuszu, tracę również syna, więc oczekujesz, że od tak ci powiem?
-Oh… skądże znowu – warknąłem – Co z tego, że mogę zginąć? Albo co z tego, że również Nico może zginąć? Mógłbyś się chociażby pokazać.

Jak na zawołanie przede mną pojawił się mężczyzna, o czarnych, średniej długości włosach, czarnych szalonych oczach, oraz pobladłej cerze. Ubrany był w czarną zbroję.

-Proszę – odparł chłodno – Ale nie oczekuj, że będę spełniał każde twoje żądanie to byłoby śmieszne.
-Gdzie jestem? – Spytałem.
-Jesteś faktycznie tak ciężko myślący jak mówił mój syn… A przynajmniej kiedy pierwszy raz cię przedstawiał, później się to nieco zmieniło – Hades podrapał się po podbródku – Nie domyślasz się Perseuszu?
-Jestem Percy – warknąłem, a kiedy w oczach Hadesa pojawiły się niebezpieczne ogniki, dodałem pośpiesznie – Panie.

Hades westchnął.

-Jesteś w Piekle, jakby ładnie to określili śmiertelnicy. Prościej? Jesteś na Łąkach Asfodelowych – wyjaśnił.
Wzniosłem oczy ku górze. Nie podobała mi się myśl, że Hades ściągnął mnie na te Łąki…
-A więc, powiesz mi co takiego? Ta rzecz której potrzebuję…

Hades przeszył mnie swoim wzrokiem, ponownie sobie uświadomiłem, jak bardzo oczy Nico są podobne do oczu jego ojca… Nie napawało mnie to optymizmem.

-W swoim czasie, Perseuszu. Na razie musisz się tutaj dostać. A! I nie przyprowadzaj tutaj całej wycieczki, dobrze?
-Ciężko będzie… Panie – bardzo starałem się, żeby nie zabrzmiało to sztucznie – Mam dziewięciu herosów w drużynie.
-Potrzebuję tylko trzech – syknął Hades.
-Zgaduję… Dwójka to na pewno ja i Nico… A ostatnia osoba?
-Jeszcze nie wiem – Hades wzruszył ramionami – ALE NIE CHCĘ W MOJEJ KRAINIE NIKOGO OD STRONY ARESA!

Łąki zdawały się zatrząść, ja z trudem utrzymałem się na nogach… Tak jakby przez całe Podziemie przeszło trzęsienie ziemi… E, podziemi, znaczy się.

-O-oczywiście – wyjąkałem.
-No, na co czekasz. Zmiataj! I pamiętaj, żadnych wycieczek, chyba, że chcesz zostać tutaj na stałe.
Hades pstryknął palcami, a sen mi się rozmazał.

Tym razem to co widziałem, większego sensu nie miało. Wyglądało to trochę jakbym oglądał stary film.
Byłem na plaży… razem z Annabeth. Były to jedyne wspólne wakacje z nią, bez żadnej misji, czy czegoś w tym rodzaju. Przytulaliśmy się do siebie, po chwili Annabeth krzyknęła:
-Kto ostatni w wodzie, ten będzie sprzątał przez cały miesiąc!

Dałem jej wygrać, a po chwili w dwójkę zanurzyliśmy się pod wodę. Wytworzyłem, siłą woli bąbel powietrza, dzięki któremu Annabeth też mogła oddychać pod wodą. Pocałowałem ją wtedy, o ile zazwyczaj podwodne pocałunki nie są najlepszym pomysłem, tak ten był stanowczo niesamowity. Annabeth zaśmiała się, po czym wydostała się z bąbla i wypłynęła na powierzchnię ja zaraz po niej.

Na plaży rozległy się wiwaty i brawa. Wiwatowali między innymi Leo oraz Jason, który obejmował w pasie Piper.

Wcześniej nie zwracałem na to uwagi, ale teraz kiedy się przyjrzałem, dostrzegłem, że Jason patrzy nerwowo na Nico, (który jako jedyny stał na plaży niewzruszony) jakby się obawiał, że może zrobić coś głupiego. Teraz wydawało mi się to oczywiste.

Po chwili sceneria ponownie uległa zmianie. Znajdowałem się na Ogygii, ale tym razem to nie było moje wspomnienie. Chociaż raz znajdowałem się na tej wyspie… Należała do Kalipso, była jej więzieniem, nie mogła się z niej wydostać i była skazana na wieczną samotność, chociaż los raz na jakiś czas przyprowadzał do niej Herosów, w których zawsze się zakochiwała, ale żaden nie pozostawał z nią, zawsze od niej odchodzili. Ja też byłem w tej sytuacji, miał dwa wyjścia… Zostać na zawsze z Kalipso, albo powrócić i uratować swoich przyjaciół…

Lecz tym razem to nie ja byłem gościem Kalipso, musiałem przetrzeć oczy, żeby się upewnić czy to aby prawda. Przed tratwą, która prowadziła do świata śmiertelników stał Leo, Kalipso najwyraźniej się żegnała z Valdezem. Podszedłem bliżej, usłyszałem kawałek rozmowy:
-… I tak cię nienawidzę Leonie Valdez – powiedziała Kalipso.

Leo poczerwieniał.

A Kalipso go pocałowała. Później Leo już będąc na tratwie przysiąg na Styks, że tutaj wróci do Kalipso.
Otworzyłem szeroko usta… Nie, nie, Leo nie mógł! Bogowie… Kalipso, została skazana na wieczną samotność, za to, że pomagała tytanom. Nic jej nie mogło pomóc, a Leo przysiągł na Styks… Nie, nie dziwię mu się, ale… Przysięga na Styks jest zobowiązująca… Jeśli się ją złamie lub nie wypełni … cóż, po prostu wiedzcie, że są gorsze rzeczy od śmierci. Po chwili w mojej głowie rozbrzmiał jakiś nieznany mi męski głos... "Nie można wiecznie uciekać od Przysięgi".

***


Okej więc tak jak obiecałam o to kolejny rozdział :3  Mam nadzieję, że rozdział się podoba... Jeśli nie to przepraszam, poważnie te rozdziały z tej misji nie są moim najlepszymi :< Pozdrawiam wszystkich!

Renowacja z 12 kwietnia 2015

3 komentarze:

  1. Super! Czekam z niecierpliwością na kolejny ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny !!!!!!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no. Drużyna bardzo słaba. Tylko czwórka dzieci wielkiej trójki i sześcioro z Siedmiu..
    -Thalia. Córka Zeusa najlepsza z Łowczyń
    -Jason. Syn Zeusa pre..(coś tam) obozu Jupiter
    -Nicko. Najpotężniejsze dziecko Hadesa. Nawet Jason wiedział że nie da mu rady w walce
    -Percy. Sami wiecie
    -Clarris. Najlepszy wojownik z obozu. Ulubionaa córeczka Aresa
    -Frank. Najgorszy z Siedmiorga.
    -Ten no chłopak Cllaris.
    -Piper. Używa czaromowy potrafi każdego do wszystkiego namówić.
    -Leo. Chyba nie musze mówić jak bardzo jest zajebisty?
    -Ann. Najmądrzejsza z półbogów. Mistrzyni walki na sztylety.
    Jeżeli kogoś pominełam to sorry. Fatalna sytuacja z tym składem..

    OdpowiedzUsuń