sobota, 30 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 16

Rozdział 16. Takie ŻYCIOWE problemy 

(PERCY)
Rok szkolny nigdy nie był tak zwariowany jak w tym roku. Po pierwsze do klasy chodziłem razem z Leo, z którym ledwo wytrzymywałem. Po drugie do klasy chodziłem z Nico (a dokładniej chodziliśmy razem na zajęcia z matmy oraz techniki), dzięki czemu widywałem go dosyć często.
Nico mieszkał w hotelu, fundowanym przez Hadesa (oczywiście nie osobiście), a Leo mieszkał u Piper, której ojciec (sławny aktor) mieszka niedaleko szkoły. Cóż nazwa naszej szkoły dla beznadziejnych przypadków nie była bezpodstawna, takich kretynów w jednym miejscu nie widziałem od czasu kiedy po raz ostatni widziałem mojego pierwszego ojczyma Gabe… Więc jakiś szmat czasu temu. W klasie uchodziłem za osobę dziwną, Nico uchodził za kogoś kogo łatwo pobić dla kasy, zaś Leo był osobą wybuchową (dosłownie), przez co całe nasze trio nie było zbyt lubiane… Szczerze? W ostatnim miesiącu zacząłem się dogadywać się z Leonem i przestałem mieć coś przeciwko jego towarzystwu. No tak czy siak, był ostatni miesiąc, wszyscy byli zmęczeni nauką, a ja z dumą odkryłem, że jeśli przetrwam te parę dni, nie zostanę wywalony (chociaż byłem już na warunku, ponieważ podczas lekcji biologii kiedy pani kazała mi za karę posprzątać akwarium, szklane pomieszczenie po prostu wybuchło, a woda razem z rybkami wylądowały na głowie nauczycielki). Właśnie trwała lekcja matmy. Najgorsza lekcja, siedziałem w trzyosobowej ławce, po mojej prawej siedział Nico, po lewej Leo, gapiliśmy się bez słowa w tablice. No dobra… Leo się nie gapił, robił z kilku drucików które znalazł na ławce, model żaglowca, z papierowymi żaglami. Nico po chwili zerknął na jego dzieło. Co zauważyła nauczycielka… wyjątkowo wredna nauczycielka. -Panie di Angelo, co ja przed chwilą powiedziałam? – Warknęła. Wszyscy w klasie spojrzeli na Nico. Nico wzruszył ramionami. -Zważywszy na fakt, że mało kto panią słuchał – zaczął – Obawiam się, że nic ciekawego. No Taaak…. I tu wracamy do punktu wyjścia. Nico wcześniej (zanim trafił do obozu) uczęszczał do szkoły wojskowej, a przez pozostałe lata (jakieś sześć) nie był w szkole. Co kończyło się tym, że miał gdzieś zasady w niej obowiązujące… Również, przez to był na warunku. Przez klasę przeszedł stłumiony chichot, nauczycielka poczerwieniała. -Panie di Angelo, pała… Nauczycielce przerwał dziki śmiech Leona, po czym Valdez dosłownie runął na podłogę. Spojrzałem na niego z ukosa. Nauczycielka zmarszczyła brwi, Leo wstał ciągle dusząc się ze śmiechu. -Ależ proszę pani – zaczął – On już ma jedną, więcej nie potrzebuje. Parę bardziej rozumnych osób w klasie wybuchnęło śmiechem, Nico uderzył głową w ławkę. Nauczycielka zagryzła wargę. -VALDEZ! – Ryknęła – Do pedagoga! Leo przewrócił oczami. -Już tylko skończę… - mruknął i usiadł z powrotem w ławce. -Co? -Żaglowiec – odparł Leo jakby mówił do kretynki. -Zadzwonię do twojego ojca Valdez – ostrzegła go pani. Leo wzruszył ramionami. -Proszę bardzo, ale on nie odbiera od fideos – powiedział. Nauczycielka wykrzywiła twarz w zamyśleniu, przez co przypominała buldoga. -Od kogo? Valdez mów po angielsku. -A nie.. O! Przepraszam señora, zapomniałem, że pani nie rozumie po hiszpańsku arrepentido. -Valdez nie popisuj się swoim językiem! – Ryknęła pani. -RAZISM! – Krzyknął Leo – To, że jestem Meksykaninem i mieszkam po za swym krajem nie znaczy, że mam nie używać swojego języka! -Valdez… - Nauczycielka zrobiła się czerwona jak burak. -Tak, tak mam na nazwisko… Pani się powtarza – burknął - Y ahora te perdone, tengo que ir a la maestra. (Leo powiedział: A teraz wybaczy pani, muszę udać się do pedagoga) Nauczycielka wytrzeszczyła oczy, Leo wstał i wyszedł z klasy. Nico uśmiechnął się w iście szatański sposób. -Leo podsunął mi świetny pomysł na wyprowadzenie tej baby z równowagi – szepnął do mnie. -Nie mów, że zaczniesz gadać po łacinie – jęknąłem. -Blisko – Nico zachichotał. Nauczycielka westchnęła i spojrzała na Nico. -Dzisiaj zadzwonię również do twojego ojca. Nico ledwo powstrzymał lodowaty śmiech, na szczęście w porę się opanował. -Obawiam się, że będzie z tym nie lada problem. Tam gdzie mieszka mój ojciec nie ma zasięgu – burknął Nico. -W takim razie zadzwonię do matki. Nico przygryzł wargę, ale nagle wyszczerzył zęby. -Moja matka zginęła podczas II wojny światowej, wątpię aby pani odebrała. Przez klasę przeszedł śmiech. Włosy na głowie nauczycielki najeżyły się. -Nie kłam di Angelo! -Sono una cara signora veneziana. Per me, Venezia non sta mentendo – powiedział Nico z tak pięknym Włoskim akcentem, że aż coś chwytało za serce. -NIE NO! JAK UCZĘ W TEJ SZKOLE DZIESIĘĆ LAT, TAK WKURZAJĄCYCH OSÓB NIE UCZYŁAM! – Ryknęła – Po jakiemu wy gadacie?! Nico przewrócił oczami. -Po włosku, proszę pani. Ja mówię po włosku. Kilka dziewcząt w klasie jęknęło z zachwytu. -MIESZKASZ W ANGLI DI ANGELO! -Davvero? Ed ora ho paura che in Polonia – westchnął Nico. -Di Angelo, dostaniesz zaraz upomnienie! ¬-Brutta storia, signora. Penso che mi unisco il mio amico, Leo. Nico wstał ukłonił się i również wyszedł z klasy. Teraz to ja przewróciłem oczami, nic nie zrozumiałem, ale mimo to, nie dziwę się czemu te parę dziewczyn westchnęło. Nauczycielka starała się prowadzić normalną lekcję, ale zachowanie Leo i Nico najwyraźniej przelało czarę jej cierpliwości. Kiedy zabrzmiał dzwonek pod klasą czekali już Leo i Nico zanosząc się śmiechem. Leo klepnął mnie po ramieniu. -Chłopaki to nie było śmieszne – jęknąłem – mogą was wywalić. -Daj spokój, koleś – odparł Leo – Było przednio. Obok nas przeszły trzy dziewczyny, zatrzymały się na chwilę popatrzyły na Nico, a po chwili chichocząc odbiegły. -Jakby na Obozie mi było mało – jęknął Nico. Machnąłem dłonią, chociaż tak naprawdę denerwowało mnie to, że wszyscy zarywali do Nico. -Po jakiemu wy gadaliście – spytałem po chwili. -Ja po Włosku. Nie słuchałeś? – odparł Nico. -A ja po Hiszpańsku – powiedział z dumą Leo – jeszcze się nie zapomniało. -Super… Czyli tylko ja jestem taką ofiarą, że znam tylko dwa języki? -Percy - Leo popatrzył na mnie z rozbawieniem - A co z końskim i rybim?
Nim zdążyłem odpowiedzieć zabrzmiał dzwonek, popędziliśmy do szatni się przebrać… Już i tak dostaliśmy po łapach, nie potrzebujemy jeszcze kary na wuefie. Jako, iż była to ostatni lekcja, zaraz po niej wybiegliśmy ze szkoły. Trzymaliśmy się właściwie przez większość czasu razem, gdyż kiedy tylko się rozdzielaliśmy osiłki ze szkoły postanawiały obrać sobie za cel, mnie, Nico lub Leo. Co nie za bardzo nam pasowało… Niestety tym razem ta taktyka nie przyniosła efektu. Zaraz za rogiem szkoły czekał na nas tak zwany wielki M i jego banda, prawie dwumetrowi faceci, umięśnieni jakby byli zawodowymi bokserami. Świetnie. Leo jęknął cicho, to jemu najczęściej obrywało się od tej bandy, ponieważ z nudów poderwał dziewczynę wielkiego M. Zresztą dziewczyna jest teraz w ciąży, ale nadal nie wiadomo kto jest ojcem (znaczy dziewczyna chodziła z połową szkoły), a i tak wina spadła na bogom winnego Leo. -Cześć Valdez – powitał go wielki M – Dawno się nie widzieliśmy. -Nie powiem, żebym tęsknił – burknął Leo – Co słychać? Wielki M zacisnął pięści. -Masz kasę? -Nie… Sorry, ale twoja dziewczyna wszystko ze mnie spłukała – warknął. Tak, Leo posunął się za daleko. Wielki M, machnął swoją ogromną dłonią i wszyscy rzucili się w naszą stronę… Plus bycia herosem? Trening całe lato, uskoczyliśmy przed nimi, a oni powpadali na siebie. Gdybyśmy nie mieli ADHD, najpewniej zwialibyśmy, ale tak zbyt mało myśleliśmy. Leo podwinął rękawy i tupiąc głośno podszedł do wielkiego M. Staną przed nim na palcach… Możecie to sobie tylko wyobrazić, Leo chłopak z metrem sześćdziesiąt osiem, przeciw prawie dwumetrowemu, napakowanemu i starszemu kolesiowi. Leo splunął na wielkiego M. -No dalej zakuty łbie! Wszystkich obrażasz naokoło przez swoją krzywdę! -Jaką krzywdę, Valdez – burknął wielki M. -Posłuchajcie! – Leo zwrócił się do kompanów wielkiego M – Jak wasz przywódca się urodził, myśleli, że jest niedorozwinięty! A wiecie czemu? Bo pomylili jego twarz z tylną częścią ciała! Drużyna wielkiego M, popatrzyła po sobie. Ich przywódca zaś zrobił się czerwony. -Zaraz wrócisz do mamusi z płaczem, Valdez! – Ryknął wielki M. Leo zbladł, nieświadomie wielki M. trafił Leo w jego czuły punkt. Przy dłoniach Leona, zaczęły wzbierać się iskierki. Nico popatrzył na mnie, zrozumiałem go bez słów „musimy go powstrzymać”. No tak… Było jeszcze śmieszniej, Nico tez nie należał do największych… Miał co najwyżej metr sześćdziesiąt siedem, więc w sumie nie dziwiłem się, że kiedy podszedł do najbliższego osiłka, uderzył go w plecy, a ten stracił równowagę wywołał mały popłoch. Przewróciłem oczami, kiedy drużyna wielkiego M, rozpierzchła się zostawiając swojego szefa, na pastwę dwóch małych chłopaczków. -Powinniśmy byli wcześniej to zrobić – mruknął Nico do Leo. Leon tylko pokiwał głową. Nico wyjął swój miecz, a Leon swój młot. -Ej! CO wy robicie?! – Krzyknąłem do nich. -To jest potwór Percy – wytłumaczył Nico – przyjrzyj mu się. Wytężyłem wzrok. Faktycznie przed nami stał ludojad, którego nazwy ciągle nie potrafię wymówić. Potwór był wyraźnie przerażony, nawet nie zareagował kiedy miecz Nico przeszył jego brzuch, a sam potwór zmienił się kupkę dymiącego pyłu. -I po sprawie – mruknął Nico chowając swój miecz (który się skurczył do rozmiarów wykałaczki) do kieszeni. -No – mruknął Leo – Kto by pomyślał jak bardzo stęskniłem się za potworami. Przewróciłem oczami, po czym jakby nigdy nic udaliśmy się do kawiarni, która znajdowała się parę kroków dalej. Zamówiliśmy cappuccino i usiedliśmy przy stoliku obok okna. -Wiecie co… z tą dziewczyną wielkiego M. No nie chciałem, żeby to się tak skończyło… Samo wyszło – burknął. -Ta… - Nico ukrył rozbawienie – A kto będzie ojcem chrzestnym? -Zamknij się, to nie moje dziecko – burknął Leo. -Tak sobie mów – prychnąłem w swoją filiżankę z kawą. Leo przewrócił oczami. -Tak czy siak… wiecie, ja chyba nie mam zamiaru czekać do końca roku. Powinienem chyba pojechać już na Obóz – powiedział po chwili - Wiecie Chejron powiedział, że nie powinienem się przebywać za długo po za obozem. Nico westchnął cicho i upił łyk kawy. Popatrzył smętnie na Leo, a później na mnie. -Ja też… - mruknął – Nie nadaję się do takiego życia. Powinienem odejść… Ale – tu głos mu zadrżał – Nie wiem czy wrócę do Obozu. Zakrztusiłem się kawą. -CO? -Nie wiem czy wrócę do Obozu – powtórzył – Powinienem się… ewakuować, z obozu. Ja tam nie pasuję. -Bzdura… - burknął Leo. -Właśnie, Nico chyba nie chcesz mnie zostawić samego co? – Puściłem mu perskie oczko. Nico zwiesił głowę. -Nie o to chodzi… - odparł i dałbym sobie rękę odciąć, że w jego oczach wezbrały się łzy – Muszę iść! I wybiegł z kawiarni. Już wstałem, żeby go zatrzymać, ale Leo złapał mnie za rękę. -Ja pójdę, ty zapłać… Leo pobiegł za Nico, nie pozostawiając mi wyboru, zapłaciłem za kawę i wyszedłem. Byłem przejęty, nie miałem pojęcia co się stało z Nico, ostatnio był taki… przygnębiony. Skierowałem się w stronę hotelu, recepcjonistka powitała mnie ciepłym uśmiechem i bez zbędnych pytań otworzyła drzwi. Ruszyłem w kierunku pokoju 13, tam mieszkał Nico. Szczerze? Jak otwierałem drzwi spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego. Po prostu zamarłem bez ruchu, gapiąc się bez słowa. Naprzeciwko drzwi, Nico przyparł Leo do ściany i całował go jakby nigdy nic. Krew która jakby na chwilę przestała krążyć uderzyła mi do głowy, poczułem taką wściekłość, że chciałem rozszarpać Leona na strzępy. Na szczęście w porę się powstrzymałem. Zatrzasnąłem drzwi i starając się powstrzymać łzy i wstyd wybiegłem z hotelu prosto do domu.

***

Musiałam dodać raz jeszcze ;__; no dobra, więc oto pierwszy rozdział trzeciej części i mam nadzieję, że się wam podobał :3 Być może zauważyliście iż zaznaczyłam, że narratorem jest Percy. Właśnie od teraz będzie podział na trzech narratorów (później pięciu) czyli Percy, Leo i oczywiście Nico. :3 Mam nadzieję, że jakoś dotrwacie do końca (oraz, że tym razem czcionka nie będzie taka jaka była ;-; ) Aha i kolejny rozdział będzie jutro :D

11 komentarzy:

  1. Oh bogowie! Ale się uśmiałam. :)
    Cudowny rozdział. Dałabym wszystko, żeby na lekcjach w mojej klasie działy się takie rzeczy.
    Biedny Percy. Żeby tylko nikogo nie zabił i oczywiście musi pogodzić się z Nico.
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału.
    Pozdrawiam i weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podobało i, że (przynajmniej do czasu) ktoś się uśmiechnął :D Dziękuję za wenę :3

      Usuń
    2. To '' do czasu '' ma oznaczać, że niedługo będę płakała? :)

      Usuń
    3. Oj... aż tak źle myślę, że nie będzie xD przynajmniej w najbliższym czasie :))

      Usuń
    4. No to masz szczęście. Nie lubię płakać. :) No chba że ze szczęścia. :*

      Usuń
  2. Widze że robi sie z tego zaawansowane Yaoi xD co nie zmienia faktu że rozdział mi sie podobał, czekam na nexta... kurcze moze sama tez cos napisze xD weny :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedzmy xD Yaoi jest odrobinę bardziej... brutalne xD Cieszę się, że się podobał, jak będziesz pisała to również weny życzę :3

      Usuń
  3. Bardzo fajny rozdział. Też bym tak chciała na lekcji xd Teraz biedny Percy będzie nienawidził Leo jeszcze bardziej. Z Nico myślę, że się Percy pogodzi i mu to wybaczy. Albo niech będzie trójkącik co? xD Wiem, że liczę na niemożliwe ale może... Życzę weny i czekam na kolejny rozdział! ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah... Jak już pisałam trójkąciki zawsze spoko... cóż pożyjemy zobaczymy :D

      Usuń
  4. To jest super!
    Leżę i nie wstaję!
    Takie śmieszne.,.
    A potem szok.
    Nico.
    Leo.
    A co z Percy'm?
    Jak to?
    Nie!!!!
    Nico, nie! Zostaw! Fuu! Blee!!!
    Coś ty zrobił!?!?


    Super, czekam na next i weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak śmiech i szok jedno po drugim, nie wiem czy to zdrowe połączenie xD No tak czy siak, dziękuję za opinię i wenę :3

      Usuń