Rozdział V. Skutki przebywania w złym towarzystwie
~~ΨPERCYΨ~~
Praktycznie
nie czekałem, tylko pognałem w kierunku pola truskawek z którego,
jak mi się zdawało, dobiegł wcześniej ten krzyk. Na polu
truskawek klęczała Shalott, oczy miała całe we łzach… a
klęczała przed… cholera jasna, przed Lauren, której na wysokości
obojczyka tkwiła w ramieniu strzała. Dziewczyna chyba żyła…
-Shal
co tu…?
Dziewczyna
wskazała szybko na prawo. Na polu stał ktoś jeszcze, chłopak w
kapturze i z łukiem w dłoni, ale kiedy zawiał wiatr i kaptur spadł
mu z głowy...
-Sun!!!
Nie
wiem skąd nagle pojawił się Nico, pewnie teleportował się
cieniem… Nim jednak zareagowałem pognał w kierunku syna Tanatosa.
-Nico
czekaj! – Ryknąłem za nim, ale nie pobiegłem… byłem rozdarty…
Lauren jest w niebezpieczeństwie, Nico też… ale Nico nie umiera.
-Shal
wyjmij tę strzałę – ryknąłem i ukląkłem obok.
-Powariowałeś
– Shalott z trudem utrzymywała nerwy na wodzy – Mogę tym tylko
zaszkodzić…
-Ta
strzała może być zatruta! Spróbuj…
Shalott
zacisnęła ręce w pięści, odetchnęła parę razy głęboko i po
chwili chwyciła delikatnie strzałę, kiedy ją wyjmowała wolałem
odwrócić wzrok, a ponownie spojrzałem kiedy usłyszałem darcie
materiału. Shal rozerwała sobie kawałek bluzki.
-Co
tu robisz?
-Muszę
ucisnąć ranę – warknęła przez zaciśnięte zęby i zaczęła
mocno obwiązywać ranę Lauren.
-Jak
w ogóle to się stało? – Spytałem.
-Eee…
- Shalott wzięła głęboki oddech – Po prostu poszłyśmy tutaj…
nagle pojawił się ten chłopak… Lauren chciała z nim pogadać, a
on… wyjął łuk strzelił i… - Shalott opuściła głowę, ale
po chwili wzięła się w garść i wzięła na ręce nieprzytomną
Lauren.
-Gdzie
idziesz?
-A
gdzie mogę iść? Do kliniki! Goń Nica, ten chłopak… Wypatroszę
go jak tylko go spotkam, ale nie można pozwolić, żeby dzisiaj
kolejne dziecko Hadesa miało… No idź!
Spojrzałem
w stronę gdzie odbiegł Sun i mój chłopak… Las… Pięknie. Ale
pognałem tam, Shal ma rację, jeśli cokolwiek stanie się Nico…
Cholera dlaczego od razu za nim nie pobiegłem?!
~Ψ Ψ Ψ Ψ~
Stwierdzam
iż w lesie jest stanowczo zbyt dużo drzew… i jest zbyt ciemno.
Ile to ja już gnałem za nimi? Z jakieś dwadzieścia minut.
Najgorsza była cisza i fakt, że nie wiedziałem gdzie dokładnie
jestem. Jedyne co mogłem uznać za ślad, chociaż nie powiem, żeby
przyprawił mnie o spokój była kurtka Nica przyszpilona strzałą
do drzewa… Ale ani Nica, ani Sun’a nie było, a moje serce
groziło wybuchem.
Wrzeszczałem
jego imię już tyle razy, że złapała mnie lekka chrypa, ale
ciągle… ciągle nic.
Nico...
cholera jasna, czemu musiałeś za nim pobiec?!
Walnąłem
pięścią w najbliższe drzewo i powoli zsunąłem się na ziemię.
Cholera jasna, niech szlak trafi tego Sun’a!
-Nico!
– Ryknąłem jeszcze, no ale tylko przestraszyłem siedzące na
drzewie ptaki.
Opuściłem
głowę, moje oczy zrobiły się lekko mokre… Jeśli coś mu się
stało…
-Nico!
Kiedy
coś zimnego dotknęło mojej dłoni, odruchowo sięgnąłem po
Orkan, ale kiedy spojrzałem w tę stronę, okazało się, że obok
mnie siedzi Nico i to on ściskał moją dłoń. Opuściłem
mimowolnie długopis na ziemię i wtuliłem się w syna Hadesa.
-Ej…
Przecież… Przecież nic mi nie jest – Nico chwilę wahał się
co zrobić ze swoimi rękoma, ale po kilku sekundach wtulił się we
mnie – Sukinsyn z tego Sun’a…
-Ciii…
Nic ci nie zrobił prawda?
Nico
parsknął cicho.
-Nic
– przez chwilę trwał tak wtulony we mnie, lecz nagle oderwał się
i spojrzał na mnie z przerażeniem – A co z Lauren?!
-Chyba…
Chyba nic jej nie jest.
Nico
nie czekał długo złapał mnie za rękę i obaj zniknęliśmy w
cieniu, aby po chwili pojawić się przed kliniką.
Nie
mówiłem wcale synowi Hadesa, że tam jest Lauren, ale pewnie musiał
się domyśleć, wbiegł tam bez zbędnej rozmowy. Ja z kolei wahałem
się czy powinienem tam iść za nim… Lubię Lauren, ale
to jego siostra. Dlatego też poczekałem przed
kliniką, w między czasie zauważyłem jak Jack kłóci się z Vi, a
kiedy córka Aresa sięgnęła po nóż, zwiał i tyle go widziałem.
Strasznie się zmienił, kiedyś tylko jedna chyba osoba nie miała
go dosyć, teraz nawet ta osoba jest przeciwko niemu. Okej, sam sobie
nagrabił, ale nie wiem czy ja byłbym ciągle uśmiechnięty gdyby
to dotyczyło mnie.
Nico
wyszedł po chwili, nie uśmiechał się, ale w jego oczach widziałem
ulgę.
-Dziękuję
– powiedział i spojrzał mi prosto w oczy.
Zmarszczyłem
czoło.
-Za
co?
Powiedziałeś
Shalott, żeby wyjęła tę strzałę… gdyby tego nie zrobiła…
Trucizna w strzale przedostałaby się do serca i… Dziękuję –
Nico delikatnie poczerwieniał, po czym stanął na palcach i
pocałował mnie w górną wargę.
Uśmiechnąłem
się lekko i poczochrałem lekko jego włosy.
-Nie
masz za co – odparłem – Kocham cię.
-I…
I ja ciebie.
-Boże,
wody! Zasłodzicie mnie… blee… A tak poważnie, to cześć –
akurat nie zauważyłem wcześniej Nathanaila.
-Hej,
Nat – przywitałem się.
Chłopak
uśmiechnął się, a ja zauważyłem, że jego grzywka która
wiecznie wpadała mu do oczu zrobiła się nagle fioletowa, aż
zamrugałem parokrotnie oczami, a kiedy upewniłem się czy nie mam
omamów spytałem:
-Nat,
co ci się stało z grzywką?
Chłopak
wybuchnął śmiechem.
-Dlatego
nie lubię jak Jack mówi mi, że jestem farbowany. Ja po prostu tak
mam, o! – Pstryknął palcami i w ułamku sekundy jego włosy
zrobiły się czarne.
Nie
wiem czemu Nico na jego widok stanął jak sparaliżowany i lekko
wycofał się za mnie. Spytam się go o to później.
-D-dobra,
przestań – warknął zza moich pleców syn Hadesa.
Nat
wzruszył ramionami i na powrót jego włosy zrobiły się wściekle
czerwone.
-Boże
jak wy do siebie nie pasujecie – westchnął po chwili, a mnie
przeszył zimny dreszcz – Ale wyglądacie słodko i to się liczy…
Kurka! Wpadłem na pomysł! Napiszę kiedyś o was BL!
-Co?
Nathanail
przewrócił oczami.
-Boys
Love, Yaoi! Wiecie!
-Piszesz
Yaoi? – Nico zaśmiał się pod nosem – Ty piszesz?
-Piszę
amatorsko jak nie mam co robić – odparł z uśmiechem, po czym
okrążył nas dookoła – ale muszę wiedzieć więcej. Yyy… Jak
się poznaliście? Jak zaczęliście ze sobą chodzić? No i jak ja
to was mam nazwać?
-Po
prostu… - westchnąłem ciężko.
-Percy
– warknął Nico – Nawet nie próbuj, okej?
Nathanail
parsknął cicho.
-Po
prostu Percy? Okej. Jeden problem z głowy, a co do pozostałych…
jasna cholera od czego ma się wyobraźnie, nie?
Nico
przewrócił oczami, a ja zaśmiałem się cicho… no bo przecież
on żartuje, nie?
-Dobra
chłopaki, załatwię wam Yaoi… A tak po za tym, to szukam Oscara.
-Nie
widziałem go – odparł chłodno Nico.
-Ja
też – poparłem.
Nat
zrobił minę zbitego psa, po czym westchnął ciężko.
-Cholera,
musiał się obrazić i… Ooo… Już nie trzeba – wskazał na
domek Ateny z którego wychodził Oscar i znacznie od niego niższy
blondyn, pewnie jakieś Ateniątko.
-No
to co? Nie podejdziesz do niego? – Spytałem.
Oczy
Nata rozbłysły jeszcze bardziej krwistą czerwienią.
-Nie.
Przypomniało mi się, że… że powinienem pójść do domku po
łuk.
I
odszedł. Nawet się nie pożegnał. Dziwny jest, no ale niech mu
będzie.
Nico
wzruszył ramionami, a ja przypomniałem sobie, że miałem go o coś
spytać:
-Czemu
się tak przestraszyłeś, kiedy Nat miał no… czarne włosy?
Nico
zmarszczył czoło.
-Wcale
się nie przestraszyłem – zaprzeczył. Taa… jasne – Po prostu
on był wtedy koszmarnie podobny do Erosa.
Szczerze
to się zgubiłem. Bo chyba Eros no to… ten no… nie jest
chyba aż tak zły, owszem nienawidzi półbogów
(tu moje pytanie o bliźniaków di Carlo), ale nie jest chyba aż tak
wymalowany złem, chyba… nie?
I
wtedy przypomniałem sobie o jeszcze jednej rzeczy. Moje serce jakoś
tak sprzeciwiało się temu, ale…
-Nico…
Ja, muszę z tobą porozmawiać. Możemy po szermierce spotkać się
na plaży?
Nico
spojrzał na mnie jakby z pewnym niedowierzaniem, zbladł bardziej,
jeśli to w ogóle w jego wypadku możliwe i pokiwał tylko niepewnie
głową. Chciałem go teraz przytulić i pocałować, jednakże…
jeśli jemu coś w naszym związku przeszkadza to raczej nie
powinienem tego robić. Dlatego też tylko uśmiechnąłem się do
niego, podziękowałem i pożegnałem się z nim, chociaż z ciężkim
sercem.
~Ψ Ψ Ψ Ψ~
Pierwszym
moim zaskoczeniem było, kiedy wystawiłem kilku herosów do małego
pojedynku, był fakt, że na szermierce pojawił się Jack… z
mieczem i chociaż rzucał mi spojrzenia spode łba odparł wyjątkowo
kulturalnie jak na niego, że przyszedł tutaj po raz któryś tam i
ostatni. Jedynym problemem był fakt, że jakoś nie paliłem się do
wystawiania go z jakimkolwiek obecnym herosem. Wybaczcie ale kogoś
kto spędził bez przerwy kilka miesięcy z Octavianem, bałbym się
zostawić chociaż samego w domu.
Jedynym
słusznym rozwiązaniem wydało mi się polecenie aby spróbował
powalczyć z Jasonem, przynajmniej miałem pewność, że nie poleje
się krew… no przynajmniej na to liczyłem.
Kątem
oka przyglądałem się pozostałym obozowiczom, ale to na Jasonie i
Jack’u poświęciłem większość swojej uwagi. Jack walczył tym
mieczem, który dał mu kiedyś Anvik, Jason walczył swoim wykonanym
z cesarskiego złota i każde uderzenie klingi wywoływało
oślepiający błysk.
Jeśli
ktoś liczył, że ze względu na to, iż Jack jest po prostu
wycieńczony, padnie po paru minutach to się mylił. Nie wiem jak on
to robił, że chudy jak anorektyk chłopak odbijał nawet
najbardziej skomplikowane ciosy… ale jedno teraz w jego stylu walki
się zmieniło… nie atakował jak wkurzona dziewczyna patelnią.
Były to przemyślane ruchy, postawione bardziej na obronę niż na
atak. Jason też zdawał się widzieć tę różnicę, gdyż wydawał
się być lekko skołowany.
Co
jeszcze było dziwne? Jeszcze parę miesięcy temu Jack by prowokował
Jasona, jakimiś obraźliwymi tekstami, teraz był poważny… chyba,
że to tylko dlatego, że to ćwiczenia.
I
między nimi walka w ogóle nie chciała się kończyć, w między
czasie musiałem odesłać kogoś do kliniki, pozamieniałem pary
które już skończyły walczyć, a oni ciągle nawet siebie końcem
miecza nie dotknęli. Dopiero kiedy krzyknąłem, że zostało kilka
minut, Jack jak błyskawica ruszył, podciął nogę Jasonowi,
sparował jakiś nietypowy dla Jasona cios, kopnął go w brzuch, po
czym wytrącił miecz syna Jupitera… wszystko w zaledwie parę
sekund.
Jason
leżał z szokowany na trawie, zaś Jack wzruszył ramionami…
gdybym był na jego miejscu podałbym chociaż pokonanemu dłoń, ale
nie… przecież syn Hermesa jest ponad to.
-Słabo,
bardzo kurwa słabo – westchnął ciężko i schował miecz do
pochwy – Powodzenia ci życzę Grace, kiedy zaatakuje cię ktoś
poważniejszy.
Po
czym nawet nie czekając na odpowiedź odszedł, sztywnym krokiem.
Jason
parsknął cicho.
-Kurde,
ja wiedziałem, że Octavian jest szurnięty, ale nie wiedziałem, że
to promieniuje – odparł kiedy dźwignął się na nogi.
-Taa…
- przyznałem – odnoszę wrażenie, że jednak nie było tak źle
kiedy Jack był w obozie Jupiter.
-Taa…
- burknął Jason – ale przynajmniej wiemy, że czegoś z
Octavianem nie knują… po ich głupich pomysłach mogę się
spodziewać wszystkiego!
-Yhm…
Nic ci nie zrobił nie?
Jason
spojrzał na mnie jak na dziecko.
-Tylko
przewrócił, całkiem się zagapiłem… gdyby nie to…
-Jasne,
jasne… on jest po prostu sprytniejszy –
zaśmiałem się cicho.
-Oj
zamknij się – Jason wystawił mi język – Dobra, lecę. Dzięki
za zajęcia!
Wzruszyłem
ramionami… nie ma za co chyba dziękować nie? Zajęcia jak
zajęcia… no dobra. Powinienem chyba pójść do Nica… Posejdonie
proszę oby to była spokojna rozmowa!
*J*A*C*K*
-Valdez
cioto! Kurwa twoja mać, jak ty łazisz! – Ryknąłem kiedy ten
jebany Valdez wpadł na mnie wpychając tym samym do tego jebanego
strumienia Zefira.
-Też
miło na ciebie wpaść – westchnął ciężko i zerwał się
natychmiast na nogi kiedy zdał sobie kurwa sprawę, że na mnie
leży.
-Kurwa!
Valdez cioto jestem kurwa mokry!
-Nie
moja wina, że wszyscy tak na mnie reagują –
Valdez zaśmiał się cicho.
Zerwałem
się na równe nogi i chwyciłem Valdeza za włosy po czym wepchnąłem
jego twarz do strumienia. Ciota jebana!
-Fajnie?!
Może będziesz kurwa bardziej uważał jak łazisz?!
Valdez
potrząsnął głową, aby woda przestała ściekać mu po włosach,
a ja kurwa powstrzymywałem się, żeby przypadkiem go nie udusić.
Jebany kretyn!
-Stary
jakbyś więcej przeklinał to serio nie w sposób byłoby cię
zrozumieć!
-Kurwa,
odpierdol się od mojego sposoby mówienia, cioto!
-Kiedyś
nie przeklinałeś… To były czasy! – Valdez wyszczerzył zęby –
Wiesz, że dziewczyny nie lubią zbyt ostrych…
-Co
mnie kurwa obchodzą dziewczyny?! To ty się jak ciota oglądasz za
spódniczkami i jebanym di Angelo, ale mnie w to
kurwa nie mieszaj!
Valdez
lekko poczerwieniał, ale jak zwykle szczerzył te swoje jebane zęby…
Ojcze, proszę cię daj mi jebaną siłę, żebym mu kiedyś ich nie
wybił…. Kurwa jego mać!
-Okej,
nie liczyłem na aż taką szczerość z twojej
strony, Jack – Valdez puścił mi oczko – Słuchaj, przepraszam,
poważnie nie chciałem na ciebie wpaść… wiesz, nie jest szczytem
moich marzeń spotykać się z tobą.
-Wcale
kurwa nie musimy się spotykać. Ty pójdziesz w swoją stronę, ja w
swoją i kurwa nie ma jebanego problemu, cioto!
-Nazwij
mnie raz tak jeszcze – Valdez wskazał ostrzegawczo na mnie palcem
– słuchaj mam wiele przezwisk i uwierz mi „ciota”, nie pasuje
do kogoś takiego jak ja!
-Kij
mnie obchodzi jak cię nazywają inni – przyznałem – dla mnie
jesteś ciotą… więc się kurwa odpierdol!
Wyszło
mi to odrobinę za głośno, przez co kurwa oczywiście musiałem
zanieść się kaszlem… na tyle kurwa solidnym, że musiałem na
chwilę usiąść na trawie.
-Póki
żyję cię nie ogarnę – westchnął – Czemu nie zostałeś w
klinice jak przykazało dobremu pacjentowi?
Złapałem
go za koszulę.
-Bo
mnie kurwa nie obchodzi jakiś tam zwykły kaszel! Rozumiesz…?
-Jasne
– Valdez przewrócił oczami – więc wyglądaj jak siedem
nieszczęść. A... niedługo będą ustalane sojusze na Bitwę o
Sztandar, jako grupowy domku Hefajstosa…
-A
ja nie jestem kurwa grupowym! Jak chcesz przekupić moje jebane
rodzeństwo to leć do Connora!
Valdez
wzruszył ramionami, a kiedy puściłem go wstał, rzucił krótkie
„Adiós” i odbiegł. Kretyn, jebany kretyn.
I
jeszcze ta kretyńska bitwa o sztandar, ja pierdolę to idę na
plażę. I kij z tym, że jestem przemoczony, kurwa jebie mnie to!
****
Kurwa
nienawidzę podsłuchiwać, żeby nie było! Ale nie moja jebana
wina, że wszyscy zawsze gadają o swoich osobistych sprawach, kiedy
ja mam kurwa jebany zamiar się normalnie jak każdy jebany człowiek
się gdzieś przejść!
No
bo oczywiście z moim jebanym szczęściem trafiłem na Jacksona i di
Angelo. Idioci… nie mają swoich domków, prawda? Na plaży sobie
kurwa będą rozmawiać, bo kto im broni, nie?!
-Chciałem
po prostu się upewnić – Jackson zwiesił głowę – Może
faktycznie traktowałem cię nazbyt instrumentalnie, może…
-Percy…
jakby coś mi nie odpowiadało to bym ci to powiedział, nie? – Ton
głosu di Angelo wskazywał na to, że jest już znużony taką
dyskusją – Kocham cię Percy i obiecaliśmy sobie wtedy po tamtej
feralnej imprezie, że nie będziemy wracać do starych rozdziałów,
prawda?
Jackson
ujął delikatnie di Angelo za szczękę, po czym pocałował go
nazbyt delikatnie w usta.
-Masz
rację, Nico. Wiele się już między nami wydarzyło i jeśli
kiedykolwiek coś ci nie będzie…
-Powiem
– di Angelo westchnął ciężko – A teraz szczerze…
Rozmawiałeś z Leo, prawda?
Jackson
spojrzał ukradkiem w wodę, po czym znowu spojrzał prosto w oczy di
Angelo…
Tak
nawiasem mówiąc… tak właśnie zachowują się pary, nie? Kurwa
coś mnie i Octaviana musiało ominąć… pomijając jeszcze fakt,
że oficjalnie nie jesteśmy razem, tylko ja kurwa sobie mieszkam w
jego jebanym domu, a on się mną opiekuje. Taa…
jasne, parę razy dziennie się mną opiekował, podziękuję.
-Tak,
ale… Nico przysięgam ci, że nie było wielkiej kłótni – taa…
jasne – słowo honoru!
-Oj
Percy. Leo rzucał mi ostatnio takimi głupimi tekstami, że niby
traktujesz mnie jak rzecz – di Angelo złożył ręce na piersi –
Bezsensu. A teraz ty… Ja nie wiem, czy wyglądam na aż tak
pokrzywdzonego, ale proszę cię, jak już mówiłem Leonowi, nie
jestem dzieckiem. Ja naprawdę umiem o siebie zadbać.
-Masz
rację. To jest chyba ten moment kiedy powinienem cię przeprosić,
więc… Bogowie Nico! Przepraszam. Ja…
Di
Angelo zamknął mu usta pocałunkiem, a kiedy zdałem sobie sprawę,
że kurwa mnie tu w ogóle nie powinno być, wzruszyłem ramionami i
z dziwnie ciężkim sercem (kurwa, ja nic nie mówię) odszedłem od
tych jebanych amorków.
Chyba
powinienem zacząć myśleć o skontaktowaniu się z tym jebanym
Octavianem… w końcu nawet mu kurwa nie powiedziałem, że idę.
****
Rozpoczęcie
tej jebanej Bitwy o Sztandar, zaczęło się kilka dni później.
Sojusze wyglądały mniej więcej tak… jeśli nic mi się nie
pojebało: Niebiescy byli pod dowództwem dzieciaków Aresa, sojusz
mieli z tymi od Demeter, Posejdona, Zeusa, Hadesa, Hypnosa,
Dionizosa, Tyche, Iris i Nyks. Czerwoni pod dowództwem domku Apolla,
byli z dzieciakami Ateny, Afrodyty, Hermesa, Hekate, Nike,
Hefajstosa, Hebe, Nemezis i Erosa. Dziesięć na dziesięć… Z
początku Hermes miał być w niebieskiej, zaś Hades w czerwonej,
ale przez moją kłótnie z Vi, Clarisse nie chciała aby w sojuszu
były aż takie zgrzyty. No i kurwa zajebiście, pokonam ich
wszystkich! Durne przemądrzałe Aresiątka! Co prawda Connor dziwnie
nie miał mi tego za złe, ale to pewnie dla tego, że wydaje mi się
iż ten idiota pokłócił się z tą pizdą Jasonem.
A
po za tym wszyscy oczywiście przez cały jebany długi dzień
ekscytowali się tą cholerną bitwą! Kurwa ich mać, co w tym
takiego niezwykłego, skopie się kilku herosów, zdobędzie
sztandar, a która drużyna wygra? Szczerze? Jebie mnie to. Do jasnej
cholery jakoś nie mam wielkiej ochoty uczestniczyć w czymkolwiek na
tym jebanym obozie, kurwa ich mać, wszyscy z tego obozu to jebani
kretyni!
Tak
więc „czerwoni” omawiali swój plan w bunkrze dziewiątym, a ja
słuchałem piąte przez dziesiąte, bo co mnie kurwa obchodzi ich
plan?! I tak skończy się na idiotycznej, bez sensownej, jebanej
szamotaninie w lesie! I po kij to?!
Obudziłem
się dopiero kiedy padły dwa imiona: „Jack” oraz
„Nathanail” po czym słowo „zwiad”.
-Co
kurwa?! – Ryknąłem.
Ta
suka Shalott przewróciła oczami.
-Nie
jesteś głuchy Jack. Będziesz na zwiadzie z Nathanailem.
-Ooo,
nie, kurwa nawet mnie do tego nie zmusisz!
-Czemu
by nie? – Ten farbowany gówniarz wzruszył ramionami – Mogę się
przejść.
-To
nie jest spacerek, Nathanail – zwrócił mu uwagę jakiś tam
jebany syn Apolla.
Farbowany
gówniarz wzruszył ramionami. I w ten oto sposób postanowiłem, że
ta Bitwa o Sztandar, skończy się z jebanym skutkiem śmiertelnym…
kij mnie obchodzi, że nie wolno?!
αNathanailα
Nie
byłem pewien czy wystawienie mnie i Oscara w jednej
drużynie czy to aby na pewno dobry pomysł. Przynajmniej on będzie
bronił tego całego sztandaru, a ja będę miał zwiad z Jack’em,
ale i tak uważam, że prawdopodobnie wystąpi między nami jakaś
sprzeczka. Nie, żebym coś sugerował, ale my się ni w grosz nie
umiemy dogadać.
Dlatego
też, kiedy ten cały Chejron ogłosił rozpoczęcie Bitwy o Sztandar
jak najszybciej się od Oscara oddaliłem.
Zwiad…
Nie jestem pewien czy to jest szczyt moich marzeń. W sumie dalej nie
ogarnąłem naszego dokładnego zadania, bo dzieci
Ateny wszystko kićkają. Ale Jack zdawał się być
wyjątkowo pewny siebie, więc mi nie pozostało nic innego jak iść
za nim.
Z
początku zdawało mi się, że mamy śledzić jakiś patrol
przeciwnej drużyny, później jednak okazało się, że… oj,
całkiem mi się to pomieszało. Tak czy siak po prostu pilnowałem
tyłów Jack’a i próbowałem go zagadać, ale kiedy oberwałem
pięścią w brzuch jakoś odwidziało mi się.
-Stój
– syknął – Albo… idź dalej, dogonię cię.
Nie
poczekał na odpowiedź, tylko zniknął za najbliższymi drzewami.
Fajnie…
No
dobra Nat… teraz pora się zastanowić, co takie debilne dzieci
jakiejś tam bogini mądrości, mogły mieć na myśli mówiąc
„zwiad”? Phi… na pewno nie podpatrywanie kogoś, a co
może znaczyć to słowo w języku pseudo naukowym? Nosz kurwa, a
Oscar mówił mi, żebym nie patrzył się w stronę każdego
chłopaka na zebraniu…
Dobra,
po prostu postanowiłem pójść przed siebie, na wszelki wypadek z
wyciągniętym łukiem. Powiem tak… jak się postaram jestem
naprawdę cichy i chyba tym razem faktycznie zapulsowało to na moją
korzyść. Kilka kroków dalej zauważyłem jakąś piątkę (chyba,
nie chce mi się liczyć, prawdę mówiąc) dzieci Aresa (a
przynajmniej tak sądzę po ciężkich zbrojach i uzbrojeniu),
jednemu z nich, hełm opadł na oczy, dlatego zatrzymali się na
chwilę aby mógł go poprawić, ukryłem się za drzewem… Tylko…
ja chyba tych obozowiczów nie kojarzę! Znaczy mogli mu umknąć,
jeśli nie są zbyt przystojni… jeśli rozumiecie co mam
na myśli.
-Cholera
– wychrypiał jeden – po prostu zostaw ten hełm!
Zgodnie
z propozycją, najmniejszy z nich rzucił hełm, który przeleciał
mi dosłownie koło ucha, ale na szczęście nikt mnie nie zauważył.
-Czyli
są tutaj wszyscy? – Spytał największy z nich.
-Taa…
Uwiniemy się z tym szybko. Zabijemy najpierw tego dzieciaka Hermesa,
inaczej Pani nie będzie mogła wrócić i…
-Stul
pysk! – Najmniejszy przyłożył w bok temu który przed chwilą
mówił.
Nie
wiem czemu pierwszym dzieckiem Hermesa które przyszło mi do głowy
był ten przystojniak, Jack… znaczy dobra, wiem czemu… Ale kim
jest ta cała „Pani”? Dobra, szczerze mnie to nie obchodzi, ale
jeśli ma zamiar obić jego przystojną twarz, to osobiście wykopię
ją do Japonii… ten kraj jest już i tak wystarczająco dziwny…
(ta… raz pojechaliśmy tam z Oscarem, ale nie powiem, żebym miał
miłe wspomnienia).
Nagle
ktoś złapał mnie za ramię i mimo całej swojej woli krzyknąłem.
Dzieci Aresa spojrzały się w moją stronę, ale ja już byłem
przez tego kogoś zaciągnięty pod najbliższe drzewo.
-
I proszę kurwa i to mnie nazywają dziewczynką z
okresem – tym kimś okazał się Jack i po raz pierwszy od naszej
krótkiej znajomości chciałem go walnąć tam gdzie faktycznie boli
– wskakuj na drzewo.
-Po
co?
-Kurwa
wskakuj ta te jebane drzewo!
Usłyszałem
kroki tych Aresiątek i prawdę powiedziawszy instynktownie
wskoczyłem na to drzewo, Jack wspiął się zaraz po mnie i
ukryliśmy się na jednej z wyższych gałęzi.
Z
góry Aresiątka wyglądały śmiesznie, lecz bynajmniej nie miałem
ochoty się śmiać. Jack strasznie marszczył czoło i mruczał coś
do siebie pod nosem, ale ani razu się na mnie nie spojrzał… Nie,
żebym żałował, bo jestem lekko wkurwiony, na niego.
Nagle
coś trzasnęło i usłyszałem krzyk tych Aresiątek… odbiegli…
a przynajmniej większość z nich.
-Jea!
Jakby ktoś się pytał przesyłam pozdrowienia dla wszystkich
jebanych kretynów! – Ryknął na całe gardło Jack, po czym
zeskoczył z drzewa (pomijam fakt, że było cholernie wysoko, a sam
syn Hermesa wykonał salto w powietrzu… kurde, no też bym chciał
umieć… ale nie powiem, warto wiedzieć, że on jest… gibki)
Po
znacznie dłuższej chwili stałem obok Jack’a, który śmiał się
cicho. Z początku nie miałem pojęcia z czego, póki nie
zauważyłem, że do jednego z konarów przywiązany za nogę wisiał
do góry nogami jeden z tamtych dzieci Aresa. Był czerwony na
twarzy, ale nie wrzeszczał, Jack zaś sięgnął po ten złoty nóż
i zbliżył go do twarzy wiszącego.
-Nie
jesteś z tego obozu – wycedził – Kim jesteś?
Nie
odpowiedział. Jack przyłożył nóż do policzka chłopaka i kilka
kropel krwi pociekło z delikatnego nacięcia na skórze.
-Kurwa
pytam się kim jesteś, odpowiadaj cioto!
Nadal
nic nie powiedział. Wtedy Jack uniósł nóż nad oko wiszącego i
zbliżał je cholernie szybko, dopiero kiedy nóż zawisł kilka
milimetrów nad okiem Aresiątka, chłopak wydukał:
-N-nie
mogę powiedzieć!
-A
ja mogę ci kurwa wydłubać oko! Ale jak chcesz…
-Nie!
Jestem… jestem, podwładnym Cassandry, j-ja…
Mam
zazwyczaj mocne nerwy… ale Jack przesadził. Wbił mu ten nóż w
oko, rozbrzmiał się okropny i przeszywający krzyk, a ja szybko
odwróciłem głowę, chociaż moment wbicia noża wypalił mi się
pod powiekami.
Wrzask
ustał, z kolei Jack podszedł do mnie i wytarł krew z noża o swoją
koszulę, po czym nie pozwalając mi nawet spojrzeć na tego
chłopaka, złapał mnie za rękę i pociągnął dalej…
Z
reguły nienawidzę ludzi. I chyba właśnie zacząłem nienawidzić
Jack’a… chociaż jego dotyk sprawiał, że moje serca stanowczo
biło zbyt szybko.
ΩNICOΩ
Tych
krzyków nie dało się nie słyszeć.
Byłem
w trakcie walki z Connorem, kiedy zagłuszył nas ten wrzask. Co
prawda nie zachowałem się zbyt fair, bo kiedy syn Hermesa chciał
pobiec w kierunku tego krzyku, zaatakowałem go. Chociaż po którymś
uderzeniu mieczem, zdałem sobie sprawę, że nie mam pojęcia co się
dzieje z Percy’m… Dałem nogę. Tamten krzyk na pewno nie należał
do Percy’ego, ale jeśli… jeśli to był jego towarzysz.
Nie…
Ale
jednak to mi się absolutnie nie podobało i naprawdę wolałem
rzucić całą tą bitwę i upewnić się, że nikomu nic poważnego
nie jest, niż odnieść zwycięstwo, ale nie pomagając komuś…
bardzo dobroduszne, wiem. Syn Hadesa się martwi, wybacz tato.
Natknąłem
się w biegu na Jack’a i Nata… właściwie to na nich wpadłem.
Problem oczywiście polegał na tym, że ja jestem jeden, a oni są
dwaj z wrogiej drużyny. Nat pewnie i by mi odpuścił (nie wyglądał
na zbyt przekonanego tą całą Bitwą o Sztandar), ale Jack
oczywiście wyjął miecz z pochwy i wycelował prosto w moją pierś.
Oni
są ze zwiadu. Jeden z dzieci Hermesa przyciśnięty przez Vi,
wszystko wyszczekał. Jeśli uda mi się ich jakoś powstrzymać,
czerwoni stracą zwiad, wtedy ci z drużyny awaryjnej nie otrzymają
sygnału… tylko dlaczego muszę być sam? Nie, żebym wątpił w
swoje siły… tylko Jack, wyglądał jakby postradał rozum, a może
to tylko dlatego, że jego miecz był niebezpiecznie blisko mojej
klatki piersiowej?
Dosłownie
po chwili rzuciłem się na niego z własną bronią, Nat odskoczył
od nas i wciągnął łuk, ale nie strzelił, pewnie bał się trafić
Jack’a, który atakował mnie bez nawet cienia zmęczenia czy
wysiłku. A jego twarz była tak normalna, jakby nalewał mleka do
kawy, albo czytał wyjątkowo monotonny artykuł w prasie, tylko jego
oczy były osłonięte jakby jakąś mgłą, ale raz po raz błyskały
się lekko czerwonawym światłem… i to mnie właśnie
dekoncentrowało.
Kiedy
wykonywałem unik, Nat w końcu postanowił strzelić… ale
spudłował, a nawet ja bym tego nie zrobił z takiej odległości.
Ewidentnie chciał po prostu przerwać walkę, ale Jack nawet na to
nie zwrócił uwagi.
-Boże,
Jack było nie było my jesteśmy tylko w innych
drużynach! – Ryknął syn Erosa, kiedy Jack rozciął mi mieczem
koszulkę – Opanuj się!
-Walka
to walka – wycedził przez zęby i z wyjątkową pogardą –
szczególnie z takimi jak ty – zwrócił się do
mnie i wyją sztylet… tyle, że ja tego z początku nie zauważyłem.
Dopiero
kiedy poczułem przeszywający ból w boku i zauważyłem jak z
dziury w koszulce wycieka ciepła krew… sukinsyn! Ból promieniował
mi do ramienia, ale udało mi się odbić kolejny atak, ale powoli to
wszystko odbierało mi świadomość… i być może właśnie przez
to, wydało mi się, że Nat zrobił coś niemożliwego… strzelił
z łuku do Jack’a, ale strzała nie wbiła się w
syna Hermesa, tylko przeleciała przez niego, jakby był zrobiony z
mgły, wtedy chłopak się powstrzymał, przed zadaniem mi kolejnego
ciosu… a ja zdałem sobie sprawę, że opadłem na kolana…
Pięknie.
Dwoiło
mi się przed oczami, a każdy głos odbijał się echem i niewiele
zrozumiałem, po za ciągiem przekleństw ze strony Jack’a i po
chwili syn Hermesa odbiegł. Nat z kolei ukląkł przede mną
spojrzał mi w oczy ze współczuciem, ale wtedy ktoś zawołał go
po imieniu i chłopak również odbiegł, a ja tak zostałem… z
obficie krwawiącą raną w boku, nawet nie miałem jak sięgnąć po
nektar.
Chwilę
minęło, a ja ostkami własnych sił powstrzymywałem się przed
straceniem przytomności, ale ponownie pojawił się Jack, z lekkim
przerażeniem na twarzy, ale oczywiście nie omieszkał powyzywać
mnie od „jebanych dzieciaków”… przywalę mu jak tylko… jak
tylko mi się poprawi.
Chłopak
wyjął swój miecz i kiedy zbliżył go do mnie, byłem święcie
przekonany, że serio zaraz mnie zabije… bo po poprzednim mogłem
spodziewać się wszystkiego… ale on tylko przyłożył mi miecz do
rany, jak przykłada się lód do siniaków… i w sumie ogarnęło
mnie podobne uczucie.
Świat
po chwili zrobił się wyraźniejszy, nie dwoiło mi się przed
oczami i głosy nie odbijały się echem, zaś po ranie… po ranie
została tylko jeszcze lepka krew wokół blizny.
-Zapomnę,
że cię tu kurwa widziałem, a teraz spierdalaj – warknął Jack.
-Jak
ty to…? – Wydusiłem.
Jack
spojrzał na rękojeść swojego miecza, wzruszył ramionami, po czym
spojrzał mi prosto w oczy i odparł:
-Jeśli
mieszkasz przez kilka długich miesięcy z dorosłym dzieciakiem,
robisz się zbyt kurwa opiekuńczy. A teraz spierdalaj! – Ryknął
po czym wstał i sam odszedł.
*J*A*C*K*
-Dobra…
Jebane Emo, czas wyrównać nasze rachunki! – Ryknęła Vi.
Nie
byłem zbyt przygotowany na tak bezsensowny atak, więc dziewczyna
gołymi pięściami pobiła mnie po twarzy, po czym kopnęła w
brzuch, później między nogi (kurwa, serio?! Już dzisiaj drugi
raz... kurwa wasza mać! Ja wam kiedyś przypierdolę) i kiedy
zgiąłem się z bólu, popchnęła mnie na najbliższe drzewo,
splunęła pod nogi i ryknęła:
-Jebane
Emo, masz jeszcze za tego swojego jebanego Octaviana! Nikt mnie nie
olewa, rozumiesz?! Nikt!
Mój
pech, że ten jebany farbowany dzieciak, poszedł w drugą stronę…
i niestety byłem sam na sam z Vi… czy ta jebana dziewucha nie
ogarnia, że ja naprawdę nie mam zamiaru z nią gadać?! W sensie
zrozumiałem, że kurwa za to oberwałem!
-A
teraz wybacz, ale idę zabrać wam ten jebany sztandar! – Kopnęła
mnie raz jeszcze między nogi, aż mi oczy załzawiło, a sama
odbiegła.
Kurwa
jej mać! Przypierdolę jej! Kurwa!
-Wstawaj!
– Ryknął mi ktoś po kilku minutach nad uchem.
Uniosłem
głowę. Kurwa, jeszcze tej jebniętej suki, Annabeth brakowało!
Najgorsza jebana córka Ateny, na całym pierdolonym świecie!
-Powiedziałam
wstawaj! – Złapała mnie za ramię i dźwignęła do pionu –
Zaraz zabiorą nam sztandar, więc my musimy być szybsi! Pokarz mi
co wszyscy tak w tobie widzą i chodź!
-Czekaj,
ja miałem jebany zwiad a nie…
Córka
Ateny zdzieliła mnie po twarzy… No kurwa jebane combo!
-Powiedziałam,
idź ze mną!
-Dogadałabyś
się z Octavianem – warknąłem – Nie idę, kij mnie obchodzi
która drużyna wygra!
-A
mnie nie obchodzi co masz do gadania, chodź!
-Do
kurwy nędzy… - zacząłem ale dziewczyna pociągnęła mnie za
rękę, więc kurwa byłem bardziej zajęty wyrwaniem się z jej
mocarnego uścisku.
Ominęliśmy
obronę przy strumieniu, w postaci tej całej jebniętej Alice i
jakoś bez większych jebanych problemów dotarliśmy do sztandaru
niebieskich…
Tam
na straży stał Jackson oraz jakaś tam jebana córeczka Iris.
Jackson
od razu nas spostrzegł, ale córeczka Iris oberwała ode mnie
mieczem i osunęła się bezwładnie na trawę… Z Jacksonem nie
będzie chyba większego problemu. Ta suka, Chase skorzystała z
okazji, że jest dwa na jeden i sięgnęła po sztandar, Jackson
chciał ją gonić, ale ja pognałem za nim i w rezultacie
zatrzymałem go dopiero przy strumieniu. Chase pobiegła dalej przed
siebie a ja zostałem z Jacksonem na walce we dwójkę… kurwa kij z
tym!
-Wiesz
Jack, że cholernie głupią pozycję do walki sobie wybrałeś?
-Kurwa,
co ty?! Pierdol się! A mogłem ci zabić tego twojego jebanego di
Angelo, byłby spokój przynajmniej z tobą!
-Co
mu zrobiłeś?! – Jackson zmarszczył czoło.
Ojcze,
zabij tego kretyna!
-Nic
wielkiego, kurwa! Tylko zraniłem, po czym…
Jacksonowi
kurwa tylko tyle wystarczyło, ni stąd ni zowąd zalała mnie fala
wody i straciłem równowagę, po czym wylądowałem w strumyku…
Kurwa czy oni wszyscy nie rozumieją, że ja nie jestem
wodoodporny?!
Wtedy
rozbrzmiał róg, świadczący o tym, że któraś drużyna wygrała…
Ale ja byłem wkurwiony! Rzuciłem się więc na Jacksona.
Nawet
nie zarejestrowałem, kiedy zebrał się wokół nas spory tłumek,
nie wszyscy, ale i tak. Gorzej się zrobiło kiedy Jackson poważnie
zaczął działać mi na nerwy i wyciągnąłem sztylet, nagle wtedy
tłumek który nas otaczał cofnął się o krok, kilka osób pisnęło
jakby zobaczyło ducha… Kurwa, nie wiem czemu tyle osób boi się
tego jebanego sztyletu!
-Dobra
Jackson, przeproś mnie, kurwa natychmiast! – Kij z tym, że powoli
traciłem siły i robiło mi się ciemno przed oczami, kurwa jestem
powyżej jakiegoś tam wyczerpania!
-Za
co?! Za to, że zraniłeś mojego chłopaka?! Słuchaj Jack…
-Pierdol
się, nie będę słuchać kogoś takiego jak ty! –
Rzuciłem się z nożem na Jacksona.
Ale
akurat wtedy pojawił się Chejron.
-Przestańcie!
– Urwałem w połowie ciosu – Jack co ty sobie wyobrażałeś?!
Obok
Chejrona stał Oscar, a wydzierał się na niego ten jego jebnięty
brat… i nagle sobie przypomniałem.
-Ja
rozumiem… walka, walką… ale ty ją prawie zabiłeś.
Kurwa!
Co mnie obchodzi jakaś córka Demeter! I tak dobrze, że ten jebany
Nat nie naskarżył się… zaraz! Kurwa ja jej nie zaatakowałem
przy tym jebanym di Carlo, przez pewien czas byłem obok…
-Valdez! -
Ryknąłem.
-Stary
– syn Hefajstosa cofnął się lekko – ty jej… ty jej
uszkodziłeś lekko kręgosłup, złamałeś rękę i nogę, urwałeś
jej, sztyletem kawałek ucha…
Poczułem
jak wzrok każdego jebanego obozowicza pada prosto na mnie… Kurwa
ich mać co im do tego?! Wielkie halo, codziennie zdarzają się
wypadki!
-Nie
wspominając o tym kimś – dodał di Carlo… chciałem go teraz
zabić.
-Stul
pysk! – Ryknąłem.
-O
kim mówisz? – Chejron był blady jak ściana.
-Ja…
nie powinienem nic mówić.
Nie
wiem skąd kurwa Oscar wiedział to wszystko, ale opowiedział o
wszystkim za brata… wtedy już wzrok wszystkich był zwrócony na
mnie, a osoby stające obok mnie odsunęły się o wiele jebanych
kroków.
-Jack
musimy… - zaczął Chejron.
-Nic
kurwa nie musimy! Jestem jaki jestem, lekko kurwa porywczy! Wielkie
halo! Po za tym ten tam był wrogiem! Szpiegiem! Musiałem go zabić!
-Szpiegiem?
– Prychnął Valdez – Percy czy tobie to kogoś nie przypomina?
Jackson
zwiesił głowę.
-A
wiecie co?! Kurwa! Ja mam was wszystkich dosyć! Jebani grecy!
– Ryknąłem mimowolnie i chciałem odbiec, ale wtedy zakręciło
mi się w głowie i opadłem na kolana.
Czułem
się jak jakaś jebana lalka. Wszystko mnie bolało i miałem jebane
wrażenie, że każdy kolejny ruch połamie mi kości, oczy same mi
się zamykały a głowa chyba chciała mi się rozłupać na pół…
Kurwa kij z tym!
Nikt
nic kurwa nie mówił. Wszyscy gapili się na mnie, jak na jakiegoś
jebanego pacjenta psychiatryka! Wszyscy tutaj muszą się tak na mnie
gapić?! Kurwa nie moja wina! To nie jest moja wina! Kurwa ich mać…
Ktoś
dotknął mojego ramienia, ale nawet nie miałem go jak kurwa
odepchnąć! To był oczywiście ten farbowany gówniarz, uśmiechnął
się do mnie i kurwa… on mnie… on mnie… pocałował!
To
mnie ocknęło, odskoczyłem od niego… o ile poprzednio panowała
grobowa cisza, tak teraz zapadła jebana grobowa cisza.
-Odpierdoliło
ci?!
-Przynajmniej
pomogło… - di Carlo wzruszył ramionami.
Wtedy
jego brat zrobił taki gest jakby chciał do niego podejść i
zdzielić po twarzy, zamiast tego cały jebanie czerwony na twarzy
odbiegł jak najdalej od całego zebrania.
I
teraz sobie jeszcze uświadomiłem swoją sytuację. Mam kurwa
przejebane!
Chejron
kręcił głową, ale w końcu odparł grobowym tonem:
-Zwyciężyła
drużyna czerwonych! Wróćcie teraz do swoich domków! Jack, musimy
bardzo poważnie porozmawiać.
****
Oł
yeah! Miałam zrobić na wczoraj, ale byłam nieco bardzo zajęta,
wybaczcie xD Tak więc macie nieco dłuższy (i mało udany agajn)
rozdział *^*
Co
do kolejnego to postaram się jakoś na weekend załatwić, bo pewnie
w święta nikt nie będzie czytał (taa... bo to tylko ja mam tak
zjebane święta, że siedzę w domu przez cały ten czas i nie mam
co robić). Więc... pewnie będzie przerwa świąteczna, no chyba,
że macie inne zdanie xDD
Tak
czy siak, dzięki wszystkim którzy dotarli dotąd nie zasypiając
przy okazji :3
Czyżby znowu pierwsza?
OdpowiedzUsuńHłehuhłehu. Nat pisarzem :') . To by było ciekawe.
"-Nie moja wina, że wszyscy tak na mnie reagują – Valdez zaśmiał się cicho." Leo Valdez foreva xDD
"Taa… jasne, parę razy dziennie się mną opiekował, podziękuję." HA! Przyznałeś się, że go wykorzystywałeś seksualnie! A jednak xD
" Leo rzucał mi ostatnio takimi głupimi tekstami, że niby traktujesz mnie jak rzecz " Jestem fanką Percico, ale tutaj muszę zgodzić się z Leo *^* . Percy pomiata Nico ;-; . Z Leo byłby szczęśliwszy :')
"Wbił mu ten nóż w oko, " kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa i jeszcze raz kurwa. Jestem przewrażliwiona na punkcie oczu ;--; . Bidny chłopak.
A już myślałam, że jednak zabijesz Nico ;--;
"Kurwa, jeszcze tej jebniętej suki, Annabeth brakowało! Najgorsza jebana córka Ateny, na całym pierdolonym świecie!" Hłehuhłehu. Kocham Jacka xD
" w postaci tej całej jebniętej Alice i jakoś bez większych jebanych problemów dotarliśmy do sztandaru niebieskich…" Dobra, już mniej ;--; . Ale oj tam oj tam, on już taki jest ;-;
"To był oczywiście ten farbowany gówniarz, uśmiechnął się do mnie i kurwa… on mnie… on mnie… pocałował!" BUAHAHAHAHAHAHAHAHAAAHAHAAHAHAHAAHAAAHAAHAAHAHHAHHAHAHAHAAHHAH <333333
Czatowanie do nocy foreva. I ten, dobrze myślałam, jak myślałam, że wolałabym być w czerwonej drużynie xD
Pozdrowionka i weny życzem xD
Jesteś pierwsza bo masz wiadomości o dodaniu xD
UsuńYep xD team Leo! XDD
Pfff... no dobra masz mnie... ;^; wykorzystywałem go seksualnie.... ale sza!
Pff.... nie moja wina, że nie umiem pisoć normalnego Percico xD
Zgodzę się ;^;
Nope cx
No ja wim :') XD
Hue hue hue xD trzeba było cx
Jesteś wyrocznią Delf xD
Również pozdrawiam i dzięki za wenę ^^
I tak jakoś do tej wypowiedzi Jacka o Ann, przypomniałam sobie ten komentarz co mi ostatnio wysłałaś na fb xD
UsuńTak XD ten kom jest zajebisty xD
UsuńHell Yeah, komentujem xD
OdpowiedzUsuńRozdział boski, cudowny, świetny, wspaniały i w ogóle same pozytywne opinie z mojej strony! xD
Czyżby Leo próbował rozbić związek Percy'ego i Nica...? Oj nieładnie, nieładnie xD
Kurwa, znowu Sun! Zabiję! Zaatakuję go... wykałaczką! I różowym lakierem do paznokci! Niepotrzebnie się wpierdala w akcję, mógł umrzeć xD
Bitw o Sztandar wyszła ci cudownie! I ty mówisz, ze nie umiesz pisać! Tylko że są kurwa dwie zasady, których kurwa łamać nie można:
1. Nikt nie może w walce pokonać Nica
2. Nikt nie może w walce pokonać Jacka...
W kij kurwa logiczne jak ze sobą walczą xD
Co się tak wszyscy uwzięli na tego Jacka? Dobrze zrobił zabijając tamtego szpiega! Pfff... jebane prawo łaski... na kij to komu?
No i nareszcie ktoś dołożył Jasonowi, jak mnie zawsze wkurzała ta jego idealność... Grrr... >.<
A no tak... pomysł Nata na yaoi... Zarąbisty kurwa w cholerę! (przepraszam za te bluzgi, ale to przez perspektywę Jacka xD) Teraz takie wyobrażenie Nata jako skrybę z kroniką w ręku i spisującego piórem dzieje Percico... xD
No i jakim cudem kurwa przy tym miałabym zasnąć?! Tak się nie da! Nieładnie kłamać!
No i biedny Nico... T^T Dlaczego on zawsze musi oberwać najbardziej? To okrutne wobec niego... Smutek... ;c
Szpiedzy! Szpiedzy kurwa wszędzie! Zgadzam się z Jackiem! Prawo i Sprawiedliwość! Ku chwale narodu! Czemu oni wszyscy tak rozpaczają, to w końcu tylko jednego zdradzieckiego herosa mniej?
Słowo "ciota" zdecydowanie pasuje do Leona i koniec... kropka... trzy kropki... xD
I przypierdolę się tylko do jednego... "Pokarz mi co wszyscy tak w tobie widzą i chodź!" błąd ortograficzny... powinno być "pokaż"... przepraszam, ale ja mam jebanego fioła na punkcie ortografii xD
No i jeszcze raz przepraszam, ze tyle przekleństw, ale wiesz, perspektywa Jacka i do tego wkurwienie maksymalne na jebaną szkołę...
To jak siedzisz w domu to masz właśnie fajnie... Ja nie wiem, czy nie będę musiała jechać na zjazd, na którym będzie około 20 osób... >.<
Pozdrawiam, życzę weny od cholery i czekam na następny rozdział ;D
Ekhem, tak ten, dodam coś od siebie:
Usuń"Dobrze zrobił zabijając tamtego szpiega! Pfff... jebane prawo łaski... na kij to komu? " Teoretycznie tam nie było napisane, że go zabił, tylko że go dźgnął w oko xD .
Pff, Jason foreva *^*
Ja tam bym zbiła Nico. Było by ciekawie xD
*odpisuję na telefonie więc nie odpowiadam za dziwne słowa xD*
UsuńYep. Leo próbuje cx ale wisz... percico 4eva i te sprawy xD
Hue hue hue hue xD Sun'a będzie jeszcze XDDD
Mh..... to się cieszę xD ni w kij nie mogłam się skupić kiedy ją pisałam ;^; ale cieszę się, że wyszła xD
Yep xD dokładnie xDDD
Bo się go boją xD ci co znają Octaviana i wiedzą, że Jack u niego mieszkał uważają, że źle na niego wpłyną xD a pozostali twierdzą, że oszalał xD
Po za tym jeszcze zaatakował tamtą córkę Demeter i troszkę ją mocno poobijał xD
Yep, szpiedzy są wszędzie xD
I co do błędu to sorry ale czasami korekta jest mało dokładna ;^;
A! I co do Yaoi to mniej więcej tak będzie xD
I co do cioty to się zgadzam ale ciiii xD
I spoko cx wim jak to jest xD mój kolega dzisiaj został karnie na konkursie i musiał zostać godzinę dłużej w szkole i przeklinał chyba częściej niż Jack xD
Pff.... niby tak, ale zazwyczaj przynajmniej na Wigilię jadę do cioci i wszystkie dwadzieścia ileś osób się spotyka a w tym roku siedzę w domu w dwie osoby ;^;
Dzięki za wenę *^*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNo bo Octavian źle na niego wpłynął! Chociaż... dobrze jest być trochę bardziej podejrzliwym xD
UsuńHuehuehue... I niech Nat da to yaoi wszystkim obozowiczom do przeczytania xD
Mi chodzi głównie o te wigilie klasowe... bo mamy w piątek... i mamy mieć dwie pierwsze lekcje normalnie... i wypadło na matmę i fizykę ;^;
Ja na imprezy to lubię do rodziny chodzić co najwyżej na Sylwestra... xD Chociaż w zeszłym roku przyjaciółka do mnie przyszła, bo akurat siedziałam w domu xD
Ba! Octavian bardzo źle na niego wpłynął ale cii xD
UsuńCoś tak jakby będzie xD
;^; to współczuję ;^; ale wisz moja klasowa wigilia jedynie 45 min, ale będzie jedynie od 10 do 19 osób sooł xD alw niestety wypada na WOS-ie ;-;
U nas na klasowej wigilii muszą być wszyscy... czyli 28 osób... ja tam WoS średnio lubię... znaczy się fajny przedmiot, ale u nas nauczyciel jest strasznie pojebany i do tego... jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało... nasz nauczycie WoS-u gwałci biurko... serio... ze dwa tygodnie temu, to taki jeden chłopak jak pisał test, to mówił, że było 9 razy... masakra... śmiech w klasie mamy co 10 minut xD
UsuńU mnie 19 to wszyscy sooł xD to się nazywa klasa specjalna :')
UsuńJa WOS lubię (ja bym nie lubiła czegoś humanistycznego?) ale pani od WOS-u już nie (a to moja wychowawczyni :'') )
Gwałciciel biurka xD rozwaliłaś mnie xDDD
Epic win... zamiast matmy i fizy będzie wf i polski... lepiej być nie mogło xD
UsuńNo bo serio... gdybyś kiedykolwiek to widziała, to byś na serio powiedziała, że biurko gwałci xD
Eee... Polski jest spoko xDD Z wu-efem gorzej ;-; xd
UsuńHue hue hue xDD Nie wiem czy chcę to widzieć xDDDD
Ja tam jestem bardziej za wf-em, ale co kto woli... xD
UsuńUwierz mi, nie chcesz xD
Cii... ja kocham polski xD
UsuńChyba tak cx
Ja tam lubię najbardziej wf i wychowawczą... xD Ewentualnie informatykę xD Ale polski też lubię... ale tylko pisanie wypracowań, bo tak to nie lubię gramatyki ;_;
UsuńXD ja nie lubiem wu-efu bo wszyscy się do mnie przypierdalają ;-;
UsuńA wychowawczą mam z najgorszą panią ever ;-;
A z informatyką jest taki problem, że pan to facet który dawno powinien być na emeryturze... i w kij wymagający jest ;-;
A polski to luz xD mam 5 same i niestety jestem ulubienicą pani więc mam spokój xD
Ja lubiem wf, pani od wf-u mnie nie za bardzo chyba lubi a i tak mam chyba najlepsze oceny z dziewczyn w klasie (bo chłopaki i dziewczyny mają u nas wf oddzielnie)... xD
UsuńU nas na informatyce, to prosimy cały czas o luźne lekcje, wiec wiesz... xD
Moje oceny z polskiego, z karteczki z ocenami zacytuję: 3, 5,6,5,5 xD (tak zgadza się, tam jest jedna trójka xD) Ja to chyba nie jestem niczyją ulubienicą... chociaż nie, sorry, babka od biologii i chemii mnie lubi... chyba... i taka jedna wuefistka, ale ona mnie nie uczy ;c No i w sumie to jeszcze chyba nauczycielki od niemca i angielskiego... ale żebym była czyjąś ulubienicą, to bym nie powiedziała xD
P.S. Dodałam nowy rozdział, jeśli ta informacja kogoś by interesowała xD
Czy jestem nie ogar, czy mój musk szfankuje?
OdpowiedzUsuńCórka Hadesa jest Natanailem!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!'!!
A i co z statuetką od Vi? Miała mu przykleić na czoło. I w końcu też ktoś musi Jacka solidnie pierdolnąć piorunem w łeb. Może wtedy jego musk wróci z Rzymu, bo chyba go zostawił w łóżku Oktaviana. Co jeszcze...
OdpowiedzUsuńStałe pytanie : Kiedy będzie Briget?
Hue hue hue hue xD pierdolnie, pierdolnie spokojnie xD
UsuńWisz jego musk stanowczo jeszcze nie jest tam gdzie być powinien cx
Briget niedługo cx
Jak to kurwa czerwoni wygrali?!
OdpowiedzUsuńAle dobra. Ten jeden raz ci wybaczę bo Jack dostał wpierdol.
"Kurwa jej mać! Przypierdolę jej! Kurwa!"
Ha xD Ciekawe jak. I kiedy. Jeszcze sobie pizda paznokieć złamie... Chuj jebany pierdolony przez Żydziki z blogspota.
"Ktoś dotknął mojego ramienia, ale nawet nie miałem go jak kurwa odepchnąć! To był oczywiście ten farbowany gówniarz, uśmiechnął się do mnie i kurwa… on mnie… on mnie… pocałował!"
SHIP. SHIP. SHIP. SHIP. SHIP. SHIP. SHIP. SHIP. SHIP. SHIP. SHIP. SHIP. SHIP. SHIP. SHIP. SHIP. SHIP. SHIP.
NOWE OTP!
"-A teraz wybacz, ale idę zabrać wam ten jebany sztandar! – Kopnęła mnie raz jeszcze między nogi, aż mi oczy załzawiło, a sama odbiegła."
BUAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHA! Mam tę moooooc!
"Napiszę kiedyś o was BL!
-Co?
Nathanail przewrócił oczami.
-Boys Love, Yaoi! Wiecie!
-Piszesz Yaoi? – Nico zaśmiał się pod nosem – Ty piszesz?"
/)*u*(\ Waiting for One-Shot :3 *rapeface*
To chyba tyle z mojej strony... Tak to tyle.
No to tradycyjnie weny życzę, czekam na next, czekam na KBoO, bo chce mieć brata (siostrę ale ciiii), Grecy najsuper i idę oglądać jakieś dziwne animu ;-;
Pa pa OCTY!
Hue hue hue hue xD no to dzięki cx
UsuńJeszcze sam nie wie xD ale pewnikiem kiedyś będzie chciał xD
Hue hue hue hue hue hue xD nowe OTP zawsze spoko cx
Yep. Masz tę moc xD
Będzie, będzie o-s xD
Pfff... grecy są dziwni....
I powtarzam raz jeszcze, jestem Octavian, a nie Octy .-.
Octy Sounds Kawaii!
UsuńNope.... Octavian po prostu .-.
UsuńNaprawdę myślisz, ze będę mówiła do ciebie pełnym imieniem Octy?
UsuńNaiwniak.
Byłoby miło... ale jesteś grekiem, więc w sumie nie można oczekiwać niczego wielkiego c: :')
UsuńTo tak.. Leo wymiata.. XD Musze to kiedyś wykorzystać..
OdpowiedzUsuńMoja kol kiedyś przeczytała II rozdział (a właściwie narracje Jack'a) i powiedziała że ryje mózg.. XD
To jebane emo kogoś zabiło? Ma galarete zamiast mózgu? Tżeba było torturować!
I tyle bo nie mam czasu na koma..
No ba! XD
UsuńHue hue hue hue xD nie dziwię się xD to wyobraź sobie jak ryje jej pisanie xD
No to jest Jack tego nie ogarniesz xD
Tró cx
Ja wymyślm poszczegulne scenki o np. Paleniu mrówek greckim ogniem.. XD
UsuńNo ale.. No.. Bierzesz gościa i męczysz aż wyśpiewa jak chętna panienka. >.< Głupi Jack..
Dodałam COŚ.. XD
A Octy dobrze się Jackiem opiekował?
Widzę gwiazdo, że wyobraźni nie ograniczasz xD
UsuńJack po prostu po trupach do celu cx
COŚ? Mam się bać? XD
Pfff.... dobrze, niedobrze grunt, że często XD
I co wy macie z tym skrótem? ;-;
Nie. Nope. Patrz mój i Lyry kom pod CD u Vicky.. XD
UsuńAle to kurwa nie poprawne!
Tylko głupiec się nie boji więc wbijaj.. ,-,
Hue hie hue.. Daj scenke +18! XD
O co ci chodzy iOcty?
Tró, zaraz zerknę xDDD
UsuńA to już jego wina xDDD Ja nie mam nad nim kontroli xd
Już wbiłam xD
Dobrze, dobrze XD Dam, ale jeszcze nie teraz xDD
No bo, było nie było jestem Octavianem i nie lubuję skrótu Octy xDDD ;-;
To jebane emo zabiło moją potencialną ofiare! ;-;
UsuńJebie mnie to Octy.. XD
Hue hue hue hue hue xDD Robienie na złość 4eva :3
UsuńPfff... Czemu wszyscy do kurwy nędzy muszą mi zdrabniać imię?! Pff... Rzymianom się nie skraca imion.
TYLKO KURWA JA (no i Vi) W TYM OBOZIE MOŻEMY ROBIĆ NA ZŁOŚĆ. NAPEWNO NIE MOŻE TEGO ROBIĆ TO JEBANE EMO!
UsuńBO KURWA MOŻEMY OCTY!
PS. U ciebie wszyscy mają postacie? XD
Pffff... +Jack *^* bo Jack jest takim... wyjątkiem od którego WSZYSTKO się zaczęło xD
UsuńI nie wszyscy xD
WYJĄTKIEM KURW? TO JEBANE EMO NISZCZY MI POWODY DO SZCZĘŚCIA OCTY!
Usuń*wzdycha* a już się bałam..
No ja sobie wypraszam xD jest wyjątkiem pod każdym względem xD ale chyba kurwą nie jest xD
UsuńTró xD
JEST KURWA KURWĄ! JAK ON SIĘ JEBIE Z KAŻDYM NAPOTKANYM GOŚCIEM?!
UsuńNo jak? Tylko z Octavianem i Johnem.... co prawda z nimi często ale tylko z nimi xD
UsuńJa pierdole! Bo to kurwa luksusowa dziwka! XD
UsuńHue hue hue. Chcesz mieć w moim opku dziewczyne? *mówiłaś ale zapomniałam* xD
Hue hue hue hue xD luksusowa dziwka xD
UsuńI tak chcem xD
To ja z kuzynem w wakacje o północy gdy szukaliśmy czegoś do oglądania *porno się znudziło* natrafiliśmy na Telesprzedarzach na luksusową mirzynke.. XD Handel niewolnikami!
UsuńHahahaha xD omfg xD co się dzieje z tym światem? XD
UsuńNA DWUZĄB HADESA, TRÓJZĄB POSEJDONA I PIORUN ZEUSA!!!!!! Ty to od dziś jeseś dla mnie nowym bogiem. Ja ni żartuje!
OdpowiedzUsuńRozumiem, że ten tytuł rozdziału to się odnosi do Jacka, tak?
Się Octawian Jack'iem opiekował. Oj opiekował kilka razy, w dzień i w nocy, 24/7. Błahahahaha.
Czemu nadal mi się wydaję, że myślisz o związku kazirodczym?
W sumie to ciekawie by było, jakby Nat dał Yaoi, które na pisał o Percico jego bohaterom. Ciekawe jak by zareagowali?
Nie tylko ty zostajesz na święta w domu. Ja też i zapewniam z góry, że ja wchodzę, wchodziłam i będę tu wchodzić dzień w dzień.
Pozdrawiam, weny życzę i czekam na następny.
Heh... >///< Zaiste przesadzasz, ale dziękuję :3
UsuńTak, tytuł odnosi się bezpośrednio do Jack'a ^^
Dokładnie XDD No ale... rozumiesz, Octavian tak długo był sam, a Jack jest taki... no inaczej być nie mogło xD
Tak po części... ale ciiii xDDDDDDDDDD
A co BL Nata to... na pewno coś będzie, a co to zobaczysz XD
Heh... ci którzy zostają w domu na święta łączmy się! Oł... dziękuję >///< Nie wiem jeszcze jak to będzie ze świętami, bo zależy czy postanowię, po prostu zrobić przerwę (przynajmniej na blogu, bo pewnikiem będę pisać xD)
Dzięki za wenę i również pozdrawiam *^*
Jakoś mi się tego Octaviana żal zrobiło, ale Nico miał kiedyś gorzej. On to, że teraz ma Jacka chcę wykorzystywać. ;)
UsuńZafundowałaś mi pranie mózgu. Ja już w ludzi nie wierzę, żeby Jack nie miał siły komuś wpierdolić?! Jak już mówiłam nie wierzę w ludzkość.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, ze Oktawian "zajmował się" Jackiem troskliwie xdd i że Jack nie nabawi się zespołu stresu po urazowego.
Co by tu jeszcze napisać... Yolo :) a tak serio to błagam na kolanach (metaforka, moje ego nie pozwoliło by mi uklęknąć jeszcze przygniotło by mnie swoim ciężarem :P ) o rozdział na święta.
Weny, weny, weny i rogali (nie pytaj, coś mnie wzięło ostatnio na rogale *.*)
~Shadow
Bo to Jack xD jak się wkurwi to kij z tym, że jest na skraju wytrzymałości xD
UsuńNo ba! Jasne, że troskliwie c: skoro kilka razy dziennie to wiadomo, że musiało być troskliwie ^^
Postaram się xD może postaram się dodać :') zobaczę jak mi obowiązki dadzą xD
Dzięki za wenę i rogali nigdy za wiele *-*
To ja tak. *Musiciemi wybaczyć wtrącenie. Nie macie wyboru.*
UsuńStresu po urazowego się nie nabawił. Najwyrzej jakiegoś pierdolonego Syfilisa lub jebane HIV.. No bo wiemy z kim on się jebał? XD
Tró xD
UsuńBo jo oglondałam.. Ten tego! Kube.. Holemsa kontra Kubusia. Tą gre na youtóbach.. I teraz stawiem jemu tą dziagnoze! On ma tego.. Tego syfa Syfilisa! No bo tak mu się schudło! *I teraz sobie wyobaź Nike jako lekarza.. Przychodzi kobieta z kaszlem.
Usuń-Niestety. To gruźlica. Został pani miesiąc życia. Nic pani nie pomoże ale możemy wypić cherbatke i porzycze pani żyletke..
Jebut!*
Rozpierdoliłaś mnie xD tró
UsuńJa dzisiaj wszystkich rozpierdalam.. XD
UsuńZ kim chcesz u mnie w opku chodzić?
Yep cx
UsuńZ jakąś dziewczyną byle nie była od Ateny, Demeter, Afrodyty, czy innego dziadostwa xD
Od... Hypnosa i Kupidyna! XD
UsuńOkie.... ale to wtedy będzie bogini xD i to jeszcze grecko-rzymska xD
UsuńKij mnie to! Kij mnie tooo.. XD
UsuńJak zwykle niesamowity rozdział... aż trudno mi określić, czy coś jest nie tak... bo wszystko jest genialne :)
OdpowiedzUsuńNat piszący opowiadanie Yaoi, Erosiątko takie twórcze... Yeeeeeeeeeeeeeeeeeeeey :) I normalnie już widzę jego i Jack'a... Chociaż ta wizja Vi o związku kazirodczym była całkiem... całkiem ;) Gadam jak powalona- W końcu córka Hermesa :D
Czekam na dalszy ciąg :) A swoją drogą wysłałam już opis mojej postaci, to może już niedługo będę mogła o niej czytać...
Podsumowując: Jesteś genialna dokładnie, tak jak Twoja twórczość, bardzo ZAZDROSZCZĘ Ci Twojego talentu... aż boję się o namiastkę własnego :D
Pozdrawiam i Podziwiam ~ Akarisu (Córka Hermesa)
>///< Dziękuję z całego serca i moja wena też Ci dziękuje xDD
UsuńBa! Erosiątko (to przynajmniej) musi być twórcze xD I dziwne ale cii..
Tró xD Zobaczysz co to tam z nim i Jack'em będzie xDD
Cii... też jestem za związkami kazirodczymi xD
I dzięki za opis, jest prześwietny, mam małą drobną uwagę, ale ją wtrącę po jakimś czasie xDD
I nie długo dodam Twoją postać :3
>///< Dziękuję.
Również pozdrawiam ^^
C.H