poniedziałek, 15 września 2014

ROZDZIAŁ 35

Rozdział 35. Odkrycia roku 


(LEO)

Minęły dokładnie siedemdziesiąt trzy godziny od mojej ostatniej rozmowy z kimkolwiek. Oraz dokładnie godzin dwanaście od mojego ostatniego wyjścia z domku, a także dokładnie pół godziny odkąd przestałem rozmyślać o Nico. 
Pomijając fakt, że właśnie znowu zacząłem to robić… 
Moja głowa niebezpiecznie poruszała się w przód i w tył grożąc, że jeśli i ta noc będzie nieprzespana, to skończę z wielkim siniakiem na czole spowodowanym uderzeniem stół. Pomimo to zignorowałem moje samopoczucie i dalej szkicowałem.
Przestałem zerkać co chwila na zegarek, ale było dobrze po północy kiedy interkom zaczął migać, wcisnąłem więc przycisk i uzyskałem nawiązanie z Domkiem numer trzynaście. -Mh? – Zacząłem. -Leo możesz mi powiedzieć co się z tobą, na gacie Hadesa, dzieje? – Wypalił natychmiast Nico. -Pracuję – odparłem – Chejron kazał mi ulepszyć parę rzeczy. Nico westchnął ciężko. -Przynajmniej wyjdź raz na jakiś czas – polecił. Wzruszyłem ramionami, a Nico kontynuował: -Owszem Chejron kazał ci coś tam poprawić, ale nie wspominał ani razu o alienacji. Lea nie zdobyła talizmanu, Leo. Obóz na razie nie ma się czego obawiać. -Nie chodzi o Lea’ę! – Warknąłem. -Więc o co? -Możemy się spotkać? Nico przez dłuższy czas nie odpowiadał i gdy myślałem już, że się rozłączył, dopiero wtedy odpowiedział: -Dobrze, ale to po ciszy nocnej, okej? Myślisz, że Percy powinien o tym wiedzieć? Byłem zbyt zmęczony by do mnie dotarło jego ostatnie zdanie, rozłączyłem się po czym nawet nie wstając od biurka, zasnąłem.
Budzik obudził mnie parę minut przed śniadaniem, pomimo bolącej głowy i niewyspania wstałem i się na nie udałem. Nie miałem na nic ochoty więc nic nie tknąłem, zauważyłem, że większość osób nie miała humoru, nie dawno odbyło się spalenia całunu Anvika, raczej nikt nie rozpaczał, lecz każda utrata dobrego herosa bolała resztę.
Po posiłku obozowicze zebrali się na boisku koszykówki na mały mecz, ja zaś podszedłem do Nica i razem pomimo zakazów weszliśmy do lasu. Nico oparł się po pewnym czasie o jedno z drzew, i patrzył na mnie wyczekująco, wiedziałem, że tego nie uniknę… -Chodzi o moją poprzednią misję. A dokładniej o Jack’a. Nico westchnął ciężko, ale nakazał mi kontynuować. -Oskarżyłem w pewnym momencie Jack’a o zdradę – opuściłem głowę – Rzucił się wtedy na mnie z mieczem, myślałem, że już po mnie i kiedy już miał się zamachnąć… on powstrzymał się. -Rozumiem, że musiałeś się wtedy nieźle przestraszyć – Nico spojrzał wymownie w górę – Ale ciągle obawiam się, że nie rozumiem. -Wiem, wiem… Po prostu wtedy Jack powiedział mi coś co nie chce wylecieć mi z głowy… Powiedział, że już raz zdradził herosów i nikt nie ma prawa mu tego wypominać. Zapytałem więc jak niby zdradził skoro do Obozu dołączył całkiem niedawno, wtedy zapomniał o czym wcześniej mówił. Nico poruszył się niespokojnie. -To… interesujące, muszę przyznać – Syn Hadesa podrapał się po szczęce – Ale nadal nie rozumiem dlaczego z tego powodu nie wychodziłeś ani z nikim nie rozmawiałeś. -Nie mogę po prostu przestać o tym myśleć – odparłem szczerze – Jeśli to Lea zdradziła obóz, to kogo w takim razie zdradził Jack… - urwałem na chwilę - I Nico? -Tak? -Czy w obozie Jupiter na pewno nie było Jack’a? Nico zmarszczył czoło i popatrzył na mnie przeszywającym spojrzeniem i dopiero po dłuższej chwili odpowiedział: -Nie. Z resztą nawet jeśli, Octavian by go raczej wtedy poznał. Odetchnąłem z ulgą i popatrzyłem niewidzącym wzrokiem przed siebie. Nie wiem w sumie czemu ale ta cała sprawa niezmiernie mnie intrygowała i pragnąłem rozwikłać tą tajemnice. Jednakże teraz jak podzieliłem się tą informacją z Nico, przestała być aż tak ważna. -To wy odkryliście, że Lea zdradziła – zauważyłem – Prawdę powiedziawszy, wciąż jestem w szoku, nigdy nie podejrzewałbym, że to ona. Nico wcisnął dłonie w kieszeń, co już dało mi znak, że nie za bardzo podoba mu się temat, lecz pomimo to odpowiedział: -Podejrzewałem Anvika. Teraz mi głupio, chłopak się poświęcił, żeby uratować mnie i Percy’ego, a ja do końca wierzyłem w jego winę. Co więcej gotów byłem poświęcić go, gdyby coś zagrażało Lea’i… O Percy’m oczywiście nie wspominając – dodał szybko.

(JACK)




-Jesteś walnięty – warknęła w moją stronę Jasmine.
-Nie tak bardzo jak ty czy twój braciszek, mała! – Odwarknąłem. Jasmine spiorunowała mnie wzrokiem, lecz mimo to siedziała przed domkiem numer trzy jakby nic ją nie obchodziło. -Słuchaj ty tępy osiłku – zaczęła ponownie – Nie wiem czego ty ode mnie chcesz, daj mi spokój. -Nie pochlebiaj sobie – prychnąłem rozbawiony. Jasmine machnęła dłonią i ponownie zajęła się czytaniem jakiejś książki, przewróciłem oczami, powiedziałem jej tam coś i odszedłem… 

Ale nie za daleko, ponieważ usłyszałem krótkie „Cześć, Jack”, a kiedy odwróciłem się w stronę tej osoby, zauważyłem satyra siedzącego pod drzewem i oglądającego swoje piszczałki.

Satyr był młody, a przynajmniej na takiego wyglądał, miał lekko rude futro na nogach, oraz tegoż koloru włosy na głowie, ubrany był w koszulkę obozu, jedyne co można było uznać za obrzydliwe w nim to te krosty na twarzy, po za tym wyglądał całkiem sympatycznie… co nie zmienia faktu, że styrowie mnie denerwują. -Czego chcesz, Bruce? – Warknąłem. -Chciałem tylko przekazać, że pan Chejron pragnąłby cię częściej widywać na ćwiczeniach. Parsknąłem cicho i podszedłem bliżej i dosłownie w tej chwili, pożółkłe liście na drzewie zaszeleściły i spomiędzy nich zauważyłem wynurzającą się, do góry nogami głowę, chłopaka. Szczerzył swoje zbyt białe zęby w moim kierunku, co sprawiło, że nagle miałem wielką ochotę go ich pozbawić. Bruce westchnął ciężko i pokręcił z zażenowaniem głową.
-Ktoś coś mówił o ćwiczeniach? – Spytał chłopak. -Tak jakby i prosiłem cię już, zejdź z tego drzewa. Jak Róża wróci to… wiesz, że nie mam takiego obowiązku by cię wiecznie bronić. Chłopak parsknął cicho, lecz zdawał się nie zwracać uwagi, a ja w końcu zapytałem: -To jest ten twój nowy, co go znalazłeś w tym poprawczaku, tak? Bruce pokiwał z rozdrażnieniem głową. -Wiesz co nowy? – Zacząłem – Radzę ci zejść i to w tej chwili, bo wiesz… Nie zawsze jestem taki łagodny. Chłopak przewrócił oczami, ale ciągle nic nie powiedział. -On jest jakiś niedorozwinięty? – Spytałem po chwili ciszy. -Nie – odparł Bruce – Mówi tylko wtedy kiedy mu się zachce. Uwierz mi tak jest lepiej – dodał szeptem. Chłopak na drzewie zaniósł się perlistym śmiechem i odparł: -Nie rozumiem ludzi, którzy obrażają swoich bliźnich zanim ich nie poznają. Jak to ktoś kiedyś rzekł: "Nigdy, przenigdy nikogo nie oceniaj. Nie oceniaj, nie krytykuj, nie osądzaj, nie potępiaj, nie wyrokuj.”. Czy ludzie nie mogą tego zapamiętać? Nauczyć się? -Rozumiem, że rzucanie cytatami jakiś ludzie uważasz za normalne, dzieciaku? – Warknąłem. Bruce westchnął ciężko, zaś chłopak z drzewa, umilkł, co powitałem z ulgą. Po chwili ponownie wciągnął się na górę, aby po chwili opaść z gracją na trawę. 
Chłopak miał lekko kręcone, krótkie, spłowiałe blond włosy, duże zimne, złote oczy, jego nos wyglądał jakby był w jednym miejscu złamany. Chłopak miał również lekko zarysowaną szczękę oraz oliwkową cerę. 

Ciągle szczerzył zęby, aczkolwiek jego oczy wskazywały raczej na pogardę do całego świata… znam takie oczy, codziennie rano widzę je w lustrze.
-Moja godność to, Steven Scott – odparł z dumą – A twoja? Bruce powiedział coś w stylu „znowu gwiazdorzy”, parsknąłem cicho i odpowiedziałem: -Jestem Jack, młody nie myśl, że mi miło. -Och, wcale tak nie myślę. Gdyby było ci miło, uściskał byś mi dłoń jak staremu druhowi, ty jednak jak po spotkaniu z Meduzą, stoisz i patrzysz na mnie wilkiem. -Skończ z metaforami – warknąłem.
Steve wzruszył ramionami, nie był ubrany w typowy obozowy strój, miał na sobie czarny t-shirt, z napisem tego zespołu rockowego „Queen”, na to nałożoną skórzaną kurtkę z czarnym kapturem.
Na nogach miał typowe, szare spodnie jeel, oraz niebieskie tenisówki. Do spodni przyczepione miał trzy breloki, jeden z napisem: „Oszczędzaj wodę, pij wódkę”, na drugim, złotą czcionką było: „Bieda jest lepszym spoiwem niż szczęście.”, zaś na ostatnim „życie się śmieje, a miłość istnieje”. 
W zasadzie chłopak miał również kolczyk (tak samo jak ja), bransoletkę z kolcami oraz coś a’la nieśmiertelnik na szyi, co łaskawie postanowiłem przemilczeć. 
-I znowu się gapisz, jak na dziwaka – zauważył – Podczas gdy ty wcale nie wyglądasz lepiej. -Twój wyszukany język mnie drażni, możesz mówić jak normalny człowiek? – Warknąłem. -Skoro taka jest twa wola, postaram się dostosować – odpowiedział złośliwym tonem. -Zamknij się – zacisnąłem dłonie w pięści. Chłopak westchnął teatralnie i popatrzył wymownie w niebo. -Dobrze więc, skromnie stwierdzam iż mój umysł ma dosyć przebywania w takim towarzystwie, żegnam więc i życzę dobrego dnia. Chłopak zaniósł się śmiechem i odszedł. Bruce westchnął wymownie po czym wstał i wytłumaczył: -On to robił specjalnie, wyczuł, że twoim najlepszym punktem nie jest… nazwijmy to, ładna mowa, więc wiesz… Jakbyś nie dał tego po sobie poznać, pewnie gadałby normalnie lub wcale. Parsknąłem pogardliwie. -Jeszcze raz odstawi taki numer, to osobiście coś mu zrobię. Bruce zmarszczył czoło i przypatrzył mi się uważniej. -A jak przy tym jesteśmy – zabeczał – Co ci się stało z twarzą? -Potwory – odparłem z dumą, po czym odwróciłem się na pięcie i odszedłem w swoją stronę.

(JASON)




Robiłem obchód obozu, kiedy zauważyłem, że Leo nareszcie wyszedł z domku, zawołałem go więc natychmiast, żeby z nim pogadać. Nie wyglądał raczej aby miał na to ochotę, więc odpowiadał mi półsłówkami, a kiedy wreszcie postanowiłem dać mu spokój, przeszedł koło nas, ktoś nowy. Chłopak o lekko kręconych blond włosach, wyglądał jakby się zgubił co zresztą natychmiast potwierdził pytaniem do nas:
-Wiecie może gdzie jest domek trzynasty? -Tak – odparł Leo – Skręć w prawo i idź prosto, aż trafisz na taki ponury domek. -Bardzo mi to pomogło ale dzięki i… Uuuu… - Chłopak zagwizdał cicho – Wy jesteście z tej siódemki! Leo Valdez i Jason Grace. Ja nazywam się Steven Scott, ale jak znowu wyskoczycie mi z „nie myśl, że jest mi miło”, to nie ręczę za siebie, jak swojego boskiego rodzica (co z tego, że go nie znam), kocham. Popatrzyłem z rozbawieniem na Leona, który mruknął cicho „Spotkał, Jack’a jak nic”. -Mi tam jest miło – odparłem i uścisnąłem chłopakowi dłoń. Leo ograniczył się to krótkiego skinięcia głową. -Bogowie! Ja poważnie się kiedyś w tym obozie zgubię – westchnął Steve – Tam jest Posejdona, tutaj Afrodyty, a dopiero tam Hadesa. -Czemu właściwie idziesz do trzynastki? -Chłopiec na posyłki, jak w dawnych czasach, listy dawno wyszły z mody lecz pomimo rozwoju technologii… -Dobra, dobra, ogarniam, że cię ktoś wynajął abyś wręczył list – Leo zaśmiał się cicho. Steve pokiwał głową, chciał coś powiedzieć ale w tym momencie przeszła koło nas Roxanna, co natychmiast odwróciło jego uwagę. -Łaał… - odparł, gdy córka Afrodyty odeszła trochę dalej – Kto to? -Roxanna Thompson – Leo wzruszył ramionami – Nic nadzwyczajnego. -Mh… powiedzmy – Steve wyszczerzył zęby – Dobra idę zanieść ten list, a później porozmawiam z tą Roxanną. Dzięki piękne za rozmowę! I odbiegł…. W złą stronę, ale nie zdążyłem go zatrzymać, Leo parsknął cicho śmiechem i wzruszył ramionami, przynajmniej poprawił mu się humor, a ja na chwilę przestałem myśleć o tym ile czasu minie, aż Lea nie opowie czegoś na tyle istotnego, że Pasithea znajdzie jakiś sposób by rozwalić obóz, czy co ona tam knuje. 
No i także obóz miał coraz mniej obozowiczów, Fuego zniknął, nikt nie wie gdzie syn Nyks poszedł, z Nyssą było to samo, parę dzieci Hermesa zginęło w ostatniej walce z potworami, więc obóz wydawał się jeszcze bardziej ponury, niż był gdy Nico, Percy, Lea, Leo oraz Jack powrócili ze swoich misji.
Teraz również powołano misję, która miała na celu pomocy kilku bogom. Z tego co zdążyłem się zorientować, bogowie nie mogą otwarcie walczyć z Pasitheą, na mocy jakiejś dawnej obietnicy, co nie powiedziane, ż nie mogą pomóc nam w inny sposób. -Ciekawe kiedy Octavian wróci do Obozu Jupiter, tak właściwie, nie? – Zagadnął po chwili Leo. -Taaa… nadal nie rozumiem po co tutaj został. Leo wzruszył ramionami, usiedliśmy na schodach domku numer dziewięć i rozmawialiśmy chwilę, aż nagle nie usłyszeliśmy kroków i z lasu obok wynurzyły się… Łowczynie! Tak to na pewno było one, wszędzie poznam ich swoistą aurę. 
Tym razem nie przewodziła nimi Thalia, tylko jakaś rudowłosa dziewczyna na oko w wieku czternastu lat, popatrzyła na mnie i na Leo z pogardą lecz po chwili podeszła na sztywnych nogach i warknęła: -Zaprowadźcie mnie do Chejrona!

(PERCY)




-Nie! – Zaśmiałem się – Jas, ile razy jeszcze będziesz robiła to źle?
Jasmine parsknęła śmiechem i oparła się o ścianę w naszym domku. Próbowałem ją nauczyć jak skutecznie zasłonić się przed ciosem, jednakże nie wszystko do niej docierało, zbyt często bujała w obłokach. -Dobra, zróbmy chwilę przerwy – zaśmiała się cicho i usiadła na łóżku. Westchnąłem cicho i popatrzyłem na nią, czasami ciągle do mnie nie docierał fakt, że mam siostrę. Ona jest… miła, ale traktuję ją jak koleżankę, a nie jak rodzinę, z nią jest na odwrót, w jej oczach jestem bratem, to trochę smutne, że ja nie potrafię tego odwzajemnić. -Łał, wymęczyłeś mnie – westchnęła ciężko. -Tak – uznałem jej rację – Ale kiedyś to uratuje ci życie. -Bracie, cieszę się, że wróciłeś z tej misji – wyszczerzyła lekko zęby – Martwiłam się o ciebie i Nica. Uśmiechnąłem się do niej lekko i wytłumaczyłem, że właściwie nie miała o co i wtedy usłyszałem pukanie do drzwi. Z pewną niechęcią je otworzyłem, odwiedził nas Chejron… miał wielce strapioną minę i kazał naszej dwójce wyjść na zewnątrz. -Coś się stało – Spytałem. -Obawiam się, że tak… Jasmine – westchnął ciężko – Musisz dołączyć do Łowczyń. Zarówno ja jak i Jasmine stanęliśmy jak sparaliżowani. -C-co? – Wydukała. -Nie – zaprzeczyłem – Zaszła jakaś pomyłka, po za tym Łowczynią zostaje się dobrowolnie, a nie zostaje się wybranym. Jasmine potaknęła, jednakże Chejron wytłumaczył: -Chyba, że ktoś obieca dać kogoś na Łowczynię, jak to zrobił Jack. -ŻE CO?! – Ryknąłem, może odrobinę za głośno. Chejron uciszył mnie podnosząc dłoń. -Jack’owi życie uratowały Łowczynie, on w zamian za to obiecał im nową w ich szeregach, wybrał twoją siostrę. Jasmine popatrzyła na mnie z przerażeniem, po czym spojrzała za Chejrona, tam gdzie stały Łowczynie. -Nie mam innego wyjścia? – Spytała. -Nie. Nie chcemy wojny z Łowczyniami, moja droga, szczególnie w obliczu wojny z Pasitheą. Oczywiście to jest twój wybór jednakże… -Rozumiem – Jasmine zbladła jak kreda – Ja… zostanę Łowczynią. Popatrzyłem na nią nie do końca rozumiałem jej wybór. -Nie rób nic wbrew sobie – złapałem ją za dłoń – Przemyśl to jeszcze! -Już postanowiłam, bracie – odpowiedziała po czym razem z Chejronem ruszyła w stronę Łowczyń.
Po chwili dziewczyny z klubu Artemidy, odeszły zabierając moją siostrę i zostawiając mnie całkowicie osłupiałego.

***
Dodałam taki rozdział może trochę krótki ale mam nadzieję, że się spodobał. Bogowie... kolejna nowa postać, ale jak zauważyliście Jas jest Łowczynią, więc tak jakby nowy ją "zastąpił". Więc liczę, że mi wybaczycie i polubicie nowego bohatera xD
Nie wiem co do kolejnego rozdziału kiedy będzie gdyż prawie w ogóle nie mam czasu wolnego, no ale się postaram xD do tego czasu do "usłyszenia" c:

14 komentarzy:

  1. Ten nowy jest zajebisty. Uwielbiam taki język, chociaż sama nie potrafię go używać. Niech mówi tak bardzo często, ploooosę. XD Szkoda, że Jass została łowczynią, ale cóż, ktoś musiał. :)
    Rozdział wcale nie jest krótki. :)))
    Czekam na nexta.
    Pozdrawiam i weny życzę. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez kilka rozdziałów Steve będzie gadał częściej normalnie, jednakże później wdroży się w ten "wyszukany" język. Tak wyjaśniam, żeby później nie było xD c:
      Cieszę się, że jednak nie jest aż tak krótki na jaki mi wygląda xD
      Dziękuję za wenę, której również Ci życzę oraz czekam na nexta również u Ciebie ^^

      Usuń
    2. U mnie next nie wiem kiedy będzie, ale może niedługo. XD
      Tylko nie zrób ze Stevena i Roxi pary. :) Bogowie brońcie!

      Usuń
    3. Nie lubię spoilerować... ale powiem tak... w życiu! Dla Stevena szukam jeszcze pary (nwm czy chłopaka czy dziewczyny... bo jest Bi xD ale to się zobaczy), a dla Roxi już mam odkąd chodziła z Nyssą... Nie, nie, nie w życiu bym jej nie połączyła ze Steve'm ;__;
      Mam nadzieję, że niedługo c: Aczkolwiek niestety wiem jak to jest ;-;

      Usuń
    4. Bi? Jeszcze bardziej go lubię. XD
      Rozdział u mnie będzie na 99% dzisiaj. :)))
      Dzisiaj na lekcjach wpadło mi do głowy kilka pomysłów, ale muszę to jeszcze przerobić na opowiadanie. :*

      Usuń
    5. To super *_*

      Ja chyba też dzisiaj powinnam na te 99% dodać nowy rozdział, bo wena zapukała mi do drzwi nareszcie c:

      Więc czekam na Twój rozdział :)))

      Usuń
  2. Jeny, jak czytałam o tym nowym to pierwsze o czym pomyślałam to: "omg, taka weselsza wersja Nico" <3<3<3
    Rozdzialik genialny.
    Kiedy next?
    Pozdrawiam i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, to by wyjaśniało czemu go polubiłam, odkąd go wymyśliłam na matmie xD
      Myślę, że next będzie abo dzisiaj wieczorem albo jutro (muszę uzupełnić zapasy xD) c: Ale na razie nic nie obiecuję, chociaż nagle wena postanowiła do mnie zawitać c:
      Również pozdrawiam i również weny życzę :>

      Usuń
  3. "Bogowie... kolejna nowa postać"
    A żeby to tylko jedna postać xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tych postaci to od cholery... a ciągle pomysły, ale raczej już skończę bo mnie ludzie znienawidzą xD

      Usuń
  4. Że Jass? Że Łowczynią? Że jak?
    A z drugiej strony to dobrze, wolę Percy'ego jako jedynaka XD
    Super rozdział <3

    Czemu ustawiłaś mój znienawidzony art na tło, ja się pytam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to wybacz nie wiedziałam ;___; zmienię... później XD
      Ja też go wolę jako jedynaka, ale cicicici XDDD
      Dzięki za opinię :3

      Usuń
    2. To, że go nie lubię, nie znaczy, że musisz zmieniać, ale dzięki :* <3

      Usuń
  5. Klub Artemid. Serio?

    OdpowiedzUsuń