niedziela, 31 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 18

Rozdział 18. Niewiedza lepsza od wiedzy 


(LEO)

Obudził mnie dudniący dźwięk, dochodzący z góry. Byłem cały zdrętwiały z resztą nic dziwnego… zasnąłem przy biurku, już prawie udało mi się zreperować dysk smoka, ale przysnąłem przy pracy… Często mi się to zdarza, a to dudnienie na górze oznacza… O bogowie! Zaraz będzie śniadanie! Zerwałem się na równe nogi i natychmiast wyszedłem z domku. Popędziłem na śniadanie… nie byłem głodny, ale gdybym się nie pojawił czekałaby mnie kara. Usiadłem przy swoim stole, rozejrzałem się dookoła, Nico siedział obok Hazel, ale jak zwykle nic nie jadł, zerkał nerwowo na Percy’ego który z markotną miną jadł owsiankę. Odetchnąłem głęboko i wtedy zobaczyłem, że przy zazwyczaj pustym stole siedzi Fuego. Teraz mogłem bardziej mu się przyjrzeć. Miał blond włosy, oczy koloru niebieskiego (ale kiedy tylko słońce schowało się za chmurami rozbłysły czerwoną barwą), oraz opaloną karnację. Tym razem ubrany był w typowy strój obozowy, pomarańczową bluzkę z napisem „Camp Half-Blood”, jak teraz mu się bardziej przyjrzałem okazał się strasznie umięśniony, a na twarzy miał brzydką bliznę. Kiedy śniadanie dobiegło końca (ja idąc w ślady Nico nic nie tknąłem), Chejron przemówił: -Witam obozowiczów! Nie widzimy się w pełnym składzie, ale chciałbym wam przedstawić nowego uczestnika obozu… Fuego Montez, syn Nyks! Fuego westchnął ciężko i wstał od swojego stołu, parę osób zaczęło szeptać między sobą. Po chwili Fuego usiadł z powrotem, ale jego mina mówiła, że wolałby zjeść całą beczkę soli niż pokazywać się tym wszystkim ludziom na oczy. Bo takim małym zebraniu wszyscy rozpierzchli się do swoich zajęć. Ja jako starszy uczestnik obozu, nie do końca wiedziałem co ze sobą zrobić, nie miałem teraz nastroju do naprawianie smoka, więc jakby nigdy nic, usiadłem przy polu truskawek i gapiłem się w morze. Po chwili podszedł do mnie Fuego, nie powiem, żebym chciał z nim rozmawiać…

(PERCY)


-Percy proszę – Nico zalewał się łzami, tłukąc w drzwi do mojego domku – otwórz te cholerne drzwi! Porozmawiajmy! Proszę… Przygryzłem wargę. -Nie! Wracaj do swojego Leona! – Warknąłem. Usłyszałem ponownie walenie do drzwi, po chwili pukanie ustało i przez okno zobaczyłem jak Nico opiera się o drzwi i powoli zsuwa się na podłogę, w sumie nic dziwnego, stoi i tłucze tymi pięściami już od półtorej godziny, bez przerwy. -Daj mi chociaż szansę na rozmowę – jęknął cicho. -Nie! – Ryknąłem – Powiedziałem już, że nie chcę cię widzieć! -Ale Percy –Nico ciągle zalewał się łzami – Zrozum to co wtedy widziałeś… -Dało mi wystarczający powód i… - teraz mnie zapiekło pod oczami. Urwałem, podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Nico natychmiast się poderwał i wszedł do środka. Zgryzłem wargi, nie miałem już ochoty go widzieć, ale nie miałem również sił słuchać jak rozpacza pod moimi drzwiami. Nieco otarł łzy, popatrzył na mnie szklistymi oczami, przez co coś zabolało mnie w klatce piersiowej. -Percy zrozum, ja nie chciałem… Ja po prostu… Percy kocham cię bardziej niż swoje życie i… -Daruj sobie – warknąłem – Gdyby faktycznie tak było, nie całowałbyś się w najlepsze z Valdezem. -On nic dla mnie nie znaczy! – Jęknął Nico. -Tak jak ty dla mnie – odparłem zanim zdążyłem ugryźć się w język. W oczach Nico ponownie wezbrały się potoki łez, bardzo rzadko widziałem go płaczącego… Jeśli już to robił to znaczy… że mocno przegiąłem. Skłamałem mówiąc, że Nico nic dla mnie nie znaczy… znaczy i to bardziej niż cały obóz… Ale po tym co mi zrobił, nie miałem już dla niego sił. -Nico, przepraszam – odparłem i położyłem mu dłoń na ramieniu – Nie chciałem… Nie chciałem tego powiedzieć. Zrozum, to co zrobiłeś… Ja nie mogę ci tego wybaczyć, nie potrafię. Nico zwiesił głowę. -Przepraszam… -PRZEPRASZAM?! – Ryknąłem – Po tym wszystkim zwykłe przepraszam? Nico, nie zachowuj się jak dzieciak! -W takim razie ty nie zachowuj się tak jakbym nic cię nie obchodził! – Krzyknął i pocałował mnie w usta. Nie chciałem odwzajemniać pocałunku… więc czemu to robiłem? Czemu znowu pozwoliłem się zmanipulować i… Nie… wybaczam mu, dam mu jeszcze jedną ostatnią szansę. Przytuliłem go do siebie i otarłem mu łzy spływające po jego twarzy. Popatrzył na mnie z lękiem i niedowierzaniem, po czym z lekką melancholią, ponownie mnie pocałował. -A więc…? – Spytał po chwili. -Jestem kretynem – odparłem – Wybaczam. Nico odetchnął głęboko i wtulił się w moją koszulkę. Po chwili wyszliśmy z domku rozmawiając w najlepsze, jakby nic nigdy się nie wydarzyło… Ale to był tylko pozór… Czułem ogromną urazę do Nico… Ale go kocham i nie potrafię inaczej postąpić. Przechodząc natrafiliśmy na siedzącego na trawie Leona rozmawiającego z tym nowym… jak mu było? Fu… coś tam. No nieważne, mina Leo wskazywała na to, że jest wyraźnie, bardzo, bardzo przerażony. Nie powinienem, ale zaśmiałem się cicho i poszedłem dalej, rozmawiając z Nico na temat… A tego nie będę mówił.

(LEO)


Kątem oka zobaczyłem jak Nico trzyma rękę Percy’iego co znaczyło, że ta dwójka ponownie się zeszła… Powinienem czuć radość, że znowu nie rozwaliłem czyjegoś związku, ale czułem smutek, rozczarowanie… Pff! Leonie to emocje dla słabych. Skarciłem się w duchu i niechętnie kontynuowałem rozmowę z Fuego. -Znasz tutaj wszystkich? – Spytał mnie po chwili. Wahałem się z odpowiedzią. -Nie do końca – odparłem – Ale większość! Znam każdego kogo warto znać! – Dodałem szczerząc zęby, Fuego pokiwał w zamyśleniu głową. -Nigdy nie miałem łatwo jeśli chodzi o rozmowę z innymi… „Ciekawe czemu?” Pomyślałem z rozbawieniem. -Ale z tobą nie mam takiej trudności Leo – Fuego położył się na trawie – To… dziwne. Wolałem, żeby było na odwrót. -Em… To faktycznie dziwne. -A więc… Opowiedz mi o tych „których warto znać” – Powiedział po chwili. -O tych jest nie wielu – machnąłem ręką – W sumie, to jestem tylko ja – zaśmiałem się głośno. Fuego prychnął cicho. -To wiele wyjaśnia… Masz wielu przyjaciół? -Nie. -Naprawdę? – Fuego nie krył zaskoczenia – Wyglądasz raczej na kogoś… -Pozory mylą – warknąłem, miałem powoli serdecznie dosyć Fuego – Wybacz, ale muszę coś naprawić. Fuego pokiwał głową i pozwolił mi odejść. Czemu tak reagowałem na tego chłopaka? Nie wiem, wkurzał mnie, chociaż nie robił nic złego… Wróciłem do domku, zszedłem do swojej kabiny i ponownie zająłem się naprawą smoka. Było dobrze po siedemnastej kiedy otrzymałem holograficzną wiadomość od Nico. -Hej Nico – przywitałem go ocierając sobie pot z czoła – Co tam stary? Nico uśmiechną się do mnie, w tle usłyszałem coś w stylu „Oddawaj moje cukierki Frank!”. -Nie przejmuj się – powiedział i machnął ręką – To Hazel, umówiła się z Frankiem na oglądanie wyścigów rydwanów. -To już nie mają komedii romantycznych? – Spytałem. -Oj… Wystarczy im oglądanie ciebie, za komedię romantyczną… Ups… Przepraszam, nie chciałem. Zaśmiałem się głośno, starając się nie okazywać, że bycie poniżonym akurat przez Nico, nie było najlepszą opcją. -Spoko, stary! O co chodzi? -O… No widzisz, bo Pipes… -Od kiedy to nazywasz pieszczotliwie dziewczyny Nico? – Zaśmiałem się. -A co mam nazywać pieszczotliwie chłopaków – Nico przysunął się odrobinę bliżej wizjera. Zrobiłem to samo, gdybyśmy rozmawiali w rzeczywistości, najprawdopodobniej tylko cal dzieliłby moją twarz od jego. Obydwaj wybuchnęliśmy śmiechem. Nico długo nie mógł się opanować, zawsze tak miał kiedy już się cieszył to cieszył się na całego. -Powracając do normalności, co Pipes? -No, Pipes urządza małą imprezę dzisiaj. Osobiście bym nie poszedł, ale będą wszyscy kumple i w ogóle. I Percy pójdzie – Dodał z rozmarzeniem, a jego oczy na chwile zamgliły się sennie. -Leo do Nico! – Krzyknąłem, czując piekielną zazdrość… Dlaczego to zawsze Percy tak na niego działał? Nico otrząsnął się ze snu na jawie. -No tak czy siak… Wpadniesz? Będzie w domku Percy’iego – Nico wyszczerzył zęby, chociaż był do tego stopnia nie wprawiony w uśmiechaniu, że przypominało to bardzie grymas. Wzruszyłem ramionami, popatrzyłem na swoje szkice… Miałem dzisiaj zacząć tworzyć nowe pociski i robota… -Wiesz Nico, nie… Albo, okej pójdę. Jakieś uwagi co do stroju? -Taa… - mruknął Nico – Umyj swoją koszulkę i będzie super. -Powiedział facet od którego na kilometr cuchnie śmiercią. -Bardzo zabawne – Burknął Nico, chociaż radość w jego oczach wskazywała na coś innego – Dobra, to do zobaczenia Leonie! -Hej Nico. I Nico się rozłączył. Westchnąłem cicho, wstałem od stolika i wtedy coś wypadło mi z kieszeni. Schyliłem się, do było nadpalone zdjęcie. Przedstawiało ono kobietę, o brązowych włosach i czarnych, podkrążonych oczach, obok niej siedział chłopczyk, co najmniej czteroletni z kręconymi bujnymi włosami i śmiejącymi się oczami… To byłem ja... jako dziecko. A ta kobieta obok to moja matka... A to zdjęcie to jedyna rzecz jaka ocalała z mojego domu.

(PERCY)


Patrzyłem w lustro, za chwilę miała zacząć się ta impreza. Bogowie, jak dawno nie miałem chwili wytchnienia… Chociaż mój dom wyglądał jakby zaraz miało przez niego przejść stado głodnych wilków. Na każdej wolnej przestrzeni leżały talerze z różnymi przekąskami, napoje… Z głośników leciała piosenka „C’mon”. Ubrałem się w koszulę i jeansowe spodnie. Nie za ładnie, ale wygodnie… Nigdy nie zwracałem uwagi na wygląd…. No dobra, może w jednym małym przypadku. Po chwili do domku wbiegła Piper i Jason… Rozstali się oni po naszej wizycie w Hadesie, ale dzisiaj najwyraźniej postanowili się ze sobą komunikować. Pipes porozstawiała parę ozdobników po parapetach, Jason zaś oparł się o ścianę. -I co u ciebie Jackson? – Zagadał. -W porządku, Grace, a u ciebie? -Też w porządku – odparł – A co u Nico? -Myślę, że okej a co? -A nic – burknął. Zamilknął. Po chwili do domku przyszedł Frank, Hazel oraz Nico, który uśmiechnął się do mnie na powitanie, ale nic nie powiedział. Zaraz po nich zawitała reszta (czyli: Leo, który przyprowadził tego Fe… coś tam, Clarisse, Annabeth, Nyssa). Zaczęliśmy dosyć niemrawo ale po jakimś czasie wszyscy zaczęli tańczyć… No prawie wszyscy tylko ja próbowałem nakłonić Nico do tańca. -Oj dajesz Nico – chwyciłem go za biodra. -Percy proszę… - jęknął cicho. -No Nico… - Pociągnąłem go na parkiet. Jakoś udało mi się go nakłonić, całkiem nieźle tańczył muszę przyznać… A wszystko było jeszcze lepiej kiedy Jason przyniósł trochę brandy, whisky oraz piwa… Właściwie to była moja pierwsza styczność z alkoholem, ale nie zauważyłem zbytnio efektów, no chyba, że bardziej kolorowy świat to właśnie jest skutek alkoholu, wtedy zwracam honor. Robiło się już ciemno, a nam ciągle nie było mało. Nie wiem co na to inni obozowicze, ale puściliśmy muzykę na cały regulator, Leo śpiewał razem z Piper, Jason siłował się na rękę z Fe…. Coś tam, a ja ciągle tańczyłem z Nico. Aż nagle Leo wpadł na pomysł, ściszył muzykę...
(LEO)


Jedno muszę przyznać alkoholowi, uderza do głowy. Zaraz po mojej „zabawie”, świat pociemniał, a ponownie zostało zapalone światło o dziesiątej rano dnia następnego. Obudziłem się na kanapie w domku Posejdona, z wkurzającym i pulsującym bólem głowy. Na szczęście kiedy łyknąłem swoje tabletki (kolejny genialny wynalazek Leona Valdeza) pulsujący ból ustał i teraz tylko szumiało mi w uszach. Westchnąłem ciężko. Oczywiście zaraz musiałem obudzić wszystkich imprezowiczów, ponieważ dostalibyśmy wszyscy karę. Najgorzej wyglądał Jason, wyglądał tak jakby przegrał walkę z ekspresem do kawy. We włosach miał spalone na węgielki ziarna kawy, pod nosem piękne, wyschnięte wąsy z cappuccino, a koszulkę całą poplamioną owym napojem… Ja oczywiście wyglądałem najlepiej! Jakby wczoraj nic się nie wydarzyło. -Która godzina? – Spytała Hazel, usilnie powstrzymując ziewanie. Wzruszyłem ramionami i popatrzyłem na zegarek. -Dziesiąta… Dziesiąta – zmrużyłem oczy, żeby lepiej widzieć – Dziesiąta, dziesięć. Hazel ziewnęła potężnie, po czym pisnęła cicho. -Bogowie… Zaraz się spóźnimy! Frank chodź! I wybiegła razem ze swoim chłopakiem, po drodze nakładając buty. No dobra odwołuję moją uwagę na temat tego, że wyglądałem najlepiej. Ze mną konkurował tylko Nico, nic a nic po nim nie było widać, że coś wypił za dużo. Siedział teraz na parapecie i jakby nigdy nic słuchał muzyki przez czarne, ozdobione namalowanymi czaszkami słuchawki. Na fotelu pod tym parapetem ciągle chrapał Percy, śliniąc się niemiłosiernie przez sen. Cóż taki jego urok… Szturchnąłem Jacksona w bok, ten natychmiast się zerwał i rąbną z całej siły głową w parapet. -Sorry, koleś – odparłem i pokazałem na uszy, aby Nico ściągnął słuchawki – Zaraz będzie zebranie, a wątpię byśmy chcieli się na nie spóźnić, nie? Percy rozmasowywał bolące czoło, Nico jakby nigdy nic nałożył z powrotem słuchawki. -Ludzie no… - jęknąłem – Chodźmy, nie chcę zmywać garów przez dwa tygodnie! -Ja już idę – burknął Percy i pociągną Nico za rękę przez co ten dosłownie zleciał z parapetu – Przepraszam – dodał i wybiegł z domku. Di Angelo spojrzał na mnie z roztargnieniem. -Dzięki za zaproszenie – powiedziałem po chwili. -Nie ma sprawy – Nico wzruszył ramionami – Chodźmy bo Percy się zdenerwuje. Parsknąłem śmiechem i wybiegłem razem z Nico.

(NICO)

Na zabraniu nie było nic ciekawego… Naprawdę nie było nic ciekawego, pewnie dlatego zasnąłem. Obudziłem się dopiero po spotkaniu Obozowiczów, według Percy’ego omawialiśmy szczegóły terytorium Obozu, słowem nudy. Gdybym to ja dowodził, to przede wszystkim zamiast najpierw martwić się taktyką zacząłbym się martwić stanem technicznym naszego… ich Obozu. Bo ten był w opłakanym stanie, dosłownie jakby Jason nie wytrzymał i przywołał burzę z piorunami, która powoli roztrzaskiwałaby każdy z domków. Po prostu koszmar. Po naszej małej imprezie byłem cholernie zaspany… chociaż zazwyczaj nie śpię w nocy, no ale widocznie tym razem były z tym problemy. Oczywiście nie chciałem tego po sobie poznawać, więc po prostu dotrzymywałem kroku Percy’emu. Całą naszą grupką (mówiąc grupką mam na myśli, Jasona, Piper, mnie, Percy’iego, Leo, Fuego, Hazel, Franka, Annabeth) szliśmy nad morze… Oni chcieli popływać, ja nie miałem najmniejszej ochoty na to. Doszliśmy na plaże, ja usiadłem pod cieniem drzew, nawet nie zdjąłem kurtki. Reszta po prostu zrzuciła z siebie ciuchy pod którymi mieli kostiumy kąpielowe i wskoczyli do wody. Uśmiechałem się w duchu kiedy Percy przywoływał ogromną falę, która zalewała prawie wszystkich. Ja nie mogłem sobie pozwolić na chwilę przerwy, musiałem być czujny. Jeśli cokolwiek stanie się obozowi, to będzie moja wina, a do tego nie mogłem dopuścić. Ostatnio spotkały mnie głupie rzeczy, a ja zachowywałem się jak dzieciak. Położyłem się na trawie, nagle zorientowałem się, że obok drzewa które dawało mi zbawienny cień stoi Fuego. Patrzył na mnie od dłuższego czasu, a kiedy zorientował się, że go zauważyłem przysiadł obok mnie. Czułem od tego chłopaka ogromną moc, być może równą mojej… Niepokoiło mnie to, jeśli ktoś okazuje się być silny, często ma tendencję do przechodzenia na złą stronę… Dlatego ja jestem pośrodku… zawsze byłem pośrodku. -Jesteś Nico? Spytał. Chociaż pytanie było głupie, absolutnie tak nie zabrzmiało. Poznałem w tonie tego chłopaka ból, okropny ból, który potrafię wyczaić na kilometr. Popatrzyłem na niego próbując sobie przypomnieć czy ja go już gdzieś nie widziałem? Zamyśliłem się... -Hej! Wszystko gra?! – Dobiegł z oddali głos Fuego. Otrząsnąłem się, wspomnienie zniknęło, z powrotem byłem na plaży i leżałem w cieniu drzewa, a obok mnie siedział zaniepokojony chłopak. -Mh… Tak… Wszystko gra – odparłem drżącym głosem. -Odpłynąłeś, często ci się to zdarza? – Spytał. Nie chciałem dawać mojemu potencjalnemu wrogowi przewagi nade mną dlatego skłamałem: -Nie, po prostu się zamyśliłem. Fuego pokiwał głową. Miałem mieszane uczucia względem tego chłopaka, kogoś mi przypominał tylko kogo? Achh… Po wizycie w Tartarze moja pamięć pozostawia wiele do życzenia. -Długo już uczęszczasz na ten obóz? – Dopytywał mnie dalej. Zastanowiłem się. -Nie uczęszczam do tego obozu… Nie należę tutaj i jestem teraz tylko przejazdem – Tym razem nie skłamałem. Fuego popatrzył na mnie z zaskoczeniem. Wyglądał na mądrego, ale trochę sztywnego chłopaka… nie lubię takich. -Doprawdy? – Fuego wydął usta w zamyśleniu – Jesteś synem Hadesa, tak? -Tak… -Słyszałem, że Hades złożył przysięgę, że nie będzie miał dzieci – powiedział ponuro Fuego. Pokiwałem głową. Faktycznie tak było, trójka najpotężniejszych bogów złożyła kiedyś przysięgę… Nie będą mieli dzieci, ponieważ było to zbyt niebezpieczne. Ale jak widać dwójka bogów nie mogła się powstrzymać… Posejdon zagalopował się tylko raz, Zeusa dwa razy. Tylko Hades dochował przysięgi. Ja urodziłem się dużo wcześniej, przed przysięgą i jakoś nie za bardzo chciałem się chwalić, że urodziłem się przed II wojną światową. Ale postanowiłem i tym razem być szczery: -Owszem. Ale ja urodziłem się przed złożeniem przysięgi. Ja nie jestem z tego stulecia. Fuego nie spytał o co mi chodzi. Może nie uwierzył, a może nie zdziwiło go to. Zapadła cisza, której ani ja, ani Fuego nie chciał przerywać. W końcu reszta powychodziła z wody, to był ostatni taki wolny dzień. Od jutra zaczynały się zajęcia i wszyscy herosi wracali do Obozu… A ja już dawno powinienem być w drodze… Czemu więc nie mogę się zebrać w sobie i opuścić tego miejsca?

(PERCY)


Wracając z plaży zwróciłem uwagę na to, że Nico wygląda gorzej niż zwykle. Ale po jego minie wyczytałem, że jeśli tylko spróbuję go zapytać, oberwę w głowę tak mocno, że z powrotem obudzi się we mnie kac. A tego ryzykować nie chciałem. Szliśmy więc w milczeniu, póki tej ciszy nie przerwał nadbiegający Leo (czemu on zawsze musi przeszkadzać?) -Chłopaki! Ej! Chłopaki! Stoooop! – Wrzeszczał w naszą stronę. Posłusznie się zatrzymaliśmy i spojrzeliśmy wyczekująco na Leona, który w tym momencie uśmiechał się w ten swój sposób „Dawaj kasę, a jak już ją dasz, to pożegnaj się z życiem”… Cały Leo. -Chcecie zobaczyć coś zaczepistego?! – Spytał ciągle głośno sapiąc – Całe moje dwa lata życia, żeby to naprawić i udoskonalić! Rozumiecie? I wreszcie mi się udało! Nico uniósł brwi, ale po jego minie domyśliłem się, że wie o czym mówi Leo. Ja niestety nie wiedziałem. -Naprawiłeś to? – Spytał Nico – Przecież tego nie dało się naprawić! -Bo zapomniałeś o jednej ważnej rzeczy… Ja potrafię wszystko! – Leo wyszczerzył zęby. Szczerze w to wątpiłem, ale nie powiedziałem tego na głos. Nie chętnie, bo niechętnie (przynajmniej ja) ruszyliśmy za Leonem do suchego doku. I nagle coś mnie tknęło… Suchy dok? Nie dało się tego naprawić? To mogła być tylko jedna maszyna… -Uwaga! – Zagrzmiał Leo – Przedstawiam wam naprawione „Agro II”! No wiecie... trochę się popsuło od czasu, gdy... - urwał. Leo odsłonił widok na suchy dok, Nico był wyraźnie zaskoczony. W suchym doku spoczywał wielki… Ba! Ogromny statek, z czterema masztami i zwiniętymi w tym momencie, szkarłatnymi żaglami. Przy burtach stały ogromne katapulty, a pod nimi znajdowały się otwory na wielgaśne wiosła, a przy wiosłach znajdowały się długie szpary, z których wysuwały się szkarłatne skrzydła. Co muszę przyznać Leonowi? Ma chłopak talent do maszyn! A Agro II, jest jego najlepszym wynalazkiem. -Łał…. – zdołałem z siebie wyrzucić tylko tyle, chociaż w mojej głowie tłukły się zupełnie inne komentarze. Leo wyraźnie rozpromieniał się, Nico ciągle wpatrywał się w statek jak posąg… -Wspaniały nie? – Leo przeskakiwał z jednej nogi na drugą. Nico pokiwał z zachwytem głową i uśmiechnął się na swój sposób… -Leo, szybko się uwinąłeś – pogratulował Nico. -Ta… Bardzo – Leo wyszczerzył zęby – Ale było warto. Ponownie jestem kapitanem Agro II. Zaśmiałem się cicho. -Muszę cię rozczarować – powiedziałem – Jak słusznie kiedyś stwierdziła Pipes, jesteś tylko mechanikiem. Kapitanem jest Ann. Leo machnął ręką jakby to było nie istotne i ponownie spojrzał z zachwytem na swoje dzieło. Jednym z problemów Leona było to, że kochał on maszyny bardziej niż ludzi. Dbał o nie i nie daj bogowie, żeby coś im się stało. Jestem w sumie ciekaw, czy gdyby zależało, życie jednego z wielkiej siódemki herosów, a ocalenie maszyny, nie ocaliłby maszyny? -Co nowego dodałeś Leo? – Spytał Nico. Leo otrząsną się z zadumy i po chwili dosłownie na sekundkę się podpalił. Zawsze tak miał kiedy zbyt się czymś ekscytował. I zaczął nam opowiadać o silnikach, o jakiś równaniach, surowcach, położeniu masztu względem czegoś tam a kiedy skończył odetchnąłem z ulgą, moja głowa ostrzegła mnie, że jeszcze jeden wzór a wybuchnie. Nico zaś z uśmiechem na twarzy oznajmił: -Jesteś genialny, Leo! Myślę, że nawet Ann, nie potrafiłaby zrobić czegoś tak… bezbłędnego! Leo wyszczerzył zęby i kątem oka spojrzał złośliwie na mnie… A może to tylko moja zazdrość płata takie figle? No dobra… może lekko przesadzam, faktycznie Leo odwalił kawał dobrej roboty, ale… Nie lubię kiedy Nico, aż tak chwali Leona. -Mh… Chyba powinniśmy już iść, nie Nico? – Zagadnąłem. Nico zmarszczył brwi, myślałem, że się na mnie wścieknie, ale po chwili wyraz jego twarzy z powrotem złagodniał i pokiwał głową. -Cześć Leo! – Powiedział i uściskał mu dłoń – Pochwal się Annabeth, może będzie miała jeszcze jakieś uwagi odnośnie położenia broni, względem burty! Leo uśmiechnął się niemrawo i patrzył jak odchodziliśmy z Nico w stronę domku numer 13.

(NICO)


Szczerze? To co zrobił Leo z Agro II, było bezbłędne! Ja nie potrafiłbym czegoś takiego zrobić, chociaż rozumiem co nieco z budowy tego typu maszyn… Ciekawe czy Percy zrozumiał! Pewnie tak, ale na wszelki wypadek nie będę go pytać. Wprowadziłem Percy’ego do mojego domku, nie był to najczystszy domek, dlatego to zawsze on miał dyżur w kuchni, kiedy Obóz miał ocenianie stanu czystości… Ja nie cierpię sprzątać. Domek numer 13 przypomina wewnątrz świątynie ofiarną. Jest czarny, podłogi ma z szmaragdowych kafelków, ściany są atramentowe. W przedsionku, znajduje się lustro, za którym są drzwi prowadzące do pozostałych pomieszczeń. Najpierw jest długi korytarz z dziurami w ścianach, jak gdyby miano w nich schować trumnę. Po tym jest skręt w prawo i znajdujemy się w salonie, w którym są schody do piwnicy… W piwnicy z kolei jest moja sypialnia, która przypomina salę pogrzebową. Jest wilgotna, i jak pozostała część domu czarna jak noc. Pomieszczenie oświetlone jest tylko dwiema płonącymi na zielono pochodniami. Na samym środku jest moje łóżko z czarnym baldachimem oraz atramentową pościelą, ozdobioną w ludzkie kości, na jednej ze ścian są rozwieszone bronie, wszelkiego typu, a pod nimi leży kufer z moimi rzeczami. Zaraz obok znajduje się ludzki szkielet, przyczepiony za ręce kajdankami do ściany, gdy się nudzę, po prostu go ożywiam i patrzę się jak próbuje się uwolnić. Z kolei jeśli ponownie wejdziemy do salonu i popatrzymy dokładniej, zobaczymy czarną, kamienną drabinę, prowadzącą na strych… To sypialnia Hazel. Hazel ma dużo przyjemniejszą sypialnie, jeśli chodzi o wystrój. Ma pojedyncze łóżko, z atłasową pościelą, której rogi są obszyte drogocennymi kamieniami, głównie opalami. Obok łóżka ma stolik nocny, na którym znajduje się świeczka, a dookoła leży złoto. Pod łóżkiem, Hazel trzyma skrzynie, której chowa swoje rzeczy, skrzynia wysadzana jest szmaragdami. Lukarny były zasłonięte czarną firanką, która była ozdobiona złotą nicią. Na ścianach Hazel porozwieszała zdjęcia swoje i Franka oraz kilka plakatów z czasów II wojny światowej, a przynajmniej tak myślę, bo II wojny światowej nie pamiętam, aż tak dobrze… Zaraz pod oknem, było biurko, czarne i również ozdobione drogocennymi kamieniami, zazwyczaj na biurku znajdowała się lampa oliwna oraz książka przed czasami II wojny światowej. No i salon… Salon jak to salon. Cały czarny, meble zielone, znaczy sofy i fotele. Po między siedziskami znajdował się stolik na kawę, na tym stoliku, przycisk do połączenia się z kabiną Leo (Percy oczywiście o tym nie wie). Obok sofy jest nieużywany regał na książki. One z kolei zamiast typowych podpórek mają ludzki, bądź zwierzęce czaszki. Obok regału jest kominek, który nigdy nie daje ciepła, jedynie zawsze ozimina pomieszczenie. Oczywiście kominek ozdobiony jest kośćmi dłoni ludzkiej. Światło w tym pomieszczeniu daje małe… bardzo małe okienko oraz parę świeczek… eee… znaczy zniczy. No to chyba tyle, jeśli chodzi o domek numer 13, najbardziej omijany domek na Obozie. Sam go zaprojektowałem, a wybudowały go moje nieumarłe sługi. Kiedy weszliśmy do salonu zastaliśmy Hazel i Franka, Hazel pokazywała swojemu chłopakowi coś na laptopie pożyczonym od jednego z dzieciaków Ateny. Frank zaś stojąc za sofą obejmował Hazel za szyję. -Cześć! – Przywitał ich Percy. Hazel uśmiechnęła się szeroko i na chwilę podniosła wzrok znad laptopa, Frank przestał ją obejmować i spojrzał na mnie pytająco. -Em… Ja tylko na chwilę – burknął Percy widząc spojrzenie Franka. Hazel zachichotała pod nosem, przygryzłem wargę i podszedłem do siostry, zajrzałem jej ukradkiem przez ramię. -Um… Patrzycie na Nowy Rzym? – Spytałem, widząc mapę Obozu Jupiter. Hazel pokiwała głową. -To mój dom Nico, mój i Franka. Bez względu na to, że mieszkam na razie w Obozie Herosów. Po tej całej wojnie, chciałabym się osiedlić na stałe w Nowym Rzymie, razem z Frankiem – powiedziała sennym tonem.

(PERCY)


Frank uśmiechnął się nieznacznie, a ja poczułem się, że jestem z nich dumny. Kiedy Hera zabrała mi pamięć byli pierwszymi herosami, których poznałem. Towarzyszyli mi oni w trudnych momentach mojego życia, a ja od początku widziałem jak rozwija się ich związek. Byli chyba najbardziej uroczą parą, jaką miałem okazję spotkać. Cieszyłem się ich szczęściem. Rozmawialiśmy z nimi chwilkę, aż w końcu poszedłem razem z Nico do jego pokoju. Di Angelo usiadł na swoim łóżku ja usiadłem na jego kufrze. Chciałem go o coś zapytać więc nie zwlekałem z tym: -Nico… Słuchaj. Wtedy w kawiarni, pamiętasz? Nasunął nam się temat obozu… Powiedziałeś wtedy, że nie wiesz czy do niego wrócisz. Czemu? Nico zbladł jak kreda… Gdyby nie byłoby tu tak ciemno, najprawdopodobniej wtopiłby się w tło. Dosyć złowieszczo to wyglądało przy jego zapadniętych policzkach oraz cieniach pod oczami. Wyglądał jakby miał zaraz umrzeć, co mnie lekko zaniepokoiło. -T-to były tylko takie… przejściowe przemyślenia – wychrypiał jakby zaschło mu w gardle. Kłamał. Znałem go za dobrze, żeby poznać kiedy omija prawdę. -Nico… Nie kłam. Nico wstał na równe nogi, przez jego twarz przebiegł cień szaleństwa. Na chwilę na nowo obudził się we mnie dawny strach przed di Angelo. Kiedy Nico przemówił, jego głos był tak opanowany, że ciarki mnie przeszły widząc jak bardzo jest wściekły, a mimo to mówi jakby nigdy nic: -Ja. Nie kłamię. Mówię prawdę. Zmarszczyłem czoło. -Uwierz mi znam cię na tyle dobrze, że wiem kiedy kłamiesz – odparłem, mając powoli dosyć tych wszystkich tajemnic Nico. Nico podszedł do mnie i spiorunował mnie wzrokiem. -W takim razie się pomyliłeś – powiedział cicho i opanowanie – A teraz możemy zmienić temat? Przygryzłem wargę… Chciałem powiedzieć „Jasne, może pójdziemy się przejść?”, ale burknąłem tylko: -Nie. Nico wyprostował się i popatrzył na mnie niepewnie. Rzadko kto mu się przeciwstawiał.
-Percy, powiedziałem wszystko co miałem do powiedzenia na ten temat. Zacisnąłem pięści również wstałem i złapałem Nic za ramiona, próbował mi się wyrwać, ale trzymałem go tak mocno, że zbielały mi knykcie. -Puść mnie! – Warknął. -Nie! Czemu mnie okłamujesz?! Czemu nie jesteś ze mną szczery?! – Krzyknąłem. Ramiona Nico robiły się powoli sine, ale ja go nie puszczałem. -Ponieważ ja również mam swoje życie, Percy – odparł, ale wyraźnie słyszałem, że tylko próbuje mieć opanowany ton – A teraz mnie puść. Pokręciłem przecząco głową. Naprawdę denerwowała mnie skrytość Nico, a moja podświadomość podpowiadała mi, że tym razem nie mogę mu odpuścić. Nico zbladł jak kreda, nie wiedziałem czemu, a po chwili powiedział zachrypniętym głosem: -Spójrz mi w oczy – zalecił. Była to na tyle niespodziewana prośba, że mój uścisk nieco zelżał. -Co? – Spytałem. -Spójrz mi w oczy – powtórzył. -Czemu? -Jest w nich wszystko czego nienawidzę. Nie powinienem był tego robić, ale nie mogłem się powstrzymać. Zamarłem, coś wbiło mi przysłowiowy sztylet w serce. W czarnych, zimnych oczach w których kryło się tak wiele sprzecznych emocji: ból, nienawiść, strach, szaleństwo, cierpienie, radość, miłość, odwaga, w bladym świetle zielonych pochodni odbijałem się ja. Ale z początku siebie nie poznałem, byłem nieco inny… patrzyłem z taką wściekłością, że teraz kiedy odbijałem się w czyimś spojrzeniu, musiałem użyć całej siły woli by się nie cofnąć. A później Nico złapał mnie za dłoń, a pokój się zamazał. Przez chwilę myślałem, że to po prostu pochodnie zgasły, lecz po chwili, zrobiło się jasno. A ja nie stałem już razem z Nico w Pokoju numer 13…

***

No a więc udało mi się jednak dodać ten rozdział:) Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam fakt, że jest odrobinę przydługi :D Kolejny myślę, że pojawi się jutro ;) Pozdrawiam i jeśli macie jakieś uwagi odnośnie długości to śmiało piszcie :3 

5 komentarzy:

  1. Długość jak najbardziej mi odpowiada.
    Rozdział świetny.
    Tylko żeby Nico i Percy znowu się nie rozstali. :)
    Czekam na nexta. XD
    Pozdrawiam i weny zyczę.:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak ostatnio strasznie przydługie piszę, więc xD Dzięki za opinię i wenę, której również tobie życzę :3

      Usuń
    2. Właśnie super, że długie. :)

      Usuń
  2. O ja nie mogę! Co Nico znowu odwala?!
    Rozdział genialny... Może dodasz jeszcze jeden dzisiaj? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mh... No dobrze :D Ale w gwoli wyjątku ;) XD

      Usuń