środa, 3 września 2014

ROZDZIAŁ 26

Rozdział 26. Zemsta 



(LEO)

Jakoś udało mi się zasnąć, co nie zmienia faktu, że podczas śniadania normalnie zasypiałem. -Drodzy obozowicze – zaczął Pan D. – Chociaż co do pierwszego to nie mam pewności, mamy ten nie zaszczyt przedstawić wam kolejnego urwisa, na obozie. Oklaski i tak dalej a teraz… -Nazywa się Lea Black – przerwał Chejron – I jest nieokreślona, więc mieszkać będzie w domku Hermesa, tak panie D.? – Spytał z naciskiem Chejron. -Tak, tak, tak – Dionizos machnął dłonią – No jedzcie już, a nie się gapicie. Ech… Wolałem jak dyrektorem był Chejron.
Lea została wypchnięta na sam koniec stołu, wyglądała trochę jak dzikus wśród osób cywilizowanych. Nie była już tak bardzo brudna, ale po drodze przewróciła się i teraz cała jej nowa pomarańczowa bluzka była w soku trawy. Włosy ciągle były w tym nieładzie, potargane i splątane tak bardzo, że coś mnie zabolało na samą myśl o rozplątywaniu ich. Dziewczyna ułożyła swoją pomarańczową bluzkę tak by ta zakrywała tylko piersi a odsłaniała brzuch, zaś jej krótkie spodnie pełne były przedziwnych, różnokolorowych łat. Lea uśmiechnęła się do mnie tak jakby w ogóle nie przeszkadzał jej fakt, że najbardziej towarzyskie dzieciaki, czyli Hermesiątka, się od niej odsunęły. Odwróciłem natychmiast wzrok i zacząłem jeść bez apetytu śniadanie. A kiedy skończyłem chciałem jak najszybciej udać się na zajęcia jednakże zaczepiła mnie Lea: -Wiesz, nie sądziłam, że istnieje takie miejsce. To brzmi jak spełnienie moich marzeń. Bogowie, mity, architektura, bronie wszystko co żyło w mojej głowie gdy czytałam mitologię, tak jakby ożyło! Inna sprawa, że ono było cały czas – dodała nieco szybciej i wyszczerzyła zęby. -Em… No tak – odparłem – Czyli ci się podoba? -I to jak – Lea zafalowała znacząco brwiami – Tu jest… nie potrafię tego nawet opisać! Opowiesz mi o obozowiczach? Nie o wszystkich! O jakiś ciekawszych! Może pójdziemy się przejść? -Ale zaraz będą warsztaty – odparłem. Lea przewróciła oczami. -Nie mów mi, że zajęcia aż tak bardzo cię interesują, wyglądasz raczej na takiego co to, prędzej robi sobie wagary. Zamyśliłem się. Z jednej strony opuszczenie ulubionych zajęć nie podobało mi się aż tak bardzo, ale z drugiej strony coś korciło mnie by poznać Lea’ę bardziej, więc odparłem: -No dobra, ale tylko ten jeden raz. Poszliśmy przed siebie, ominęliśmy parę domków po czym przystanęliśmy na uboczu. -A więc opowiedz mi o tych których widziałam, gdy się spotkaliśmy! – Zaczęła Lea i oparła się o ściany domku numeru trzeciego. Zastanowiłem się i zacząłem jej opowiadać o Nicu di Angelo, o Percy’m Jacksonie, o tym jak pomogli oni pokonać Gaję. Później przyznałem się, że nie wiele mogę opowiedzieć o Jasmine Blue, Roxannie Thompson oraz Jack’u Walkerze, a gdy o nim wspomniałem zahaczyłem również o to, że leży obecnie w ciężkim stanie w klinice. Później Lea poprosiła mnie o opowiedzenie o jakiś bardziej znaczących osobach, powiedziałem więc o Annabeth Chase, córce Ateny, byłej dziewczynie Percy’ego, oraz o Piper McLean, o tym jak ją poznałem i czyją jest córką, o Jasonie Grace , którego siłą rzeczy musiałem opowiedzieć mówiąc o Piper. Poradziłem jej kogo powinna unikać aby nie wdać się w jakieś kłopoty, oraz kto z kim jest, aby przypadkiem nie trafił jej się jakiś miłosny problem. Zadziwiająco nie skomentowała tego, że Percy i Nico są razem po prostu pokiwała głową i powiedziała, żebym kontynuował. W końcu gdy opowiedziałem jej o wszystkich osobach które moim zdaniem powinna znać, Lea odparła: - Dzięki, wierz mi, nie zapamiętam tych wszystkich imion, ale myślę, że je sobie przypomnę zanim moja głowa zostanie zapoznana z muszlą klozetową. Zaśmiałem się cicho, dziewczyna przyglądała mi się bacznie i otworzyła usta by coś powiedzieć, ale nagle zza rogu wybiegła Roxanna, psując przy okazji całą miłą atmosferę. -Cześć ludzie i… Na szminkę Afrodyty i na włócznie Aresa! Co ty masz na głowie dziewczyno? – Wskazała na Lea’ę. Lea wydawała się lekko obrażona, zmierzyła od stóp do głów córkę Afrodyty a na widok jej różowych kolczyków, różowych butów, różowego wisiorka, różowej bransoletki, różowej torebki oraz w tymże kolorze paznokci, wzdrygnęła się, z resztą nie ona jedna. -Coś ci nie pasuje? – Spytała Roxanna – Chodź – złapała Lea’ę za nadgarstek i pociągnęła przed siebie. Jak wychyliłem się zza domku trzeciego zobaczyłem, że ciągnie Lea’ę do domku Afrodyty i szczerze? Zacząłem jej współczuć. Nie miałem za bardzo co zrobić, więc po prostu poszedłem pod domek Afrodyty i czekałem, aż Lea wyjdzie. 
Nie znam jej zbyt długo, ale jakoś tak ją polubiłem, nie wydawała mi się zadziorna jak Roxanna ani tak bardzo nieśmiała jak Jasmine. W końcu po bardzo długim czasie Roxanna wyszła razem z Lea’ą i cóż… powiedzmy, że dzieci Afrodyty mają talent do nadawania ludziom uroku, albo ja wiem? Lea miała rozplątane i skrócone do ramion włosy, były lekko wilgotne i układały się w delikatne loki, zaś uszy… Uszy Lea’i był delikatnie spiczaste, wyglądała niepewnie, ale Roxanna zaczęła ją komplementować, więc od razu podziękowała, a kiedy Roxanna zniknęła w domku Afrodyty, Lea powiedziała: -Nigdy więcej. Zaśmiałem się cicho, burknąłem coś, że ładnie wygląda po czym pożegnałem się… z właściwie niewiadomego dla mnie powodu. Pierwsze zajęcia dobiegły końca, więc poczekałem, aż on pojawi się w zasięgu wzroku. Nie czekałem długo, po chwili byłem już w domku numer jeden i zacząłem opowiadać Jasonowi o misji, jakoś tak musiałem się wygadać. 

(PERCY)

To, że Leo nie pojawił się na warsztatach zaskoczyło mnie nie bardziej, niż fakt, iż osoba którą spotkaliśmy na misji i braliśmy za śmiertelnika okazała się być herosem, ale z drugiej zaś strony mogłem się tego domyślić. Przywitał się ze mną, a przede wszystkim z Nico (czyli „Hej Percy i… Czeeeeść Nico! Jak było?”). Ale wydawał się jakiś dziwnie nie obecny, natknąłem się jeszcze na Jasona, który podobnie jak Leo bujał w obłokach z tą tylko różnicą, że nawet nie zwrócił na mnie uwagi, przechodząc obok kliniki Nico nagle się zatrzymał. -Co jest? – Spytałem widząc jak Nico próbuje zajrzeć przez okno. -Nic nie słyszę… cisza – powiedział podenerwowany – Mogą być dwa wyjścia. Wtedy z kliniki wyskoczyła Kate, córka Apolla. Podeszła do nas i powiedziała: -Ocknął się! Rozumiecie! Przeżył śmiertelną dawkę trucizny z granatu podziemia! To niebywałe, muszę powiadomić Chejrona! Wybaczcie! I pobiegła w stronę wielkiego domu. Nico popatrzył na mnie z pewną ulgą, a ja odparłem: -A już się bałem, że nie będę miał się z kim kłócić. Chodź Nico, dobrze, że żyje… Ale jakoś nie mam zamiaru z nim gadać. Nico parsknął pod nosem, a ja przyciągnąłem go do siebie i pocałowałem delikatnie w usta. Nikt tego nie widział, a ja czułem się jakby ktoś oblał mnie zimną wodą. 
Po chwili poszliśmy dalej, mając nadzieję na spokojny dalszy dzień oczywiście… taki być nie mógł. 

(JASON)


Żebyście mnie nie posądzali o brak wychowania, przedstawię się. Jason Grace, syn Jupitera, szerzej znanego jako Zeusa. Wychowany w Obozie Jupiter, obecnie zamieszkały w Obozie herosów w domku pierwszym. Potraktujcie to jako skrót. Urządziłem sobie mały obchód wokół obozu, opowieść Leo zaniepokoiła mnie. Chejron nie za wiele opowiedział nam o zagrożeniu, a moje Rzymskie przeczucie mówi mi, że to dopiero cisza przed burzą. Dosłownie. Nad obozem zbierały się gęste, ciemne chmury, takie rzeczy zwykle omijają obóz, nie tym razem. Kiedy dzieciaki Apolla i Aresa grały sobie w koszykówkę, spadły pierwsze krople deszczu, młodsi obozowicze (a tych nie brakowało) pouciekali z piskiem do swoich domków. Starsi patrzyli z niedowierzaniem w niebo, jak gdyby widzieli chmury burzowe pierwszy raz w życiu, niektórzy zresztą widzieli je pierwszy raz od dawien dawna. Nałożyłem swój kaptur i dalej prowadziłem obchód, postawiłem sobie za cel, aby dzisiaj obóz był chroniony na sto. Oczywiście sam nie wiele zdziałam, ale jak to się mówi? W jedności siła? Tym razem dosłownie. W końcu obóz opustoszał, wszyscy pochowali się do domków. No… Prawie wszyscy słyszałem gdzieś z pawilonu jadalnego podniesione głosy: -Nie! W tym nie ma logiki – ten głos natychmiast poznałem, należał do Annabeth -Upierasz się dziecię Ateny! – głos ten był bardzo męski i mroczny. Gdzieś już go słyszałem, ale nie wiedziałem gdzie. -Słuchaj ciemna maso – Annabeth jeszcze bardziej podniosła głos – od kiedy piony poruszają się na skos? -A od kiedy król zbija wieżę która jest o trzy pola od niego? -Nie wymądrzaj się, ciemna maso! Wszedłem do pawilonu jadalnego. Przy jednym ze stołów, nie zważając na deszcz, siedziała Ann, a naprzeciwko niej wysoki, umięśniony blondyn. Miałem problem z przypomnieniem sobie kto to jest, póki nie odwrócił się w moją stronę, a moje ciało przeszył znany mi już dreszcz. Oczy tego chłopaka były czerwone i błyskały się złowieszczo. Fuego Montez, syn Nyks, razem z córką Ateny grał jakby nigdy nic w szachy i najwyraźniej jedno i drugie, zaczęło oszukiwać. -Wybaczcie mi, że przerywam – zacząłem – Ale zdajecie sobie sprawę, że właśnie leje jak z cebra? -Uch? – Chłopak uniósł zszokowany głowę do góry – Wybacz – pstrykną palcami i w niebo wystrzeliła jakaś czarna raca i ponownie zrobiło się bezchmurnie. -Jestem pod wrażeniem – gwizdnąłem cicho i usiadłem obok syna Nyks – Gracie w szachy? -W nędzną imitację tej wspaniałej gry – odparła Annabeth – Ta ciemna masa – wskazała na Fuego – nie potrafi grać. -Mówiłem już nie nazywaj mnie ciemną masą! – Warkną Fuego, a niebo z powrotem zaczęło zakrywać się chmurami, póki chłopak się nie otrząsnął – po za tym to ty nie potrafisz poruszać się koniem. Annabeth przewróciła oczami i już chciała coś powiedzieć ale w porę jej przerwałem: -A może byście się zajęli czymś innym? Bo najwyraźniej szachy to nie jest coś dla was. -Siłowanie na rękę? – Zaproponował Fuego. -Wal się. Warcaby – odparła Annabeth. -Mózgowiec. Mit i Magia? – Fuego wzruszył ramionami. -Weź bo przypominasz mi Nica – Annabeth wykrzywiła się w obrzydzeniu – Poker. -A weź te swoje gry! – Fuego złożył ręce na piersi – Musisz wiecznie wszystkim udowadniać, że jesteś najmądrzejsza? Wiesz co? Odkryję Amerykę, nie jesteś! Jesteś zarozumiałą, arogacką… -Ach tak? – Annabeth wstała z miejsca i cisnęła trzymanym pionkiem w twarz Fuego – A ty jesteś drugim zaraz po Nico, najgorszym chłopakiem jakiego znam! Bezczelny, zadziorny… -Tak? – Tym razem to Fuego wstał – A ty jesteś po prostu zwykłą jędzą! Twarz Annabeth zesztywniała, chwyciła szachownic i cisnęła ją w Fuego. -Wypchaj się tym! I nie odzywaj się więcej do mnie! – Ryknęła a w jej oczach wezbrały się łzy. -To ty zaczęłaś – uświadomił ją syn Nyks. Annabeth zacisnęła wargę i odbiegła jak najdalej, ślizgając się przy okazji na mokrej od deszczu trawie. Fuego westchnął ciężko i usiadł na ławce. -To może to siłowanie się na rękę, co? – Spytał kiedy zobaczył, że jestem zbyt oszołomiony, żeby coś powiedzieć. Popatrzyłem na niego, widziałem już wielu herosów. Od pogodnego Franka, po wiecznie ponurego Nica, a Fuego był jednym z tych pół-krwi, co to wydają się zbyt niezależni by opisać ich jednym słowem. -No… dobra, czemu by nie? – Usiadłem na miejscu Ann, podwinąłem rękaw. Złapaliśmy się za dłonie w żelaznym uścisk i zaczęliśmy siłowanie. Z początku wygrywałem, ale im bliżej dłoń Fuego była bliżej stołu tym zwiększą siłą on napierał, aż w końcu nawet się nie spostrzegłem, aż to ja zacząłem być zagrożony. Na szczęście jakoś udało mi się wyrównać sytuację. 

Nie wiem ile trwała ta „walka” ale wkrótce zaczęli się zbierać obozowicze na pawilonie, a więc zbliżało się ognisko. No cóż… Uznałem to z Fuego za remis i pomogłem mu pozbierać porozrzucane szachy, za nim ktokolwiek by się przyczepił, po czym usiadłem przy swoim stole. Złożyliśmy hołd swoim boskim rodzicom, po czym rozpoczęliśmy ognisko, dzieciaki Apolla śpiewały, a ognisko było wysokie, ciepłe i pomarańczowe. 
Wszyscy jak zwykle dobrze się bawili, wszyscy oprócz tej nowej Lea’i. Stała na uboczu i kłóciła się z jakimś chłopakiem od Hypnosa, w końcu ten coś jej powiedział, a ona wydarła się na całe gardło: -Zapłacisz za to! Chłopak cofną się mimo woli, w głosie nowej było coś niepokojącego, coś innego i nagle twarze wszystkich oślepiło srebrne światło i nad głową Lea’i zaczął wirować jakiś znak. Przez chwilę myślałem, że to jakaś bezkształtna bryła, lecz kiedy zmrużyłem oczy zobaczyłem wagę przebitą mieczem, Chejron skłonił głową, podobnie jak większość obozowiczów. -Witaj Lea’o Black, córko Nemezis, bogini zemsty. Lea wstrzymała oddech, popatrzyła na trójkę swojego rodzeństwa zwróciła swój wzrok w stronę domku Nemezis… bogini zemsty. Nie lubiono dzieci Nemezis na obozie, najprawdopodobniej przez to co wydarzyło się kiedy oni walczyli z Tytanami.

***


O tak! Jason ma rozdziały :D Jeszcze jedna osoba będzie je miała :3 no tak czy siak, mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu ;) Uch... nie wiem czy będę jutro miała jak dodać rozdział i pojutrze gdyż mój ukochany net najprawdopodobniej osiąga swój limit ;_; mam nadzieję, że się mylę... no ale... Tak czy siak, pozdrawiam wszystkich którzy czytali ostatnie rozdziały (zmalało was coś ;_; ) :3

8 komentarzy:

  1. O tak. Jason ma narrację. :)
    Nie pomyślałabym, że Lea jest córką Nemezis. Zaskoczyłaś mnie. :*
    Cudowny rozdział. ;)
    Czekam na nexta. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie się zastanawiałam jak zareagujecie na narrację ze strony Jasona :))
      Dziękuję za opinię, pozdrowienia oraz wenę, której również i tobie życzę :))

      Usuń
  2. Yay Jason! Yay Nico! Yay Percy! Yay Leo! Yay rozdział!!!
    Coś mi dzisiaj bije, ale to wszystko wina... Skarpetek... Tak, ich wątek na religii... Nie wnikaj xDD
    Ale rozdział jest genialny! Tylko za mało tu cierpienia Nico jak dla mnie... Mogłabyś opisać tak dokładnie jakieś wymyślne tortury dla Niiico <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lyra. Nico zawsze, wszędzie cierpi. Cieszę się, że tutaj jest inaczej :)
      A propos tego, czego jest za mało..... Za mało pocałunków Percy'ego i Nico. Tak, jestem od nich uzależniona

      Usuń
    2. Nadrobi się to... całkiem nie długo, Karro XD
      A cierpienie Nico.... no to wiesz.. tak dozuję XD
      Dzięki za opinię :3 I za aż taką opinię XD wow...

      Usuń
  3. Przydałoby się skomentować te 12 rozdziałów, które właśnie nadrabiałam.
    Sooooł. Od początku.
    Fuego (dobrze napisałam?) zajebista postać. Kocham gościa <3
    Roxanne była spoko dopóki jej nie uznała szanowna pani Afro, której nienawidzę z całego serca. Zrobiła się taka fuuuj i ugrh! (if ju noł łot aj min)
    Nowe Hermesiątko... hmmm.... nie wiem co o nim myśleć..
    Lea jest spoks.
    Tyle moich wypowiedzi o postaciach (ale się rozpisałam......)


    Kocham Twojego bloga. Masz super styl i zajefajne pomysły.
    Czasem mam wrażenie, że wszyscy zakochali się w Nico. Nie tylko Percy i Leo, ale także Jason, Roxanne, Jas, a nawet nasz niesamowicie denerwujący syn Hermesa.

    Czekam na nexta, życzę weny i kocham Cię, siostro od jednego z tatuff <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miałaś troszkę do nadrabiania xD
      Cieszę się, że podoba ci się Fuego, co do Jack'a to tam pewnie kiedyś wyrobisz sobie o nim zdanie xD
      Dziękuję za tak pozytywną opinię, która jak zwykle motywuje mnie do dalszego pisania :))


      Usuń
  4. Ten kawałek "nigdy więcej" zajebisty weny życzę

    OdpowiedzUsuń