niedziela, 31 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 19

Rozdział 19. Sprawy nabierają niespodziewany obrót. 


(PERCY)

Nico pokazał mi wiele rzeczy ze swojej przeszłości, pokazał mi parę wspomnień z czasów II wojny światowej. Pokazał mi parę dzieciaków ze szkoły do której uczęszczał razem z Biancą, które go wyśmiewały. Pokazał mi mnie kiedy oznajmiłem mu, że jego siostra nie żyje. Pokazał mi swojego ojca, mówiącego, że Nico jest beznadziejnym gówniarzem. Było wiele tego, a sam Nico podsumował to jako to czego nienawidzi. Nie wiem ile czasu minęło ale w końcu Nico przestał pokazywać mi swoje wspomnienia, a powrócił do teraźniejszości. Przez chwilę czułem się skołowany, tym wszystkim. Nico zaś patrzył na mnie spode łba, jakby bał się, że się na niego rzucę. Ja zaś wydukałem tylko krótkie: -Przepraszam. To nie wiele i spodziewałem się, że dostanę ochrzan, ale Nico po prostu złapał mnie za koszulkę i przyciągną do siebie i pocałował namiętnie. Gotów byłbym nawet zostać w tym pokoju, byleby być tylko przy nim, ale wtedy wleciała Hazel, przerywając nam dosyć gwałtownie. -Um… - wyjąkała, pewnie się zaczerwieniła, ale obecnie ciężko było to stwierdzić – Wybaczcie, że przerywam, ale mamy lekkie kłopoty. Popatrzyłem na nią niepewnie, Nico pokiwał szybko głową i pobiegł za siostrą, mnie nie pozostało nic innego jak udać się za nimi. Z początku gdy wybiegliśmy z domku myślałem, że ktoś wali armatą w jakiś budynek. Później uświadomiłem sobie, że my nie mamy armaty, oraz, że ten dźwięk wywołują dwa cyklopy bijąc w ziemię przed Obozem. Nie zauważyłem Obozowiczów, większość musiała być z daleko od źródła hałasu. -Może sobie pójdą – rzuciłem w nadziei. Ale szybko zmieniłem zdanie, gdyż gdy tylko cyklop uderzył pięściami w ziemię, zobaczyłem coś co z daleka przypominało ciemną plamkę, która uniosła się parę metrów i poleciała prosto na trawę znajdującą się już w obozie. Bez wątpienia był to człowiek. Popatrzyliśmy po sobie. -Hazel – powiedział szybko Nico – biegnij po innych. -Ale… -Hazel – syknął i jego siostra pokiwała głową, po czym odbiegła do Wielkiego Domu. Zaś ja i Nico rzuciliśmy się w kierunku tego kto wpadł do obozu. To był chłopak, o blond włosach sięgających do łopatek, był poobijany ale nie wyglądało na to, że coś wielkiego mu się stało. Cyklopy nagle straciły zainteresowanie obozem i waleniem pięściami w ziemię, i głośno tupiąc zaczęły się cofać. Chłopak wyprostował się i potarł dłonią ranę na swoim czole. Popatrzył na mnie niebieskimi oczami, które już gdzieś widziałem, nie wiem gdzie, ale nie kojarzyły mi się dobrze. Po czym rzucił przelotne spojrzenie Nicowi i nagle na jego twarzy pojawiła się panika. Wstał na równe nogi i krzyknął: -Roxanna! Roxanna! Ona jest tutaj?! – Popatrzył na mnie z przerażeniem. Zmarszczyłem brwi i zaprzeczyłem, na co chłopak rzuciłby się z powrotem w łapy cyklopów gdyby Nico go nie powstrzymał. -Była z tobą jakaś dziewczyna? – Spytał. -Taaak i puść mnie, te cosie z jednym okiem, nie mają prawa zrobić jej krzywdy – chłopak próbował się wyrwać z uścisku Nico, ale ten był silniejszy. Spojrzał na mnie nie pewnie, ja szybko odparłem. -Em… zaczekaj tu – zwróciłem się do blondyna – zaraz jej pomożemy. Nico nie wyglądał na zadowolonego, ale nic nie powiedział, puścił chłopaka i ruszył szybko za mną. Nie było ciężko znaleźć te cyklopy. Jeden z nich miał przerzuconą przez ramię dziewczynę, była wyjątkowo blada, miała długie blond włosy, które w obecnym stanie wyglądały jakby ktoś wrzucił ją do błota. Nie czekaliśmy długo, wyciągnąłem Orkan a Nico swój miecz i zgodnie zaatakowaliśmy Cyklopy, ten który trzymał dziewczynę rykną z bólu i upuścił ją na ziemię. Nie poruszyła się, ale oddychała. Nico jakąś ciemną mocą stworzył linę która owinęła się wokół szyi większego cyklopa, zacisnęła się z całej siły i już po chwili usłyszałem tylko ciche „pyk” i z cyklopa pozostał popił, jednakże, ten drugi nie był aż tak głupi (znaczy nie był aż tak głupi jak na cyklopa). Wybronił się z tej liny, przez co tym razem ja miałem okazję to popisania się. Walnąłem z całej siły Orkanem w jego nogę, to zdekoncentrowało i już po chwili została po nim kupka pyłu, a Nico z uśmiechem na twarzy odwołał swoje moce. W między czasie dziewczyna zaczęła odzyskiwać przytomność. Ale wciąż była zbyt słaba by wstać, pomogłem jej, wkroczyliśmy do obozu, przed wejściem ciągle stał ten chłopak, podbiegł natychmiast do dziewczyny i wyraźnie był bliski łez gdy zauważył jej liczne rany. Nico odciągnął go od niej dzięki czemu miałem szansę zanieść ją do Obozowej kliniki, a gdy wróciłem chłopak był właśnie w trakcie wydzierania się na Nico: -I w ogóle kim wy jesteście?! – Chłopak gwałtownie wymachiwał rękoma – Nie prosiłem was o pomoc! A ty jeszcze śmiesz mi mówić, że jestem synem jakiegoś boga! Pogięło cię co brałeś?! Nico wytknął palcem chłopaka: -Słuchaj blondi, ja nie mam zamiaru się z tobą kłócić. Ty dobrze zdajesz sobie sprawę z bycia… -Bardzo dobry dowcip – warknął. Przerwałem im, blondyn popatrzył na mnie z irytacją. Był mniej więcej mojego wzrostu, ale mógł mieć co najwyżej jakieś piętnaście lat. Jeśli jest herosem, to podziwiam go za to, że przeżył sam, bez pomocy obozu. -Tego tutaj pogięło – wskazał dłonią na Nica, który przewrócił właśnie oczami – Mówi, że istnieją bogowie! Śmieszne nie? -Być może – odparłem wzruszając ramionami – ale to szczera prawda. Jesteś synem boga. Blondyn zaśmiał się histerycznie i popatrzył na mnie jak na wariata, owszem brzmiało to dziwnie, ale chłopak powinien już przywyknąć, skoro goniły go olbrzymy o jednym oku. -Jeśli ja jestem synem boga to… - ale nie skończył. Podbiegł do nas Chejron, a zaraz za nim biegła Hazel. Blondyn otworzył szeroko usta, popatrzył z przerażeniem na dyrektora obozu i zaczął coś mamrotać do siebie. Wyglądał jakby miał zaraz zejść na zawał. -To jakieś żarty, co? – Spytał drżącym głosem. -Chodź młody człowieku – odparł Chejron, wskazując na drzwi do Wielkiego Domu – obawiam się, że trzeba ci będzie jeszcze wiele objaśnić. A wy pójdziecie z nami – wskazał na mnie i na Nica. Pokiwaliśmy niechętnie głowami, ale Nico wyglądał jakby miał wielką ochotę komuś przywalić. Hazel patrzyła na swojego brata z niepewnością, ale ten tylko skinął głową i ruszyliśmy do gabinetu Chejrona. Centaur zaczął grzebać coś w kartach obozowiczów i wyjął dwie puste, po czym popatrzył na blondyna i spytał: -Jak się nazywasz? Chłopak wydawał się oburzony tym pytaniem, ale w końcu odpowiedział: -Jack Walker i nie mam zamiaru mówić nic więcej, z kimś kto od pasa w dół wygląda jak koń! Chejron zaśmiał się chicho, po czym kontynuował: -Zaiste musi być to dziwne, ale proszę cię Jack’u, jak to się stało, że bez pomocy satyra opiekuna, czy nawet samego herosa trafiłeś do Obozu. -Obozu? – Jack rozluźnił się nieco – Super. I zaraz… heros, satyr? A co kurde mitologię odprawiacie? Nico przewrócił oczami. -Mówiłem ci. -A z tobą nie rozmawiam – warknął z oburzeniem Jack – Już dosyć się nasłuchałem twojego gadania. -Oj Jack – Chjron postukał kopytem w podłogę – to nie jest aż takie proste i nie oczekuję, że od razu to pojmiesz. Widzisz skoro już wiesz co nie co o mitologii to zapewne znasz również bogów, greckich… Tak? – Jack wzruszył ramionami – A gdybym ci powiedział, że oni istnieją i mają dzieci ze śmiertelnikami? -Wtedy uznałbym pana nie tylko za pół faceta pół konia, ale również za kogoś komu potrzebny jest specjalista – warkną Jack. Nico uderzył dłonią w czoło, co było tylko delikatnym podsumowaniem wypowiedzi tego całego Jack’a. -Więc widzisz oni istnieją – powiedział niewzruszony Chejron – A ty jesteś synem jednego z bogów. Jesteś pół-bogiem. -Mam liczyć na oklaski? – Spytał. -Raczej bym uważał z takim stwierdzeniem – warknął Nico – Bycie herosem, nie jest wcale usłane różami. -Mh… - prychnął Jack – Jest problem koleś, ja nie jestem herosem i nie wierzę w bogów! Bogowie to tylko mit! Wtedy za oknem błysnęła błyskawica i huk wstrząsnął całym obozem. Jack prawie spadł z krzesła na którym siedział. -Mit, co? – Bąknął Nico. Jack popatrzył na niego z przerażeniem. -O-okej, powiedzmy, że wam wierzę – wydukał. Nico parsknął cicho, a ja podrapałem się w głowę, ten Jack naprawdę mi kogoś przypomina. I po ponownej namowie Chejrona Jack zaczął swoją opowieść. Powiedział, że obudził się któregoś dnia w jednym z hoteli w Londynie, nie pamiętając skąd się tam wziął, ani kim jest, pamiętał tylko swoje imię, oraz to ile ma lat. Nic po za tym. Opowiedział jak to uciekał przed potworami dopóki nie natknął się na Roxannę Thompson, która okazała się mieć te same problemy z tymi dziwnymi stworami. Uciekali od tej pory razem, przez jakieś pół-roku, dopóki, dwa cyklopy nie złapały ich w pułapkę i gdyby nie to, że Roxanna jakimś cudem przekonała je do wypuszczenia ich, gdyby tego nie zrobiła ona i Jack zostaliby zjedzeni. Lecz potwory jakoś szybko się przekonały o kłamstwie tej dziewczyny i podjęły trop tych dzieciaków. Pewnego dnia kiedy mieli chwilę odpoczynku, pojawił się jakiś facet po dwudziestce, który właśnie uprawiał jogę i powiedział im, żeby udali się na Long Island, gdyż tam będą bezpiecznie. I tyle. -Mieliście szczęście – skomentował Nico zaciskając zęby. -Raczej nieszczęście, uwierz mi nie było moim marzeniem cię poznać – warknął. Miałem ochotę go udusić, ale Nico go zignorował, więc nie chciałem rozpoczynać kolejnej awantury. W końcu spotkanie z Chejronem dobiegło końca a my mieliśmy ten nie przyjemny obowiązek by oprowadzić Jack’a po obozie, lecz on był zainteresowany tylko i wyłącznie tym czy będzie mógł opuścić Obóz, a jednocześnie nie być ofiarą potworów, gdy otrzymał odpowiedź przeczącą stracił zainteresowanie oprowadzaniem. -To jest domek dziewiąty – odparł Nico gdy doszliśmy do dosyć… nietypowego domku – Tutaj mieszkają dzieciaki od Hefajstosa. -No ja wypraszam sobie dzieciaki – odparł z uśmiechem Leo i przestał podpierać ścianę domku. Leo popatrzył z zaskoczeniem na Jack’a, a później na mnie. Ja tylko przesłałem mu spojrzenie spod przymrużonych powiek więc natychmiast spuścił wzrok. -Nowy co? – Spytał Leo – Wiesz co pragnąłbym cię jedynie ostrzec, że po obozie śmiga pewien ktoś kto uwielbia żartować sobie z ludźmi, jeden błąd i pyk – Leo pstryknął palcami – I proszę, jesteś obiektem żartów na całym obozie. A przy okazji miło mi cię poznać, Leon Valdez, do usług! Jack wzruszył ramionami, ale uścisnął dłoń Leo. -A ja Jack Walker i nie myśl, że miło mi… -Ej, ładnie coś dzisiaj słońce świeci co? – Przerwałem natychmiast. -Ono zawsze to robi – burknął Jack. Leo parsknął śmiechem i mruknął coś pod nosem, po czym się pożegnaliśmy, aby dalej oprowadzić tego marudę. Nie zadawał pytań, więc było trochę łatwiej, za to od razu przypadł do gustu dzieciakom od Ateny, nie wiem do końca czemu. W końcu po zakończeniu oprowadzenia, podprowadziliśmy go pod domek Hermesa i wytłumaczyliśmy, że póki nie wiadomo kto jest jego boskim rodzicem, może zostać tutaj, po czym natychmiast udaliśmy się jak najdalej od niego. Nie byliśmy jednak zbyt długo sami.

(NICO)

Podeszła do nas ta dziewczyna której uratowaliśmy życie przed cyklopami. Doprowadziła się do porządku a jej widok sprawił, że nagle zapragnąłem zniknąć z pola widzenia. Dziewczyna poruszała się o kulach, a na nasz widok, uśmiechnęła się i podeszła bliżej. -To wy mi pomogliście? – Spytała – Dzięki! Tutaj jest bezbłędnie! Naprawdę jestem córką jakiegoś boga… -Lub bogini – podsunął Nico. -Super –odrzuciła swoje włosy do tyłu – Genialne miejsce jak dla mnie! Wiecie co nie przedstawiłam się wam! Nazywam się Roxanna, ale mówcie mi Roxi, Thompson! A wy?! – Mówiła to tak szybko, że dopiero po chwili zareagowaliśmy. -Ja jestem Percy Jackson, syn Posejdona. -A ja nazywam się Nico di Angelo, jestem synem Hadesa, jeśli… - O rety! – Oczy Roxanny powiększyły się o co najmniej połowę, co dziwne te oczy były… różowe – Jakie ty masz słodkie nazwisko! Przewróciłem oczami. -Uwierz mi… nie – warknąłem. -No dobra, powinnam się udać do Jack’a pewnie zamartwia się na śmierć, dzięki raz jeszcze, chłopaki! I poczłapała w kierunku domku Hermesa. -Ona jest dziwna – stwierdziłem. -Typowa, szara, dziewczyna – odparł Percy – Chodź przejdźmy się, dobra? Zgodziłem się bez entuzjazmu i miałem nadzieję, że dzisiejsze po południe będzie już spokojne.

***

Miałam rozdział dodać jutro... no ale... Wiem, że jest krótki, skróciłam go, ponieważ jutro jednak szykuje się znacznie dłuższy :D No nic, mam nadzieję, że się podobał oraz, że dwie nowe postacie przypadną wam do gustu (taaaaaaak mówię przede wszystkim o Jack'u) :D

5 komentarzy:

  1. Super!!!! To jest genialne! I tyyyyyyle tu Nico!
    Masz ten talent <3

    P.S. U mnie na blogu o Percico jest nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :3 Nico będzie teraz całkiem sporo no własne rozdziały zobowiązują xD

      Usuń
  2. Świetny rozdział.
    Od razu polubiłam tych nowych, mimo że Jack jest taki gburowaty, a Roxi zachowuje się jak córka Afrodyty. :)
    Cieszę się, że dodałaś rozdział jeszcze dzisiaj. U mnie też pojawi się za chwilę.
    Czekam na nexta. Pozdrawiam i weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie wiem czy nie zmienisz zdania co do Jack'a xD
      Tak czy siak lecę czytać twój rozdział, po czym dodam u siebie :3

      Usuń
  3. Jeeeeeej. Jack! Super! Taaak! Wszyscy go pokochają! ;-; I hate him ;-;

    OdpowiedzUsuń