wtorek, 30 września 2014

ROZDZIAŁ 41

Rozdział 41. Randka o nieciekawym zakończeniu 


(NICO)





Kiedy tylko pojawiła się okazja do wyjścia z kliniki wykorzystałem ją od razu. Wybiegłem z niej i trafiłem praktycznie prosto w objęcia Percy’ego. On śmiał się na głos, ja w duchu.
Pocałowaliśmy się namiętnie, po czym udaliśmy się na śniadanie podczas którego ani on, ani ja nie zjedliśmy nic, tylko wpatrywaliśmy się w siebie… Percy raz po raz puszczał mi perskie oczko.

Po śniadaniu, Percy zaprowadził mnie do domku Posejdona, po czym kazał mi zaczekać a sam zniknął w toalecie.

Rozsiadłem się na łóżku i czekałem. Nie umiem nawet powiedzieć jak bardzo pomimo moich słów chciałem do niego wrócić. Nie istnieję bez niego i nie wiem co by ze mną było gdyby Percy jednak nie odwzajemniał moich uczuć.

Po kilku minutach Percy wyszedł z toalety… a ja nie mogłem za bardzo uwierzyć w to co widzę. Pozbył się swojego obozowego stroju, zamiast niego miał nałożony najprawdziwszy, granatowy, włoski garnitur, do tego szary krawat oraz białą koszulę. Uśmiechnął się do mnie, po czym wskazał na drzwi od łazienki i powiedział:
-Też nałóż coś bardziej odświętnego. Na szafce po prawej.
-A-ale…
-Ciii… po prostu się przebierz.
Zmarszczyłem czoło, ale wszedłem do łazienki. Na szafce po prawej, leżał… żakiet? Tak to chyba jest żakiet oraz spodnie garniturowe oraz szara koszula. Co on kombinuje?
-Pomóc ci się przebrać? – Dobiegł mnie zza drzwi jego głos.
Zaśmiałem się w duchu.
-Nie – odparłem może lekko za szorstko, ale chyba się nie obraził.
Z pewnym żalem zdjąłem swoje normalne ubranie i nałożyłem… no to coś odświętnego. Nie czułem się najwygodniej na świecie no ale, niech mu będzie.
-No i? – Spytałem, ze zniecierpliwieniem.
Percy zaśmiał się cicho, po czym odpinając mi koszulę odpowiedział:
-Pięknie, tylko krzywko zapiąłeś koszulę.
Parsknąłem ze zniecierpliwieniem. Kiedy Percy skończył, pocałował mnie w usta, po czym wytłumaczył o co w tym wszystkim chodzi:
-A teraz Nico… - zbliżył swoje usta do mojego ucha – zapraszam cię na randkę, do miasta.
Percy kompletnie zbił mnie z mojego toku myślenia…
-Co? Przecież… obóz… Pasithea i…
-Spokojnie… Nawet Chejron jest zdania, że powinniśmy przestać tak bardzo zamartwiać tą boginią. Proszę cię Nico…
-Nie proś mnie, ponieważ… - popatrzyłem na niego surowo, a na jego twarzy pojawiło się powątpiewanie – się zgadzam!
Percy wybuchnął śmiechem i ponownie pocałował.

Nim zdążyłem się zorientować byliśmy już w mieście i siedzieliśmy w restauracji. Kompletnie olewaliśmy tych wszystkich ludzi, którzy się na nas gapili, teraz liczył się tylko fakt, że jestem tutaj z nim.
Rozmawialiśmy ze sobą na spokojnie o wszystkim, czułem się może odrobinę niezręcznie jednakże sama obecność Percy’ego sprawiała, że nic innego się nie liczyło.

Po skończonym posiłku, wyszliśmy na tyły restauracji gdzie znajdował się balkon z widokiem na jakiś staw. Wtedy ponownie Percy mnie pocałował, a ja czułem, że lepiej być nie mogło… Pomimo tego, że ciągle może i byłem osłabiony po ostatniej ranie… ale teraz to było bez znaczenia.
Po wielu moich namowach Percy pozwolił mi zdjąć ten frak, który sprawiał, że czułem się zupełnie nie sobą i poszliśmy do pobliskiego parku.
-Percy, właściwie – spytałem kiedy leżeliśmy na trawie wtuleni w siebie – gdzie jeszcze mamy się udać?
-Nie wiem… Pójdę wszędzie, gdzie będziesz chciał – odparł i musnął dłonią mój policzek.
Zamyśliłem się. Właściwie to było mi to obojętne.

Więc szliśmy tak bez celu, poszliśmy na jakiś deser, później przy fontannie Percy dał nauczkę jakiemuś facetowi, który próbował pobić jakiegoś dzieciaka, wywołując wylewającą się tylko w jednym kierunku wodę.

Jakiś czas potem znaleźliśmy się przed teatrem, oczywiście nie poszliśmy na żadną sztukę, ale mogliśmy pooglądać co dzisiaj wystawiają.

W rezultacie naprawdę czułem, że obecnie na świecie nie ma chyba szczęśliwszej osoby.
-Żałuje, że tak nie może być zawsze – westchnąłem, kiedy po wielu godzinach postanowiliśmy kupić sobie coś do picia.
Percy wyszczerzył zęby i podał mi coca-colę po czym usiedliśmy na ławce, a Percy objął mnie ramieniem.
-Kiedy ta przeklęta Pasithea zostanie pokonana – zaczął marzycielskim tonem – powtórzymy to, obiecuję ci.
Parsknąłem cicho i wziąłem łyk napoju, po czym położyłem głowę na jego ramieniu.
-Czasami się boję – powiedziałem przyciszonym głosem – boję się, że to tylko sen. Boję się obudzić i przekonać, że znowu jest wojna z Gają… a ty… a ty jesteś ciągle z Annabeth.
Percy pogładził mnie po głowie po czym szepnął mi do ucha:
-Nigdy.
Uśmiechnąłem się lekko, kiedy skończyły się już nam napoje i mieliśmy powoli wracać już do obozu usłyszeliśmy czyjś pisk. Nie było by to nic dziwnego gdybyśmy jeszcze po chwili nie usłyszeli krzyku:
-Odsuń się! Odsuń się ty potworze!

Wstaliśmy natychmiast i rzuciliśmy się w stronę skąd dochodził ten głos.
Kiedy już tam dotarliśmy, a było to na obrzeżach jakiegoś lasu, spotkaliśmy… dwójkę chłopaków. Jeden był wysoki i dosyć silnie umięśniony, o rudych krótkich włosach. Osłaniał ciałem tego młodszego i mniejszego chłopaka o kruczoczarnych włosach i dosyć mikrej budowie ciała. Obydwoje byli nienaturalnie bladzi.
Zaś przed nimi… Przed nimi stał potwór… o głowie lwa, tułowiu konia i ogonie węża… a po jego obu bokach… cóż powiedzmy, że na widok jednej z tych osób Percy natychmiast wyciągnął swoją broń… to była Lea, a drugą osobą był jakiś nieznany mi chłopak.
-Uważajcie! – Krzyknął Percy i odepchnął chłopaków od potwora oraz tej dwójki.
Dobrze, że jednak wziąłem ze sobą swój miecz. Stanąłem ramię w ramię z Percy’m, popatrzyliśmy po sobie i w tym samym momencie skinęliśmy głową i rzuciliśmy się… Percy na potwora ja na Lea’ę przy okazji zmuszając jej pomocnika, aby zaatakował mnie.
-Cześć trupie – przywitała się ze mną Lea.
Było w niej coś… innego. Oczy miała przepełnione szaleństwem, a na jej twarzy widniała świeża blizna.
-Wybacz, że nie powitam się równie uprzejmie – uśmiechnąłem się lekko i pchnąłem ją w pierś.
Obroniła się w ostatnim momencie, ja zaś odparowałem mocą cios w plecy, tego chłopaka.
-Śnisz jeśli myślisz, że mnie pokonasz! – Zaśmiała się opętańczo.
-Czyli jednak to sen – westchnąłem ciężko.
Popatrzyła na mnie z mordem w oczach a ja ponownie zaatakowałem. Nie była taka silna jak ostatnio co mnie lekko zastanawiało.  W końcu jej broń upadła na ziemię, a ona razem z potworem i towarzyszem zniknęła w fioletowej mgle.
Popatrzyłem na Percy’ego.
-To było za łatwe – zmarszczyłem czoło.
Pokiwał głową, po czym spojrzał na tę dwójkę.
Wyższy chłopak mógł mieć na oko jakieś szesnaście lat, ubrany był w skórzaną kurtkę, biały t-shirt z czaszką oraz poszarpane spodnie, na nogach miał jakieś wojskowe buty.
Młodszy mógł mieć najwyżej jakieś trzynaście lat, miał na sobie, granatową bluzę, nałożoną na koszulkę z jakimś napisem, którego nie byłem w stanie rozczytać. Spodnie miał zwyczajne jeansowe, a na nogach również najzwyklejsze tenisówki.
Ale zarówno jeden jak i drugi wydawali mi się przerażająco podobni do kogoś… i absolutnie ta dwójka była herosami… wyczuwałem to, chociaż zazwyczaj nie byłem w stanie… jedyną osobą od której to wyczuwałem jest Hazel.
-Nie podchodźcie! – Starszy chłopak stanął przed tym młodszym i wyciągnął w naszym kierunku dłoń, na znak, żebyśmy faktycznie tego nie robili – Ja… zawołam policję!
-Nie zrobimy wam krzywdy – zapewniał Percy i opuścił miecz – Kim jesteście?
-Powiedziałem odsuń się! – Warknął rudowłosy.
Młodszy chłopak wychylił się zza jego pleców, nie wyglądał na za bardzo przerażonego.
-Naprawdę nie mamy zamiaru zrobić wam krzywdy – tym razem to ja opuściłem miecz – Nazywam się Nico di Angelo. A ty?
Chłopak zmierzył mnie szorstkim spojrzeniem. Miał ciemne, oczy, niemalże czarne podobnie jak ten młodszy. Po chwili odetchnął ciężko i odsłonił młodszego.
-Jestem Nils Larson. A to jest mój brat, Sun… Sunaj, znaczy.
-Sun wystarczy – odparł dziarsko chłopak – Nils, co to było?
-Żebym ja to wiedział… żebym to ja jeszcze wiedział – wyszeptał chłopak o rudych włosach.
-Nils! Nils! – Zawołał chłopak i okrążył dookoła brata – A oni może są z tego obozu?!
-Ciiii… - syknął chłopak.
Percy wyprostował się lekko, po czym odchrząknął i spytał:
-Z jakiego obozu?
-To bez zn…
-Z obozu herosów – wypalił Sun.
Wymieniłem spojrzenie z Percy’m. Czyli ta dwójka nie dosyć, że jest herosami to jeszcze zdają sobie sprawę z istnienia Obozu? Nieźle, nieźle…
-Skąd wiecie o obozie? – Spytałem po chwili.
-Mieliśmy kolegę… - Nils, zaczął pocierać sobie nadgarstek – Gryce’a. Opowiedział nam wszystko… Sam był satyrem, ale… kiedy miał już nas zabrać, zaatakował nas ten potwór i Gryce…
-On nie żyje – Sun spuścił głowę.
Nils pokiwał głową. Percy westchnął ciężko, po czym podszedł do Nilsa i podał mu dłoń.
-Ja jestem Percy Jackson i dopilnuje aby wasza dwójka dotarła bezpiecznie do obozu.

Ruszyliśmy więc przed siebie. Ja miałem jednakże mieszane odczucia, ale nie zdążyłem się nimi podzielić z Percy’m, gdyż po chwili się sprawdziły.
Przed nami pojawiła się Lea, tym razem w towarzystwie prawie tuzina innych osób, oraz trójki potworów.
-Pasithea chce ich w swojej armii! – Ryknęła wskazując na mnie oraz na Nilsa i Sun’a – Ale myślę, że nie będzie narzekać gdy kilkoro z nich zginie! Na nich!
Percy rzucił szybkie spojrzenie na mnie, po czym na obu chłopaków. Pokręciłem głową. Zbyt wielka szansa na to, że coś im się stanie, a i my nie byliśmy najlepiej przyszykowani.
Uciekliśmy czwórką do lasu, a za nami roznosił się głośny tupot małej armii Lea’i.
-Szybciej! – Poganiał chłopaków Percy.
Po chwili pierwsza czarna, wykonana jakby z mgły strzała, przeszyła z świstem powietrze koło mojego ucha. Nie minęła chwila, aż nie nadciągnęła w naszym kierunku lawina strzał.
-Za drzewa! – Ryknąłem – Nie biegnijcie po linii prostej, łatwiej was będzie trafić!
Na szczęście posłuchali. Biegliśmy slalomem pomiędzy drzewami, ale ani Nils, ani jego brat nie byli wyszkoleni i już po chwili Sun opadł z wysiłku na ziemię.
 Nils zatrzymał się i podbiegł do brata, wziął go na dłonie w ostatnim momencie i pognał dalej.
Westchnąłem ciężko.
-Nico! Dasz radę nas teleportować?! – Ryknął Percy po tym jak ominęliśmy kolejną lawinę strzał.
Pstryknąłem palcami… tak jak się obawiałem, nie byłem w stanie wywołać nawet płomyka czarnego ognia.
-Nie ma szans! – Odkrzyknąłem.
Percy przeklął głośno i w ostatniej chwili popchnął na bok Nilsa, który ciągle trzymał na dłoniach swojego brata, który był na tyle mały, że pomimo swojego wieku wydawał się lekki jak trzyletnie dziecko.



Jednakże w końcu straciliśmy razem z Percy’m panowanie nad sytuacją.



Wydawało się, że już po wszystkim, nie było strzał ani odgłosów pogoni za nami. Nils opuścił na ziemię swojego brata, po czym popatrzył na nas z przerażeniem.
-Kto to był? – Spytał oddalając się z nami o parę kroków.
-Jeśli mówisz o tej szurniętej dziewczynie – zaczął Percy – To nazywa się Lea Black i nienawidzi herosów z obozu.
-Czemu? – Spytał – Zrobiliście jej coś?
Zaprzeczyłem, po czym odciągnąłem Percy’ego na bok.
-Co robimy? – Zapytałem.
-Możesz już użyć mocy?
Pstryknąłem palcami, wytworzyła się ledwo widoczna szara mgła, pokiwałem głową.
-To zabieramy Nilsa i Sun’a do…
Nie dokończył. Usłyszeliśmy charakterystyczny świst strzał, a kiedy się odwróciłem, zauważyłem Nilsa osłaniającego własnym ciałem swojego brata.
Nie zdążyliśmy nic zrobić… Po chwili jego klatkę piersiową przeszyły dwie strzały, po czym rozpłynęły się w powietrzu pozostawiając dwie otwarte rany na wysokości serca.
Podbiegłem do Sun’a i nie wiele myśląc złapałem go za dłoń, chciał mi się wyrwać, ale nie dałem mu tej szansy, poparzyłem na Nilsa. Z jego ust ściekała strużka krwi.
-Zabierz go… w bezp... ieczne miejsce…  proszę - wydukał.
Później patrzyłem w czarne oczy, ale puste czarne oczy. Zaczęło szumieć mi w uszach…
-Nico! – Ryknął za mną Percy i złapał szybko moje ramię – Do obozu!
Spojrzałem ostatni raz na poległego… nie znałem go… ale…
-Nico!
W naszym kierunku nadciągała kolejna fala strzał. Sun próbował się wyrwać, ale skupiłem swoje myśli i zasłonił na cień, po czym wylądowaliśmy w obozie herosów.



Sun płakał przez całą drogę do Wielkiego Domu z resztą nie miałem mu tego za złe… Widzieć na własne oczy śmierć brata musi być przerażającym przeżyciem… szczególnie gdy śmierć przyszła tak brutalnie.
-Percy – zacząłem cicho – Idź zawiadom któregoś z braci Hood, żeby przyszykowali łóżko. On będzie musiał odpocząć.
Percy pokiwał głową, po czym niechętnie odszedł. A ja popatrzyłem na Sun’a, ukląkłem przed nim, żeby popatrzeć mu w oczy, podałem mu chustkę, żeby otarł oczy, ale on uderzył z całej swojej siły moją dłoń.
-Nie chcę nic od ciebie! – Warknął.
-Więc chodź ze mną do tego domu – odparłem wskazując na Wielki dom.
Sun nie wyraził swojej zgody, ani też się nie sprzeciwił, przetarł swoje czarne oczy wierzchem dłoni i poszedł za mną do Wielkiego Domu.

 

(PERCY)




Czekałem przed wejściem do Wielkiego domu aż Nico i ten młody wyjdą. Trochę to im zajęło, ale po jakiejś pół godzinie wyszli.
-Trzeba go jeszcze oprowadzić – odparł ponuro Nico.
Pokiwałem niechętnie głową.
-To do domku pierwszego, nie? – Zaproponowałem.
-Chyba tak – Nico wzruszył ramionami.



Więc zaczęliśmy oprowadzanie, pokazaliśmy Sunajowi wszystkie domki po kolei, później pokazaliśmy granicę obozu, pole truskawek, pawilon, i inne takie. Jednakże chłopak uporczywie milczał, aż w końcu nie widzieliśmy innego wyjścia jak nie odstawić go do domku Hermesa.



-Trochę spieprzyłem sprawę – westchnąłem ciężko.
-To nie twoja wina – odparł ponuro Nico – Taki jest los herosa, walcz szybko, giń młodo…
Westchnąłem ponownie.
-Dobra – odparł po chwili ciszy i gapienia się bez celu w drzwi domku Hermesa – za jakąś godzinę będzie ognisko, pójdźmy się przebrać.
Uśmiechnąłem się lekko, objąłem ramieniem Nica i poszliśmy do mojego domku.
Gdyby nie ten akcent na sam koniec, spędzilibyśmy najlepszy dzień w życiu… ale właściwie... zanim nie natknęliśmy się na dwójkę nowych, tak właśnie było.



-I jak randka? – Zagadnęła mnie na ognisku Roxanna.
Popatrzyłem na nią z zastanowieniem. Nico gdzieś poszedł z Steve’m, chociaż zrobił to z wielką niechęcią, tak więc siedziałem sam jak kołek i być może z lekko ponurą miną, jednakże odpowiedziałem:
-Lepszej być nie mogło.
Roxanna wyszczerzyła zęby, skinęła głową po czym odeszła do swoich rozszczebiotanych sióstr i braci.
Po chwili wrócił Nico, z jeszcze bardziej wkurzoną miną niż miał wcześniej. Usiadł ciężko obok mnie i warknął:
-Nigdy więcej. Żadnych wierszy. Żadnych…
Zaśmiałem się cicho, za co dostałem od niego delikatnego kopniaka w piszczel.
Niedaleko nas Vi kłóciła się o coś zażarcie z Leo i obawiałem się powoli, że jeśli zaraz ktoś im nie przewie, to powstanie jakaś bójka, na której Leo poważnie by ucierpiał… ale kto miał by ich rozdzielić? Ja? No chyba nie…
-Percy? A gdzie ten nowy, Sun? – Spytał mnie po chwili Nico.
Rozejrzałem się, minęła dłuższa chwila, aż go spostrzegłem, ubrany już w strój obozowy, chłopak stał obok Jack’a i najwyraźniej o czymś rozmawiali.
Wskazałem na niego, a Nico parsknął cicho.
-Wiesz… może nie powinien przebywać w takim towarzystwie – odparł – Wiesz to jeszcze dzieciak, ktoś jeszcze narzuci mu swoje zdanie!
Pokiwałem głową, ale jakoś nie było mi śpieszno do odciągnięcia Sun’a od Jack’a.


 Spotkanie dwóch nowych herosów, to cud. Ale wychodzi na to, po tylu latach doświadczenia, że sprowadzenie dwójki do obozu całej i zdrowej, jest jeszcze cięższe.

Po skończonym ognisku udaliśmy się do swoich domków, pożegnałem się czule z Nico, po czym zmęczony przeżyciami z całego dnia zasnąłem.
Ale sny znowu nie dawały mi spokoju…

Znowu znajdowałem się na tej samej plaży, wszystko było identyczne, po za faktem, że pochodnia świeciła słabiej i był dwie… jedna odwrócona i zgaszona całkowicie.
Szybciej niż wcześniejszych snach podszedł do mnie ten chłopak, zniszczył kwiat i zabrał miecz oraz palącą się pochodnię.
-Witaj Percy – przywitał mnie.
-O co chodzi? – Spytałem.
Chłopak usiadł obok mnie i zapatrzył się w zachodzące słońce. Dopiero po chwili odpowiedział:
-Chciałem z tobą porozmawiać. Na obozie ciągle jesteś w towarzystwie Nica lub kogoś innego i nie mam czasu porozmawiać z tobą na osobności. Chyba będę musiał tworzyć taką wizję za każdym razem gdy będę chciał się z tobą skontaktować.
-Zaraz… Jesteś na obozie? – Wydukałem.
Chłopak zmarszczył brwi, po czym westchnął ciężko.
-Tak jakby... – odpowiedział – Posłuchaj, ale tu nie o to chodzi. Zbliża się misja. Będziecie musieli odnaleźć dwie grupy herosów… Herosów którzy nie należą do żadnego obozu. Chciałem dać ci radę… szukajcie tylko jednej… Myślę, że jeden z was będzie wiedział której…
-Jeden z nas?
Chłopak popatrzył na mnie z zaskoczeniem.
-Oczywiście. Wasza grupa została już wybrana, właśnie dzisiejszego wieczoru, dołączyła do obozu ostatnia osoba.
-Sun? – Parsknąłem – To tylko dzieciak!
Nieznajomy  zacmokał cicho.
-Żebyś się nie przeliczył.
-Ale kto jest po za nim w grupie?
Chłopak ponownie się zamyślił, pochodnia w jego dłoni nagle wybuchła jeszcze większym płomieniem, ale dosłownie na chwilę.
-Wybacz jeśli powiem to tak prosto z mostu… Większość herosów, przez działanie swoich dowódców zaczęła wątpić. Ale do drużyny należeć muszą osoby które coś wiedzą oraz mają coś wspólnego z Pasitheą. Na pewno będziesz to ty oraz Nico, dołączy do was po wielu próbach pewne Hermesa dziecię, Apolla syn co wiele ścierpiał prób, przyłączy się od razu. Dziecko magii, wyjścia mieć nie będzie miało. Jeden z synów wielkiej trójki, dowodzić pierwszą misją będzie pragnął. I gdy wyruszyć już będzie trzeba, pomoc swą zaoferuje syn kowala, co ogniem umie władać.
Parsknąłem cicho.
-Bardzo prosto z mostu… ale… chyba się domyślam, dziękuję ci… kimkolwiek ty w ogóle jesteś.
-Czyli ty naprawdę nie wiesz z kim rozmawiasz? – Spytał ze zdziwieniem, a ja potwierdziłem – No cóż… w takim razie nie będę ci tego ułatwiać. I proszę cię… przypominam ci, żebyś jak najszybciej załatwił tą sprawę ze swoim ojcem. To jest naprawdę ważne, Perseuszu.
Pokiwałem głową, a chłopak wstał i rzucił przez ramię:
-Chyba musimy się już pożegnać. Żegnaj Percy, do zobaczenia!
I sen się rozmazał, a ja zerwałem się z łóżka z sercem bijącym jak młot. Przestają mi się te zagadki podobać… Po prostu przestają. I naprawdę chciałbym wiedzieć, kim jest ten chłopak!

***
Yeah, no i tak jak mówiłam pojawiła się nowa i ostatnia, postać główna xD O ile wiecie o co mi chodzi ;w; 
Liczę, że rozdział się podobał i nie macie mi za złe, że wyszedł trochę krótki, ale wena to rzecz która raz mnie lubi a drugi raz nie. Także ten... :D
Kolejny myślę, że pojawi się jutro... raczej po południu, ale się jeszcze zobaczy ;) 


6 komentarzy:

  1. Czyżby Sun był od Hadesa?! :D
    Ejjj.. Ale epicko XD
    Genialny rozdział i standardowo czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejne dziecię Hadesa. XD Me gusta.
    Rozdział zajebisty i wcale nie taki krótki. :)))
    I kto mówi z Percym w tym śnie? Mam pewne podejrzenia, ale wolę zatrzymać je dla siebie.
    Pozdrawiam i duuużo weny życzę. :*
    P.S. Sorry, że taki krótki kom, ale nie mam pomysłu co jeszcze napisać. Całą wenę już dzisiaj wydałam na pisanie wiersza dla kumpla. XD
    Nową dawkę dostanę dopiero wieczorem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie spoileruję, kto od kogo jest także ten... zobaczymy czy masz rację xDDD (nie mówię, że nie.. ofc. ale też nie mówię tak xD).
      Jestem ciekawa Twoich podejrzeń, więc spokojnie możesz pisać, jeśli będziesz chciała xD
      Dzięki za wenę, której również Tobie życzę (bogowie, z tym wierszem to nie zazdroszczę ;w; ) i także pozdrawiam :3

      Usuń
    2. Za 20zł warto się trochę pomęczyć. XD
      Jednak moje podejrzenia wolę zatrzymać dla siebie...żebym potem nie wyszła na idiotkę. :)))

      Usuń
    3. 20 zł zawsze spoko xD Dobrze, ale jak najdzie Ciebie kiedyś chęć na ich ujawnienie, to ja zawsze posłucham (ja ciekawska lwl) i obiecuję, że nie wyśmieję... jestem toćkę wredna, jestem trollem... ale bez przesady xD

      Usuń
    4. raczej luke gusta

      Usuń