piątek, 15 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 5



Rozdział 5. Cienie są wszędzie.

Nie chciałem nigdzie ruszać. Chciałem tutaj zostać na wielki, jednakże Leo ze swoim natręctwem nie dawał mi spokoju, wydawał się taki… taki, jakby nigdy nic. Jakby Percy wcale nie zginął, jakby miał się on zaraz zjawić z wieścią, że gdzieś niedaleko jest wyjście.

W końcu Leo przekonał mnie do dalszej drogi, która okazała się koszmarem… Z każdym krokiem uświadamiałem sobie jak wielkie znaczenie miał Percy, bez niego czułem się jak bezbronne szczenię, otoczone gromadą wilków. No i miejsce gdzie znajdowało się moje serce wypełniała jakaś wielka czarna dziura, większa niż kiedy Percy był z Annabeth.

Przeszliśmy z Leo przez te przeklęte drzwi i zostawiliśmy daleko za sobą przepaść. Leo milczał przez większość czasu, składał coś z jakiś drutów, wyraźnie unikał mojego wzroku. Nie ułatwiało to sprawy.
Owszem byłem wściekły na Leo, gdyby… gdyby, podał jakąś linę, Percy wciąłby tutaj był. Ale Leo wolał zwlekać, tak czy inaczej, przynajmniej niech teraz ma odwagę spojrzeć mi w oczy. Chciałem mu to powiedzieć, kiedy korytarz nagle się zatrząsł.

Popatrzyłem na Leo, on zmrużył oczy.

-Chyba Olbrzymy się odrodziły – warknął.

Wolałem, żeby się mylił. Jednakże jego przeczucie tym razem go nie zawiodło. Za nami biegły znajome olbrzymy.

-Nie pokonamy ich we dwójkę – powiedziałem z goryczą w głosie.
-Więc… Uciekamy? - Zaproponował Valdez.
-Taaa…

Pobiegliśmy przed siebie, korytarz nadal się trząsł, więc było to w pewnym stopniu utrudnione. Na szczęście olbrzymy też do najszybszych nie należały.

Kiedy trafiliśmy do rozwidlenia korytarzy, zaczęły się problemy.

-Którędy? – Spytał Leo.
-Nie wiem, nie jestem wszechwiedzący.
-To twój zamek!
-Mojej ciotki, ogniowłosy!

Leo ukradkiem zerknął na kosmyk swoich włosów czy przypadkiem faktycznie ich sobie nie podpalił.

-Uch… Nico, proszę… W którą?
-W prawo – rzuciłem szybko.

Nie był to zachęcający korytarz, ale z doświadczenia wiem, że im mniej przyjaźnie, tym bliżej celu. Wbiegliśmy więc w przedsionek, o dziwo olbrzymy już nas nie goniły.

Parę minut później oparliśmy się o ścianę i chwilę odpoczęliśmy.

-Bogowie… Czemu podczas każdej mojej misji, muszę się nadziewać na Olbrzymy? – jęknął Leo.
-Nie wiem – burknąłem.

Leo popatrzył na mnie, ale wciąż unikał mojego wzroku. W końcu wydukał:
-Nico ja... przepraszam.

Zmarszczyłem brwi, nie miałem ochoty by ten palant mnie przepraszał.

-Ja… Nie chciałem, żeby on zginął, naprawdę – Mina Leo była szczera, jednakże ton jego głosu wskazywał na zupełnie co innego.

-Nic mi po przeprosinach… A przepraszać i tłumaczyć będziesz się przed dyrektorem, nie przede mną – warknąłem.

Leo przygryzł wargę.

-Zamiast gadać skupmy się na misji. Percy nie chciałby, żeby jego śmierć poszła na marne – odparłem.

Znowu oczy mnie lekko zapiekły, lecz nie dałem się. Ruszyłem przed siebie, Leo za mną.

Nie było później żadnego rozwidlenia korytarza, lecz robiło się co raz bardziej ciemno. W końcu jedynym źródłem światła był ogień w dłoni Leona.

-Dosyć mroczno nie? – Zagadną Leo.
-Taa… i tak nic nie pobije moich ciuchów.

Leo przyjrzał mi się przez chwilę, a później mruknął coś w stylu: „I tak nie ogarniam tej mody” i ruszyliśmy dalej.

W końcu doszliśmy do jakiegoś oświetlonego pomieszczenia. Pełnego luster. Ale przynajmniej było coś widać.

-O nie! – Jęknął Leo i podszedł do jednego z luster – Jak ja wyglądam?
-Jakby ktoś umieścił cię na chwilę, na grillu – odparłem.

Leo jęknął. Ja zaś przyglądałem się uważniej pomieszczeniu. Coś mi się tu nie podobało.

-Nie! – Krzyknął nagle Leo i upadł z łoskotem na podłogę.
-Leo! – Podbiegłem do przyjaciela – Nic ci nie jest.

Leo powoli wstał, rozmasował kark i spojrzał mi w oczy… I jakiś kamień spadł mi do żołądka.
Oczy Leona były czerwone jak krew, patrzył na mnie z rządzą mordu. Nie wiem skąd go Leo wziął, ale dosłownie o cal od mojej twarzy trzymał wyciągnięty złoty miecz.

-Leo, ocknij się!

Nie odpowiedział, zaszarżował na mnie. Nie miałem wyjścia ja również dobyłem broń. Nasze miecze skrzyżowały się ze sobą, nie miałem zamiaru skrzywdzić Leo, dopiero co straciłem Percy’ego… Ale Leo wcale nie miał dobrych zamiarów w stosunku do mnie. Atakował mnie z taką siłą o jakiej nigdy bym go nie podejrzewał.

Przeklinam siebie, że to zrobiłem, ale wydało mi się to jedynym logicznym wyjściem. Zaszedłem Leona od tyłu i popchnąłem go w kierunku jednego z luster… Okazało się to moją głupotą.
Lustro było czymś w rodzaju portalu, pochłonęło Leo kiedy ten tylko go dotknął… Za późno byłoby go uratować. Kolejna porażka na moim koncie, w ciągu doby… Super!

Nie wiedziałem czy i Leo przeżył. Nie wiem gdzie go teleportowało, a może to go zabiło… Nie, nie mogłem zabić kolejnej niewinnej osoby!

Podbiegłem do tego lustra i nie myśląc wiele wskoczyłem w nie.

Zanim zemdlałem pamiętam, jak spadałem… wydawało się wieczność, a później moje ciało opadło z łoskotem na sam dół tej przepaści i pochłonęły mnie cienie.

Ocknąłem się nadal będąc na dnie przepaści. Wszystko mnie bolało, ale nic nie złamałem.
Kiedy udało mi się wstać rozejrzałem się w poszukiwaniu Leona.

-Leo! – Odpowiedziało mi tylko echo.

Pięknie! Leona nie było, a ja znajdowałem się na jakimś zadupiu.
Zrobiłem kilka kroków i usłyszałem kobiecy głos:
-Nico… Chodź do mnie.
-Niby jak? Nie wiem czy zauważyłaś tutaj nie ma wyjścia – syknąłem.

Zdążyłem tylko wypowiedzieć te słowa, a przede mną pojawiły się drzwi. Z wahaniem je otworzyłem, znajdowałem się w czymś co na pierwszy rzut oka przypominało lochy…

-Gdzie jesteś? – Szepnąłem.
-Tutaj…

Rozejrzałem się w poszukiwaniu tego „tutaj”. W końcu udało mi się znaleźć ową kobietę. Była przykuta do ściany, wyglądała jak… moja matka. Czyli jednak… cienie nie kłamały ona żyje.

-Mama? – Nadal nie mogłem uwierzyć własnym oczom.

Po policzkach kobiety spłynęły łzy.

-Nico, mój drogi udało ci się…
-Mamo, ale jak? – Podszedłem bliżej.
-Ciii… słońce. Udało mi się uciec z więzienia dusz, w zamian trafiłam do fizycznego więzienia…
-Widziałem jak umarłaś – miałem mętlik w głowie.
-Śmierć nie jest wrogiem nie do pokonania, słońce – wyszeptała – Ale skarbie, pomóż mi. Rozwiąż mnie z tych łańcuchów.

Nie wiem czemu, miałem złe przeczucia. Ale serce dało za wygraną, dwoma pstryknięciami moich palców, rozwiązałem sznury. Moja matka była wolna.

-Dziękuję ci – uśmiechnęła się do mnie.

I dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jaki jestem głupi… To nie była moja matka. A przynajmniej teraz nią nie była. Z pleców wyrastały jej nietoperze skrzydła, oczy miała czerwone, a zęby ostre jakby
przystosowane do rozszarpywania. Cofnąłem się.

Kobieta wybuchnęła lodowatym śmiechem.

-Tak, na reszcie! Jestem wolna! Dziękuję ci skarbie – syknęła.
-Czym ty jesteś? – Spytałem i wyciągnąłem swój miecz.
-Jestem bitwą. Jestem nienawiścią. Jestem zwiastunem nadejścia mojej pani!
-Hysminai– warknąłem - Kim jest ta pani?
-Widzę, że mnie znasz – ponownie się zaśmiała – właściwie się nie dziwę. Mieszkałam w twojej głowie przez całe dwa lata. A moja pani... moją panią nie zdążysz już poznać!

***
                                                                
Renowacja z dnia 12 kwietnia 2015 roku

Rany, rany, rany... No ale cóż... przynajmniej akcji jest troszkę. Aczkolwiek obiecuję, że w późniejszych rozdziałach jest lepiej x3

10 komentarzy:

  1. Jesli to ja, to melduję, że nie wiem iż to ja.
    A co do rozdziału, to tylko jedno słowo:
    Kurwa...

    Pozdrawiam, życzę weny i Percy, Leo i Nico maja przeżyć.
    Córka Aresa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. xDDDDD The best słowo ever xD Nie wiem czy ma teraz bardziej negatywny wydźwięk czy mniej, no ale dobra :D
      Dziękuję za pozdrowienia i przy okazji kolejny rozdział będzie jutro :D Bo nie wiem czy w poniedziałek zdążę dodać ;-;

      Usuń
  2. Wtf?!
    Tyle mam do powiedzenia.
    Rozdziała fajowy, ale Nico i reszta mają przeżyć.
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. XD Tak bardzo szczerzy wszyscy :D Cieszę się, że rozdział fajny i jutro będzie kolejny :3

      Usuń
    2. To dobrze, bo nie mg sie doczekać nexta. Życzę weny od Apolla

      Usuń
  3. Haha. Chodzi o Tsune, co nie? xD
    Życzę weny, Jack ma umrzeć (najlepiej niech Nico go zabije 3.3 ), pozdrawiam i do widzenia /)*3*(\

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, chodzi o Tsune :D Jack? Jack? Gdzie ty Jack'a widzisz? Nie spoileruj ;-; Dzięki za wenę :3

      Usuń
    2. Haha! Ja mam nie spojlerować? Świetny żart ;-; . A tak na serio, spoko! Już nie będę!

      Usuń
  4. Świetny rozdział! :) Czekam na kolejny! :>

    OdpowiedzUsuń
  5. "-Śmierć nie jest wrogiem nie do pokonania, słońce'' świetny tekst, chyba zacznę go cytować (mogę?)
    Rozdział super... chwila Leo ???? On ma przeżyć... i oczywiście cała reszta też.

    OdpowiedzUsuń