sobota, 16 sierpnia 2014

ROZDZIAŁ 6


Rozdział 6. Przynoszę ciało Percy’ego do obozu.
 

Pierwszą moją myślą było „świetnie”, drugą „to podstęp”, a trzecią był po prostu mój krzyk kiedy rzuciłem się na Hysminai. W ludzkiej postaci wcale nie mogła być nieśmiertelna, prawda?

Jednakże przeceniłem swoje siły. Hysminai jednym ruchem szponów zmiotła mnie na ścianę, na szczęście adrenalina nie pozwoliła mi na wielkie opóźnienie. Ponownie ruszył o walki.

-Co jest herosku?  -Zadrwił potwór – Sam mnie uwolniłeś.

Nie odpowiedziałem musiałem oszczędzać siły na atak. A właściwie na szarżę, bo za każdym razem kiedy zbliżałem się do Hysminai ta teleportowała się odrobinę dalej.

Powoli padałem ze zmęczenia.

Percy poradziłby sobie z tym bez problemu.

-Jesteś słaby- szydziła Hysminai – Słaby! Myślisz, że dla czego zraniłam Leo… Dla czego zabiłam tego nieudacznika Percy’ego?

Fala wściekłości zalała całe moje ciało.

-ON NIE BYŁ NIEUDACZNIKIEM, SKRETYNIAŁA BOGINI!

Zamachnąłem się i trafiłem Hysminai prosto w rękę. Zniknęła.

-To.. to już?

Nie mogłem w to uwierzyć, Hysminai jest boginią… boginie są potężne na tyle by nie zabiło je zwykłe trafienie w ramię.

-Nie braciszku… Ona tu wróci – odezwał się głos za mną.

Odwróciłem się szybko. Nade mną unosiła się Bianca.

-Bianco…
-Cii… Braciszku nie mam wiele czasu. Uciekaj stąd, mogę cię zabrać z tego zamku do obozu.
-A Leo? – Spytałem.
-Już tam jest. Lustro to moja sprawka, Nemezis myślała, że poszarpała duszę Leo na sztuki, gdyby nie ja faktycznie tak by się stało.

-W takim razie mnie teleportuj, Bianco – oznajmiłem.
-Nico, jeśli to zrobię nigdy więcej się nie zobaczymy. Przepadnę, na zawsze.

Ogarnęła mnie znowu wszechobecne uczucie o tym jak naprawdę jestem słaby.

-Nie chcę żebyś ginął Nico, więc proszę cię daj się teleportować.
-Ale Bianco – Chciałem złapać ją za rękę, ale przypomniałem sobie, że i tak moja dłoń przejdzie przez jej, jakby jej nie było – Nie chcę cię utracić.
-A ty musisz żyć Nico… Dla innych. Zrobisz to braciszku.

Opuściłem głowę.

-Ja… rozumiem.
-Żegnaj mój duży, młodszy bracie – uśmiechnęła się do mnie.
-Poczekaj! – Uniosłem dłoń – A co z ciałem Percy’ego?

Moje oczy ponownie zapiekły.

-Zrobię co w mojej mocy – powiedziała Bianca – Ojcze! – Krzyknęła i wzniosła dłonie do góry – Nico i Percy mają się znaleźć w obozie!

Świat zawirował, a po chwili wylądowałem na suchej trawie, w cieniu sosny Thalii. Uniosłem się na łokciach, obok mnie leżał martwy Percy. Był blady, koszulę miał postrzępioną oraz cały był zakrwawiony. Załkałem cicho, uniosłem Jacksona i powoli ruszyłem w stronę obozu, nie szczędziłem łez. Nie było warto ich oszczędzać.

Pewnie była pora ćwiczeń, gdyż obozowiczów nie było. Dotarłem na środek obozu, wtedy zobaczyłem jak z domku Hadesa wyłania się Hazel, moja siostra przyrodnia.

-Nico! – Krzyknęła, nie zobaczyła jeszcze Percy’ego – Ludzie, Nico wrócił! Wrócił Nico i… Hadesie…

Hazel krzyknęła, z sal ćwiczebnych wybiegli obozowicze, ale stawali jak wryci kiedy zauważyli Percy’iego. Położyłem jego ciało na trawie, padłem na kolana i nie zważając na innych płakałem.

-Co to za… - Zaczęła gdzieś z oddali Annabeth – PERCY! Percy! Co się stało?! Percy!

Córka Ateny podbiegła do mnie i Percy’iego. Przełykając łzy, zaczęła przygładzać włosy Jacksona.

-Niech ktoś przyniesie ambrozje! – Krzyczała – Pomóżcie mu!

Ale nikt się nie ruszył, panowała martwa cisza. Ktoś objął mnie ramieniem... Hazel.

To był koszmar, po chwili przez tłum przedarł się Leo. Nie wyglądał na rannego, ale był wyraźnie przestraszony. Cofnął się kiedy zobaczył czemu wszyscy nagle zgromadzili się w jednym miejscu.
Nie wiem ile minęło czasu. Annabeth, ja i wiele innych osób zanosiło się płaczem. Nikt nie chciał tego przerwać, nikt nie miał odwagi. Percy nie żył… I dopiero teraz to do mnie dotarło. Dopiero teraz poczułem dudnienie w uszach, na znak, że ktoś umarł.

W końcu przyszedł również dyrektor. Nic nie mówił, ale przykłusował do nas, dotknął ramienia Annabeth i w ciszy z nami, przechodził żałobę.

Nagle Clarisse, z domku Aresa przemówiła:
-Nico… Ty przecież umiesz ożywiać innych. Prawda?

Annabeth popatrzyła na mnie zapuchniętymi oczami.

-Tak… Ale – starałem się aby mój głos nie był zbyt piskliwy – Ale… Musiałbym ożywić go całkowicie i… nie skończyłoby się to… dobrze.
-To znaczy? – Spytała.
-Jeśli to zrobię – jakaś gula zrobiła mi się w gardle – Umrę zamiast niego.

Po tłumie przeszedł stłumiony pomruk.

-No i dobrze – wyrwało się komuś – Nikt cię tutaj nie chce, Nico. Percy za to jest bohaterem!
Opuściłem głowę, spojrzałem na Percy’iego. Hazel mocniej ścisnęła moje ramię.
-Dobrze… Zrobię to. Moje życie za jego życie. Ja umrę on będzie żył.
-Nie! – Krzyknęła Hazel – Nico, nie rób głupstw! Nico, zabraniam ci.
-Hazel, ja jestem niepotrzebny. Moja śmierć nic nie zmieni. Leo… - zwróciłem się w jego stronę – Opiekuj się Hazel, dobrze?

Leo skinął głową i zrobił coś czego bym się po nim nie spodziewał. Zaczął płakać jak dziecko.


***
Renowacja z dnia 12 kwietnia 2015

Rozdział dedykowany jest Nyksiątku, która bardzo czekała na wiadome słowa padające w tym rozdziale xD

6 komentarzy:

  1. Haha! W końcu się doczekałam!! Oł je! "-No i dobrze – wyrwało się komuś – Nikt cię tutaj nie lubi, Nico. Percy za to jest bohaterem!" Mam ochotę zgnieść go *^* . Sama wiesz kogo zniosę, ale tego starego pryka nie ;-; .
    Życzę weny i pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah xD Sama wiesz kto (nie Voldemort) może jest z nim spokrewniony? XD

      Usuń
  2. Ohh... Już się domyślam o kogo chodzi, kto tak powiedział. Tak często go wspominacie w komentarzach.
    Ah, tyle tu Nico <3
    Rozdział genialny, i wgl super mega.
    I Nico ;333
    Kiedy next?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do pierwszego to nie jest (chyba) ta osoba o której myślisz, bo tu jest bezimienny heros xD No chyba, że właśnie o tym myślisz :D
      Cieszę się niezmiernie, że się podoba i kolejny rozdział albo w poniedziałek jak znajdę czas, albo w środę :3

      Usuń
  3. Fajne chociaż zrobiło mi się smutno (tylko w niektórych sprawach taka wrażliwa)

    OdpowiedzUsuń