sobota, 30 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 15

Rozdział 15. Sukces porażką zwany


Jeśli tak wygląda umieranie to wcale nie jest takie złe. Moja dłoń ciągle trzymała zimną dłoń Nico. Nie czułem praktycznie nic, a jak przez mgłę widziałem niemrawe światło. Moje ramię w ogóle już nie piekło.
Dopiero po chwili uświadomiłem sobie coś wyjątkowego i szczęśliwego… Nie umarłem! Ciągle żyję! Z trudem spojrzałem na Nico. On też po woli odzyskiwał przytomność. W takim razie nasunęło mi się pytanie… Jakim cudem przeżyliśmy? Jakby w odpowiedzi Nico wydukał: -Dzięki za pomoc ojcze… Po czym dźwignął się na łokciach, popatrzył na mnie nieprzytomnie. A po chwili rzucił się na mnie i przytulił. -Spokojnie…. Spokojnie bo mnie udusisz – wyjąkałem. -Stęskniłem się za tobą – powiedział mi do ucha. -Ale przecież… A no tak – zmieszałem się, przecież Nico od dłuższego czasu nic nie widział – A nie uważasz, że to nie najlepszy moment? Może powinniśmy... Nico pocałował mnie w usta mówiąc tym samym „Zamknij się”, jęknąłem cicho. Moim ciałem przeszedł pewnego rodzaju dreszcz… coś jak wyładowanie elektryczne, jakbym dotknął gniazdka z prądem… Inna sprawa, że to akurat było całkiem przyjemne. Tak całować jak teraz się całowałem nie zdarzyło mi się nigdy… Cała ta sytuacja z możliwością śmierci, z tym, że przed chwilą byliśmy zupełnie martwi jeszcze bardziej to podsycała i nic nie mogło się z nią równać. Było cudownie… Właściwie z Nico zawsze było cudownie, ale tym razem było wyjątkowo cudownie. Byliśmy nawet do tego stopnia zaaferowani sobą, że z początku nie usłyszeliśmy cichego chrząknięcia za sobą, dopiero kiedy ktoś tupnął nogą, Nico nie chętnie oderwał wzrok od mojej klatki piersiowej, która nie wiedzieć czemu była naga, a moja koszulka leżała zaraz obok mnie. Nico natychmiast zbladł i praktycznie odskoczył ode mnie. Również spojrzałem w tamtą stronę… Cóż powiedzmy, że gorzej być nie mogło… Za nami stał Hades. Natychmiast zerwałem się na równe nogi, chwytając przy okazji koszulkę i nakładając ją na siebie. -O-ojcze – wyjąkał Nico. -Uch... Może powinieneś inaczej mi podziękować – mruknął z niesmakiem Hades, po czym spojrzał na mnie tak, że jedyne czego teraz pragnąłem, to zapaść się pod ziemię – Powinieneś okazać mi trochę szacunku. Właśnie cię ozdrowiłem. -T-Ty mnie uzdrowiłeś? – Oczy Nico zrobiły się wielkie jak talerze - Przecież... -No na pewno nie on – wskazał głową na mnie – Tak, zrobiłem to. Nico otworzył szeroko usta. -Ale czemu? Przecież mnie nienawidzisz. -Powiedzmy, że cała ta sprawa działała mi już na nerwy – burknął Hades – No zmiatajcie. Obóz was potrzebuje. -Ale… ta rzecz… - zaczął Nico. -Już tam jest – burknął Hades. Zacisnąłem pięści i spojrzałem gniewnie na ojca Nico. -A więc to tak – warknąłem – Najpierw posyłasz nas tutaj nie wiadomo po co! Annabeth zginęła! Clarisse zginęła! Thalia oszalała! Prawie pobiłem się z Leo… -Nie moja wina, że masz taki temperament – burknął Hades. -TYLKO PO TO BY USŁYSZEĆ „ZMIATAJCIE”?! Czy ty jesteś bogiem podziemia czy głupoty?!!! – Ryknąłem tak głośno, że aż potoczyło się echo. Skóra na twarzy Hadesa przyległa idealnie, przez co wyglądała jak trupia czaszka, oczy zapłonęły ogniem. Aż nagle… Hades po prostu wybuchnął lodowatym śmiechem… Nico westchnął tylko z zażenowaniem „Ojcze…”. -Kocham śmiertelników – Hades klasnął w dłonie – Oczywiście, że Annabeth, Clarisse żyją! -CO?! – Spytałem w tym samym momencie co Nico. -Ale ojcze, przecież... -Tak naprawdę one nigdy nie umarły! Po prostu je... zabrałem – odparł Hades – A Nico… - Zwrócił swoją głowę w kierunku syna – Wiem, że bardzo przeżywałeś kiedy Hazel, moja córka… -On nie BYŁA twoją córką – warknął Nico – Tak samo jak Pluton nie jest moim ojcem. Kiedy tylko wypowiedział imię „Pluton”, Hades zaczął się zmieniać. Zmalał o kilka centymetrów, skóra zrobiła się bardziej opalona, a oczy nie były już szalone, a władcze… Szczerze? Przypominał w tej chwili Hitlera. -Tak więc – nawet głos mu się zmienił, stał się cieplejszy – Moja córka Hazel, powróci do życia. Za te wszystkie lata Nico, przez które wyrywałem sobie z twojego powodu włosy z głowy... Oczywiście śmierć nie będzie zbyt zadowolona, ale to ja tutaj rządzę. -Pluton… - tylko tyle zdołałem z siebie wydusić. Hitlerohadespluton uśmiechnął się w moim kierunku. -Tak Percy… jestem Plutonem – odparł z pewną melancholią w głosie. -A-ale… - Gardło Nico najwyraźniej z trudem wydobywało głos – Czemu? -Bo zasłużyłeś… Pluton ponownie przybrał postać Hadesa i kontynuował już swoim normalnym lodowatym tonem: -Co nie znaczy, że nie zasłużyłeś na naganę. Nico przewrócił oczami. -A więc kiedy możemy…? – Zacząłem. -Jak najszybciej… NIE CHCĘ WYCIECZEK W MOJEJ KRAINIE! -A co z Thalią? – Spytałem po chwili. Hades sposępniał, a przynajmniej tak mi się wydawało. -Nic nie mogę z tym zrobić… Jeden szaleniec, jeden sługa dla mnie. -Ale ojcze… Nico nie dokończył. Świat zawirował, poczułem szarpnięcie w okolicach pępka, po czym wylądowałem na zielonej trawie w Obozie Herosów. Zamrugałem szybko oczami… Czy to aby nie był sen? Dźwignąłem się na nogi. Obok mnie stała cała moja (znaczy Jasona) drużyna, patrzyli po sobie otępiale. Była tam również Annabeth i Clarisse, a przede wszystkim: -HAZEL! – Krzyknął Nico i podbiegł do leżącej na trawie afro-amerykanki. Dziewczyna rzuciła się na szyje Nico i zakręcili się wokół własnej osi, Hazel zanosiła się swoim ciepłym śmiechem. -Bracie – Hazel wyszczerzyła zęby – znowu mnie uratowałeś! Jeszcze chwila a zaczniesz jeździć na białym rumaku i ratować inne damy z opresji. -Wystarczy, że co roku ratuję ciebie Hazel – Nico pieszczotliwie musną palcem jej nos. Hazel ponownie wtuliła się w Nico. A po chwili podbiegła również do Franka i obsypała go całusami. Frank zdawał się otępiały, a zarazem szczęśliwy… był chyba najszczęśliwszy z całej naszej grupy. Spojrzałem wymownie na Nico, a po chwili podszedłem do Annabeth i złapałem jej zimne wciąż dłonie. Jej szare oczy pociemniały gniewnie, zarzuciła moje ramię na swoje plecy po czym z całą siłą przycisnęła mnie do trawy. Chwilę później jej kolano dotykało mojego gardła, a przed oczami widziałem czubek jej sztyletu. -TY… TY… KRETYNIE! GLONOMÓŻDŻKU! – I Annabeth wybuchnęła płaczem – MYŚLAŁAM, ŻE JUŻ NIGDY CIĘ NIE ZOBACZĘ! Ciężar jej kolana zelżał i wstała ze mnie. Dźwignąłem się ciężko na nogi, po czym bez słowa uprzedzenia przytuliłem ją jak siostrę. -Dziękuję ci Ann – powiedziałem cicho – Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka o ulga cię widzieć… Całą i zdrową. Annabeth zachichotała histerycznie, w końcu oderwała się ode mnie. Po chwili wokół naszej grupki zebrał się tłum obozowiczów, zaczęli klaskać na nasz widok, a następnie ujawnił nam się Chejron z ogromnym uśmiechem na twarzy. -Witajcie – powitał nas – zaczęliśmy tracić nadzieję. Nie było was dwa miesiące! Wszystkie inne grupy zakończyły swoje misje tylko wasza nie powracała. -DWA MIESIĄCE? – Wyrwało mi się, Annabeth oraz Nico. -Tak… Straciliście rachubę czasu? – Chejron zmarszczył brwi. W skrócie opowiedziałem co się dokładnie stało. Wszyscy wydali z siebie stłumiony okrzyk. -To wyjaśnia pojawienie się Cerbera, oraz odnalezienie zagubionej broni która razem z runem teraz strzeże naszego obozu... – mruknął Chejron – Dzięki wam obóz ma chwilę by odetchnąć. Nie wiemy jeszcze ja długą, ale ma. -To super – powiedziała Hazel – Trochę mnie tutaj nie było. Mogę pomóc w czymkolwiek? Chejron zaśmiał się ciepło. -Jestem przekonany, że dzieci Hermesa nie będą miały nic przeciwko jak po ostatnim ataku pomożesz zreperować ich domek. Po minach dzieci Hermesa wyczytałem, że mają coś przeciwko, ale nikt nie wyraził sprzeciwu. Kiedy wszyscy skończyli się o wszystko dopytywać, nasza grupa odetchnęła z ulgą. Wymieniliśmy parę słów ze sobą, po czym udaliśmy się do swoich domków by się odświeżyć. Byłem właśnie pod prysznicem kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Klnąc pod nosem, owinąłem biodra ręcznikiem i uchyliłem drzwi, przez które, nawet nie pytając wszedł Nico. Zmierzył mnie od góry do dołu, po czym zapłoną rumieńcem, zrobił gest palcem który zaczynał się od mojej klatki piersiowej i skończył się na drzwiach co odczytałem jako „To ja nie przeszkadzam” i już miał szarpnąć za klamkę, ale ja zaśmiałem się ciepło i powiedziałem: -Spoko, zostań, ubiorę się i już przyjdę. Kąciki warg Nico poruszyły się delikatnie. Wszedłem powrotem do łazienki, ubrałem się w to co miałem akurat pod ręką i wróciłem do Nico. Chłopak stał właśnie na moim łóżku, bo był stanowczo za mały by dojrzeć zdjęcia które wisiały praktycznie na linii między ścianą a sufitem. Przedstawiały one praktycznie wszystkich moich przyjaciół… Niestety dopiero teraz sobie uświadomiłem, że nie ma tam ani jednego zdjęcia z Leo… a najgorzej, że nie ma ani jednego z Nico. Przygryzłem wargę. Nico jeszcze mnie nie zauważył, patrzył teraz na zdjęcie, przedstawiające mnie i Annabeth całujących się na plaży. Chrząknąłem cicho, Nico natychmiast opadł na łóżko, minę miał taką jakby zjadł całą beczkę soli. -Leo może i jest tym piątym kołem u wozu – powiedział nieprzytomnie, jak gdyby mówił do siebie – Ale ja jestem co najmniej siódmym. Coś zabolało mnie w klatce piersiowej, usiadłem obok leżącego Nico i pogładziłem jego czuprynę, której nawet nie zdążył sobie ułożyć w coś normalnego. -Dla mnie zawsze będziesz tym głównym kołem, który napędza wszystkich – powiedziałem. Nico uniósł brwi. -Wybacz…. Głośno myślałem – mruknął i usiadł obok – Powiedz mi… Gdzie idziesz do szkoły? -C-co? -Do jakiej szkoły idziesz, jutro przecież wyjeżdżasz do domu… - odparł Nico. -A czemu pytasz? Nieco westchnął ciężko, zapłoną rumieńcem i schował twarz w dłoniach. Pierwszy raz widziałem go… zawstydzonego. To było całkiem śmieszne! Hej! Serio, wcześniej myślałem, że chłopak nie ma uczuć! -Bojamuszęiść – powiedział ciągle nie odrywając o twarzy. -Powtórzysz? Nico wziął głęboki oddech, położył dłonie na kolana i cały czerwony powtórzył: -Muszę chodzić do szkoły, taka jest wola mojego ojca, powiedział, że pomogę bardziej gdy nie będę w obozie – kiedy wypowiedział ostatnie słowa poczerwieniały mu również uszy. Zaśmiałem się cicho. -Wywalili mnie z poprzedniej. Z tego co wiem mojej matce udało się jakoś wyjaśnić całą ta akcję z wybuchem, ale i tak mnie wywalili. No i moja mama nie miała wyjścia. Będę uczęszczał do szkoły dla beznadziejnych przypadków, czyli Holloway Secondary School. Nico wytrzeszczył oczy, po czym zaniósł się głośnym śmiechem. -Żartujesz? -Nie… - zmarszczyłem brwi. -Żartujesz – powtórzył. -Nie… O co chodzi? -Leo też tam będzie chodził!!! Jemu kazali pilnować nowych herosów.

***

Yay! Słodko-gorzki akcent :3 No to... mh... w ten o to sposób zakończyłam część 2 i teraz mam pytanie... czy przeczytalibyście dzisiaj jeszcze jeden rozdział? Mam już napisany dlatego też pytam ;)

5 komentarzy:

  1. Ja zawsze przeczytam :3 rozwaliła mnie końcówka z Leonem xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa.... xD Będzie za satyra robił (nie no tak to widzę po tym zdaniu :D)

      Usuń
  2. Jej Percy będzie chodził z Leo do szkoły! I bardzo chętnie przeczytam kolejny rozdział. :3 A Annabeth mnie znowu wkurza! Ciągle mam obawy, że będzie chciała wrócić do Percy'ego, a on się zgodzi. :( A co do tego gdzie Nico mówi "żartujesz" to moja pierwsza myśl była taka: "Jest! Nico będzie chodził do tej samej szkoły co Percy!" Potem doczytałam do końca i myślę sobie tak: "Niestety to byłoby zbyt piękne." Ale zawsze nawet fajnie, że będzie tam Leo. Może będą tam sceny zazdrości albo Leo powie Percy'emu co czuje do Nico lub powie to Nicowi wprost. I co będzie z Thalią? Wróci do obozu czy zostanie w Podziemiu na zawsze? Rozdział jak zwykle OSOM! ;) Życzę weny! =3

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeny... To jest boskie!
    Dawaj jeszcze jeden rozdział!!!
    Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję :3 Już właśnie dodałam xD :))

      Usuń