środa, 22 października 2014

ROZDZIAŁ 53

53. Niektórzy nie mają po co żyć 


(SUNAJ)




Prawdę mówiąc jestem roztrzęsiony. Naprawdę nie mogę być synem… ja wiem? Hekate.  Już chyba wolę Iris. Czemu? Po prostu teraz WSZYSCY mnie unikają lub wyzywają od dziwaków… czy to moja wina, że mam takiego, a nie innego ojca? Nie? No właśnie! Ja nie wybierałem sobie rodziców, jakbym mógł to chciałbym być po prostu zwykłym dzieciakiem, ze zwykłymi problemami.
Zazdroszczę tym wszystkim trzynasto, piętnastolatkom, którzy łażą sobie normalnie do szkoły, mają normalnych kolegów i ich największym zmartwieniem jest to, że grozi im jedynka na koniec roku… naprawdę im dłużej jestem (znaczy się im więcej czasu mija odkąd się dowiedziałem, że nim jestem) herosem, tym mniej mi się to podoba. Nie wiem nawet co myślą na ten temat pozostali, bo oczywiście po co mają ze mną gadać?

No dobra… Jest Jack. Ale on to kretyn. Di Angelo mnie wkurza, podobnie jak jego chłopak. No i jest jeszcze…
-Anvik! – Zawołałem za nim.
Nie zwrócił na mnie uwagi, wydawał się być zamyślony. Pobiegłem za nim, po prostu chciałem z kimś pogadać. Ale chłopak ciągle bujał w obłokach. W końcu doszliśmy do domku Hekate i myślałem, że to nici z rozmowy bo wejdzie do domku, ale tego nie zrobił. Zamiast tego, wszedł po drabinie na dach domku i z góry przyglądał się obozowi. Nie wiedziałem po co to robi, ale wszedłem za nim. Wtedy dopiero mnie zauważył.
-Cześć – przywitał się. Zastanawiam się swoją drogą czemu ma on taki monotonny głos.
-Hej. Co robisz?
-Patrzę – odpowiedział, jakby to była najciekawsza rzecz na świecie.
Pokiwałem głową i usiadłem obok niego. Że też nie nudzi go takie po prostu siedzenie i gapienie się przed siebie.
-Powiedz mi – zaczął po dłuższej chwili – jak to jest być synem boga śmierci?
-Byle jak. Nikt mnie nie chce znać w tym momencie, nie to, że wcześniej chcieli. Ja nic nie mówię…
Anvik popatrzył na mnie z zastanowieniem.
-To idioci. Osobiście chciałbym być synem Tanatosa.
-A ja synem Hekate. Może się zamienimy? – Uśmiechnąłem się sztywno.
Anvik pokręcił głową, chyba wziął moje słowa na serio, bo po chwili odpowiedział:
-Nie chciałbyś być na moim miejscu, nie chciałbyś być synem Hekate.
-W takim razie ty nie chciał byś być synem Tanatosa – warknąłem.
Anvik zaśmiał się cicho.
-Przynajmniej wtedy moją karą byłaby śmierć – odparł po chwili.
-Chcesz umrzeć? – Spytałem, gdyż zacząłem powoli chyba rozumieć sytuację.
Syn Hekate dłuższy czas nie odpowiadał. Nawet się zastanawiałem, czy w ogóle odpowie w końcu… moje pytanie było dosyć delikatne. I kiedy już chciałem je odwołać, chłopak odpowiedział:
-Tak, chcę.
Wiedziałem! Znaczy po prostu to czułem, już od dawna, ale nie chciałem poruszać tego tematu. I wiem, jak bardzo głupio zabrzmiało moje kolejne pytanie, ale po prostu nie wytrzymałem:
-To czemu się nie zabiłeś?
W tym momencie to ja się zacząłem wahać nad strzeleniem sobie w łeb. Jestem beznadziejny w rozmowach, ale Anvik nie wyglądał na zdenerwowanego.
-Nie mogę – odpowiedział przyciszonym głosem – Nie mogę się zabić. Nie umrę ze starości. Mogą zabić mnie tylko potwory lub inny heros.
-Więc czemu…
-Nie chcę skończyć jako ofiara potwora – przerwał – Ale wiesz co Sun? Pomogę zniszczyć Pasitheę, po czym… myślę, że pozwolę jakiejś mantikorze... no wiesz. Żyję już i tak wystarczająco długo.

Jakaś gula zrobiła mi się w gardle. Lubię tego chłopaka, po za tym… Nie umiem sobie wyobrazić jak on umiera. Może i mówi, że ma te trzysta ileś lat, ale z wyglądu przypomina mojego rówieśnika. To trochę tak jakbym próbował sobie wyobrazić siebie martwego. Hah… zabawne jestem niby synem boga śmierci, a nie potrafię wyobrazić sobie śmierci nikogo z tego obozu. Nawet di Angelo, którego nienawidzę!
-Ale czemu tak właściwie? – Spytałem – Przecież… życie jest fajne!
-Gdyby Tanatos nie powiedział oficjalnie, że jesteś jego synem, w życiu bym w to nie uwierzył – mruknął po czym dodał po chwili – No… oczywiście jeśli pominę fakt, że domyśliłem się tego. Sun, pomyśl… Przeżyłem wojny, widziałem śmierć wielu bardzo bliskich mi osób… Z resztą, po co mam żyć? Byłem już wszędzie. Znam większość języków świata, książek, czy nawet sławnych ludzi… Po co?
-A-ale… Co z innymi? Masz kogoś bliskiego? Każdy przecież ma, albo będzie miał!
-Optymista się trafił – westchnął ciężko – jestem chłopakiem, który… ech – Anvik spuścił wzrok – Po prostu jestem inny. Nie jestem z tego stulecia… ba! Nawet z poprzedniego. Na pieńku mam z każdym bogiem i moje serce jest w kawałkach.
Zmarszczyłem czoło, bo w sumie… Łał… podziwiam tego chłopaka i może to trochę samolubne ale chciałbym być na jego miejscu, nie starzeć się, być takim mądrym (bo gdy z nim rozmawiam, po prostu od razu czuję, że jest to chłopak mądrzejszy nawet od dzieci Ateny… za którymi średnio przepadam, z kilkoma wyjątkami).
-Co to znaczy jest w kawałkach? – Spytałem po chwili.
Anvik spojrzał na mnie niebieskimi oczami (swoją drogą, ma w tym momencie oczy identyczne do Jack’a).
-Ciekawski jesteś Sun – odpowiedział. Zaczerwieniłem się lekko – To nie jest zła cecha, ale radzę ci się czasami powstrzymać. A odpowiadając na twoje pytanie to… cóż… Ja byłem zako… - chłopak umilkł, ukrył twarz w dłoniach i westchnął ciężko. Miałem taki odruch, żeby go jakoś pocieszyć, coś mu powiedzieć, ale się powstrzymałem i w końcu po kilku długich minutach odparł – Po prostu, powiedzmy sobie szczerze, że w zasadzie nigdzie nie jestem tolerowany. Nawet własna matka mnie odepchnęła, a jedyna osoba która mogła mnie zrozumieć nie żyje od kilku lat, na dodatek wiele, wiele lat temu zabito moją siostrę. Ja naprawdę nie chcę ci narzekać nad uchem Sun, zmieńmy temat, albo najlepiej się pożegnajmy.
  -Przepraszam – opuściłem głowę. Nie chciałem kończyć rozmowy, bo inaczej znowu czekałby mnie samotny dzień, jak zwykle – I wcale nie narzekasz! Łał, chciałbym mieć takie życie jak ty… tylko się nie obrażaj, proszę.
Anvik roześmiał się oschle i spojrzał na mnie z lekkim rozbawieniem, jakbym powiedział jakiś wyjątkowo dobry żart. Lekko się uraziłem tym spojrzeniem.
-Nie chciałbyś – odparł po chwili gdy się uspokoił – Ale cieszę się, że potrafisz dostrzec w tym jakiś pozytyw.
-A ty nie potrafisz?

Pokręcił przecząco głową i zapatrzył się na jakiś odległy punkt.

Tymczasem śnieg padał już naprawdę solidnie, ledwo było widać czubek własnego nosa, poważnie! No i było już ciemno, ale mimo to nie miałem ochoty na schodzenie z dachu, po prostu muszę przyznać, że lubię Anvika. Może jest lekkim świrem, ale w sumie czy to takie dziwne?

-Anvik – zacząłem po chwili – kiedy zacznie się walka? Prawdziwa walka, a nie jakieś podchody.
Chłopak zamyślił się.
-Nie wiem. Pasithea gra na zwłokę i to mnie niepokoi. Wygląda to tak jakby czekała na jakiś odpowiedni moment i… Czekaj słyszysz to?
Wytężyłem słuch. Faktycznie, słyszałem jakieś grzmoty, ale stanowczo nie pochodziły one z burzy. Anvik zeskoczył z dachu, ja zszedłem za nim po drabinie. Grzmoty były coraz głośniejsze i po chwili nastąpił trzask, jakby ktoś pękną szkło.
-Jasna cholera! Sun, pod dach!
Popchnął mnie prosto na ganek domku Hekate, sam zaraz znalazł się obok mnie i w tym samym momencie usłyszałem jak coś spada na śnieg, oraz przez ledwo widoczną śnieżycę coś jakby fioletowe drobinki. Jak się to zaczęło tak się skończyło, nagle…
-C-co to było? – Wydukałem, próbując uspokoić swoje zbyt szybko bijące serce.
-Bariera wokół obozu opadła – odpowiedział – Mamy twoje wezwanie do wojny.
Anvik wszedł do domku Hekate, a ja zostałem sam na ganku i wyszedłem spod niego tylko po to by spojrzeć z niedowierzaniem w górę. Głowa mnie rozbolała, a śnieg sypał jeszcze bardziej i w końcu nie widząc innego wyjścia pobiegłem do domku Hadesa. Nie było Nica. Z resztą czego się spodziewałem? Siedzi pewnie u tego swojego Percy’ego! Uch…
Powinienem chyba kogoś uprzedzić o rozbiciu bariery obozu. Ale nie odczuwałem takiej potrzeby, Anvik z resztą pewnie już o wszystkim powiedział, on z takimi rzeczami nie zwleka w przeciwieństwie do mnie.
Usiadłem na kanapie. W tym domku jest stanowczo za ponuro, co zdążyłem już zauważyć gdy przeniosłem tu swoje rzeczy.

Nie byłem jednakże długo sam, usłyszałem kroki na ganku i po chwili do salonu weszli Nico i Percy, ten drugi wydawał się być przerażony, a pierwszy miał kamienną minę, ale oczy zdradzały niepewność. Usiedli przede mną i spojrzeli na mnie w tym samym momencie, tym samym wzrokiem, jakby chcieli zaraz mi powiedzieć o śmierci kogoś bliskiego, a uwierzcie mi znam to spojrzenie.
-Sun, obóz jest w wielkim niebezpieczeństwie…
-Tak, tak, tak – jęknąłem – Bariera padła. Macie jakieś świeższe informacje?
Wytrzeszczyli oczy. Percy zrobił niezbyt inteligentną minę, a di Angelo rozsiadł się jak w karczmie.
-Łał… Wreszcie mówisz jak normalny człowiek nie jak dzieciak, jak jeszcze rano – warknął.
Bogowie jak ja go nienawidzę…
-Nie jestem dzieciakiem – odwarknąłem – Ile razy mam to powtarzać di Angelo?
-Jesteś dzieciakiem – wycedził przez zęby. Percy zaczął błądzić wzrokiem ode mnie do swojego chłopaka.
-Nie, nie jestem.
Di Angelo uniósł ironicznie brwi.
-Możecie mi wytłumaczyć czemu spieracie się akurat teraz? – Spytał Percy.
Prychnąłem cicho. Właściwie sam nie wiedziałem, ale obecność di Angelo sprawiała również, że koniecznie próbowałem się… ja wiem? Wywyższyć? To chyba będzie właściwie słowo.
-Przepraszam – di Angelo pokręcił głową jakby odtrącał natrętne myśli – Masz rację to nie jest najlepszy czas na jałowe spory. Sun skoro wiesz, w takim razie byłeś…?
-Na dachu domku Hekate – warknąłem. Po chwili zdałem sobie sprawę, że odrobinę głupio to zabrzmiało więc dodałem – rozmawiałem z Anvikiem.
-Widziałeś kogoś? – Spytał szybko Percy.
-Ledwo widziałem czubek własnego nosa – odparłem, nieco zbyt oschle, ale już się nie poprawiałem.
Percy pokręcił nerwowo głową i zaczął przeczesywać palcami swoje i tak nijak się układające włosy. Di Angelo zaś zmrużył oczy jakby próbował wyczytać z samej mojej twarzy coś więcej niż powiedziałem. Co oczywiście, mam przynajmniej taką nadzieję, mu się nie udało.
-Spokojnie – mruknął do siebie Percy. Swoją drogą nie dane mi było widzieć go na tyle roztrzęsionym – To pewnie tylko chwilowe.
-Taa… - burknąłem – bariera się rozbiła. To pewnie tylko chwilowe! – Zacząłem naśladować ton jego głosu.
-Opanuj się Sun! – Ryknął di Angelo.
Percy uciszył swojego chłopaka, a ja dopiero po chwili zdałem sobie sprawę jak bardzo chamskie to było z mojej strony, ale nie miałem sił przeprosić. Co się ze mną dzieje?
-Sorry – westchnąłem  - może nie powinienem wam przeszkadzać. Pójdę sobie.
-Ej, ej, ej! – Przerwał mi szybko Percy – My też zaraz wychodzimy. Po prostu chcę jeszcze cię spytać o kilka rzeczy.
-Nie przesłuchuj go – Nico skarcił Percy’ego wzrokiem.
Percy zrobił pytającą minę, a Nico wyszeptał mu do ucha coś w stylu „Później pogadamy, zostaw go”. Super! Nie no, jeszcze sobie będą szeptać na mój temat między sobą! Jakby doskonale nie wiedział, że połowa obozu to robi! Rozmowy się uciszają kiedy wchodzę do pokoju! I poważnie zaraz popadnę w paranoje. Percy objął di Angelo, a mną niespodziewanie wstrząsnął taki dreszcz wściekłości, że łzy same popłynęły mi z oczy… ja zawsze mam tak gdy jestem wściekły, ale czemu jestem wściekły?
Percy już otworzył usta by o coś spytać, ale ja wstałem na równe nogi, przy okazji przewróciłem stolik i wybiegłem z domku.

(PERCY)




Było mi trochę głupio z powodu Sun’a. Lubię dzieciaka i w sumie współczuję mu. Ale nie mogłem się za nim udać, bo Nico wydaje się mieć coś przeciwko jemu, a co jak co, ale nie chcę by Nico musiał się drażnić z mojego powodu.

Denerwowałem się. Denerwowałem się jak diabli. I cholernie głupio mi było siedzieć tak z założonymi rękami na kanapie w salonie trzynastki. Nie mogę pozwolić aby obozowi się coś stało, bo co jak co, ale to jest mój… dom, tak w zasadzie.

-Nico, myślisz, że dzieci Hekate opanują sytuację? – Spytałem. Po prostu potrzebowałem się o to spytać.
Nico wtulił się w moją pierś jeszcze bardziej. Odkąd kilka chwil temu dzieci Hekate podniosły alarm i zaczęły żmudną odbudowę bariery oraz zabroniły wychodzenia z domków, siedzimy na kanapie wtuleni w siebie i udajemy głuchych na stłumiony szloch Sun’a z sypialni, którą otrzymał po Hazel… cholernie bardzo chciałem się tam udać.
-Zobaczymy, mnie też nie podoba się to czekanie, ale musimy – westchnął ciężko – Percy?
-Mh?
-Przenocujesz u mnie?
Popatrzyłem na niego.
-Em… Jasne, jeśli nie masz nic przeciwko.
-Nie, nie mam – odpowiedział i zamknął oczy – Jestem zmęczony.
Wplotłem dłonie w jego włosy. Nawet nie jestem w stanie opisać, jak bardzo chciałem go teraz pocałować, ale było mi również głupio to robić, kiedy Sun ciągle rozpaczał u siebie i słowo daję, nie raz, nie dwa, Nico musiał mnie powstrzymywać bym się nie udał do syna Tanatosa.


Ale po chwili szloch się uciszył i z sypialni wyszedł Sun, twarz miał czerwoną, a oczy opuchnięte, chociaż po jego obecnej minie widziałem, że próbuje to ukryć. Rozsiadł się na kanapie naprzeciwko, po czym zaczął bawić się swoją bransoletką. Nico obserwował go kątem oka.
-Jak się czujesz Sun? – Spytałem.
-Okej.
-Na pewno?
-Mhm… Macie coś do jedzenia? – Wydawało mi się to wymuszonym zmienieniem tematu, ale pogrzebałem w swojej torbie którą wziąłem ze sobą i rzuciłem chłopakowi opakowanie niebieskich ciasteczek, na które wręcz rzucił się.
Chyba poprawił mu się lekko humor, twarz już wracała mu do normalnej barwy, a i oczy nie były zaczerwienione. Szkoda mi tego chłopaka, słowo daję.
-Dzieci Hekate już grzebią przy tej barierze kilka minut, wyjdzie coś z tego? – Spytał po chwili z buzią pełną słodyczy.
Nico poruszył się niespokojnie i obrócił się na plecy, odpowiedział patrząc w sufit, jakby był obecnie najciekawszą rzeczą na świecie:
-Powinno. A jeśli nie to ukryją na chwile nasze położenie, po czym będziemy musieli dać coś od siebie. Ja wiem? Może kolejne złote runo!
-Taa… - mruknąłem – Albo coś podobnego.
Nico pokiwał głową, a Sun odrzucił mi pozostałe ciastka z opakowania.
-To trochę dziwne, że bariera ot tak upadła – zastanowiłem się po chwili. Nico przewrócił oczami.
-Nie ot tak – odpowiedział. Sun położył się na kanapie i wydawał się nie być zainteresowany tym co mówi Nico – Już wcześniej była naruszona, teraz pewnie po prostu nie wytrzymała.
-I tak właśnie z najbezpieczniejszego miejsca na ziemi, jesteśmy najbardziej zagrożeni – odparł po wszystkim Sun.
-Jest jeszcze obóz Jupiter. Jestem ciekaw czy rzymianie już postanowili w kwestii walki z Pasitheą.
-Gdyby postanowili już dawno mielibyśmy odpowiedź. Nawet Octavian powiedział, że nie miał ostatnio z Reyną kontaktu, tak więc – Nico wzruszył ramionami.
Westchnąłem ciężko. Taa… Octavian, swoją drogą zastanawiam się jakim cudem wytrzymał już tyle czasu z grekami, skoro aż tak bardzo ich nienawidzi i prawdę powiedziawszy nie zauważyłem by w tej kwestii u niego coś się zmieniło, no ale cóż…
-Ej, długo będziemy jeszcze siedzieć w domu? – Spytał obojętnym tonem Sun.
-Nie wiem – warknął Nico – A co nudzisz się?
-Nie, wyobraź sobie, że nie – Sun złożył ręce na piersi i przez następne pół godziny postanowił się nie odzywać.

Przez ten czas zacząłem już przysypiać, oczy same mi się zamykały, inna sprawa, że ostatnio nie wysypiałem się dostatecznie, chociaż nie miałem koszmarów, ale zanim zasypiałem dręczyły mnie różne myśli i nie potrafiłem się skupić, tylko gapiłem się w sufit. 
Moja siostra zdawała się mieć podobnie, ale zasypiała szybciej a jeśli nie, nie miała nastroju na rozmowy. Zmieniła się ta moja siostra, nie jest już taką wrażliwą i przerażoną panienką, teraz zdaje się wiedzieć czego chce i jest twarda, nawet prawie wygrała pojedynek ze mną. Ale prawdę powiedziawszy nie wiem czy ją taką wolę, Łowczynie postanowiły, że nie długo odejdą, ona pójdzie z nimi i… Znowu stracimy kontakt. Za kilka lat ja będę już dorosły, pewnie wyjadę z Obozu Herosów, a ona… Ona będzie ciągle miała te piętnaście lat, ciągle będzie ganiała za innymi Łowczyniami, a co było przerażające? Że za pięćdziesiąt lat jeśli nic się nie zmieni, ciągle będzie robiła to samo… Ale mnie już wtedy raczej nie będzie.
Bardzo ponure myśli, wiem. Ale po prostu chciałbym mieć z nią lepszy kontakt, ale ciągle coś nam to utrudnia i robi mi się przykro kiedy na nią patrzę, zaczynamy rozmowę po czym zaraz ją kończymy, gdyż nie mamy właściwie o czym gadać. Nienawidzę Jack’a za to, że przez niego moja siostra jest Łowczynią. Tak, po prostu koleś wtedy przesadził. O ile jego codzienne dokuczanie każdemu mogę jeszcze znieść, to ciągle twierdzę, że wtedy pozwolił sobie na zbyt wiele.

-O czym myślisz? – Spytał mnie po chwili Nico.
To mnie zbudziło z pewnego otępienia.
-O wszystkim, słońce. O wszystkim. A co?
Pokręcił głową, pocałowałem go w czoło i kątem oka zobaczyłem, że Sun nam się przygląda. Wcale nie był… ja wiem, zniesmaczony. Co byłoby raczej naturalną koleją rzeczy, już się to tego przyzwyczaiłem. Ale on po prostu się patrzył jakby obserwował najzwyklejszą parę na świecie, ale kiedy zauważył, że go obserwuję oblał się rumieńcem i zaczął udawać, że nie patrzył w naszą stronę.
-Może sprawdzę, czy można już wyjść? – Zaproponował Sun.
-Nie, lepiej nie. Nie chciałbyś widzieć wściekłych dzieciaków Hekate – zaśmiałem się pod nosem.
Sun westchnął ciężko i opadł powrotem na kanapę.
-Ej, będziemy tak po prostu siedzieć i gapić się w sufit? – Spytałem.
-A mamy inne wyjście? – Nico uniósł wysoko brwi.
-No możemy porozmawiać.
-Przecież rozmawiamy – warknął Sun.
Przewróciłem oczami.
-Ta… Jak to jest rozmowa to ja jestem dzieckiem Pana D.
-Nigdy nic nie wiadomo – zaśmiał się cicho Nico.
Dałem mu pstryczka w nos.
-Chyba śnisz! – Zaśmiałem się.
-Mogli cię podmienić! – Zauważył Sun.
Pokazałem mu język. Ta… bo nie mieli co robić, jasna cholera, tylko podmieniać mnie i kogoś tam. Ta!
-Uważaj bo! – Zaśmiałem się ponownie – Jeszcze się jednak okaże, że i ty nie jesteś synem Tanatosa, a Erosa!
-Odwołaj to! – Sun parsknął śmiechem i usiadł na kanapie.
-W życiu – pokręciłem głową – W końcu u ciebie łatwiej o pomyłkę. I ten przystojny i ten. I ten ma skrzydła i ten.
-A czy ja ci wyglądam na syna jakiegoś bożka miłości? – Sun zmarszczył żartobliwie czoło.
Nico westchnął ciężko, zawsze temat Erosa go drażnił.
-Jak na bożka to całkiem niezłe zamieszanie robi – powiedział po chwili.
Przyznałem mu rację. Sun przetarł dłońmi oczy i spojrzał za okno.
Było już całkowicie ciemno, powoli kończył się w końcu wieczór, a zimno było niesamowicie. Przytuliłem mimowolnie nieco mocniej Nica, sprzeciwił się lekkim uderzeniem mnie w łokieć, ale po chwili uległ. Co za człowiek z niego? Zaśmiałem się cicho.
-Ej, słuchajcie ja idę. Może będę w stanie komuś pomóc, a jak nie to wrócę – Sun wstał i przeciągnął się – Obiecuję! – Dodał przez ramię i nie czekając na naszą odpowiedź wybiegł z domku.
Nico westchnął ciężko.
-On jest trochę denerwujący – odparł po chwili.
Przewróciłem oczami.
-To jeszcze dzieciak – odpowiedziałem i pocałowałem namiętnie Nica.


(JACK)


-Nie obchodzi mnie, że wszyscy mają być w domkach – warknąłem do Anvika – Ja nie jestem wszyscy, a i wy zdajecie się nie być w domku Hekate!
Anvik skończył ponownie mruczeć coś po łacinie i zerknął na mnie z mordem w oczach.
-Bo my właśnie tworzymy barierę! Bogowie walnij się w ten twój pusty łeb, naprawdę, wyprowadzasz mnie z równowagi.
-Nie mądrzyj się, Anvik! Nie jesteś, kurwa, synem Ateny by to robić!
Anvik uderzył się otwartą dłonią w czoło i zauważyłem pewną… dziwną rzecz, jego nogi zdawały się pokrywać powoli lodem… Naprawdę byłem teraz ciekaw czy będzie się w stanie ruszyć.
-Nie życzę sobie używania przekleństw jako przecinków, kiedy próbuję się skupić! – Ryknął tak głośno, że na chwilę jego rodzeństwo przerwało pracę, ale tylko na chwilę… - I nie porównuj mnie do dzieci Ateny!
Złapałem go za kurtkę i uniosłem do góry by spojrzeć mu prosto w te zakichane oczy.
-Będę mówić do ciebie jak chcę! I będę, kurwa, stosować słownictwo jakie mi się żywnie podoba, jasne?!
Oczy Anvika zrobiły się całe złote i jak zwykle próbowałem to zignorować.
-Nie – odpowiedział nieco przyciszonym głosem – Opuść. Mnie. Na. Ziemię. Już.
Nie zrobiłem tego, nie będę przecież do cholery słuchać każdego, no chyba, że wyjątkowo będzie miał rację.
Oczy syna Hekate ciągle nie zmieniały koloru, oczywiście nie pokazywałem jak bardzo to mi się nie podoba.
-Posłuchaj Jack – warknął – naprawdę nie podoba mi się jak ty się ostatnio zachowujesz. Kreujesz się na jakiś czarny charakter!
-O proszę! – Zaśmiałem się – Mamusia się znalazła!
-Zamilcz! – Ryknął i zaczął się rzucać, ale nie udało mu się wyrwać.
Chciałem go jakoś unieruchomić, ale w sumie było całkiem zabawnie patrzeć jak chłopak się rzuca, a ja go trzymam jak kociaka. Bo ze wszystkich herosów jakich znam i pamiętam, Anvik zajmuje drugie miejsce z tych najbardziej wkurwiających mnie, przewyższa go tylko di Angelo.
-Puść mnie! Jasna cholera, nie mam na to czasu! – Ryknął ponownie, jego oczy przypominały teraz dwa złote reflektory.
-Nie, zmuś mnie!
Anvik przełknął ślinę, na chwilę jego oczy zmieniły kolor, były… jakby bez tęczówek i prawie go wypuściłem, ale po chwili powróćiły do złotej barwy i chłopak przemówił, a mówił głośno i wyraźnie, a jego słowa odbijały się echem po obozie:
-Hermes Filius, quaeso! Obsecro te per matrem meam, Hecate! Hecate, audi vocem ejus: Exsecratio heros maledicere przeklęłaś quod me Ut per haec pati, trecentis annis, passus sum eum – zrobił pauzę, jego głos ciągle niósł się echem, po chwli kontynułował - Et si non tibi maledicam, Jack, et qui benedixerit tibi erit dies, qui olim aliquid frueris unusquisque homo habet et intelligit, non omnes; Hecate, et miserebitur eius, alioquin non misereatur!
Po wszystkim mój uścisk zelżał i chłopak wyrwał mi się, upadł na śnieg i jęknął cicho, przyłożył dłoń do ust, jakby bał się. A ja chwilę zastanawiałem się, po czym ryknąłem:
-Coś ty powiedział?! To był czar?!
Anvik nie odpowiedział, oczy zakryły mu się łzami i wstał na równe nogi i odbiegł gdzieś, nie zwróciłem nawet uwagi gdzie.
Zauważyłem za to, że jego rodzeństwo skończyło budowę nowej bariery, a raczej przerwało… tylko gapili się na mnie z lekkim niedowierzaniem, warknąłem do nich, że co się gapią i wtedy podeszła do mnie jedna ze starszych dziewczyn z domku Hekate. Taka tam ruda i piegowata, lekko pyzata dziewczyna, słowem szału nie ma… ale głos ma całkiem przyjemny, to fakt.
-Jack wiesz co on powiedział? – Spytała.
Wzruszyłem ramionami.
-A co mnie to kurwa, obchodzi? To dzieciak…
Ruda zganiła mnie wzrokiem, zerknęła szybko na swoje rodzeństwo po czym na jednym oddechu powiedziała:
-Jack, on cię przeklął, on wezwał Hekate! O bogowie, rozumiesz?! On prosił aby przeklęła cię tak jak jego, a jeśli tego nie zrobi to sam rzuci na ciebie klątwę! Rozumiesz Jack?! On cię zaklął, bo Hekate nic nie zrobiła!
Serce na chwilę mi znieruchomiało. Że co ten idiota zrobił?! Żarty jakieś!
-Jaka klątwa?! Odpowiadaj! – Ryknąłem, aż po obozie przeszło echo.
Dziewczyna cofnęła się, przerażona.
-Nie wiem… Nie wiem, nie wkurzaj się, dobra?
Przewróciłem oczami. Ja się wkurzam? Ja się wkurza? Ja jestem, kurwa oazą spokoju!
Odwróciłem się na pięcie i pognałem w kierunku w którym moim zdaniem odbiegł Anvik. Oczywiście było ciemno jak jasna cholera i potykałem się o własne nogi, ale w tym momencie miałem ochotę zabić tego dzieciaka! 
Na moje szczęście dosyć szybko go znalazłem, przy jeziorze, bawił się rozmrażaniem lodu i ponownym zamarzaniem wody w jeziorze. Ale wydawał się być zamyślony, podszedłem do niego, nie zauważył mnie, ale musiał usłyszeć, gdyż powiedział:
-Wybacz mi. Nie chciałem. Naprawdę nie chciałem, zmusiłeś mnie do tego.
-Zmusiłem cię?! Kurwa, zmusiłem cię?! Coś ty zrobił, do jasnej cholery, Anvik, coś ty zrobił?!
Chłopak pstryknął palcami i lód znowu się rozpuścił.
-Przepraszam – powtórzył jak w transie – Przepraszam.
-Nie przepraszaj! – Ryknąłem – Powiedz co zrobiłeś!
Chłopak wyglądał jakby miał się zamiar rozpłakać.
-Zamieniłem się z tobą jedną z moich klątw!
-Jedną?! – Zacząłem szybciej oddychać – Jedną?! Którą?! Nie będę się starzeć?!
-Nie… - odpowiedział – To coś… bardziej trwałego.
-Co jest trwalsze od nieśmiertelności? – Zacząłem się gubić i szczerze powiedziawszy byłem przerażony.
-Teraz to ty, a nie ja, będziesz w stanie pokonać Pasitheę – mruknął po chwili – Wybacz mi proszę.
To powiedziawszy pstryknął palcami i nim zdążyłem go złapać, rozbłysło fioletowe światło i chłopak w nim zniknął.
Mam JA pokonać Pasitheę? Ja?! Kurwa, chyba śnicie! Prędzej umrę niż pomogę im ją zabić czy tam kurde pokonać, nie! Nie zrobię tego! Śnicie! Rozumiecie?!
-KURWA! – Ryknąłem.
Prawdę mówiąc byłem nie dosyć, że przerażony to jeszcze rozbity. To co mam udawać bohatera? Ja…? Nie w życiu. Pognałem do domku Hermesa, ale przed samymi drzwiami się zatrzymałem,  to co teraz rozpościerało się nad obozem przypominało fioletowo-pomarańczową zorzę i nawet ja który nienawidzi zjawisk przyrody, po prostu musiałem przystanąć by to zobaczyć… Tę barierę było widać i po prostu była zajebista.
-Ładne, nie? Ale w Rzymie zrobili by to szybciej, nawet uważam, iż w ogóle nie byłoby to konieczne.
Nie musiałem się nawet odwracać by poznać kto stoi obok mnie na ganku.
-Coś mówiłeś Octavian? – Warknąłem – Chcesz czegoś, czy tylko zachwycać się nad niebem.
-Chciałem tylko się pożegnać – warknął.
Zmarszczyłem czoło i odwróciłem się do niego. Chłopak ubrany był dosyć… lekko jak na taką pogodę, toga i obozowa koszulka, aż dziw mnie brał, że jeszcze nie zamarzł na kość.
Ale on powiedział „pożegnać”? Hah… wreszcie wraca do swojego pieprzonego obozu, mam nadzieję.
-Tak? No to cześć, było, a raczej NIE było miło, ciebie poznać...
-Mogłeś mi powiedzieć, że kogoś masz – przerwał mi oschle.
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Ja kogoś mam? Do jasnej cholery o czym znowu nie wiem?
-CO?!
-Cześć – powiedział i uśmiechnął się sztucznie, po czym odwrócił się na pięcie i udał się do Wielkiego Domu.
Pognałem za nim, krzyczałem, żeby się zatrzymał, ale nie reagował, dopiero kiedy byliśmy w Wielkim Domu, zatrzymał się i spojrzał na mnie, przy okazji otrzepując szron z włosów.
-O co chodzi? – Warknął – Pożegnałem się. Dosyć grzeczniej, niż zasługujesz, greku, czego ty jeszcze chcesz?!
-Wyjaśnienia! – Ryknąłem – Kto ci takie bzdury naopowiadał, że niby kogoś mam?! Miłość jest beznadziejna, nienawidzę miłości, więc czemu z kimś bym miał być?!
Octavian osłupiał, miał bardzo, bardzo inteligentną minę niemal identyczną do miny Jacksona, jaką często obdarowuje swojego rozmówcę, aż zachciało mi się śmiać, ale się powstrzymałem.
-Więc znowu Jackson ma błędne informacje, tak? – Octavian westchnął ciężko – Głupi grek.
-On twierdzi, że kogoś mam? – Zaśmiałem się głośno, już bardziej podejrzewałbym o takie oskarżenia, Roxannę lub Valdeza.
Octavian pokiwał sztywno głową.
-Twierdzi, że jesteś z chłopakiem, doprawdy bardzo by mnie to rozśmieszyło… Z… Bezimiennym? Tak? Nie wiem, nie bardzo mnie to obchodzi – właśnie widzę.
Kurwa…. Naprawdę? Serio? Z Johnem? Jebany Jackson! Długi język to u niego podstawa. Ale wolałem dmuchać na zimne i szybko odparłem:
-Nie znam kogoś takiego! Jackson to świr, po prostu…
-Z tym się zgodzę – Octavian spojrzał na mnie podejrzliwie – Czyli jesteś… wolny?
-A chcesz czegoś? Bo wiesz, ty nie jesteś znowu jakiś nadzwyczajny!
-Uwierz mi, ty też nie – odparł, ale wydawało mi się to być lekko wymuszone.
Chwilę milczeliśmy, rozglądałem się w między czasie po pomieszczeniu, a moje myśli błąkały się przy Johnie. Nie wiem już tak w sumie czy coś do niego czuję, może to tylko przyzwyczajenie? W końcu jak byliśmy razem, nic do niego nie czułem, tylko potrzebowałem kogoś kto by mnie poparł, w paru sprawach, miałem przyjaciół, ale przyjaciele to nie wszystko. A kto tam wie te moje chore serce, może znowu sobie ubzdurało, że potrzebuje wsparcia?!
-Czyli co? Żegnamy się już w… spokoju? – Spytałem.
Octavian zaczerwienił się lekko i podrapał się w kark, a jego wzrok zaczął błądzić po pomieszczeniu.
-Wiesz co greku? Zostanę. Jeszcze tydzień, mogą być problemy z podróżą w taką pogodę.
Zaśmiałem się cicho.
-Więc… Cześć – skinąłem głową. Kurwa, czemu ja taki miły jestem?
-Ta… Mam cię na oku greku – warknął.
-Wiem o tym! – Zaśmiałem się i wyszedłem szybko z domu, bo znając tego kolesia, to mogło by się skończyć nie za ciekawie dla mnie.
Przez tę rozmowę z Octavianem całkiem zapomniałem o… tym co było z Anvikiem. Teraz jak skończyłem gadkę, znowu naszły mnie te myśli. Bogowie! Kurwa za co?!
I wtedy usłyszałem krzyk z kliniki, ktoś coś głośno mówił, ale nie zrozumiałem z tej odległości. Dzieci Hekate kazały wszystkim zostać w domkach, więc oczywiście poszedłem do kliniki, aby sprawdzić co się dzieje.
Pierwszą rzeczą jaka mnie powitała, był wazon który rozbił się zaraz koło mojej głowy.
-Powiedziałam nie podchodź! Rozumiesz?! Ani kroku! Nie, nie podchodź! –Ryknęła jakaś dziewczyna, stała na łóżku i była przyciśnięta wręcz do ściany.
-Posłuchaj – to był Scott – chcę cię tylko opatrzyć, masz otwartą ranę między żebrami.
-Nie życzę sobie, żebyś mnie dotykał! Rozumiesz?! Umiem się bronić potworze!
Zaśmiałem się cicho. Scott podskoczył, a dziewczyna rzuciła we mnie książką. Nie ma co, ADHD się odzywa. Spojrzałem na nią z rozbawieniem, miała długie niebieskie włosy, oraz złote oczy i również chyba była opalona. Mh… Ładna, nawet. Z rysów twarzy przypominała trochę Vi i temperamentem chyba też, czego oczywiście nigdy nie powiem Vi, bo „nikt jej przecież nie jest w stanie zastąpić”.
-Hola, hola! – Zaśmiałem się sarkastycznie – Uspokój się dziewuszko, uspokój się.
-Walker, do domku Hermesa! – Ryknął Scott… łał, on umie podnosić jednak głos.
-Heh… Zostałeś grupowym, to od razu jesteś królem? – Zmarszczyłem czoło – Zmiataj Scott, nie radzisz sobie.
-Odsuńcie się, okej? – Głos dziewczyny nieco zelżał.
Scott westchnął ciężko i uchylił się ku prośbie, podniósł dłonie, aby pokazać, że nie ma jak jej zrobić krzywdy i odsunął się kilka kroków, ja uczyniłem wręcz przeciwnie. Dziewczyna rzucała mi nie ufne spojrzenie.
-Jak się nazywasz, maleńka? – Spytałem.
-Nie jestem „maleńka”, dupku! – Głos miała bardzo stanowczy, w ogóle nie słyszałem aby się czegoś obawiała – I nie przedstawię ci się, imiona mają moc!
-Kurwa, córeczka Hekate się trafiła! – Warknąłem. Miałem na dzisiaj dosyć gadania o „mocy” – Przedstaw się!
-A jesteś miejscowym władcą? – Spytała i uniosła sarkastycznie brwi.
Scott zaśmiał się i usłyszałem jak mówi coś w stylu „Prawie trafiłaś”, prawie mu przywaliłem, ale nie byłem do końca pewien czy na pewno dobrze usłyszałem.
-Nie, nie jestem. Ale wolę wiedzieć z kim, czym mam przyjemność – zmarszczyłem czoło. Nienawidzę jak ktoś na siłę udaje sarkastycznego.
-Um… Dobra, niech będzie ale ty przedstaw się najpierw.
-Ja? Kurwa, dziewucho, jestem Jack Walker. Gadaj jak ty masz na imię?
-Brzydko gadasz – westchnęła – Nie, nie przeszkadza mi to. Ale potwory tyle nie klną. Tak czy inaczej, miło mi cię poznać, jestem Lauren  Collins.
Pokręciłem głową. Niezła szopka.
-No, a ja jestem Steven Scott – syn Apolla wydawał się być dosyć zmęczony – Czy mogę cię wreszcie opatrzyć, proszę?
Collins przewróciła oczami i usiadła z trudem na łóżku.
-Jak on wyjdzie – wskazała na mnie.
-O, nie, nie, nie – warknąłem. Nikt, kurwa nie będzie mi nic kazał, bez względu na to, czy to piękna dziewczyna czy przystojny facet, nikt! – Zostanę. Najwyżej przejdę za parawan.
-Za parawanem leży Toby – warknął Scott.
Tak w ogóle Scott się mega zmienił. Jest bardziej, kuźwa, normalny, serio? Nie gada wierszem, już nie zdarza mu się mówić tym nie normalnym głosem, tylko ciągle gada jakby miał coś recytować… trudno. Ważne, że jest bardziej znośny, a no i zaczął palić! I tak go kurwa, nienawidzę.
Poszedłem więc za parawan, bo mało mnie w sumie obchodziło to, że za nim, na pryczy leży prawie nie żywy chłopak, bez oka. Naprawdę miałem to gdzieś. Spojrzałem na niego ukradkiem, prawie nie oddychał, na prawym oku miał opaskę, uśmiechnąłem się mimowolnie… jestem cholernym sadystą.
Po kilku minutach i sykach ze strony tej Collins, mogłem wyjść, dziewczyna już leżała, a nie siedziała (czy tam stała, w zależności od tego kiedy kto wszedł), a Scott opierał się o ścianę i przyglądał jej się z zaciekawieniem.
-Czyli jak tu trafiłaś?
-Co was to obchodzi? – Syknęła. Głos miała trochę zimny.
-Wiesz… ja tu trafiłem przez cyklopa, wręcz mnie tu wkopał. Może masz lepszą komedię do opowiedzenia? – Westchnąłem ciężko. Idiotą kiedyś byłem, nie ma co.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
-Nie. Ja po prostu uciekłam.
-Skąd? – Spytał Scott i wyjął z kieszeni zeszyt oraz ołówek.
Rzuciłem mu spojrzeniem pod tytułem „Kurwa, serio? Teraz?” on tylko pokazał mi środkowy palec, co mnie wręcz zamurowało… Bogowie, co się z nim dzieje?!
-Czy to ważne? – Westchnęła – Uciekłam. Po prostu uciekłam.
-Wiesz kim w ogóle jesteśmy, nie? – Spytałem.
Pokiwała głową.
-Jasne. Jesteście herosami, a ja najprawdopodobniej trafiłem do Obozu Herosów.
-Skąd wiesz? – Kontynuował Scott.
-Jestem mądra – warknęła.
Znałem dziewczyny na tyle, że wiedziałem , iż na tym rozmowa się najprawdopodobniej się skończyła. Z resztą przestałem już słuchać, zagapiłem się na nową. Jakbym był normalnym chłopakiem, bez wątpienia bym się zakochał, ale nie jestem więc, obecnie jedyną myślą jaka mnie ogarnę gdy patrzyłem na nią, było wyobrażenie jej sobie jako chłopaka. Mh… Jack, kurwa, przestań!
No i jak przestałem zacząłem rozmyślać o moich problemach. O tym co „przekazał” mi Anvik, o Johnie i o Octavianie… a czemu o nim? Bo jest pewna śmieszna sprawa. Kiedy z nim rozmawiam, całkowicie poświęcam się właśnie temu, boży świat się już wtedy nie liczy, ale nic po za tym. NIE, nic do niego nie czuję, po prostu… Kurwa, chyba go nawet lubię! Serio? Dobra, zamilcz Jack, zamilcz!
-Możesz też wyjść? – Spytała po chwili Collins.
Pokręciłem głową odganiając moje myśli i rozejrzałem się. Zegarek wskazywał, że siedzę tu już pół godziny, Scotta nie było. Kocham moje ADHD, przejawia się tym, że… czas po prostu mi upływa, ot tak.
-Jasne, maleńka – uśmiechnąłem się szeroko – Już nie przeszkadzam, narka!
I ze śmiechem wybiegłem z klinki. Hah…

Otwierałem już drzwi, kiedy usłyszałem krzyk… ale to już nie był krzyk na kogoś, to był krzyk przerażenia, który poniósł się po całym obozie, a później nadbiegł w moim kierunku Larson, wybiegł zza budynku naprzeciwko.
-Co jest dzieciaku? Przestraszyłeś się swojego cienia?! – Zaśmiałem się.
Larson dyszał ciężko.

-A-Anvik, zniknął. Jeg… Jego miecz leży na śniegu, cały zakrwawiony. 

***

Dobrze udało mi się dodać. Przepraszam, że tak długo, ale raczej tak będzie znowu przez około 2 tygodnie, bo znowu nie mam neta i żyję na ratach ;w; xD Tak więc... Mam nadzieję, że rozdział się podoba, nie mam sił sprawdzać błędów i pisałam czytając przy okazji "Krew Olimpu" i mogłam coś napisać nie tak, więc proszę o wybaczenie XD Tymczasem pozdrawiam, a kolejny rozdział postaram się dodać w weekend, albo coś ^^" 

49 komentarzy:

  1. U mnie taka smutałka bo jeszcze BoO do mnie nie dotarło.. D: Lubie Anvika. Postanowiłam że nazwe tak psa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A u mnie o dziwo dotarło xD Aż sama się zdziwiłam XDD
      Pies o imieniu Anvik? XDD Nie wiem czy będzie mu odpowiadać ;w; xDD

      Usuń
    2. ;w; Może jutro bo ja to na takim zadupiu mieszkam.. ;__; Ja mam genialne pomysły na imiona. I chcem by był dzieckiem Persefony. I czemu siostrzyczko u mnie nie komentujesz?.. XD

      Usuń
    3. Oł... nie zauważyłam i jeszcze się uczę, już komentujem XDDD
      ;w; Ja też mieszkam na zadupiu ;w;;w;w;w;w;w;ww;w;w;w;
      Wisz, ja też mam dziwne pomysły na imiona XDD

      Usuń
    4. Co? Jakie dziwne imie? xD no ja o niczym nie wiem.. Do mnie nie dotarło qienc ja na wiekszym.. I tak na stronie Sunaj się zakochał? *unosi brwi*

      Usuń
    5. No chociażby właśnie Hogganvik Fugunaga XD
      Taa... Do mnie cudem dotarło xD
      A Sun... A Sun... A kto go tam wie? Może tak, a może nie XDDD

      Usuń
    6. Hogganvik.. Śliczne imie! Nazwe tak psa! xD Czemu imie Sunaj kojarzy mi się z Najsłoneczniejszym? WTF? xD Tylko nie rób im (wielkiej) krzywdy.. * *

      Usuń
    7. haha ;w; xD Najsłoneczniejszy... mh... nie wiem, pewnie przez skrót, Sun -> słońce xD ;w;
      No to pozdrowię psa xD

      Usuń
    8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    9. Moja zajebista logika. Sun+naj= najsłoneczniejszy.. Masz pozdrowienia od Leo. ^ ^

      Usuń
    10. O ya xD I jego pozdrów xd

      Usuń
    11. I chcem jeszcze wprowadzić trzy postacie ale cii.. To jest myśle nad dwoma dziewczynami i chłopakiem którego mam już nawed rozdział.. Taki homuś syn Afrodyty jeszcze z klontwą.. ^ * ^ No kurwa zginie...

      Usuń
    12. Ja już raczej skończyłam dodawać postacie... a przynajmniej w tym opku xD
      Z czego na oko czwórka osób u mnie zginie :3 na oko... xD

      I y cb ciekawie. Ciekawie. Czekom więc na postać xD

      Usuń
    13. Nie zabijaj imienika mojego przyszłego psa! D: Bende płakać! A tak poza tym to kiedy mój Leo? :(

      Usuń
    14. Leonowi szykuje się jako taka akcja xD więc nie długo ^^"

      Usuń
    15. No mam nadzieje! I bendzie specjal na twoje urodziny! Z Wenem.. ^ ^ Kogo zamierzasz zabić?

      Usuń
    16. O ya *o*
      A z zabiciem nie mówię ;w; nie chcę spoilerować xD

      Usuń
    17. Pomyślnoe zdałaś test! Nie nawidze spojlerowania!

      Usuń
  2. XDDD Jednym słowem: ZAJEBISTE!!!
    Klątwa? Ja rzucająca książkami? Sun się zakochał?- Cudoooo. ;DDD
    Mam tylko nadzieję, że Anvik jednak nie zginął. Baaardzo go polubiłam ;DDD
    I świetnie mnie opisałaś. :))) Dokładnie tak samo bym się zachowywała, gdybym trafiła do Obozu.
    I ten pomysł z barierą. ;****
    Zazdroszczę Ci pomysłów, Siostro. ;D

    Współczuję kłopotów z netem. Ja bym nie wytrzymała bez neta dwóch dni. W ogóle nie wiem jak wytrzymam na wycieczce, gdzie nie będziemy używać telefonów itd. Ale tak już jest, gdy się wybiera namioty. XD

    A Sun czasami nie zakochał się w Nico? Albo Percym? ;D
    No dobra, więcej nie pytam, bo i tak nie odpowiesz. ;w;

    Czekam na nexta. Życzę duużo weny i szybkiego odzyskania całkowitego dostępu do neta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaka wycieczka? (Oczywiście sie wetne)

      Usuń
    2. Taka try lud czterodniowa. Ale to na wiosnę. ;DDD Do Bieszczad. ;D Naprawdę nie wiem jak wytrzymam bez telefonu. Bo nasza wychowawczyni wymysliła sobie, że jeżeli chcemy taką wycieczkę, to bez używania sprzętów elektronicznych. I nie będzie szans na ''przemycenie''. ;(

      Usuń
    3. Nie? Komurke do biustonosza a laptop za kurtke! xD

      Usuń
    4. Będzie ''rewizja''. XDDD Taka szkoła. ;D Ale w sumie sami się na to zgodzilismy. ;D

      Usuń
    5. Ale przemycić można! I korzystać tak by nikt się nie skapnoł!
      Ps. Odiszesz mi pod Specjalem?

      Usuń
    6. Cieszę się że aż tak się podoba *0* Pamiętajmy tylko o tym, że Sun to jeszcze toćkę dzieciak :))) z Anvikiem sprawa się wyjaśni dosyć szybko także na pewno na razie nie musisz się martwić ^^
      A bariera... cóż w końcu trzeba było pokazać ile potrafią dzieci Hekate xD
      Co do pomysłów to Ty masz równo dobre jak nie nawet lepsze :*
      Mh... z netem już tak mam ;w; teraz siedzę na telefonie więc jest ok. Ale pewnie i zaraz net w telefonie padnie ;w;


      Wracając do Sun'a to powiem tylko tyle że sytuacja u niego podobna jest do Jack'a... jeśli kogoś kocha to nie potrafi tego dostrzec i trochę minie aż będzie potrafił dostrzec xD
      Dzięki za wenę również czekam na nexta u Ciebie ^^"

      Usuń
    7. Ja mam lepsze pomysły? Świetny żart. XDDDD
      w sumie Anvik jest nieśmiertelny, to umrzeć nie może. ;DDD No ale...

      Dzieci Hekate potrafią bardzo dużo. ;XDDD

      P.S. Podsunęłaś mi fajny pomysł na kontynuację Krwi Olimpu. ;D

      Usuń
    8. Ech.. Wszyscy tacy sami.. xD i Percy. I Jack. I Sun. (moje małe słoneczko... XD)

      Usuń
    9. Wisz u Ciebie czuć tę walkę z boginią xD
      Anvik jest... częściowo nieśmiertelny. Nie zginie naturalnie ani przez samobójstwo. Ale może zostać zabity przez potwora lub herosa ;-;

      Jestem ciekawa jaki pomysł xD

      Usuń
    10. Dowiesz się niedługo. XDDD

      Usuń
  3. O Bogowie!
    Anvik zawiodłam się na tobie..
    Rozdział genialny.
    Od teraz moją ulubioną perspektywą jest perspektywa Jack'a, XD
    Tak jakoś to zdanie bez powtórzenia dziwnie brzmi ...
    I standardowo czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah... ja sama nie mogłam za bardzo uwierzyć w to co zrobił Anvik. Ale to jest właśnie fajne gdy piszę, bo często odnoszę wrażenie, że to nie ja wymyślam charakter i późniejsze zachowanie postaci, a ona sama to robi a całość po prostu wystukuje się w klawiaturę xD wiem może to trochę skomplikowane ale mam nadzieję że to troszkę zrozumiałe xD
      Cieszę się że lubisz perspektywę Jack'a. Ostatnio to właśnie jej poświęcam sporo czasu i powinnam zająć się trochę innymi xD
      Dzięki za opinię i będę się starała dodać nexta jak najszybciej ^^"

      Usuń
    2. Trudno mi to ogarnąć ponieważ u mnie jest problem z napisaniem posta na stronie fejsbukowiej a co dopiero pisanie opowiadań. Choć chyba troszkę ogarniam bo wy sobie to zapisujecie jako posty a ja sobie to zawsze wyobrażam i wychodzi to mniej więcej tak samo. Dobra newer majnd.
      To ja ciebie nie poganiam z dodaniem rozdziału bo i tak to nie będzie miało sensu XD

      Usuń
    3. To jest Córce chodziło chyba o to "wczucie się". Też tak mam.. I potem to musze kasować. :/

      Usuń
  4. Suuuper :)
    I "Krew Olimpu" <3 ja juz wczoraj przeczytalam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dzisiaj doczytałam. W sumie nie tak źle czyta się po angielsku. ;D
      Szkoda tylko, że to już koniec. ;(

      Usuń
    2. Ja jeszcze nie skończyłam, ni mam czasu ;w;
      I dzięki za opinię ^^"

      Usuń
    3. To napisz jak przeczytasz, bo nie wiem kiedy moge dodać prolod kontynuacji BoO. ;D

      Usuń
    4. Dodawaj, dodawaj XD Bo z moim czytaniem minie milion lat ;w;

      Usuń
    5. Ale tam będzie duuużo spoilerów. ;D No, a Gwiazda jeszcze nawet ksiazki nie ma. XD

      Usuń
    6. Ja znam połowę książki xD więc spoko ;w;

      Usuń
    7. Zapraszam do mnie http://wielka-piatka-z-hogwartu.blogspot.com

      Usuń
    8. Nie mam bo Hermes mnie nie lubi... ;W;

      Usuń
    9. ale najważniejsze jest własnie po połowie. ;D

      Usuń
    10. Ale ja wiem wszystko xD Wszystko ze spoilerów i z tego, że zostało mi 100 stron ;w;

      Usuń
    11. Haha w takim razie spoko. ;D Dodam może jutro, bo Gwiazda nie przeczytała, a ona tak nienawidzi spoilerów. ;D

      Usuń
    12. Dodaj dodaj. Mną się nie przejmuj. I tak musze interneta ograniczyć bo "Spojlery!" *chór kościelny* Zresztą wspominam o tym w CD.. :/ A teraz ide za spojler zabijać. ( I taki pomysł że naisze własne blogowe prawo.. xD Przypomnij mi o tym Vicky!)

      Usuń
    13. Ok. ;D Dodałam prolog KBoO ( Kontynuacja Blood of Olympus) jakby coś. ;D

      Usuń