piątek, 29 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 12

Rozdział 12. Wchodzimy do Podziemia.



Jeśli chodzi o misję… To już ją skazałem na niepowodzenie. Chłopak Clarisse, był przygaszony. Nie rozmawiał ani nie starał się nam pomóc, a przynajmniej na to wyglądało. Zachowywał się co najmniej dziwnie.

W sumie nie dziwiłem mu się. Stracił ukochaną osobę… Nie, nie przepadałem za Clarisse, jednakże ja (chyba) jako jedyny obwiniałem się za jej śmierć. Mogłem to ja iść na końcu… Wtedy na pewno Clarisse by przeżyła.

Kiedy nastał zmierzch, rozbiliśmy niewielki obóz niedaleko przepaści, w której płynęła jakaś rzeczka.

Ognisko rozniecił oczywiście Leo, ale atmosfera nadal była chłodna. Nie pomagały nawet żarty Leona, wszyscy zachowywali się (po za Valdezem) jak kamienne posągi… Patrzyli się niemrawo w ogień, nawet Nico, który tak bardzo był przyzwyczajony do śmierci, wydawał się bardziej ponury niż zwykle.
W końcu Leon się poddał z próbą rozśmieszenia nas.

-To moja wina – powiedział wstając z trawy – mogłem być bardziej uważny… Zadowoleni? Możemy rozmawiać?

Nikt nic nie odpowiedział. To przede wszystkim ja czułem się winny… ale… Nie, to przecież wina Leo!

-Nie, nie jestem zadowolony Valdez! – Warknąłem i również wstałem.

Leo popatrzył na mnie ze zdziwieniem.

-Percy, uspokój się – powiedział Nico – To nie jego wina.
-Nie jego?! Gdyby był silniejszy, Clarisse by żyła – warknąłem i wytknąłem palcem Leo.
-Tak? A może ty powinieneś był coś zrobić? Hę? – Leo wydawał się być zdekoncentrowany – Co z twoją wielką mocą? Co z umiejętnością pokonania każdego i pomocy każdemu?!

Zmarszczyłem brwi.

-To ty miałeś nas stamtąd wyprowadzić, nie ja – przypomniałem mu, czując jak narasta we mnie gniew, a w głowie słyszałem już tylko dźwięk fal.
-Wymagasz rzeczy niemożliwych! – Ryknął Leo, do tego stopnia przestał panować nad sobą, że jego włosy stanęły w płomieniach – Ona już nie żyje, nic na to nie poradzę!
-Chłopcy… - jęknęła Annabeth – Przestańcie.

Nie usłuchaliśmy jej. Zamiast tego zacisnąłem z całej siły dłoń na swoim długopisie.

-A wiesz przez kogo nie żyje? Przez ciebie! Specjalnie to zrobiłeś prawda? Wiedziałeś, że Clarisse jest ostatnia! Nienawidziłeś jej.
-Jak śmiesz! – Krzyknął Leo – Jak śmiesz oskarżać mnie o zabójstwo innego herosa!

Nico również wstał, złapał mnie za ramię, ja jednakże byłem zbyt wściekły i go odtrąciłem, po czym ruszyłem w stronę Leo. Kiedy stykaliśmy się już prawie nosami, Leo zacisną pięści, ogień w ognisku wystrzelił na dwa metry w górę i Piper krzyknęła ze strachu.

-A ty? A ty jak mogłeś ją zostawić?!
-To nie była moja wina, Percy! – Warknął Leo.
-Uspokójcie się – tym razem to Frank stracił cierpliwość – ona nie chciałaby…
-Nie twoja? Nie twoja?! Żartujesz! To absolutnie TWOJA wina! – Ryknąłem – Gdybyś umiał bardziej nad sobą panować…
-Umiem nad sobą panować! – Jakby na potwierdzenie tych słów oczy Leo również zapłonęły ogniem, podobnie jak dłonie – To ty nie potrafisz przyznać się do błędu! Musisz wszystko na wszystkich zwalać! Nie mogę uwierzyć, że Nico jest z takim palantem jak ty!
-Zamknij się Valdez! – Wycedziłem przez zęby – Zajmij się lepiej swoim życiem uczuciowym, a nie wciskasz się do mojego!
-Ach tak? Wciskam się? Jeśli tak, to tylko i wyłącznie ze względu na Nico! – Warknął.

Poczerwieniałem na twarzy. Miałem ochotę zdzielić Leo prosto w twarz.

-Teraz to obchodzisz się Nico, tak? A co z Kalipso?! Czyżbyś już o niej zapomniał? Zapomniałeś o tym co przysięgałeś na Styks?

Ogień w oczach Leona nieco przygasł.

-Skąd… Ty… Ty… Wredny… Ty… - Leonowi widocznie zabrakło słowa – Zabraniam ci mieszać się w moje prywatne sprawy!

Zanim zdążyłem odpowiedzieć podszedł do nas Nico, popchnął mnie dalej od Leo, a sam stanął między mną a nim, zasłaniając własnym ciałem Leona. Dopiero po chwili zorientowałem się, że trzymam w dłoni Orkan wymierzony wprost na Leo (w tym momencie na Nico).

-Co się dzieje? Kim jest ta Kalipso? – Spytał ostro.
-Nico… - Jęknęła Annabeth jakby spytał o coś oczywistego.
-No co? Chcę wiedzieć komu i dlaczego, Leo coś przysiąg na Styks!

Leon westchnął ciężko.

-Kalipso… - zaczęła Annabeth tonem znawcy – Córka tytana Atlasa. Uwięziona jest za pomoc swojemu ojcu na wyspie… Ogygii. Percy może powiedzieć ci więcej – dodała z pewną złością w głosie – On już kiedyś u niej był…

Na moje szczęście Nico zaniemówił. Odwrócił się w stronę Leo, jakby próbował coś wyczytać z jego osoby. Leon pokręcił głową, przestał płonąć i ponownie zasiadł przy ognisku.

Nico zaś jakby wrósł w ziemię, nie poruszył się. Szeptał tylko coś w stylu: „Nie… to niemożliwe”. Byłem na niego wściekły, że mnie nie poparł, więc nie spytałem się co jest niemożliwe i idąc w ślady Leona zasiadłem przy ognisku.

Zjedliśmy coś na szybko. Po czym Annabeth i Piper poszły spać.

Nico usiadł na skraju przepaści, ja po chwili wahania dołączyłem się do niego.

-Tu jest pięknie… - wyszeptał Nico, patrząc w gwiazdy – To idealne miejsce na cmentarz… albo pojedynczy grób. Co o tym sądzisz Percy?

Zmarszczyłem brwi.

-Sądzę, że powinieneś zacząć myśleć o przyziemnych sprawach Nico – powiedziałem – Na przykład na wspieraniu swojego chłopaka… - dodałem cicho.

Nico na moje nieszczęście to usłyszał, zaśmiał się cicho.

- Nie mogę wiecznie cię popierać, bo stracę całą moją złą reputację… Co nie znaczy, że nie wspieram cię duchem.
-Mh… Jasne, jasne – mruknąłem, nie do końca wierząc Nico – Kiedy Annabeth opowiedziała ci o Kalipso… powiedziałeś, że to niemożliwe… - przypomniałem – Co jest niemożliwe?

Na twarzy Nico pojawił się grymas. Byłem przekonany, że mi nie odpowie, lecz po chwili podjął temat.

-Wiem kto to jest Kalipso, ale myślałem… miałem nadzieję, że myślisz o innej, Kalipso. Co Leo jej przysiągł?

Zmarszczyłem czoło, fala zazdrości ponownie ogarnęła mój ciało… Nienawidzę kiedy Nico, bardziej przejmuje się Leo, niż mną… na przykład.

-Obiecał jej… Obiecał jej na Styks, że ją stamtąd zabierze.

Nico otworzył szeroko usta, po czym ukrył twarz w dłoniach…  Objąłem go ramieniem. Kiedy się lekko uspokoił, odsunął się delikatnie ode mnie, po czym popatrzył na mnie z takim smutkiem jakby, sztylet wbił mu się prosto w serce.

-Percy…?
-Tak?
-Przepowiednia... Pamiętasz wielką przepowiednię? Po prostu nie mogę uwierzyć, że Leo zrobił coś tak głupiego – odpowiedział drżącym głosem.

Zmarszczyłem brwi.

-Nie do końca rozumiem... - przyznałem - Gaja została pokonana i...

Nico przycisnął palec do ust.

-„Przysięga tchem ostatnim dochowana będzie”… Percy, nie można od tak rzucać przysięgami. A jeśli to się na nim zemści?

Westchnąłem ciężko.

-Spokojnie Nico… Nic mu się nie stanie.

Nico wtulił się w moją kurtkę.

Jak zwykle bywa w mojej głowie pojawiły się złośliwe myśli…

„Jemu zależy już tylko na Leo”
„Nieprawda”
„Nigdy się tak nie przejmował twoim losem jak losem Leo”
„Nie… po prostu tego nie okazywał’
„Nie zdarzyło mu się rozpaczać kiedy tobie groziło”

Westchnąłem ciężko, objąłem Nico najmocniej jak umiałem…

Kiedy następnego dnia składaliśmy obóz, Leo absolutnie nie miał ochoty ze mną rozmawiać. Gapił się na mnie z ogniem w oczach… To było o tyle nie fajne, że wcześniej nie najgorzej mi się układało z Leonem… Okej, zgrzytało między nami, ale bez przesady.

Może mi się tylko zdawało, ale kiedy pakowałem mój namiot, Leo obejmował Nico…
Mam nadzieję, że to tylko mi się wydawało, albo…

-Percy! – Krzyknął Nico – Postanowiłem… Idziemy do Podziemia.
-Naprawdę? Znaczy… całą grupą?

Nico pokiwał głową. Leo właśnie przechodził obok… Nie wiem czemu, ale chciałem mu zrobić na złość. Pocałowałem więc Nico, zerkając ukradkiem jak ogień w oczach Leo gaśnie i kryje się za smutkiem, i po chwili Valdez odbiegł od nas jak najdalej.

Ruszyliśmy na piechotę. Nie było wielu osób, raz po raz natykaliśmy się na jakieś wycieczki turystyczne, które natychmiast omijaliśmy….

Nagle coś zimnego oblało całe moje ciało… dreszcz, lub przeczucie sam nie wiem… przypomniałem sobie słowa Hadesa… „NIE CHCĘ W MOJEJ KRAINIE NIKOGO OD STRONY ARESA!”. A co jeśli Hades domyśla się, że sprowadzam całą grupę i zabił Clarisse bo… Nie! To bzdura, nawet Hades nie jest tak szalony, po za tym to Hefajstos nas tam ściągnął...

-O co chodzi, Percy? – Spytał Nico – Zbladłeś.
-To… Nic, zupełnie. Idźmy dalej.
-W sumie to pojedziemy teraz metrem – powiedział Nico, wskazując na wejście do metra – będzie szybciej.
-Nie lubię metra – mruknął Frank.

Jason popatrzył niechętnie na Nico i w końcu zadecydował, żeby zaufać di Angelo.
Podróż nie była długa. Dotarliśmy w niecałą godzinę w tej części City of London, o którą nam chodziło. Monument to the Great Fire of London, to było naszym celem. Musieliśmy zapłacić za możliwość dojścia do Monumentu.

Nico upewnił się, że nikt nie patrzy, dotknął fundamentu kolumny, po czym pojawiło się coś w stylu czarnego portalu.

-Wchodźcie – powiedział Nico.
-Ty pierwszy – odparła Thalia.
-Nie ufasz mi – warknął Nico.
-Nie ufam niczemu, kiedy nie wiem po czyjej jest stronie. Możesz równie dobrze wprowadzić nas w pułapkę Hadesa.
-Bo nie ma nic innego do roboty, tylko nas zdradzać – warknął Leo – Zastanów się.

Dziewczyna westchnęła.

-Dobra… Ale i tak niech wejdzie pierwszy.

Nico skłonił głowę i wszedł do portalu. Jason za nim, później reszta.
Znaleźliśmy się w ciemnym tunelu. Kiedy ostatnio tutaj byłem, był wypełniony mnóstwem dusz. Teraz był pusty, jeśli nie liczyć ponurego gościa, stojącego przy łodzi. Jason poprowadził naszą grupkę do mężczyzny. Facet uniósł wzrok, być może był zaskoczony widząc dziewięcioro dzieciaków, ale nie dał tego po sobie poznać.

-Za obola, przedostaniecie się na drugą stronę.
-Nie mamy obola – odparł Jason – ale my…
-Bez Obola nie dostaniecie się do krainy…
-On ma jakąś manię – jęknął Leo – Kolekcjonujesz stare monety czy co?
Nico chrząknął cicho.
-Charonie! – Warknął i wyszedł przed Jasona – Ślepyś czy głuchy?
Charon wytrzeszczył oczy.
-Panicz… Panicz tutaj?
-Nie, nie umarłem! – warknął Nico – Ale chcę się tam dostać! Tym razem głównym wejściem!
-A-ale…
-Masz. Nas. Tam. Wpuścić. Rozumiesz? – Wycedził władczo Nico.
-O-oczywiście.

Charon skulił się lekko. Weszliśmy do łodzi i przepłynęliśmy przez rzekę Styks. Kiedy znaleźliśmy się na drugim brzegu, powitał nas wielki, ogromny… największy pies jakiego widziałem… na dodatek miał trzy głowy. Oczywiście na mnie, Annabeth i na Nico pies nie zrobił żadnego wrażenia, już go wiedzieliśmy. Ale pozostali patrzyli na Cerbera z otwartymi ustami, nogi wydały im się wrosnąć w ziemię.

-Spokojnie on nic wam nie zrobi – uspokoił ich Nico.
-Nic? – Spytał Leo – On ma przecież TRZY głowy!
-Dlatego bądź spokojny, może zjeść najwyżej trzech herosów za jednym razem – odparł Nico.

Leo powiedział coś w stylu „Bardzo uspokajające”. Nico podszedł do Cerbera, wielki pies dźwigną się na nogi, po czym skoczył w stronę Nico… mogłoby się wydawać, że z zamiarem rozszarpania go, jednakże Cerber jedną głową zaszczekał wesoło, drugą zaczął lizać Nico, a trzecią łasić się o jego kurtkę.

-Grzeczny piesek – zaśmiał się cicho Nico – Tęskniłeś za panem? No wiadomo… Mam coś dla ciebie.
Nico pogrzebał w kieszeni kurtki i wyciągnął z niej piłeczkę, po czym rzucił ją Cerberowi, trójgłowy pies rzucił się za zabawką, po czym przyniósł ją w jednej paszczy.
-Przykro mi chłopie, ale nie mam czasu na zabawę – westchnął Nico – Później się pobawimy, dobrze? Nie wiem kto go nauczył, żeby przepuszczać żywych tylko kiedy mają zabawkę - dodał po chwili.

Cerber zaszczekał smutno, po czym położył się, a Nico podrapał go za jednym uchem, po czym przeprowadził naszą grupę za drzwi.

-Ty masz fajnego psa – powiedział Frank.
-On ma wszystko fajne – odparł Leo.

Nico zaśmiał się nieśmiało i chłodno, ruszyliśmy dalej. Przeszliśmy cichaczem przez trybunał i znaleźliśmy się na Polu…

- Łąki Asfodelowe – jęknął Nico – Nie rozdzielajmy się tutaj, dobrze?


3 komentarze:

  1. Ekstara rozdział! Ta kłótnia między Leo a Percym... Hmm.. Czekam na kolejny rozdział. Kiedy dodasz? :) Życzę weny. ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już niedługo w przeciągu 20 min lub 30 c: Dziękuję za opinię ^^

      Usuń
  2. Rozdział boski i wgl Nico <3
    Spytałabym kiedy New ale widzę że jest, więc lecę czytać :)

    OdpowiedzUsuń