Rozdział 43. Garść herosów rozpocznie z nowym wrogiem walkę
(JACK)
-Nie! Zabierz to! – Ryknął Leo i rzucił na pokład Argo II
plecak.
-Co tam masz, narzędzia? – Warknął Percy – Mieliśmy
minimalizować bagaż!
-Teraz to powiadasz – odparł Steve – Podczas gdy ja
spakowałem swoje zeszyty i książki?
-Na co ci książki? – Jęknął Percy.
Steve nic nie powiedział, zamiast tego mruknął coś o
idiotach, ale nie wiele usłyszałem. Ja zaś na spokojnie opierałem się o maszt i
patrzyłem jak pozostała siódemka gania po całym pokładzie.
Broszka ciążyła mi dzisiaj w kieszeni nie miłosiernie,
wyrzuciłem ją już chyba z trzy razy do wody, ale za każdym razem to cholerstwo
musiało, znaleźć się z powrotem w mojej kieszeni. Cholerne magiczne gadżety.
-Dobra ludzie – krzyknął Percy – Macie około dziesięciu
minut na pożegnania i w ogóle, później odlatujemy, nie, Leo?
Valdez skinął głową, ale najwyraźniej uczynił to niechętnie
i kiedy Percy odwrócił się do niego plecami wysłał mu tak potwornie,
nienawistne spojrzenie, że mógłbym go w pierwszej chwili nie poznać.
Z kim mam się niby pożegnać? Huh… Vi już mnie poobijała na
do widzenia (przesympatyczna osóbka), bracia Hood, już zdążyli się pożegnać.
Miałem zostać na statku, ale wtedy zaczęło mi coś ciążyć i tym razem to nie był
broszka, to było coś osadzonego w mojej klatce piersiowej.
-To ja zaraz wrócę – odparłem.
Co ja wyprawiam? Cholera!
Szedłem przed siebie kompletnie bez własnej woli, tak jakby
ktoś po prostu mną sterował. Nawet sam nie wiem skąd wiedziałem gdzie jest.
Siedział w opustoszałym pawilonie i rzucał ze znudzeniem swoim sztyletem w
stół. Podszedłem do niego i usiadłem obok.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, a ja wziąłem głęboki
oddech.
-Słyszałem, że jutro odjeżdżasz do Obozu Jupiter, koleś.
Znudziło ci się „pilnowanie greków”? – Przywitałem Octaviana.
Chłopak wzruszył z obojętnością ramionami i zapatrzył się w
sztylet, wbity w stół.
-Powiedzmy – odparł – Reyna już mnie potrzebuję, a moje
obowiązki są ważniejsze od tego obozu!
-Ciekaw jestem jak wygląda Obóz Jupiter – odparłem nagle –
Tutaj mi się nie podoba.
-Nie pasowałbyś tam – warknął Octavian – To obóz rzymian,
nie jest dla greków.
Zmarszczyłem czoło.
-Sądzisz, że bym sobie nie poradził? – Spytałem z irytacją.
Octavian parsknął powątpiewająco, dłuższą chwilę zbierał
myśli po czym dopiero odparł:
-Myślę, iż grek, nigdy nie poradzi sobie tak dobrze ja
rzymianin. Jesteście po prostu słabi.
-Doprawdy?
I wtedy poważnie zacząłem przeklinać siebie! Przeklinałem po
raz pierwszy swoją skretyniałą osobę! I dałem pokierować się czymś innym, niż
rozumem.
Chwyciłem Octaviana za jego fioletową koszulę po czym
przyciągnąłem do siebie i pocałowałem. Nawet on który zwykle sam zaczynał, był
tak zaskoczony, że przez pewien czas w ogóle nie reagował, tylko gapił się na
mnie wielkimi oczami…
Dopiero później na moje nieszczęście zaczął odwzajemniać
pocałunek… A mi się to cholernie bardzo podobało!
Jednakże doskonale po chwili zdałem sobie sprawę co w tym
jest nie tak i oderwałem się od niego, wstałem na równe nogi, otarłem usta.
Przekląłem raz jeszcze w duchu, po czym biegnąc w stronę Argo II, rzuciłem
krótkie:
-Zapomnij!
Jesteś kretynem Jack’u Walkerze! Kompletnym kretynem.
Wparowałem na pokład Argo II, Jackson popatrzył na mnie
dziwnie, ale pokazałem mu środkowy palec, to się odwalił.
Później przyporządkowaliśmy sobie kabiny, Jackson miał tą
samą, podobnie jak Grace i Valdez, di Angelo miał kajutę po Hazel, Anvik po
Chase, Scott po… synu Marsa, nie pamiętam jak się nazywa, Larson ma po McLean,
mnie się trafiła „dodatkowa”, za co dziękowałem bogom, gdyż była oddalona od
reszty, chyba najbardziej.
Kiedy już wszyscy z grupy byli na pokładzie, statek wzbił
się w powietrze. Powiem całkiem szczerze, że było super. Oczywiście mogłem
sobie wyobrazić bardziej fajne rzeczy, ale to jeszcze ujdzie… no i znowu miałem
okazję do opuszczenia obozu!
Każdy… prawie każdy… po chwili znalazł sobie jakieś zajęcie,
udało nam się cudem namierzyć gdzie może znajdować się jedna grupa, więc dopóki
jej nie znajdziemy, jestem właściwie (cytuję di Angelo) „bezużyteczny”.
Usiadłem więc sobie na schodkach prowadzących do niższego
pokładu i z pomocą noża, skrobałem coś tam przy kawałku drewna, który zabrałem
na szczęście ze sobą.
-Nie, nie, nie, nie – mruknął do siebie przechodzący koło
mnie Anvik – To nie tak miało być i…
-Gadasz do siebie? Wiesz, że to nie za dobrze o tobie
świadczy? – Warknąłem.
Anvik przez chwilę zdawał się nie mnie słyszeć, dopiero po
chwili spojrzał na mnie, westchnął ciężko, a jego oczy zrobiły się całe złote.
Było to i może lekko niepokojące, ale nie dałem tego po
sobie poznać.
-Mh? Wiesz, że twoje oczy mogłyby służyć jako reflektory –
zauważyłem.
Chłopak zmarszczył czoło i usiadł naprzeciwko mnie.
-O co ci chodzi? – Spytał po chwili.
-Oczy – wskazałem na swoje – takie dwa, o! Dzięki nim
widzimy. Z reguły mają jedną i tą samą barwę, a twoje są całe złote.
-Co? A… - Anvik uderzył się dłonią w czoło – tak czasami
mam, to z przyzwyczajenia. Lepiej?
Chłopak spojrzał na mnie teraz niebieskimi oczami, które
gdzieś już widziałem, ale nie za bardzo mogłem sobie przypomnieć gdzie.
-A ty nie masz szarych? – Zapytałem.
-W zasadzie to mam dziwne oczy i nie chcę paradować z ich
naturalnym odcieniem – odwarknął – Coś ci przeszkadza?
Zastanowiłem się.
-Raczej tak, wiesz nie jesteś od Afrodyty, żeby zmieniać
sobie swoje oczy.
-Ale jestem od Hekate i potrafię odrobinę więcej od reszty
herosów – burknął z lekką obrazą w głosie.
Po czym wstał, odwrócił się na pięcie i odszedł. I to z nim
mam walczyć u boku? Naprawdę nie mogę się już wypisać z tej grupy?
(NICO)
-Ej, Nico! Bo ty swego czasu dużo podróżowałeś – Percy
podszedł do mnie – Nie słyszałeś o tych herosach?
Zaprzeczyłem, a Percy westchnął.
-Jak to w ogóle możliwe, że taka ilość herosów, bez obozu,
zdołała przeżyć tyle lat, bez zwrócenia na siebie uwagi potworów?
-Może zwróciła? Nie wiem nic na ich temat Percy, Jack
pamięta tylko urywki, a Anvik milczy i nie był raczej nigdy w tej grupie do
której się najpierw udajemy.
Percy objął mnie ramieniem, co przynajmniej odrobinę mnie
ogrzało i głowa przestała mnie boleć tak bardzo… jednakże nic nie pomagało na
szumienie w moich uszach, teraz już nie przestawało i trwało to i trwało.
-Ale wiesz co? – Spytał po chwili Percy i zaczął grzebać
sobie po kieszeniach spodni – Może jednak Anvik był w tej drugiej grupie, lub wie coś na jej temat.
Po chwili Percy wciągnął zmiętą, lekko nadżółkłą kartkę
papieru, rozwinął ją, był na niej jakiś napis, ale choćbym nie wiem jak bardzo
bym się starał i nie mrużył oczy nie mogłem go rozczytać.
-Co tam jest? – Spytałem.
Percy zmarszczył czoło i popatrzył na mnie tym swoim lekko
nadopiekuńczym wzrokiem.
-Nico to jest po łacinie, chyba potrafisz to odczytać.
Zaprzeczyłem jednakże, a Percy wyglądał na lekko
zaniepokojonego, ale spojrzał na kartkę i odparł:
-To wypadło z tego zeszytu Anvika, nie ogarniam za bardzo
tych rysunków na bokach ni to Egipskie ni to Rzymskie, ale sam tekst jest po
łacinie, pomijam, że jest w nim od groma błędów. Ale mówi tam o obozie, który
NIE jest dowodzony przez mężczyznę, Jack mówi, że w tej „jego” grupie, na którą
się uparł, od wielu lat dowodzili faceci, więc…
Spojrzałem przed siebie. Nic mi za bardzo tu nie pasowało.
-Właściwie - kontynuował Percy – to pchamy się w nieznane.
-Jak zawsze – odparłem.
Percy zaśmiał się cicho i przyznał mi rację. Chwilę
milczeliśmy, patrząc raz po raz na siebie, aż w końcu ta cisza która zapadła
zrobiła się po prostu śmieszna i Percy wybuchnął śmiechem, po czym pocałował mnie,
a ja pomimo tego, że zlokalizowałem kątem oka niedaleko nas Jack’a, jak
najbardziej nie miałem nic przeciwko.
-Nico? – Zaczął po chwili Percy – Kocham cię.
Pocałowałem go w odpowiedzi.
-Czy wy musicie się tak miziać?! – Warknął w odpowiedzi Jack
– Niektórzy z nas nie chcą mieć koszmarów po nocach.
Percy westchnął ciężko, musnął dłonią mój policzek i odszedł
do swojej kajuty.
Popatrzyłem na Jack’a z lekką wściekłością, ale on zdawał
się nie zwracać na to uwagi. Odszedłem również po chwili.
Według Leo jeśli nic nam nie przeszkodzi w Londynie będziemy
rano. Ciekaw jestem jak znajdziemy tych herosów oraz jaka będzie ich reakcja na
nas. W końcu nie bez powodu większość z nich nie chce mieć z obozem nic
wspólnego.
W momencie kiedy już chciałem podejść do Leo i go o coś
spytać, coś wstrząsnęło pokładem i prawie straciłem równowagę. Po chwili
usłyszałem wybuch, który zmusił Leo do odejścia od sterów, jak i również
pozostałych do wejścia na górny pokład.
-Co się dzieje? – Spytał Anvik.
Wzruszyłem ramionami, ponowny wybuch sprawił, że Sun
poleciał prosto pod moje nogi, ale natychmiast się podniósł i obrzucił mnie
takim spojrzeniem, jak gdyby to była moja wina.
Po chwili na pokładzie wylądowało kilka harpii a obok nich
pojawili się wojownicy z mgły.
-Nasza pani nie toleruje tych którzy się jej sprzeciwiają.
Zabijcie ich! – Ryknęła niebieskopióra harpia, Aello.
Wojownicy i harpie rzucili się na nas a Percy zdążył jedynie
ostrzec:
-Nie dajcie się zranić przez miecz tych wojowników!
I w tym momencie byłem zmuszony skrzyżować miecz z ostrzem
jednego z tych wojowników i zagłuszyłem dalsze słowa Percy’ego.
Odskoczyłem jak najdalej od tych wojowników i zająłem się
harpiami. Wolałem nie ryzykować kolejnego oberwania trującym mieczem.
Pomagał mi Sun, kiedy skończyły mu się strzały, przerzucił
się błyskawicznie na miecz, ale uprzednio uratował mi życie, gdyż zastrzelił
zbliżającego się od tyłu w moim kierunku wroga, którego ja nie byłem w stanie
dostrzec.
Chłopak radził sobie umiarkowanie dobrze, ale wyłapałem
wiele błędów w jego taktyce… Atakował na oślep, bez ładu i składu.
Zerknąłem na chwilę jak radzą sobie pozostali.
Leo i Anvik atakowali ogniem dwójkę mgielnych wojowników.
Percy i Jason walczyli w ramię w ramię i zabili kilka
harpii.
Jack machał od niechcenia mieczem, nie mniej dosyć
skutecznie.
A Steve… Steve kierował swoją broń tak aby promienie
słoneczne trafiały w sam jego czubek, co wywoływało… promień laserowy? Który
usmażył przeciwników na skwarki.
Tymczasem ja przywołałem trochę nieumarłych, którzy chwycili
jedną z harpii a ja na spokojnie mogłem przeszyć mieczem jej pierś.
Później zaryzykowałem zaatakowanie wojownika, może byłem
przesadnie ostrożny, ale dzięki Sun’owi który załatwił go od tyłu, jakoś dałem
radę.
Pozostały w końcu jedynie dwie harpie oraz jeden mgielny
wojownik. Dołączyłem więc do Percy’ego i reszty i zająłem się wraz z nimi
Harpiami. W tyle został jedynie Sun…
Ostatnia harpia została zrzucona z pokładu statku. I w tym
momencie usłyszeliśmy cichy jęk. Odwróciliśmy się i serce na chwilę mi zamarło…
Sun został trafiony w brzuch mieczem ostatniego z wojowników.
Percy krzyknął i miał ruszyć chłopakowi na pomoc, ale Sun
wcale nie wyglądał jakby był trafiony śmiertelną trucizną, może zbladł lekko…
ale nie zemdlał… zamiast tego uniósł się o kilkanaście centymetrów nad pokładem. Otoczyła go czarna mgła, a on rozpostarł
ręce i oczy jego rozbłysły rubinową barwą. Wojownik zaczął się cofać, ale z tej
czarnej mgły wytworzyła się macka, oplotła wroga po czym cisnęła go z całej
siły o podłogę. Wojownik rozpłynął się, a to coś co otaczało Sun’a odrzuciło
nas z całą siłą po całym pokładzie.
Kiedy uderzyłem głową w maszt lekko mnie ogłuszyło, ale nie
zemdlałem. Wstałem po chwili i na sztywnych nogach podszedłem do leżącego nie
daleko Sun’a. Dyszał ciężko, ale miał otwarte oczy i uśmiechał się.
-Jak to zrobiłeś? – Spytał Anvik, który również już się
otrząsnął i teraz ocierał wierzchem dłoni krew ze swojego czoła.
Sun wybuchnął szaleńczym śmiechem, po czym wzruszył
ramionami. A mój wzrok padł na jego brzuch, koszula w miejscu uderzenia była
rozerwana, ale na jego skórze nie było nawet zadrapania.
Po chwili podszedł również Percy, patrzył z lekką
niepewnością na najmłodszego uczestnika misji.
-To było dziwne – odparł Anvik po czym kontynuował tonem
znawcy – To nie była magia, jaką posługują się dzieci Hekate, ani też moc jaką
włada Nyks. Twoim boskim rodzicem, musi być ktoś potężny, wiesz?
-Teraz już tak – odparł ponuro i dźwignął się na łokciu.
Jack gwizdnął cicho, a Steve uporczywie milczał. W końcu
pomogliśmy wstać chłopakowi, a on nawet nie podziękowawszy zszedł na niższy
pokład.
-Okej, zgadzam się to było dziwne – odparł po wszystkim
Percy.
-Muszę się zgodzić z tym – westchnął Steve – Zdaniem moim to
było irracjonalne użycie mocy.
Jack zaśmiał się głośno i popukał się palcem w czoło, po
czym odpowiedział:
-No nie pieprz, naprawdę, jajogłowy?
Steve westchnął ciężko i przewrócił oczami.
-Dobra później się zajmiemy tym pytaniem kogo niby właśnie
pieprzy, bo mnie nie zbyt to interesuje skąd to wiesz, Jack – odparł Anvik.
Po czym wzruszył ramionami i odszedł, aby oprzeć się o
pobliski maszt i zacząć bawić się swoją mocą.
Jack za to siedział jak sparaliżowany, najwyraźniej próbując sobie uświadomić o czym właśnie powiedział Anvik.
Steve zaś był wyraźnie lekko obrzydzony, więc i on wkrótce
zszedł na niższe pokłady.
-Z kim ja muszę prowadzić tę misję? – Westchnął Percy – Leo
wracaj do sterów, Jason możesz sprawdzić czy gdzieś nie zaplątała się jakaś
porzucona harpia. Nico jak chcesz możesz mu w tym pomóc.
***
Ok, ok... No i mi się udało dodać xD Przepraszam, ale mój net jednak postanowił wysiąść całkowicie ;w;
No ale ważne, że mi się udało xD
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, oraz nie zrazi Was długość tej misji (oraz rozdziału), ale musiała być krótka... ale to dowiecie się później xDD
Tymczasem czekam na Wasze komentarze, bo nie powala mnie ich ilość ;w; xD
Że co Jack zrobił??? Bez jaj. :)))))XD
OdpowiedzUsuńCo do długości to spoko. Moja misja uratowania Nico też będzie krótka. :****
Rozdział jak zwykle boski. :)*
Mam nadzieję, że od teraz rozdziały będą pojawiały się w takim samym czasie jak dawniej?
Zaszantażuj tak jak ja, to będziesz miała 243 komentarze. :))))))XDDDDD
Pozdrawiam i weny życzę. :)))
Czekam na nexta. XDDD
P.S. Chcesz dołączyć do mafii Hadesiątek? Szefowie to ja i Gwiazda. :)))
No cóż, Jack to Jack, tego nawet ja nie ogarniam ;w;
UsuńOczywiście będą się już pojawiać (do kolejnego problemu z netem) tak jak poprzednio, a przynajmniej mam nadzieję, że wena mnie nie zawiedzie xD
Oj... coś się obawiam, że u mnie szantaż niestety się nie uda... ale kto wie, jeśli sytuacja będzie kryzysowa xDD
I... Tak, chcę dołączyć do mafii XDD (Ja bym nie chciała? Ja jestem wszędzie xD)
Dzięki za wenę i również pozdrawiam :>
Szantaż zawsze się udaje- przynajmniej w moim przypadku. XDDD
UsuńU mnie raczej się nie uda, bo kto by mnie chciał słuchać ;w; xD
UsuńUwierz mi, że dużo osób. XD
UsuńCoś czuję, że góra trzy osoby xDD Bo komu się chce pisać komy? XD No nic... Jak będzie sytuacja podbramkowa to się zobaczy ;w;
UsuńNo wiem, że nie każdemu chce się komentować, ale jak komuś opowiadanie się podoba, to skomentuje jak zagrozisz. XDDD
UsuńxD Kiedy ja jestem od trollowania, a nie szantażowania ;w; No, ale zaczynasz mnie powoli przekonywać XD
UsuńHuehue Jestem miszczem. XDDDD
UsuńEj! Nie mówiłaś że nasza mafia się powiększa! Czy to sPISeg? To wina żółwi ninja! x)
UsuńJack..? O Bogowie... To było dziwne... XD
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać uznania.
I standardowa część komentarza:
Rozdział genialny i czekam na kolejny.
A nie będę zaprzeczać, było xD
UsuńMh... na uznanie będziesz musiała jeszcze troszkę poczekać, bo planuję to zrobić pewnym nazwę to "wejściem smoka" xD
Dzięki za opinię i kolejny rozdział planuję dodać jutro ;)
To się poczeka, nie ma problemu :D
UsuńI NIECH INTERNETY BĘDĄ Z TOBĄ! XD
Dosłownie xDD
UsuńDzieki za Jacka i Oktaviana😄
OdpowiedzUsuńTo było co najmniej grnialne😄😃😀😁😆😋
Córka Hadesa nadmiernie emanująca radością😉
Nie ma sprawy, już od dawna mieli się ku sobie xD
UsuńFajnie, że się spodobało xD
Lol, Jack i Oktawian? Fuuuu <3<3<3
OdpowiedzUsuńRodzialik super!!! <3
Czekam na nexta :)
The best reakcja ever xDDD
UsuńCieszę się, że się podoba :>
A, że tak spytam kiedy coś się pojawi u Ciebie? ^^"
Jak wen wróci, czyli raczej w tym tygodniu, znaczy jak nagramy Cosplay'a o Jack'u Froście vel Mrozie i Elsie.
UsuńWidziałaś tamtego mojego cosplay'a o PJ?
Fajne profilowe <3
Yeah, widziałam xD Znaczy się teraz bo na śmierć zapomniałam i dzięki za przypomnienie, nawet udało mi się skomentować xDD
UsuńI dzięki, tak jakoś ostatnio wszystko zmieniam, ale to szczegół ;w;
<3<3<3 dzięki za komentarz <3<3<3
UsuńNoł problem, czekam na kolejne filmiki, bo ten był boski *-*
Usuń