poniedziałek, 1 września 2014

ROZDZIAŁ 20

Rozdział 20. Obozowe dni



(LEO)
Następnego dnia podczas śniadania wydarzyło się coś warte wspomnienia. Gdy wszyscy siedzieli już przy swoich stołach i zaczęli (w większości) jeść z apetytem, nad stolikiem Hermesa rozbłysło się coś różowego. Gołąb, unoszący się nad głową jakieś dziewczyny o blond, długich włosach. Na chwilę rozbłysło oślepiające białe światło, a już po chwili, dziewczyna ubrana była w długą, perłową suknię, uszytą niczym na bal. Włosy ułożyły jej się w loki, a na twarzy zagościł delikatny makijaż. Patrzyli na nią praktycznie wszyscy, z wielkim zainteresowaniem. Gdy wszystko się uspokoiło, dziewczyna wydała z siebie coś jakby przerażony pisk, a Chejron przemówił: -A więc witaj Roxanno Thompson, Córko Afrodyty. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy, wyglądała bardzo ładnie, ale mimo to odniosłem wrażenie, że pomimo wszystko, to jest ten typ dziewczyny… popularnej, pięknej i zarozumiałej, niczym gwiazda hollywoodzka, a znam się na tym, uwierzcie mi znam się. 
Roxanna była na pewno mocno zszokowana, ale w końcu i na jej twarzy zagościł spokój, kątem oka zobaczyłem, gdy usiadła przy stoliku Afrodyty, jak Drew przedstawia jej się… i już wiedziałem, że właśnie domek Afrodyty będzie miał wojnę domową. Zaraz po śniadaniu kolejny bóg określił swoje dziecko. Tym razem Jack, nad jego głową zabłysnął złoty kaduceusz, oznaczało to, że kolejny dzieciak zostanie trochę dłużej w domku Hermesa. Jack ani nie skakał z radości do nieba, ani też nie wykazywał się przygnębiony, po prostu olał całą tą sytuację. Kompletnie. Przestał odzywać się do Roxanny, którą nazwał „Damą, nie z jego sfer”, za to znalazł wspólny język z bliźniakami Hood i wiecznie pomagał im robić psikusy, zrobił się koszmarnie nie znośny i już po kilku godzinach znał cały Obóz i równie dobrze mógłby mi pomóc, gdybym się zgubił. Nie podobał mi się od początku, jest jakiś, fałszywy? Oczywiście zdążyłem już z niego trochę pożartować, ale koleś tak się wściekł, że myślałem, że się na mnie rozszarpie. Roxanna zaś przez kolejny dzień szybko wróciła do zdrowia, wdała się w bardzo głośną kłótnię z Drew, o coś tam, w co wolałem nie wnikać, żeby nie oberwać błyszczykiem, albo co gorsza torebką. Ogólnie dziewczyna dosyć szybko się przyzwyczaiła do tego, że tylko z jej siostrami można się dogadać, ona również unikała Jack’a więc najwyraźniej aż tak bardzo nie przeszkadzał jej fakt, że towarzysz jej misji się od niej odwrócił. W końcu nadarzyła mi się okazja, żeby z nią pogadać, a było to dwa dni później od jej przyjścia do Obozu: -Hej, my się jeszcze nie znamy, co? – Spytałem i zafalowałem łobuzersko brwiami. Dziewczyna siedziała na schodkach swojego domku i nakładała makijaż, rzuciła mi przelotne spojrzenie po czym wróciła do swojego odbicia, aż po chwili powiedziała: -Jakiś ty mikry. Mleka nie piłeś czy co? Przewróciłem oczami. -A mówił ci już ktoś, że mikrzy faceci, są najbardziej seksowni? Dziewczyna parsknęła cicho, i ponownie zajęła się nakładaniem różu na policzki. Moim zdaniem trochę przesadzała. -Wolne żarty – skomentowała po jakiś pięciu minutach – ty to ledwo mi do klatki piersiowej dosięgasz, a o seksowności, nie będę rozmawiać z kimś kto wygląda jak elf i jest cały umorusany sadzą, a przy okazji nazywam się Roxanna. Mówiła strasznie szybko, jakby zaraz miała wygrać zawody w rozmowie na czas, więc dopiero po chwili dotarło do mnie co mówiła. -A ja jestem… -Leon Valdez, grupowy domku numer dziewięć, kapitan Argo II, bardzo, bardzo lubiący smoki i popalający wszystko gdy zbyt długo nad czymś myśli, tak, tak, tak – schowała róż do torebki i zajęła się teraz kredką do oczu. Otworzyłem usta, raczej mało kto o mnie słyszał, po paru dniach. Oczywiście jeśli sam mu się nie przedstawiłem. -Zdziwiony? – Spytała, zamykając jedno oko, by sprawdzić czy kreska równo wyszła – Spotkałam tego Fuego i zdarzyło mi się go spytać o osoby które powinnam znać, powiedział tylko o tobie. Ale myślałam, że będziesz bardziej taki jak… Jason. -Nie mam w zwyczaju udawać blond supermana – oparłem się o krawędź ściany – Nie przesadzasz aby z tym makijażem? Roxanna spojrzała na mnie jak na kretyna. -Tobie też by się przydał – odparła po chwili, rzucając przelotne spojrzenie na moje oczy i włosy – wyglądasz jakbyś wyszedł z komina. -W wolnych chwilach zarabiam jako święty Mikołaj – westchnąłem z udawanym smutkiem – Wydało się. Dziewczyna parsknęła śmiechem i wyjęła tusz do rzęs. -Czy Hefajstos też taki jest? – Spytała po chwili i zaczęła nakładać tusz na rzęsy. -Jaki? – Spytałem, czując, że tracę powoli wątek. -Głupio zabawny, oczywiście – odparła – Bo jeśli tak, to dziwię się czemu moja matka z nim jest. Ja bym z tobą nie wytrzymała dłużej, niż już trwa ta rozmowa, więc wiesz, mikrusie… może się ode mnie odwalisz? -Ej! Chciałem być miły – westchnąłem – Bo wiesz z ładną dziewczyną… Ale nie dokończyłem mojej myśl gdyż nadbiegła jakaś inna dziewczyna. Była mniej więcej w moim wieku, ale była zdecydowanie wyższa. Czarne włosy upięła w rozwalający się kok, była czerwona na twarzy z wysiłku i jestem przekonany, że wcześniej jej nie widziałem. Popatrzyła na mnie morskimi oczami, później popatrzyła na Roxannę. I rzuciła szybko: -Błagam ukryjcie mnie! Zmarszczyłem czoło i wtedy zobaczyłem nadbiegającą Clarrisse, że nie przyszło mi nic innego do głowy, a Roxanna nie wyrażała jakiegoś większego zainteresowania tą dziewczyną, a chcąc jej pomóc, złapałem ją za talię, przygwoździłem ją do ściany i udawałem, że całuję. Dziewczyna chyba była zbyt przerażona tym, że goni ją córka Aresa, że nawet nie protestowała. -Gdzie ona jest? – Ryknęła Clarisse – Gdzie ona jest?! Roxanna westchnęła ciężko, nie zwracała nawet na mnie uwagi i powiedziała: -Widzisz na plaży jak ci dwaj… jak oni… Percy i Nico? Rozmawiają? -No i? Tracę cierpliwość laleczko! – Warknęła córka Aresa. -No to tam na pewno nie poszła, ale pobiegła w stronę domku numer jeden. -Dobra laleczko i uważaj na makijaż, bo jeszcze waga pokaże o dwa kilogramy za dużo! I odbiegła z głośnym tupnięciem. Dziewczyna odetchnęła z ulgą a ja od niej odszedłem. I wtedy morskooka uświadomiła sobie, jak to wyglądało, bo zapłonęła rumieńcem i wzdrygnęła się. -Co ty sobie wyobrażasz? – Spytała, głos miała cieniutki, jakby ktoś zanurzył ją w lodowatej wodzie. -Nic, po prostu uratowałem twoją śliczną buzię, przed dogłębnym spotkaniem z muszlą klozetową. Roxanna pokręciła z rozdrażnieniem głową, a dziewczyna o morskich oczach zamyśliła się. -Yyyy – zaczęła inteligentnie – To, dzięki. Ale serio, bez przesady ja cię nawet nie znam. Zaśmiałem się pod nosem, ta dziewczyna myślała równie szybko co Percy, pewnie jest dzieckiem Hypnosa, albo coś… -Leon Valdez, do usług wszystkich ładnych dziewczyn, z tobą na czele – odparłem, uśmiechając się łobuzersko. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie, jakby się bała, mojej obecności, a po chwili uściskała mi rękę i równie szybko ją zabrała, jakbym chorował na jakieś paskudztwo. -A ja Jasmine Blue – powiedziała – Od kogo jesteś? -Nie widzisz? – Wtrąciła się Roxanna ciągle nie odrywając wzroku od lusterka – Popatrz na jego tępe oczy i ten głupi wyraz twarzy. -Nie wierzę, jesteś od Afrodyty? Chłopak od Afrodyty? – Zaśmiała się złośliwe. Roxanna spiorunowała dziewczynę wzrokiem, a ta natychmiast zamilkła. Ja zaś pokazałem córce Afrodyty język. -Nie, głupia – warknęła Roxanna – Od Hefajstosa. -Od Hefajstosa? Boga kowali i boga ognia?! Tego co potrafi zrobić wszystko z niczego?! Tak?! Tak?! – Spytała, a właściwie ryknęła mi prosto w ucho - Bo jeśli tak to super! Wiesz, że u śmiertelników Hefajstos zajmuje czwarte miejsce? Znaczy... że sporo osób go zna! O bogowie! To takie... takie... Czyli jesteś od Hefajstosa?! Przełknąłem ślinę, lekko mnie, przerażała. -Tak, tak, oczywiście, że tak. A ty od kogo? – Zapytałem chcąc jak natychmiast zmienić temat. Ale nieświadomie musiałem trafić na jakiś jej czuły punkt. Dziewczyna spochmurniała i opuściła głowę. -Nie wiem. Mieszkam w domku Hermesa, jako jedyna nieokreślona. Roxanna zachichotała pod nosem, jakby to co powiedziała Jasmine było przednim żartem, ale ogólnie wciąż nie podnosiła wzroku znad lusterka. Jasmine popatrzyła na nią gniewnie. -Jestem tutaj od pięciu miesięcy – wyjaśniła Jasmine – Ale ciągle nie mam pojęcia. Nic. Po prostu. Współczułem tej dziewczynie. Hefajstos nie zbyt często się do mnie odzywał, co już uznawałem jako przejaw jego kompletnego braku zainteresowania własnymi dziećmi, ale być po całości odrzuconym przez swojego rodzica? -Przykro mi – powiedziałem, chociaż nie zabrzmiało to szczerze. -Ktokolwiek jest twoim rodzicem – zaczęła Roxanna – Mam nadzieję, że nie będziemy rodzeństwem. A przy okazji mała, nazywam się Roxanna Thompson, córka… -Córka zwykłej, nudnej bogini miłości – warknęła Jasmine – Widzę po twoim tępym spojrzeniu i pół tony makijażu na gębie, myślisz, że makijaż ci pomoże? Hm? Roxanna w końcu oderwała się od swojej pracy, cisnęła z całej siły cień do powiek do różowej torebki i podniosła się ze schodka, na którym siedziała. Podeszła do Jasmine, były mniej więcej tego samego wzrostu. -Słuchaj ty, ty…. Ty niekreślona, jeśli chcesz się popisywać droga wolna, ale nigdy… powtarzam NIGDY, nie obrażaj mojej matki! Idź do swoje… ojej, przecież nie wiesz kto to jest, nie? Zmiataj stąd, za nim twój boski rodzic nie będzie zmuszony do ujawnienia się, żeby ci życie uratować! Jasmine, została ponownie zraniona w czuły punkt i to o wiele solidniej. Odwróciła się na pięcie chcąc odbiec, ale ledwo zrobiła krok wpadła na kogoś… Wpadła na Nico, przez co ponownie, wszyscy wokół dla mnie przestali istnieć. Ale zostałem zmuszony do spojrzenia, jak Jasmine przewala się pod wpływam uderzenia, zaś Nico patrzy na nią z góry, po czym parska cichym śmiechem. -Uważaj, młoda – powiedział szorstko – Jakbyś wpadła na kogoś od Aresa, już byś lizała rany. A uwierz mi o to nie trudno. Jasmine patrzyła jak zahipnotyzowana w Nico i poczerwieniała jeszcze bardziej, niż po tym jak uratowałem ją z rąk Clarisse. A jej oczy zalśniły jakby zobaczyła jakiegoś boga. Nico wzruszył ramionami i podszedł do mnie. -Słuchaj Leo, Percy cię prosi na sekundę. Chce porozmawiać, o sam wiesz czym wtedy. I nie myśl, że go do tego namówiłem – odparł, a ja zauważyłem jak Roxanna wyciąga szyję by usłyszeć o czym rozmawiamy. Musiałem zblednąć jak kreda, gdyż córka Afrodyty zachichotała, ja ją zignorowałem. Byłem jak sparaliżowany, nie chciałem rozmawiać z Percy’im, a już na pewno nie o tym co było w hotelu i czemu on w ogóle chce ze mną o tym rozmawiać? Czy normalni ludzie nie unikają, wtedy takiej osoby? -Jesteś pewien? – Wydukałem – Znaczy wiesz… Percy mnie obedrze ze skóry i… -Leo… Jesteśmy przyjaciółmi – ostatnie słowo ledwo przeszło mu przez gardło – I ty o tym wiesz i ja… Percy również, ale chce po prostu porozmawiać. -Taak… Przyjaciółmi – spuściłem wzrok – Dobrze – szepnąłem, gdyż nie zdobyłem się na nic głośniejszego - to idę.

(NICO)
Dziewczyny z którymi zostawił mnie Leo, były bardzo mną zainteresowane. A przy najmniej jedna wypytywała mnie o wszystko. Druga nic nie mówiła, do chwili aż ta cała Roxanna nie zajęła się ponownym dekorowaniem swojej twarzy. 
-Jak się nazywasz? – Spytała ta o niebieskich oczach – Bo ja J-Jasmine. 
Westchnąłem ciężko, patrząc na nią najbardziej bagatelnie jak tylko potrafiłem. 
-Nico di Angelo – odparłem – A teraz wybacz… e… Jasmine, ale jestem bardzo zajęty. 
 Jasmine nic nie powiedziała, wciąż wpatrywała się we mnie na w pół otwartymi ustami, więc postanowiłem odejść od niej jak najszybciej. Nie chciałem również, dołączać do rozmowy między Percy’m a Leo, więc wróciłem do swojego domku, Hazel nie było, poszła gdzieś z Frankiem, więc czułem się trochę jak piąte koło u wozu. Rozsiadłem się na kanapie i zająłem się rozmyślaniem. Często to robiłem jak miałem trochę czasu wolnego, rozmyślałem o wszystkim… Ale w końcu i tak wychodziło, że myślałem tylko o Percy’im, było to co najmniej denerwujące. Mogłem myśleć, o czymkolwiek, o… o mieczach, a i tak jakoś skojarzałem je z Percy’im i dalej moje myśli toczyły się same. Lecz dzisiaj nie dane mi było zbyt długo o nim myśleć. Z zamyślenia wyrwało mnie głośne łupanie w drzwi, z które z każdą chwilą narastało. Krzyknąłem, że otwarte, na co do domu po prostu wleciał jakby nigdy nic, Jason. Nie wyglądał jakoś specjalnie na zdenerwowanego, więc zastanowiłem się nad powodem dla którego pukał do moich drzwi tak głośno. 
-O co chodzi? – Spytałem, siadając normalnie na kanapie. 
 Jason chwilę się wahał, jakby sam nie wiedział po co tu przyszedł, co już mu się nie raz zdarzało. Kiedy powiedziałem mu, o tym, że zakochałem się w Percy’m facet wyobraża sobie nie wiadomo co… Ale tak szczerze to go lubię. 
 -Um… Hej, Nico – powitał mnie – Słuchaj, wiesz może gdzie jest ten nowy. Gdzie jest Jack? Pokręciłem przecząco głową i zacząłem bawić się płomykiem palącym się w zniczu. 
-Gdybym wiedział, najpewniej zaryglowałbym drzwi – odparłem – A o co chodzi?
 Jason westchnął ciężko. -Wyobraź sobie, że ten idiota wkradł się do mojego domku i zabrał wszystkie moje zdjęcia. 
-A skąd wiesz, że to on? – Zapytałem, próbując powstrzymać rozbawienie.
 Jason rzucił mi jakiś zwitek papieru na kolana.
 Rozwinąłem, go… 
 „Hej Jason! Z tej strony syn Hermesa, ładne zdjęcia! 
Szczególnie tą dziewczyną o tęczowych oczach!
 Zabiorę je, może znajdą się w jakieś gazetce! 
Pozdrowienia, Jack Walker” 
 Miałem pewną trudność z odczytaniem tego, ale za którymś tam razem mi się to udało. Jason uniósł wyczekująco brwi, a ja odrzuciłem mu liścik. 
-Idź z tym do Chejrona – zaproponowałem – Dzieciaki od Hermesa wiecznie coś kradną. 
Jason machnął dłonią. 
-Jakbym poszedł do starego Chejrona to jakby by to wyglądało? W Kohorcie takie sprawy załatwia się samodzielnie. 
-Nie jesteśmy w Rzymie Jason – mruknąłem – Tutaj nie ma kohort. 
Jason pokiwał ze zniecierpliwieniem głową.
 -Spytaj Leo – odparłem po chwili – On ostatnio gadał z Jack’iem. 
-Właśnie miałem taki zamiar, a i… Nico? – Rzucił przez ramię.
 Uniosłem wzrok znad płomyka świecy. 
-Mh? 
-U ciebie i Percy’iego wszystko gra? 
Wydąłem usta w zamyśleniu, przez chwilę ogarnęła mnie nagła ochota opowiedzenia o tym co miało miejsce zanim przyszedłem do obozu, ale w końcu odparłem tylko: 
-Tak, wszystko gra. 
Jason nie wydawał się przekonany ale skinął głową i wyszedł z domku. 
Nie czułem się najlepiej, Percy on…


***


No okej :3 Więc udało mi się coś wrzucić dzisiaj... tak jak mówiłam, będzie sporo postaci i przewiduję jeszcze trzy (jak nie więcej) :D Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza ;) Kolejny rozdział będzie jutro, chyba, że chcielibyście przeczytać jeszcze dzisiaj. To jak wolicie :> Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie :3

5 komentarzy:

  1. Rozdział dawaj jeszcze dzisiaj!
    Bo ten jest genialny, i Percy i Leo i Nico <3
    Weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, pewnie nie niedługo dodam kolejny :D

      Usuń
  2. Hah, wiedziałam, że Roxanne jest córką Afrodyty. Przestałam ją lubić. Za to Jasmine jest genialna. Nie ma to jak podpaść Clarisse. Ciekawe czyją jest córką.
    Rozdział booooooooooooooski!
    Pozdrawiam i weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń