poniedziałek, 1 września 2014

ROZDZIAŁ 21

Rozdział 21. Misja… Jasmine



(LEO)

Minął miesiąc. Już miesiąc na obozie! Większość Obozowiczów już powróciła, mieliśmy od groma nowych, do mojego domku dołączyła jeszcze trójka chłopaków, Hermes zyskał piątkę, Afrodyta jeszcze jedną osobę, a Hypnos bliźniaków. Tak czy siak było sporo śmiechu przy przedstawianiu się. No i tak, jedyne co mogło mi popsuć humor to moja ostatnia rozmowa z Percy’im, trochę to do niego nie podobne, ale doskonale wiedziałem, że Jackson chroni wszystko to na czym mu zależy, więc trochę mnie powyzywał. Cóż kłótnia w końcu prawie doszła by do rękoczynów, gdyby akurat Jason nie szukał Jack’a, więc z ulgą pomogłem mu go znaleźć. No i tak jakoś czas płynął, nim się zorientowałem, minął miesiąc i dwa dni. Zajęcia na obozie były jak zwykle, dostałem w kość od dzieciaków Aresa, ale za to byłem najlepszy na warsztatach. Percy jak zwykle wszystkich pobił w kajakach. Tylko Nico, nigdy nie brał udziału w zajęciach. Nigdy. Na ich czas znikał gdzieś w lesie i pojawiał się dopiero jakiś czas później, raz w ogóle nie wrócił, co bardzo zdenerwowało Percy’iego, który miotał się po całym obozie. Zaś ja co raz częściej widywałem Roxannę u mnie w domku. Rozmawiała z Nyssą, na tematy, mody, co nie za bardzo interesowało, moją siostrę, ale jakoś w głębi duszy wiedziałem, że dziewczyny właśnie się zakumplowały. 
Ja ciągle nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Nico i Percy spędzali większość czasu razem, albo Nico znikał gdzieś w lesie. Percy unikał mnie jak ognia. Jason był jakiś dziwny, chodził z głową w chmurach. Frank i Hazel wyjechali do Rzymu, co spotkało się z wielkim smutkiem ze strony Nico, a przynajmniej tak się domyśliłem, bo on jak zwykle udawał niewzruszonego, ale trzeba było zobaczyć jak się żegnał z siostrą. Piper również się zmieniła odkąd zerwała z Jasonem, w ogóle się do mnie słowem nie odezwała, a gdy próbowałem z nią pogadać ona patrzyła na mnie jak na potencjalnego wroga i odchodziła. Annabeth ciągle mnie przerażała, zresztą ona nie przepadała za moim towarzystwem, a po za tym o czym miałbym z nią gadać? Roxanna ciągle mnie wyzywała, Jasmine była obrażona… i tak kręciłem się do czasu aż w pogoni za Jack’iem, który zabrał mi klucz naprawczy, nie trafiłem przed domek, dwudziesty drugi. Domek Nyks. Fuego stał wtedy w drzwiach i patrzył nieprzytomnie w niebo, byłem zbyt zziajany aby dalej gonić tego cholernego Jack’a, a Fuego natychmiast na mój widok drgnął i chcąc czy nie musiałem zacząć z nim rozmowę; -Hej, Fuego – przywitałem się – Wypatrujesz czy Jason nie leci? Fuego pokręcił przecząco głową i zaśmiał się cicho. -Nie, czekałem. -Na kogo? -Na ciebie – odparł smętnie – Powiedziałeś, że może kiedyś wejdziesz do mojego domku. Wiesz nie odwdzięczyłem ci się za pomoc przy smoku. Popatrzyłem na ten czarny, przypominający świątynie dom. Czy chciałem tam wejść? Ani trochę, ale głupio mi było odmówić po raz drugi Fuego. Wszedłem więc za nim do środka. Domek miał we wnętrz szare ściany, i niewiele okien. Przy suficie wisiało parę modeli gwiazd, a nawet księżyc, na ścianach zauważyłem przyklejone taśmą klejącą wycinki z gazet, trochę zajęło mi odczytanie ich tytułów, ale było tam między innymi: „Zaginięcie dziewięciolatka, w okolicach Rio di Janeiro! Został najprawdopodobniej porwany!” lub „Wciąż nie znane są przyczyny nagłego wybuchu ciężarówki na jednej z autostrad! ‘Ona po prostu stanęła w płomieniach’ mówi naoczny świadek” oraz „Dwójka osób zamordowanych we własnym mieszkaniu! Przyczyna zgonu nie jest znana!”, było ich jeszcze więcej, ale nie byłem w stanie ich odczytać. Ogólnie domek wyglądał szaro, gdyby nie ta aura, która panuje zawsze gdy jest ciemno, ten paniczny lęk, gdy nie widzisz nawet własnych butów. I pomimo, że było jasno, tak właśnie się czułem. Fuego nakazał mi usiąść na kanapie, a sam zaraz przyniósł dwa soki z lodem. Nie pytałem skąd to wytrzasnął, ale napój wprowadził mnie w coś w rodzaj transu, przestałem kontaktować, zapomniałem o świecie po za tym miejscem, tak jakbym znał przez całe życie tylko to miejsce i Fuego. On uśmiechnął się do mnie, a ja próbowałem wysilić pamięć. Jak ja się tutaj znalazłem? -A więc, miałem ci podziękować za pomoc z tym smokiem – powiedział Fuego, jego głos poniósł się delikatnym echem po mojej głowie – Więc dziękuję. Smok? Zaraz, pamiętam… Ale o bogowie! Poważnie co ja tutaj robię? -E… Proszę – wydukałem przez zaschnięte gardło – Ale… -Nie mów nic, nie chcę ci… - Fuego westchnął ciężko – To nie tak miało być. Nie tak… Byłem zbyt otumaniony by zapytać co miało być nie tak, odłożyłem szklankę, to samo uczynił Fuego. Jeszcze chwilę temu patrzył na mnie z mordem w oczach, lecz teraz jego spojrzenie złagodniało. -To minie – powiedział po chwili – Jak noc. Nie musisz wiedzieć. Słowa docierały do mnie z opóźnieniem. Ile już tutaj jestem? Nie powinienem tutaj być. A Fuego patrzył na mnie spode łba i z lekkim zawstydzeniem. Zauważyłem, jak chowa sztylet o pochwy i odpręża się na sofie, wciąż powtarzając o tym, że jest głupi. No i nagle wszystko powróciło do normy, przypomniałem sobie o wszystkim i zerwałem się na równe nogi. -W co ty pogrywasz? -Wybacz Leo… Nic ci nie zrobiłem, prawda? Spokojnie – powiedział i wyglądał na wielce smutnego, jakby myślał, że za chwilę spotka go kara – Idź i przepraszam. Pokręciłem głową, o co w tym chodzi? -Fuego? Co się stało? Czemu…. -Myślę, że wiesz. Idź. Popatrzyłem na niego po raz ostatni i wyszedłem z domku, nie dane mi było długo się zastanawiać nad tym co się właśnie stało. Domek dwudziesty drugi, jest po za obrębem domków, graniczy z lasem i właśnie z tego lasu, usłyszałem głośne łupnięci o ziemię i jęk. A po chwili ktoś wyczołgał się zza budynku. To była Jasmine, wyglądała jakby spadła z drzewa. -Ej! Nic ci nie jest? – Spytałem. -M-muszę udać się do… do… - ale nie dokończyła, zemdlała. Przekląłem siarczyście w duchu i uniosłem ją, była bardzo lekka. Powinienem zanieść ją do kliniki, ale coś mi mówiło, że lepiej zanieść ją do dyrektora. Wszyscy patrzyli na mnie podejrzliwie gdy niosłem nieokreśloną do Wielkiego domu. Chejron, szybko podał dziewczynie nektar, wymruczał jakieś zaklęcie po łacinie i Jasmine otworzyła oczy. Gdy zobaczyła Chejrona poderwała się, ale natychmiast zakręciło jej się w głowie, więc powrotem usiadła na kanapie. -Co się stało? – Spytał Centaur – Leo mówił, że znalazł cię przy domku dwudziestym drugim. -T-tak – wyjąkała – Ktoś mnie tam… wołał. Jakiś męski głos. I poszłam tam, bo byłam ciekawa kto to – Jasmnie zachłystnęła się powietrzem – I wtedy zobaczyłam… Kogoś. Kobietę, taką… bladą, wyglądała jakby była martwa. Powiedziała, że już czas i przywołała, jakiegoś człowieka… wyglądał jak zrobiony z mgły, uderzył mnie mieczem i… on był chyba zatruty i… Jasmine przerwała na chwilę pokazując na ramieniu długą białą pręgę, nawet nektar nie mógłby tak szybko jej zasklepić. -A później wpadłam do tego strumyka i nagle znalazłam się przy dwudziestce dwójce. A! Ona, ta kobieta, powiedziała jeszcze… Pasithea? Chejron westchnął ciężko i pokręcił z przerażeniem głową. -Masz wielkie szczęście moja droga. Spotkałaś boginię halucynacji, Pasitheę, we własnej osobie. To źle, bardzo źle. -Czemu? – Spytałem – Gaja została pokonana i raczej… -Leo, Pasithea nigdy nie wróżyła dobrze… Jeśli teraz powróciła ponownie i to we własnej osobie, mówiąc „już czas” wywołała właśnie kolejną wojnę – powiedział niespokojnie – Obawiam się, że mieli rację, pokój nie jest nigdy dany raz na zawsze i… Przerwał, jego twarz oślepiło niebieskie światło, popatrzyłem natychmiast na jego źródło. Nad głową Jasmine wirował właśnie znak, wyglądający jak holograficzny trójząb. Chejron ukląkł, o ile konie mogą to zrobić, a ja zrobiłem to samo. -Witaj Jasmine Blue, córko Posejdona, pana mórz. 

(PERCY)

Leo nie pojawiał się od czasu naszej sprzeczki, nie przeszkadzało mi to. Właśnie odpoczywałem po szermierce, Nico nadal był gdzieś w lesie i miałem nadzieję, że się niedługo zjawi, nie cierpię gdy zbyt długo go nie ma. Ogólnie chciałem z nim porozmawiać na temat Obozu, przebywał w nim tak rzadko, że zacząłem się zastanawiać, czy nie myśli o tym by go opuścić. Wtedy miałbym problem, chcę być z Nico, ale też nie chcę opuszczać Obozu. Na szczęście Nico po chwili się pojawił, ale nie był sam, obok niego szedł ten Jack i ponownie się na niego wydzierał, postanowiłem więc dowiedzieć się o co chodzi; -Nikt cię nie prosił o pomoc mi! Poradził bym sobie! – Ryknął Jack. Nico zrobił urażoną minę. -Tak poradziłbyś sobie, owszem… Ale w drodze do Hadesu! – odparł Nico – I po za tym, wcale nie chciałem cię ratować! -Nie?! To czemu widzę cię za każdym razem jak się odwrócę?! -To się nazywa mania prześladowcza Jack! – Upomniał go Nico. Mój widok, przerwał na chwilę kłótnie. Jack miał brzydką, krwawą szramę na policzku ale zdawał się tym nie przejmować, Nico zaś był bledszy niż zwykle, a po jego spojrzeniu wyraźnie poznałem, że jest wściekły. -Ej! – Uniosłem dłoń, żeby uspokoić tą dwójkę – Co się dzieje? Jack przewrócił oczami, zaś Nico złożył ręce na piersi. -No jak to co? – Spytał po chwili z irytacją Jack – Twój kumpel, postanowił brać mnie za sześciolatka który nie potrafi walczyć! -Bo nie potrafisz? – Zasugerował Nico. Jack ryknął z wściekłością i gdyby nie to, że Nico w porę złapał go za dłoń najpewniej doszłoby do rękoczynów. Nico na szczęście był o wiele silniejszy. -Słuchaj – warknął di Angelo wciąż nie puszczając nadgarstka Jack’a – To, że ci pomogłem to był przypadek! W życiu zazwyczaj nie możesz polegać na nikim. Rozumiesz dzieciaku?! Dłoń Jack’a zrobiła się blada, a na jego twarzy zagościł grymas bólu. -Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, a teraz puść mnie! Nico przychylił się do tego, wypuścił dłoń Jack’a, a ja ciągle stałem oszołomiony. -Minuta! Kto was zaatakował? – Spytałem gdy już wszystko do mnie dotarło. Jack wydął usta w zamyśleniu i na chwilę przeszła mu wściekłość, kiedy już chciał za pewnie strzelić jakiś wyjątkowo mądry komentarz Nico go uprzedził: -Prawdę powiedziawszy nie wiem. Coś jak człowiek… z mgły? -To nie ma sensu – warknął Jack. -Jak wszystko w życiu herosa – odparł niewzruszony Nico. -Ej! Nikt mnie nie pytał czy chce być dzieckiem boga! – Burknął Jack. Nico przewrócił oczami, Jack zaś wydawał się być zbyt zamyślony by to spostrzec. Swoją drogą… Jack zamyślony na tyle by nic nie powiedzieć? Nie myślałem, że dane będzie mi to zobaczyć. -Człowiek z mgły? – Pokręciłem głową – Nie miałem jeszcze okazji to styczności z czymś… Nie dokończyłem ponieważ, nawet nie zwróciłem uwagi jak podszedł do nas Leo i właśnie teraz postanowił przerwać: -Heja! – Uśmiechnął się zadziornie – Chciałem wam kogoś przedstawić! Zrobił krok w bok, odsłaniając stojącą za nim dziewczyną. Miała czarne włosy i morskie oczy, przygryzała nerwowo wargę i wyglądała jakby miała zaraz zemdleć. Ogólnie była ładna, ale po co Leo nam ją przedstawia? Może nareszcie znalazł sobie dziewczynę? Ale prawda była o wiele bardziej szokująca: -To jest Jasmine Blue – powiedział Leo i oparł się ramieniem o Nica, wywołując u mnie nagłą ochotę, żeby kogoś uderzyć – Jas, przedstaw się bratu! Przez krótką chwilę, myślałem, że dziewczyna poda dłoń Jack’owi, ale tam wyciągnęła ją w moją stronę. Myślałem, że normalnie zemdleję, mam siostrę?! Ja?! Nie, Leo chyba musiał sobie coś ubzdurać. Uścisnąłem jej niepewnie dłoń i spojrzałem niepewnie na Nica, wydawał się równie zaskoczony co ja. -No… Em… fajnie – rzuciłem – Ale ty tak poważnie? Jasmine pokiwała nieśmiało głową, nim zdążyłem coś powiedzieć, Jack wybuchnął śmiechem. -Widzę podobieństwo! Ej! Serio je widzę! Obydwoje myślicie tak „szyyyybko” – Jack zrobił palcami cudzysłów – Ha! I obydwoje tacy tę… To stało się dosłownie w ułamku sekundy, Nico w jednej chwili służył jako oparcie dla łokcia Leona, a już po chwili uderzył pięścią w twarz Jacka, powalając go tym samym na ziemię. Wyciągnął miecz i przyłożył synowi Hermesa do pleców. Zapadła cisza. Słyszałem tylko przyśpieszony oddech Jack’a. -Hmpf… - parsknął Nico – Szkoda, że jesteś mocny tylko w gębie! A teraz ładnie przeprosisz Percy’iego i jego siostrę, albo zapoznam cię bliżej z tym mieczem. Co ty na to? Jack miał pewne trudności z mówieniem ze względu na to, że jego usta praktycznie wgryzały się w trawę, ale udało mu się wydukać: -D-Dobra, sorry! Z-zadowolony? Nico pokręcił głową, ale schował miecz i pozwolił Jack’owi powstać. Syn Hermesa wydarł się na nas, używając bardzo niecenzuralnych słów, po czym odbiegł jak najdalej. Westchnąłem ciężko. -To nie było konieczne – rzuciłem – Co nie zmienia faktu, że było genialne! Nico zaśmiał się pod nosem, Jasmine ciągle stała jak sparaliżowana, Leo zaś raz po raz mruczał pod nosem coś na temat tego, że „jak się wścieka jest taki…” i dalej nie dosłyszałem. -Wracając do pytania – powiedział w końcu Leo – Tak, serio. Jas jest twoją siostrą, sam widziałem jak Posejdon ją określił. -Warto wiedzieć, że ponownie złamał przysięgę – jęknął Nico – Jakim cudem trafiłaś tak późno do obozu i nic ci się nie stało? Dzieci Posejdona są narażone bardziej na potwory! Jasmine wyraźnie się zakłopotała. Ale w końcu odparła: -Ja… sama nie wiem. Zdarzało mi się już widywać wcześniej potwory, ale nigdy nic mi nie robiły! Znaczy gapiły się, ale nie atakowały. Później to się zmieniło. -Zaczęłaś zdawać sobie sprawę z tego kim jesteś – podsunąłem. Jasmine zamyśliła się i wydała z siebie potwierdzający pomruk. -No dobra – odparł Leo – Ale jest jeszcze jedna sprawa. Jasmine? -Ale mieliśmy o tym nie mówić – Jasmine wydawała się przerażona. Leo machnął lekceważąco dłonią. -Mają prawo wiedzieć, oni pokonali Gaję, należy im się… -Okej, okej – Jasmine westchnęła cicho – Otóż, ja… I opowiedziała nam o tym jak spotkała jakąś kobietę, która przedstawiła jej się jako Pasithea. A później wyczarowała jakiegoś człowieka, wyglądającego jakby był zrobiony z mgły. Jakimś cudem udało jej się przeżyć. -Nieźle – skomentowałem – Nico, czy… -Tak. Opis pasuje – Nico podrapał się po policzku – Ale Pasithea, co bogini halucynacji może chcieć? Pokręciłem głową na znak, że nie wiem. Podobnie uczynił również Leo, Jasmine zaś zaczęła bujać w chmurach i mało co do niej dochodziło. Cóż… -I Chejron nic nie chce z tym zrobić? – Spytałem bo wydało mi się to mało pasujące do naszego dyrektora. Leo natychmiast zaprzeczył: -Stary… On, nie, nie chce. Nie ma za bardzo co zrobić! Jeśli to faktycznie jest aż tak zły omen, to jakoś mało daje o tym znać! Nic w sumie nie zrobiła… -Nic po za próbą pozbawienia mnie, Jack’a i Jasmine życia – mruknął pod nosem Nico – To chyba wystarczające. -No tak – Jasmine wyrwała się z zamyślenia – Ale co mamy zrobić? Nico przyznał jej rację. Nie wiedziałem, czemu informacja o tym, że pomniejsza bogini, może mieć coś przeciwko obozowi i obozowiczom, myślę, że nie ona jedna, więc również nie rozumiałem czemu ona miałaby być złym omenem. -Jas – powiedziałem po chwili chcąc zmienić temat – Chodź, zabierzemy twoje rzeczy do domku trzeciego, okej? Jasmine pokiwała niechętnie głową i rzuciła szybkie spojrzenie Nicowi, jakby starała się dowiedzieć o nim czegoś więcej. -No dobra, to… - właśnie zdałem sobie sprawę, że zostawiam Nico i Leo samych, ale było odrobinę za późno się wycofać – To… Nico, zobaczymy się później w trzynastce? Nico zamyślił się chwilkę. -E… Percy nie obraź się, ale chcę sprawdzić las. Może natrafię na ślady tej bogini. Zarówno ja jak i Leo wyprostowaliśmy się, jakby nas ktoś sparaliżował. Nico zbyt często ryzykował, przywykłem ale… -Nico… -Nic mi nie będzie, nie jestem dzieckiem, Percy! W to nie wątpiłem, ale również jakoś nie uśmiechałem się na myśl o tym, że Nico pcha się w łapy jakiejś nieznanej mi bogini. Ale Jasmine zaczęła mnie popędzać, a Nico już biegł w stronę lasu. Ech…


(LEO)

Szczerze to wszystko bardzo zaczęło mnie mało interesować. A głównym powodem moich zmartwień stało się to, że Nico całkowicie świadomie wpędza się w kłopoty… Ale czy mnie to dziwi? Ani trochę… Percy zajął się swoją siostrą, mnie nie pozostało nic innego jak nie udać się do swojego domku, ale nie byłem nawet w połowie drogi gdy ktoś nie złapał mnie za ramię. Przez ostatnie wydarzenia, gotów byłem się na tą osobę się nie rzucić, gdyby nie fakt, że w tym uścisku rozpoznałem dłoń Jasona. -Bogowie! – Jęknąłem – Nie strasz mnie! No nieważne… Jason zaśmiał się cicho, a ja odwróciłem się w jego stronę. Wyglądało na to, że dopiero co skończył ćwiczenia, ponieważ był lekko spocony, no i przez ramię przewiesił swoją koszulkę. Swoją drogą on poważnie jest zbyt umięśniony. -Wybacz – Jason podrapał się w kark – Wołałem cię, ale nie odpowiadałeś. -O! Serio? Wybacz, zamyśliłem się. O co chodzi? Nie mów proszę, że ten… Em… mądry człowiek, o imieniu Jack, znowu coś ukradł. Bo nie wiem co mu zrobię. Jason pokręcił z rozbawieniem głową, najwyraźniej tryskał pełnią szczęścia, już dawno go takim nie widziałem. -Nie, nie o to chodzi. Nie rozmawialiśmy ostatnio, wiesz… Piper i… tak dalej – powiedział to takim tonem jakby to w ogóle nie było istotne, a ja nagle zastanowiłem się nad jego związkiem z królową piękności, czy był wtedy szczery? Nie mnie to osądzać. Ale od czasu gdy zaczął troszczyć się bardziej o załogę (z naciskiem na Nico) zaczęli się od siebie oddalać, więc może – No i pomyślałem, że może czujesz, że cię olewam czy coś – kontynuował. Szczerze mówiąc w ogóle o tym nie myślałem, aż mi się zrobiło głupio. Jason jest moim przyjacielem, a ja w ogóle przestałem się chociaż starać by dłużej z nim pogadać, niż wymienić zwykłe, krótkie, codzienne „cześć! Muszę lecieć”. -Nie, w sumie – odparłem – To co? Idziemy na pole? – Zaśmiałem się cicho. Jason wzruszył ramionami na znak, że się zgadza, a po chwili wzbił się w powietrze. -Ej! Nie ma tak! – Ryknąłem i pobiegłem tyle ile sił w nogach na pole truskawek. Oczywiście Jason dotarł tam pierwszy, ja prędzej zgubiłbym swoje buty niż miałby go wyprzedzić, gdy lata. Serio, blond superman naprawdę oddaje całą jego sytuację. Jason wydawał się nie wzruszony, ale poklepał mnie po plecach w ramach pocieszenia. Jak zawsze… Uderzyłem go więc po przyjacielsku łokciem w bok i powiedziałem: -Stary, tylko uważaj jak będziesz tak latał! Bo jeszcze kiedyś nie uda ci się wylądować. I co będzie? Przerośnięta jaskółka? Jason zaśmiał się głośno, po czym rozłożył swoją koszulę i usiadł na niej. Ja usiadłem naprzeciwko, oczywiście musiałem, przy okazji wyjąć klucz i zacząć nim podrzucać do góry. -To o czym chcesz pogadać? – Spytałem kiedy wreszcie fakt, że Jason ciągle się na mnie gapi stał się co najmniej niekomfortowy. -No nie wiem – Jason wyciągnął z kieszeni swoją monetę, która zamieniała się po podrzuceniu we włócznię lub miecz – O imprezie, ostatniej? Wybuchnąłem głośnym śmiechem. -Nie przypominaj mi! Twój tekst do Percy’iego normalnie powalił mnie na podłogę! – Ponownie się zaśmiałem – Uwierz mi dawno się tak nie ubawiłem, chociaż wtedy zaczęło robić się trochę niebezpiecznie, nie? -Taa… - mruknął Jason – I tak nic nie pobije Annabeth i Piper. Zachichotałem, tak… co to człowiek nie wymyśli przy dobrej zabawie. Rozmawialiśmy tak chwilę, rzucając raz na jakiś czas tekstami z tej imprezy, aż w końcu zabrakło nam tematów. Bardzo chciałem powiedzieć Jasonowi o tym co się stało wtedy w lesie z Jasmine… Ej! -Te, panie iskro? – Jason popatrzył na mnie z rozbawieniem, lecz mimo to człowiek musiał użyć całej siły woli, by nie stanąć na baczność i przed nim nie zasalutować – Wiesz, że Jackson ma siostrę? Jason przez chwilę się wahał, jakby nie był do końca pewny, więc mu opowiedziałem o Jasmine i wtedy jego wątpliwości natychmiast zniknęły. -Mówiłem tej dziewczynie, że jest kimś. No i miałem rację. -Jak zwykle, Jason, jak zwykle – powiedziałem z udawaną irytacją. -Przeszkadza ci to? Zachichotałem pod nosem. -Nie skądże! W ogóle nie przeszkadza mi fakt, że nasz najwspanialszy pan od błyskawic i gromów, nie dosyć, że jest synem boga bogów, to jeszcze ZAWSZE ma rację – odparłem z ironią. Jason uśmiechnął się blado, po czym wstał, podniósł swoją koszulę, ponownie zarzucił ją przez ramię i popatrzył na mnie nieprzytomnie. -Wiesz co Leo, dzięki – powiedział nagle. Również wstałem. -Za co? -Za rozmowę, oczywiście – odparł Jason, po czym pokazał na swoje krótko obcięte włosy a później na moje. Zerknąłem niespokojnie na swoją głowę. No tak, musiałem się podpalić! Ugasiłem to natychmiast jak tylko mogłem, ale już wiedziałem, że Jason patrzy na mnie podejrzliwie. Doskonale wiedział, że podpalam się mimowolnie gdy targają mną jakieś wyjątkowo silne emocje, w obecnej sytuacji mógł to odebrać dwuznacznie. -Nie ma sprawy i… Ej! Kto tam leży? Jason odwrócił się w wskazanym przeze mnie kierunku. Za jednym z drzew, ktoś leżał. Nie poruszał się. Zaś w promienienie słoneczne odbijały się od czarnego miecza trzymanego przez tą osobę. Tylko jedna osoba miała taki miecz. -Nico… - powiedział Jason i prawie natychmiast wzleciał w powietrze. Ja nie miałem wielkiego wyjścia, nie umiałem, latać więc pobiegłem tak szybko jak tylko potrafiłem, do nieprzytomnego syna Hadesa. W pierwszej chwili obawiałem się najgorszego, ale gdy tylko przed nim ukląkłem odetchnął ciężko. Był cały blady (znaczy jeszcze bardziej niż zwykle) i był mocno poobijany. Jason spojrzał na mnie jakbym to ja go zaatakował, po czym podniósł bez trudu nieprzytomnego i ponownie poleciał ku górze, udając się jak najszybciej w stronę kliniki.

***

No i o to przydługi rozdział tak jak obiecałam :D Mam nadzieję, że nie za długi :3 Pozdrawiam i kolejny rozdział będzie jutro :>

5 komentarzy:

  1. hej, nominowałyśmy cię do LBA, pytania znajdziesz u nas na blogu :)
    http://the-story-of-four-demigods.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Podejrzewałam, że Jas jest sis Percy,ego. :)
    Rozdział genialny. Nico, ma szybko wyzdrowieć!
    Rozdziały nigdy nie są za długie.
    Dodaj coś jeszcze dzisiaj, proszę. :)
    Saluto!

    OdpowiedzUsuń
  3. Taaak genialnie, tak genialnie, tak genialnie jak ty, nikt nie pisze tak genialnie, jak tyyyyy!
    Pomęcz Nico <3
    Genialny rozdział.
    Weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej >///< Bez przesady, jest wiele osób (ty chociażby ^^) Które piszą ode mnie znacznie lepiej :> Tak czy siak bardzo mi miło, że tak uważasz i dzięki za wenę, bo ta coś ostatnio ode mnie ucieka ;-;

      Usuń