niedziela, 19 października 2014

ROZDZIAŁ 52

Rozdział 52. Dziecko śmierci 


(PERCY)



Dobra, teraz poważnie… staliśmy jak wryci, a ja przecierałem oczy ze zdumienia.

ON zmienił się nieco odkąd ostatnim razem go widziałem, ale JEGO twarz pozostała bez zmian. I po prostu nie mogłem uwierzyć, że to ON klęczy teraz przy nieprzytomnym Sunaju.

Tanatos. Tym razem nie był opalony, ale blady… w ogóle był nieco inny, ale… poznałem go od razu.
Odprowadziłem szybko wzrokiem kilkoro dzieciaków które zabierały Toby’ego do kliniki, aż… nie chcę myśleć o tym co Lea mu zrobiła za nim zniknęła.
Później znowu spojrzałem na boga, położył on dłoń na czole Sun’a i w końcu chłopak się ocknął, przestraszył się na żarty, Tanatosa. W końcu kto by się nie przestraszył gdyby nagle ocknął się, a nad nim klęczał by jakiś mężczyzna o czarnych skrzydłach. Ale kiedy tylko Sun się uspokoił, bóg powiedział coś co sprawiło, że wręcz ugięły się pode mną nogi.

-Nie obawiaj się synu, nic ci nie jest – uśmiechnął się bardzo przekonująco.
Su wytrzeszczył oczy.
-Jestem Tanatos – bóg wstał i parę dziewczyn jęknęło cicho z zachwytu. Serio? – Jestem bogiem śmierci, ale oczywiście o tym wiecie. Nie mogę tutaj za długo przebywać, więc wybaczcie. Chciałem tylko przekazać wam wiadomość. Wojna już rozgorzała, będziecie musieli wyruszyć jak najszybciej na misję, nie powstrzymacie waszej bogini w tym miejscu…
-Świątynia prawda?- Wypalił Anvik.
Bóg spojrzał na syna Hekate z pewną niepewnością, a Anvik wyglądał jakby miał zaraz się rozpłakać, jakby nie widział boga, a starego przyjaciela.
-Nareszcie się spotykamy, Hogganviku – bóg uśmiechnął się, ale nie był to już ciepły uśmiech.
-Nie wiesz nawet jak bardzo żałuję, że nie przyszedłem te wiele lat temu, śmierć… Śmierć jest lepsza od tego co muszę cierpieć – Anvik powiedział to takim głosem jakby ktoś go ściskał za gardło. Nikt nie zwrócił na to uwagi, ale faktycznie po jego policzkach popłynęły łzy. Dlaczego on tak reaguje na widok Tanatosa? Nigdy go nie pojmę.
Bóg westchnął ciężko, Sun dźwignął się na nogi, ale drżał cały i bynajmniej nie z zimna, rana na jego ciele już się zasklepiła.
-Tak w świątyni – odpowiedział po chwili Tanatos – boginię pokonacie tylko w jej świątyni.
-Ona nie ma świątyń – odparłem.
-Ma – odparł przyciszonym głosem Anvik – SPO, chociażby. Tam gdzie nas zamknęli.
Cholera! Już naprawdę gorzej się trafić nie mogło.
-Jeśli będziecie potrzebować pomocy – Tanatos zmarszczył czoło i wydawało mi się, że jego wzrok zatrzymał się na Fuego – to pamiętajcie, że bogowie którzy nie są na Olimpie, powinni móc wam coś ofiarować.
Bóg skinął głową, spojrzał ostatni raz na Sun’a, po czym zniknął w cieniu.
Jeszcze staliśmy tak dobrą chwilę, kompletnie byliśmy wryci. A później prawie wszyscy spojrzeli na Sun’a, chłopak był… no cóż przerażony, a ja nie byłem pewny co mam o tym myśleć. Syn boga śmierci? Wydawałoby się to niemożliwe, ale jednak, a później wszyscy się rozeszli aby policzyć straty, wszyscy oprócz Suna, który wydawał się być bliski łez i wcale nie wyglądał na szczęśliwego.
-Chodź Nico – powiedziałem. Nie chciałem już przebywać w towarzystwie tego dzieciaka – Zobaczymy w jakim stanie jest trzynastka.
Nico pokiwał niechętnie głową, po czym poszedł ze mną do trzynastki. Nie było z nią tak źle, tylko jedno okno było wybite, co Nico natychmiast naprawił (a dokładniej przywołał szkielet by ten zrobił to za niego).


(JACK)



Czy ja do kurwy, wyglądam jak ktoś kogo można wykorzystać?! Tak tylko się kurwa pytam! Szczerze powiedziawszy to właśnie przechodziłem tak zwaną załamkę, nad swoim losem. Poważnie mówię…

Bo prostu nie ma to jak na koniec dnia zostać PRAWIE zgwałconym. Jebany John! Trzeba przyznać mam to szczęście, jak nie jeden to drugi i w końcu i tak wyszło na ich. Pięknie, kurwa, po prostu pięknie.
-Już się uspokoiłeś? – Spytał ten kretyn.
-Nie, kurwa! – Ryknąłem zgodnie z prawdą.
Jestem prawie przekonany, że koleś wzruszył ramionami… diabelny tik nerwowy. Swoją drogą nie ma to jak próbować kogoś zgwałcić, po czym zmienić zdanie i go po prostu zamknąć, no kurwa, jak ja nie rozumiem ludzi!

Jedyną rzeczą jaka teraz w miarę mnie pocieszała był fakt, że jako tako wyłapałem jak można stąd zwiać i przy okazji coś im spieprzyć (w końcu muszę zostawić po sobie jakąś pamiątkę), gorzej tylko z faktem, że ten cholerny John stoi za drzwiami. I co minutę pyta czy się do jasnej cholery uspokoiłem! Tak kurwa jestem oazą spokoju, nie widać?! No ja nie pierdolę!

Dobra, spokój Jack… Spokój. Bo serio, gówno z tego wyjdzie.

Jakieś kilka minut później usłyszałem dźwięk interkomu i John był zmuszony odejść… jedna szansa na milion! Zacząłem bawić się zamkiem, miałem przy sobie jakiś drucik co to jakby człowiek się uparł mógłby posłużyć za wytrych. Piekielnie bardzo trzęsły mi się te ręce, aż chciałoby się je uciąć, co nie byłoby zbyt dobrym pomysłem.

I poszło!

Odetchnąłem z ulgą i zwiałem z tego pomieszczenia. Było mi obojętne, że nie mam broni, ani butów, ani bluzy, ani cholera jasna planu! Po prostu jak najdalej od Johna, bo w tym momencie sobie z tym sukinkotem nie pogadam. Z resztą odechciało mi się!

Mh… Teraz takie… właściwie po co tutaj przylazłem, nie? Noo… powiedzmy, że przez pewien czas zastanawiałem się czy nie dołączyć, później chciałem tylko przekonać ich, żeby nie atakowali obozu, bo Pasithea i tak go wykończy, a teraz? Teraz to marzę tylko o tym, żeby schrzanić im system obronny! Poważnie… Nikt nie będzie mnie obrażał, w żaden sposób! Jasna cholera! Za dużo ostatnio przeklinam, pierdolę to…

Wbiegłem w jakiś korytarz, przy okazji, wyłączyłem oświetlenie w jednym sektorze. Debile… Później udało mi się znaleźć zbrojownię numer II, ta pełna była nie broni, a pewnych „komputerów”, nazwę to tak, bo prawdziwą nazwę wymówią chyba tylko dzieciaki Hefka.
Powiedzmy, że częściowo się orientowałem. Każdy z tych „komputerów” odpowiadał za działanie pomieszczenia lub całego korytarza,  zamknięte drzwi… typu ta opuszczona kapliczka, w której zamknęli mnie i pozostałych za pierwszym razem miała osobny komputer. Jeśli mam szczęście mogą tam być obecnie jakieś „ofiary”. John mówił coś o oszalałych kompanach… ta… jeśli są szaleni, na pewno spowodują jako taki chaos. Później wyłączę zasilanie w zbrojowni numer I… tym sposobem, broń która się „ładowała” (naprawdę nie potrafię tego do cholery wytłumaczyć, po prostu eksperymenty dzieci Hefka) wywoła zwarcie, może nawet powstać pożar. Idioci, że nie zabezpieczyli tego miejsca bardziej.

Gorzej było tylko ze znalezieniem odpowiedniego ustrojstwa, bo przecież oczywiście nie było napisane „to wyłącza to, a tamto to…” tylko były „Ψ”, „Ω”, ”Σ”, „∏”. Z rzadka jakieś liczby i bądź tu mądry i pisz wiersze!
Ale po chwili przypomniałem sobie, że  „Ψ”, oznacza sektor „Y”, znaczy się należy do pomieszczenia Yvonne, to taka laska od Hefka, odpowiedzialna za uzbrojenia, wyłączyłem więc zasilanie tego urządzenia, a dla pewności wetknąłem do przycisku coś co by go zablokowało. Teraz… znaleźć tylko tę opuszczoną świątynie. Wiecie co było w niej cholera ciekawe? Nikt nie wie komu jest poświęcona… Znaczy się, odkrył to John, ale mi nigdy nie powiedział, nawet kiedy groziłem mu zwolnieniem z obowiązków mojego zastępcy… szkoda, że tego nie zrobiłem. Skakanka wydaje mi się być o wiele bardziej trzeźwo myślącą osobą (ta… może dlatego, że jest córką Wulkana, a nie Bachusa).
Nie było nic co odpowiadało by słowu „świątynia”… O czym myślał ten dzieciak od Hefka kiedy kilkaset lat temu to tworzył? Bogowie… zaraz! SPO… ZARAZ! Gdzie ta pieprzona litera „∏”?

 Okej jest… Zrobiłem to samo co poprzednim razem i odetchnąłem z ulgą.

-Brawo! – Pochwalił mnie stojący za mną John.
Słowo daję myślałem, że zejdę na zawał.
-Idź zajmij się teraz twoim problemem – uśmiechnąłem się łobuzersko.
-Pożar? Fakt, jest problem, ale nie dla mnie, dla tych z sektora „Y”, to jakiś kawałek stąd. Ci obłąkańcy? Są nieco dalej.
-Więc spieprzaj – warknąłem – Niezły z ciebie dowódca nie ma co!
John wzruszył ramionami, czemu on zawsze wzrusza ramionami?! Pierdolę to… podszedłem do niego i spiorunowałem wzrokiem. Kompletnie przestałem go poznawać. Jest zimny i oschły, kiedyś było wręcz przeciwnie.
-Mogę ci coś powiedzieć? – Spytałem. Znowu wzruszył ramionami – „Zmieniłeś się”, mówi ci to coś?
Twarz chłopaka nagle przestała mi się wydawać taka zimna, oczy nie były zimne, ale smutne. Odepchnąłem go, żeby skorzystać z okazji i kiedy tylko wyszedłem z pomieszczenia, złapał mnie za dłoń… cholera, myślałem, że znowu będę miał przerąbane, ale on tylko dotknął dłonią mojego policzka, po czym pocałował w usta… ale nie tak jak „wtedy”, tylko… z pasją. Kiedy skończył, usłyszałem alarm pożarowy oraz krzyki. I nagle odeszła mi ochota na ucieczkę… Poważnie powinienem się leczyć, ale John powiedział:
-Idź – głos miał normalny. Ciepły. Jasna cholera, o co w tym chodzi? – Idź do swojego obozu, to teraz tam jest twój dom. Ostrzeż ich, zrobiłem coś strasznego.
-Co, kurwa? – Spytałem.
Ale John mnie odepchną i odbiegł w kierunku alarmu. Jakbym był bardziej wrażliwy to chyba pobiegł bym za nim, ale nie jestem! Mam go gdzieś! Co z tego, że przez chwilę był normalny?! Pierdolę go i tak! I pobiegłem w kierunku wyjścia ewakuacyjnego numer II… Po drodze jeszcze krzyknąłem przez interkom, którego „głośniki” były rozwiane po całej kryjówce:
-Narka, kretyni!

Pewnie cholernie długo mi to zajęło, ale starałem się na nikogo nie wpaść. Dopiero kiedy się wydostałem zdałem sobie sprawę, że broń do mnie nie wróciła. A nawet nie miałem ochoty, żeby się po nią cofać… I co zrobić? Na dodatek, panowała zamieć śnieżna, a ja byłem w niezbyt ciekawym stroju, na dodatek bez butów. Mam przekichane, biorąc pod uwagę fakt, że nie za bardzo jest stąd jak komuś coś ukraść, bo jestem na zadupiu. Ale przecież MUSZĘ wrócić do obozu i pomóc kolejnym idiotom. Bogowie, za co mnie tak karzecie?
No więc ruszyłem. Najpierw biegłem, później się zmachałem (chyba za dużo palę), więc szedłem. I diabelnie marzłem, palce u nóg miałem skostniałe, z resztą cały byłem skostniały.
Ale po pewnym czasie zauważyłem kogoś nadjeżdżającego na motorze, facet zatrzymał się zdjął kask i oddalił się za drzewo z wiadomą sprawą, a ja? Cóż… no… skorzystałem z okazji, nałożyłem kask i zwinąłem kolesiowi motor. Co zrobić? Hahaha… kocham te maszyny! Zdążyłem jeszcze krzyknąć kolesiowi „Sorry, ale ten motor pasuje mi do włosów”, po czym odjechałem. Miałem gdzieś, że dawno temu miałem styczność z tą maszyną i niektórych rzeczy pozapominałem. Śmiałem się po prostu i miałem wszystko gdzieś. Nawet był moment, że zastanawiałem się czy nie powinienem pojechać na miasto, coś ukraść po czym zamieszkać w jakimś hotelu czy co… ale, pomyślałem, że mimo wszystko ważniejsze jest dotarcie do obozu… ciekawe jak bardzo się zachrzanił gdy mnie nie było.


Bardzo, bardzo długo mi zajęło dotarcie na miejsce… serio. Bardzo długo. Kawałek nawet musiałem dojść, bo paliwo się skończyło, no nic… Wkroczyłem do obozu i znowu zachciało mi się śmiać, było tu jakby przeszło tornado… po prostu… jasna cholera! Chyba przy każdym domku trwały naprawy. Nie było mnie raptem kilka chwil i proszę… obóz w rozsypce.
-Jack?! – Ryknęła nagle Vi, która przechodziła obok. Podeszła do mnie i wymierzyła mi prawym sierpowym – Kurwa! Jack! Gdzieś ty się szlajał! Zabawa cię ominęła!
-Też się cieszę, że cię widzę, piękna – odparłem.
-NIE.NAZYWAJ.MNIE.PIĘKNA! Ty, cioto! – Wycedziła.
Zaśmiałem się głośno i prawie znowu oberwałem, ale podszedł do mnie Valdez.
-Cześć – skinął lekko głową – słuchaj nie mój interes gdzie się podziałeś i w ogóle. Ale skoro już jesteś możesz potrzymać? – I wręczył mi w dłonie jakąś skrzynię, a sam zaczą wiązać sobie buty.
-I co kretynie? – Spytała Vi, tym razem było to skierowane do Valdeza.
-Nic, kochanienka – odpowiedział i przesłał jej całuska – dawno nie gadaliśmy.
-Szmat czasy, Gumoleonie – powiedziała ze śmiechem.
Nie wiem co było w tej skrzyni, ale słyszałem jakieś chrobotanie, nie za bardzo mi się to podobało. Ale nie chciałem komentować. No i kurde zimno mi było w stopy, wolałbym mieć jakieś buty na sobie!
W końcu gdy ta skrzynia zaczęła się ruszać w moich dłoniach spytałem:
-Co tam masz?
Leo zaśmiał się cicho i skończył wiązać buty.
-Nic takiego. Tylko pająki z Afryki…
Wypuściłem mimo woli skrzynkę, która rozbiła się w drobny mak. Wbrew moim obawom, nie wylazły wielkie pająki, a wyfrunęły trzy czarne ptaki… chyba kruki.
-Jasna cholera – jęknął Leo – Jack, kretynie…
-Nie nazywaj go kretynem, Gumoleonie – warknęła Vi, ale wyraźnie powstrzymywała śmiech.
Leo wystawił jej język.
-To były kruki Apolla! Rozumiesz?!
Pokręciłem głową.
-W sumie… kij mnie obchodzi kogo były to ptaki. Zimno mi. Idę do domku.
To powiedziawszy odszedłem od nich. Vi jeszcze za mną wołała, ale olałem ją. W sumie… nie chciało mi się z nią gadać. Czasami mnie mocno denerwuje, ale mimo to ją lubię.
Otworzyłem z impetem drzwi, usłyszałem ciche westchnięcie, ale z początku nikogo nie zauważyłem. Dopiero po dłuższej chwili zobaczyłem Larsona, leżącego w swoim łóżku. Oczy miał opuchnięte.
-Co smarku? Skaleczyłeś się? – Zadrwiłem.
Larson wręcz podskoczył, usiadłem na swoim łóżku, które było naprzeciwko jego i popatrzyłem na niego. Chłopak… cóż, rozwala mnie serio… gówniarz nie wie czego chce i w sumie, jakbym miał lepszy humor mógłbym by go trochę powykorzystywać… żeby coś przyniósł czy coś.
-J-Jack? – Wydukał – Jasny gwint! Co tu robisz? Przecież…
-A co cie to obchodzi? Powtórzę pytanie, skaleczyłeś się?
Larson pokręcił głową i wtedy usłyszałem jak ktoś wchodzi, to był Connor. Nie zwrócił na mnie uwagi tylko rzucił jakiś plecak na łóżko Larsona  i ukląkł przed chłopakiem.
-Słuchaj. Lubię cię – zaczął. Musiałem powstrzymać się od śmiechu – Ale inni nie chcą cię tu. W Wielkim Domu jest kilka wolnych pokoi. Może Octavian nawet nie długo jeden zwolni. Więc wiesz. Spakuj się.
Później Connor mnie spostrzegł i chyba prawie na zawał nie zszedł. Ale zaśmiał się, przybił mi piątkę, mruknął coś o wagarowaniu, po czym wyszedł z domku.
-„Spakuj się”? – Spytałem – O co chodzi?
-Nie twój interes – warknął, nieudolnie naśladując mój głos.
-Odpowiadaj!
Larson spojrzał na swoje buty.
-Jestem określony – odpowiedział.
-Świetnie! – Zaśmiałem się – Ale co? Nie chcą cię w domku Afrodyty?
Larson  przełknął głośno ślinę i spojrzał mi w oczy. Głupi gówniarz!
-Moim ojcem jest Tanatos. Ja nie mam domku. I nikt nie chce mi pomóc, ani mnie przetrzymać. Nawet bóg który podróżników.
Tanatos? Nie to chyba jakieś żarty są! Ten mikrus jest niby synem boga śmierci! Hahaha… nie śmieszne.
-Nie żartuj, dobra?!
-Nie żartuję – powiedział poważnie, po czym wstał z łóżka i zaczął pakować swoje rzeczy.
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi, krzyknąłem, że otwarte i do domku wpadł di Angelo. Spojrzał na mnie z ukosa, ale on jeden ze wszystkich nie zdziwił się na mój widok i chwała mu za to. Zamiast tego podszedł do Larsona i położył mu dłoń na ramieniu.
-Hej Sun – przywitał się. Miał zimny głos, ale wyczuwałem, że nie chciał aby taki był.
Larson strącił jego dłoń, po czym wstał na równe nogi i spiorunował go wzrokiem.
-Czego chcesz?! – Ryknął na całe gardło – Znowu chcesz mnie wkurzać?! Jak tak, to sobie daruj! Mam ciebie powyżej uszu! Rozumiesz?!
Di Angelo westchnął ciężko.
-Nie chcę ci nic mówić – powiedział ze spokojem – Po prostu… Po części coś nas łączy. Nie chcą cię u Hermesa, ale możesz mieszkać u mnie, póki sytuacja się nie ustabilizuje i nie dostaniesz pozwolenia na wybudowanie domku.
Larson był zaskoczony to fakt. Był mega zaskoczony, bo aż plecak upadł mu na podłogę.
-Ty tak serio? – Spytał.
Di Angelo pokiwał głową.
-Chyba, że jednak mnie tak strasznie nienawidzisz to…
-Nic takiego nie powiedziałem – wypalił Larson.
Di Angelo przewrócił oczami… ciężko mi było powiedzieć, czy przygarnięcie Larsona to był jego pomysł, ale zrobiło mi się niedobrze, przez tą jego dobroć… udawaną czy nie, ale ja to bym najchętniej gówniarza zapakował w worek i wysłał na Alaskę. Ot, do rodzimego kraju by trafił.
No i w końcu skończyło się na tym, że Larson się spakował i postanowił zamieszkać u Di Angelo… doprawdy romantyczne w kij…
A ja zasnąłem. Po prostu. Było mi zimno i byłem zmęczony i cholernie było mi żal… A czego? Śmiejcie się dalej… że jednak do niczego między mną a Johnem nie doszło. 





Pierdolone jest to moje serce, nie ma co.
I powiem tak… 
Nie wiem co to jest kurwa miłość, ale chyba się zakochałem.

(STEVE)


Pożegnałem się z Travisem. Miałem jeszcze pomóc Leo z paroma skrzynkami. Ale powiem tak… Travis jest boski. Po prostu…
-Hm? – Leo wydawał się dzisiaj bardzo zamyślony. Nie ma co – Ile było tych skrzyń?
-Trzy – odpowiedziałem – jedna zniszczona. Więc mamy dwie. Co było w tej zniszczonej?
Leo machnął dłonią i podał mi jedną skrzynię, po czym wziął drugą i poszliśmy pod domek pierwszy który chyba najbardziej ucierpiał. Powitał nas Jason.
-Ej! Mówiłem wam, że wezmę te skrzynki, nie? – Zaśmiał się cicho i zabrał tę od Leo.
-Ta… - Leo zaśmiał się – Ale one przyszły do ciebie. Jakby nie patrzeć wyszło ci to na plus. W jednej masz części zamienne w drugiej narzędzia, te drugie, będziesz mógł mi zwrócić, dobra? I na pewno nie chcesz pomocy?
-Absolutnie – Jason wyszczerzył zęby i odebrał mi pakunek, po czym zniknął na chwilę w jedynce.
Kiedy wrócił wręczył mi czapkę.
-Po co mi to? – Spytałem.
-Zamarzną ci uszy – odpowiedział i uśmiechnął się ciepło.
Zaśmiałem się cicho i podziękowałem, po czym nałożyłem czapkę. Nie ma co… ostatnio zacząłem częściej rozmawiać z Jasonem i okazał się być całkiem sympatyczny, wcześniej wydawał mi się być trochę… sztywny, ale nie… jest całkiem fajny.
-Ej wpadniecie może do mnie? – Spytał Jason.
Leo pokręcił głową.
-Nie mam czasu, panie Iskro – odparł – Idę jeszcze do domku Nyks, zreperować dach. Później wracam do dziewiątki i pomagam innym na obozie.
Jason pokiwał ze zrozumieniem głową. Ja też nie za bardzo miałem czas. Musiałem udać się do kliniki. Mój brat Toby… cóż, Lea walnęła go mieczem w oko i… powiedzmy sobie szczerze, nie chcecie wiedzieć jak to teraz wygląda.
Powiedziałem więc Jasonowi, że muszę udać się do Toby’ego, a Grace postanowił pójść ze mną (później naprawi co ma do naprawy), zgodziłem się, chociaż nie wiedziałem co może zdziałać w tym przypadku syn Zeusa.
Mieliśmy się więc już rozejść, ale usłyszałem… krzyk oraz ryk potwora. Nie wiele myśląc dobyłem miecza i z pozostałymi pobiegłem w tamtą stronę.
Zaraz za domkiem pierwszym w śniegu leżała… dziewczyna, musiała się potknąć i wycofywała się aby uciec przed potworem… nigdy nie widziałem cudaczniejszego potwora… Połączenie człowieka, z koniem, wężem i chyba jeszcze krową… Ale nie miałem czasu na podziwianie. Zaatakowaliśmy wspólnie potwora, nie był zbyt wymagającym przeciwnikiem, a przynajmniej wtedy gdy promienie słonecznie padły na mój miecz i laser spopielił go dosłownie…
Podeszliśmy wtedy do dziewczyny, która od razu wstała na równe nogi i zaczęła się cofać.
-Ani kroku! – Warknęła – Rozumiecie, ani kroku! Zabiję was potwory!
Zmieniłem miecz w sygnet.
-Nic ci nie zrobię – odpowiedziałem.
Dziewczyna jest ładna. Ale była stosunkowo niska, ale to akurat tylko dodawało jej uroku. Opalona cera i długie niebieskie włosy, absolutnie ze sobą współgrały.
-Yhm… Już ci wierzę! – Warknęła – No dalej! Mgło opadnij!
Dziewczyna jęknęła i złapała się za żebro. Wtedy zwróciłem uwagę, że jest ranna. Podszedłem do niej w ostatnim momencie, gdyż zemdlała i opadła mi prosto w ramiona.
-Łał… - Jason podrapał się w kark – Zanieśmy ją do kliniki.

Pokiwałem głową i szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę klinki. 


*** 

No więc okej. Wow... niezła pora na dodanie rozdziału, wiem XD No ale mam nadzieję, że się podoba i z góry mówię, że krótki jest z powodu mojego ciągłego zajęcia czymś ;w; Po prostu powariuję ;w; No ale jest, nawet nie mam sił sprawdzać błędów, więc jeśli jakieś są to proszę o wybaczenie i poprawię je za kilkanaście godzin xD 

59 komentarzy:

  1. Podzielam przemyślenia Jake! Szkode że tamten go nie zgwałcił.. I czemu nie molestujesz Leona?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaraz go będę molestować, zaraz xD

      Wisz... miał go zgwałcić... nawet miałam pewien opis, ale doszłam do wniosku, że to by było za wiele dla Jack'a XD

      Usuń
    2. N-nie.. Nieeee... Nooooo... *gwiezdne wojny* Ja chcem by ktoś zgwałcił go! Prześlesz mi ten opis na emaila? xD

      Usuń
    3. Ja też chcę ten opis. XDDD
      I popieram gwiazdę, że mogłaś go zgwałcić. ;D

      Usuń
    4. Jak ja już ten opis usunęłam ;w;
      Nie mogłam go zgwałcić, bo wtedy serio... Pewien kolega by mnie zamordował XDD

      Usuń
    5. Jestem ciekawska więc zapytam: jaki kolega i dlaczego?

      Usuń
    6. *płacze* i teraz musze szukać słabych gejowskich pornoli... Ech.. Czemu ich jesy mniej od np tych z lezbijkami? Mam ochote coś obejrzeć a na YT.. To chyba ja wbiłam milion wyświetleñ YT.. Ech..

      Usuń
    7. Bo prawie wszystkie u mnie postacie to postacie które żyją w realnym świecie xD (Jasmine, Roxanna, Lea [zaskoczę pewnie mówiąc, że to jestem ja XD], Fuego i Jack właśnie) I Jack to je mój kolega z klasy...(pozdrawiam Olega ;w; ), on by mnie zamordował gdyby Jack'a ktoś zgwałcił :3 xDD

      Usuń
    8. Haha spoko. Pozdrów ich wszystkich ode mnie. ;D

      Usuń
    9. Ode mnie też. Kolegi może bezpośrednio nie gwałć.. Ale Jacka?

      Usuń
    10. xD Ta... Jak Roxi i Jas wrócą z Londynu to pozdrowię xD

      Usuń
    11. No dobra. Muszę spadać, bo zaraz usnę z laptopem na kolanach. ;D Dobranoc. ;D

      Usuń
    12. Branoc, też chyba pójdem, w takim razie ;w;

      Usuń
    13. Czekaj. Czekaj?! Czy Fue coś tam nie podał Leusioai tabletki gwałtu? Masz przyjaciela dilera?

      Usuń
    14. Fuego XD Nie, ale kiedyś powiedział do swojego przyjaciela, coś w stylu "Więc nie idź do mnie do domu, bo dam ci sok i wrzucę do niego jakąś tabletkę, to już z niego nie wyjdziesz.". xD (chodziło o to, że ten jego przyjaciel chciał do niego wpaść, ale on miał cholerny bałagan itd.XD)

      Usuń
    15. Nie wnikałam xD Chyba nie, ale to Rafał jego nie ogarniesz, on się pcha wszędzie ;w;

      Usuń
    16. Rafały tak mają. I pozdrów Fuego. Skąd takie imie?

      Usuń
    17. Dobrze pozdrowię go xD A Fuego, bo z Hiszpańskiego (?) to znaczy ogień. To dłuższa historia, ale w sumie, można się domyślić XD

      Usuń
    18. Leo mówi po Hiszpańsku *brawa dla osoby ktòra prawie napisała przez ch*

      Usuń
    19. Ano mówi, mówi... Ale jeszcze się chyba nie skapną, że Fuego ma imię jego żywiołu XD Dobra, lecem spać, bo jutro się ciężki dzień zapowiada ;w;

      Usuń
    20. Bendom parą?! Tak! To pa.

      Usuń
    21. Czy ja dobrze zrozumiałam? Nowy parring? Fuego i Leo? ;D
      Fuleo? Lego? Jak to będzie brzmieć?

      Usuń
    22. Mój brat ma całe miazto z Lego... XD I pizgałam sobie z Leoparda... xD Wiesz co? Virrena nie bendzie pumą.. To bendzie Leopard... (lampart)

      Usuń
    23. Jak chcesz. ;D Leopard też spoko. XD

      Usuń
    24. Fuego i Leo, to ma już nazwę xD Maldez, dokładniej rzecz ujmując. A co z tym będzie... cóż, zobaczycie XD

      Usuń
    25. Ciekawa jestem tego bardzo. ;D

      Usuń
    26. Te nazwy to są tylko po to bym miała z nimi problem.. xD

      Usuń
  2. Oł je. Moja postać. XDDD Ale się jaram. ;D
    Cudownie to opisałaś. ;****
    I w końcu Sun został uznany. ;D Kolejna świetna wiadomość. Syn boga śmierci. ;D W takim razie jest naszym kuzynem?
    I Jack. Zakochany? Jakoś go sobie zakochanego nie wyobrażam. :***
    I został prawie zgwałcony. Nie ma to jak obudzić sis śmiechem po północy. Wydarła się na mnie i nazwała wariatką, co akurat jest prawdą. ;D

    Właśnie mi przypomniałaś, że ja też nie poprawiłam błędów. Ale zrobię to już jutro. ;D

    I w ogóle rozdział taki boski. ;D

    Nie mogę doczekać się nastepnego.
    Pozdrawiam i weny życzę duuużo. ;DDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podołałam opisaniu xD
      Ta... Sun w ogóle miał być uznany, ho, ho, ho i jeszcze dalej, prawie pod koniec, ale postanowiłam to przyśpieszyć, bo muszę go jeszcze pomęczyć xD I chyba tak jakby jest naszym kuzynem XD (nie wiem jakie Tanatos ma więzy krwi z bogami, prawdę mówiąc... wiem tylko, że jest według niektórych źródeł synem Afro, także... XD)

      Jack... wisz... Jack jest typem który sam nie wie czego chce. On nie wie KOGO kocha, ani czy w ogóle jest w stanie kogoś kochać... ponieważ... a nieważne.

      Przepraszam za siostrę XDD

      Cieszę się, że rozdział się podoba i dziękuję za wenę ^^"

      Usuń
    2. To Jack to prawie jak ja.. A nie! Ja jestem aspołeczna!

      Usuń
    3. Jack przypomina mi moją kumpele z klasy. Też klnie jak nie wiem co, pali, pije, pieprzy się z trzydziestolatkami i wgl. ;DDDD

      I dobrze, że uznałaś Suna teraz. ;D

      Usuń
    4. To Jack nie jest aspołeczny xD Aspołeczny ostatecznie może być Sun ;w; (tak będę go męczyć tak jak Rick męczy Nica XD)

      Usuń
    5. Też będzie gejem? Może zakocha sie w Nico?

      Usuń
    6. Ja muszem milczeć jak zawsze 'w'

      Usuń
    7. I będom mieli razem szczeniaczki! *brawa* Tak bardzo tżeźwo myśle.. Gwiazda! Geje nie mają własnych dzieci! I na pewno nie szczeniaki! Nie! Ja wiem wg skąd się dxieci biorà?! xD Co to masz za dziwke w klasie?

      Usuń
    8. Eh szkoda gadać. XDDD Waży ponad 80 kg, a mysli, że jest miss świata. ;D

      Usuń
    9. OMG XDD

      Pff... Ja widziałam kiedyś art gdzie Nico był w ciąży z Jasonem, także... ekchem... xd

      Usuń
    10. Nico w ciązy. XDDD Już to sobie wyobrażam. ;D

      Usuń
    11. Cooo.. No chyba w the sims 2. xD Jak Jason to kosmita.. I nie chcem by chłopacy chodzili w ciąży..

      Usuń
    12. Mnie to zryło mózg ;w; I nie, nie w TS2 ;w; art, nie gra ;w;

      Usuń
    13. Ale w TS2 facet może zajść w ciąże.. D: Nope! Nie! Nicko nie będzie mamą!

      Usuń
    14. I echem.. Jak ci mogło musk zryć skoro on już jest zryty?

      Usuń
    15. On mi się ciągle ryje XD I tsa... już tak robiłam w TS2 i w TS3 a moja koleżanka podobno jeszcze w TS4 XD

      Usuń
    16. Ja gram tylko w 3. :3 Czwórke na wigilie od cioci se zamówie.. xD Ona kupiła mi wsxystkie dodatki do TS3 jakie chciałam.. Jej nie wymienie!

      Usuń
  3. O Córo! Zanim palne coś idoliotycznego *bo zachowuje się jak wpod wpływem* odchodze i jutro kontynuje! Ide do wójka Hypnosa. Zostaw mnie zboczrńcu! Miałam pooglądać! Pa pa i dobranocka. Mniejsza że to prawie rano.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam, wiedziałam że Sun to syn Tanatosa!!!!!!!
    Rozdział jest genialny i przewspaniały, a punkt widzenia Jacka mnie rozwalił!!
    Nie wiem czy lepiej by było gdyby nasz kochany Jack był z Octavianem czy z Johnem. Szczerzę wolę Oktaviana. Oczywiście nie mogę się doczekać nexta i życzę duuuuuużoooooo weny!

    Z.B córka Hadesa

    OdpowiedzUsuń
  5. Chmmm.. Taka rozkmina.... No niby coś z wczoraj pamiętam.. W każdym razie obejrzałam 20 min Skyrim i zaanełam. I miałam Wena na ambitny kom.. I.. Zapomniałam...

    OdpowiedzUsuń
  6. Brawo Gwiazda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje! *uśmiecha się* Jednak nadal nie lubie Anonimów..

      Usuń
  7. No więc , wstałam XD
    I muszę to skomentować bo samo się o to prosi.
    Perspektywa Jack'a naprawdę rozwala.. XD
    I się jednak myliłam , myślałam, że kto inny jest ojcem Sun'a ale to nie istotne XD
    Mam nadzieję ( bo spam tak bardzo) , że tutaj żadna rozmowa się nie rozwinie XD

    Za dużo "XD"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noo.. Jak ostatnia rozmowa się rozwineła to 162 komy w jeden wieczór.. XD

      Usuń
    2. A co jest istotne? xD Takie depresyjne to zdanie..

      Usuń
  8. U mnie CD. Dla zainteresowanych. XD

    OdpowiedzUsuń