Dedykuję rozdział córce Posejdona
Dzięki której Jack ma dzisiejszą narrację
A także dzięki której Octavian nie wyjechał do Obozu Jupiter
A także dziękuję ci za to, że wybaczyłaś mi fakt, iż
Dołączyłam Twoją postać do Łowczyń.
Wiem, że możesz tego nie przeczytać ale i tak to napiszę...
Kocham Cię kobieto!
Rozdział 48. Bogowie oszaleli
(JACK)
Zapaliłem papierosa. Na dworze było zimno, padał śnieg. I
pomyśleć, że tak całkiem niedawno jeszcze było ciepło, cholerne pory roku.
Ale w sumie było niewielu obozowiczów niż podczas lata, może
to i lepiej.
Opierałem się o ścianę domku jedenastego i gwizdałem na to,
że nie mam na sobie ciepłego ubrania, taa… Parokrotnie bracia Hood pytali mnie
czy nie potrzebuję kurtki, ale „grzecznie” odmawiałem. Właściwie to z nudów, Vi
polazła gdzieś do lasu, Scott z kolei chyba się zakochał bo wkurzał mnie swoim
gadaniem jeszcze bardziej i częściej używał metafor, więc nawet podokuczać nie
miałem komu… Larson niby już wyszedł z kliniki, ale postanowiłem dać mu na
razie spokój, bo z tego co zrozumiałem sporo już tam przeszedł… nawet ponabijać
się nie za bardzo miałem z czego, no chyba, że z jego walki, ale to już dawno
przestało być śmieszne.
Swoją drogą nawet nie zauważyłem kiedy właśnie ten dzieciak
wyszedł z jedenastki i oparł się o ścianę obok mnie.
-Spieprzaj gówniarzu – warknąłem.
Spojrzał na mnie z chłodem w oczach.
-Nic nie robię – odparł – możesz przestać wyzywać mnie za
to, że tylko tutaj stoję?
-Z twoim charakterem, mogę cię nawet wyzywać za to, że
oddychasz – odwarknąłem – Wkurzasz mnie. Spieprzaj.
Chłopak spojrzał na mnie spode łba ale nie posłuchał.
Westchnąłem ciężko i ponownie zaciągnąłem się papierosem.
Zimny wiatr zawiał prosto w naszą stronę i Larson zatrząsł
się lekko, lecz ciągle uparcie stał obok mnie. Słowo daję mam ochotę go
zamordować, głupi szczyl.
Zgasiłem papierosa i odszedłem od Larsona, na moje szczęście
nie poszedł za mną, tylko opierał się o ścianę i patrzył jak się oddalam.
Cholerna pogoda.
Raptem dwa dni temu znaleźliśmy Larsona i di Angelo i przez te
raptem dwa dni wszystko się pokiełbasiło… Kolo od wina i staruch z końskim
zadem ciągle nie wrócili, nikt nie mógł skontaktować się z żadnym bogiem,
mówiąc z żadnym mam na myśli te wkurzające do granic możliwości baby od
Artemidy, które próbowały skontaktować się z „najświętszą panią Artemidą”…
wkurzające dziewuchy. Tak w ogóle to zastanawiam się po jaki kij powstały
Łowczynie? Co, pani od łowów się nudziła i chciała założyć kółko wiecznych
dziewic? Po kij im to? Feministki, cholera jasna!
O! No bym był zapomniał jeszcze o di Angelo! Oślepł… spoko.
Nie odzywa się. Też spoko. Ale po cholerę musi obwiniać za to wszystko
Larsona?! To moja rola jakby zapomniał! Nie a tak serio… di Angelo zrobił się
jeszcze bardziej wkurzający niż był. Przesiaduje teraz dniami i nocami w
trzynastce i nawet Jacksona rzadko kiedy wpuszcza. Hah… debil.
-Jack… - usłyszałem nagle dobrze mi znany męski głos zaraz
za mną.
Ale to nie mógł być…
-Octavian? – odwróciłem się szybko.
To BYŁ Octavian. Jaki cudem? Przecież mówił, że wyjeżdża do
Obozu Jupiter.
-Co tutaj robisz? – Warknąłem.
-Postanowiłem zostać – oznajmił sucho – Wyjechałbym stąd,
gdybyś przed misją nie postanowił mnie odwiedzić.
Cofnąłem się … dlaczego czułem, że to co zrobiłem się za mną
pociągnie?
-Wahałem się czy jednak powinienem się z tobą spotkać –
ciągnął dalej Octavian – Ale chciałbym postawić sprawę jasno… Dlaczego wtedy do
mnie przyszedłeś i pożegnałeś się?
Kurwa… Jasna cholera po prostu wiedziałem, że to się źle
skończy! I co mu mam powiedzieć? Że co?! Że jego prześladowania coś we mnie
poruszyły, ale podczas misji, a dokładniej po spotkaniu Johna, już mi to
przeszło?! Jasna cholera, zresztą mówiłem mu, żeby zapomniał.
-Łaziłeś za mną – warknąłem i rozejrzałem się dookoła, aby
sprawdzić czy na pewno nikogo w pobliżu nie ma – Może i coś do ciebie czułem, a
może kuźwa nie! Z resztą nie ma to już, cholera znaczenia, bo znowu jesteś dla
mnie po prostu natrętnym facetem z innego obozu!
Octavian poprawił swoją togę i spojrzał na mnie… nie mogłem
z jego wzroku wyczytać nic, kompletnie. Cholerny rzymianin!
-A teraz żegnam, ale mam ciekawsze rzeczy do roboty, niż
stanie i gapienie się na cie…
Dlaczego to zawsze się tak kończy?
Przerwał mi Octavian, łapiąc odrobinę mocno za szczękę, po
czym całując w usta, przesadnie agresywnie. Starałem się zrobić wszystko co w
mojej mocy by się wyrwać, a przynajmniej nie oddawać pocałunku… niestety ani
jedno ani drugie okazało się powyżej moich sił. I w końcu skończyło się na tym,
że całowaliśmy się na śniegu i zarówno mnie jak i jemu nie było zimno wręcz…
przeciwnie.
Cholerny Octavian! Niech go szlag jasny trafi! Jego i Johna!
Nie skończył tak szybko jak zwykle, ani ja ani on nie
przerywaliśmy, no ale w sumie, cholera ile można?! Po wszystkim spojrzał na
mnie mrużąc oczy.
-Dlaczego się nie wyrywałeś? – Zapytał.
Parsknąłem śmiechem.
-Jesteś wyrocznią – warknąłem – po co zadajesz więc pytania?
Octavian spojrzał na jednego z pluszowych misiów,
przywiązanych do jego pasa, po czym na mnie. Powtórzył raz jeszcze pytanie, a
ja nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Facet mnie wkurza! Pomijając nawet fakt,
że w mojej głowie cały czas tłukło się pytanie „Jak można całować się z
facetem?!”, to sam nie wiem czemu nie mogłem uciec… Pewnie dlatego, że odrobinę
za mocno mnie trzymał?! Niech ten pieprzony rzymianin odrobinę pomyśli!
-Mówiłem wtedy, żebyś zapomniał! – Wydarłem się – Czy do
ciebie nie dociera, że ja nie chcę?!
-Ale ja chcę – odpowiedział i ponownie złączył nasze usta.
No ja nie pierdolę! Na szczęście trwało to o wiele krócej i
odskoczyłem jak poparzony od Octaviana.
-Możesz łaskawie przestać?! Nie wiem o co ci chodzi!
Zakochałeś się czy co?! Jeśli tak to sorry, ale nienawidzę cię i po za tym… jak
można zakochać się w facecie?! Pomyśl do jasne cholery!
-Uspokój się – warknął Octavian – Jeszcze nic nie zdążyłem
nawet powiedzieć.
-Już i tak mi to wystarcza! – Ryknąłem i odbiegłem od niego
jak najdalej.
Przysięgam na tę cholerną rzekę Styks, zabiję go!
(SUNAJ)
-To był Jack, nie? – Spytałem Travisa.
Syn Hermesa ciągle gapił się z na wpół otwartymi ustami w
miejsce gdzie jeszcze przed chwilą Jack obściskiwał się z tym kolesiem w todze.
Po chwili Travis pokiwał głową, a ja westchnąłem ciężko.
-Słowo daję – odparłem – W tym obozie to gej na geju. Nie?
Travis poczerwieniał lekko, po czym pokiwał głową i ponownie
zniknął w domku…
-Powiedziałem coś nie tak? – Spytałem sam siebie, co dosyć
często mi się ostatnio zdarzało.
Wzruszyłem ramionami, śnieg padał umiarkowanie, jednakże po
za granicami obozu była istna burza śnieżna… znaczy jak na takie warunki. Tam
skąd pochodzę, to znaczy z Laponii jest o wiele, wiele bardziej zimno,
właściwie jak już przy tym jestem to zastanawiam się ciągle czemu moja ciotka
tak bardzo chciała się stamtąd wyprowadzić… no ale…
-Cześć Sunaj – przywitał się ze mną przechodzący obok Steve.
-Um… hej – odparłem.
Steve ostatnio było koszmarnie zadowolony, nie wiem z czego…
wiecznie się uśmiechał i jedynie temat Nica, sprawiał, że zadowolenie
spełzało z jego twarzy.
Nucił coś fałszując przy okazji, częściej pisał
bardziej zrozumiałe wiersze… Ogólnie, można by rzec, że promieniował
szczęściem, pomimo ostatnich kłopotów jakie miał domek Apolla…
Właśnie… chyba
wreszcie winien jestem wytłumaczenia, czegoś obecnemu grupowemu domku Apolla.
-Steven! Minuta, poczekaj! – Zeskoczyłem ze schodków i
podbiegłem do chłopaka.
Zmierzył mnie od góry do dołu, po czym spojrzał pytająco.
-Powinienem ci chyba już wszystko opowiedzieć, prawda? Co
stało się z Willem i tak dalej, prawda?
Steve westchnął ciężko, chuchnął w swoje dłonie, żeby się
ogrzać, po czym odparł:
-Dobrze, ale Sunaju, może wejdziemy do siódemki?
Nie miałem ochoty opowiadać o wszystkim przy dzieciakach
Apolla szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że… nieważne.
-Nie możemy tutaj? Nie jest znowu tak zimno, a ja nie będę
długo sobie strzępił języka. Po za tym mam prośbę… mów mi Sun lub Död.
Steve zmarszczył czoło.
-Dod? To twoje drugie imię? – Spytał.
Parsknąłem cicho.
-Nie Dod… Död. I nie to nie jest moje drugie imię to jest… a
zresztą nie będę się nad tym rozwodził, po prostu mów mi Sun lub Död –
uśmiechnąłem się łobuzersko.
Nie chciałem mu mówić o tym, iż di Angelo błędnie odczytał
nazwę mojego miecza (lub celowo), nie było na nim napisane Wichura, a właśnie Död…
A dokładniej ägare äger svärd av Död, to znaczy mniej więcej „właściciel
miecza, jest właścicielem śmierci”… nie ogarniam tego, ale podoba mi się.
-No dobrze… Sun. Więc mów, słucham – złożył dłonie na
piersi, co już nie wróżyło najlepiej.
Wziąłem głęboki oddech i zacząłem opowiadać. O mojej
ucieczce, o tym laboratorium… po czym o tym jak z Willem uciekaliśmy przed Lea’ą
i jak wtedy straciłem kontrolę nad sobą i rozwaliłem cały korytarz, a kiedy się
ocknąłem… syna Apolla nie było. Był tylko rozwalony korytarz i wyjście…
Steve wysłuchał mnie w milczeniu, ale w jego złotych oczach
zaczęły błyskać się jakieś jakby czerwone iskry i pomimo opanowania na jego
twarzy po prostu czułem, że był wściekły… Ale do jasnej, nie moja wina, że
czasami po prostu nad sobą nie panuję!
-I zostawiłeś go? – Spytał lekko podniesionym głosem –
Mogłeś przy najmniej sprawdzić, czy na pewno jakoś nie ocalał.
-Miałem inne priorytety – odparłem – Masz, powiedziałem ci
wszystko, a teraz cześć!
Rzuciłem szybko, po czym odwróciłem się na pięcie i zacząłem
odchodzić, w stronę granicy obozu, ciągle coś mnie ciągnęło do tego…
Pięknie tu jest zimą. Biało, chłodno… A jeszcze tak nie
dawno była wiosna i ja nie wiedziałem, że jestem herosem… To takie koszmarnie
odległe.
Kopnąłem śnieg.
Cholera! Ja to mam szczęście jednak jak nikt… Czyli co?
Wychodzi na to, że nie umyślnie zabiłem jakiegoś herosa, po czym opowiadałem o
tym jakbym upiekł tort?! Co się ze mną dzieje?...
(PERCY)
Zapukałem do drzwi trzynastki. Tak jak rano odpowiedziała mi
cisza, ale poruszyłem klamką i drzwi ku mojemu zaskoczeniu otworzyły się,
wślizgnąłem się więc do środka.
-Nico? – Zawołałem w holu – Jesteś?
-Mhm… - dobiegł mnie cichy pomruk z salonu.
Westchnąłem ciężko i z szybko bijącym sercem wszedłem do
salonu w domku trzynastym. Nico siedział na kanapie, ciągle był w pidżamie i
przesuwał palcami po jakiejś niebieskiej książce, której tytuł rozmazywał mi
się pod wpływem dysleksji.
-Cześć, słońce – przywitałem się i usiadłem obok niego – Co tam?
-Nie pamiętam – odparł przyciszonym głosem.
Objąłem go ramieniem, był lodowaty, aż zdjąłem swoją kurtkę
i narzuciłem ją na niego, on nawet nie podziękował, tylko ciągle gładził
książkę.
-Czego nie pamiętasz? – Spytałem i przycisnąłem go do
siebie, aby go nieco ogrzać.
-Kolorów… obozu… - odparł po chwili ciszy.
Coś ukuło mnie bardzo mocno w serce i moje oczy na chwilę
zrobiły się mokre, ale natychmiast otarłem je wierzchem dłoni.
-Nico – zacząłem najbardziej opanowanym tonem na jaki mnie
było stać – pamiętasz co mówiłem?
-Ale Percy… Przecież obydwoje wiemy… To się już nigdy nie
skończy. Od teraz świat będzie tylko dźwiękiem, ty będziesz tylko głosem i
zapachem morza w ciemności… obóz będzie tylko śmiechem obozowiczów i zapachem
pola truskawek w lato… wszystko teraz takie będzie i nie próbujmy się
oszukiwać.
Znowu poczułem się bezradny, było mi koszmarnie źle.
Bogowie! Cholera jasna, dlaczego nie możecie się mścić na mnie?!
Pocałowałem go w policzek, starałem się zachować przynajmniej
pozór spokoju.
-Jestem pewny, że to przejdzie – powiedziałem – Na pewno da
się to odwrócić, uzdrowić!
-Uzdrowić? Tak, jasne – prychnął Nico – przy pomocy boga…
owszem.
-Apollo – ogarnęła mnie nagła fala nadziei – Apollo jest nie
tylko bogiem sztuki! Uzdrawiania również, może mógłby…
-Percy – Nico zmarszczył czoło – Apollo jest teraz na
Olimpie.
-Ale nie będzie tam przecież wiecznie! – Uśmiechnąłem się –
Zobaczysz Nico, będzie tak jak ci obiecałem!
Nico przesunął ostatni raz palcem po grzbiecie książki, po
czym odłożył ją na bok i pokiwał głową.
-Mh… Nie wiem czemu ze mną wytrzymujesz – powiedział po
chwili – Nic tylko narzekam, lub mam kłopoty.
-Ja cię kocham Nico.
Ująłem go delikatnie za szczękę i pocałowałem namiętnie.
-Wiesz Nico, że spadł dzisiaj śnieg? – Zagadnąłem kiedy
skończyłem.
-Mh… Chyba niedługo będzie któraś tam z kolei rocznica kiedy pierwszy raz się
spotkaliśmy – zaśmiał się pod nosem – Bogowie, jakim ja byłem wtedy
dzieciakiem!
Zaśmiałem się i pocałowałem go w czoło. Nico nagle
sposępniał.
-No wiążę się też z inną datą – odparł po chwili – Percy?
-Tak?
-Pójdziesz gdzieś ze mną? Tylko kawałek za granicę obozu.
Nie wiedziałem o co chodzi, ale pokiwałem głową, Nico
uśmiechnął się lekko. Pomogłem mu wstać, oraz dałem mu jakieś ciuchy i pomogłem
(TROCHĘ) mu się ubrać, po czym wyszliśmy razem z trzynastki.
-Gdzie dokładnie chcesz iść? – Spytałem.
-Las – odpowiedział – dziesięć kroków. Druga sosna na prawo.
-Co?
-Cii… po prostu idźmy tam – odpowiedział. Głos mu się lekko
trząsł, ale uznałem, że to z zimna.
Doszliśmy do tej drugiej sosny. Na pierwszy rzut oka nie
było w niej nic nadzwyczajnego, ale w białym śniegu zauważyłem czarną, zrobioną
jakby z mgły różę, której został ostatni już płatek, który dosłownie po
sekundzie rozpłynął się razem z różą.
-Tutaj – odpowiedział Nico.
Wtedy zwróciłem uwagę również na sosnę, na mniej więcej
wysokości głowy Nica, był w korze wyżłobiony napis „Bianca di Angelo”.
-N-Nico?
-Musiałem ją jakoś upamiętnić – powiedział i wyciągnął przed
siebie dłonie i zaczął wytwarzać pomiędzy nimi czarną mgłę – Już tak dawno jej
nie widziałem. Już nie pamiętam jej głosu. Wyglądu. Pamiętam tylko jej imię i
kilka wspomnień.
-Dlaczego? – Spytałem, może nie zbyt inteligentnie.
Mgła między dłońmi Nica, zaczęła się formować w coś na
kształt kwiatu.
-Jeśli kogoś dłużej nie widzimy i wiemy, że tej osoby się
nie spotka… kiedy ona odeszła… choćbym nie wiem jak bardzo by ktoś chciał nie
zapamięta jej wyglądu i głosu… Niektórzy się łudzą, że to pamiętają… zdjęcia i
filmy, tylko odświeżają pamięć, ale… później znowu jest pustka – powiedział to
grobowym tonem.
Zamyśliłem się. Patrzyłem się na imię siostry Nica w
milczeniu, w końcu, Nico w dłoni ściskał czarną, piękną różę, wziąłem ją od
niego i położyłem pod napisem w drzewie. Pomimo tego, że wiał wiatr, kwiat ani
drgnął.
Nico opuścił głowę w taki sposób jakby się z kimś żegnał, po
czym poprosił mnie, żebyśmy już poszli, zgodziłem się, a kiedy byliśmy już z powrotem
Nico powiedział:
-Dlatego między innymi podświadomie bałem się gdy długo cię
nie widziałem, wiesz? I wcale nie narzekam… wcale.
Zaśmiał się oschle, a ja pogładziłem go po głowie.
Chciałem z nim pójść do trójki lub trzynastki, ale
usłyszeliśmy czyjś głos… głos który woleliśmy nigdy nie usłyszeć na obozie,
pobiegłem więc z Nico w to miejsce.
Za domkiem jedenastym stał Jack i rozmawiał z Bezimiennym…
Tyle, że syn Bachusa, wydawał się być holograficzny.
-Że co? Popieprzyło cię?! My już jesteśmy w trakcie wojny! –
Ryknął Jack.
Bezimienny zacmokał cicho, a kiedy spostrzegł mnie i Nica,
pokręcił niecierpliwie głową.
-Powtórzę ostatni raz… oddajcie nam Anvika, a nie
zaatakujemy obozu. Rozumiecie?
-A ja powtórzę również, bo może wino nalało ci się do uszu! –
Ryknął Jack – Anvik jest w klinice! Po za tym my już mam z kim walczyć!
-Szkoda…
Syn Bachusa pokiwał głową i hologram się rozwiał.
-Pogięło cię Jack? – Warknąłem.
-O co ci chodzi, koleś?! – Krzyknął.
Przewróciłem oczami.
-O nic! Cholera, zupełnie o nic! Tylko prawdopodobnie
narobiliśmy sobie nowego wroga!
-To twój problem, koleś – warknął – To TY jesteś tym świętym Jacksonem!
To powiedziawszy popchnął mnie i odbiegł.
-Co za kretyn… - westchnąłem.
Nico przestąpił z nogi na nogę, a mnie nagle ogarnęło
przerażające przeczucie… Poszedłem razem z Nico do kliniki i podeszliśmy do
łóżka na którym leżał już od tak dawna nieprzytomny Anvik. Oddychał płytko… ba!
Prawie w ogóle nie oddychał, ale kiedy usiadłem na krześle naprzeciwko niego,
krzyknął nagle (aż prawie zawału dostałem… ) i usiadł na łóżku. Rozejrzał się
tempo dookoła.
-Witam staruszka – przywitałem się, może nieco za ostrym
tonem.
Chłopak opadł z powrotem na poduszkę.
-Jackson… - odparł – Ile czasu…?
-Sporo… wiele dni… wiele – odpowiedziałem natychmiast.
Anvik jęknął cicho, po czym jego wzrok padł na Nica… Syn
Hekate wytrzeszczył oczy i przełknął głośno ślinę.
-Nico… widzisz coś? – Spytał.
Odpowiedziała mu cisza, Anvik przeklął cicho, po czym
spojrzał za okno, później znowu na mnie… zdawał się zachowywać jak podczas
choroby.
-Anvik… jeśli wiedziałbym, że moje przybycie tutaj cię
ocknie, dawno już bym to zrobił, ale… jest inna sprawa. Chodzi o Bezimiennego,
z góry mówię, to jeszcze nic pewnego, ale… obawiam się, że Jack sprowadził na
nas jego gniew i jego herosów.
Oczy Anvika zmieniły kolor na niebieski, taki niebieski, że
przez chwilę, słowo daję, myślałem, że przed oczami mam młodszą wersję Luke’a.
-Kurde… - westchnął chłopak – Czy on… w zamian za pokój, chciał
mnie?
Pokiwałem głową.
-Czemu ten palant od Hermesa, nie mógł się na to zgodzić?! –
Ryknął. Jednakże był na tyle osłabiony, że wstrząsnął nim atak kaszlu.
-Może cię lubi – warknął Nico – Powinieneś się cieszyć.
-Z czego? Że z powodu mojej osoby będziecie mieli wojnę?
-Ojjj… już nie bądź takim egoistą – warknąłem – Już i tak…
Przerwał mi huk… Niebo na zewnątrz pociemniało, wciąż padał
śnieg, ale niebo raz po raz przeszywane było błyskawicami. Usłyszałem również
wycie wilków, po czym nagle niebo znowu zrobiło się bezchmurne, by po pięciu
minutach znów zakryć się burzowymi chmurami.
-Jackson… - warknął Anvik – Czy bogowie są na Olimpie?
-No… Pan D. i Chejron jeszcze nie wrócili – odpowiedziałem.
Anvik złapał mnie za koszulę i przyciągnął do siebie.
-Pytam... czy ciągle są na Olimpie?!
-T-tak – wydukałem, widząc jak oczy Anvika ponownie
zmieniają kolor, na złoty.
Chłopak westchnął ciężko.
-No to właśnie, Pasithea namieszała im w głowach….
***
Okej i proszę rozdział xD Mam nadzieję, że nie dodałam za późno i, że się podoba ^^" Obiecałam, że nie będę przepraszać, wiec nie będę przepraszać, uprzedzam tylko, że jak znajdziecie jakieś błędy to wina tylko i wyłącznie mojej leniwej korekty xD
Kolejny rozdział... Um... Postaram się dodać jutro, ale nie obiecuję ^^
No i nie przeprosiłaś! :D
OdpowiedzUsuńNawet jakbyś dodała o 23 to warto czekać..
Znowu tyle akcji..
Rozkręcasz się z tym pisaniem..
Mam nadzieję , że przyszły rozdział będzie tym najlepszym który pobije 16 który jest moim aktualnie ulubionym rozdziałem.. XD
Czekam na kolejny (standardowo).
Cudem mi się udało xD
UsuńCzasami się zastanawiam czy nie za dużo akcji robię ostatnio, ale no niech będzie xD
Postaram się, aczkolwiek, to się dopiero zobaczy z tym najlepszym rozdziałem xD
Jak się chce to się da XD
UsuńNo tak jakoś strasznie dużo tej akcji ale to po części fajnie ale też nie. Tłumaczyć czemu chyba nie muszę. Spoko Andrzej, (czemu ja to piszę? ;A;) kiedyś na 100% napiszesz coś co pobije 16 XD
Będę musiała strzelić jakieś dwa rozdziały z mniejszą akcją, aczkolwiek walka z tą Pasitheą mi to lekko uniemożliwia ;w;
Usuń"Kiedyś" ;w; No nic będę się starała XD I najlepiej zacznę od razu xD
Fajnie, rozdzialik.
OdpowiedzUsuńO Nico.
Czekam na next.
I to tyle, bo deprecha.
Weny życzę.
Rozumiem, że jesień dała się we znaki? ;w;
UsuńDzięki za wenę ^^'
Nie, to nie jesień, tylko rzekoma "przyjaciółka".... :'(
UsuńNie będę pisać, że współczuję, bo to raczej oczywiste... :/ No ale trzymaj się, dasz radę ^^"
UsuńOctavian wrócił.Jupi XDDD Właśnie polubiłam nowy parring- Jack i Octavian. XDDD Jak to połączyć?
OdpowiedzUsuńRozdział boski (jak zwykle) i nie wyłapałam żadnych błędów. :***
Dla mnie nawet gdybyś dodała po północy byłoby świetnie. :)))
Fajny pomysł z tą czarną różą. XDDD Moje ulubione kwiaty i kolor. :)))
A tak w ogóle to w kim zakochał się Scott? Chyba nie jest KOLEJNYM gejem? XDDD
Mh... Octack (?) XDD nie wiem, o ile pamiętam z Nyksiątko już wymyśliło do tego nazwę, ale moja pamięć oczywiście jak zwykle zawodzi XD
UsuńNie wiem czemu, ale mi się tak strasznie podobują się czarne róże, że po prostu musiałam jakąś dodać xD
A Scott... No Scott, jak już pisałam jest Bi (jaka odmiana xD), także ten... xD I się wkrótce wyjaśni w kim się nasz Steve zakochał (powiem, że chyba nawet tym razem z wzajemnością xD)
No ciekawa jestem bardzo, kogo kocha Scott. XDDD Musisz to wyjaśnić w następnym rozdziale. :)))
UsuńA czarne róże są naprawdę przecudowne. XDDD
Postaram się wyjaśnić w następnym rozdziale xD Albo jeszcze w kolejnym zobaczymy jak mi się zarys fabuły poukłada xDD
UsuńI tak, czarne róże są piękne, jak dla mnie *-* (powinna być biała bo Bianca - biały/biała... no ale xD)
Oj ja koffaaamm róże. Sama mam pięć (w doniczkach!) w tym jedną prawie dwó metrową! A rosła rok i to od samej ziemi! Dobra! Wiem że macie w powarzaniu moje róże! xD Ja nienawidze Biancki! I nie będe się nad tym rozwodzić by nikogo nie urazić. A miałam przeczytać jeden rozdzialik! I od teraz jesteś na mnie skazana! D:
OdpowiedzUsuńPS. Mnie powoli zaczynają zwykłe pary hetero dziwić. xD Za dużo gejów! D: xD
Ojcze boski! Daj jedną różę!... Albo nie, bo mi kot zeżre ;w;
UsuńJa za Biancą średnio przepadam, więc ten tego xD
Nie no, dobra... mi nie przeszkadza, że będę na Ciebie "skazana", nawet będzie mi miło ^^"
I tak... u mnie w opo, jak słusznie Sun nawet zauważył jest gej na geju, także...;w;
Jack i Octavian?! Bezbłędne!!!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!!!!!
Z.B córka Hadesa
Ty nawet sobie nie wyobrażasz, jak człowiek musiał się namęczyć, żeby z tego wyszło coś w miarę sensownego ;w; xD
Usuń