poniedziałek, 29 września 2014

ROZDZIAŁ 40



Rozdział 40. Życie jest wielkim żartem, miłość też.


(JACK)


Kolejne dni na obozie? Istna katorga. Wszyscy gadali tylko o tym jakie to szczęście, że di Angelo w ogóle jeszcze oddycha. Jego stan był zły, więc dla mnie nie mogło być lepszej informacji. Głupi dzieciak, sam pchał się prosto w barierę i to najprawdopodobniej przez niego niebiescy przegrali i teraz muszę znosić puszące się dzieci Aresa.
Jackson cały czas siedział w klinice i gapił się na di Angelo, doprawdy… rozczulające. 
Ja natomiast miałem nawet to szczęście, że Octavian nie łaził za mną… właściwie to nie widziałem go od dawien dawna.


Kiedy minęły już trzy dni a stan di Angelo nie uległ poprawie zaczęły dziać się niepokojące rzeczy… Herosi znowu zaczęli znikać… Najpierw było jedno z dzieciaków Apolla, później dwójka od Hermesa, a także od Ateny.

Teraz praktycznie każdy domek stracił po dwóch herosów, Chejron stworzył dwie grupy, których misją było odnalezienie zgub. Jakoś nie wróżyłem im powodzenia…

Ja zaś z dnia na dzień czułem się jakoś inaczej… O dziwo nikt nie wydawał się na tyle głupi by jak zwykle mnie zaczepić, więc i nie miałem żadnych kar.
A jedną rzeczy która się zmieniła były sny… dziwne sny. Pozbawione sensu urywki, jakby filmu… były dziwne znajome. A najdziwniejsze, że były o mnie.
Dzisiejszy sen jednakże przyniósł ze sobą najwięcej…


-Jack! Jack! Czekaj! – Ryknął za mną ten chłopak co nazywałem go Johnem, chociaż dla wszystkich innych był Bezimienny.
-Czego? – Warknąłem.
-Odkąd jakimś cudem wszedłeś w posiadanie broszki, stałeś się po prostu… wkurzający. Chcę wiedzieć, dlaczego?
Prychnąłem cicho i włożyłem dłonie w kieszeń.
-Nie jestem wkurzający, John! I nie zapominaj kto tutaj jest szefem!
Chłopak zatrzymał się na chwilę, po czym ponownie zaczął łazić za mną jak cień.
-Ale ja jestem… Jestem twoim zastępcą! I chyba kimś odrobinę więcej niż zwykłym przyjacielem!
-Nie mów tego na głos! – Tym razem to ja się zatrzymałem – Słuchaj John, jeśli wydaje ci się, że ja się zmieniłem… to jesteś w błędzie! Jestem taki od zawsze!
-Nie, jesteś taki odkąd Mały zginął! Odkąd z kieszeni wypadła ci ta przeklęta broszka! Pozbądź się jej!
-Znowu gadałeś ze swoim ojcem? – Syknąłem – Ile razy mówiłem, bogowie mają nas gdzieś!
-Nie mają! – Chłopak złapał mnie za szczękę i nakierował twarz tak abym patrzył mu prosto w oczy – Zmieniłeś się Jack… Nie poznaję cię.
-Odwal się! To ty się zmieniłeś! Nigdy nie powinieneś się kontaktować z Bachusem, zrobiłeś się teraz taki… nadopiekuńczy i zastanawiam się czy jednak nie ustawić na twoim miejscu Skakanki.
-Skakanka jest za młoda – warknął John.
-A od kiedy tak bardzo się o nią martwisz?!
-Od kiedy straciliśmy Małego i twoją siostrę, Jack!
Westchnąłem ciężko, i odtrąciłem dłoń Johna. Zrobiłem parę kroków, pomimo tego, że kamienne płyty które robiły nam za podłogę były śliskie, udało mi się zachować równowagę. Usiadłem na krześle i spojrzałem ukradkiem na wysoko położone, malutkie, zakratowane okienko, z którego na podłogę skapywała zielonkawa, woda. Westchnąłem raz jeszcze i odparłem:
-John, teraz dowodzisz. Ja muszę odejść.
-Co?! – Chłopak podszedł do mnie szybko i ukląkł obok – Nie możesz! Jesteś najlepszym dowódcą jakiego mieliśmy! Z resztą gdzie się udasz? Do obozu?
-Nie… W obozie są sami kretyni. Muszę odnaleźć amulet.
-Po co? – John złapał mnie za dłoń, jednakże natychmiast ją mu wyrwałem – Jack… nie mów, że chcesz zdobyć moc, jaką posiadać może tylko osoba obdarowana amuletem i broszką.
-A co jeśli właśnie tego chcę? Co jeśli chcę być prawie równy bogom?
John parskną pogardliwie.
-Nie możesz. A jeśli tego faktycznie chcesz… to jesteś większym idiotą, niż wtedy gdy pierwszy raz się poznaliśmy.
-Byliśmy dzieciakami… Teraz jestem mądrzejszy!
-Nie… jesteś po prostu bardziej doświadczony – odparł po czym wstał i podszedł do drzwi.
Ale wahał się czy wyjść. A ja czułem coś dziwnego kiedy naciskał klamkę.
-John! – Krzyknąłem kiedy już stawiał krok za próg – Zostań ze mną…


Obudziło mnie pukanie do drzwi, uchyliłem jedno oko, ale natychmiast je zamknąłem.
Co to do cholery miało być?
-Jack jeszcze śpi? – Doszedł mnie głos Anvika – Cherjon go prosi.
-Śpi – odparł Travis – Zaraz go obudzę, poczekaj.
Zerwałem się natychmiast gdyż wiedziałem, czym się kończy budzenie przez któregoś z braci Hood.
-Nie śpię, nie śpię! – Warknąłem i spojrzałem w stronę drzwi.
Anvik stał tam, był jeszcze w niebiesko-fioletowej pidżamie, z resztą nie dziwię się… była dopiero trzecia rano.
Travis uderzył mnie w plecy, oddałem mu natychmiast i po chwili naciągnąłem szybko spodnie i bluzkę, po czym stanąłem przed Anvikiem.
-Czego chce ten staruch? – Warknąłem – Mam mieć wartę przy di Angelo? Jeśli tak, to niech wie, że prędzej bym tego chłopaka zadźgał niż bym go strzegł.
Anvik przewrócił oczami, po czym złapał mnie za dłoń i wyciągnął na zewnątrz.
-Słuchaj jeśli myślisz, że mi się to podoba – zaczął ten dzieciak – to jesteś w błędzie. Medytowanie nie jest…
-Medytowałeś? – Zaśmiałem się głośno.
-Co w tym śmiesznego, idioto? To mnie uspokaja. Zresztą… komu ja to mówię? – Machnął dłonią i przypadkiem zapalił trawę – Ojć… - Zgasił to równie szybko.
Westchnąłem ciężko. 
Obóz po ciemku, był zajebisty, aż żałowałem, że nie można w późnych godzinach po nim łazić… można by parę osób nastraszyć. Coś tam zabrać…

Weszliśmy do Wielkiego domu. Chejron przeglądał akta Percy’ego i nie przestał nawet po moim krótkim „Czego pan chce?”. Dopiero kiedy Anvik odchrząknął, centaur łaskawie podniósł wzrok znad zapisków i odezwał się:
-Dobrze, że przyszliście. Wybaczcie mi proszę, że… zawołałem was o tej godzinie, ale muszę z wami porozmawiać.
-No raczej, zdziwiłbym się gdyby pan chciał po prostu na nas popatrzeć – warknąłem.
Anvik zganił mnie wzrokiem, a Chejron postanowił zostawić to bez komentarza.
-Chodzi mi o twoją broszkę, Jack, oraz twój amulet, Anviku – powiedział i wskazał po kolei na nas.
-Znowu? – Prychnąłem.
Anvik jednakże spoważniał, zdjął jakiś amulet z szyi i położył go na biurku. Chejron pokiwał głową, a ja całkowicie bez własnej woli, wyjąłem z kieszeni broszkę i również położyłem ją przed centaurem.
Obie błyskotki, rozbłysnęły krwiście czerwonym światłem, ale po za tym nic się nie wydarzyło.
-Cieszę się, że to Obóz jest w posiadaniu obu artefaktów – odparł po chwili Chejron i wziął w dłoń amulet.
-Ale one tu nie mogą być! – Anvik uderzył pięścią w biurko, aż kubek z herbatą spadł na podłogę, jednakże nikt po za mną zdawał się nie zwracać na to uwagi – Amulet jest mój! A broszkę trzeba oddać.
-Nie bądź egoistą – zganił go Chejron – można oddać oba artefakty.
-Nie! – Ryknął i wyrwał wręcz amulet z dłoni Centaura– Nie mogę na to pozwolić i pan dobrze o tym wie! Rozmawialiśmy o tym wiele lat temu!
-Wiele lat temu? – Parsknąłem – To znaczy wtedy kiedy miałeś ile lat? Cztery?
Anvik obrzucił mnie spojrzeniem spod przymrużonych powiek ale nie odpowiedział, Chejron westchnął tylko ciężko.
-Zniszczyłeś kiedyś broszkę Anviku i zostałeś ukarany, nie powtarzaj teraz tego błędu i nie zachowuj dla siebie amuletu. Dwie grupy powinny otrzymać swoje artefakty, może wtedy pomogą nam walczyć z Pasitheaą.
-Ponowne… zjednoczenie słońca i upadku? – Spytał syn Hekate – Że mogłoby być tak… zanim ich nie podzieliłem razem z moją siostrą?
Chejron pokiwał głową, a mnie nagle przeszedł lodowaty dreszcz.
-Przepraszam, że przerywam – warknąłem – Ale jak to on ich podzielił? Powiedział pan, że to miało miejsce jakieś… trzysta lat temu.
Anvik opuścił głowę i zacisnął dłonie w pięści, Chejron postukał palcami w blat biurka.

Zapadła niezręczna cisza, w końcu Centaur postanowił, że niedługo wyruszę z Anvikiem oraz kilkoma innymi osobami by odnieść broszkę i amulet ich prawowitym posiadaczom, po czym wyprosił nas z gabinetu.
Dopiero będąc na zewnątrz Anvik odpowiedział:
-Czy ja poważnie według ciebie zachowuję się jak dwunastolatek, Jack?


(PERCY)


Po wielu godzinach i dniach większość już straciła nadzieję, że Nico kiedykolwiek się ocknie. Większość… Ja nie. Kiedy tylko mogłem siedziałem przy nim i czekałem.

Aż po tylu dniach, otworzył swoje czarne oczy. Wyglądał koszmarnie, aż coś kuło mnie w serce. Uśmiechnąłem się lekko i pogłaskałem go po policzku, jednakże on resztkami sił strącił moją dłoń.
-Cześć, Nico – już samo wypowiedzenie jego imienia sprawiło, że czułem dwukrotnie większą radość.
Syn Hadesa rozejrzał się powoli, nie miał za bardzo sił by zrobić cokolwiek innego, jednakże udało mu się po chwili zapytać bardzo, bardzo cichym głosem:
-Co tutaj robisz? Mówiłem ci… że… - wiedziałem co chciał powiedzieć, więc nie musiał kończyć, z resztą i tak nie miał sił by to wypowiedzieć.
-Nico… ja wiem – opuściłem głowę… jeśli teraz tego nie powiem to nigdy nie będę miał drugiej szansy – Chodzi o to, że… ty i Leo… - popatrzyłem na chwilę na niego wymownie – Ale to ja z tobą zerwałem i teraz – zrobiłem pauzę i wziąłem głęboki oddech – koszmarnie tego żałuję. Chcę znowu być z tobą.
Nico popatrzył na mnie szklistymi oczami, zadrżał lekko po czy odparł:
-Mamy tak po prostu… wrócić do siebie? Jakby nigdy nic się nie stało?
-Jakby nigdy nic się nie stało – odparłem z lekkim uśmiechem – Jakbyśmy nigdy ze sobą nie zerwali.
-Tak po prostu?
-Tak po prostu, Nico. Kocham cię i tym razem nie chcę dawać ci tak jak kiedyś szans… bo to było… kiedyś. Zamknijmy tamten rozdział, zamknijmy wszystkie rozdziały z innymi osobami. Napiszmy swój rozdział, ty i ja. Nikt po za tym… Ale… czy tego chcesz? Czy może… - przełknąłem ślinę gdyż to zdanie nie chciało przejść mi przez gardło – Czy może wolisz zamknąć nasz rozdział?
Zapadła cisza, nie chciałem na niego naciskać. Jeśli nie chce do mnie wrócić to zrozumiem i zostawię go w spokoju, jednakże nie wiem czy poradzę sobie bez niego… bez niego po tych kilku latach razem, nie wyobrażam sobie siebie.
-Percy – wyszeptał Nico – Chcę być z tobą.
To jedno zdanie poruszyło moje serca bardziej, niż cokolwiek innego. Zacząłem się śmiać, a przez śmiech spływały mi łzy… Byłem szczęśliwy, właśnie tego chciałem. Chciałem by Nico mi wybaczył, tak jak ja wybaczyłem jemu.
-Pocałuj mnie – zaśmiał się cicho Nico.
Nie musiał powtarzać, nachyliłem się nad nim i złożyłem delikatny pocałunek na jego ustach… chyba najsłodszy pocałunek jaki kiedykolwiek miałem.
Nico z lekkim trudem objął rękoma moją szyję, po czym wyszeptał mi do ucha:
-Percy… Na bogów… tęskniłem za tobą.
-Ja za tobą też Nico, chyba nawet nie wiesz jak bardzo – skubnąłem go wargami w ucho. Po czym powrotem usadowiłem na pryczy – Jak się w ogóle czujesz?
-Jakbym został zjedzony i wypluty, nie czuję palców u stóp… ale to chyba mi przejdzie – kąciki jego ust lekko zadrżały.
-Na pewno – musnąłem kciukiem jego policzek, wycierając przy okazji łzę która powoli zaczęła spływać po jego szczęce.
Chwilę tak siedziałem patrząc się po prostu w jego oczy, aż w końcu Nico spytał z ciekawości:
-Percy… wybacz, że zepsuję tę chwilę, ale… kto zdobył sztandar?
-Czerwoni – westchnąłem ciężko.
Nico parsknął cicho.
-Zawsze przegrywamy.
-Wcale nie! – Zaprotestowałem, przypominając sobie swoją pierwszą Bitwę o Sztandar.
Nico uniósł ze zdziwieniem brwi, po czym odpowiedział:
-W takim razie to moja osoba ma zły wpływ na niebieskich.
Zaśmiałem się cicho. On na pewno miał jakiś wpływ… ale nie powiedziałbym, żeby zły.
-Oj Nico – westchnąłem ciężko – nawet nie wiesz ile się działo kiedy byłeś nieprzytomny. Ale wiesz co? – Wpadłem nagle na genialny pomysł – Jak tylko wyjdziesz z kliniki… będę miał dla ciebie niespodziankę.
Nico popatrzył na mnie z zaskoczeniem.
-Jaką?
-Nie powiem – zaśmiałem się cicho i pocałowałem go w policzek – pójdę zawiadomić Willa, że się ocknąłeś.
Wstałem i udałem się w kierunku drzwi, jednakże zanim nacisnąłem klamkę rzuciłem przez ramię:
-I Nico?
-Tak, Percy – chłopak uniósł z trudem głowę.
-Kocham cię…

 

(LEO)



Kiedy tylko otrzymałem wiadomość, że Nico się ocknął chciałem się z nim zobaczyć. Jednakże równie szybko mi to przeszło kiedy dowiedziałem się, że znowu jest z Percy’m.
Poszedłem więc przed siebie ze sztucznym uśmiechem na twarzy i jakoś tak przypadkiem trafiłem pod domek numer jeden. Zauważyłem, przez okno Jasona, więc wszedłem bez pukania.
Mój przyjaciel siedział na łóżku a w dłoniach trzymał wiele niewielkich kartek, które sortował z prędkością światła. Nie zaszczycił mnie spojrzeniem, po prostu skinął głową nakazując tym samym bym usiadł obok niego, co po chwili też uczyniłem.
Kartki okazały się być czymś jakby listami oraz zdjęciami. 
Jason po chwili zatrzymał się wzrokiem na zdjęciu Percy’ego… takie zdjęcia zrobiliśmy sobie zaraz po zakończeniu wojny z Gają. Jedyną osobą jaka nie miała takiego zdjęcia z siódemki była Piper, która była lekko ranna i nie chciała mieć zdjęcia.
Jason ciągle kurczowo trzymał zdjęcie Jacksona, w końcu westchnął ciężko i odłożył wszystko na bok, popatrzył na mnie z lekkim roztargnieniem.
-Co jest Leo? – Spytał po chwili.
-A coś ma być? – Zaśmiałem się cicho – Przechodziłem obok – zacząłem, żywo gestykulować dłońmi – i u ciebie taka cisza! No nie powiem, nie powiem, że ostatnio rzadko cię widywałem, więc wiesz… stary!
Jason parsknął cicho.
-A po za tym chciałem cię spytać, czy wiesz, że Nico się ocknął?! – Dodałem po chwili.
Uśmiech na twarzy Jasona zniknął natychmiast, z niewiadomego dla mnie powodu. Lecz po chwili Grace odpowiedział:
-To dobrze. Słyszałem o tym… a także, że Percy i Nico są znowu razem! Jeszcze lepiej – dodał koszmarnie sztucznym tonem.
-Em… Jason wszystko gra? – Spytałem.
Jason pokiwał ze zdenerwowaniem głową, po czym westchnął ciężko i potargał swoje włosy.
-Tak. Po prostu denerwuję się tymi zniknięciami herosów.
Nie byłem tego taki pewien, ale z doświadczenia wolałem nie naciskać.

Po jakimś czasie obaj udaliśmy się na ognisko na którym dowiedzieliśmy się, że Nico już praktycznie jutro będzie mógł wyjść z klinki.
Odszedłem na chwilę od Jasona, żeby porozmawiać ze Stevem, ale idąc do niego natknąłem się na Percy’ego rozmawiającego z Roxanną:
-No więc…? – Warknęła dziewczyna.
-Słuchaj, ja wiem, że tobie ostatnio chłopak dał kosza…
-Nikt nie dał mi kosza! – Ryknęła – Scott po prostu okazał się poniżej mojego poziomu!
-Nieważne – Percy machnął dłonią – Chodzi o to, że potrzebuję strój… ładny strój. I najlepiej bez niczego różowego.
Roxanna pisnęła z zachwytu.
-Garnitur? Frak?
-Garnitur…
-A na jaką okazję?!
-Idę jutro na miasto… na randkę – wytłumaczył najzwyczajniejszym na świecie tonem Percy.
Roxanna pisnęła, a mnie jakaś kula stanęła w gardle. Na tyle bardzo, że kiedy już udało mi się podjeść do Steve’a nie umiałem wypowiedzieć ani słowa. Usiadłem obok niego ciężko i ukryłem twarz w dłoniach.
-Czy wszystko dobrze? – Spytał mnie Steve.
Nie miałem sił odpowiedzieć. Nie wiedziałem właściwie czemu informacja o tym, że Percy jutro będzie szedł na randkę z Nico, aż tak bardzo mną wstrząsnęła… ej! Przecież oni są ze sobą to naturalne… to naturalne.
Zacząłem się bujać do przodu i do tyłu.
To naturalne… to naturalne…
Głupi jestem! Nie chciałem, ale odkąd Percy zerwał z Nico, miałem nadzieję, że życie dało mi kolejną szansę… Ale teraz? Teraz nie wiem co o tym myśleć…
-Leonie – Steve dotknął mojego ramienia – o co chodzi?
-Odwal się, stary! – Ryknąłem – Możesz przestać tak gadać?! Możesz w ogóle przestać do mnie gadać?! To nie jest śmieszne!
Nie zwracałem uwagi, że teraz wszyscy się na mnie gapili. Wstałem na równe nogi i odbiegłem do domku dziewiątego… miałem dosyć… życie to jeden wielki żart… tak samo jak miłość. 

***

O! No i dobra, więc dałam radę i o to rozdział. Zgodnie z prośbą, Nico i Percy są znowu ze sobą, Leo znowu ma przekichane, więc wszystko wróciło do normy... hahahahaha... Dobra i jeszcze raz muszę prosić o wybaczenie, z tym co zrobiłam Nico, bo później nie będę miała okazji ;w; 
No i kolejny rozdział będzie raczej jutro z rana, chyba, że nie zdążę wkleić co też jest możliwe ;w; 
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i w kolejnym rozdziale dojdzie ostatnia i jedna z... dziwniejszych postaci, moim zdaniem ;) 

9 komentarzy:

  1. Będzie kolejna postać? XD
    Rozdział cudowny.
    Biedny Leo. Teraz to jego męczysz? U mnie też niedługo będzie z nim źle. :)
    Czekam na nexta. :*
    Pozdrawiam i weny życzę.
    P.S. U mnie za jakąś godzinkę lub dwie powinien pojawić się rozdział. :)) Zapraszam jeśli jesteś zainteresowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jasne, że będę zainteresowana xD
      Yup, kolejna i już ostatnia... i nie wiem czy przypadnie wam do gustu, ale będzie postacią "główną", czyli będzie jej więcej, niż, np. Roxanny czy Vi c":
      Uwielbiam znęcać się nad Leo, chyba nawet bardziej, niż nad Nico, ale cicii xDD
      Dzięki za wenę i również pozdrawiam :3

      Usuń
    2. Dręczenie Leo i Nico- Me Gusta XD
      Znając Ciebie, nowa bohaterka będzie miała dziwne imię i będzie zajebista. :***

      Usuń
    3. Bohater xD (ja mam manię dodawania facetów xD) I nie wiem czy będzie miał takie dziwne imię... Będzie trochę... oschły, ale później... a później przeczytasz xD

      Usuń
  2. Lol, ambitny i genialny rozdział <3<3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozpieszczasz nas.. Dwa rozdziały jednego dnia :D
    Jak zwykle rozdział genialny ale tak troszkę mi smutno, że Nico tak szybko wyzdrowiał (Każdy normalny się cieszy ale nie ja XD ) i tak troszku jest mi skoda teraz Leona ale to taki mój mały szczególik który można pominąć.
    Czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noo... tak jak mówiłam xD Jako iż jestem chora to mam odrobinę więcej czasu ;w;
      Spokojnie...Nico jeszcze pocierpi... jeszcze kilka rozdziałów, dlatego też ciągle przepraszam, za to co mu zrobiłam, bo ktoś jakby nieźle go dobił ;w; co będzie można później wyłapać w czym rzecz ;)
      Oj, Leo myślę przeżyjesz xD

      Usuń
    2. Nico moja ulubiona postać jak i braciszek ale uwielbiam jak cierpi XD
      Takie typowe dziecko Hadesa ...
      Czyli... czyli... będzie się działo! :D
      W sumie Leo.. Niech cierpi.. To da się przeżyć XD

      Usuń