Rozdział dedykuję Lyrze,
Przede wszystkim dziękuję Ci za wspaniałe teksty Twojego opowiadania
Oraz
za miłe komentarz na moim blogu.
Jesteś wspaniała kobieto! Mówię Ci to :))
Rozdział 58. O dzieciach śmierci, czyli jak wysadzić całkiem spore drzewo.
(PERCY)
-Czyli nie mów mi Jackson, że kolejne zebranie będzie
dotyczyło „co powinniśmy zrobić, a czego nie zrobiliśmy”?
Spojrzałem niepewnie na Jasona. Obudziłem chłopaka toteż był
nie do końca przytomny, mimo to jak zwykle nie miał nawet opuchniętych oczu.
Ale mimo to, na bogów! W sumie ma rację.
-Więc co proponujesz, bracie?
Jason zmarszczył czoło i ponownie zapatrzył się na pole
truskawek. Prawdę powiedziawszy zdawało mi się, że chłopak usilnie próbuje
udawać opanowanego, jakim zawsze jest, pytałem o co chodzi, bo w końcu bądź co
bądź Jason jest moim przyjacielem, ale za każdym razem otrzymywałem nieszczere
„Nic” . I w końcu uświadomiłem sobie,
że w końcu chłopak ciągle może przeżywać swoje zerwanie z Piper, w końcu on
świata po za nią nie widzi… Tak, to na pewno jest to.
-Przede wszystkim nic pochopnie – odparł w końcu.
-Ta… - westchnąłem i oparłem się plecami o balustradę na
ganku – Ale nie możemy przecież siedzieć jak mopsy w CHB!
-Więc musimy wyruszyć do SPO…
Rzuciłem Jasonowi szybkie spojrzenie, bo nie do końca
zrozumiałem co miał na myśli, na szczęście zaraz sprostował:
-Pasitheę pokonamy w jej świątyni. Jedyna znana nam i
najbliższa świątynia jest w SPO, jeśli tylko się tam udamy…
-Ale przecież SPO, chce lub już to zrobiło, połączyć siły z
Pasitheę, udanie się tam to samobójstwo! – Zauważyłem.
Jason zmarszczył czoło i podrapał się po podbródku.
-Ale istnieje coś takiego jak karta przetargowa – stwierdził po chwili, a mi serce na chwilę się
zatrzymało.
Przypomniałem sobie jedną ze swoich wizji z tym nieznajomym
blondynem…
-A… Anvik?- Wydukałem
wtedy w tej wizji– Mam użyć go jako…
karty przetargowej? Oszalałeś?
-Nie musisz koniecznie
jego. Myślę, że chłopak może mieć coś jeszcze do zaoferowania w kwestii dostępu
do świątyni – odpowiedział mi ten blondyn.
Nie zastanawiałem się wtedy nad tym gdyż później miałem
nieco inne problemy na głowie, po za tym Anvika wtedy wcięło… A teraz Jason mi
to przypomniał i chyba dobrze, że tak się stało.
Złapałem Grace’a za nadgarstek po czym zbiegłem razem z nim
z ganku.
-Ej! Gdzie ty mnie ciągniesz! – Krzyknął.
-Do Anvika! – Odparłem – Tylko on obecnie z całego obozu ma
trzysta ileś lat i ma na pieńku z SPO!
Jason westchnął ciężko ale już nic nie mówił. Trafiliśmy pod
domek Hekate w tempie błyskawicznym, ale chwilę wahałem się przed zapukaniem do
drzwi… Bo prawdę mówiąc ciężko mi określić moje relacje z Anvikiem i nie jestem
w stanie przewidzieć jaka będzie jego reakcja gdy wbiję mu do domku z okrzykiem
„Cześć stary! Słuchaj mogę cię użyć jako karty przetargowej, aby pogodzić obozy
i tych co cię chcą zabić?”. Ale w rezultacie to Jason zapukał do drzwi, więc chcąc
nie chcąc nie było innego wyjścia…
Weszliśmy praktycznie w sam środek kłótni. Dzieciaki od
Hekate, około pół tuzina dzieciaków w wieku od czternastu do szesnastu lat
(Anvik niby już dawno przekroczył tę linię, ale mówi się trudno), wrzeszczało
na siebie jakby byli na jakimś targu:
-Czy nie mówiłam ci, żebyś postawiła te zioła z daleka od
okna! Zobacz co narobiłaś!
Rudowłosa dziewczyna wskazała na parapet na którym,
dosłownie wiły się jakieś długie zielono-brązowe pnącza, a jeden z liści chyba
żuł szminkę!
-Jakby to była moja wina – blond włosa dziewczyna złożyła
ręce na piersi – To ty postanowiłaś zasadzić tę odmianę herbam virentem!
-Dostałam ją od koleżanki, córki Demeter! Po za tym ta
roślina posiada zdolności adaptacyjne do danego klimatu! Jest łagodna w cieniu,
a agresywna gdy rośnie w słońcu, było to w książkach!
-Nie jestem córką Ateny tylko Hekate! Po za tym wsadź sobie
to zielsko w epicenter!
Te dziewczyny darły się najgłośniej. Ale był jeszcze jakiś
chłopak, którego widziałem może ze dwa razy w życiu który wydzierał się na
swoją siostrę, o to, że użyła niepotrzebnie jakiegoś czaru.
Ale w całym tym zgiełku nie widziałem Anvika, oczywiście
ciężko było kogokolwiek dostrzec pośród szamocących się po całym domku dzieciaków,
ale Anvik sam w sobie powodował, że nie sposób było go przeoczyć.
Wtedy właśnie kiedy już pomyślałem, że może go nie ma,
zauważyła nas grupowa.
-Czego chcecie?! – Warknęła poirytowana.
-My do Anvika – Odparł za mnie Jason.
Wtedy dosłownie jakby działała tu magia (nie to, że nie
działa) wszyscy się uciszyli i spojrzeli na nas, jakbyśmy byli jacyś trędowaci…
Jeszcze gorzej spojrzeli, kiedy z kąta wyszedł Anvik. Chłopak wyglądał na
znużonego, w jednym uchu miał wetkniętą słuchawkę, a z kieszeni wystawała mu
mp3.
-Tak? – Spytał.
-Możemy pogadać, bez świadków? – Zaproponowałem.
-Macie nasze błogosławieństwo – warknął jeden z dzieciaków
Hekate, jakiś chłopak o jasnych blond włosach – zabierzcie go stąd jak
najdalej!
Anvik rzucił w jego kierunku zdenerwowane spojrzenie, ale
nic nie powiedział, tylko przeszedł obok mnie i bez słowa wyszedł z domku. Po
chwili zamyślenia ja i Jason, również za nim poszliśmy. Chłopak siedział na
trawie przed domkiem, wyglądał jakby medytował… No a przynajmniej tak poznaję
po ilości dziwnych filmów obejrzanych w młodości. Siedział z nogami
skrzyżowanymi na kwiat lotosu, a oczy miał zamknięte.
-O co chodzi? – Spytał monotonnym głosem.
Wziąłem głęboki oddech i usiadłem na schodkach naprzeciwko
Anvika, Jason zaś trzymał się nieco z dala.
-Chodzi o twoją przeszłość. Znaczy przeszłość, która ma
wpływ na teraz! No w sensie… Potrzebujemy cię, żeby SPO dało nam jakoś spokój –
dopiero po chwili zdałem sobie sprawę jak niefortunnie to zabrzmiało.
Anvik uchylił jedno oko, nie widziałem w tym oku nic,
żadnych emocji, nawet obrażenia się! To mnie lekko zdziwiło bo w końcu moja
wypowiedź była równoznaczna z „Słuchaj
koleś, trzeba cię zabić dla większego dobra!”.
-Yhm… - mruknął po chwili – Czyli jednak wreszcie
postanowiłeś posłuchać nieco mądrzejszych?
-Co? Nie rozumiem… - przyznałem po chwili ciszy. Czyżby
Anvik jakoś dowiedział się o moich wizjach?
Chłopak uśmiechnął się lekko, a bardziej tylko koniuszki
jego ust zadrgały delikatnie, jak gdyby bał się uśmiechnąć.
-Nieważne – odpowiedział po dłuższej chwili – Czyli co masz
zamiar zrobić?
-Ja… - podrapałem się w kark – prawdę powiedziawszy liczę,
że ty możesz coś wiedzieć o tym jak przekonać SPO.
-Na sto przekona ich tylko mój trup – chłopak zaśmiał się
chłodno - Edepol qui cum ad mortem – westchnął
ciężko.
Jason mruknął coś pod nosem o optymistach, a ja złożyłem
ręce na piersi.
-Liczyłem na nieco mniej drastyczną metodę. Stronię od
zabijania herosów. Jakieś inne pomysły?
-Ciągle mam swój amulet - zauważył Anvik - W
przeciwieństwie do Jack’a nie oddałem go komuś, a więc ciągle jestem jego
właścicielem. Ale… nie mam zamiaru go oddawać, tak więc…
-Anvik, pogięło cię? – Nie wytrzymałem – Masz ten cholerny
amulet przy sobie! On może przecież rozwiązać nasz spór pokojowo, a ty nie
chcesz go oddać?!
Jason przesłał mi spojrzenie pod tytułem, że przegiąłem.
Anvik otworzył oczy i teraz patrzył się na mnie z wściekłością, a jego szare
tęczówki z każdą sekundą robiły się coraz bardziej złote.
-Chcesz, żeby oni byli równi bogom? Nie? Więc nie zmuszaj
mnie do oddania im amuletu, który jest mój!
Zbyt wiele straciłem by go zyskać i nie oddam go ot tak!
-W takim razie powiedz jak jeszcze możemy przekonać SPO, aby
„użyczyli” nam świątyni – jęknął Jason.
Gniew w oczach Anvika na szczęście dla mnie wyparował i
chłopak nałożył na głowę kaptur swojej granatowej bluzy.
-To skomplikowane. Wiecie myślę, że nie jestem jedyną osobą
którą SPO chcą, cokolwiek Bezimienny by nie twierdził…
-O kim mówisz? – Spytałem marszcząc czoło.
Nim Anvik zdołał odpowiedzieć Jason klasną w dłonie i odparł
z triumfem na twarzy:
-Jack!
Anvik pokiwał z rozbawieniem głową.
-Właśnie… Tylko w jego wypadku obawiam się, że nie ma co
liczyć, aby dobrowolnie zgodził się na „wymianę” – Anvik zrobił w powietrzu
palcami cudzysłów – Tak więc albo mój trup, albo wojna. Możemy jeszcze postawić
na dyplomacje, ale przypomnij sobie synu Posejdona jak ostatnio dyplomacja z
ludźmi Bezimiennego się zakończyła?
-Źle – podsumowałem.
Anvik przyznał mi rację, a ja czułem się jak w środku burzy.
Wszystko przedstawiało się nie za ciekawie, wszystko mówiło, że trzeba ofiary w
postaci tego ponad trzystuletniego dzieciaka, a mi jakoś to się nie uśmiechało.
-A więc… - zacząłem.
-Tak, synu Posejdona, zabierzecie mnie do SPO, tam zginę, a
wy będziecie mieli swój pokój…
-NIE!
Nagle ni stąd ni zowąd pomiędzy mną i Anvikiem pojawił się
Sun… Właściwie to dałbym sobie rękę uciąć, że wyłonił się z cienia, tak jak
potrafi to Nico.
-On jest herosem, a nie rzeczą! – Ryknął chłopak.
Sun wyglądał jakby przebiegł niewiadomo ile kilometrów, ale
darł się tak, że chyba słychać go było na cały obóz.
-Nikt tu nie mówił o… - zaczął Jason.
-Odwalcie się od niego! – Wrzeszczał dalej Sun - Koniecznie chcecie kogoś zabić?! Zabijcie
sobie Jack’a! Ale od niego wara!
-Sun… - Anvik wstał na nogi i złapał chłopaka za ramię – To…
nic.
Sun szybkim ruchem strącił dłoń Anvika i podszedł do mnie,
na tyle dziwnie się czułem, gdy ten czternastolatek tak piorunował mnie
spojrzeniem, więc również wstałem, próbowałem jakoś opanować sytuację, z resztą
nawet Jason próbował uspokoić syna Tanatosa, ale można by rzec, że tylko
pogorszyliśmy sytuacje… Kątem oka zauważyłem, że kilkoro obozowiczów z
sąsiednich domków wygląda za okna, aby sprawdzić o co ten szum.
-Nazywacie to koniecznością?! Wy w ogóle rozumiecie co to
konieczność?! Bo na pewno nie jest to jego
śmierć! – Ryknął po czym zaczął szybciej oddychać.
-Sun, nikt nie mówił o tym, że my go… - zacząłem, ale
chłopak mnie olał.
-Z resztą czego się po tobie spodziewałem?! – Wrzasnął
patrząc na mnie z wyrzutem – Wielki Jackson, chłopak tego puszącego się
chłopaka…
-On. Się. Nie. Puszy! – Tym razem to moje nerwy nie
wytrzymały i miałem wielką ochotę uderzyć tego dzieciaka.
-Uspokójcie się… - jęknął Jason, ale teraz mój mózg
postanowił się wyłączyć.
NIKT NIE BĘDZIE OBRAŻAŁ NICA, W MOJEJ OBECNOŚCI!
-Nieee… Wcale! – Sun złożył ręce na piersi – Podnieś tylko
rękę na mojego przyjaciela Jackson… - wskazał ręką na Anvika.
-Sun… - Anvik pokręcił niepewnie ręką.
-Co?!
-Nie traktuj mnie jak boga – Anvik ukrył z zażenowaniem
twarz w dłoniach.
Ale Sun zdawał się zignorować to, z resztą nawet nie miał
wyjścia bo wkurzony kontynuowałem sprzeczkę:
-No co mi zrobisz, hę? – Zaśmiałem się – Jesteś synem
Tanatosa, mój ojciec jest w Wielkiej
Trójcy!
-Teraz będziesz się wychwalał?! – Oczy Sun’a zabłysnęły
dziwnym blaskiem – Po prostu odczep się od mojego przyjaciela! Zostaw go!
-Nie powiedziałem, że chcę mu coś zrobić! – Wrzasnąłem, a w
głowie słyszałem już tylko ryk fal – Ogarnij się Sun!
Zauważyłem, że Anvik coś tam mówił, ale absolutnie nie
słyszałem co, teraz skupiałem się tylko na tym smarkaczu, który z niewiadomych
dla mnie powodów, musiał wszędzie widzieć problem!
-Ja mam się ogarnąć? Ludzie, słyszycie go?! – Sun złożył
ręce na piersi – Mówi, że mam się ogarnąć, a on sam chce zabić bogom winnego
chłopaka! Jackson, zaczynam cię naprawdę nienawidzić.
-Z tego co zauważyłem ty nienawidzisz wszystkich, więc
naprawdę wielka różnica! – Obruszyłem się lekko.
-A może z wami jest coś nie tak? – Sun zwiesił głowę ale
głos ciągle miał podniesiony.
-Uspokójcie się – miedzy mną a nim stanął Jason – nie
pomagacie.
-Bronisz go? – Sun spojrzał zszokowany na Jasona.
Grace przeklną pod nosem i szybko zaprzeczył, co spotkało
się zarówno z mojej strony jak i Sun’a jeszcze większym zdenerwowaniem.
-Chciałem po prostu wam wybić zabijanie swoich bez potrzeby.
Nie zachowujmy się jak zwierzęta – zaczął już spokojnie Sun – Ale czasami
zdajecie się zachowywać jak one.
-Nagle się odważny zrobiłeś! – Ja natomiast ciągle byłem
wkurzony za obrażanie Nica – Wiesz co Sun, nic dziwnego, że nie za bardzo za
tobą przepadają – Jason kopnął mnie w kostkę, ale koniecznie chciałem
powiedzieć coś co jakoś zniwelowało by to obrażenie mojego chłopaka – jesteś inny.
Dolna szczęka Sun’a zatrzęsła się lekko i kiedy opuścił
głowę zdałem sobie sprawę jak bardzo źle zrobiłem… Cholera wcale nie chciałem
tego powiedzieć.
-Dziękuję wielkie za przypomnienie! – Ryknął drżącym głosem
chłopak i odbiegł.
Odepchnąłem na bok Jasona i pognałem za chłopakiem, nie,
nie, nie! Nie mogłem przecież tak tego zostawić, ale potknąłem się na jakimś
kamieniu, a Sun zniknął mi z oczu. Po chwili nadbieł Jason z Anvikiem. Ten
pierwszy był blady jak ściana, z kolei ten drugi był wściekły… i patrzył się na
mnie całkowicie czarnymi oczami, które absolutnie nie poprawiły mi humoru, bo
zdawało mi się, że chłopaka coś opętało.
-Najpierw mówisz potem myślisz? – Anvik pokręcił ze
zdenerwowaniem głową – Wiesz co? Masz szczęście, że dzisiaj mam dobry humor.
I odbiegł w kierunku lasu.
Jason rzucił mi lekko przerażone spojrzenie.
-Nie popisałeś się, bracie
– zauważył po chwili.
-Ani słowa o tym – westchnąłem. Byłem mega na siebie zły,
naprawdę powinienem czasami jednak włączać myślenie do tego co mówię –
Przeproszę go przy najbliżej okazji… Teraz trzeba by się zastanowić, jak
przekonać Anvika aby oddał SPO ten amulet… Swoją drogą wydaje się być od niego
uzależniony!
Jason zaśmiał się sztywno, a jego spojrzenie ciągle tkwiło w
kierunku gdzie odbiegł Anvik i Sun, co nie polepszało za bardzo sytuacji… A ja
sam nie mogłem uwierzyć, że mogłem być aż tak podły.
Kiedy chciałem już zaproponować abyśmy udali się na arenę by
potrenować nadbiegł Leo i mój byle jaki już i tak humor wysiadł absolutnie. Syn
Hefajstosa uśmiechał się szeroko i przywitał się tylko z Jasonem, jakbym nie
istniał:
-Cześć, panie Iskro – zaczął – Słuchaj, pamiętasz o czym
rozmawialiśmy niedawno?!
-Yhm… - Jason pokiwał lekko głową.
-Muszę pokazać ci coś u mnie w pracowni! – Krzyknął na całe
gardło i nie czekając nawet na odpowiedź ze strony Jasona złapał go za
nadgarstek i pognał razem z synem Jupitera w kierunku pracowni.
Zostałem sam. No, jeśli nie liczyć Fuego rozmawiającego z
jakąś Łowczynią, aczkolwiek chłopak zdawał się nie słuchać co mówi Łowczyni,
tylko odprowadzał wzrokiem Jasona i Leo. Nie chciałem im przeszkadzać, z resztą
i tak wolałem dzisiaj nie palnąć niczego głupiego… Dlatego też wróciłem do
domku trzeciego.
Niestety okazało się, że moja siostra znowu urządziła sobie
babskie pogaduchy z Yuno i obie dziewczyny śmiały się na cały domek. Jako, iż
niestety moje łóżko i łóżko Jas („Jej prywatna przestrzeń” jak zwykła mawiać)
są dosyć blisko nie miałem za wielkich szans na spokojne przemyślenie mojego
rozumowania.
-… No a ja wtedy takie „sorry jestem Łowczynią, kolego!”. A
on strzela inteligentną minę… po chwili zasypia! No słowo honoru zasną w
sekundę pod czas śniadania! – Yuno zachichotała, a Jasmine nawijała dalej – Po
czym się nagle ocknął i mówi „A ja lubię batony”!
Yuno prawie spadła z łóżka i wyglądało na to, że obie
dziewczyny zaśmiewają się w najlepsze od paru godzin. Westchnąłem ciężko i
rzuciłem im krótkie cześć, po czym zacząłem przewracać w dłoni mój naszyjnik
obozowy. Było kilka nowych koralików z poprzednich lat… Jeden symbolizował
kroplę krwi, był zrobiony po wakacjach po pokonaniu Gai, kolejny był z roku w
którym zacząłem chodzić z Nico, właściwie ciężko powiedzieć co
przedstawiał, to była zwykła czarna
plama, mająca symbolizować moje włóczenie się po jaskiniach razem z Leo i Nico.
Następnym koralikiem był znak Hadesa, symbolizował on naszą przygodę z tym
bogiem… Ciekaw jestem jaki koralik będzie w tym roku. Przynajmniej jest coś o
czym mogę pomyśleć.
-Eja, bracie wszystko w porządku? – Jasmine zerknęła na
mnie.
-No jasne – uśmiechnąłem się lekko – Nie przeszkadzajcie
sobie.
-Ej, Jas a on wie o wiadomości miesiąca? – „Wyszeptała”
Yuno.
-Niech Nico mu sam powie, Yun! – Skarciła ostro swoją
przyjaciółkę, Jasmine.
Zmarszczyłem czoło…
-O co chodzi?
-O nic – Jasmine wyszczerzyła do mnie zęby i kontynuowała
rozmowę z Yuno.
Ja zaś zacząłem się teraz zastanawiać o co mogło im chodzić.
„Wiadomość miesiąca”? „Niech Nico mu sam powie”? Nie rozumiałem o co może im
chodzić.
Zbliżało się ognisko, więc kiedy dziewczyny postanowiły się
na nie udać, nie miałem wielkiego wyjścia i poszedłem z nimi, w między czasie
wysłuchując o tym co robiły w tym dniu…
nic szczególnego, ale pocałowałem siostrę w policzek, za nim razem z Yuno
usiadły przy swoich miejscach.
Zanim jednakże ja zasiadłem samotnie przy stoliku należącym
do domku trzeciego podbiegł do mnie Nico, on… uśmiechał się i prowadził za rękę
jakąś dziewczynę, co lekko mnie zastanowiło… Ta dziewczyna to była ta
niebieskowłosa Lauren, ona również uśmiechała się ale nieco bardziej niż Nico.
Chłopak pocałował mnie ukradkiem tak aby
inni tego nie widzieli po czym puścił dłoń dziewczyny i wziął głęboki oddech.
-Percy, chciałbym przedstawić ci Lauren, jest moją siostrą.
-Znam ją… - i nagle do mnie dotarł cały sens jego wypowiedzi
– Ona… co?!
-Jest moją siostrą – Nico przewrócił oczami – Jest córką
Hadesa, dzisiaj ją określił.
Szczęka chyba opadła mi do ziemi… Że Nico ma siostrę! Że… Że
co? Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Cóż chyba powinnam się przyzwyczaić, nie? – Spytała – To
jak idziemy?
Nico pokiwał głową, raz jeszcze mnie pocałował i zasiadł
przy stole Hadesa razem ze swoją siostrą, a mnie lekko gryzła zazdrość, gdy
patrzyłem jak on z nią rozmawia, a ja musiałem siedzieć sam jak palec przy
stole Posejdona.
Reszta ogniska minęła jak zwykle. Na próżno łudziłem się, że
pojawi się Sun lub Anvik, a najlepiej
oni obaj… Ani jeden ani drugi się nie ukazali, co w przypadku Anvika, chyba
wywoływało radość wśród jego rodzeństwa, oni naprawdę z jakiegoś powodu za nim
nie przepadają.
Po ognisku rozeszliśmy się do domków… Znaczy nie ja. Ja
pomogłem Lauren zanieść jej rzeczy do domku Hadesa, po czym za namową jej i
Nica postanowiłem, że chwilę posiedzę w trzynastce. Ogólnie Nico chciał
przedstawić Lauren Hazel, toteż połączył się za pomocą Iryfonu z obozem Jupiter
po czym z Hazel.
-Hej Nico! – Hazel była wyraźnie ucieszona na widok brata – Jak
ja cię dawno nie widziałam! Co słychać?
Nico skłonił głową na znak, że wszystko jest okej.
-Hazel, chciałbym kogoś ci przedstawić… Hazel to jest
Lauren, Lauren to jest Hazel. Hazel, poznaj swoją siostrę.
I od tego się zaczęło… ćwierkotanie między dziewczynami…
Może to była kwestia mojego złego humoru, że tak reagowałem, ale po pół
godzinie i dorzucaniu co chwila drachmy, miałem dosyć i poprosiłem Nica, abyśmy
na chwilę zostawili dziewczyny same.
-Coś jest nie tak? – Spytał Nico i uśmiech na jego twarzy
spełzł natychmiast.
-Chciałbym to wiedzieć Nico – pogłaskałem go po policzku –
Ale nie przejmuj się. Mam trochę schrzaniony humor.
Nico zaśmiał się pod nosem.
-Chyba nie jesteś ciągle obrażony na Vi? – Spytał.
Wybuchnąłem śmiechem, wtedy tak nie było, ale teraz ta
sytuacja wydała mi się być komiczna.
-Nie, nie jestem.
-To dobrze – Nico zerknął ukradkiem na drzwi od salonu gdzie
jego siostry prowadziły dyskusje – Wiesz, będzie jeszcze kilka okazji,
obiecuję.
I pocałował mnie… Zazwyczaj to ja angażowałem takie długie i
namiętne pocałunki, dlatego byłem lekko zaskoczony gdy to Nico zaczął i nogi
lekko się pode mną ugięły, ale w końcu udało mi się odwzajemnić pocałunek.
-Percy – wyszeptał mi do ucha Nico – Leć już, bo nie chcemy,
żeby zjadły cię harpie, nie? Jutro porozmawiamy.
Cmoknąłem go w usta i niechętnie bo niechętnie zgodziłem
się. Pożegnałem się na szybko z Lauren oraz Hazel i wróciłem do domku
trzeciego… Prawie zapomniałem o sytuacji z Sun’em i Anvikem.
(LEO)
Następny dzień zapowiadał się tak samo jak wczoraj, czyli
próbą zbudowania czegoś, co ostatnio nie za bardzo mi wychodziło, ale to
szczegół! Jednakże po śniadaniu szybko zmieniłem zdanie, kiedy poznałem nowe
Hadesiątko! Lauren, której nazwiska niestety zapomniałem, to niebieskowłosa
piękność, która absolutnie nie wygląda na siostrę Nico. Uparta jest jak diabli
i to muszę jej przyznać i ma złote oczy… ja mam jakąś słabość do złotych oczu.
Ale nie jest w moim typie… Znaczy nie, żeby nie była ładna, ale ostatnio moje
kochane serce postanowiło się ustabilizować… oczywiście zakochane ciągle w tej
samej osobie, co mnie nie zbyt satysfakcjonowało. Co było fajnego w Lauren?
Znała się na maszynach, więc w ogóle brawa i podziw, jak dla mnie!
Przyzwyczajony jestem do tego, że laski jak już to zazwyczaj umieją tylko
powiedzieć w maszynach do czego służy przycisk „On” i „Off”, w tym przypadku
było inaczej i po śniadaniu Lauren chyba z godzinę opowiadała mi o jakieś
maszynie, z jaką miała styczność, przed trafieniem do obozu… Później niestety
Percy zabrał ją na szermierkę, a szkoda bo mógłbym z nią pogadać, bo w sumie
ciekawy jestem jej przeszłości, bo jak już mówiłem, laski rzadko znają się na
maszynach, a tu taka niespodzianka…
Obecnie to szedłem do kliniki, bo Steve chciał abym
przyniósł kilka rzeczy z magazynku, tak przy okazji… Nie miałem nic do roboty
więc to zrobiłem. Kiedy wszedłem do kliniki Steve właśnie zmieniał opatrunek
Sun’owi, który wyglądał jak siedem nieszczęść… Włosy miał lekko oszronione, ale
powoli szron się roztapiał i pozostawiał jego włosy calusieńkie mokre. Cerę
miał lekko fioletową, a i usta blade.
-Co ci się stało? – Spytałem kładąc na stoliku plecak z
lekarstwami – Masz przy okazji, ale nie proś mnie o to więcej, męczące to jak
diabli!
Sun zacisnął usta w wąskie szparki i nic nie odpowiedział,
po chwili zdałem sobie sprawę, że w drugim kącie kliniki stoi Anvik, którego
opuchnięte oczy mówiły, że nie spał przez całą noc.
-Ej, poważnie co się stało?
Steven westchnął ciężko i skończył bandażować ramię Sun’a.
Syn Apolla wstał i podszedł do mnie po czym westchnął i odparł:
- Död, znaczy
Sunaj… No jasny Apollo! Sun postanowił, że w jego stanie świetnym pomysłem
będzie ucieczka z obozu po za którym szalała wczoraj w nocy jedna z
największych śnieżnych zamieci ostatnich lat! – To mówiąc rzucił pełne wyrzutu
obrażone spojrzenie Sun’owi.
Uniosłem z zaskoczeniem brwi, a Sun złożył ręce na piersi i
położył się na łóżku.
-I jeszcze poważniej – Steven zaczął mówić przyciszonym
głosem – Nie za dobrze jest teraz z jego ręką. Zakażenie było tylko zatrzymane
i teraz znowu zaczyna się rozrastać.
Do rozmowy dołączył się Anvik:
-W razie co mogę pomóc – po tych słowach chłopak ziewną
potężnie.
-Ty już i tak dosyć zrobiłeś – Steven rzucił mu zdenerwowane
spojrzenie – Bo zamiast teleportować siebie i jego do obozu, ty postanowiłeś,
że logiczniej będzie kilka godzin później wyczerpać prawie całe swoje siły, by
utrzymać jego przy życiu!
Anvik przewrócił oczami.
-Lekarz się znalazł… A jeszcze tak nie dawno narzekałeś, że
nawet skręconej kostki nie wyprostujesz – Anvik ponownie ziewnął – Słuchaj, po
za tym obecnie do obozu bardzo ciężko się teleportować, graniczy to praktycznie z niemożliwym i tylko ktoś
serio potężny by to potrafił. Przepraszam, że moje moce nie są wystarczające.
Prawie wybuchnąłem śmiechem, zważywszy na fakt, że Anvik
jeszcze całkiem niedawno zbudował od zera całą barierę, przeniósł chyba kilka
ton za pomocą zwyczajnej telekinezy oraz powstrzymał jednym machnięciem ręki na
raz dwójkę cyklopów, no ale nie będę się spierał.
-Dobra idź spać, Hogganvik – Steven przewrócił oczami – w
razie co to poproszę cię o pomoc. I dzięki Leonie.
-Nie ma problemu stary! – Zaśmiałem się ciepło – Taki mój
obowiązek, nie?! Zrób to, zrób tamto, nie rób tego i nie rób tamtego!
-Mocno koloryzujesz – Anvik wzruszył ramionami – I wolałbym
jeszcze pogadać z Sun’em.
-Nie – Steven pokręcił głową – Kończę teraz swoją wartę, a
nie chcę, żeby coś działo się w
klinice.
-O co ty ich posądzasz?! – Wybuchnąłem śmiechem.
Anvik pokręcił z zażenowaniem głową i wyszedł, najwyraźniej
nie chcąc słuchać dalszej rozmowy, zaś Steven jakby nie za bardzo załapał
odpowiedział:
-No jak o co? Me doświadczenie z tą dwójką jest
wystarczające na tyle, że wiem, iż jak za długo będą gadać, to mogą i wysadzić
klinikę w powietrze – uśmiechnął się sztywno i zdjął białą, jeansową koszulę
którą powiesił na wieszaku – robisz coś dzisiaj Leo?
-Um… - Zaskoczył mnie lekko – Zależy kiedy! Teraz to nie!
Później mam randkę z Jasonem, czytaj muszę mu pomóc coś tam w domku naprawić! A
później…
-Okej, wyluzuj. Pytałem tylko.
Wyszliśmy razem z kliniki, na szczęście moje dalsze unikanie
abyśmy się przeszli zostało zakończone dzięki pomocy Travisa, a dokładniej jego
pojawieniu się. Wręcz skończył w objęcia Steve’a i objął go dosłownie rękoma za
szyje a nogami za brzuch, przez co Scott miał lekki problem z utrzymaniem
równowagi.
-O co tym razem był zakład, słońce? – Spytał ze śmiechem
Scott.
-Zawsze mnie musisz przejrzeć – jęknął Travis.
-Nie robisz taki cudów, bez zakładów – westchnął Scott.
-Yhm… O coca-colę, a o co innego mogą być zakłady? – Travis
ugryzł delikatnie ucho Steven’a, a ja postanowiłem im nie przeszkadzać i po
kryjomu oddaliłem się od nich.
Nie polazłem jednak za daleko gdyż, zatrzymał mnie… Uwaga,
uwaga! Jack! Tak ten tępy syn Hermesa… bo kto by inny?
-Te! Valdez! – Zatrzymał mnie łapiąc od tyłu za ramię.
Odwróciłem się szybko.
-Tak? – Spytałem całkiem niewinnie.
-Zabierałeś leki do kliniki, nie?
-Yhm… - westchnąłem – A co? Będziesz się bawił w lekarza?
-Nie koniecznie, Valdez!
Było coś w Jack’u dziwnego… Serio… jeszcze mnie nie pobił?
Łał, to rekord świata!
I po chwili zwróciłem uwagę na jeszcze jedną rzecz…
mianowicie na jego rękę, która od nadgarstka po ramię pokryta była siatką
starych i całkiem nowych, bo ciągle krwawiących jeszcze ran.
-Łał, stary! – Zaśmiałem się pod nosem – Wpadłeś w krzaki
iglaste?
-Ja pierdolę, co wyście się uwzięli na moją rękę! Ran kurwa
nie widziałeś?
-Nie, no widziałem… - Podrapałem się po podbródku –
Powinieneś może ja zabandażować?
Jack uderzył się dłonią w czoło, mówiąc tym samym „czemu ja
muszę, żyć z takimi idiotami?”… Ot Jack w pigułce!
-Dobra, a po co ci leki? – Spytałem.
Jack olał moje pytanie i pognał do kliniki… On zawsze biega.
ADHD się kłania, ale ciekaw jestem po co mu leki i przy okazji mam nadzieję, że
ktoś będzie w tej klinice, bo ktoś taki jak Jack, lepiej, żeby nie miał
kontaktu z silnymi lekami, które mogłyby otruć połowę obozu… Um… Chyba od
dzisiaj będę jadł i pił tylko jedzenie i picie spoza obozu!
Po spotkaniu z tym jakże przyjemnym i sympatycznym chłopakiem,
postanowiłem, że jednak sensownie z mojej strony będzie jak od razu udam się do
Jasona. W końcu ludzie! Ile to ja odkładam już spotkanie z nim! Znaczy okej,
wczoraj mu pokazywałem kilka prototypów różnych maszyn, no ale… Tak poważnie to
chcieliśmy tylko pogadać, nie miałem zamiaru mu pomagać w naprawie, duży jest i
poradzi sobie, nie?
Zapukałem do domku numer jeden. Dłuższą chwilę czekałem, aż
w końcu otworzył mi pan Iskra we własnej osobie, uśmiechał się lekko i wpuścił
mnie do środka.
Większość czasu później upłynęła nam na żartowaniu i
wspominaniu „starych, dobrych, czasów”, przez co poczułem się przez chwilę jak
siedemdziesięciolatek, więc zmieniłem temat i zacząłem gadać o wszystkim i o
niczym, aż w końcu jak natknąłem się na temat Nica urwałem… Bogowie, czasami
zaczynam przeklinać siebie i swoją głupotę… Naprawdę, bezsensu postępuję ja i
moje serce… Życie.
(JACK)
Uprzedzając pytania… Tak zdobyłem te jebane leki! Poważnie
zastanawiam się czy one faktycznie pomogą, bo zaczynam mieć mieszane odczucia…
A dobra niech się kurwa dzieje wola bogów! W nocy postaram się dzięki nim
rozwiązać moje problemy.
Schowałem więc opakowanie do kieszeni. Nie uśmiechało mi się
i tej nocy nie spędzić w domku Hermesa, ale cóż… Najważniejsze, że nikt nie
wchodzi do tego jebanego schowka, bo nie chciałbym wiedzieć co by się stało
gdyby ktoś mnie tam nakrył. Pierdolę ten obóz!
Ale jaki jest plus? Octavian się ode mnie odchrzanił.
Przynajmniej na razie tak to wygląda! Hah… dupek, jebany dupek i tyle w
temacie. Bóg i w ogóle! Ta… Jasne. I w cale mnie nie obchodzi, że od niedawna
zacząłem uważać, że jest całkiem przystojny… Co kurwa?! Załamię się zaraz
jeszcze bardziej.
Natknąłem się jeszcze w między czasie na Fuego, ale na
szczęście on mnie olał… Naprawdę na szczęście, bo jego spojrzenie czasami mnie
przeraża… słowo, jakby chciał cię zgwałcić… Zawsze, ta sama historia,
powinienem zapoznać go z Johnem! No może nie…
Uff… Ostro przeginam ostatnio, ale mam swoje kurwa powody!
-Elo, Jack! – No tak musiałem wpaść akurat na Vi – Idziemy
zapolować na siedmiolatków?
-Nie dzisiaj Vi – warknąłem – Później… Zdecydowanie później
i…
Vi wybałuszyła swoje oko na moją rękę.
-Ja pierdykam! – Vi wybuchnęła śmiechem – Jack no nie
spodziewałam się tego po tobie!
-Co?! – Serce na chwilę mi stanęło.
-Tniesz się! Tniesz się jak jebane Emo! – Wybuchnęła
śmiechem – Ej! Ludu! Jack się tnie!!!
Uderzyłem się dłonią w czoło, a Vi złapała mnie za moją
lekko pokrzywdzoną rękę i zacmokała cicho.
-Łał! Nawet di Angelo nie ma tylu! Wiesz co zawiodłam się na
tobie.
-Bogowie dziewczyno – wyrwałem rękę z jej uścisku – głośniej
się kurwa nie dało?
Vi przewróciła oczami i ciągle szczerzyła te swoje zęby…
Bogowie chciałem jej dać teraz w pysk, bo kurwa, nieważne, że ją lubię, niech
ona nie mówi tego na głos!
No i oczywiście dopiero teraz zauważyłem, że krzyknęła to
„Ej! Ludu! Jack się tnie!!!” kiedy akurat przechodził obok nas między innymi di
Angelo, jego siostra i tłum dziewczyn od Afro oraz kilkoro dzieci Apolla i
gapią się jak kurwa sroka w gnat!
-Ja pierdole! Co się gapicie! Jazda nie macie nic innego,
kurwa, do roboty! Spierdalajcie, kurwa! – Ryknąłem do nich.
Co poniektórzy faktycznie to zrobili, ale pozostali stali
jakby im kto kurwa nogi związał… Zabiję kiedyś Vi.
-Miłe masz o mnie zdanie Vi, ale teraz za nim zaczniesz to
odkręcać, to daj mi spokój! – Machnąłem dłonią i z zaciśniętymi pięściami
zacząłem odchodzić.
Mam przez to kurwa same problemy! Poważnie muszę to skończyć
dzisiaj! Ja pierdolę, to naprawdę chore i czemu zawsze muszę to być ja?! Znaczy
kurwa, okej, rozumiem, że mam pecha… Ale po za tym jestem zajebistą osobą i
kurwa… dobra, narzekam jak di Angelo… Kończę.
Po za tym było zajebiście. Di Angelo było mało, w sensie,
rzadko go widywałem, Jacksona również, Larson ciągle w klinice (cholernie
bardzo się z tego powodu cieszę), więc jak dla mnie zajebiście. Po za tym
jebanym niuansem, który mam nadzieję dzisiaj zakończyć, tak raz a porządnie.
Wróciłem do domku Hermesa, bo nie miałem ochoty dzisiaj na żaden
jebany trening. Walnąłem się na swoim łóżku i zacząłem bawić się swoim
wojskowym nożem, póki nie przyszedł Travis, uśmiechnięty od ucha do ucha i
szczerzący się jak głupi to sera.
-Cześć, brat! – Rzucił szybko i zaczął nucić jakąś piosenkę,
co to pierwszy ran na uszy słyszałem.
-Yhm… - odburknąłem. Nie miałem ochoty na jego optymistyczne
nastroje.
Travis wzruszył ramionami i wykonał piruet po czym wylądował
na swoim łóżku i zaczął teraz śpiewać na całe gardło…. Zero spokoju.
-Zamknij się Hood! – Warknąłem.
Ale on jak na złość zaczął śpiewać jeszcze głośniej i w
końcu rzuciłem w niego poduszką… poskutkowało tylko na chwilę, bo zaraz
rozśpiewał się na nowo… No ja nie mogę.
Śpiewał oczywiście o miłości, bo jaką to inną piosenkę on
może ostatnio śpiewać, a moje uszy wielbiące metal, po prostu tego nie
wytrzymywały. No ale po długiej katordze w końcu przestał i patrzył się na mnie
całkiem niewinnie… Bogowie, to naprawdę jest mój brat? Znaczy, kurwa, dobra
przyzwyczaiłem się, że raczej nie ma drugiego dziecka Hermesa które:
1)
Nienawidzi jak ja obozu
2)
Nienawidzi obozowiczów
3)
Przeklina tyle
4)
Ma gdzieś WSZYSTKIE zasady
5)
Pali papierosy
6)
Śmieci nawet jeśli oznacza to, że następnej nocy
całe moje łóżko będzie w robakach i ziemi
7)
Bo mam to wszystko gdzieś
Ot po prostu, ale chyba rodzeństwo powinno być chociaż w
minimum podobne do siebie? A tymczasem jestem najprawdopodobniej jedynym
dzieciakiem Hermesa które się tym odznacza… Wyjątkowość na wieczność, kurwa.
Kilka godzin mi zajęło sprzeczanie się z Travisem co do jego
śpiewania, ja kazałem mu się opamiętać, on miał to gdzieś.
No i jak naszła pora na kolacje dopiero przestaliśmy się
sprzeczać, czasami Travis mnie rozwala, szkoda tylko, że chodzi z taką pizdą
jaką jest Scott.
Podczas kolacji dosłownie wszyscy się na mnie gapili… Piękne
dzięki Vi… Po prostu ja pierdolę dzięki. Oczywiście parę dziewczyn zaczęło
wzdychać do mnie jeszcze bardziej, co mnie wręcz zniesmaczyło i absolutnie nie
miałem ochoty na jedzenie… Pięknie mnie Vi wpakowała, wygarnę jej... dobra
nieważne.
Po kolacji postanowiłem jednak, załatwić swój mały problem
przy pomocy leków, od razu, nie czekać na noc… Pierdolę to.
Wziąłem więc głęboki oddech, przekląłem kilku bogów i
wszedłem do schowka.
(SUNAJ)
Heh… Jeśli Steven myśli, że mnie zatrzyma jakimś
straszeniem, że z moją ręką jest gorzej to się myli. On nie jest moim bratem,
więc niech sobie nie wyobraża, że będę go słuchać. Po za tym musiałem pogadać z Anvikiem. To czego się od niego
dowiedziałem o jego przeszłości… Kurde, ja nie wiem jaki normalny człowiek by
tyle przetrwał… Najpierw go przeklęli, później jego siostrę zabił sam Zeus, a
później gdy dołączył się do armii Kronosa, ten cały Luke… O ile zazwyczaj mnie
to obrzydza, tak w tym przypadku po prostu nie mogłem uwierzyć w to co słyszę…
Chciałem wiedzieć o nim więcej! To już podchodzi pod chorobę psychiczną chyba.
Ale chciałem wiedzieć, wszystko o Anviku. Co robił za nim został przeklęty. Jak
nazwała się jego siostra, czemu została zabita i kim był ten Luke? Tyle pytań.
A ja muszę się ich dowiedzieć, wiem, jak to brzmi… Ale lubię
Anvika i chcę być tą osobą która mu pomoże po za tym mam dla niego jeszcze
jedną propozycje… Może wariacką, ale chciałbym uciec z obozu… Nienawidzę go, a
Anvik też nie jest tutaj lubiany i pomyślałem, że może po wojnie jakoś udało by
nam się uciec. Nie wiem gdzie, ale jesteśmy myślę na tyle silni, że dalibyśmy
sobie radę… Może założylibyśmy coś w stylu SPO, ale bez takich radykalnych
pomysłów? Nie wiem… Wiem tylko, że ten obóz to nie dla mnie i nie chcę tu
więcej być.
Wpadłem akurat na Anvika. Przechodził obok domku Afrodyty i
go nie spostrzegłem. Zdziwił się na mój widok i zganił mnie od razu, że
powinienem siedzieć w klinice, ale nie krzyczał… On w ogóle potrafi krzyczeć?
-Anvik, ja wiem… Ale posłuchaj, ja tak nie mogę tam
siedzieć! Muszę coś robić i niekoniecznie siedzieć w klinice – uśmiechnąłem się
lekko – Ja myślałem o tym co mi powiedziałeś i…
-Nie mów o tym nikomu. O mojej walce u Kronosa to tu… drażliwy
temat.
-Pomagałeś Kronosowi, wielkie halo – westchnąłem – Ale już
nie pomagasz! Nikt ci z tego powodu nie zrobi krzywdy.
Anvik zerknął ukradkiem na swoją dłoń z blizną i odparł:
-Wątpię. Po za tym nie o to chodzi, wszyscy raczej wiedzą,
że służyłem Kronosowi, później Gai, a wcześniej Pasitheai.
-Chodzi o tego chłopaka?
Anvik zacisnął mocno pięści i zrozumiałem, że oznacza to
twierdzenie. Westchnąłem ciężko.
-Rozumiem. Anvik, powinieneś był mi o tym powiedzieć! Może
mógłbym…
-Nie potrzebuję pomocy. A już na pewno nie od ciebie Sun –
warknął, a ja zwiesiłem głowę – Wracaj do kliniki.
-Ale Anvik…
-Powiedziałem wracaj do kliniki – naciskał dalej syn Hekate.
Byłem gotów się zgodzić, ale wtedy coś we mnie pękło,
poczułem się tak jakbym wszystkie moje złe emocje wzięły nade mną górę…
Nienawiść i wściekłość, coś we mnie stworzyły coś w środku, jakby drugiego mnie…
świat dookoła poczerwieniał, drzewo stojące nieopodal dosłownie wybuchnęło, a
dwa pozostałe pękły na pół.
-Sun! Sun! Opanuj się! Słyszy! Kontroluj to!
To był chyba Anvik… Ale jego głos do mnie nie docierał,
czułem jak rana w moim ramieniu znika, a zakażenie po prostu się rozpływa,
ziemia pod moimi nogami się trzęsła i powstawały szczeliny w ziemi z których
wychodziły duchy… mnóstwo duchów, ani jednego szkieletu i wiedziałem jedno…
Anvik się mylił, że moja moc i moc Nica są podobne… Nico przywołuje umarłych… Ja
przywołuję tych którzy nie mogą umrzeć…
***
Jedyną rzeczą na usprawiedliwienie chyba jednego z najgorszych i najnudniejszych moich rozdziałów jest moja wysoka gorączka ;-; Więc przepraszam, że rozdział taki nudny, naprawdę starałam się jak mogłam, aby dzisiaj go dodać i chyba powinnam była mimo wszystko poczekać... Tak więc chyba nawet nie mam co liczyć, że się Wam spodoba... Ale przepraszam i obiecuję, że kolejny będzie na pewno dużo, dużo lepszy
;-;
Tak czy inaczej przepraszam, bo faktycznie mam za co, nawet błędów nie mam sprawdzonych... I pozdrawiam tych co to dotrwali do końca i przy okazji mam nadzieję, że się nie zraziliście ;-;
Sun, Sun, Sun, Sun... (~Zamknij się ty pierdolnięta suko! Spokuj!~syczy M. P. D.) No i.. Fungego gwałałciciel.. I tyle bo migren... x( ~Sun, Sun, Sun, Sun..~syczy M. P. D.)
OdpowiedzUsuńFungego zawsze spoko XDD Dobra, nie będę już poprawiać xDD
UsuńRozumiem, że Sun najważniejszy? Okie xD
Łączę się z Tobą w bólu, chociaż ja migreny nie mam, tylko grypę (gorączkową grypę) sooooł... ;-;
Dziękować za komentarz.
Hejce Percego! Nie umie drzwi zamknoąć (No ale braciszek może zacznie ogarniać?) to jeszcze mi Słoneczko straszy.. :< Hejt. Na. Niego. Migrena już przeszła a M. P. D. To suka i się nią nie przejmuj (M. P. D. Mała pesymistyczna dziewczynka. Coś ala Wen odzwierdcierlający twórczość tylko ona odzwierciedla moje negatywne cechy) (~Jagbyś miała pozytywne!~syczy). Bo taki zjeb dzisiaj.. xD
UsuńHaha xDD Nooo wiesz, oni nawet nie podejrzewali, że ktoś będzie chciał wejść xDD Persiak jak to Persiak nie myśli i nie chciał straszyć Sun'a xD
UsuńOkie powiedzmy, że rozumiem XD
Sun. Sun. Sun. Sun. Sun.. Lubie go. xD I ciekawe co Luke zrobił Anvikowi.. Hmmm.. (~stempem~M. P. D.) *marzy* ^ ^ A jak Anvik bardzo cierpiał to znajde dusze chłopaka wróce do życia i zabawimy się tak jak ja lubie z ludźmi jego pokroju... *znów marzy* ^ ^
UsuńCzasami... to się Ciebie boję XD
UsuńCieszę się, że kolejna osoba lubi Sun'a takie wow xD
I... Co do Luke'a będę milczeć :x xD
Ty jesteś nasza i jesteś bezpieczna bo ze swoimi się nie bawie... Bronisz go? xD
UsuńOł yeah... Bezpiecznym być, więcej nic :')
UsuńJa tam nikogo nie bronię, cichać XD
Razem go dopadniemy.. *marzy* Czy zgadzsz się by Vicky przefarbowała twojej postaci włosy na niebieski?
UsuńZależy jak przefarbować... Czy całe czy tylko końcówki XD Bo ogólnie mogem się zgodzić *^*
UsuńCałe. To jak?
UsuńMh... Okie. Się zgadzam xD Tylko jaki odcień jasny czy ciemny ;^; ?
UsuńJasny. Taki szmaragdowy błenkit. :D
UsuńToo okie xD Mogą być :')
UsuńDoczekałam się. ;DDDD
OdpowiedzUsuńCo Ty pieprzysz, że nudny? Zajebisty jest, a nie nudny. XDDDD
Sun. XD Jak ja go lubię. :*** I wzywa duchy. No po prostu jest boski. :))) Szkoda, że nie jest trochę starszy. ;DDD
Fuego- gwałciciel. ;D Już sobie wyobrażałam, jak bierze Jacka. Hahaha :****
Co do Eboli, ten Jack wyprawia? Chce się zabić czy co???
Rozwalił mnie ten tekst Vi. Jack się tnie. Buhaha. Może jednak jej wybaczę to przerwanie jakże ciekawej czynności mojemu bratu i Percy'emu. Albo nie. To jednak za mało. XDDD
O co chodzi z Lukiem? Czyżby zrobił coś Anvikowi? A może z nim chodził? Masakiera. Ja tylko o jednym XDDD No dobra, never majd. :***
Też mnie dzisiaj głowa boli jak ebola i w ogóle... Jeszcze brat mi zgubił mojego ulubionego kolczyka z czaszką. A tak fajnie pasował do pozostałych dwóch w uchu.
Co tu jeszcze mogę powiedzieć? A raczej napisać?
No rozdział jak zwykle cudowny. Nie mogę doczekać się następnego. ;DDD
Pozdrawiam serdecznie i bardzo dużo weny życzę. i oczywiście powrotu do zdrowia. Gorączka to ZUO. Jak ebola. ;D
Co Luke zrobił Anvikowi.. Ciekawe... (~Dobre! Dobre! Ale mimo wszystko wypluj te brudne myśli z łba!~M. P. D.jak zawsze) Bez.. Yhm.. Wyobrażeń... x'D
UsuńHeh... No bo po prostu mało akcji ogólnie i perspektywa Persiaka jest tylko długa ;-; Ale nie miałam sił soooł ;-;
UsuńHah, serio cieszę się i jednocześnie dziwię, że lubisz Sun'a. Wydawało mi się jak go jeszcze kreowałam, że raczej nie będą za nim przebadać z powodu takiej lekkiej dziecinności xD
Co do Jack'a na razie milczę, rozumiesz spoilery itd. ;-; A Vi, no rozumiesz taka szczera kobita z niej xD
A co do Luke'a jedno co powiedziałaś praktycznie jest prawdą :3 xD
Gubienie kolczyków przez braci? Skąd ja to znam? XDD
Cieszę się, że jednak rozdział Ci się podoba :3 Dziękuję za wenę i również pozdrawiam. Oraz zgadzam się absolutnie gorączka to zuo ;-; Ebola jasna, cały dzień tak! ;-; xD
Przez Was mam takie myśli. ;DDD Chyba czas na wizytę u psychiatry. XDDD
UsuńTo ja powinnam tam pójść lata temu xD Może pójdziemy razem?
UsuńI jestem geniuszem... przepadać* nie przebadać XD
UsuńSama nie wiem czemu lubię Suna. ;D Może dlatego, że przypomina mi trochę Nico z ''Klątwy tytana'' i w ogóle. ;D
UsuńLuke chodził z Anvikiem? Kolejny gej? No chyba że coś mu zrobił. Teraz to jeszcze bardziej ciekawi mnie jego przeszłość. ;DDD Mam nadzieję, że wyjaśnisz to w kolejnym rozdziale. ;DDD
Jak mógłby sie rozdział nie spodobać? Przecież jest taki zajebisty. ;DDD
Co do wizyty u psychiatry to się zgadzam. Musimy się razem wybrać. XDDD I tak za długo z tym zwlekam. Tak samo jak z dentystą. :***
Ale my na kontrole z Vicką. Leki zgubiłam.. I moja zboczuchowatość bendzie wniebowzięta jak przypuszczenia moje się sprawdzą.. xD
UsuńCo do Sun'a to w sumie prawdopodobne, bo on nieco przypomina Nica (nieco... pfff...) xD
UsuńCo do przeszłości Anvika... well... powiem tak, że na pewno nie będzie to wyjaśnione tak prosto z mostu, być może wyjaśnię to tak, że będzie opowiadał miejscami, albo, domysły z jego zachowania, które można zauważyć już wow... dawno, dawno xD więc zobaczymy jak to będzie... Ale na pewno jego przeszłości nie poznają wszyscy tylko wiadomo jaka jedna osoba ;) xD
Tak, musimy absolutnie XD Ja tak zwlekam z wizytą do lekarza każdego... czasami się cieszę, że mój... eee... jak go nazwać, cioteczno cioteczny kuzyn jest lekarzem, to czasami lekarz sam przychodzi :') Dentystą gorzej xD
Sun. Anvik. Sun. Anvik. Kocham. <3 Ja znamfajnego psyhiatre. To polecam.
UsuńHeh... To fajnie z tym Anvikem i Sun'em XD
UsuńTo polecaj, polecaj, bo kiedyś grupowo powinniśmy się tam udać xD
Dodaj do listy słów przy których zaczynam się śmiać (obok hue hue i gruz): Sun. Bo tak. Od kiedy to ja jestem grupową? xD Po poziomie zrycia to wybieracie..? xD
UsuńSun taki śmieszek xD
UsuńChodziło mi bardziej o to, że grupowo mamy iść, czyli iść w grupie XDD
Ej, ludu... Pytanie mam, chcecie u mnie scenkę +18? Bo pisam, pisam i tak akurat ;-; Jak chcecie to dam, a jak nie to będzie foszek, ale nie dam XD
UsuńJedna krowa! xD Dawaj scenke! Chociaż nikt tu raczej nie jest +18 ale to najczensce kłamstwo zaraz po:
Usuń-zapoznałem się z zasadami i regulaminem
-Bendziemy razem do końca życia
To daj. No i.. Tyle... (~¿¿¿~M. P. D.)
Oj cichaj, +18, -18, jeden pies XD
UsuńDoba, dam jak jeszcze dwie osoby mi powiedzą, że mam dodać... Ale ostrzegam, że w pisaniu takich rzeczy jestem beznadziejna ;-;
Jak śmiesz mówić o psach w obecności Hery! Jej świentym zwierzenciem jest krowa! ;__;-Tak to było? xD Ale na pewno lepsza odemnie...
UsuńHera to zuo... Po za tym ja nie Herę, a Hadesa czczę... A Hades ma psy xD
UsuńTaaaaaaaaaaa... jasne ;^;
A ja nie czcze Hadesa. Już wystarczyć mu powino że ma takie zajebiste dzieci.
UsuńI przypominam z kim rozmawiasz... xD
Ja muszę go czcić, bo tatuś za mną nie przepada soooł :')
UsuńJa wim z "kim" rozmawiam, spokojnie XDD
Ale mu ma wystarczyć że jesteś zajebista. ;A; Bo ja w tym Taaaa... Jasne kpine wyczułam.. Już i tak foch że jestem A. Albo po prostu otaczają mnie w szkole brzydcy idioci co jest równie morzliwe.. Hmm....
UsuńJa zajebista XD? Świat się kończy, powiadam Ci koniec świata! ;^;
UsuńTo moje Taaaa... było, że niby jestem od Cb lepsza soooł ;^;
To drugie bardzo prawdopodobne niestety ;w;
Widzisz? Widzisz?! I miej tu orientacje! xD I tak w scenach +18 jesteś na pewno lepsza bo ja nigdy żadnej nie napisałam.. ;A; Ale za to oglondam slendera.
UsuńxDD
UsuńJa tak na dobrą sprawę to piszę scenki +18 po raz pierwszy i to po przeczytaniu 5 mang Yaoi hard, soooooooooooł... ;^;
A ja ni oglądam ;-; zamień się.
I znam na pamieńć tą piosenke ze slendera. Ale i tak wole Wilka... ;A; Już się boje tej twojej scenki.. xD Z kim ona?
UsuńNo z Percico, z Percico, na razie nie planuję opisywać innych przygód miłosnych xD Co najwyżej wspomnę :3 xD
UsuńI scenka raczej spokojna, w sensie nic wielkiego raczej, jeszcze ją teraz poprawiam xDDD
Smuteg. Ja nadal się focham na Percego za Suna. :P Ale lepszy rydz nisz nic co? xD
UsuńA kogo bym miała innego pisać? XD Octaviana i Jack'a? xD Czy czo?
Usuń*wzrusza ramionami z uśmiechem* No nie wiem. Co się mnie pytasz?! xD Z racji iż pisanie CD idzie mi topornie odreagowuje i pisze polski teks do piosenki o slenderze... _-_ *skupienie*
UsuńxDDD Hah... Jeszcze mi się zdarzy scenki przygodowe Yuri trafią, to dopiero będzie O.o ;-; :>
UsuńZnam ten ból xD
Co to Yuri? Może na bloga wstawie ten tekst by wiwdzieć czy jest tak beznadziejny.. xD
UsuńYuri to takie Yaoi, tylko, że Yuri jest o dziewczynach XD
UsuńTak właśnie myślałam! *mina ala Percy* xD Co to ekspresja?
UsuńEee... sugestywny sposób wyrażania uczuć xDD Tak jakoś mi się wydajo, jeśli było to pytanie do mnie xD ;^;
UsuńTo to samo co empatia? *mina ala Percy* Sugestywny czyli? Ze mną jak z dzieckiem. Daleko mnie od broni palnej noży i prądu. I tżeba wszystko skrupulatnie wyjaśniać.. xD Skończyłam tekst i jestem dumna! Nie wiem. Wstawić go?
UsuńNo jasne, że wstawić xD A empatia to jest jak człowiek kurka no, (ja nie nadaję się na osobę tłumaczącą xD) jest empatyczny czyli wyrozumiały xD Whatever ;-;
UsuńA sugestywny czyli wywierający silny wpływ na inną osobę i jej wyobraźnię XDD
Czas zacząć się wtrącać. ;DDDD
UsuńSiostry moje wstawiajcie te rozdzialiki.
Ja chcę tą scenkę +18/ 'DDD To przecież oczywiste. ;D
Ty Gwiazdo też wstawiaj. Dawno nic nie dodawałaś. ;DDD
Też mam w planach dodać scenkę +18. Nawet więcej niż jedną. I może nawet yuri. XDDD Kto wie, kto wie. ;*** Może dziś zacznę pisać. :)))
Postanowiłam, iż w moim opku będą pojawiać się częście ''trudne'' słowa. To znaczy takie jak np. Ambiwalencja, abstrachując, prokrastynacja (to dotyczy chyba wszystkich XD), fantasmagoria itd. ;D Co Wy na to?
A moi nowi bohaterzy przybędą z Llanfairpwllgwyngyllgogerychwyrndrobwllllantysiliogogogoch ( to nazwa takiej miejscowości w Walii). XDD
Dobra. Google tak mocno nie gryzie. A tak na stronie r to dawno nie miałaś lezbijki w opku. xD
UsuńAch ni i jeszcze co wolicie mieć (to znaczy jaką fobię, każdy musi się czegoś bać w moim opku XD). Do wyboru są: hypsofobia, antropofobia, ksenofobia, ochlofobia, brontofobia, ofidofobia. Albo same coś zaproponujcie. ;DDD
UsuńA po polsku? Ja się nap ewno boje ciemności...
UsuńTe trudne słowa by mnie wkurzyć prawda?
UsuńHahah... Ja jakbym miała brontofobię, to by było komiczne lekko xD
UsuńTo ja mam tak do wyboru z mojej strony (co tam Ci będzie bradziej odpowiadać)
Homichlofobia - strach przed mgłą.
Mechanofobia - strach przed urządzeniami mechanicznymi, przed maszynami.
Pyrofobia - strach przed ogniem.
Skiafobia - strach przed cieniami.
Pomocna ja :')
Dziewczyny! Po po ludcku! D:
UsuńU mnie masz opisane xD Ja ni znam wszystkich fobii ale po ludzku to:
Usuńhypsofobia - lęk przed upadkiem w przepaść (?)
antropofobia - lęk przed ludźmi
ochlofobia - strach, niechęć do osób z zagranicy (?)
brontofobia - obawa przed burzą.
ofidofobia - strach przed wężami
xD I jakby co to dodałam nowy rozdział :3
Ja chcem mieć antropofobie! xD I bać się ciemności! xD
UsuńZałatwione. XD
UsuńCzyli dla Gwiazdy: antropofobia i achluofobia.
A dla Córki Hadesa: Pyrofobia i Skiafobia. ;D Może być?
XD Ciekawe jak C. H. Przerzyje Leona... XD
UsuńJak dla mnie okej xDDD
UsuńNie przeżyję ;^;
Buchachacha! *podpala zapalniczke* specjapnie dla ciebie pujde do domku Hekate i naucze się kilku zaklenć..
Usuń