poniedziałek, 8 września 2014

ROZDZIAŁ 32

Rozdział 32. Pasażer na gapę



(PERCY)

Wszystko zaczęło się chrzanić gdy byliśmy już na pełnym morzu, zaledwie dzień ale w tym czasie Pasithea nas namierzyła… Nasłała jakieś dziwne stwory morskie które prawie by zabiły Anvika, gdyby nie moja szybka interwencja. 
Również noc nie należała do najprzyjemniejszych każdy z nas miał koszmary, które na pewno były dziełem Pasitheai. Lecz po za tym było trochę nudno. 
Ja zaś stwierdziłem, że ten cały Anvik na pewno zalicza się do tych dziwnych herosów, kiedy nic nas nie atakowało siadał na podłodze, wyciągał jakiś stary, podarty zeszyt, który chyba widział II wojnę światową i pisał coś lub szkicował. Raz po raz przyłapałem go jak wyciąga zza swojej przydługiej koszuli jakiś amulet i szepcze coś do niego, lecz kiedy ja lub Nico podchodziliśmy, chłopak natychmiast chował amulet i ponownie zajmował się zeszytem. Zauważyłem również u niego pewną zależność. Kiedy był przerażony mówił po angielsku ale ten język mieszał mu się z francuskim. Kiedy był rozluźniony mówił z reguły po angielsku lecz kiedy musiał coś wytłumaczyć mieszało mu się z łaciną. Kiedy się wściekał mówił po niemiecku, z pomieszaniem angielskiego oraz rosyjskiego, zaś kiedy się zamyślał mówił tylko i wyłącznie po włosku. Dlatego też często miałem problemy z rozszyfrowaniem o czym mówił. Nico starał się nie zwracać uwagi na chłopaka i rozmawiać z nim tylko i wyłącznie wtedy gdy było to konieczne, ja zaś postawiłem sobie za cel poznanie go. 
Jak mogę dowodzić, kiedy o jednym z moich współtowarzyszy wiem tylko jak się nazywa, ile ma lat oraz kto jest jego boskim rodzicem? Nie dowiedziałem się nawet do końca jakim cudem znalazł się przy obozie i trafił akurat prosto pod nogi Nica. Kiedy zbliżało się południe i nic nie wskazywało na to, że ktokolwiek ma nas dzisiaj zaatakować, Nico postanowił zejść pod pokład i nie wracał z niego już od dobrej godziny. Anvik zdawał się nawet nie zauważyć braku w drużynie, był zbyt pochłonięty próbą naszkicowania czegoś. Więc kiedy już miałem sprawdzić czy coś się nie stało, Nico wyłonił się i nakazał mi zejść na dół. Spojrzałem na Anvika który nadal nie odrywał uparcie wzroku od zeszytu, po czym zszedłem do Nica. Chłopak oparł się o ścianę i blade światło z niewielkiego okna padało prosto na niego, upodobniając go jeszcze bardziej do trupa. Nico mógł się wydawać przerażający, dla kogoś kto by zauważył go po raz pierwszy, dla mnie był po prostu słodki. -Coś się stało? – Spytałem uśmiechając się pod nosem. Nico ciągle z kamienną miną, zaprzeczył i poprawił swoją kurtkę. -Chcesz o czymś pogadać? – Zasugerowałem. Nico ponownie zaprzeczył. Nie wiedziałem więc o co chodzi, póki po chwili przerwy Nico nie oznajmił: -Chciałem na ciebie po prostu popatrzyć. Uśmiechnął się lekko co bardziej przypominało grymas, Nico już taki jest… Podszedłem więc do niego i objąłem w pasie, po czym patrząc mu prosto w oczy spytałem: -Tylko popatrzeć? Nico zaprzeczył, a ja zacząłem go namiętnie całować, po chwili z ust przeszedłem do szyi. Z zadowoleniem zauważyłem, że tym razem Nico nie ma nic przeciwko, zaś jego puls i oddech z lekka przyśpieszyły. Już po chwili pozbyłem go tej kurtki (w końcu nie płyniemy na Alaskę), a on mnie koszuli. Nasz pocałunki stawały się coraz bardziej agresywne, podobnie jak nasze ruchy i w momencie kiedy miałem właśnie zdjąć pas przy jego spodniach, coś po naszej prawej stronie się poruszyło i Nico natychmiast ode mnie odskoczył, w ułamku sekundy naciągnął na siebie koszulę i wycelował swój miecz w stronę worków, które poruszały się delikatnie. Wyciągnąłem swój długopis, gotów w każdej chwili go odetkać, a Nico zamachnął się mieczem strącając worki. Ktoś krzyknął, i spomiędzy materiałów wynurzyła się czyjaś noga, a po jeszcze dłuższej chwili ta osoba usiadła i dysząc ciężko spojrzała na nas ze wściekłością. -Lea?! –Nico opuścił swój miecz. -Nie, Leo kurde! – Prychnęła i ziewnęła potężnie – I co ty tutaj robisz? – Rozejrzała się dookoła – A właściwie… co JA tutaj robię? Nico ciągle był niepewny ale schował swój miecz i popatrzył na mnie pytająco, Lea poczochrała swoje włosy wyglądała na zmęczoną. -Lea – zacząłem ostrożnie – powinnaś być z Jack’em i Leo. -Jack! – Lea zerwała się na równe nogi i prawie się przewróciła jednakże Nico w porę ją złapał – Dzięki… Jack dał mi taką broszkę i wtedy ogarnęła mnie ciemność i… znalazłam się tutaj – popatrzyła na worki pod swoimi stopami. Nico ciągle podtrzymując Lea’ę, która wyglądała jakby zaraz miała zemdleć powiedział: -Anvik powinien coś wiedzieć, wiesz… magia i te sprawy – cztery ostatnie słowa powiedział tak złośliwym tonem, że aż sam na chwilę stanął sparaliżowany. Jednakże już po chwili, zaciągnął pół-przytomną Lea’ę na górę do Anvika. Mnie nie pozostało nic innego jak nałożyć koszulę i udać się za nim. Anvik jeśli był zaskoczony widokiem Lea’i to nie dał tego po sobie poznać. Popatrzył tylko na nią z roztargnieniem, a ona opowiedziała mu pośpiesznie co się stało. Przez chwilę milczał, lecz na jego twarzy zawitało przerażenie. Powiedział coś do nas po francusku: -Jack? Il a un caractère de cette déesse? Lea popatrzyła na niego niepewnie a on najwyraźniej nawet nie zauważył tego, że powiedział coś w języku którego nie rozumieliśmy. -E… Anvik – popatrzyłem na niego znacząco. -Um? A désolé. Więc chcesz powiedzieć, que on dał ci broszkę która teleportowała cię tutaj? -To właśnie powiedziałam – Lea ponownie prawie straciła równowagę, ale na szczęście znajdowałem się zaraz za nią. Anvik zatrzasną z hukiem swój zeszyt. -Niech zgadnę jak ona wyglądała – Anvik uśmiechnął się szorstko – Około dwudziestu centymetrów wzrostu, siedemnastu szerokości. Kształt skarabeusza, którego głowa oraz nogi wykonane są ze złota, odwłok zaś z szafiru, który w zależności od nastroju posiadacza zmienia kolor. W ciemności emituje czerwoną barwą zaś kiedy jest jasno fioletową. Mam rację, córko Nemezis? Lea zawahała się po czym odpowiedziała: -Nie miałam linijki, ani zmiennych emocji, również nie trzymałam tego dwadzieścia cztery godziny… ale tak, na wagę Nemezis, to był robak! -Skarabeusz – poprawił automatycznie Anvik – Powinnaś odpocząć. Anvik wskazał na miejsce na którym siedział, aby Lea tam spoczęła, po czym odciągnął nas od dziewczyny i powiedział: -Ja nie mogę w to uwierzyć! Jack?! Jack ma takie coś?! – Anvik wyciągnął zza koszuli swój amulet… amulet w kształcie skarabeusza – To źle… -Dlaczego? Przecież jest na pewno wiele takich skarabeuszy – zauważyłem. Anvik parsknął cicho i popatrzył na mnie jakbym urwał się z choinki. -Właśnie, że nie. Ta biżuteria jest poświęcona pewnej bogini. Nie pytajcie jakiej – dodał natychmiast widząc moją minę – Amulet i broszka to tak jakby…. Bliźniaki. Nieważne jak bardzo by się chciało zrobić duplikat on nigdy nie wyjdzie identyczny. Ale jakieś siedemdziesiąt lat temu syn Hekate zniszczył… broszkę – Anvik zmarszczył brwi – To znana opowieść wśród mojego rodzeństwa – dodał pośpiesznie. Nico złożył dłonie na piersi, ja zaś się zamyśliłem, szukając rozwiązania oraz tego do czego to wszystko zmierza i co tak przeraziło Anvika. -Jeśli go zniszczył – Nico wziął głęboki oddech – To jakim cudem Jack jest w jego posiadaniu? -Nie wiem – Anvik westchnął ciężko – Luke szukał amuletu i broszki, znalazł tylko amulet… -Czekaj – uniosłem szybko dłoń – Skąd ty niby wiesz czego szukał Luke i co znalazł a czego nie? Anvik na dźwięk imienia Castellana, z ust innych niż swoje wzdrygnął się i zacisnął mocno oczy i pięści. A kiedy się uspokoił wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać, lecz odpowiedział drżącym głosem: -To ja przyniosłem mu ten amulet – przyznał – Wiedziałem, że broszka jest zniszczona, ale takie rzeczy się… regenerują po pewnym czasie, myślałem, że broszka już to zrobiła… Ale nie. Ja… pomyliłem się i gniew Kronosa spadł na mnie . Anvik popatrzył na swoje dłonie a ja zobaczyłem na lewej od wewnętrznej strony jakiś znak, zaś na drugiej wypalone słowo po łacinie „proditorem”… „zdrajca”. Kiedy zobaczył moje spojrzenie natychmiast zacisnął dłoń z napisem i odpowiedział: -To akurat nie Kronos, ja w ostatnim czasie służyłem jeszcze komuś innemu… bogini – zacisnął usta – Zapomnij! Błagam cię zapomnij, że cokolwiek mówiłem! -Bogini? – Wyprostowałem się – Paisthei? Anvik pokręcił natychmiast głową. -Nie, nie Psithei… -To nie ma znaczenia – wtrącił Nico – Kontynuuj o tej broszce i amulecie. Nie powiedziałeś nam wszystkiego, czuję to. Anvik odwrócił się do nas plecami i spojrzał na morze. -Tak… Jack… - powiedział zamyślonym tonem – Jack jest nietypowym herosem prawda? -Jeśli masz na myśli chama i prostaka, to owszem – warknąłem. Anvik westchnął ciężko i zaczął przewracać w swojej dłoni amulet. -On się zmienił kiedy przybyłem do obozu, prawda? Wysiliłem pamięć, tak… ostatnio Jack zachowywał się inaczej, bardziej jak dzieciak, jak tchórz, unikał wszystkich i nie sprawiał już tylu kłopotów. Nico potwierdził. A Anvik odwrócił się z powrotem w naszą stronę i przez chwilę poczułem jakiś kamień opadający mi do żołądka. Patrzył na nas, ale jego oczy były złote tak jakby ktoś wsadził mu do oczodołów dwie złote drachmy. Jednakże on zdawał się nie zwracać na to uwagi i odpowiedział grobowym tonem: -Amulet i broszka to bliźniaki. Razem czynią ich posiadacza lub posiadaczy nie zwyciężonymi, osobno jedna z nich jest przeklęta, razem ukazują prawdziwe oblicze ich posiadacza osobno kształtują jego charakter, razem mogą zniszczyć wszystkich herosów, osobno stanowią barierę przeciw potworom i klątwom. Jego oczy ponownie powróciły do normalnej barwy. -Co masz na myśli mówiąc, że jedna z nich jest przeklęta? – Spytałem. Anvik popatrzył w niebo. -Nie chcę o tym mówić -Czekaj jeśli Lea ma tą broszkę, to znaczy, że jesteśmy teraz… niepokonani? – Spytał po chwili Nico. Anvik pokręcił natychmiast głową i westchnął głośno. -Już NIE mamy tej broszki, wróciła do Jack’a, zawsze wracają do właściciela. -Fuck – zaklął Nico – Jack chyba sobie nie zdaje sprawy z mocy tej broszki prawda? Odpowiedziała mu cisza, po chwili Anvik powrócił do swojego szkicowania czy tam pisania, Nico postanowił zejść na dół, a ja poszedłem pogadać z Lea’ą.

(NICO)

Nic się nie przydarzyło aż do nocy. Leżałem obok Percy’ego, gdyż ten oddał swoją kabinę Lea’i. Praktycznie od razu zasnąłem, ale zacząłem śnić… śnić o Tartarze.
W tym wszystkim była najgorsza samotność, ale nie widziałem tylko Tartaru ja go czułem. Widziałem każdą sekundę w nim, każdy upadek i każdą zadaną mi ranę. A później gdy już myślałem, że to wszystko się skończy byłem zmuszony patrzeć na Percy’ego i Annabeth. A później usłyszałem głos, głos kobiety… wydawał mi się dziwnie znajomy. -Oni byli tacy szczęśliwi. Pamiętasz jak czułeś się gdy on nie zwracał na ciebie uwagi? Cierpiałeś. A wiesz, że ona teraz cierpi tak samo? Przez ciebie… Ona nie ma już dla kogo żyć. A ty? On przecież ciebie porzuci. On cię nie kocha. Jesteś tylko przelotnym uczuciem. On kocha tylko ją. Chciał z nią założyć rodzinę, kiedy Gaja miała zostać pokonana. A czy to zrobili? Mieli po twojej pierwszej misji… Ale ty to zniszczyłeś! A ona teraz czuje się tak jak ty kiedyś. Naprawdę tego chciałeś? W tym momencie to wszystko się rozmazało, głos umilkł a ja zerwałem się natychmiast. 
Przez niewielkie okno wpadały promienie słońca, było jeszcze wcześnie. Percy który leżał obok mnie, jeszcze spał, chrapiąc przy okazji cicho. 
Ten głos nie miał racji, prawda? Annabeth przecież, nie izolowała się od nikogo… To wszyscy izolowali się od niej. Ukryłem twarz w dłoniach, myślałem szybko. 
Nie zauważyłem nawet, że Percy już wstał, dopiero kiedy objął mnie w pasie od tyłu zwróciłem na niego uwagę. -Śniło ci się coś? – Spytał najwyraźniej wyczuwając mój nastrój. -Nie – skłamałem – A tobie? Percy westchnął ciężko i zaczął całować mnie po ramieniu przechodząc coraz wyżej, aż zatrzymał się na szyi. Nieco się rozluźniłem, ale nie do końca. 
Po chwili Percy przestał i odpowiedział: -Tak. I powinniśmy skontaktować się z Leo, powinien wiedzieć co się stało i… Popatrzyłem niepewnie na Percy’ego. -Śniłeś o nich? -Tak – przyznał Percy – I modlę się, żeby to był tylko sen.


***

Tak chyba kolejny krótki rozdział mi wyszedł, wybaczcie, chciałam już nawet połączyć dwa rozdziały, ale kolejny jest chyba troszkę zbyt odmienny od tego tutaj XD No nic to, mam nadzieję, że pomimo długości rozdział się spodobał, co do kolejnego to nie wiem jak będzie i nie obiecuję, że dodam, go jutro, tak czy siak, być może będziecie musieli uzbroić się w cierpliwość, a do tego czasu pozdrawiam i do "usłyszenia" :3

3 komentarze:

  1. Yay, cudny rozdział <3
    Kc <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest znowu taki krótki. XD
    Rozdział boski, jak Twoj każdy z resztą. :))
    Dodaj coś szybko.
    Pozdrawiam i duuużo weny życzę. XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże zabije cię, wydłubie oczy łyżeczką! Kolejny raz przerwałaś im w takim momencie :( czuję się nie pocieszony. A poza tym super rozdział ;)STRZEŻ SIĘ ŁYŻECZEK

    OdpowiedzUsuń