Rozdział 45. Popadając w obłęd
(STEVE)
W klinice na obozie spędziłem… nawet już straciłem rachubę
czasu, ale wyszedłem z kliniki jak tylko nadarzyła się taka okazja i mogłem
ustać na nogach. Anvik jednakże ciągle leżał nieprzytomny, ale jego stan był na
tyle stabilny, że w każdej chwili mógł się ocknąć.
Kiedy przekroczyłem próg kliniki, jedna rzecz rzuciła mi się
w oczy… A mianowicie to, że domek dwudziesty, jest w trakcie naprawy, przez
dzieci Hefajstosa. Podszedłem więc bliżej i spytałem Leona co się stało.
Chłopak na chwilę przerwał, dźwiganie skrzyni, otarł
wierzchem dłoni czoło po czym odpowiedział:
-Mieliśmy w nocy atak. Chejron jest na Olimpie, tak samo jak
Pan D., a nie możemy się z nimi skontaktować – powiedział to wszystko na jednym
oddechu – Łatwiej by było spytać co się NIE stało – zaśmiał się słabo – Harley!
Bardziej na ukos ta deska! – Zwrócił się szybko do swojego brata, który będąc
na drabinie łatał dach.
-Atak? – Powtórzyłem – Czy ktoś ucierpiał?
Leo przestąpił z nogi na nogę.
-Ta… Nie możemy znaleźć twojego brata… Toby’ego.
Popatrzyłem na syna Hefajstosa przeszywającym wzrokiem,
kiedy chciałem już coś powiedzieć, upewnić się… rozbrzmiał huk i niebo w jednym
momencie pociemniało. Leon popatrzył z rezygnacją w górę.
-Zaraz lunie… - mruknął.
I jakby na zawołanie zalała nas struga zimnego deszczu, było
ciemno jak w nocy i tylko błyskawica raz po raz oświetlała obóz.
-Zwijamy się – odparł Leon – Mają załatany dach, nie zaleje
ich, a nie chcę żeby któregoś z nas piorun trzasną.
Pomimo egipskich ciemności, dzieciakom Hefajstosa udało się
zwinąć swoje rzeczy, ale ja ciągle stałem jak osłupiały w miejscu. Herosi
którzy znikali dołączali się do Pasitheai… najczęściej. Nie potrafię wyobrazić
sobie Toby’ego w jej armii…
-Steve! Steve, bracie, dopiero co wyszedłeś z kliniki, nie
wiem jak ty, ale ja na twoim miejscu unikał bym trafienia do niej po raz drugi! –
Dobiegł mnie niedaleko głos Willa.
Ale nie zareagowałem… A przynajmniej nie tak jak chciał
grupowy mojego domku. Wszystko co teraz robiłem, robiłem automatycznie.
Uniosłem jedną dłoń do góry i poczułem przepływającą przez moje ciało falę
ciepła, tą samą którą czułem gdy zasłoniłem Anvika, własnym ciałem.
A później z mojej dłoni wystrzelił złoty, oślepiający
promień, później uniosłem drugą dłoń i stało się dokładnie to samo.
To nie był cienki promień światła, teraz przypominało to
dwie potężne kolumny, które rozstępowały czarne chmury i wyparowywały deszcz,
za nim ten w ogóle zdążył opaść. Po chwili ponownie świeciło słońce, a jego
promienie zdawały się mnie otaczać, ale poczułem, że tracę siły, opadłem na
kolana na mokrą trawę.
Nie opadłem jednak na nią całym ciałem, podbiegł do mnie mój
brat i w porę chwycił, wyrywając tym samym z otępienia.
Pokręcił głową, po czym pomógł mi wstać…
-Porozmawiamy, później w domku? – Spytał kiedy upewnił się,
że nic mi nie jest.
-Czemu? – Próbowałem wysilić pamięć aby przypomnieć sobie co
takiego przed chwilą zaszło.
Will podrapał się w kark, był poważny, ale musiał uznać moje
pytanie jako odpowiedź twierdzącą, gdyż odwrócił się na pięcie i wrócił do
domku. Byłem ciekaw, co takiego właściwie zrobiłem, ale wiedziałem również, że
powinienem dowiedzieć się więcej o wczorajszym ataku, a przynajmniej więcej niż
powiedział mi Leon, udałem się więc do domku numer jeden… Już niejednokrotnie
kiedy chciałem się czegoś dowiedzieć pytałem właśnie Jasona
(PERCY)
Leżałem na kanapie w swoim domku, mieliśmy czas wolny, ale
nikt nie potrzebował mojej pomocy, więc nie za bardzo wiedziałem co ze sobą
zrobić. Mógłbym pójść do Nica, ale on mówił, że dzisiaj musi udać się za obóz,
więc nie wiem czy już nie poszedł. Mógłbym mu towarzyszyć, ale uparł się, że
pójdzie sam, a ostatnim czego chciałem była kłótnia z nim.
Nawet nie zwróciłem uwagi kiedy odpłynąłem.
Tym razem stałem w parku, w tym parku w którym byłem na
randce z Nico. Tym razem jednak nie było praktycznie nikogo.
Praktycznie.
Na ławce niedaleko siedział ten chłopak który zazwyczaj
pojawiał się w moich snach na plaży.
Podszedłem do niego niepewnie i przysiadłem się.
Chłopak podniósł lekko wzrok, po czym utkwił swe spojrzenie
w samochodzie, który jechał, pomimo tego, że w środku nie było kierowcy.
-Tym razem wywołałem tę wizję niechcący – mruknął ponurym
tonem – Wybacz.
-Spoko – odparłem obojętnym tonem – Więc może ją przerwij?
Chłopak umilkł, popatrzył na jedno z drzew, a ja zauważyłem,
że im więcej się na nie patrzy, tym to drzewo wydaje się coraz bardziej…
martwe? Ale gdy odwrócił wzrok, powróciło do normy, zaś blondyn odparł:
-Nie. Jeśli już możemy się zobaczyć, to pragnąłbym ostrzec
cię bardziej niż robią to inni, a nie znają nawet tak naprawdę wroga z którym
walczycie.
-Nooo… tak –
przyznałem – I rozumiem, że ty go znasz?
Chłopak uśmiechnął się lekko buntowniczo, oparł się plecami
o ławkę, po czym spojrzał w niebo.
-Wiesz – zaczął po chwili – Ciągle istnieje
prawdopodobieństwo, że wiem co nie co więcej od ciebie.
Podrapałem się po karku, kolejny samochód bez kierowcy
przejechał nie daleko i wtedy usłyszałem huk oraz czyjś krzyk, odwróciłem się ale
park i ulicy były ciągle puste.
-Co to było? – Spytałem.
Chłopak ciągle wydawał się niewzruszony i odparł obojętnym
tonem:
-Czasami do moich kontaktów z tobą przedostaje się
rzeczywistość… być może to nic takiego, lub po prostu Pasithea właśnie kogoś zamordowała.
-I mówisz to z takim spokojem? – Warknąłem podenerwowany.
Blondyn westchnął ciężko i wzruszył ramionami.
-Na wojnie jest śmierć i powinieneś się już do tego
przyzwyczaić.
-Nie – odparłem.
Chłopak zmarszczył czoło i popatrzył na mnie jak na kretyna.
-Cóż… - odparł po chwili – chciałem ci również pogratulować,
poprzedniej misji. Posejdon zaczyna trochę ruszać głową, ale nadal ma chrapkę
na miejsce Zeusa, Pasithea go jeszcze do tego namawia… sam rozumiesz, Percy.
-Taa… - burknąłem – co według ciebie powinienem więc zrobić?
-Myślę, że jednak nie obędzie się bez pogawędki z Posejdonem
– odparł z lekkim uśmiechem.
Tylko na to czekałem… Bo nie ma to jak rozmawiać z ojcem,
bogiem, o tym co powinien robić. Serio?
-Właściwie… - zacząłem nabierając lekkich podejrzeń –
Poważnie, dlaczego mam ciebie słuchać? Może sam pomagasz Pasitheai?
Chłopak wybuchnął śmiechem, teraz właściwie jak mu się
przyjrzałem był przystojny, na swój własny sposób… oczywiście daleko mu było do
Nica! Tak tylko mówię…
-Jakbym miał taki zamiar nie mówiłbym ci o Posejdonie, ani
nie ostrzegał cię, ani też nie mówiłbym jaką drużynę masz zebrać. Pomyśl
trochę!
-Niby tak. Ale już miałem tak, że komuś zaufałem, a ten ktoś
później zdradził. Wolę być ostrożny niż martwy – warknąłem, mając przed sobą
oczami wyobraźni Luke’a.
Chłopak opuścił głowę, wydawał się lekko smutny, ale trwało
to tylko moment więc pomyślałem, że tylko mi się przewidziało.
-Więc co mam niby zrobić, żebyś mi zaufał? – Spytał – Skoro
ostrzeganie cię, mówienie o wrogu ci nie wystarcza?
-Mógłbyś się przedstawić – odparłem i złożyłem ręce na
piersi.
-Imiona są ładne… ale bezużyteczne – powiedział zagadkowym
tonem – Wystarczy ci wiedzieć, że jestem przyjacielem… Zresztą nawet jakbym ci
się przedstawił, nie uwierzyłbyś.
-W wiele rzeczy musiałem uwierzyć, wątpię byś mnie zaskoczył
– odparłem.
-Niby tak… Ale czasami warto pomyśleć, wiesz? – Uśmiechnął się
szeroko, a jego niebieskie oczy zaczęły błądzić od mojej twarzy do drzewa
stojącego za mną – Posłuchaj Percy. Źle się dzieje. Chejron i Pan D. są na
Olimpie, nie wrócą szybko, gdyż podejrzewam, że jeden z bogów będzie próbował
przekonać pozostałych do przyłączenia się do Pasitheai, w tym czasie obóz jest
w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
-I niby co mamy zrobić? – Spytałem.
-Cóż… niewiele. Rozumiem, że oddaliście broszkę tej grupie
herosów, a w obozie ciągle przebywa amulet? Więc macie lekką przewagę, grupa…
-Nie wyszło – warknąłem – ci heros chcieli nas zabić!
Chłopak wybuchnął niespodziewanym śmiechem, a ja popatrzyłem
na niego z ukosa, po chwili się opanował i odpowiedział:
-Percy, zaufaj mi, jeszcze nie wszystko stracone. Tylko
musisz…
Nagle tak jakbym oglądał program w starym telewizorze, widok
załamał się i zaczęło coś szumieć. Chłopak wstał na równe nogi z zaczął masować
sobie skronie.
A później usłyszałem śmiech, głośny kobiecy śmiech. Wszystko
ponownie wróciło do normy, ale niedaleko nas pojawiła się kobieta. Piękna na
swój własny sposób kobieta, o bladej cerze i czarnych włosach, w białej sukni
wykonanej niczym z mgły, gdy do nas podeszła wydawała się być pełna gracji.
-Herosi i ich wizje – prychnęła, a jej melodyjny głos
potoczył się echem – Zapomniałeś, chłoptasiu – zwróciła się do blondyna – że ja
władam nad wizjami i halucynacjami. Ale to nie od ciebie czegoś chcę, ty już
jesteś… przeterminowany. Na co mi ktoś kto praktycznie już nie żyje – jej
fioletowe oczy utkwiły we mnie.
Czułem się lekko niekomfortowo, ale resztkami woli zmusiłem
się by spojrzeć na chłopaka, a nie na hipnotyzujące oczy bogini. Blondyn
skrzywił się z bólu i zauważyłem, że robi się lekko przezroczysty, po chwili
przypominał ducha… a bogini się śmiała.
Kiedy chłopak zniknął całkiem, poczułem się absolutnie bez
wyjścia, byłem w śnie… podtrzymywanym przez boginię… szaloną boginię, która
najchętniej widziała by mnie martwym.
-Słuchaj herosku – warknęła – żałuję, iż to właśnie z tobą
kontaktował się on, ale trudno. Ja już istnieję! I teraz jest mi wszystko
jedno!
-Istniejesz? – Spytałem, lekko piskliwym głosem – Wcześniej
to niby nie?
-Jestem boginią halucynacji! Sama się nią stałam, będąc
przez tyle wieków zapomniana! Teraz dzięki zabiciu kilkorga herosów stałam się…
realna! A wiesz co się dzieje kiedy halucynacja staje się prawdą?!
Zamarłem. Popatrzyłem jej w oczy i od razu tego pożałowałem,
moja głowa wydawała się zaraz pęknąć. Chciałem wyć, ale zamiast tego zacząłem
się śmiać i wcale wtedy nie wydawało mi się to dziwne… Dopiero po chwili, gdy
Pasithea odwróciła swój wzrok, przestałem… skronie niebezpiecznie mi pulsowało,
a bogini odpowiedziała:
-Następuje szaleństwo… Jestem ciekawa jak bardzo herosi
stanął się nieudolni, gdy szaleństwo dotknie bogów… wszystkich bogów, który dzisiaj
przebywać będą na Olimpie! Żegnaj, synalku Posejdona! Ciesz się swoim obozem
póki jeszcze możesz!
Ponowny śmiech z jej strony rozmazał wizję. Obudziłem się zlany
potem i przekląłem szybko widząc godzinę… ale kiedy wstałem… zapomniałem o tym
co mi się śniło… w ogóle coś mi się śniło?
(NICO)
-Nie łaź już tak za mną! – Warknąłem rzucając przez ramię.
Sun stojący za drzewem westchnął ciężko, stanął przede mną z
lekką irytacją w oczach.
-Skąd wiedziałeś? – Spytał podniesionym tonem głosu.
-Zauważyłem – burknąłem i wcisnąłem dłonie w kieszenie.
Jakoś nie chciałem się chwalić, że obecność jakiegoś smarka,
sprawia, że zaczyna mi szumieć w uszach i przez to tracę lekko obeznanie co i
jak.
Byliśmy bardzo daleko od obozu, poszedłem do lasu jak zwykle
i w sumie podziwiam tego dzieciaka, że chciało mu się tak za mną łazić. Ale
również, jeśli zaatakują nas potwory będę musiał uważać dwukrotnie bardziej.
-Po co za mną polazłeś, co? – Spytałem idąc dalej przed
siebie.
Chłopak ruszył za mną, przez pewien czas zaciskał z całej
siły wargi, ale po chwili nie wytrzymał i odpowiedział:
-Bo chciałbym, żebyś mnie nauczył podróżować cieniem.
Wybuchnąłem zimnym śmiechem, chociaż tak naprawdę w ogóle mi
do niego nie było… ale jakoś samo tak wyszło. Spojrzałem z ukosa na czarnowłosego
i odparłem z udawanym rozbawieniem:
-Mówiłem ci już… Nie jesteś synem Hadesa, nie wyglądasz mi
też na potwora… Sorry, nie ma szans.
Sun popatrzył na mnie jak zbity pies, ale dalej dotrzymywał
mi kroku i po chwili stwierdziłem, że nauka moich zdolności nie była prawdziwym
powodem dla którego ten dzieciak za mną polazł.
-A tak na serio? – Spytałem.
-A tak na serio – zaczął – nie mam pojęcia gdzie jest obóz,
więc jakbyśmy mogli już łaskawie zawrócić…
-To jest bardzo rozsądne – zadrwiłem – iść za kimś do lasu,
nie wiedząc w którą stronę jest droga powrotna. A gdybym cię jednak nie
zauważył i teleportował się cieniem do obozu… co byś zrobił?
Chłopak prychnął, jakby o było mu obojętne.
-Poradziłbym sobie! Nie jestem bezbronny – odparł.
Złapałem go za nadgarstek, na tyle słabo by nie zrobić mu
krzywdy, oraz na tyle silnie by nie mógł mi się wyrwać.
-Słuchaj! Masz miecz i łuk, świetnie! Ale to ci nic nie
daje, myślisz, że jakbym dał swój miecz jakiemuś przypadkowemu dzieciakowi, po
czym kazałbym komuś tego dzieciaka napaść, to on by się obronił? Nie, opuściłby
miecz i zwiał!
-Sugerujesz, że nie umiem walczyć? – Warknął i wyrwał swoją
dłoń.
Zmarszczyłem czoło.
-Sugeruję iż jesteś gówniarzem! – Poszedłem dalej przed
siebie.
Zgodnie z moimi oczekiwaniami chłopak stał chwilę w miejscu.
Nawet dłuższą chwilę i byłem praktycznie pewien, że zastanawia się nad drogą
powrotną… ale przecież sam nie wiedział gdzie się ona znajduje.
Nie znam właściwie powodu mojego nagłego wybuchu gniewu.
Teraz jak się oddaliłem od chłopaka, poczułem się cholernie głupio, czego
oczywiście nie miałem zamiaru tego przyznać.
Ale po chwili Sun sam do mnie podszedł chociaż z całej siły
widziałem jak próbuje się nie odezwać. Raz po raz już otwierał usta, ale w
ostatnim momencie je zamykał i tak jakoś zleciało pewnie z dziesięć minut.
Po chwili jednakże rozbolała mnie głowa, ale to tak, że
mógłbym zacząć wyć… czego oczywiście nie zrobiłem, usiadłem na pniu złamanego
drzewa, pod pretekstem odpoczynku. Sun oparł się o sąsiednie drzewo i parzył na
mnie z ukosa.
-Coś się dzieje? – Spytał po chwili oschle.
Zamknąłem oczy i zaprzeczyłem.
-Możemy już wracać? – Zapytał.
Nie wiem czemu, ale kiedy otworzyłem oczy… było nadal
ciemno, jakby ktoś zgasił już i tak nikłe światło w lesie. Zaś wszystko
wydawało się być jeszcze głośniejsze.
-Ej… Nico? – Usłyszałem szuranie nóg po liściach – Co jest?
Odwróciłem głowę od strony z której dochodził mnie głos
Sun’a… I zacząłem powoli wszystko rozumieć.
-N-Nico? Co ci stało w oczy? – Spytał, po czym złapał mnie
ciepłą dłonią za szczękę… nie miałem sił się nawet sprzeciwiać i tak ledwo powstrzymywałem swoje własne emocje.
Westchnąłem ciężko. Miałem nadzieję, że tylko ja słyszę jak
bardzo szybko i mocno bije moje serce.
-Domyśl się – warknąłem – uczą tego pewnie w szkole.
Chłopak wydał z siebie taki dźwięk jakby szlochał, ale
trwało to tylko chwilę.
-Musimy wrócić do obozu! – Powiedział i usłyszałem jak robi
kilka kroków w prawo.
-A znasz drogę? Ja jej nie widzę… I nie jestem w stanie się przenieść.
Chłopak przeklną siarczyście, zaczął krążyć w kółko.
-A… a… może się z kimś skontaktujemy?
-A masz drachmy? – Zaśmiałem się sucho.
Chłopakowi wyraźnie skończyły się pomysły, ale nie wiem czy
chciał coś powiedzieć. Usłyszałem warczenie od jego strony.
-Sun… uważaj!
I w tym momencie usłyszałem nieprzyjemny dźwięk, uderzania
czegoś ciężkiego w miecz, sam chciałem pomóc, ale mogłem liczyć tylko na moim
słuchu, przez co niechcący mogłem trafić w Sun’a.
-Żryj to! – Ryknął.
Usłyszałem wbicie miecza w ciało, po czym charakterystyczny
dla potwora dźwięk, świadczący o zmienianiu się w pył.
-No i pięknie… - głos chłopaka trząsł się od nadmiaru emocji
– I co teraz?
-Nie wiem, herosi – usłyszałem głos Lea’i za nami – I… Oooo…
Oślepłeś?
-Tymczasowo – odparłem… ale miałem wręcz przeciwne odczucia.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem, podeszła bliżej, na tyle
blisko, że czułem jej zapach. Róży i krwi… bardzo charakterystyczne dla niej
zapachy.
-Ojej… Więc już nie jesteś tak przydatny – westchnęła z
udawanym smutkiem – Ale na szczęście pojawiłeś się razem z nim.
-„Pojawiłeś”? – Warknął Sun i cofnął się o krok –
Przyprowadziłeś mnie tu?!
-Myśl chłopaku – prychnąłem – Niby czemu miałbym to robić?
Lea zacmokała cicho, po czym wybuchnęła szaleńczym śmiechem.
Coś zbliżało się w naszym kierunku. Sun pisnął cicho.
-Przywitajcie się z naszymi herosami – powiedziała Lea do
tych którzy teraz przyszli – Zabijcie tych nieużytecznych.
Usłyszałem wycie i warczenie.
I ogarnęło mnie przeczucie, że „nieużyteczni” było
określeniem do mnie.
Ale nie miałem wiele czasu do namysłu. Ciepła dłoń złapała
moją i Sun pociągnął mnie przed siebie. I teraz wiedziałem, że jeśli chcę
przeżyć muszę zaufać temu, który najchętniej by mnie zabił.
Często skręcaliśmy, raz się potknąłem i szpony potworów
przecięły powietrze obok mojego ucha, ale Sun szybkim machnięciem miecza zranił
lub odciął łapę potwora.
-Tutaj – syknął i popchnął mnie.
Upadłem z hukiem na jakąś kamienną posadzkę. Było zimno i
wilgotno. Po chwili obok mnie wylądował Sun i zupełnie bez potrzeby przyłożył
mi dłoń do ust.
Gdzieś nad nami przebiegły potwory, dopiero wtedy mogłem
swobodnie odetchnąć.
-Nie miałeś ty już kiedy oślepnąć? – Warknął próbując
zagłuszyć swój szloch chłopak.
-Wybacz, że tego nie przewidziałem – odparłem lekko drżącym
głosem.
Usłyszałem jak chłopak tłumi płacz, a sam przecież był w
lepszej sytuacji od mojej.
Co ja bym dał, żeby był tutaj Percy?
-Nieźle mnie załatwiłeś – warknął, kiedy już się lekko
uspokoił.
-Więc po co lazłeś za mną?
Sun wziął głęboki oddech.
-Chyba tak wyszło lepiej, nie? – Chłopak przysunął się
bliżej – Byłbyś martwy gdybym nie pobiegł za tobą.
Miał rację, ale mimo to nie podobał mi się fakt, że w takiej
sytuacji za towarzysza mam jakiegoś gówniarza.
-Gdzie jesteśmy? – Spytałem zamykając oczy i opierając czoło
na mokrej, zimnej i śliskiej ścianie.
-W jakiejś… jaskini? Nie wiele widzę, ciemno tu.
-Co ty nie powiesz? – Warknąłem.
Sun wybuchnął stłumionym śmiechem, ale przerwał gdy nad nami
znowu usłyszeliśmy tupot potworów, oraz po chwili głos Lea’i:
-Pilnujcie tego obszaru. Ja idę do obozu, wygląda na to, że
nasi herosi będą mieli niedługo gości.
Usłyszałem jak odchodzi a potwory zaczęły łazić w tę i z
powrotem, znaleźliśmy się w potrzasku.
-Ej… Nico, ta jaskinia ma jakiś korytarz może tam pójdziemy?
– Wyszeptał.
Pokiwałem głową, Sun pomógł mi wstać. Czułem się niekomfortowo,
będąc prowadzonym przez właśnie niego.
Podłoga zaczęła się obniżać, dłonią jeździłem po
chropowatych, mokrych ścianach.
-Jak to wygląda? – Zapytałem.
Sun prychnął.
-Koszmarnie.
-Dużo mi to mówi – westchnąłem.
-Taa… U-uważaj! – Dał mi kuksańca w bok.
Zresztą w ostatnim momencie, kamień który popchnąłem nogą
nie potoczył się, napotkał jakąś dziurę. Spadał długo i dopiero po dwóch
minutach usłyszałem, charakterystyczne uderzenie w podłogę.
-Na duchy i umarłych przodków! – Jęknął Sun – Dosyć… głęboko.
Ale tam coś chyba jest.
-Sugerujesz coś? – Prychnąłem.
-Eee… Może powinniśmy tam zejść? Dasz radę?
(JACK)
-Hej, Walker! – Warknęła mi do ucha Vi – Idziemy szukać tego
nieokreślonego smarka?
Spojrzałem na nią z politowaniem. Oko dziewczyny błyskało
się wojowniczo, uśmiechała się od ucha do ucha, wyprostowała palce w obu
dłoniach, aż pstryknęło, to mnie dopiero ocknęło:
-Szukałem go już, jakąś godzinę temu – dodałem spoglądając
na zegarek – Gówniarz sobie zwiał.
-Zajebiście – westchnęła z udawanym smutkiem – Mh… Smarka
może i nie ma… Ale spójrz kto idzie! Scott! Hej, Scott!
Zaśmiałem się cicho i razem z córką Aresa podsiedliśmy do
syna Apolla, który wydawał się bujać w obłokach, dopiero kiedy dziewczyna
uderzyła go otwartą dłonią w kark ocknął się i spojrzał na nas.
-Potrzebujecie czegoś? – Zapytał marszcząc czoło.
-Niczego, pizdeczko – odparła z jeszcze szerszym uśmiechem
córka Aresa.
Nie wiem czemu ale rozśmieszyło mnie to określenie dla
Steve’a. Jednakże postanowiłem, że dla swojego dobra, ja pozostanę przy
jajogłowym.
Scott skrzywił się lekko, doskonale wiedziałem, że co jak
co, ale brzydki język go drażni, dlatego też on posługuje się tym dziwnym
językiem… tak jakby co chwila pisał w swojej głowie wiersz.
-Błagam cię Vivien – westchnął – czy ty naprawdę nie możesz
się zachowywać nieco mniej… wulgarnie?
-Czy ty właśnie śmiesz mnie o coś prosić? – Zmarszczyła
czoło.
-No i masz przerąbane jajogłowy – zaśmiałem się.
Scott spojrzał na mnie chłodno, po czym wzniósł teatralnie
oczy do góry.
-Nie zwykłem rozmawiać z osobami których inteligencja jest
tak niska, iż ledwo dorasta mi do pięt.
Vi zrobiła krok do przodu i prawie stykała się czubkiem nosa
z nosem Scotta.
-Słuchaj, pizdeczko, będę mówić do ciebie jak tylko mi się
podoba, kiedy mi się podoba i jakim tonem mi się podoba. Rozumiesz? Jeśli nie,
obiję ci tą piękną twarzyczkę.
Gdyby jej wzrok umiał zabijać, obawiam się, że Scott już
dawno byłby martwy.
-Mh… długo nad tym myślałaś Vivien? Nie wygląda mi to na
wyszukane groźby.
-Ale za to są coraz bliżej spełnienia – warknęła.
Scott parsknął z irytacją, widać było jak wielką niechęć
czuje do tej dziewczyny, co niezmiernie mnie śmieszyło.
-Dobrze – westchnął po chwili – możemy już zakończyć tę
bezsensowną dyskusję?
Vi prychnęła i popatrzyła na mnie z rozbawieniem.
-Czemu niby? Jajogłowy boisz się dziewczyny oraz syna
Hermesa? Co z tobą?
Scott przewrócił oczami, a ja śmiałem się w duchu, z kim jak
z kim ale „rozmowa” tego typu ze Scottem sprawiała, że czułem satysfakcję.
-Wyobraź sobie, że nie boję się ani ciebie ani jej. Po
prostu ta „dyskusja”, że tak pozwolę sobie nazwać to co się właśnie dzieje,
prowadzi donikąd.
Syn Apolla odwrócił się na pięcie, ale nie zdążył odejść,
podciąłem mu nogę. Wywrócił się jak długi, Vi zaśmiała się i przybiła mi
piątkę.
-I co pizdeczko? Nie opłaca się od nas odchodzić, nie?
Scott próbował unieść się na łokciu, ale dziewczyna
przygniotła go do ziemi nogą.
-Nuuuudzę się – odparła – Pokiereszujemy komuś twarz? Co ty
na to Jack?
Popatrzyłem na leżącego. Pomimo tego, że chłopak jest absolutnie
moim przeciwieństwem, to jakość coś mu się należy za to, że raz czy dwa
uratował mój tyłek na misji.
-Na razie go zostaw, Vi. Poszukajmy raz jeszcze Larsona, a
jeśli jajogłowy nie będzie grzecznie wtykał nosa w swoje „dzieła” czy książki,
wtedy raz jeszcze się nad tym zastanowimy. Co ty na to Vi?
-Spoko, ale mogło być zajebiście, jakby poharatać jego –
wskazała na Scotta – przystojną twarzyczkę, drażni mnie.
-Jeszcze będziesz miała okazję, na razie go zostaw.
Vi westchnęła ciężko, podniosła Scotta chwytając go za
koszulkę i popchnęła na najbliższy domek.
-No to… szukamy Larsona? – Spytałem.
-Zawsze możemy coś zwędzić… Ale… to nie było by takie,
zajebiste!
(PERCY)
-I co? – Zaśmiał się Jason.
-Przegoniłeś mnie – wydyszałem – wygrałeś.
-Kondycja, Percy, kondycja.
Przewróciłem oczami.
Powinniśmy być na warsztatach ale ani ja, ani Jason nie
mieliśmy ochoty na przekomarzanie się z dzieciakami Hefajstosa.
-Percy, a gdzie Nico? Nie widziałem go od… śniadania?
Wzruszyłem ramionami. Nicowi często zdarza się gdzieś
znikać, nawet na dłużej niż te pięć godzin.
-No i jeszcze Sun za nim podszedł, wiesz? – Dodał po chwili.
Zatrzymałem się.
-Sun? Ten nasz Sun?
Czemu miałby iść za Nico?
Tym razem to Jason wzruszył ramionami.
Zmarszczyłem czoło, Sun faktycznie często łaził za Nico, ale
jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. Teraz dopiero coś mnie tknęło…
-Powinni zaraz wrócić – odparłem spoglądając na zegarek –
Nico obiecał, że wróci przed ogniskiem, to za…
-Półgodziny – podsunął Jason.
Pokiwałem głową.
Po chwili razem z Jasonem poszliśmy zrobić jeszcze jedno
kółko wokół obozu i tak mniej więcej w jego połowie, zatrzymało nas jakieś
głuche uderzenie niedaleko wejścia do obozu. Popatrzyłem się na Jasona, on
westchnął tylko ciężko, po czym razem pognaliśmy w stronę tego huku.
Moje obawy jednakże zniknęły na widok zielonkawego busa,
którego poznałem natychmiast.
-Śmiertelnicy nie powinni móc tutaj trafić – zauważył Jason.
-To nie są śmiertelnicy – odparłem z uśmiechem.
Z busa wysiadł kierowca. Wysoki chłopak, wyglądał tak jak go
zapamiętałem… Przystojny, opalony, lekko umięśniony, blondyn, mający na oko
dziewiętnaście lat. Spostrzegł mnie prawie od razu i wyszczerzył na powitanie
swoje przesadnie białe zęby.
Odwzajemniłem uśmiech.
Z miejsc pasażerów z kolei wysiadło kilka dziewczyn, w wieku
mniej więcej od… dziesięciu lat do piętnastu, a przynajmniej tak stwierdziłem
na oko.
Podszedłem wraz z Jasonem nieco bliżej.
-No dobrze siostruniu – zaczął blondyn – odprowadzę twoje
dziewczynki, może będą miały jeszcze niepowtarzalną okazję posłuchać któregoś z
moich dzieł.
Dziewczyny jęknęły cicho.
-Nie nazywaj mnie „siostrunią” – warknęła jedna z młodszych
dziewczyn – Bracie, nie mamy czasu. Moje Łowczynie same tam trafią.
Blondyn machnął dłonią.
-Moja młodsza siostrzyczka jak zwykle uparta.
Dziewczyna zazgrzytała zębami,
-Jesteśmy bliźniakami. Ile jeszcze lat będziemy się o to
kłócić?
-Urodziłem się pierwszy – odparł z ciągłym uśmiechem
blondyn.
Dziewczyna przewróciła oczami, ale również wtedy spostrzegła
mnie i Jasona.
-O! Widzisz bracie, Percy Jackson! Nie musisz się już
trudzić z odprowadzaniem Łowczyń, w obozie ciągle są obozowicze!
-A ja ci jeszcze nie mówiłem, że do obozu gnają mnie również
moje prywatne sprawy? – Spytał blondyn.
Łowczynie westchnęły ciężko. Dziewczyna podeszła do
chłopaka, poklepała go lekko po ramieniu po czym odparła:
-Więc zobaczymy się na Olimpie. Łowczynie, spotkamy się po
spotkaniu bogów.
Łowczynie pokiwały zgodnie głowami, a ich dowódczyni
odbiegła.
-Percy Jackson! -
Przywitał mnie w końcu blondyn –Kopę lat, kuzynie!
Skłoniłem głową.
-Apollo – odparłem.
Jason który stał jak wyryty obok mnie, nagle drgnął po czym
ukląkł. Łowczynie zachichotały.
-Pochlebiasz mi – oparł Apollo – Ale zachowujmy się… mh…
mniej oficjalnie.
Jason wstał niechętnie i wydawało mi się, że zganił mnie
wzrokiem.
-No co tu tak stoimy?! – Apollo klasnął w dłonie – Idziemy
moje drogie…
-Bracie! – Z tłumu Łowczyń wybiegła osoba, której z początku
nie dostrzegłem… a której widok niezmiernie mnie ucieszył… Jasmine.
Nim ktokolwiek zareagował wtuliła się we mnie. Objąłem ją
lekko i pogładziłem ją po jej długich włosach.
Dużo czasu minęło nim się ode mnie nie odkleiła, a i tak
wyglądała jakby miała zaraz mnie całego obcałować.
Apollo po chwili ciszy, jednak podprowadził nas do obozu, po
czym sam ze „smutkiem” poszedł do domku w którym mieszkały jego dzieci.
-Stęskniłam się za tobą, bracie – westchnęła Jasmine, kiedy
Łowczynie weszły do domku Artemidy – Przejdziemy się?
-Jasne! – Uśmiechnąłem się szeroko – Jak ci się podoba u
Łowczyń?
Moja siostra westchnęła ciężko.
-Jest okropnie – stwierdziła – nienawidzę tego, ale… Obóz i
tak nigdy nie traktował mnie jak rodzinę, teraz mam przynajmniej takie
poczucie.
-Ej, Jas… Nigdy nie mówiłaś, że ci się nie podoba na obozie
– zauważyłem.
-Nie było takiej okazji – odparła ze smutkiem – nie za wiele
ze sobą rozmawialiśmy.
Opuściłem głowę i złożyłem ręce na piersi, miała rację.
Podczas jej pobytu na Obozie rzadko kiedy mówiliśmy coś więcej niż codzienne
„Cześć!... Zaraz zajęcia!... Dobranoc!”, dopiero kilka chwil przed jej
odejściem coś mnie tknęło, że to przecież moja siostra! Ale było już za późno…
-Przepraszam, Jas – powiedziałem ze smutkiem.
Jasmine popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się ciepło, ale jej
uśmiech zniknął natychmiast kiedy obok nas pojawił się Jack.
-O i kogo ja widzę?! – Zaśmiał się na powitanie – Córeczka
Posejdona! Łowczyni! Witaj, złotko!
Ogarnęła mnie nagła ochota na przyłożenie Jack’owi, ale
okazało się to niekonieczne.
Jasmine podeszła z zaciśniętymi pięściami do Jack’a po czym wymierzyła mu siarczystego ciosa w policzek, kiedy na jego twarzy pojawił się wściekle czerwony ślad, a mojej siostrze wyraźnie do nie wstarczyło, szybkim kopem tam gdzie trzeba, dołożyła już i tak pobijanemu Jack’owi. Po wszystkim zaśmiała się lekko po czym warknęła, do ledwo stojącego na nogach syna Hermesa:
Jasmine podeszła z zaciśniętymi pięściami do Jack’a po czym wymierzyła mu siarczystego ciosa w policzek, kiedy na jego twarzy pojawił się wściekle czerwony ślad, a mojej siostrze wyraźnie do nie wstarczyło, szybkim kopem tam gdzie trzeba, dołożyła już i tak pobijanemu Jack’owi. Po wszystkim zaśmiała się lekko po czym warknęła, do ledwo stojącego na nogach syna Hermesa:
-To za to, że przez ciebie byłam zmuszona dołączyć do
Łowczyń, ty sukinkocie!
Tupnęła nogą po czym chwyciła mnie za ramię i ruszyliśmy do
domku trzeciego.
***
Tym optymistycznym akcentem dobiegł końca kolejny rozdział xD Dłuższy nieco niż zamierzałam, ale musicie mi wybaczyć, jak wena jest to trzeb korzystać, póki nie ucieknie ^^"
No mam nadzieję, że się rozdział podoba oraz, że wybaczycie mi oślepienie Nica i nie tylko to... ale to na razie... ciiii... xD
No... nie wiem jak to będzie z kolejnym rozdziałem, gdyż usunęło mi kolejny i muszę go przepisywać z pamięci, także rozumiecie ;w; ale postaram się dodać jutro :)
Ty jesteś nienormalna. Przepraszać za to, że rozdział jest długi? XD To my powinniśmy Ci za to dziękować. ;w;
OdpowiedzUsuńHmmm no w sumie to mogę Ci wybaczyć oślepnięcie Nico. :)))
Już się przyzwyczaiłam do jego cierpienia. ;w; Dzięki temu opowiadanie jest ciekawsze. XD
Rozdział jak zwykle cudowny. :)))
Co tu jeszcze napisać? Dodaj rozdział jutro, please. XD
Mogę Ci nawet podarować trochę weny, jeśli chcesz. ;w;
Pozdrawiam. :***
Cała ja xD Po prostu nie każdemu musi się chcieć czytać coś długiego ;w;
UsuńCo do Nico, u mnie i tak wyjątkowo mało cierpi niż miał cierpieć, także ten xDD (czasami pomysły mi do głowy wpadają, godne jakiegoś polskiego serialu i to mnie przeraża ;w; w przyszłości będę seriale robić, zobaczysz xD)
Cieszę się, że się podoba ^^ i zobaczymy jak to będzie z kolejnym gdyż teraz mam tyle do pisania niekoniecznie związanego z rozdziałem, że to mnie aż samą przeraża xD ;w;
Możesz pożyczyć odrobinę weny, może coś mi da przy okazji kopa, żeby się pośpieszyć xD
Również pozdrawiam ^^
Też mam TYYYLE teraz na głowie, że masakra. XD No, ale takie życie. ;w;
UsuńNie wiem jak inni, ale ja lubię dużo czytać. XDDD
Jak będzie w tych serialach ktoś cierpiał, to z chęcią obejrzę. :))))Chociaż nie lubię ich za bardzo. :***
No to oficjalnie daję Ci wenę. XDDD Apollo świadkiem.
Mam nadzieję, że uda Ci się go dodać jutro, ale wiem jak to bywa.
Też nie przepadam za serialami, ale niektóre pomysły takie... xDD I na pewno będzie dużo cierpienia ;w; kocham dręczyć moich "podopiecznych".
UsuńDziękuję za wenę ^^ na pewno się przyda ^^'
Dręczenie jest boooskie. XDDD
UsuńUwielbiam czytać jak ktoś dręczy bohaterów. ;w;
Chociaż moim zdanie trochę za dużo jest dręczony Nico. :***
Zgadzam się dręczenie jest super *-*
UsuńNico fakt sporo cierpi, ale jest taką postacią co to do cierpienia pasuje xD
To przez Ricka. XD Takiego go stworzył. :)))
UsuńNawet sam Rick mu tak strasznie dokucza ;w;
UsuńGenialny rozdział jak zwykle XD
OdpowiedzUsuńNico ślepy.. z Sun'em...
Hmmm... coraz ciekawiej..
I standardowo czekam na kolejny rozdział. :D
Hah... xD Oj będzie ciekawie między nimi (mam taką nadzieję), będzie xD
UsuńCieszę się, że rozdział się podoba i zrobię wszystko co w mojej mocy by dodać kolejny jutro ^^
W sumie nie myślałam , że aż tak ciekawie będzie pomiędzy nimi ale im ciekawiej tym lepiej :D
UsuńMasz te moc! I po raz drugi NIECH INTERNETY BĘDĄ Z TOBĄ! XD
haha xD Dzięki xDDD
UsuńJesteś geniuszem co tu dużo mówić!!!
OdpowiedzUsuńCórka Hadesa nadmiernie emanująca radością!😃
Bez przesady >////< Ale dziękuję ^^
Usuń