53. Niektórzy nie mają po co żyć
(SUNAJ)
Prawdę mówiąc jestem roztrzęsiony. Naprawdę nie mogę być
synem… ja wiem? Hekate. Już chyba wolę Iris. Czemu? Po prostu teraz WSZYSCY mnie
unikają lub wyzywają od dziwaków… czy to moja wina, że mam takiego, a nie innego
ojca? Nie? No właśnie! Ja nie wybierałem sobie rodziców, jakbym mógł to
chciałbym być po prostu zwykłym dzieciakiem, ze zwykłymi problemami.
Zazdroszczę tym wszystkim trzynasto, piętnastolatkom, którzy
łażą sobie normalnie do szkoły, mają normalnych kolegów i ich największym
zmartwieniem jest to, że grozi im jedynka na koniec roku… naprawdę im dłużej
jestem (znaczy się im więcej czasu mija odkąd się dowiedziałem, że nim jestem)
herosem, tym mniej mi się to podoba. Nie wiem nawet co myślą na ten temat
pozostali, bo oczywiście po co mają ze mną gadać?
No dobra… Jest Jack. Ale on to kretyn. Di Angelo mnie
wkurza, podobnie jak jego chłopak. No i jest jeszcze…
-Anvik! – Zawołałem za nim.
Nie zwrócił na mnie uwagi, wydawał się być zamyślony.
Pobiegłem za nim, po prostu chciałem z kimś pogadać. Ale chłopak ciągle bujał w
obłokach. W końcu doszliśmy do domku Hekate i myślałem, że to nici z rozmowy bo
wejdzie do domku, ale tego nie zrobił. Zamiast tego, wszedł po drabinie na dach
domku i z góry przyglądał się obozowi. Nie wiedziałem po co to robi, ale
wszedłem za nim. Wtedy dopiero mnie zauważył.
-Cześć – przywitał się. Zastanawiam się swoją drogą czemu ma
on taki monotonny głos.
-Hej. Co robisz?
-Patrzę – odpowiedział, jakby to była najciekawsza rzecz na
świecie.
Pokiwałem głową i usiadłem obok niego. Że też nie nudzi go
takie po prostu siedzenie i gapienie się przed siebie.
-Powiedz mi – zaczął po dłuższej chwili – jak to jest być
synem boga śmierci?
-Byle jak. Nikt mnie nie chce znać w tym momencie, nie to,
że wcześniej chcieli. Ja nic nie mówię…
Anvik popatrzył na mnie z zastanowieniem.
-To idioci. Osobiście chciałbym być synem Tanatosa.
-A ja synem Hekate. Może się zamienimy? – Uśmiechnąłem się
sztywno.
Anvik pokręcił głową, chyba wziął moje słowa na serio, bo po
chwili odpowiedział:
-Nie chciałbyś być na moim miejscu, nie chciałbyś być synem
Hekate.
-W takim razie ty nie chciał byś być synem Tanatosa –
warknąłem.
Anvik zaśmiał się cicho.
-Przynajmniej wtedy moją karą byłaby śmierć – odparł po
chwili.
-Chcesz umrzeć? – Spytałem, gdyż zacząłem powoli chyba
rozumieć sytuację.
Syn Hekate dłuższy czas nie odpowiadał. Nawet się
zastanawiałem, czy w ogóle odpowie w końcu… moje pytanie było dosyć delikatne.
I kiedy już chciałem je odwołać, chłopak odpowiedział:
-Tak, chcę.
Wiedziałem! Znaczy po prostu to czułem, już od dawna, ale
nie chciałem poruszać tego tematu. I wiem, jak bardzo głupio zabrzmiało moje
kolejne pytanie, ale po prostu nie wytrzymałem:
-To czemu się nie zabiłeś?
W tym momencie to ja się zacząłem wahać nad strzeleniem
sobie w łeb. Jestem beznadziejny w rozmowach, ale Anvik nie wyglądał na
zdenerwowanego.
-Nie mogę – odpowiedział przyciszonym głosem – Nie mogę się
zabić. Nie umrę ze starości. Mogą zabić mnie tylko potwory lub inny heros.
-Więc czemu…
-Nie chcę skończyć jako ofiara potwora – przerwał – Ale
wiesz co Sun? Pomogę zniszczyć Pasitheę, po czym… myślę, że pozwolę jakiejś
mantikorze... no wiesz. Żyję już i tak wystarczająco długo.
Jakaś gula zrobiła mi się w gardle. Lubię tego chłopaka, po
za tym… Nie umiem sobie wyobrazić jak on umiera. Może i mówi, że ma te trzysta
ileś lat, ale z wyglądu przypomina mojego rówieśnika. To trochę tak jakbym
próbował sobie wyobrazić siebie martwego. Hah… zabawne jestem niby synem boga
śmierci, a nie potrafię wyobrazić sobie śmierci nikogo z tego obozu. Nawet di
Angelo, którego nienawidzę!
-Ale czemu tak właściwie? – Spytałem – Przecież… życie jest
fajne!
-Gdyby Tanatos nie powiedział oficjalnie, że jesteś jego
synem, w życiu bym w to nie uwierzył – mruknął po czym dodał po chwili – No…
oczywiście jeśli pominę fakt, że domyśliłem się tego. Sun, pomyśl… Przeżyłem
wojny, widziałem śmierć wielu bardzo bliskich mi osób… Z resztą, po co mam żyć?
Byłem już wszędzie. Znam większość języków świata, książek, czy nawet sławnych
ludzi… Po co?
-A-ale… Co z innymi? Masz kogoś bliskiego? Każdy przecież
ma, albo będzie miał!
-Optymista się trafił – westchnął ciężko – jestem
chłopakiem, który… ech – Anvik spuścił wzrok – Po prostu jestem inny. Nie
jestem z tego stulecia… ba! Nawet z poprzedniego. Na pieńku mam z każdym bogiem
i moje serce jest w kawałkach.
Zmarszczyłem czoło, bo w sumie… Łał… podziwiam tego chłopaka
i może to trochę samolubne ale chciałbym być na jego miejscu, nie starzeć się,
być takim mądrym (bo gdy z nim rozmawiam, po prostu od razu czuję, że jest to
chłopak mądrzejszy nawet od dzieci Ateny… za którymi średnio przepadam, z
kilkoma wyjątkami).
-Co to znaczy jest w kawałkach? – Spytałem po chwili.
Anvik spojrzał na mnie niebieskimi oczami (swoją drogą, ma w
tym momencie oczy identyczne do Jack’a).
-Ciekawski jesteś Sun – odpowiedział. Zaczerwieniłem się
lekko – To nie jest zła cecha, ale radzę ci się czasami powstrzymać. A
odpowiadając na twoje pytanie to… cóż… Ja byłem zako… - chłopak umilkł, ukrył
twarz w dłoniach i westchnął ciężko. Miałem taki odruch, żeby go jakoś
pocieszyć, coś mu powiedzieć, ale się powstrzymałem i w końcu po kilku długich
minutach odparł – Po prostu, powiedzmy sobie szczerze, że w zasadzie nigdzie
nie jestem tolerowany. Nawet własna matka mnie odepchnęła, a jedyna osoba która
mogła mnie zrozumieć nie żyje od kilku lat, na dodatek wiele, wiele lat temu
zabito moją siostrę. Ja naprawdę nie chcę ci narzekać nad uchem Sun, zmieńmy
temat, albo najlepiej się pożegnajmy.
-Przepraszam –
opuściłem głowę. Nie chciałem kończyć rozmowy, bo inaczej znowu czekałby mnie
samotny dzień, jak zwykle – I wcale nie narzekasz! Łał, chciałbym mieć takie
życie jak ty… tylko się nie obrażaj, proszę.
Anvik roześmiał się oschle i spojrzał na mnie z lekkim
rozbawieniem, jakbym powiedział jakiś wyjątkowo dobry żart. Lekko się uraziłem
tym spojrzeniem.
-Nie chciałbyś – odparł po chwili gdy się uspokoił – Ale
cieszę się, że potrafisz dostrzec w tym jakiś pozytyw.
-A ty nie potrafisz?
Pokręcił przecząco głową i zapatrzył się na jakiś odległy
punkt.
Tymczasem śnieg padał już naprawdę solidnie, ledwo było
widać czubek własnego nosa, poważnie! No i było już ciemno, ale mimo to nie
miałem ochoty na schodzenie z dachu, po prostu muszę przyznać, że lubię Anvika.
Może jest lekkim świrem, ale w sumie czy to takie dziwne?
-Anvik – zacząłem po chwili – kiedy zacznie się walka?
Prawdziwa walka, a nie jakieś podchody.
Chłopak zamyślił się.
-Nie wiem. Pasithea gra na zwłokę i to mnie niepokoi.
Wygląda to tak jakby czekała na jakiś odpowiedni moment i… Czekaj słyszysz to?
Wytężyłem słuch. Faktycznie, słyszałem jakieś grzmoty, ale
stanowczo nie pochodziły one z burzy. Anvik zeskoczył z dachu, ja zszedłem za
nim po drabinie. Grzmoty były coraz głośniejsze i po chwili nastąpił trzask,
jakby ktoś pękną szkło.
-Jasna cholera! Sun, pod dach!
Popchnął mnie prosto na ganek domku Hekate, sam zaraz
znalazł się obok mnie i w tym samym momencie usłyszałem jak coś spada na śnieg,
oraz przez ledwo widoczną śnieżycę coś jakby fioletowe drobinki. Jak się to
zaczęło tak się skończyło, nagle…
-C-co to było? – Wydukałem, próbując uspokoić swoje zbyt
szybko bijące serce.
-Bariera wokół obozu opadła – odpowiedział – Mamy twoje wezwanie
do wojny.
Anvik wszedł do domku Hekate, a ja zostałem sam na ganku i
wyszedłem spod niego tylko po to by spojrzeć z niedowierzaniem w górę. Głowa
mnie rozbolała, a śnieg sypał jeszcze bardziej i w końcu nie widząc innego
wyjścia pobiegłem do domku Hadesa. Nie było Nica. Z resztą czego się
spodziewałem? Siedzi pewnie u tego swojego
Percy’ego! Uch…
Powinienem chyba kogoś uprzedzić o rozbiciu bariery obozu.
Ale nie odczuwałem takiej potrzeby, Anvik z resztą pewnie już o wszystkim
powiedział, on z takimi rzeczami nie zwleka w przeciwieństwie do mnie.
Usiadłem na kanapie. W tym domku jest stanowczo za ponuro,
co zdążyłem już zauważyć gdy przeniosłem tu swoje rzeczy.
Nie byłem jednakże długo sam, usłyszałem kroki na ganku i po
chwili do salonu weszli Nico i Percy, ten drugi wydawał się być przerażony, a
pierwszy miał kamienną minę, ale oczy zdradzały niepewność. Usiedli przede mną
i spojrzeli na mnie w tym samym momencie, tym samym wzrokiem, jakby chcieli
zaraz mi powiedzieć o śmierci kogoś bliskiego, a uwierzcie mi znam to
spojrzenie.
-Sun, obóz jest w wielkim niebezpieczeństwie…
-Tak, tak, tak – jęknąłem – Bariera padła. Macie jakieś
świeższe informacje?
Wytrzeszczyli oczy. Percy zrobił niezbyt inteligentną minę,
a di Angelo rozsiadł się jak w karczmie.
-Łał… Wreszcie mówisz jak normalny człowiek nie jak
dzieciak, jak jeszcze rano – warknął.
Bogowie jak ja go nienawidzę…
-Nie jestem dzieciakiem – odwarknąłem – Ile razy mam to
powtarzać di Angelo?
-Jesteś dzieciakiem – wycedził przez zęby. Percy zaczął
błądzić wzrokiem ode mnie do swojego chłopaka.
-Nie, nie jestem.
Di Angelo uniósł ironicznie brwi.
-Możecie mi wytłumaczyć czemu spieracie się akurat teraz? –
Spytał Percy.
Prychnąłem cicho. Właściwie sam nie wiedziałem, ale obecność
di Angelo sprawiała również, że koniecznie próbowałem się… ja wiem? Wywyższyć?
To chyba będzie właściwie słowo.
-Przepraszam – di Angelo pokręcił głową jakby odtrącał
natrętne myśli – Masz rację to nie jest najlepszy czas na jałowe spory. Sun
skoro wiesz, w takim razie byłeś…?
-Na dachu domku Hekate – warknąłem. Po chwili zdałem sobie
sprawę, że odrobinę głupio to zabrzmiało więc dodałem – rozmawiałem z Anvikiem.
-Widziałeś kogoś? – Spytał szybko Percy.
-Ledwo widziałem czubek własnego nosa – odparłem, nieco zbyt
oschle, ale już się nie poprawiałem.
Percy pokręcił nerwowo głową i zaczął przeczesywać palcami
swoje i tak nijak się układające włosy. Di Angelo zaś zmrużył oczy jakby
próbował wyczytać z samej mojej twarzy coś więcej niż powiedziałem. Co
oczywiście, mam przynajmniej taką nadzieję, mu się nie udało.
-Spokojnie – mruknął do siebie Percy. Swoją drogą nie dane
mi było widzieć go na tyle roztrzęsionym – To pewnie tylko chwilowe.
-Taa… - burknąłem – bariera się rozbiła. To pewnie tylko
chwilowe! – Zacząłem naśladować ton jego głosu.
-Opanuj się Sun! – Ryknął di Angelo.
Percy uciszył swojego chłopaka, a ja dopiero po chwili
zdałem sobie sprawę jak bardzo chamskie to było z mojej strony, ale nie miałem
sił przeprosić. Co się ze mną dzieje?
-Sorry – westchnąłem
- może nie powinienem wam przeszkadzać. Pójdę sobie.
-Ej, ej, ej! – Przerwał mi szybko Percy – My też zaraz
wychodzimy. Po prostu chcę jeszcze cię spytać o kilka rzeczy.
-Nie przesłuchuj go – Nico skarcił Percy’ego wzrokiem.
Percy zrobił pytającą minę, a Nico wyszeptał mu do ucha coś
w stylu „Później pogadamy, zostaw go”. Super! Nie no, jeszcze sobie będą
szeptać na mój temat między sobą! Jakby doskonale nie wiedział, że połowa obozu
to robi! Rozmowy się uciszają kiedy wchodzę do pokoju! I poważnie zaraz popadnę
w paranoje. Percy objął di Angelo, a mną niespodziewanie wstrząsnął taki
dreszcz wściekłości, że łzy same popłynęły mi z oczy… ja zawsze mam tak gdy
jestem wściekły, ale czemu jestem wściekły?
Percy już otworzył usta by o coś spytać, ale ja wstałem na
równe nogi, przy okazji przewróciłem stolik i wybiegłem z domku.
(PERCY)
Było mi trochę głupio z powodu Sun’a. Lubię dzieciaka i w
sumie współczuję mu. Ale nie mogłem się za nim udać, bo Nico wydaje się mieć
coś przeciwko jemu, a co jak co, ale nie chcę by Nico musiał się drażnić z
mojego powodu.
Denerwowałem się. Denerwowałem się jak diabli. I cholernie
głupio mi było siedzieć tak z założonymi rękami na kanapie w salonie
trzynastki. Nie mogę pozwolić aby obozowi się coś stało, bo co jak co, ale to
jest mój… dom, tak w zasadzie.
-Nico, myślisz, że dzieci Hekate opanują sytuację? –
Spytałem. Po prostu potrzebowałem się o to spytać.
Nico wtulił się w moją pierś jeszcze bardziej. Odkąd kilka
chwil temu dzieci Hekate podniosły alarm i zaczęły żmudną odbudowę bariery oraz
zabroniły wychodzenia z domków, siedzimy na kanapie wtuleni w siebie i udajemy
głuchych na stłumiony szloch Sun’a z sypialni, którą otrzymał po Hazel…
cholernie bardzo chciałem się tam udać.
-Zobaczymy, mnie też nie podoba się to czekanie, ale musimy
– westchnął ciężko – Percy?
-Mh?
-Przenocujesz u mnie?
Popatrzyłem na niego.
-Em… Jasne, jeśli nie masz nic przeciwko.
-Nie, nie mam – odpowiedział i zamknął oczy – Jestem
zmęczony.
Wplotłem dłonie w jego włosy. Nawet nie jestem w stanie
opisać, jak bardzo chciałem go teraz pocałować, ale było mi również głupio to
robić, kiedy Sun ciągle rozpaczał u siebie i słowo daję, nie raz, nie dwa, Nico
musiał mnie powstrzymywać bym się nie udał do syna Tanatosa.
Ale po chwili szloch się uciszył i z sypialni wyszedł Sun,
twarz miał czerwoną, a oczy opuchnięte, chociaż po jego obecnej minie
widziałem, że próbuje to ukryć. Rozsiadł się na kanapie naprzeciwko, po czym
zaczął bawić się swoją bransoletką. Nico obserwował go kątem oka.
-Jak się czujesz Sun? – Spytałem.
-Okej.
-Na pewno?
-Mhm… Macie coś do jedzenia? – Wydawało mi się to wymuszonym
zmienieniem tematu, ale pogrzebałem w swojej torbie którą wziąłem ze sobą i
rzuciłem chłopakowi opakowanie niebieskich ciasteczek, na które wręcz rzucił
się.
Chyba poprawił mu się lekko humor, twarz już wracała mu do
normalnej barwy, a i oczy nie były zaczerwienione. Szkoda mi tego chłopaka,
słowo daję.
-Dzieci Hekate już grzebią przy tej barierze kilka minut,
wyjdzie coś z tego? – Spytał po chwili z buzią pełną słodyczy.
Nico poruszył się niespokojnie i obrócił się na plecy,
odpowiedział patrząc w sufit, jakby był obecnie najciekawszą rzeczą na świecie:
-Powinno. A jeśli nie to ukryją na chwile nasze położenie,
po czym będziemy musieli dać coś od siebie. Ja wiem? Może kolejne złote runo!
-Taa… - mruknąłem – Albo coś podobnego.
Nico pokiwał głową, a Sun odrzucił mi pozostałe ciastka z opakowania.
-To trochę dziwne, że bariera ot tak upadła – zastanowiłem
się po chwili. Nico przewrócił oczami.
-Nie ot tak – odpowiedział. Sun położył się na kanapie i
wydawał się nie być zainteresowany tym co mówi Nico – Już wcześniej była
naruszona, teraz pewnie po prostu nie wytrzymała.
-I tak właśnie z najbezpieczniejszego miejsca na ziemi,
jesteśmy najbardziej zagrożeni – odparł po wszystkim Sun.
-Jest jeszcze obóz Jupiter. Jestem ciekaw czy rzymianie już
postanowili w kwestii walki z Pasitheą.
-Gdyby postanowili już dawno mielibyśmy odpowiedź. Nawet
Octavian powiedział, że nie miał ostatnio z Reyną kontaktu, tak więc – Nico
wzruszył ramionami.
Westchnąłem ciężko. Taa… Octavian, swoją drogą zastanawiam
się jakim cudem wytrzymał już tyle czasu z grekami, skoro aż tak bardzo ich
nienawidzi i prawdę powiedziawszy nie zauważyłem by w tej kwestii u niego coś
się zmieniło, no ale cóż…
-Ej, długo będziemy jeszcze siedzieć w domu? – Spytał
obojętnym tonem Sun.
-Nie wiem – warknął Nico – A co nudzisz się?
-Nie, wyobraź sobie, że nie – Sun złożył ręce na piersi i
przez następne pół godziny postanowił się nie odzywać.
Przez ten czas zacząłem już przysypiać, oczy same mi się
zamykały, inna sprawa, że ostatnio nie wysypiałem się dostatecznie, chociaż nie
miałem koszmarów, ale zanim zasypiałem dręczyły mnie różne myśli i nie
potrafiłem się skupić, tylko gapiłem się w sufit.
Moja siostra zdawała się mieć
podobnie, ale zasypiała szybciej a jeśli nie, nie miała nastroju na rozmowy.
Zmieniła się ta moja siostra, nie jest już taką wrażliwą i przerażoną panienką,
teraz zdaje się wiedzieć czego chce i jest twarda, nawet prawie wygrała
pojedynek ze mną. Ale prawdę powiedziawszy nie wiem czy ją taką wolę, Łowczynie
postanowiły, że nie długo odejdą, ona pójdzie z nimi i… Znowu stracimy kontakt.
Za kilka lat ja będę już dorosły, pewnie wyjadę z Obozu Herosów, a ona… Ona
będzie ciągle miała te piętnaście lat, ciągle będzie ganiała za innymi
Łowczyniami, a co było przerażające? Że za pięćdziesiąt lat jeśli nic się nie
zmieni, ciągle będzie robiła to samo… Ale mnie już wtedy raczej nie będzie.
Bardzo ponure myśli, wiem. Ale po prostu chciałbym mieć z
nią lepszy kontakt, ale ciągle coś nam to utrudnia i robi mi się przykro kiedy
na nią patrzę, zaczynamy rozmowę po czym zaraz ją kończymy, gdyż nie mamy
właściwie o czym gadać. Nienawidzę Jack’a za to, że przez niego moja siostra
jest Łowczynią. Tak, po prostu koleś wtedy przesadził. O ile jego codzienne
dokuczanie każdemu mogę jeszcze znieść, to ciągle twierdzę, że wtedy pozwolił
sobie na zbyt wiele.
-O czym myślisz? – Spytał mnie po chwili Nico.
To mnie zbudziło z pewnego otępienia.
-O wszystkim, słońce. O wszystkim. A co?
Pokręcił głową, pocałowałem go w czoło i kątem oka
zobaczyłem, że Sun nam się przygląda. Wcale nie był… ja wiem, zniesmaczony. Co
byłoby raczej naturalną koleją rzeczy, już się to tego przyzwyczaiłem. Ale on
po prostu się patrzył jakby obserwował najzwyklejszą parę na świecie, ale kiedy
zauważył, że go obserwuję oblał się rumieńcem i zaczął udawać, że nie patrzył w
naszą stronę.
-Może sprawdzę, czy można już wyjść? – Zaproponował Sun.
-Nie, lepiej nie. Nie chciałbyś widzieć wściekłych
dzieciaków Hekate – zaśmiałem się pod nosem.
Sun westchnął ciężko i opadł powrotem na kanapę.
-Ej, będziemy tak po prostu siedzieć i gapić się w sufit? –
Spytałem.
-A mamy inne wyjście? – Nico uniósł wysoko brwi.
-No możemy porozmawiać.
-Przecież rozmawiamy – warknął Sun.
Przewróciłem oczami.
-Ta… Jak to jest rozmowa to ja jestem dzieckiem Pana D.
-Nigdy nic nie wiadomo – zaśmiał się cicho Nico.
Dałem mu pstryczka w nos.
-Chyba śnisz! – Zaśmiałem się.
-Mogli cię podmienić! – Zauważył Sun.
Pokazałem mu język. Ta… bo nie mieli co robić, jasna
cholera, tylko podmieniać mnie i kogoś tam. Ta!
-Uważaj bo! – Zaśmiałem się ponownie – Jeszcze się jednak
okaże, że i ty nie jesteś synem Tanatosa, a Erosa!
-Odwołaj to! – Sun parsknął śmiechem i usiadł na kanapie.
-W życiu – pokręciłem głową – W końcu u ciebie łatwiej o
pomyłkę. I ten przystojny i ten. I ten ma skrzydła i ten.
-A czy ja ci wyglądam na syna jakiegoś bożka miłości? – Sun
zmarszczył żartobliwie czoło.
Nico westchnął ciężko, zawsze temat Erosa go drażnił.
-Jak na bożka to całkiem niezłe zamieszanie robi –
powiedział po chwili.
Przyznałem mu rację. Sun przetarł dłońmi oczy i spojrzał za
okno.
Było już całkowicie ciemno, powoli kończył się w końcu
wieczór, a zimno było niesamowicie. Przytuliłem mimowolnie nieco mocniej Nica,
sprzeciwił się lekkim uderzeniem mnie w łokieć, ale po chwili uległ. Co za
człowiek z niego? Zaśmiałem się cicho.
-Ej, słuchajcie ja idę. Może będę w stanie komuś pomóc, a
jak nie to wrócę – Sun wstał i przeciągnął się – Obiecuję! – Dodał przez ramię
i nie czekając na naszą odpowiedź wybiegł z domku.
Nico westchnął ciężko.
-On jest trochę denerwujący – odparł po chwili.
Przewróciłem oczami.
-To jeszcze dzieciak – odpowiedziałem i pocałowałem
namiętnie Nica.
(JACK)
-Nie obchodzi mnie, że wszyscy mają być w domkach –
warknąłem do Anvika – Ja nie jestem wszyscy, a i wy zdajecie się nie być w
domku Hekate!
Anvik skończył ponownie mruczeć coś po łacinie i zerknął na
mnie z mordem w oczach.
-Bo my właśnie
tworzymy barierę! Bogowie walnij się w ten twój pusty łeb, naprawdę,
wyprowadzasz mnie z równowagi.
-Nie mądrzyj się, Anvik! Nie jesteś, kurwa, synem Ateny by
to robić!
Anvik uderzył się otwartą dłonią w czoło i zauważyłem pewną…
dziwną rzecz, jego nogi zdawały się pokrywać powoli lodem… Naprawdę byłem teraz
ciekaw czy będzie się w stanie ruszyć.
-Nie życzę sobie używania przekleństw jako przecinków, kiedy
próbuję się skupić! – Ryknął tak głośno, że na chwilę jego rodzeństwo przerwało
pracę, ale tylko na chwilę… - I nie porównuj mnie do dzieci Ateny!
Złapałem go za kurtkę i uniosłem do góry by spojrzeć mu
prosto w te zakichane oczy.
-Będę mówić do ciebie jak chcę! I będę, kurwa, stosować
słownictwo jakie mi się żywnie podoba, jasne?!
Oczy Anvika zrobiły się całe złote i jak zwykle próbowałem
to zignorować.
-Nie – odpowiedział nieco przyciszonym głosem – Opuść. Mnie.
Na. Ziemię. Już.
Nie zrobiłem tego, nie będę przecież do cholery słuchać
każdego, no chyba, że wyjątkowo będzie miał rację.
Oczy syna Hekate ciągle nie zmieniały koloru, oczywiście nie
pokazywałem jak bardzo to mi się nie podoba.
-Posłuchaj Jack – warknął – naprawdę nie podoba mi się jak
ty się ostatnio zachowujesz. Kreujesz się na jakiś czarny charakter!
-O proszę! – Zaśmiałem się – Mamusia się znalazła!
-Zamilcz! – Ryknął i zaczął się rzucać, ale nie udało mu się
wyrwać.
Chciałem go jakoś unieruchomić, ale w sumie było całkiem
zabawnie patrzeć jak chłopak się rzuca, a ja go trzymam jak kociaka. Bo ze
wszystkich herosów jakich znam i pamiętam, Anvik zajmuje drugie miejsce z tych
najbardziej wkurwiających mnie, przewyższa go tylko di Angelo.
-Puść mnie! Jasna cholera, nie mam na to czasu! – Ryknął
ponownie, jego oczy przypominały teraz dwa złote reflektory.
-Nie, zmuś mnie!
Anvik przełknął ślinę, na chwilę jego oczy zmieniły kolor,
były… jakby bez tęczówek i prawie go wypuściłem, ale po chwili powróćiły do
złotej barwy i chłopak przemówił, a mówił głośno i wyraźnie, a jego słowa
odbijały się echem po obozie:
-Hermes
Filius, quaeso! Obsecro te per matrem meam, Hecate! Hecate, audi vocem ejus:
Exsecratio heros maledicere przeklęłaś quod me Ut per haec pati, trecentis
annis, passus sum eum – zrobił pauzę, jego głos ciągle niósł się echem, po
chwli kontynułował - Et si non tibi maledicam, Jack, et qui benedixerit tibi
erit dies, qui olim aliquid frueris unusquisque homo habet et intelligit, non
omnes; Hecate, et miserebitur eius, alioquin non misereatur!
Po wszystkim mój uścisk zelżał i chłopak wyrwał mi się,
upadł na śnieg i jęknął cicho, przyłożył dłoń do ust, jakby bał się. A ja
chwilę zastanawiałem się, po czym ryknąłem:
-Coś ty powiedział?! To był czar?!
Anvik nie odpowiedział, oczy zakryły mu się łzami i wstał na
równe nogi i odbiegł gdzieś, nie zwróciłem nawet uwagi gdzie.
Zauważyłem za to, że jego rodzeństwo skończyło budowę nowej
bariery, a raczej przerwało… tylko gapili się na mnie z lekkim niedowierzaniem,
warknąłem do nich, że co się gapią i wtedy podeszła do mnie jedna ze starszych
dziewczyn z domku Hekate. Taka tam ruda i piegowata, lekko pyzata dziewczyna,
słowem szału nie ma… ale głos ma całkiem przyjemny, to fakt.
-Jack wiesz co on powiedział? – Spytała.
Wzruszyłem ramionami.
-A co mnie to kurwa, obchodzi? To dzieciak…
Ruda zganiła mnie wzrokiem, zerknęła szybko na swoje
rodzeństwo po czym na jednym oddechu powiedziała:
-Jack, on cię przeklął, on wezwał Hekate! O bogowie,
rozumiesz?! On prosił aby przeklęła cię tak jak jego, a jeśli tego nie zrobi to
sam rzuci na ciebie klątwę! Rozumiesz Jack?! On cię zaklął, bo Hekate nic nie
zrobiła!
Serce na chwilę mi znieruchomiało. Że co ten idiota zrobił?!
Żarty jakieś!
-Jaka klątwa?! Odpowiadaj! – Ryknąłem, aż po obozie przeszło
echo.
Dziewczyna cofnęła się, przerażona.
-Nie wiem… Nie wiem, nie wkurzaj się, dobra?
Przewróciłem oczami. Ja się wkurzam? Ja się wkurza? Ja
jestem, kurwa oazą spokoju!
Odwróciłem się na pięcie i pognałem w kierunku w którym moim
zdaniem odbiegł Anvik. Oczywiście było ciemno jak jasna cholera i potykałem się
o własne nogi, ale w tym momencie miałem ochotę zabić tego dzieciaka!
Na moje szczęście dosyć szybko go znalazłem, przy jeziorze,
bawił się rozmrażaniem lodu i ponownym zamarzaniem wody w jeziorze. Ale wydawał
się być zamyślony, podszedłem do niego, nie zauważył mnie, ale musiał usłyszeć,
gdyż powiedział:
-Wybacz mi. Nie chciałem. Naprawdę nie chciałem, zmusiłeś
mnie do tego.
-Zmusiłem cię?! Kurwa, zmusiłem cię?! Coś ty zrobił, do
jasnej cholery, Anvik, coś ty zrobił?!
Chłopak pstryknął palcami i lód znowu się rozpuścił.
-Przepraszam – powtórzył jak w transie – Przepraszam.
-Nie przepraszaj! – Ryknąłem – Powiedz co zrobiłeś!
Chłopak wyglądał jakby miał się zamiar rozpłakać.
-Zamieniłem się z tobą jedną z moich klątw!
-Jedną?! – Zacząłem szybciej oddychać – Jedną?! Którą?! Nie
będę się starzeć?!
-Nie… - odpowiedział – To coś… bardziej trwałego.
-Co jest trwalsze od nieśmiertelności? – Zacząłem się gubić
i szczerze powiedziawszy byłem przerażony.
-Teraz to ty, a nie ja, będziesz w stanie pokonać Pasitheę –
mruknął po chwili – Wybacz mi proszę.
To powiedziawszy pstryknął palcami i nim zdążyłem go złapać,
rozbłysło fioletowe światło i chłopak w nim zniknął.
Mam JA pokonać Pasitheę? Ja?! Kurwa, chyba śnicie! Prędzej
umrę niż pomogę im ją zabić czy tam kurde pokonać, nie! Nie zrobię tego!
Śnicie! Rozumiecie?!
-KURWA! – Ryknąłem.
Prawdę mówiąc byłem nie dosyć, że przerażony to jeszcze
rozbity. To co mam udawać bohatera? Ja…? Nie w życiu. Pognałem do domku
Hermesa, ale przed samymi drzwiami się zatrzymałem, to co teraz rozpościerało się nad obozem
przypominało fioletowo-pomarańczową zorzę i nawet ja który nienawidzi zjawisk
przyrody, po prostu musiałem przystanąć by to zobaczyć… Tę barierę było widać i
po prostu była zajebista.
-Ładne, nie? Ale w Rzymie zrobili by to szybciej, nawet
uważam, iż w ogóle nie byłoby to konieczne.
Nie musiałem się nawet odwracać by poznać kto stoi obok mnie
na ganku.
-Coś mówiłeś Octavian? – Warknąłem – Chcesz czegoś, czy
tylko zachwycać się nad niebem.
-Chciałem tylko się pożegnać – warknął.
Zmarszczyłem czoło i odwróciłem się do niego. Chłopak ubrany
był dosyć… lekko jak na taką pogodę, toga i obozowa koszulka, aż dziw mnie
brał, że jeszcze nie zamarzł na kość.
Ale on powiedział „pożegnać”? Hah… wreszcie wraca do swojego
pieprzonego obozu, mam nadzieję.
-Tak? No to cześć, było, a raczej NIE było miło, ciebie
poznać...
-Mogłeś mi powiedzieć, że kogoś masz – przerwał mi oschle.
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Ja kogoś mam? Do jasnej
cholery o czym znowu nie wiem?
-CO?!
-Cześć – powiedział i uśmiechnął się sztucznie, po czym
odwrócił się na pięcie i udał się do Wielkiego Domu.
Pognałem za nim, krzyczałem, żeby się zatrzymał, ale nie
reagował, dopiero kiedy byliśmy w Wielkim Domu, zatrzymał się i spojrzał na
mnie, przy okazji otrzepując szron z włosów.
-O co chodzi? – Warknął – Pożegnałem się. Dosyć grzeczniej,
niż zasługujesz, greku, czego ty jeszcze chcesz?!
-Wyjaśnienia! – Ryknąłem – Kto ci takie bzdury naopowiadał,
że niby kogoś mam?! Miłość jest beznadziejna, nienawidzę miłości, więc czemu z
kimś bym miał być?!
Octavian osłupiał, miał bardzo, bardzo inteligentną minę
niemal identyczną do miny Jacksona, jaką często obdarowuje swojego rozmówcę, aż
zachciało mi się śmiać, ale się powstrzymałem.
-Więc znowu Jackson ma błędne informacje, tak? – Octavian westchnął
ciężko – Głupi grek.
-On twierdzi, że kogoś mam? – Zaśmiałem się głośno, już
bardziej podejrzewałbym o takie oskarżenia, Roxannę lub Valdeza.
Octavian pokiwał sztywno głową.
-Twierdzi, że jesteś z chłopakiem, doprawdy bardzo by mnie
to rozśmieszyło… Z… Bezimiennym? Tak? Nie wiem, nie bardzo mnie to obchodzi –
właśnie widzę.
Kurwa…. Naprawdę? Serio? Z Johnem? Jebany Jackson! Długi
język to u niego podstawa. Ale wolałem dmuchać na zimne i szybko odparłem:
-Nie znam kogoś takiego! Jackson to świr, po prostu…
-Z tym się zgodzę – Octavian spojrzał na mnie podejrzliwie –
Czyli jesteś… wolny?
-A chcesz czegoś? Bo wiesz, ty nie jesteś znowu jakiś
nadzwyczajny!
-Uwierz mi, ty też nie – odparł, ale wydawało mi się to być
lekko wymuszone.
Chwilę milczeliśmy, rozglądałem się w między czasie po
pomieszczeniu, a moje myśli błąkały się przy Johnie. Nie wiem już tak w sumie
czy coś do niego czuję, może to tylko przyzwyczajenie? W końcu jak byliśmy
razem, nic do niego nie czułem, tylko potrzebowałem kogoś kto by mnie poparł, w
paru sprawach, miałem przyjaciół, ale przyjaciele to nie wszystko. A kto tam
wie te moje chore serce, może znowu sobie ubzdurało, że potrzebuje wsparcia?!
-Czyli co? Żegnamy się już w… spokoju? – Spytałem.
Octavian zaczerwienił się lekko i podrapał się w kark, a
jego wzrok zaczął błądzić po pomieszczeniu.
-Wiesz co greku? Zostanę. Jeszcze tydzień, mogą być problemy
z podróżą w taką pogodę.
Zaśmiałem się cicho.
-Więc… Cześć – skinąłem głową. Kurwa, czemu ja taki miły
jestem?
-Ta… Mam cię na oku greku – warknął.
-Wiem o tym! – Zaśmiałem się i wyszedłem szybko z domu, bo
znając tego kolesia, to mogło by się skończyć nie za ciekawie dla mnie.
Przez tę rozmowę z Octavianem całkiem zapomniałem o… tym co
było z Anvikiem. Teraz jak skończyłem gadkę, znowu naszły mnie te myśli.
Bogowie! Kurwa za co?!
I wtedy usłyszałem krzyk z kliniki, ktoś coś głośno mówił,
ale nie zrozumiałem z tej odległości. Dzieci Hekate kazały wszystkim zostać w
domkach, więc oczywiście poszedłem do kliniki, aby sprawdzić co się dzieje.
Pierwszą rzeczą jaka mnie powitała, był wazon który rozbił
się zaraz koło mojej głowy.
-Powiedziałam nie podchodź! Rozumiesz?! Ani kroku! Nie, nie
podchodź! –Ryknęła jakaś dziewczyna, stała na łóżku i była przyciśnięta wręcz
do ściany.
-Posłuchaj – to był Scott – chcę cię tylko opatrzyć, masz
otwartą ranę między żebrami.
-Nie życzę sobie, żebyś mnie dotykał! Rozumiesz?! Umiem się
bronić potworze!
Zaśmiałem się cicho. Scott podskoczył, a dziewczyna rzuciła
we mnie książką. Nie ma co, ADHD się odzywa. Spojrzałem na nią z rozbawieniem,
miała długie niebieskie włosy, oraz złote oczy i również chyba była opalona. Mh…
Ładna, nawet. Z rysów twarzy przypominała trochę Vi i temperamentem chyba też,
czego oczywiście nigdy nie powiem Vi, bo „nikt jej przecież nie jest w stanie
zastąpić”.
-Hola, hola! – Zaśmiałem się sarkastycznie – Uspokój się
dziewuszko, uspokój się.
-Walker, do domku Hermesa! – Ryknął Scott… łał, on umie podnosić
jednak głos.
-Heh… Zostałeś grupowym, to od razu jesteś królem? –
Zmarszczyłem czoło – Zmiataj Scott, nie radzisz sobie.
-Odsuńcie się, okej? – Głos dziewczyny nieco zelżał.
Scott westchnął ciężko i uchylił się ku prośbie, podniósł
dłonie, aby pokazać, że nie ma jak jej zrobić krzywdy i odsunął się kilka
kroków, ja uczyniłem wręcz przeciwnie. Dziewczyna rzucała mi nie ufne
spojrzenie.
-Jak się nazywasz, maleńka? – Spytałem.
-Nie jestem „maleńka”, dupku! – Głos miała bardzo stanowczy,
w ogóle nie słyszałem aby się czegoś obawiała – I nie przedstawię ci się,
imiona mają moc!
-Kurwa, córeczka Hekate się trafiła! – Warknąłem. Miałem na
dzisiaj dosyć gadania o „mocy” – Przedstaw się!
-A jesteś miejscowym władcą? – Spytała i uniosła
sarkastycznie brwi.
Scott zaśmiał się i usłyszałem jak mówi coś w stylu „Prawie
trafiłaś”, prawie mu przywaliłem, ale nie byłem do końca pewien czy na pewno
dobrze usłyszałem.
-Nie, nie jestem. Ale wolę wiedzieć z kim, czym mam
przyjemność – zmarszczyłem czoło. Nienawidzę jak ktoś na siłę udaje
sarkastycznego.
-Um… Dobra, niech będzie ale ty przedstaw się najpierw.
-Ja? Kurwa, dziewucho, jestem Jack Walker. Gadaj jak ty masz
na imię?
-Brzydko gadasz – westchnęła – Nie, nie przeszkadza mi to.
Ale potwory tyle nie klną. Tak czy inaczej, miło mi cię poznać, jestem Lauren
Collins.
Pokręciłem głową. Niezła szopka.
-No, a ja jestem Steven Scott – syn Apolla wydawał się być
dosyć zmęczony – Czy mogę cię wreszcie opatrzyć, proszę?
Collins przewróciła oczami i usiadła z trudem na łóżku.
-Jak on wyjdzie – wskazała na mnie.
-O, nie, nie, nie – warknąłem. Nikt, kurwa nie będzie mi nic
kazał, bez względu na to, czy to piękna dziewczyna czy przystojny facet, nikt! –
Zostanę. Najwyżej przejdę za parawan.
-Za parawanem leży Toby – warknął Scott.
Tak w ogóle Scott się mega zmienił. Jest bardziej, kuźwa,
normalny, serio? Nie gada wierszem, już nie zdarza mu się mówić tym nie
normalnym głosem, tylko ciągle gada jakby miał coś recytować… trudno. Ważne, że
jest bardziej znośny, a no i zaczął palić! I tak go kurwa, nienawidzę.
Poszedłem więc za parawan, bo mało mnie w sumie obchodziło
to, że za nim, na pryczy leży prawie nie żywy chłopak, bez oka. Naprawdę miałem
to gdzieś. Spojrzałem na niego ukradkiem, prawie nie oddychał, na prawym oku
miał opaskę, uśmiechnąłem się mimowolnie… jestem cholernym sadystą.
Po kilku minutach i sykach ze strony tej Collins, mogłem wyjść,
dziewczyna już leżała, a nie siedziała (czy tam stała, w zależności od tego
kiedy kto wszedł), a Scott opierał się o ścianę i przyglądał jej się z
zaciekawieniem.
-Czyli jak tu trafiłaś?
-Co was to obchodzi? – Syknęła. Głos miała trochę zimny.
-Wiesz… ja tu trafiłem przez cyklopa, wręcz mnie tu wkopał.
Może masz lepszą komedię do opowiedzenia? – Westchnąłem ciężko. Idiotą kiedyś
byłem, nie ma co.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie z
zaciekawieniem.
-Nie. Ja po prostu uciekłam.
-Skąd? – Spytał Scott i wyjął z kieszeni zeszyt oraz ołówek.
Rzuciłem mu spojrzeniem pod tytułem „Kurwa, serio? Teraz?”
on tylko pokazał mi środkowy palec, co mnie wręcz zamurowało… Bogowie, co się z
nim dzieje?!
-Czy to ważne? – Westchnęła – Uciekłam. Po prostu uciekłam.
-Wiesz kim w ogóle jesteśmy, nie? – Spytałem.
Pokiwała głową.
-Jasne. Jesteście herosami, a ja najprawdopodobniej trafiłem
do Obozu Herosów.
-Skąd wiesz? – Kontynuował Scott.
-Jestem mądra – warknęła.
Znałem dziewczyny na tyle, że wiedziałem , iż na tym rozmowa
się najprawdopodobniej się skończyła. Z resztą przestałem już słuchać,
zagapiłem się na nową. Jakbym był normalnym chłopakiem, bez wątpienia bym się
zakochał, ale nie jestem więc, obecnie jedyną myślą jaka mnie ogarnę gdy
patrzyłem na nią, było wyobrażenie jej sobie jako chłopaka. Mh… Jack, kurwa,
przestań!
No i jak przestałem zacząłem rozmyślać o moich problemach. O
tym co „przekazał” mi Anvik, o Johnie i o Octavianie… a czemu o nim? Bo jest
pewna śmieszna sprawa. Kiedy z nim rozmawiam, całkowicie poświęcam się właśnie
temu, boży świat się już wtedy nie liczy, ale nic po za tym. NIE, nic do niego
nie czuję, po prostu… Kurwa, chyba go nawet lubię! Serio? Dobra, zamilcz Jack,
zamilcz!
-Możesz też wyjść? – Spytała po chwili Collins.
Pokręciłem głową odganiając moje myśli i rozejrzałem się.
Zegarek wskazywał, że siedzę tu już pół godziny, Scotta nie było. Kocham moje
ADHD, przejawia się tym, że… czas po prostu mi upływa, ot tak.
-Jasne, maleńka – uśmiechnąłem się szeroko – Już nie
przeszkadzam, narka!
I ze śmiechem wybiegłem z klinki. Hah…
Otwierałem już drzwi, kiedy usłyszałem krzyk… ale to już nie
był krzyk na kogoś, to był krzyk przerażenia, który poniósł się po całym
obozie, a później nadbiegł w moim kierunku Larson, wybiegł zza budynku naprzeciwko.
-Co jest dzieciaku? Przestraszyłeś się swojego cienia?! –
Zaśmiałem się.
Larson dyszał ciężko.
-A-Anvik, zniknął. Jeg… Jego miecz leży na śniegu, cały zakrwawiony.
***
Dobrze udało mi się dodać. Przepraszam, że tak długo, ale raczej tak będzie znowu przez około 2 tygodnie, bo znowu nie mam neta i żyję na ratach ;w; xD Tak więc... Mam nadzieję, że rozdział się podoba, nie mam sił sprawdzać błędów i pisałam czytając przy okazji "Krew Olimpu" i mogłam coś napisać nie tak, więc proszę o wybaczenie XD Tymczasem pozdrawiam, a kolejny rozdział postaram się dodać w weekend, albo coś ^^"
U mnie taka smutałka bo jeszcze BoO do mnie nie dotarło.. D: Lubie Anvika. Postanowiłam że nazwe tak psa.
OdpowiedzUsuńA u mnie o dziwo dotarło xD Aż sama się zdziwiłam XDD
UsuńPies o imieniu Anvik? XDD Nie wiem czy będzie mu odpowiadać ;w; xDD
;w; Może jutro bo ja to na takim zadupiu mieszkam.. ;__; Ja mam genialne pomysły na imiona. I chcem by był dzieckiem Persefony. I czemu siostrzyczko u mnie nie komentujesz?.. XD
UsuńOł... nie zauważyłam i jeszcze się uczę, już komentujem XDDD
Usuń;w; Ja też mieszkam na zadupiu ;w;;w;w;w;w;w;ww;w;w;w;
Wisz, ja też mam dziwne pomysły na imiona XDD
Co? Jakie dziwne imie? xD no ja o niczym nie wiem.. Do mnie nie dotarło qienc ja na wiekszym.. I tak na stronie Sunaj się zakochał? *unosi brwi*
UsuńNo chociażby właśnie Hogganvik Fugunaga XD
UsuńTaa... Do mnie cudem dotarło xD
A Sun... A Sun... A kto go tam wie? Może tak, a może nie XDDD
Hogganvik.. Śliczne imie! Nazwe tak psa! xD Czemu imie Sunaj kojarzy mi się z Najsłoneczniejszym? WTF? xD Tylko nie rób im (wielkiej) krzywdy.. * *
Usuńhaha ;w; xD Najsłoneczniejszy... mh... nie wiem, pewnie przez skrót, Sun -> słońce xD ;w;
UsuńNo to pozdrowię psa xD
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMoja zajebista logika. Sun+naj= najsłoneczniejszy.. Masz pozdrowienia od Leo. ^ ^
UsuńO ya xD I jego pozdrów xd
UsuńI chcem jeszcze wprowadzić trzy postacie ale cii.. To jest myśle nad dwoma dziewczynami i chłopakiem którego mam już nawed rozdział.. Taki homuś syn Afrodyty jeszcze z klontwą.. ^ * ^ No kurwa zginie...
UsuńJa już raczej skończyłam dodawać postacie... a przynajmniej w tym opku xD
UsuńZ czego na oko czwórka osób u mnie zginie :3 na oko... xD
I y cb ciekawie. Ciekawie. Czekom więc na postać xD
Nie zabijaj imienika mojego przyszłego psa! D: Bende płakać! A tak poza tym to kiedy mój Leo? :(
UsuńLeonowi szykuje się jako taka akcja xD więc nie długo ^^"
UsuńNo mam nadzieje! I bendzie specjal na twoje urodziny! Z Wenem.. ^ ^ Kogo zamierzasz zabić?
UsuńO ya *o*
UsuńA z zabiciem nie mówię ;w; nie chcę spoilerować xD
Pomyślnoe zdałaś test! Nie nawidze spojlerowania!
UsuńXDDD Jednym słowem: ZAJEBISTE!!!
OdpowiedzUsuńKlątwa? Ja rzucająca książkami? Sun się zakochał?- Cudoooo. ;DDD
Mam tylko nadzieję, że Anvik jednak nie zginął. Baaardzo go polubiłam ;DDD
I świetnie mnie opisałaś. :))) Dokładnie tak samo bym się zachowywała, gdybym trafiła do Obozu.
I ten pomysł z barierą. ;****
Zazdroszczę Ci pomysłów, Siostro. ;D
Współczuję kłopotów z netem. Ja bym nie wytrzymała bez neta dwóch dni. W ogóle nie wiem jak wytrzymam na wycieczce, gdzie nie będziemy używać telefonów itd. Ale tak już jest, gdy się wybiera namioty. XD
A Sun czasami nie zakochał się w Nico? Albo Percym? ;D
No dobra, więcej nie pytam, bo i tak nie odpowiesz. ;w;
Czekam na nexta. Życzę duużo weny i szybkiego odzyskania całkowitego dostępu do neta.
Jaka wycieczka? (Oczywiście sie wetne)
UsuńTaka try lud czterodniowa. Ale to na wiosnę. ;DDD Do Bieszczad. ;D Naprawdę nie wiem jak wytrzymam bez telefonu. Bo nasza wychowawczyni wymysliła sobie, że jeżeli chcemy taką wycieczkę, to bez używania sprzętów elektronicznych. I nie będzie szans na ''przemycenie''. ;(
UsuńNie? Komurke do biustonosza a laptop za kurtke! xD
UsuńBędzie ''rewizja''. XDDD Taka szkoła. ;D Ale w sumie sami się na to zgodzilismy. ;D
UsuńAle przemycić można! I korzystać tak by nikt się nie skapnoł!
UsuńPs. Odiszesz mi pod Specjalem?
Już tam lecę. ;D
UsuńCieszę się że aż tak się podoba *0* Pamiętajmy tylko o tym, że Sun to jeszcze toćkę dzieciak :))) z Anvikiem sprawa się wyjaśni dosyć szybko także na pewno na razie nie musisz się martwić ^^
UsuńA bariera... cóż w końcu trzeba było pokazać ile potrafią dzieci Hekate xD
Co do pomysłów to Ty masz równo dobre jak nie nawet lepsze :*
Mh... z netem już tak mam ;w; teraz siedzę na telefonie więc jest ok. Ale pewnie i zaraz net w telefonie padnie ;w;
Wracając do Sun'a to powiem tylko tyle że sytuacja u niego podobna jest do Jack'a... jeśli kogoś kocha to nie potrafi tego dostrzec i trochę minie aż będzie potrafił dostrzec xD
Dzięki za wenę również czekam na nexta u Ciebie ^^"
Ja mam lepsze pomysły? Świetny żart. XDDDD
Usuńw sumie Anvik jest nieśmiertelny, to umrzeć nie może. ;DDD No ale...
Dzieci Hekate potrafią bardzo dużo. ;XDDD
P.S. Podsunęłaś mi fajny pomysł na kontynuację Krwi Olimpu. ;D
Ech.. Wszyscy tacy sami.. xD i Percy. I Jack. I Sun. (moje małe słoneczko... XD)
UsuńWisz u Ciebie czuć tę walkę z boginią xD
UsuńAnvik jest... częściowo nieśmiertelny. Nie zginie naturalnie ani przez samobójstwo. Ale może zostać zabity przez potwora lub herosa ;-;
Jestem ciekawa jaki pomysł xD
Dowiesz się niedługo. XDDD
UsuńO Bogowie!
OdpowiedzUsuńAnvik zawiodłam się na tobie..
Rozdział genialny.
Od teraz moją ulubioną perspektywą jest perspektywa Jack'a, XD
Tak jakoś to zdanie bez powtórzenia dziwnie brzmi ...
I standardowo czekam na kolejny.
Hah... ja sama nie mogłam za bardzo uwierzyć w to co zrobił Anvik. Ale to jest właśnie fajne gdy piszę, bo często odnoszę wrażenie, że to nie ja wymyślam charakter i późniejsze zachowanie postaci, a ona sama to robi a całość po prostu wystukuje się w klawiaturę xD wiem może to trochę skomplikowane ale mam nadzieję że to troszkę zrozumiałe xD
UsuńCieszę się że lubisz perspektywę Jack'a. Ostatnio to właśnie jej poświęcam sporo czasu i powinnam zająć się trochę innymi xD
Dzięki za opinię i będę się starała dodać nexta jak najszybciej ^^"
Trudno mi to ogarnąć ponieważ u mnie jest problem z napisaniem posta na stronie fejsbukowiej a co dopiero pisanie opowiadań. Choć chyba troszkę ogarniam bo wy sobie to zapisujecie jako posty a ja sobie to zawsze wyobrażam i wychodzi to mniej więcej tak samo. Dobra newer majnd.
UsuńTo ja ciebie nie poganiam z dodaniem rozdziału bo i tak to nie będzie miało sensu XD
To jest Córce chodziło chyba o to "wczucie się". Też tak mam.. I potem to musze kasować. :/
UsuńSuuuper :)
OdpowiedzUsuńI "Krew Olimpu" <3 ja juz wczoraj przeczytalam :)
Ja dzisiaj doczytałam. W sumie nie tak źle czyta się po angielsku. ;D
UsuńSzkoda tylko, że to już koniec. ;(
Ja jeszcze nie skończyłam, ni mam czasu ;w;
UsuńI dzięki za opinię ^^"
To napisz jak przeczytasz, bo nie wiem kiedy moge dodać prolod kontynuacji BoO. ;D
UsuńDodawaj, dodawaj XD Bo z moim czytaniem minie milion lat ;w;
UsuńAle tam będzie duuużo spoilerów. ;D No, a Gwiazda jeszcze nawet ksiazki nie ma. XD
UsuńJa znam połowę książki xD więc spoko ;w;
UsuńZapraszam do mnie http://wielka-piatka-z-hogwartu.blogspot.com
UsuńNie mam bo Hermes mnie nie lubi... ;W;
Usuńale najważniejsze jest własnie po połowie. ;D
UsuńAle ja wiem wszystko xD Wszystko ze spoilerów i z tego, że zostało mi 100 stron ;w;
UsuńHaha w takim razie spoko. ;D Dodam może jutro, bo Gwiazda nie przeczytała, a ona tak nienawidzi spoilerów. ;D
UsuńDodaj dodaj. Mną się nie przejmuj. I tak musze interneta ograniczyć bo "Spojlery!" *chór kościelny* Zresztą wspominam o tym w CD.. :/ A teraz ide za spojler zabijać. ( I taki pomysł że naisze własne blogowe prawo.. xD Przypomnij mi o tym Vicky!)
UsuńOk. ;D Dodałam prolog KBoO ( Kontynuacja Blood of Olympus) jakby coś. ;D
UsuńJakby co u mnie CD. :)
OdpowiedzUsuń