poniedziałek, 1 września 2014

ROZDZIAŁ 22

Rozdział 22. Sprawy w obozie mają się źle 



(NICO)

Kiedy się ocknąłem, dookoła było ciemno. Była noc. A więc… O Hadesie! Zerwałem się natychmiast, ale uświadomiłem sobie, że nie leżę na trawie, byłem na jednej z tych klinicznych pryczy. A więc nie jest tak źle. Opadłem z powrotem na poduszkę. Byłem głupi, że dałem się tak nabrać. Powinienem już zmądrzeć, a mimo to ciągle zdarzały mi się głupie przypadki. Naprawdę żałosne. Czułem palący ból w ramieniu i całej prawej nodze, ledwo nimi poruszałem, ale to mi nie przeszkodziło… Zamyśliłem się i nawet nie wiem kiedy ponownie zasnąłem. Parę godzin później nie obudziłem się samoistnie, obudziła mnie kłótnia za oknem, między Percy’im, a jakimś dzieciakiem od Apolla. -Słuchaj koleś – warknął znudzonym tonem ten od Apolla – nic nie obchodzi mnie… -O! Doprawdy? – Percy złożył ręce na piersi – A co zrobisz jak ci powiem, że jeśli mnie nie wpuścisz, coś przez przypadek może ci się stać? -Już nie wyjeżdżaj mi z takimi. Mam rozkaz nikogo nie wpuszczać. -A wsadź sobie ten rozkaz… - warknął Percy i popchnął tego od Apolla po czym bez zatrzymywania się wszedł szybko do kliniki. Czemu on zawsze najpierw robi później myśli? Westchnąłem ciężko i spokojnie czekałem, aż łaskawie do mnie przyjdzie. Gdy mnie zobaczył zaczął gadać coś pod nosem, coś o tym, że jest głupi, że nie powinien mnie zostawiać, przerwałem mu więc ten monolog: -Przestań. To nie twoja wina, że dałem się zaskoczyć. -Tak? Nie powinienem ci pozwalać iść tam samemu. Skrzywiłem się lekko, gdy spróbowałem usiąść w miarę prosto. -Ta… Nie jestem dzieckiem, jak już mówiłem. Percy uśmiechnął się blado, a ja poczułem się trochę winny. W końcu gdybym był bardziej przewidywalny, do niczego by nie doszło. -Co się właściwie stało? – Spytał po chwili. Chciałem odpowiedzieć, ale wtedy wparował dzieciak Apolla i wygnał Percy’iego pod groźbą wezwania Dionizosa, co jak co ale to akurat byłby problem, więc Percy nie chętnie wyszedł a ja pozostałem sam… z pulsującym bólem w ramieniu i w nodze. Z kliniki wyjść mogłem dopiero po paru dniach, w między czasie odwiedził mnie tylko Chejron, któremu zmuszony byłem opowiedzieć o tym co się stało. O tym jak zaatakował mnie ponownie ten człowiek z mgły i nim zdążyłem chociażby kiwnąć palcem zranił mnie tym swoim trującym mieczem. Chejron zabronił mi mówić o tym, co spotkało się ode mnie z lekkim zdenerwowaniem. Jeśli coś grozi obozowi to do jasnej… powinni o tym wiedzieć wszyscy, a nie tylko ja czy Chejron, no i parę innych osób które już zdają sobie z tego sprawę. No tak czy siak, kiedy opuściłem klinikę było dosyć wcześnie i praktycznie nie było nikogo. Jeśli nie liczyć dzieciaków od Apolla grających w koszykówkę, no i Leo rozmawiającym z Roxanną przed domkiem Afrodyty. Jakoś nie chciałem iść na razie do Percy’iego, może jeszcze śpi, albo jest zbyt zajęty? Później do niego wpadnę, dlatego też udałem się do Leo. 

(LEO)

-Mówiłem ci już, ze używasz za dużo makijażu? – Spytałem rozpaczliwie pragnąc zmienić temat dotyczący miłości. Roxanna która właśnie po raz trzeci nakładała róż na policzki rzuciła mi przelotne spojrzenie i odparła z wymuszoną uprzejmością: -Dwa razy, co najmniej. A ja ci już mówiłam, że jesteś strasznie mizerny? -Co najmniej dwa razy – odparłem wzruszając ramionami. Roxanna westchnęła i była wyraźnie zdenerwowana tym, że naśladuję nieudolnie ton jej głosu. Ale wtedy podszedł do nas Nico i wszystko jakby się rozwiało, Roxanna nie była już tak strasznie denerwująca i ładna, a słońce które dopiero wschodziło nie raziło tak bardzo w oczy. Nico patrzył na córkę Afrodyty z ukosa, jakby mu w czymś przeszkadzała i dopiero po dobrych pięciu minutach postanowił się odezwać: -Hej – mruknął bezbarwnym tonem – Trochę mnie nie było co? Nim zdążyłem odpowiedzieć, wtrąciła się Roxanna: -Trochę. Ale nie wiem czy ktoś tęsknił, chyba mało osób cię w ogóle zna. -Roxanna! – Warknąłem. Ale Nico tylko machnął dłonią, na znak, że nie przeszkadza mu to co powiedziała córka Afrodyty. Co nie znaczy, że to było z jej strony miłe. Powinna okazać chociaż odrobinę szacunku obozowiczom… Znaczy jak jechała po Percy’im, to nie bardzo mi to przeszkadzało, ale Nico to inna para kaloszy! -Wiesz co Nico – zagadnąłem po chwili – Nie żałuj, że cię tyle nie było. Nie wiem o co chodzi tak dokładniej Chejronowi, ale robił przeszukiwania domków. Jakby się czegoś obawiał, uwierz mi… to nie były miłe inspekcje. Nico złożył ręce na piersi, kiedy również Roxanna potwierdziła to co powiedziałem. -Chejron czegoś się obawia – odparł Nico – Jestem pewien, ale nie wiem jeszcze czego. Ale… w tajemnicy wam powiem, że jeśli to się zaraz nie rozwiąże to opuszczam obóz. Bez względu na wszystko i… wszystkich – powiedział z naciskiem na ostatnie słowo co odczytałem jako „nawet na Percy’iego”. To zdanie zawisło w powietrzu, nawet Roxanna zazwyczaj przeciwko wszystkim obozowiczom, po za swoimi siostrami i braćmi, przerwała nakładanie tuszu do rzęs. Ja przestąpiłem z nogi na nogę, próbując zachowywać się normalnie. -Um… Jesteś pewien? Znaczy nie chcę… - zacząłem ale Nico uciszył mnie podnosząc dłoń do góry. -Jestem pewien. Już i tak wyjątkowo sztucznie przedłużyłem mój pobyt tutaj. -Nie lubisz obozu co? – Spytała Roxanna – Dziwny jesteś. -Nie o to chodzi – warknął Nico, natychmiast uciszając córkę Afrodyty. Roxanna lekko zbladła na widok wściekłego Nico, ale gdy tylko zajęła się ponownym nakładaniem makijażu, jakoś się uspokoiła. No przynajmniej do czasu aż nie nadszedł najmniej pożądany przez nas gość. Jack Walker we własnej osobie.
Dzisiaj postanowił coś zrobić z tymi swoimi przydługimi włosami i uczesał się w kucyk i gdyby nie to, że ma męską twarz mógłbym zażartować, że wygląda jak dziewczyna. Co oczywiście byłoby nawiązaniem, do takiego jednego momentu, kiedy zmuszony byłem uczesać się w kucyk, ubrać się w bardzo luźne ciuchy, przez co wszyscy z domu dziecka mówili, że wyglądam jak „słodka, mała dziewczynka”… Niestety wygląd Jack’a absolutnie nie pozwalał na takie stwierdzenie. Ej! Właściwie, dopiero teraz zauważyłem, że on ma kolczyk w jednym uchu! Ech… jak być idiotą to po całości, nie? Podszedł do nas, a kiedy stanął obok mnie wybuchnął śmiechem, a ja zacząłem się zastanawiać czy on przypadkiem czegoś nie brał. No a przynajmniej zastanawiałem się do czasu, aż Jack nie złapał mnie za szelki i nie pstryknął nimi z taką siłą, że aż upadłem na trawę. Podniosłem się z trudem, a Jack ciągle zanosił się śmiechem, Roxanna natychmiast wstała ze schodków i odsunęła się od byłego kumpla jak najdalej, ja zacząłem sobie masować, żebra powstrzymując olbrzymią chęć na rzucenia się na Jack’a. Jeśli chodzi o zwrócenie mu uwagi wyręczył mnie na szczęście Nico, ja już mam stanowczo dosyć, mówienie Jack’owi, że zachowuje się gorzej niż nawet bracia Hood; -Te! Jack, odwal się od Leo, co?! – Warknął Nico. Jack parsknął i zwrócił się teraz w stronę Nica. -A co to twój chłopak? -N-nie – Nico nie wiedzieć czemu się za jąkał, ale natychmiast poprawił – Nie, zapyziały kretynie! To mój przyjaciel! -Jaka szkoda – Jack pstryknął palcami – Jaka szkoda, że się do tego nie przyznajesz, przecież wszyscy widzą, że coś jest na rzeczy. Ledwo powstrzymywałem rozbawienie, lecz nie powstrzymała go Roxanna która wybuchnęła śmiechem. -Poważnie Jack? Myślisz, że Nico mógłby być z chłopakiem? I to jeszcze z nim – wskazała na mnie jak na robaka – Jack, ty to potrafisz mnie rozśmieszyć. Jack spiorunował wzrokiem Roxannę, ale ta stała nie wzruszona. -Uwierz mi temu di Angelo, brakuje jaj! A ten Valdez, absolutnie do niego pasuje! Dwa mizerne chłopaczki, w sam raz dla siebie! -Coś ci się poplątało – warknął Nico podwijając rękawy. -Tak? – Jack zastanowił się przez chwilę. Po chwili zrobił coś czego kompletnie się nie spodziewałem. Walker wyjął z pochwy miecz, szary miecz o czarnej poświacie. Roxanna pisnęła, ponieważ miecz przez chwilę był skierowany w jej stronę, ale w końcu Jack wycelował go w klatkę piersiową Nica, a ja cofnąłem się mimo woli. Jedno czego się nauczyłem, to nie wpadać jak głupi między jedno ostrze a drugie, nieważne czyje one są. -To jak di Angelo? Mała rundka, w ramach zadość uczynienia wtedy zanim wylądowałeś w klinice, hm? Nico wybuchnął lodowatym śmiechem, sprawiając tym samym, że w oczach Jack’a pojawiło się zwątpienie. Nico pokręcił przecząco głową i odwrócił się na pięcie po czym chciał się wycofać, ale… To się stało w ułamku sekundy. Jack pchnął mieczem prosto w plecy Nica, na wysokości serca, nie zdążyłem nawet zareagować, ale zanim choćby dosięgną ciała Nica, jakaś fioletowa smuga przecięła odstęp między Jack’iem i Nico, a już po chwili usłyszałem zgrzyt uderzanego metalu o metal. To był Jason, obronił Nica, przed śmiertelnym ciosem i właśnie krzyżował swój złoty miecz z szarym mieczem Jack’a. Jakkolwiek silnie Jack by nie wyglądał nie miał szans z Jasonem, po paru sekundach usłyszałem świst i miecz Jack’a wylądował parę metrów dalej na trawie. Jason kopnął Jack’a w krok zmuszając go tym samym to ponownego zapoznania ze smakiem ziemi. -Nigdy więcej nie próbuj zranić Nica, ani żadnego innego mojego przyjaciela! Dotarło?! – Ryknął Jason, jeszcze nigdy nie widziałem go takim wpienionym. Jack ledwo pokiwał głową i jestem prawie pewien, że zaraz się rozpłacze. -Zwiewaj stąd! Zwiewaj zanim złożę skargę! – Warknął Jason i podniósł za koszulę Jack’a, po czym popchnął go rękojeścią miecza w kierunku domku Hermesa. Nico ciągle gapił się z na wpół otwartymi ustami, aż w końcu powiedział z lekką nutką zdenerwowania w głosie: -Nie sądziłem, że on jest aż takim kretynem. Święty Hadesie, gdyby nie ty Jason… -Nie ma sprawy – Jason machnął dłonią, podrzucił miecz, który po chwili zmienił się w złotą monetę. -Jej… - odrzekłem – Blond superman, jest jak najbardziej trafione, jeśli chodzi o ciebie, Jason. Grace wybuchnął śmiechem, ponownie uczyniła Roxanna, jednakże zrobiła to o wiele bardziej delikatniej niż on. Nico zaś ciągle wydawał się nie wzruszony, jednakże aż dało się wyczuć, że patrzy na Jasona z wdzięcznością. -Obserwowałem was z góry – zaczął tłumaczyć Jason – Ale obniżyłem lot jak tylko pojawił się on – powiedział z jak największym obrzydzeniem – Wybacz Leo, że nie zrobiłem tego wcześniej. Parsknąłem cicho. -Nie no spoko – odparłem z rozbawieniem – zapoznałem się bliżej z trawą. Jason pokręcił z rozbawieniem głową, Roxanna zaś natychmiast wyrwała go z tego stanu: -Ty też wiesz. Tak, Jason? Syn Jupitera staną jak sparaliżowany, jakby nie był pewien czy się przypadkiem nie przesłyszał. -Ja wiem o co chodzi Jason, ale nie myślałam, że… - Roxanna klasnęła w dłonie – Ha! Nie mogę uwierzyć, ty?! Jason spiorunował ją wzrokiem. -To lepsze niż seriale które oglądałam z ojcem! I lepsze niż te jego romansidła, które pisze – ponownie się zaśmiała – To słodkie! Ale wiesz, że… -Roxanna, proszę – odparł sztywno Jason – Ani słowa. Roxanna machnęła dłonią i puściła perskie oczko do Nica, po czym bez pożegnania wbiegła do swojego domku. -E? A co dokładniej chodzi? – Spytałem. Jestem prawie pewien, że Jason poczerwieniał ze wstydu, co rzadko mu się zdarzało. -Nic, Leo. Ta dziewczyna gadała bez sensu – Jason opuścił głową – Wybaczcie mi, ale jestem umówiony. Hej! Rzucił szybko spojrzenie na Nica i na mnie, po czym ponownie wystrzelił w powietrze. Nico popatrzył na mnie pytająco, ale ja pokręciłem głową, więc o nic nie zapytał. -Dobra – powiedziałem – Chodź Nico, bo dam sobie głowę uciąć, że Percy właśnie wyszedł z domku. -Leo? Może lepiej sam tam pójdę? Wiesz… - Nico zaczerwienił się zupełnie jak Jason. Parsknąłem cicho i nie zwracając na niego uwagi, zaciągnąłem go w stronę domku trzeciego.

***


Yay... Miałam jednak rozdział dodać jutro no ale... jestem zbyt uległa, zbyt uległa ;_; nie powinnam dodawać tak często bo wenę stracę ;_; więc na razie będę dodawać po 1 góra 2 rozdziały :3 Wybaczcie ale powoli przestaję nadążać xD I jeszcze szkoła itd. ;_; no dobra, mam nadzieję, że rozdział się podobał :3 Pozdrawiam serdecznie :>

3 komentarze:

  1. Kocham Cię za ten rozdział.
    Jason też jest zakochany w Nico, czy też w Leo?
    Chciałabym mieć takie powodzenie jak Nico. :)
    Czekam na nexta.
    Pozdrawiam i duuuuużo weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa... wszyscy lecą na Nica xD
      Dzięki za wenę, również ci jej życzę i gorąco pozdrawiam :))

      Usuń
  2. Ja nie mogę! To jest genialne! Lecę czytać next ;)

    OdpowiedzUsuń