środa, 10 września 2014

ROZDZIAŁ 33

Rozdział 33. Zdrajca po za obozem 



(PERCY)

Próba skontaktowania się z Leonem lub Jack’iem spełzła na niczym. Anvik wydawał się jednak oazą spokoju, w przeciwieństwie do nas. Ciągle powtarzał, że najprawdopodobniej chłopaki musieli zagłębić się gdzieś gdzie Iris wolałaby nie zaglądać. Nie do końca rozumiałem o co chodzi, ale nie pytałem. Pomimo tego, że Nico naciskał nie opowiedziałem mu o swoim śnie, wolałem zachować go dla siebie, zresztą Nico też wydawał się coś przede mną zatajać. Lea chciała wrócić do swoich towarzyszy ale Anvik absolutnie nie chciał jej dać tego amuletu, aby mogła spokojnie się teleportować, później kiedy dowiedziała się, że próbowaliśmy skontaktować się z Leo bez rezultatu, dziewczyna załamała się i całe dwie godziny siedziała z podkulonymi nogami obok Anvika, który ciągle coś skrobał w zeszycie. To miał być ostatni dzień na morzu. W nocy to Anvik pierwszy miał wartę i właśnie to on zbudził mnie z niespokojnego snu. Wyciągnął mnie i Nica na pokład, a kiedy chciałem spytać o co chodzi zauważyłem przy maszcie delikatną mgiełkę, a w niej twarz Chejrona. Anvik skłonił lekko głową po czym odszedł bez słowa. -Percy… - zaczął Chejron, głos miał zdenerwowany – Anvik powiedział mi, że jest z wami Lea, to dobrze. -O co chodzi? – Wypaliłem natychmiast. -Zdrajca jest po za obozem – odpowiedział. Zamarłem. -Chce pan powiedzieć, że zdrajca jest… uczestnikiem którejś misji? – Nico nie krył zaskoczenia. Chejron potwierdził, zaś Nico złożył dłonie na piersi i parskną pogardliwie. -Chce tylko, żebyście wiedzieli… Pasithei pomagać może tylko taka osoba która dobrze by jej rokowała, musi posiadać jakąś specjalną zdolność, wiedzę lub przedmiot – Chejron umilkł – A także musi nienawidzić obozu, herosów oraz bogów. Chciałbym, żebyście wiedzieli o tym i za wszelką cenę unikali tej osoby. -Pan sugeruję, że wiemy kto niby zdradził? – Warknął Nico. Centaur westchnął ciężko. -Oczywiście, że nie. Nawet ja sam tego nie wiem, ale znam Pasitheię, cokolwiek… -Proszę pana – przerwałem przypominając sobie o czymś – Nie mogę skontaktować się z Leonem i Jack’iem a… Chejron uciszył mnie podnosząc dłoń. -Nic im nie jest. Znaleźli dwójkę zagubionych i wracają już do obozu. Nico parskną ponownie, a ja znowu nie wiedziałem o co mu chodzi, póki nie warknął: -Jack jest dosyć podejrzaną postacią, ryzykuje pan pozwalając mu wrócić do obozu. Chejron pokiwał ze zrozumieniem głową, po czym odpowiedział, że lepiej będzie jeśli te dwie misje skończą się jak najszybciej, gdyż nie mamy zbyt wiele czasu, po czym przerwał połączenie. Popatrzyłem na Nica. -Myślisz, że Jack mógłby… - zacząłem. -Ta… - burknął Nico i wsadził dłonie w kieszenie – To raczej w jego typie, nie? -Szybko stawiasz oskarżenia – odparł ni stąd ni zowąd Anvik, opierał się o maszt i bawił się jakąś fioletowa mgłą która unosiła się pomiędzy jego palcami – Jack to młokos, ale masz rację… Jest silny. -Nie znasz go – warknąłem. Anvik rozproszył mgłę i podszedł do mnie z lekko przerażającym uśmiechem. Jego usta ułożyły się w nieme „naprawdę?” jednakże na głos powiedział tylko: -Masz rację. Nie znam. Anvik westchnął ciężko. -Wiecie co… powinniście się przespać. Obejmę całonocną wartę tylko błagam… nie wstawajcie przed wschodem słońca. Zgodziłem się i już miałem zejść na dół, lecz Nico stał jak sparaliżowany, aby po chwili zapytać syna Hekate: -Anvik… co myślisz o bogach? Anvik osłupiał, otoczył się fioletową mgiełką, a delikatny wiatr który dotąd lekko muskał nasze twarze, zmienił się w tak potężny, że ciężko było utrzymać równowagę na pokładzie, jednakże po chwili wszystko się uspokoiło, a Anvik odparł: -Zabrali mi zbyt dużo... A o co chodzi synu Hadesa? -O nic. Zupełnie… o nic.

Następnego dnia, byliśmy już w Grecji, Lea uparła się, że chce iść z nami, bała się zostać sama na jachcie, a my nie mieliśmy nic przeciwko jej towarzystwu. Nico zaś chorobliwie zaczął unikać rozmowy z Anvikiem, nie do końca wiedziałem, czemu. 
Sam Anvik nie miał nic przeciwko, nie wiele mówił. Po za tym momentem kiedy zaczęliśmy się zastanawiać gdzie jest amulet. -Amulet Hekate, znajduje się na poświęconej jej ziemi. -To znaczy? – Zapytała Lea. -Gdzieś gdzie stała kiedyś jej świątynia, teraz stoi jakiś bar, ale w tym barze jest przejście na niższe poziomy... myślę, że prowadzą do świątyni – odpowiedział Anvik. Okazało się, że ten bar jest szmat czasu stąd, a nam jakoś aż tak się nie śpieszyło, a przynajmniej byliśmy na tyle głodni, że tak nam się wydawało. W końcu przez całą drogę żywiliśmy się sucharkami i w końcu nam się przejadły. Anvik nie był zbyt zachwycony pomysłem, żeby zatrzymać się i coś zjeść z drugiej zaś strony sam nie wyglądał najlepiej i w końcu uległ, pozbierał z ziemi wiele kapsli po czym rzucił na nie zaklęcie i zmienił w monety. -Wiesz co? Powinieneś zbierać kapsle, w parę chwil bylibyśmy najbogatszymi osobami na świecie – zaproponowała Lea kiedy usiedliśmy w niewielkiej restauracji i przeglądaliśmy menu. -One się za godzinę zmienią z powrotem w kapsle – wytłumaczył Anvik mrużąc oczy aby rozczytać czcionkę karty. Popatrzyłem na niego niepewnie. W końcu Anvik zamówił jakąś zupę, Lea spaghetti, Nico jakąś sałatkę, ja zaś zarówno zupę jak i jakieś mięso w sosie… byłem diabelnie głodny. -Anvik… nie chcę naciskać, ale masz jakiś pomysł jakim cudem Jack jest w posiadaniu tej broszki? – Zapytałem kiedy zabraliśmy się za jedzenie. Anvik wziął na łyki zupy, po czym odparł lekko przerażonym tonem: -Nie mam pojęcia – przyznał – Mam wiele teorii na ten temat, ale nie chcę udawać dziecka Ateny, więc powiem tylko, że najprawdopodobniej broszkę podarował mu jakiś bóg lecz to by się równało… amnezji. Nico uniósł głowę znad swojej sałatki. -Amnezji? Jack mówił Chejronowi, że obudził się w hotelu… -Pamiętając tylko jak ma na imię i ile ma lat – dokończyłem. Anvik wytrzeszczył oczy, które ponownie rozbłysły na złoto, jednakże tym razem trwało to tylko chwilę. -Jack ma na nazwisko Walker, tak? – Spytał po chwili. -Taa… Łyżka Anvika wypadła mu z dłoni i z hukiem uderzyła w miskę. -Mam nadzieję, że to tylko przypadek – powiedział do siebie i zaczął mieszać bez celu zupę. Lea która przez cały ten czas milczała spytała: -Co jest przypadkiem? Lecz Anvik nie odpowiedział, jego oczy ponownie były całe złote lecz nie zwracał na to uwagi, jadł w ciszy swoją porcję jedzenia, nie pozostawiając nam innego wyjścia jak nie zrobić tego samego.
Kiedy zjedliśmy wszystko i wyszliśmy z restauracji rozszalała się burza i zmusiła nas do ukrycia się pod dachem, wtedy właśnie Anvik stracił cierpliwość: -Idę tam sam – postanowił – dołączycie później, ja wybadam teren. -Ej! Czekaj! – Zawołał za nim Nico – Będę z tobą szczery! Nie ufam ci, jeśli chcesz nas wyprzedzić to idę z tobą! Popatrzyłem niepewnie na Nica. -Może lepiej jak ja z nim pójdę? – Zaproponowałem. Nico pocałował mnie delikatnie w usta, nerwowo spojrzałem w stronę Anvika, ale on akurat właśnie przewracał w palcach jakieś białe piórko i był zbyt zajęty by nawet spostrzec moją czułość z „kolegą”. -Spokojnie, wiem co robię – Nico podszedł do Anvika i obydwaj nałożyli kaptury i ruszyli przed siebie. Lea popatrzyła na oddalających się chłopaków, po czym westchnęła ciężko, a niebo przeszyła błyskawica. -Chcesz? – Spytała i wyciągnęła z kieszeni niebieską miętówkę. -Poproszę – uśmiechnąłem się lekko i wziąłem miętówkę. Lea wyszczerzyła zęby i zaczęła pstrykać palcami, a w jej oczach pojawiły się podobne iskierki jak u Leo. -Percy? – Zaczęła. Popatrzyłem na nią pytająco a ona wciągnęła głęboko powietrze. -Ty obroniłbyś każdego swojego przyjaciela gdyby coś mu groziło, prawda? Uśmiechnąłem się lekko. -Oczywiście, że tak! – Odparłem – A coś się dzieje? -Nic – Lea zaśmiała się cicho – Chciałabym być taka jak ty… Albo Leo. A trzeba spojrzeć prawdzie w oczy, ja nigdy nie osiągnę tyle co ty czy on. Nie za bardzo wiedziałem co powiedzieć, w tonie dziewczyny nie wyczułem smutku i z jej twarzy nie znikał uśmiech. Lea nuciła tą samą piosenkę jaką Leo na misji gdy potwory zmorzyły swoją czujność, w końcu jednak burza przeszła, więc postanowiliśmy dogonić Nico i Anvika.
Jednakże nie doszliśmy nawet do połowy drogi, kiedy zaatakowała nas ta niebieskopióra harpia… Aello. Lea wyciągnęła swój miecz, wcześniej nie miałem okazji by go zobaczyć, lecz teraz nie mogłem sobie pozwolić na rozpraszanie się. 

Aello śmiała się gdy dobyłem swój Orkan, i pomimo tego, że trafiłem ją prosto w skrzydło, ostrze przeszło przez nią jakby w ogóle jej nie było. Lea zaś oberwała i uderzyła z głuchym łupnięciem o ścianę. Aello natarła na mnie, a ja szybko zrobiłem unik. I tak bawiłem się w kotka i myszkę nie mogąc zranić Harpii, aż w końcu potknąłem się o kamień i jak długi runąłem na mokrą ziemię. 
Harpia zanurkowała w moją stronę i w tym momencie przede mną zmaterializowała się Lea… Wyglądała trochę jak hologram, ale zamachnęła się swoim szaro-złotym mieczem i Aello uciekła skrzecząc jak przerażony kurczak. Lea zniknęła. Po prostu. Z trudem popatrzyłem w stronę gdzie ostatnio uderzyła o ścianę. I tam właśnie stała, wyglądała jak trup, a z jej czoła spływała strużka krwi, ale pomijając to wyglądała świetnie. Podeszła do mnie i podała mi dłoń, a kiedy wstałem na równe nogi syknąłem z bólu i zmusiłem się do spojrzenia w dół… moja stopa była wygięta pod nienaturalnym kątem. Lea zacmokała i westchnęła ciężko. Przewiesiła sobie moją rękę przez ramię i zaprowadziła mnie do najbliższej ławki, gdzie podała mi nektar oraz zabandażowała stopę. -I widzisz? Nigdy więcej nie skacz jak małpa – uśmiechnęła się od ucha do ucha i ponownie pomogła mi wstać. -Zapamiętam… Jak ty to… zrobiłaś? Wtedy z tą harpią? Lea zarumieniła się lekko i spuściła wzrok. -Mam swoje zdolności – odparła – Twoja stopa będzie się jeszcze trochę regenerowała, na pewno mamy iść do nich? -Tak – odpowiedziałem buntowniczo – Nie mogę ich opuścić, przez głupią stopę.


(LEO)

-Wyjaśnij mi raz jeszcze… co to znaczy zgubiliśmy się?! – Ryknąłem, trzymając się za boki. Jack nie słuchał. Nic nie mówił odkąd dzisiaj rano stwierdził, że zgubił drogę. Byliśmy w środku lasu, w nocy odpieraliśmy ataki potworów, rano próbowaliśmy skontaktować się z Chejronem, Percy’m lub Lea’ą… Co do ostatniej mega się o nią martwiłem. Po prostu wyparowała i obawiałem się najgorszego, Jack jak zwykle wtedy nie zwrócił na to uwagi. Powiedział, że dziewczyna słusznie miała dosyć mojego towarzystwa, powiedziałbym coś ale wtedy zaatakowały nas potwory… Jak na złość atakowały tylko mnie, Jack’a zostawiły w spokoju i ten kretyn nawet nie raczył mi pomóc! Miałem go dosyć. Chciałem mu coś powiedzieć, lecz za każdym razem coś mnie powstrzymywało. Owszem to Jack znalazł dwójkę zagubionych którym poleciliśmy udanie się do obozu! Owszem to Jack był silniejszy! Owszem to Jack był bardziej doświadczony! Ale ja go mam piekielnie dosyć! -Stop, Jack! Stoooop! – Ryknąłem ponownie za nim kiedy przestałem już nadążać – Od trzech godzin prujesz przed siebie jak odrzutowiec! Jestem tylko dzieciakiem od Hefajstosa! Najlepszym bo najlepszym, ale tylko dzieciakiem z domku dziewiątego! Jack zatrzymał się i obrzucił mnie chłodnym spojrzeniem. -Kondycję, Valdez to ty masz marną. Ale ok. – Jack usiadł na kłodzie ja obok niego – Więc o co chodzi? -Zadyszałem się. -Przynajmniej wiesz, że żyjesz, koleś – burknął Jack. Jack przeciągnął się, zobaczyłem, że w kieszeni trzyma tą broszkę, a mnie jakoś korciło, żeby mu podokuczać, więc zapytałem: -Od kiedy to chłopak nosi broszki? Jack drgnął, a przez jego twarz przebiegł cień przerażenia, który natychmiast został zastąpiony przez złośliwy uśmieszek: -Doprawdy koleś? Doprawdy, aż taki jesteś mnie ciekawy? Parsknąłem śmiechem. -Zapomnij stary! W życiu! -To dobrze… - burknął – Nie przepadam za tobą, koleś i nie mam zamiaru opowiadać ci o czymkolwiek związanym z moim życiem. Wiesz… Percy na pewno jest… -Okej, zrozumiałem aluzję! – Warknąłem. Jack wzruszył ramionami, po czym wyjął z kieszeni swoją broszkę i wyraz jego twarzy złagodniał a kiedy zaczął mówić, jego ton brzmiał bezbarwnie: -Nie wiem co to jest. Nie wiem do czego służy. Miałem to po prostu w kieszeni gdy się obudziłem w hotelu – zrobił pauzę, szafir który robił za odwłok skarabeusza rozbłysnął na szaro – Nic nie pamiętam. Tylko moje imię. Tylko. Ale wiem jedno, dowiem się co tam robiłem i kim byłem za wszelką cenę. Nawet jeśli oznaczałoby to zabicie kogoś. Popatrzyłem na niego z przerażeniem, a potem ponownie mój wzrok utkwił w szafirze. I zamarłem. Widziałem jakąś scenę, walki… Nie wiem skąd wiedziałem, ale to była walka z Kronosem. Przez ułamek sekundy widziałem Luke’a, a przynajmniej tak mi się wydawało. A później szafir ukazał dziewczynę…. Ładną dziewczynę, z długimi, blond włosami i niebieskimi oczami. Coś przemknęło przed nią, po czym wizja się zatrzęsła i dziewczyna ze strzałą wbitą prosto w pierś upadła, sięgnęła po coś i wtedy… -VALDEZ! Uważaj! Jack zepchnął mnie z kłody i w tym momencie coś się na niego rzuciło A ja upadłem na ziemię i uderzyłem głową w kamień. 
(JASON)
-No i wygrałem! – Fuego uśmiechnął się od ucha do ucha po czym otarł pot z czoła. Zaśmiałem się pod nosem. Jeszcze nigdy nikt nie ograł mnie w kosza, a tu proszę! Rzuciłem synowi Nyks butelkę wody, po czym usiedliśmy na krawędzi boiska. Wylałem na siebie połowę zawartości swojej butelki, nie wiem ile zajął nam ten mały meczyk, ale na pewno parę godzin, byłem wycieńczony, podobnie jak Fuego. -Oni powinni już być z powrotem – powiedział Fuego i spojrzał w stronę domku numer dziewięć. Tak, miał rację. Leo, Jack i Lea powinni wrócić już dzień temu, odkąd ostatnim razem się z nami skontaktowali nie mieliśmy od nich żadnej informacji. 
Martwiłem się o Leo. Miał ostatnio spore problemy na tle uczuciowym, na dodatek zdaje się wyjątkowo nie przepadać za Jack’iem. -Masz rację – zwiesiłem głowę – Ale pewnie to tylko tymczasowe opóźnienie, niedługo wrócą. -Optymiści są wśród nas – mruknął Fuego i wziął spory łyk wody. Uśmiechnąłem się w duchu. Polubiłem tego chłopaka, przypominał mi nieco mniej niezdarną wersję Franka. Ale on ciągle stanowił dla mnie zagadkę, dlatego też spróbowałem tym razem: -Fuego? Mogę zadać ci nieco osobiste pytanie? -Wal śmiało, Jason – burknął. -Co się z tobą działo za nim trafiłeś do Obozu? Fuego chyba nie był zaskoczony tym pytaniem lecz dopiero po dłuższej chwili odpowiedział: -Ja… Pomagałem matce. W głowie zaczęło tłuc mi się jeszcze więcej pytań, jednakże mina Fuego wyraźnie mówiła, że jeśli się jeszcze zapytam o coś z jego przeszłości to osobiście coś mi zrobi, dlatego zaprzestałem. Po dłuższym czasie niezręcznej ciszy, podeszła do nas Roxanna, usiadła jakby nigdy nic obok mnie, lecz coś w jej wglądzie się zmieniło. Z początku nie mogłem dostrzec co, póki jej się dokładniej nie przyjrzałem zauważyłem, że nie ma na sobie tony makijażu… właściwie to w ogóle go nie ma i ubrana była w strój obozowy a nie jakby szła na pokaz mody. Fuego jednakże przeczuwając pewnie, że obecność tej dziewczyny nie wróży nic dobrego, pożegnał się ze mną i odszedł na sztywnych nogach do domku Nyks.
Roxanna zaś wyjaśniła czemu wygląda tak a nie inaczej: -Zerwałam z Nyssą. -To wy byłyście razem? – Spytałem czując mały szok. Roxanna rzuciła mi oschłe spojrzenie, ale natychmiast jej wzrok złagodniał. Potwierdziła po czym kontynuowała: -Martwiłam się o jedną taką… Lea’ę i Nyssa zrobiła się zazdrosna, więc zerwałam z nią, nie mogłam już wytrzymać tych ciągłych przesłuchań jak na policji! – Powiedziała to załamującym się głosem lecz po chwili dodała buntowniczo – Zresztą… Ja kocham już kogoś innego! Kolejne małe zaskoczenie z mojej strony, ale nie komentowałem, zaś dziewczyna coraz bardziej była bliska płaczu. I w końcu gdy po jej policzkach popłynęły słone łzy, ponownie zajęła się mówieniem: -Tylko, że ta osoba o tym nie wiem! Pewnie nawet nie zdaje sobie z tego sprawy! -E… Roxanna? Ty jesteś córką bogini miłości, dla ciebie to chyba… -Myślisz, że jak jestem córką Afrodyty to wiem wszystko o miłości?! – Warknęła – Otóż nie! -Może Drew pomoże? – Zaproponowałem. -Uch… Faceci są beznadziejni! – Warknęła i odeszła z wysoko uniesioną głową, sprawiając, że zacząłem się zastanawiać… co ja właściwie takiego powiedziałem?

(NICO)

-Jesteś pewien, że nie powinniśmy ich szukać – zapytałem. Anvik wzruszył ramionami, wydawał się lekko nieobecny. Dopiero kiedy powtórzyłem pytanie, raczył podnieść wzrok i odpowiedział: -Nie. Przyjdą, daj im jeszcze godzinę. -Mówiłeś to dokładnie dwie godziny temu! – Warknąłem. Anvik westchnął ciężko i zaczął przewracać w palcach swój amulet, który co chwila zmieniał kolor z żółtego na wściekle czerwony. Miałem nadzieję, że nie znaczy to, że Anvik zaraz wybuchnie tą swoją magią. Staliśmy przy tym barze z którego dochodziła głośna muzyka i wyglądaliśmy za pewnie co najmniej dziwnie. Nie obchodziło mnie to. Percy razem z Lea’ą nie pojawiali się już tyle czasu, a za każdym razem kiedy chciałem już ich szukać powstrzymywał mnie syn Hekate i dostawałem szału. W końcu po pół godzinie przechylił szalę: -Pewnie coś ich po prostu zaatakowało. -I mówisz o tym z takim spokojem?! -Widywałem gorsze rzeczy – odparł. -Wyobraź sobie, że ja też – Ryknąłem – I między innymi dlatego przestań mnie co chwila powstrzymywać. I chciałem odejść, aby poszukać Percy’ego ale na szczęście okazało się to zbędne. Szedł razem z Lea’ą w naszą stronę… Kulał. 
Podbiegłem do niego natychmiast. -Mówiłeś, że zaraz do nas dołączysz! – Wycedziłem – Czy ty w ogóle myślałeś, żeby mnie zostawiać z nim! -Ale Nico – zaśmiał się Percy – To ty sam z nim poszedłeś. Westchnąłem z rozbawieniem, które zaraz mi minęło kiedy spojrzałem na jego nogę. -Co się stało? – Wypaliłem. -Opowiem ci jak już wejdziemy do środka. Podeszliśmy do Anvika, a on zupełnie jakby wiedział co Percy przed chwilą powiedział, odparł: -Nie teraz, éndoxi, jest w środku musimy czekać. -Kto? – Spytałem i popatrzyłem na niego podejrzliwie. Anvik westchnął ciężko, między jego palcami zaczęła się unosić mgła, niemal identyczna do tej którą Pasithea wywoływała halucynację. Poczułem delikatny szum w głowie, po czym przed moim oczami wypalił się obraz. To była kobieta od pasa w górę, miała długie rude włosy i ubrana była w koszulę z jakąś abstrakcją, lecz nie miała nóg zamiast nich długi, wężowy ogon, popatrzyła w moją stronę i wysunęła długi, mięsisty język. Po chwili wizja zniknęła, chociaż przed moimi oczami ciągle pląsały plamki. -Jak ty to...? – Percy przetarł oczy, był blady jak płótno. Anvik westchnął ciężko i odparł: -Jestem synem Hekate, Perseuszu, potrafię to i owo. Wzdrygnąłem się mimo woli, jeśli Anvik potrafi przywołać jakąkolwiek wizję teraźniejszości… to obawiam się, że jeśli wystarczająco bardzo by się postarał, potrafiłby namieszać nam w głowach. 
Odpędziłem od siebie te nieprzyjemne myśli. Lea była równie blada jak Percy i przyglądała się nieufnie synowi Hekate, który wyczarowywał wokół siebie płomienie. Kiedy już mieliśmy usiąść na najbliższej ławce, Anvik nagle opadł na kolana, Lea chciała go podnieść, lecz w tym momencie chłopak uniósł się o parę metrów w górę. Wyglądało to tak jak w przypadku Rachel gdy wygłaszała przepowiednię… Ale chłopaka otoczyła nie zielona, lecz fioletowa mgła, a głos którym przemówił, chociaż też dźwięczał echem należał do kobiety: -Myślicie poważnie herosi?! Myślicie, że wasze czyny umykają mojej uwadze?! -Pasithea? – Wydukał z trudem Percy. -Jestem Pasitheą, jestem boginią halucynacji! Zdaliście sobie sprawę z tego, iż macie mojego sługę w swych szeregach! Nie martwcie się sługa zostanie ukarany! - Zrobiła długą pauzę, właściwie nie wiedziałem czemu póki nie dodała - Ach… czy wspominałam już, że takie połączenie przywołuje… WIELE potworów? Psithea zaśmiała się, a Anvik opadł na ziemię, Percy zrobił wyjątkowo mało inteligentną minę, ja zaś natychmiast zrozumiałem. 

Sięgnąłem po miecz i w porę, obroniłem Percy’ego, przed ciosem tej całej éndoxi. Lea wyciągnęła również natychmiast swoją broń, zaś Percy, wyciągnął zza pasa wodę mineralną i oblał się nią aby przez chwilę, móc ignorować zwichniętą kostkę. Nie minęła minuta gdy praktycznie z każdego rogu powyłaziły potwory od bazyliszków po cyklopy i harpie. Byliśmy otoczeni z każdej strony, Anvik ciągle leżał na ziemi i zwijał się z bólu jak gdyby ktoś dotykał go rozżarzonym do białego metalem. Nie mieliśmy jednak czasu aby mu pomóc. Pacnięciem miecza odbiłem skaczącego w moją stronę bazyliszka, zaś wolną ręką wytworzyłem barierę, aby harpia nie rozszarpała mnie na strzępy. Kiedy bazyliszek potoczył się dalej, a harpia została ogłuszona blokadą, coś przecięło powietrze koło mojego ucha i nie zdążyłem się w porę odwrócić. Czarny miecz trafił mnie w ramię, krzyknąłem z bólu i lewą ręką sparowałem kolejny cios, mgielnego wojownika. Zaczęło mi ciemnieć przed oczami, wszystko działo się w zwolnionym tempie, odbijałem zdrową ręką ciosy, ale nie miałem już siły na atak. Usłyszałem krzyk Percy’ego, a później… zobaczyłem jak wszystko wokoło staje w zielono-fioletowych płomieniach, ale ja nie miałem już sił, opadłem na ziemię. 

A potem była ciemność...
***
No i udało mi się po wielu wątpliwościach dodać kolejny rozdział, mam nadzieję, że się podobał i nie wyszedł, aż tak źle ;___; Nie wiem jeśli uda mi się sporo dzisiaj napisać to dodam jutro kolejny rozdział jeśli nie to pewnie w piątek lub dopiero w weekend, do tego czasu pozdrawiam :3
I jeszcze mam małe pytanie, czy przeszkadzałaby wam jeszcze jedna osoba w narracji, jedna i już ostatnia (raczej)? :))

9 komentarzy:

  1. Czemu ja nie umiem tak zajebiście pisać?
    Uwielbiam tego bloga.
    I ten rozdział. XD
    Dodaj tą kolejną narrację. :) Wiem, że będzie fajnie. :*
    Również pozdrawiam i weny życzę. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie umiesz, jak umiesz :))
      Dzięki za opinię i w takim razie mogę obiecać iż za niedługo pojawi się kolejna osoba w narracji :)))
      Dziękuję za wenę i również pozdrawiam, a także czekam na nexta u Ciebie :3

      Usuń
    2. Nie umiem, nie umiem. XD
      Ale może się nauczę. :)
      Rozdział na 99% dodam jtr. XD :*

      Usuń
  2. Yay, tak genialnie piszesz że aż kompleksów dostałam.
    To jest cudne.
    Czekam na next i weny życzę ;)
    Kolejna narracja- zawsze spoko ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady, to ja zazwyczaj ich dostaję czytając blogi innych osób (w tym Twój) ;-;
      Dzięki za wenę :3

      Usuń
  3. Kolejna narracja brzmi super <3
    Kocham twojego bloga.
    Czekam na nexta i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, tak więc za niedługo pojawi się kolejny narrator :3
      Dziękuję za wenę :>

      Usuń
  4. Świetny rozdział <3 Czekam na następny i życzę dużo weny ^___^

    OdpowiedzUsuń