piątek, 5 września 2014

ROZDZIAŁ 28

Rozdział 28. Kolejne zagalopowanie się 



(NICO)

Obudziłem się dosyć wcześnie. Obok mnie leżał pół-nagi Percy, a ja ciągle wtulałem się w jego klatkę piersiową. Dzień chyba nie mógł zacząć się lepiej, wstałem najbardziej cicho jak potrafiłem, nałożyłem swoją bluzkę i buty, po czym spokojnie czekałem, aż Percy się obudzi. Przy okazji zauważyłem, że zmienił w ostatnim czasie zdjęcia wiszące na ścianach nie było tam już ani jednego zdjęcia jego razem z Annabeth, tylko zdjęcia wielkiej siódemki, czy inne tego typu. Jakaś część mnie cieszyła się, że wreszcie pozbył się córki Ateny ze swojego życia uczuciowego, lecz… coś ciągle zapalało mi czerwoną lampkę w głowie i kazało się wycofać, jakieś przeczucie lub coś w tym rodzaju. Percy obudził się jakąś godzinę później. -Jak się spało? – Spytał czochrając sobie jeszcze bardziej włosy. -W porządku – odparłem starając się mówić bezbarwnie – A tobie? -Bardzo dobrze – odpowiedział po czym wstał z łóżka. Podszedł do mnie i pocałował mnie w usta, może trochę zbyt namiętnie, więc dałem mu lekko do zrozumienia, żeby się opanował. -Właśnie zdałem sobie sprawę – powiedział mi Percy do ucha – że bardzo dawno temu powiedziałem ci, że cię kocham. -Psujesz chwilę – odparłem i musnąłem go delikatnie ustami w szyję – Ja niestety zepsuję ją bardziej. Odszedłem od Percy’ego i zarzuciłem swoją kurtkę pilotkę przez ramię. -Muszę wrócić do domku, bo jeszcze rozniosą się jakieś plotki – Nico wzdrygnął się na samą myśl o powtórce z rozrywki – Cześć, Percy! -Hej Nico, do zobaczenia na śniadaniu… -Taa… - mruknąłem i wyszedłem z domku trzeciego. O bogowie! To wszystko działo się tak szybko! Nie, nie, nie… za szybko. Będę musiał przypomnieć o tym Percy’emu przy kolejnej nadarzającej się okazji, tak. Tak zrobię. 
Kierowałem się do swojego domku kiedy zauważyłem, że ktoś stoi przed drzwiami trzynastki. Chcąc czy nie musiałem sprawdzić kto to. Był to blondyn, wysoki, średnio zbudowany, o mocno zarysowanej szczęce, patrzył na wszystko z ogromną pogardą, a kiedy mnie spostrzegł, podszedł do mnie sztywno i spojrzał z góry, nieco łagodniej, lecz mimo to gdybym go nie znał jakiś dreszcz przeszedłby mnie po plecach. -Witam, ambasadorze – ostatnie słowo wymówił z największą obrazą – Kopę lat, nie? -Oj, Octavian – odparłem – Nic się nie zmieniłeś przez te lata. Octavian wzruszył ramionami. -Reyna gada z centaurem i Bachusem. Nie pozwolono mi uczestniczyć w tej rozmowie, więc pomyślałem, że wpadnę do ciebie. No ale cóż… Nikogo nie zastałem. Wiesz ambasadorze na twoim miejscu zważałbym na godziny powrotów. -To nie jest obóz Jupiter, Centurionie – warknąłem – Czego chcesz? Octavian sięgnął do swojego pasu i wyciągnął umocowanego do niego pluszowego misia. Mógłbym się zaśmiać ale znałem Octaviana jego wróżenie może być śmieszne, ale cóż. -Niczego – odparł i zaczął podrzucać miśka – Chciałem popatrzeć do jakich warunków się zniżyłeś ambasadorze. Wciąż nie mogę pojąć jak dwójka Greków zdołała zdobyć tytuły w Rzymskim obozie, z całym szacunkiem ambasadorze. Miałem ochotę go strzelić, ale się powstrzymałem. -Posłuchaj Centurionie… Chcę się jeszcze trochę przespać, zanim nie będzie ogłoszona zbiórka, więc łaskawie skończ już narzekać i mnie przepuść. -No, no… Ambasadorze – Octavian uniósł z irytacją brwi – Nie miałeś wystarczająco czasu na to u Pretora? - Octavian wzdrygnął się z obrzydzeniem na sam ten tytuł. Poczułem, że się lekko zaczerwieniłem. -Uch… - Westchnąłem – Podglądałeś, Centurionie? -Nie – burknął Octavian – Nie sposób było nie spróbować odwiedzić Pretora i proszę taka niespodzianka. Zmarszczyłem brwi, a Octavian schował miśka z powrotem do zapięcia przy pasie. -A więc wiesz, że… -Bogowie, koleś czy ty zdajesz sobie sprawę, że jest jeszcze cisza nocna? – Zza rogu trzynastki wyłonił się nagle Jack. Chłopak był wychudzony i opierał się na kulach, ale po za tym wyglądał jakby nigdy nie oberwał śmiertelną trucizną. -I… Och… Nowy? Czy kogoś nie znam? – Spytał gdy zobaczył Octaviana. Octavian zmierzył z niesmakiem Jack’a, a ja po raz pierwszy nie miałem nic przeciwko jego spojrzeniu. Jack poczłapał do Octaviana. Obydwaj byli wysocy, ale to Octavian był wyższy. -Nie obozowiczu – warknął po chwili – Jestem Rzymianinem – odpowiedział z dumą – z Obozu Jupiter. -Co nie zmienia faktu, że gadasz za głośno koleś – warknął Jack – Więc możesz mówić o oktawę niżej? Octavian wydawał się urażony tą prośbą, a ja zacząłem odczuwać nagłą chęć wejścia do swojego domku. -Wypraszam sobie mówienie do mnie per „koleś” – odwarknął – I to moja sprawa jak głośno będę mówić. -Nie do końca, koleś – Jack przedrzeźniał ton głosu Octaviana – Ponieważ ja próbuję się skupić. Po za tym kim ty w ogóle jesteś, żebyś mnie pouczał co mam mówić i do kogo mam się zwracać? Octavian wypiął dumnie pierś i odparł: -Centurion Octavian, syn Apolla z obozu Jupiter, prawa ręka Reyny Avili Ramírez-Arellano również z obozu Jupiter, obozu Rzymian. -Acha… - Jack pokiwał ze znudzeniem głową – Fajnie koleś, a ja jestem Jack Walker od Hermesa, z tego pieprzonego obozu. Octavian popatrzył w osłupieniu na Jack’a jakby dopiero teraz go zobaczył, a ja przez pewien czas nie wiedziałem o co chodzi. -Ty? Ty nienawidzisz swojego obozu? Tego obozu? – Zapytał po chwili. -A bo co koleś? Przeszkadza ci to? Mam za karę klęczeć na grochu? Czy mnie wychłostasz? Po oczach Octaviana poznałem, że nagle nabrał szacunku do syna Hermesa, ale szybko zaprzeczył, zaś Jack wyjaśnił czemu był obok mojego domku. -Słuchaj di Angelo – warknął – Nie myśl sobie, że sprawia mi przyjemność sterczenie pod twoim domkiem jakieś pół godziny. Masz. Wręczył mi do rąk jakąś zgniecioną kulkę papieru. -Od Jasona. Octavian ponownie drgnął, a ja zaśmiałem się w duchu. Octavian i Jason oczywiście się znali i raczej na pewno za sobą nie przepadali. Octavian usilnie próbował zdobyć tytuł pretora ale to Jason go zdobył, później Jason zniknął a mimo to Octavian nie mógł uzyskać swojego wymarzonego tytułu, mogę wymieniać tych rzeczy w nieskończoność, ale w sumie po co? Popatrzyłem na kartkę papieru a Jack pokręcił ze zniecierpliwieniem głową. -Nie patrz na mnie w ten sposób, di Angelo – warknął po chwili – Nie przeczytałem ani kawałka. To raczej nie było w stylu Jack’a więc oczywiście mu nie uwierzyłem. -Czyli jesteś synem Merkurego? – Octavian podrapał się po szczęce – I twierdzisz niby, że jesteś na tyle uczciwy, że nic nie przeczytałeś -Masz coś do mnie Octavian? -Nie, skądże – Octavian wzruszył ramionami – Czemu miałbym mieć? Popatrzyłem niepewnie na tą dwójkę. Śmiesznie… Grecki Octavian spotkał Rzymskiego Octaviana i nie byłem pewien czy wyjdzie im to na dobre czy złe. -To ja wrócę do swojego domku – odparłem. Ale ani Octavian ani Jack nie zareagowali. Zamiast tego syn Apolla ponownie zaczął podrzucać swojego miśka, zaś syn Hermesa zaczął opierając się o kuli czyścić swoje paznokcie nożykiem, dlatego też nie czekając zbytnio wróciłem do domku. Przez to całe zamieszanie nawet jakbym bardzo chciał nie za bardzo mogłem pójść jeszcze spać, dlatego też kiedy wszedłem do salonu i rozłożyłem się na kanapie, rozwinąłem kartkę. „Nico, Mam sprawę. Jutro, tam gdzie zawsze i o tej samej godzinie, okej? Twój przyjaciel, Jason Grace. P.S wybacz, że dałem ten liścik Jack’owi, był pierwszym herosem na którego się natknąłem. P.S II wiem Jack, że to czytasz więc sobie daruj, dobra?” Oczywiście miałem pewien problem z rozczytaniem tej wiadomości, ale jakoś mi się to udało. Tam gdzie zwykle, o tej samej godzinie? Ech… No dobra, mam nadzieję, że Percy nie będzie miał nic przeciwko. 

(LEO)

Jak zwykle przespałem zbiórkę, za co dostałem ochrzan od Dionizosa i szlaban przy zmywaku, ale jakoś nic większego się nie zdarzyło. Na śniadaniu, dostrzegłem siedzącą obok Annabeth, Reynę oraz Octaviana zerkającego raz po raz na mnie przy stoliku Apolla, siedział obok jakiegoś chłopaka, o czarnych włosach i bladej cerze. -Mam kolejne ogłoszenie herosi – powiedział Chejron – Dzisiaj rano do naszego obozu zawitali wasi znajomi z obozu Jupiter. Reyna i Octavian, mam nadzieję, że okażecie im należyty szacunek. Po stołach przeszedł zaciekawiony pomruk, od stołu Ateny wstała Reyna. -Dziękuję Chejronie – odparła – Zapewniam, że nasza obecność tutaj nie będzie trwała dłużej niż powinna. Prawda, Centurionie? Octavian skinął niechętnie głową, a Reyna usiadła z powrotem. -Chciałem również zawiadomić, że zapowiadana na jutrzejszy dzień bitwa o sztandar zostaje odwołana! Obozowicze wydali z siebie głośne buczenie, parę osób podniosło zażartą kłótnię. -Spokój, dzieciarnia! – Dionizos uciszył wszystkich – To nie należy do waszej decyzji, zresztą jak większość rzeczy. Obozowicze popatrzyli po sobie smętnie, ja szczerze mówiąc byłem jednym z nielicznych którym ten wybór nie przeszkadzał, nigdy nie pałałem większym zamiłowaniem do bitwy o sztandar.
Kiedy atmosfera nieco opadła wszyscy zajęli się śniadaniem. Kątem oka patrzyłem na Octaviana który z bacznością przyglądał się jedzeniu i dopiero po chwili brał ostrożny kęs… Idiota. Na dodatek również zerkał w moją stronę z mordem w oczach z resztą nie dziwię się, w końcu nie tak dawno temu rozwaliłem połowę ich obozu. Przez przypadek, oczywiście… Po skończonym posiłku mieliśmy czas na zajęcie się sobą, ponieważ dzisiaj przez to, że zawitała do nas delegacja z innego obozu mieliśmy odwołane zajęcia, trochę się na to zdenerwowałem ponieważ miały być dzisiaj podwójne warsztaty, a tak to wszystko… e… nieważne. Usiadłem więc na schodkach do domku dziewiątego i rozmyślałem. O Nicu, o czasach gdy należałem do siedmiorga. 
Przynajmniej do czasu aż nie zobaczył mnie Fuego, że też ten chłopak zawsze pojawia się kiedy myślę, powitałem go uśmiechem, a on przysiadł się koło mnie. -Cześć Leo – przywitał się i spojrzał na mnie poważnie – Znowu bujałeś w obłokach? -Nie… - skłamałem – O co chodzi? Fuego wzruszył ramionami. -Tak tylko chciałem sprawdzić co z tobą. Wiesz, że unikasz innych? Zmarszczyłem brwi. Wcale nie, przecież ostatnio rozmawiałem z Nico… Wczoraj, po południu. Opuściłem głowę. -Wydaje ci się – odparłem i spojrzałem w przeciwnym kierunku. Znowu moja siostra z Roxanną, trzymały się za ręce i śmiały się w najlepsze. Jakoś wcale nie poprawiło mi to humoru. -Jeśli mnie się wydaje, to Jack wcale ci tego nie zabrał. Spojrzałem na Fuego z zaskoczeniem, a on podał mi zdjęcie. Stare zdjęcie, lekko nadpalone. Przedstawiające moją mamę i… mnie, parę miesięcy przed jej śmiercią. Ten Jack ma tupet! Osobiście dam mu w zęby jak tylko go spotkam. -Dzięki Fuego. Serio… dzięki – odparłem i mocniej zacisnąłem dłoń na zdjęciu. Fuego machnął ręką, przez przypadek przy okazji gasząc światła w domku dziewiątym, ale najwyraźniej nawet nie zwrócił na to uwagi. -Jack naprzykrza się wszystkim obozowiczom. Tobie i di Angelo najbardziej, ale przeszedł siebie zabierając pamiątki innych. -Tobie coś zabrał? Coś ważnego – spytałem mechanicznie wyczuwając napięcie w głosie chłopaka. Syn Nyks zbladł lekko i światła w domku dziewiątym ponownie rozbłysły. -To nie twoja sprawa, Leo… Nie… nie pytaj mnie o to więcej – Fuego wydawał się być przerażony. Mnie zaś cisnęły się na usta różne pytania ale ostatecznie udało mi się je powstrzymać, zresztą i tak nie miałem nastroju… kompletnie. Dziwne, nie? Fuego już nic nie powiedział patrzył się przed siebie, ja zaś ponownie zająłem się rozmyśleniami. Ogólnie zacząłem mieć dosyć, że nigdy nic mi nie wychodzi w sprawach uczuciowych, zaczynając od mojej dziecięcej miłości po poważniejsze uczucia na totalnym zadurzeniu skończywszy. To tak jakby serio ktoś robił mi ciągle na złość. W końcu Fuego bez słowa odszedł, a ja poczułem, że musiałem go czymś urazić, poważnie. Nie chciałem tego, z resztą skąd mogłem wiedzieć? Ech… Znowu coś schrzaniłem. '
Wstałem natychmiast ze schodów i ze wciśniętymi w kieszenie dłońmi poszedłem przed siebie, a moim oczom bardziej ciskały się te wszystkie pary… Nico właśnie coś tłumaczył Percy’emu przed pustym boiskiem, a Jackson trzymał go za rękę. Clarisse, właśnie w jednym z cieni całowała się ze swoim chłopakiem. Malcom od Ateny próbował flirtować z Jasmine. Nyssa szczebiotała do Roxanny. Tylko ja oczywiście jak ta ostatnia łamaga nie mam nikogo. Tak bardzo się zamyśliłem, że nie patrzyłem przed siebie i po chwili zderzyłem się z kimś i za równo ja jak i ta osoba upadliśmy na trawę. -Uch… Uważaj jak idziesz – jęknęła Lea rozmasowując swoje czoło – Poważnie ludzie i… - spojrzała na mnie – Och, to ty. Wstałem z ziemi i otrzepałem swoje spodnie, to samo uczyniła Lea. Dzisiaj ubrana była jakby dopiero co wyszła z dziczy po wielu tygodniach. Pomarańczowa bluzka ponownie zakrywała tylko piersi, ale tym razem po prostu była tak bardzo postrzępiona, krótkie spodenki były również poszarpane i załatane tylko jedną łatą, była na bosaka i stopy miała lekko ubłocone oraz poranione przez trawę, a we włosach miała igły z jakiegoś drzewa. -Cześć – bąknąłem i odwróciłem się natychmiast na pięcie – Muszę iść. -Nie! Czekaj! – Lea złapała mnie za ramię – Szukałam cię. Popatrzyłem na nią zza ramienia. Pewnie znowu będę zmuszony coś naprawić… No ale skoro i tak nie mam nic do roboty… -Po co? – Spytałem jednak. Lea wymusiła na mnie odwrócenie się w jej stronę. Popatrzyła mi prosto w oczy, wciągnęła głęboko powietrze i powiedziała: -Percy kazał mi ci przekazać, że dzisiaj o dwudziestej drugiej trzydzieści, będzie mała nasiadówka u Jasona w domku numer jeden – mówiła to jakby wyuczyła się całego zaproszenia na pamięć – oraz upomina abyś kogoś zaprosił, kto będzie stanowił dla ciebie parę na owej imprezie. Serdecznie pozdrawia i przypomina, że Nico ma już parę, podobnie jak Piper i większość innych osób. Powiedziała to na jednym oddechu więc teraz zaczęła lekko szybciej oddychać, a ja zmarszczyłem brwi. -Poważnie? Impreza? W tej sytuacji? Okej piszę się na to! Ale… - zmarkotniałem lekko – trochę szybko. -Masz parę godzin – dziewczyna uśmiechnęła się do mnie. -A ty idziesz? – Spytałem nagle. Lea wydęła swoje blade usta i odparła; -Nie zaproszono mnie – uśmiechnęła się sztucznie – Po co z resztą? Dobra muszę iść, narka Leo! Pomachała mi i zaczęła odchodzić, ale krzyknąłem za nią: -Ej! To może pójdziesz ze mną?! Lea zatrzymała się jak sparaliżowana. Spojrzała na mnie przez ramię, ale byłem pewien, że się uśmiechnęła. -Em… Okej! To do zobaczenia! – Zaśmiała się cicho. A ja popatrzyłem jak odbiega w stronę swojego domku, taa… no to większych problemów chyba nie będę podejrzewać.


(NICO)

Byłem absolutnie przeciw imprezie w tej sytuacji, ale czy ja miałem wiele do powiedzenia? Nie…
O podanej godzinie razem z Percy’m poszedłem do domku pierwszego. Większość już była. Piper razem z Fuego, Roxanna razem z Nyssą, Jason pomimo, że był gospodarzem za parę wziął Jasmine, Lea i Leo, Annabeth razem z synem Apolla o imieniu Toby. I było jeszcze wiele, wiele innych osób. Jason powitał nas z uśmiechem i puścił muzykę. Kątem oka zobaczyłem jak z niechęcią Octavian patrzy na Jasona, ciekawy byłem czy Centurion przyszedł mimo zakazu sam, czy też kogoś sprowadził. Reyna odpadała, ponieważ obecnie była w trakcie rozmowy z Chejronem. Parę osób zaczęło tańczyć, a dokładniej Lea i Leo oraz Roxanna i Nyssa. Swoją droga to właśnie córka Afrodyty, ubrała sukienkę jak na bal… Długą, różową z białymi akcentami (już mi się zrobiło niedobrze) i ciężko powiedzieć, żeby mogła normalnie tańczyć ale jakoś dawała radę. 
W końcu dołączyli Jasmine oraz Jason, a ja z Percy’m podpierałem ścianę. Nie rozmawialiśmy nawet, po prostu patrzyliśmy jak reszta się bawi. -Ej! Jason – krzyknął po jakiejś godzinie Leo, który przez cały ten czas szalał razem z Lea’ą po parkiecie – Masz coś do picia? W gardle mi zaschło! Nim Jason zdążył odpowiedzieć z sąsiedniego pokoju wparował ni stąd ni zowąd Jack. Na pewno nie był zaproszony, więc ciekawe z kim przyszedł? Wyglądał już o wiele lepiej niż rano, nie podpierał się o kulach ale człapał jak starszy pan, mimo to wydawał się tryskać energią. -Oto się Valdez nie martw – wskazał na tacę którą niósł w dłoni iście po kelnersku, a na tacy znajdował się szampan i jakieś inne bliżej niezidentyfikowane napoje tego typu – Dzieciaki Hermesa potrafią wszystko, chcesz kieliszek? Leo na chwilę odszedł od Lea’i i spytał o coś Jack’a, nie usłyszałem o co przez zbyt głośną muzykę. Jack zaśmiał się i zaprzeczył, a Leo wziął dwa kieliszki szampana i jeden wręczył Lea’i ale ciągle nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że Leo zerka nerwowo w moją stronę. Jack po chwili podszedł do mnie i do Percy’ego. -No, no, no… kogo my tu mamy? – Zagwizdał pod nosem – Nasza para roku! Chcecie coś do picia? -Tak, o ile nic tam nie dodałeś – odparł Percy i podał mi jeden kieliszek po czym wziął i dla siebie i zaczął bacznie przyglądać się cieczy. -Spoko koleś! – Jack wyszczerzył zbyt białe zęby – To nie ja przyniosłem tutaj! To ten malec, nie Toby?! Chłopak o bladej cerze i czarnych rozczochranych włosach, popatrzył zmęczonymi oczami na Jack’a, a później pokazał mu kciuk do góry i powrócił do rozmowy z Annabeth. -To kretyn – szepną mi do ucha Jack – Ale uwierz mi ten twój Jackson jest jeszcze większym. Percy złapał Jack’a za koszulkę i popchnął go prosto na Octaviana, na chwilę wszyscy przerwali rozmowy, kiedy taca z napojami wylądowała prosto na tej dwójce, podczas gdy Jack wylądował między nogami Octaviana. Gdy do wszystkich dotarło co się właśnie stało wybuchnął głośny śmiech, po czym wszyscy z ponownie zajęli się sobą, a ja kątem oka zobaczyłem jak Jack wydziera się na Octaviana, jakby to była jego wina. Octavian zaś z irytacją patrzył na wielką plamę na swoich spodniach, znajdującą się w kroku, wyglądała dosyć dwuznacznie, ale była wywołana przez napój… a przynajmniej mam taką nadzieję, że to był napój. Tak czy siak sączyłem szampana, a po mniej więcej pięciu takich kieliszkach razem z innymi dołączyłem do tańców, po kolejnych paru kieliszkach tym razem wina, zacząłem właściwie tańczyć nie tylko z Percy’m, z Jasonem, z Leo, z Roxanną, z Jasmine, ale i tak przede wszystkim z Percy’m.
Aż w końcu Piper wpadła na pomysł zabawy, w prawdę lub wyzwanie. Usiedliśmy więc w kółku i odpowiadaliśmy na głupie pytania mnie się trafiły między innymi „Czy już z kimś spałeś?”, „Z kim masz fantazje erotyczne w roli głównej”, „Czy pocałował byś własnego ojca, gdyby Percy ci to kazał”, „Czy zabiłbyś kogoś w tej Sali” i wiele innych bzdur Percy’emu trafiły się pytania o: „Pierwsza miłość?”, „Czy pocałował byś Dionizosa?” oraz „Co ile lat chodzi do dentysty?” (pytanie od Jack’a). No tak czy inaczej pytania na pewno nie należały do inteligentnych, ale w naszym obecnym stanie jakoś to do nas nie docierało. W końcu wypiłem kolejne dwie szklanki wina i jakoś… odleciałem. 

(LEO)

Jako iż niewiele wypiłem, tylko delikatnie szumiało mi w głowie. 
Około godziny czwartej wszyscy spali w najmniej możliwych do wyobrażenia miejscach. Percy między nogami posągu Zeusa, Octavian na Jack’u który leżał na Jasonie, który leżał na podłodze, Nica gdzieś wcięło, Lea wtulała się w Jasmine, która zasnęła na łóżku Jasona, obie dziewczyny nie miały koszulek. 
Piper opierała się o ścianę a pomiędzy jej nogami drzemał Toby. Annabeth spała pod kanapą i spodniej wystawały tylko jej nogi, reszta pozasypiała na podłodze, tylko Fuego zasnął jak normalny człowiek na kanapie. Przykryłem go więc kocem, gdyż drżał lekko, nie wiem czy mu się coś śniło czy może było mu po prostu zimno, a kiedy to zrobiłem, popatrzyłem z rozbawieniem po wszystkich. Żałowałem, że nie wziąłem aparatu. Ale w tej ciszy usłyszałem nagle kroki i z łazienki wyszedł Nico. Wyglądał przekomicznie, znaczy można tak powiedzieć. Miał podbite przez Jack’a oko, ponieważ obaj potłukli się o to kto pocałuje Jacksona (nie wiem nawet od czego się zaczęło, tak czy siak obydwaj byli mocno pod wpływem), był bledszy niż zwykle i poruszał się jakby miał o trzydzieści lat więcej. Zaśmiałem się cicho. -No i widzisz po co tyle piłeś? – Zażartowałem cicho, żeby nie obudzić reszty, ale obawiam się, że nawet wystrzał z armaty by ich nie obudził. Ale Nico popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem, podszedł do mnie i zarzucił mi ręce na szyi. Stałem jak sparaliżowany i chciałem go od siebie odepchnąć, jeśli Percy by to zobaczył to, to… -Masz piękne… zielone – przerwał na chwilę swoją cichą wypowiedź – oczy. -C-co? – Wyjąkałem, dalej próbując odtrącić Nica. Nico zaczął całować mnie w szyję, w głębi duszy czułem, że wymiękam, ale z drugiej strony Percy leżał dosłownie kawałek od nas… -I pachniesz morzem… zawsze gdy w nie patrzę widzę przed oczami ciebie – Tym razem musną mnie wargami w usta. -N-Nico, j-ja nie je-jestem Percy’im – wyjąkałem i wtedy pod wpływem Nica upadłem na podłogę. A potem zaczął mnie całować w usta, bardzo namiętnie, a ja nie za bardzo potrafiłem odmówić, przecież… na bogów! Tego właśnie chciałem! Więc odwzajemniałem te pocałunki a Nico mruczał w przerwach pomiędzy nimi: -Kocham cię, Percy.

***
Taaaak... a więc kolejny rozdział :3 Uff... Mam nadzieję, że się podobał i jakoś dotarliście do końca, bez zaśnięcia przy okazji xD
Tak czy siak, kolejny rozdział powinien by jutro, a do tego czasu do usłyszenia :3

7 komentarzy:

  1. Super! Pijany Nico, ja nie mogę!
    Na gacie Hadesa, ilość Leico w tym rozdziale mnie rozwala <3
    Dodaj jeszcze jeden dzisiaj, plisss...
    Pozdro i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj nie mogłam za bardzo dodać xD Ale dzisiaj będzie na pewno :))
      Dzięki za wenę i również pozdrawiam :3

      Usuń
  2. OŁ JE! TO TEN ROZDZIAŁ! CZEKAŁAM NA NIEGO! Oczywiście nie bardziej niż na Jacka i tego dziadygę co chciał śmierci Nico ;-; .
    Pozdrawiam i życzę weny xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tyle czekałaś na swojego ukochanego to teraz go masz xD Dzięki :>

      Usuń
  3. Przy twoich rozdziałach nie da się nudzić. :)
    NICO!!! Ciekawe czy dojdzie pomiędzy nim i Leonem do czegoś więcej?
    Piszesz boooosko. :*
    Czekam na nexta.

    P.S. U mnie na http://percicolovestory.blogspot.com/ pojawił się nowy rozdział. Zapraszam.
    P.S II Zapraszam na mojego nowego bloga:
    http://wodaksiezycsmiercinoc.blogspot.com/
    Oczywiście będzie tam duuużo Nico.

    Pozdrawiam i weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :))) Również czekam na next u Ciebie :>
      Również pozdrawiam :3

      Usuń
    2. Ja już wiem o czym mySlisz siostro! *wskaskazuje oskarżająco palcem* Nie no. W pięknych miejscach spali! Zwłaszcza Octavian! xD

      Usuń