niedziela, 14 września 2014

Rozdział 34

ROZDZIAŁ 34. Zdrajca się ujawnia



(PERCY)

Klęczałem obok na wpół-żywego Nica i gładziłem jego czarne włosy. Zaniosłem go razem z resztą do jakiegoś opuszczonego domu, nie potrzebowaliśmy uwagi śmiertelników. 
Anvikowi udało się przytrzymać Nica przy życiu, lecz teraz syn Hekate jest praktycznie bezbronny, zużył na tą pomoc niemal całą swoją energię, mimo to minęło już półtorej godziny, a Nico nadal się nie ocknął. 
Bałem się, diabelnie się bałem o niego, nie zwracałem już nawet teraz uwagi na moje rany, liczyło się tylko to abym mógł ponownie spojrzeć w jego oczy, w jego cudowne czarne oczy.
Za oknami ponownie rozszalała się burza. Lea wyszła na dwór, aby zdobyć coś do jedzenia jakieś pół godziny temu i również nie wracała. Anvik drzemał na podłodze, mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że wygląda gorzej od Nica.
Tak więc czuwałem nad Nico i czekałem, aż się ocknie, jednakże mijały długie minuty i nawet najmocniejsze huki wywołane błyskawicami nie wybudziły go. 
Lea w końcu wróciła, przyniosła kilka kanapek. Dopiero teraz zauważyłem, że dziewczyna wygląda jak cień siebie, też oberwała podczas walki, jednakże nie miała aż tylu sińców, a pod okiem robiła jej się wielka, zielonkawa śliwa. Dziewczyna rzuciła mi kanapkę, po czym widząc moje spojrzenie odparła:
-Nie starczyło mi kasy na to wszystko… Ja musiałam no wiesz… złapali mnie. Jakoś dałam radę uciec ale… - wskazała na sińca pod okiem.
-Nic więcej ci się nie stało mam nadzieję? – Spytałem czując jak coraz bardziej pieką mnie wyrzuty sumienia. Dziewczyna zaprzeczyła, usiadła obok Anvika i poczochrała mu delikatnie włosy, po czym westchnęła ciężko. -Percy… Mam nadzieję, że jak najszybciej złapiemy tego zdrajcę. Nieważne kto to jest, musi ponieść konsekwencję. -I obiecuję ci, że poniesie! – Warknąłem, może trochę zbyt głośno – Jeśli tylko dowiem się kto zdradził obóz, herosów i bogów, osobiście strącę go do Tartaru! -To dobry pomysł – potaknęła z entuzjazmem dziewczyna. Zostawiła po chwili ten temat. -Percy… zdrzemnij się – zaproponowała – będę czuwać nad Nico, później obudzę Anvika i zamienimy się rolami. Popatrzyłem na Lea’ę… Miała rację, byłem wycieńczony ale: -Nie budź Anvika… Obudź od razu mnie. -Czemu? -Nie ufam mu, Pasithea miała nad nim kontrolę. Lea popatrzyła ze strachem na leżącego koło niej chłopaka, o mysich włosach, po czym potaknęła, pomogła mi wstać, po czym (pomimo mojej odmowy) oddała mi swoją kurtkę bym mógł się nią okryć… Popatrzyłem po raz ostatni dzisiaj na Nica, po czym zasnąłem… 

(LEO)

Pulsujący ból… Zaraz gdzie ja jestem? Co się stało? Otworzyłem oczy. Leżałem na prowizorycznym materacu zrobionym ze sterty liści, w czymś co wyglądało jak szałas rozbitków z bezludnej wyspy. Jakiś namiot czy coś… Ale co ja tutaj robię? I czemu moja głowa ma zamiar za chwilę eksplodować. Usiadłem nagle i zakręciło mi się w głowie, a przed oczami zatańczyły kolorowe plamki. Kiedy zawroty głowy ustały, wciągnąłem głęboko powietrze i wtedy wszedł do tego co nazwę na razie namiotem, Jack. W pierwszej chwili bym go nie poznał… Ubrany był już nie w strój obozowy, ale niebieski t-shirt oraz spodnie oraz kurtkę moro. U pasa jak zwykle dyndał mu miecz i nóż. A kiedy spojrzałem na jego twarz zauważyłem cztery, czerwone pręgi przebiegające od lewej brwi po prawe ucho. -Cholerny di Angelo – warknął zachrypniętym głosem – Wykrakał mi tą bliznę. Spojrzał na mnie od niechcenia i rzucił mi na kolana plecak, przez co syknąłem z bólu. -Nie zachowuj się jak księżniczka – upomniał mnie – dosyć i tak miałem problemów i bez ciebie. -Dzięki – burknąłem. Jack wzruszył ramionami i wyszedł, a ja popatrzyłem na plecak i otworzyłem go. W środku były ciuchy, nawet powiedzmy, że tylko o jeden numer za duże jak dla mnie, a także parę narzędzi, butelka z wodą oraz kilka złotych drachm. Skąd Jack wytrzasną drachmy? Chyba wolałem nie wiedzieć. 
Popatrzyłem na swoje dłonie, gdyż miałem pewien problem z poruszaniem palcami. Jak się okazało praktycznie całe oblepione były kolorowymi plastrami z naciskiem na róż, więc od razu poznałem kto wpadł na taki genialny pomysł. 
Moja głowa cały czas reagowała na zbyt gwałtowne ruchy, ale postanowiłem się przebrać, po czym z pewnym trudem wstałem i na chwiejnych nogach wyszedłem z namiotu zrobionego z kilku patyków i od groma liści. Jack przyglądał się uważnie jednemu z drzew, podszedłem do niego i zwróciłem uwagę, że w miejscu któremu się przyglądał, na korze widniały inicjały: „R.T”, zaś całkiem niedaleko kolejne: „J.W”.
-Byłeś tutaj już? – Spytałem dopasowując inicjały to imion – Z Roxanną? -To nie twoja sprawa, koleś! Odwal się! -Daleko zaszedłeś z nią – zauważyłem. -Powiedziałem… odchrzań się! Westchnąłem ciężko. -Walker, skąd ty to wszystko wytrzasnąłeś? – Zapytałem wskazując na swoje ubrania i plecak. -Łowczynie… Popatrzyłem na niego jak na wariata, lecz dopiero po chwili do mnie dotarło o co chodzi. -Czyli powiadasz, że Łowczynie tak znikąd wyszły sobie i dały ci ciuchy? -Nie – odparł – Pomogły mi, a w zamian za kilka rzeczy, obiecałem im nową Łowczynię. Ostatnie słowa potoczyły się echem, Jack uśmiechał się złośliwie, a ja patrzyłem na niego jak na kompletnego wariata… że co on zrobił?! -CO?! Przecież to nie od ciebie zależy?! I kogo im obiecałeś?! -Uspokój się! – Jack wyciągnął swój nóż i skierował go w moją klatkę piersiową – Po prostu to będzie zabawne, widzieć jak jeden z „dobrych” herosów pójdzie walczyć za niewiadomą sprawę! A kiedy odejdzie obóz będzie słabszy! Ta cała bogini będzie mogła go sobie rozwalić nie obchodzi mnie to! Jack skrzywił się lekko kiedy przez przypadek swoją dłonią musną ranę na swojej twarzy. Schował nóż a ja patrzyłem na niego jak sparaliżowany. Po czym dopiero po chwili wszystko do mnie dotarło… -Zdradziłeś obóz? Jack stanął jak wryty, popatrzył na mnie z mordem w oczach, po czym dobył swój miecz i skoczył w moim kierunku…

(PERCY)

Obudziłem się dosyć gwałtownie i dysząc ciężko rozejrzałem się dookoła, Lea ciągle stała na warcie chociaż powoli wschodziło słońce. Kiedy spostrzegła, że się obudziłem a także zwróciła uwagę na to, że wyglądam na przerażonego podeszła do mnie i spytała: -Śniło ci się coś? Pokiwałem głową i opowiedziałem jej mój sen o tym jak Jack zaatakował Leona. Lea wytrzeszczyła oczy i złapała mnie za ramiona i lekko nimi potrząsając powiedziała: -Musimy mu pomóc! -Jak? Lea spojrzała na ciągle nieprzytomnego Nica, po czym odparła: -Może… jeśli się ocknie będzie miał wystarczająco siły by… -Nie! – Warknąłem – On jeszcze nie może! Po za tym mamy własną misję. Lea zwiesiła głowę, a ja czułem się podle. 
Wygrzebałem się spod kurtki Lea’i, po czym podszedłem do Nica, a kiedy tylko ukląkłem obok niego, otworzył powoli oczy i popatrzył na mnie z nie małym zaskoczeniem. Odetchnąłem z ulgą i nie zważając na jego protesty przytuliłem go do siebie. -Nico – pogładziłem go po włosach – Nigdy więcej tego nie rób. Nico westchnął ciężko, podniósł się z trudem na łokciach po czym wtulił się w mój brzuch, nie odpowiedział, na moją prośbę, ale sam fakt, że był obok mnie, całkiem żywy mi wystarczał, nie potrzebowałem niczego innego. Kiedy podałem Nicowi odrobinę nektaru ocknął się również Anvik. Wtedy mogłem opowiedzieć Nicowi o tym co się stało, jak podczas bitwy, Anvik stracił kontrole nad swoimi mocami i uwolnił je wszystkie naraz spopielając wszystkie potwory dookoła. 
Sam Anvik upierał się, że to było zamierzone, ale wtedy wcale na to nie wyglądało. Po prostu nagle podniósł się z ziemi, a z jego ciała buchnęły płomienie, z jednej ręki wyleciały pioruny a z drugiej fioletowa mgła, która dusiła przeciwników.
Po jeszcze jednej godzinie spędzonej w tej ruderze, wyszliśmy, pomimo tego, że Nico wyglądał gorzej niż zwykle, on jednak uparł się, że da sobie radę. Moja noga już całkowicie się zregenerowała więc nawet pod tym pretekstem nie mogłem przekonać go abyśmy jeszcze chwilę odpoczęli. 
Weszliśmy ukradkiem do tego baru, Anvik natychmiast znalazł wejście do jego niższych części, spławił parę osób, a my zakradliśmy się do tuneli. Panował w nich obrzydliwy, zgniły zapach, jednakże po chwili mój nos przywykł do tego. Anvik w miarę szybko nas dogonił i przejął prowadzenie pomimo moich sprzeciwów. -Słuchajcie – zaczął i wyjął zza bluzy swój amulet który w obecnej sytuacji służył jako latarka – Uważajcie na każdy krok, świątynie Hekate były pilnie strzeżone, nawet jeśli stare runy z powodu lat się wytarły to mimo wszystko to idealne miejsce na pułapkę.
Lea westchnęła ciężko, lecz ani ona ani ja czy Nico nic nie powiedzieliśmy. Byłem już na tylu misjach, że przywykłem do pułapek i innych takich, a to miejsce pasowało idealnie na takową. Im dalej byliśmy tym bardziej amulet słabiej świecił, Anvik mówił, że spowodowane jest to zakłóceniami, co oznacza, że jesteśmy coraz bliżej talizmanu Hekate. 
Nico rozglądał się raz po raz niespokojnie, wciąż był osłabiony, a ja zastanawiałem się co Anvik miał na myśli mówiąc „Trucizna nigdy nie jest powstrzymana w pełni. Raz zatruta osoba będzie odczuwać tego skutki parę lat, lecz najgorzej mają ci których trucizna dosięgła parę razy.”. Nie do końca wiedziałem co miał na myśli, a gdy spytałem popatrzył na mnie jak na debila i nie odpowiedział.
W końcu tunel zaczął się rozszerzać, aż w końcu przemienił się w okrągłą, ponurą salę z mnóstwem kolumn oraz pajęczyn. Między kolumnami stały posągi oraz gliniane naczynia, gdy Anvik postawił pierwszy krok w komnacie, pochodnie przymocowane do kolumn rozbłysły fioletowym ogniem. -Temple of magicae – Wyszeptał Anvik. Pomimo przyciszonego głosu, słowa rozbrzmiały echem, a fioletowy ogień zaczął dawać jeszcze więcej światła. Z pewnym wahaniem również i my postawiliśmy pierwsze kroki w Sali. -Jesteśmy pierwszymi herosami od siedemdziesięciu lat, którym udało się wejść do głównego pomieszczenia – głos Anvika nareszcie przypominał głos trzynastolatka, taki… entuzjastyczny. -Nie zachwycaj się teraz – warknął Nico – Znajdźmy ten talizman i znikajmy stąd. Anvik pokiwał głową. -To nie problem – wskazał dłonią na piedestał na środku pomieszczenia – tam jest. Nico prychnął z pogardą, podeszliśmy do tego piedestału, na nim znajdował się najzwyczajniejszy na świecie amulet. Srebrny, z gwiazdą wykonaną z jakiegoś drogocennego kamienia. -I tyle zachodu tylko po to…? – Zapytała Lea. -Taa… - odparł Anvik – ale to tylko tak wygląda, tak naprawdę…
Syn Hekate przerwał, usłyszeliśmy jakiś zgrzyt a kiedy odwróciliśmy się w stronę tego hałasu było już za późno… wejście z powrotem do tunelu zniknęło, byliśmy w czwórkę w okrągłej Sali bez wyjścia. Jakby tego już było mało, usłyszeliśmy huk i posągi stojące nieruchomo nagle ożyły, dobyły swoich wielkich srebrnych mieczy i skierowały je w naszą stronę. -To jest ta pułapka, tak Fugunaga? -Mh… tak jakby – Anvik zerkał łapczywie na talizman Hekate – Jeśli go weźmiemy wtedy się na nas rzucą, jeśli odejdziemy… znaczy jeśli go zostawimy to możemy równie dobrze poderżnąć sobie gardła… nie wydostaniemy się stąd tak łatwo. -Tak łatwo może i nie… ale być może dam radę przenieść nas cieniem – odparł Nico. Anvik westchnął z politowaniem i przywołał falę ognia która uderzyła w najbliższy posąg. -A ciebie to już kompletnie pogięło?! – Wrzasnęła Lea i uskoczyła prze mieczem posągu. W jednej chwili spokojne statuy uaktywniły się i z szybkością o które w życiu bym je nie posądzał zaczęły atakować, nasze uderzenia mieczami czy magią nic im nie robiły, a pewność Anvika zniknęła natychmiast. W końcu posągi oddzieliły nas od talizmanu… Trójkę… Lea ciągle odpierała atak jednej statuy przy piedestale. 
-Lea! – Krzyknął Nico i szybko uniknął uderzenia mieczem posągu – Talizman! Bierz go! -Co? Nie! – Anvik zamarł w przerażeniu. Nico popatrzył na niego spode łba, zaś Lea podbiegła do talizmanu i już miała go wziąć, gdy Anvik wycelował dłoń w jej stronę i krzyknął: - Movere ad Camp Half-Sanguinis! Szara raca wystrzeliła w jej stronę, lecz Lea tego nie zauważyła chwyciła talizman, a kiedy pocisk ją trafił, rozpłynęła się w powietrzu. My zaś zostaliśmy zmuszeni do kolejnych przedziwnych akrobacji, byleby nie oberwać mieczem. -Uciekajcie! – Warknął Anvik i zapalił w swoich dłoniach płomienie – Zniszczę to miejsce!!! -CO?! – Wydusiłem. Nie było mi dane jednak poznać odpowiedzi, w momencie kiedy miecz statuy zawisł o parę centymetrów nade mną, zimna dłoń chwyciła moją rękę i pochłonęła mnie ciemność.

Nim jednak to się stało usłyszałem huk, huk tak potężny, że musiałem się powstrzymać by nie zakryć uszu dłońmi.


(NICO)

Muszę przyznać, że to nie była moja najlepsza podróż cieniem. Wylądowaliśmy z głośnym łoskotem w samym środku obozu. Percy syknął cicho, a mnie ktoś pomógł wstać, to była Lea patrzyła na mnie z przerażeniem. -Gdzie jest Anvik? – Wypaliła. -Został… - odparłem z powagą. Lea otworzyła usta a jej oczy powiększyły się o co najmniej połowę, westchnąłem ciężko, w między czasie Percy również stanął na równe nogi, miał z całej siły zaciśnięte pięści i kręcił co chwila z niedowierzaniem głową. Wtedy pojawił się również Chejron, popatrzył na nas i spytał: -Zdobyliście talizman? Lea uniosła amulet i podała go z pewnym wahaniem Chejronowi. Wtedy centaur przyjrzał się naszej grupce nieco bardziej uważnie, twarz mu stężała. -Gdzie jest Anvik? Percy wziął głęboki oddech i z trudem powiedział: -Poświęcił się, został w świątyni Hekate. Chejron opuścił ze smutkiem głowę i właśnie wtedy Nico wypalił, coś czego w życiu bym się po nim nie spodziewał: -Ale mam podejrzenia iż to on był zdrajcą. -Co? – Lea wydawała się być rozśmieszona – Nico nie wyciągaj błędnych wniosków… Anvik to był tylko chłopiec… Chejron jednakże, puścił uwagę Lea’i mimo uszu, a Nico opowiedział o swoich podejrzeniach względem chłopaka. Centaur wysłuchał w spokoju po czym powiedział: -Więc mam nadzieję, że masz rację Nico… - uśmiechnął się później do mnie blado i dodał – Amulet zostanie zabrany w bezpieczne miejsce. Pomoże chronić obóz, wzmocni naszą barierę. I przy okazji… Chejronowi przerwał nagle odgłos czyjegoś nadbiegania i zza pagórka wyłonił się Leo oraz Jack, dyszeli ciężko, obaj byli poobijani, Jack chyba najbardziej… na jego twarzy widniały cztery paskudne rany. Chejron wyprostował się i popatrzył z zaskoczeniem na chłopaków, Leo wydukał: -Armia… W lesie jest… wielka armia. Jack parsknął ze złością, jednakże wydawał się być zbyt zmęczonym aby cokolwiek powiedzieć, Leo podniósł wzrok i spojrzał na mnie, a na jego twarzy zagościł słaby uśmiech który w miarę moich możliwości odwzajemniłem. -Odpocznijcie – polecił Chejron – Obóz na razie jest bezpieczny, będę musiał tylko zawiadomić pozostałych herosów. To powiedziawszy Chejron udał się do wielkiego domu. Leo podszedł do mnie na lekko chwiejnych nogach i uściskał jak brata. Westchnąłem ciężko i po chwili oderwałem się od przyjaciela, popatrzył na mnie i powiedział: -Martwiłem się o ciebie… Miałem zły sen, na szczęście chyba okazał się być po prostu koszmarem. -Jak już przy snach jesteśmy… - Percy spojrzał z ukosa na Leona – Widzę, że żyjesz… pomimo tego, że Jack rzucił się na ciebie w moim śnie z mieczem. -Nie powiedziałeś mi o tym! – Warknąłem czując jak moje serce przyśpiesza z gniewu. Percy zaczerwienił się lekko, lecz nim zdążyłem coś odpowiedzieć, Leo uciszył mnie podnosząc dłoń. -To nie odpowiedni moment na taką rozmowę – wskazał głową na Jacka – Później wam opowiem, teraz… dajcie mi odpocząć. -Tak… - westchnął Percy – Wszyscy powinniśmy to zrobić. Leo popatrzył na mnie jakimś dziwnym, smutnym wzrokiem, po czym na sztywnych nogach udał się do domku numer 9. Kiedy chciałem ponownie poruszyć temat tego co Percy widział w swoim śnie, ktoś z całej siły uderzył mnie łokciem w plecy i poleciałem jak długi na Percy’ego. Percy pomógł mi złapać równowagę po czym warknął: -Nie przepychaj się tak Walker! -Zabronisz mi Jackson?! – Odwarknął Jack. Percy zacisnął dłonie w pięści i stanął przed Jack’iem. -Tak, odwal się od Nica, dobra? Jack popatrzył na Percy’ego z politowaniem, po czym splunął mu pod nogi i podciągnął rękawy swojej bluzy. -Zmuś mnie! – Wyrwało mu się. Percy wyprostował się, a ja odczułem nagłą chęć przerwania tego wszystkiego, jednakże po minie Percy’ego poznałem, że w tym momencie jego mózg przestał pracować. -Jeszcze słowo Jack… -Popisujesz się – Jack zaśmiał się oschle – Jakby nie byłoby tutaj twojego chłopaka, zwiewałbyś teraz z podkulonym ogonkiem do trójki. -Ha! Chyba nie myślisz, że uciekłbym na twój widok? – Percy również się zaśmiał. Jack zacmokał z politowaniem. -Owszem myślę. Percy ty przecież jesteś tchórzem. Udajesz twardziela bo takim cię wykreował obóz, nie jesteś bohaterem, jesteś tchórzem. Tym razem to ja nie wytrzymałem, stanąłem między Jack’iem a Percy’im, po czym wymierzyłem Jack’owi prawym sierpowym. -Nigdy więcej, nie nazywaj go tchórzem, palancie! On od ciebie jest sto razy bardziej odważny! Dotarło? Jack skulił się przede mną, a ja prychnąłem i pozwoliłem mu odejść w swoją stronę. Percy westchnął ciężko, odwróciłem się w jego stronę.
Percy uśmiechnął się do mnie delikatnie, i musnął kciukiem mój policzek, po czym pocałował. 
Nie miałem wielkiego nastroju na czułości, z niewiadomych powodów cały czas czułem się słabo, odkąd się ocknąłem po walce, ciągle wirowało mi głowie. 
-Percy… ja się już pożegnam… Muszę się przespać. -Więc chodź do mnie – zaproponował. Przygryzłem wargę, nie powiem to… kuszące, ale nie powiem, żebym miał ochotę na czułości przez parę godzin by móc odpocząć tylko chwilkę. -Percy ja nie mam dzisiaj sił. Ale mogę na chwilę przyjść do ciebie – dodałem natychmiast. Percy uśmiechnął się czule, po czym wziął mnie na ręce, nie zwracając uwagi na moje głośne protesty.

(LEO)

Skłamałem mówiąc, że potrzebuję odpoczynku, po prostu potrzebowałem chwilę czasu dla siebie. Straciłem cały nastrój, nie chodziło już nawet o tą armię, chodziło o to co się stało wtedy w lesie, o to co powiedział mi Jack. Wszedłem do domku 9 tylko po to by się przywitać i odłożyć swój plecak, wyszedłem praktycznie od razu, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie i ponurą miną… pewnie każdy kto by mnie teraz zobaczył, na pierwszy rzut oka by mnie nie rozpoznał. Zbliżał się już zachód słońca, a nikogo nie zastałem. Miałem więc nadzieję, że będę mógł na spokojnie to wszystko przemyśleć, ale kiedy robiłem drugie okrążenie, usłyszałem czyjś szloch, oraz między przerwami w rozpaczy słowa: „Jestem głupia”. Nie zastanawiając się długo, udałem, że się uśmiecham i podszedłem do tej osoby. Kiedy zobaczyłem kto to tak rozpacza, prawie mnie zamurowało. Pod drzwiami magazynku siedziała skulona Lea. Wyglądała jakby płakała już tak od paru godzin. -Co się stało? – Spytałem i usiadłem naprzeciwko niej. -Z-zostaw mnie. Nic… Ni-nic się nie stało. Odejdź. Dziewczyna odwróciła twarz. -Ej! Przecież to ja… Leo – zaśmiałem się pod nosem – Możesz mi powiedzieć. -K-kiedy ja nie chcę – Lea zaczęła ocierać sobie twarz z łez – idź. -Ale… -Powiedziałam, zajmij się sobą! P-proszę. Westchnąłem ciężko, wstałem po czym rzuciłem przez ramię: -Jakby co to możesz mi powiedzieć… Pamiętaj.

(PERCY)

Następnego dnia kiedy się obudziłem, Nico już od dawna stał na nogach i teraz przeglądał jakąś książkę… właściwie co z tego, że czytał ją do góry nogami? Dzisiaj nic mi się na szczęście nie śniło, przywitałem się z Nico pocałunkiem, wyglądał już o wiele lepiej, niż wczoraj wieczorem. Lecz mimo to cienie pod jego oczami były znacznie większe. -I jak? – Zapytałem. -Całkiem, całkiem – odparł – Dwa razy mnie obudziłeś, gdyż za każdym razem prawie spadałeś z łóżka i żebyś nie gruchnął o podłogę, musiałem ciebie wciągać z powrotem, ale tak to całkiem okej. Parsknąłem cicho i musnąłem wargami jego usta, co po chwili zamieniło się w dosyć agresywny pocałunek i kto wie jak mógłby miło zacząć się dzisiejszy ranek gdyby nagle nie otworzyły się drzwi i nie wparowała Jasmine (nocowała tej w domku Ateny, gdyż miała pomóc w czymś swojemu chłopakowi) na nasz widok znieruchomiała, Nico oblał się rumieńcem. Delikatnie wygnałem siostrę z pokoju, po czym ubrałem się razem z Nico i wyszliśmy na zewnątrz. Zapowiadał się lekko chłodnawy dzień, jeszcze nie zdarzyło mi się widzieć obozu na jesień, ale teraz miałem ku temu okazję… chyba jednak wolałem lato. Udaliśmy się na śniadanie, na którym panowała ponura atmosfera, nikt się nie śmiał… nikt nic, nie mówił. Słychać było tylko jak raz po raz ktoś uderzył sztućcami w talerz. 
Po posiłku, udaliśmy się z Nico pod Wielki Dom, chcieliśmy porozmawiać z Chejronem. Jednakże nasze plany lekko się zmieniły, kiedy usłyszeliśmy otwieranie okna, oraz głośne łupnięcie świadczące o tym, że ktoś właśnie z niego wyskoczył na ziemię. Ciekawi podeszliśmy w tamto miejsce. Odwrócona plecami do nas stała jakaś osoba, miała zieloną kurtkę oraz kaptur na głowie, a w dłoniach trzymała… amulet Hekate. Nico wyciągnął swój miecz i wycelował go w postać.
-I co teraz? – Spytał z kpiną – No to jednak myliłem się co do zdrajcy… przyznaję – Nico prychnął.
Również wyciągnąłem swoją broń, a osoba obróciła się powoli w naszą stronę, zawiał wiatr i kaptur spadł jej z głowy, a ja nagle poczułem jak strasznie ciąży mi ten miecz, a znany mi już doskonale kamień spadł mi do żołądka… Przed nami stała… Lea. Kurczowo trzymając w dłoni talizman. -Ty? – Nie mogłem w to uwierzyć. -A widzisz tutaj kogoś innego?- Wycedziła. -Oddaj to – wskazałem na talizman.
Lea wybuchnęła głośnym, lodowatym śmiechem. -Żartujesz? W życiu, obóz będzie musiał poradzić sobie bez tego… Pasitheai bardziej się przyda. Lea zaczęła się cofać, ale wtedy Nico zniknął w cieniu i pojawił się zaraz za nią, przyłożył jej miecz do gardła. -Oddaj talizman. Może wtedy nic ci się nie stanie.
Lea zbladła, po czym zaczęła się robić trochę… widmowa? I jakby była duchem przeniknęła przez miecz Nica, po czym znowu wyglądała jak człowiek. -Wolne żarty… zachowam to. Ale wy już nie będziecie mieli jak opowiedzieć o tym co się stało. Pstryknęła palcami i po jej obu bokach pojawili się mgielni wojownicy, Nico jednakże okazał się sprytniejszy. Chwycił mocą, która uformowała się w coś na kształt liny dłoń Lea’i i ścisnął ją tak mocno, że amulet upadł na trawę. Mgielni wojownicy zniknęli, byli zbyt słabi aby przetrwać moc talizmanu. Lea chciała natychmiast go podnieść, ale ją uprzedziłem.
Lea zbladła jak kreda, ale jakimś cudem wyrwała się z uścisku liny. -Twoim pierwszym błędem było dać się przyłapać – Warknął Nico – Nie pogarszaj swojej sytuacji. -Wy ją pogarszacie walcząc z Pasitheą – mówiąc to patrzyła na mnie, ale to nie był już ten radosny i spokojny wzrok, ten był pełen gniewu i nienawiści – Siedzicie tak głęboko w kieszeniach reszty bogów, że nie dostrzegacie prawdy! Nico zacmokał. -Pogrążasz się jeszcze bardziej. Bądź grzeczną córeczką Nemezis i przestań udawać nie wiadomo kogo. -O, nie! Mnie już tutaj nie ma, nie widzicie? Rozmawiacie z halucynacją – Lea parsknęła śmiechem, a ja zauważyłem, że jej ciało robi się coraz bardziej przezroczyste – Ale za nim zniknę całkowicie, to chciałabym jeszcze raz przedstawić wam éndoxi. Do zobaczenia! Lea zaśmiała się chłodno i zniknęła, zaś na jej miejscu pojawił się ten potwór, którego mieliśmy okazję poznać przy barze. Do mnie jeszcze nie wszystko docierało, a Nico był tak wściekły, że dosłownie przy pomocy swych nieumarłych sług, rozszarpał éndoxi na strzępy. Po walce otarł swoje czoło i zaciśniętymi pięściami oznajmił: -Zapłaci za to, nie toleruję zdrajców.

***
Yeah... kolejny rozdział,chociaż prawdę powiedziawszy moja wena robi swoje i nie jest to najlepszy mój tekst ;-; Tak czy siak jednak liczę, że trochę się spodobał :)) No i taaaak... W gwoli ścisłości właśnie skończył się "tom" trzeci c: Pozdrawiam wszystkich którzy doczytali do końca :3

7 komentarzy:

  1. Yay, super.
    Masz ten talent.
    Nico tak bardzo i Percy <3
    Szkoda mi tamtego herosa (sory, nie pamietam imienia).
    LEA?! ZDRAJCĄ!? no chyba nie.
    Czekam na next i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :> Tamten heros to Anvik, o ile myślimy o tym samym, ale raczej tak xD
      Co do Lea'i, no raczej niestety tak ;-;
      Dzięki za wenę, której również życzę (tak jej mało ostatnio ;-;) i również czekam na nexta u Ciebie :)))

      Usuń
  2. Ciągle mnie zaskakujesz. XD
    Byłam pewna, że Lea nie jest zdrajcą.
    Rozdział zajefajny. :)
    Czekam na nexta.
    Pozdrawiam i weny życzę. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jednak udało mi się kogoś zaskoczyć xD
      Dziękuję i również pozdrawiam oraz weny życzę c:

      Usuń
    2. Widzę, że zmieniłaś szablon. XD
      Ja też. :)

      Usuń
    3. Tak jakoś mnie właśnie zaraziłaś zmianą xD

      Usuń
    4. Tak się hamsko tu wepchne. Echem.. Ja się spodziewałam że to ona.. Jam jest duch Delf... Itd.. xD

      Usuń