niedziela, 29 marca 2015

ROZDZIAŁ XX

Rozdział XX. Troszkę inny Jupiter 


Ж OSCAR Ж


-Ej Oscar! – Obok mnie usiadł Nathanail – Przejdziemy się.
Wpatrywałem się w martwy punkt przed siebie i jakoś niespecjalnie miałem ochotę oderwać od niego wzrok.
-Nie. Idź.
-Ojj, Oscar! – Nathanail przytulił się do mnie, próbowałem go odepchnąć, ale po chwili zrezygnowałem – Chodź!
-Nie – warknąłem i zacisnąłem z całej siły oczy – Nie chcę.
-Boże, Oscar, litości proszę! – Nathanail westchnął ciężko.

Pokręciłem przecząco głową.

Cały czas prześladowało mnie tamto wspomnienie z misji… Ann rzucająca się na mnie z mordem w oczach, potem Alice wpadająca między mnie a córką Ateny i wyciągająca kosę… Jak córka Nyks ową kosą odcięła rękę Ann… a później samą córkę Ateny zepchnęła z wysokiej skały… A później był ten przerażający głos, który wydobywał się jakby z mojej czaszki… wkręcał się w nią… myślałem, że zwariuję i w jednej chwili to ustało.

Ann chciała mnie zabić… czemu więc żałuję, że tego nie zrobiła?

-Dobra chodźmy – warknąłem – No co się tak patrzysz? Chodź.
Wyszedłem z domku, Nathanailowi trochę to zajęło. Zbliżał się powoli wieczór…
-Co tak szybko? – Nathanail zaśmiał się pod nosem.
-Jęczałbyś pewnie, przez cały wieczór – odparłem – Przestań zachowywać się jakbym był jakimś niedorozwiniętym dzieckiem, jasne?!
-Dobra, dobra, braciszku – wyszczerzył zęby – Ale zachowywałeś się…
-Dziwisz się, idioto?! – Zmarszczyłem czoło – Zamilcz najlepiej, okej?

Nat zwiesił głowę i nie odezwał się więcej ani słowem. Szliśmy przed siebie, w sumie bez celu, bo chciałem tylko, żeby Nathanail przestał marudzić mi nad głową. Widziałem kątem oka jak parokrotnie chciał coś skomentować, ale w ostatnim momencie się powstrzymywał…

Miałem złe przeczucia. Cały czas miałem przed oczami te same sceny, cały cholerny czas, monotonnie w moich uszach powtarzał się ten sam krzyk, a przed oczami widziałem jej szalone, szare oczy…

-To trochę bezsensu nie sądzisz? – Usłyszałem nagle głos… głos Jack’a chyba, a po chwili dotarł do moich uszu brzdęk uderzanego miecza o miecz.

Nathanail wymienił ze mną krótkie spojrzenie. Miałem ochotę odejść, w końcu Jack wiecznie się w coś pakuje, a ja mam naprawdę lepsze rzeczy do roboty niż wyciąganie go z jakiś kłótni. Dopóki nie odpowiedział mu ten sam głos który słyszałem kiedy Ann zginęła:
-Doprawdy? Słuchaj dzieciaku Hermesa, ja i tak wygram… Może moja matka przegrała, ale ja nie…
-Och, kurewsko świetnie.
-Rozumiesz o co mi chodzi? Chcę cię w mojej armii…
-Nie zachęcasz mnie do tego  - prychnął Jack.

Nathanail pognał w kierunku skąd dobiegał głos Jack’a oraz tego drugiego chłopaka, a ja stałem jak wryty… nie potrafiłem się ruszyć, z jakiegoś powodu drżałem cały. Nawet kiedy usłyszałem, że walka tam serio robi się poważniejsza nie byłem w stanie zmusić się do pomocy im.

Dopiero kiedy usłyszałem śmiech tego faceta i po kilku chwilach, przyszedł Nathanail pomagający Jack’owi utrzymać równowagę. Mój brat miał szramę na policzku, z kolei Jack miał rozerwaną koszulę i liczne rany na ciele.
-Oscar! – Nathanail ryknął w moją stronę, był wściekły… - Jesteś… wiesz co?! Wkurwiasz mnie powoli!

Ж Ж Ж


Zaraz po tym kiedy Nathanail odprowadził Jack’a do kliniki, spotkałem Sibi’ego. Z jakiegoś powodu jego widok nie spowodował u mnie tego samego niepokoju co kiedyś… całkiem mi to przeszło.
Sibi siedział na trawie i patrzył się w zachodzące słońce, które sprawiało, że jego białe, brudne włosy przybrały lekko różowawą barwę. Miał zamknięte oczy i marszczył czoło jakby gorączkowo nad czymś myślał. Przysiadłem się do niego.

-Syn halucynacji narobił szkód, wiesz to co ja – zaczął powoli.
Zwiesiłem głowę.
-Nie przejmuj się – Sibi wyszczerzył zęby – I tak będzie źle. Tyle dymu… tak wiele śmierci.
-Optymistycznie – westchnąłem – Jak to jest, że tyle… przewidujesz?
Sibi otworzył oczy i spojrzał na mnie z zaskoczeniem, jakby tym razem spytałem o coś czego się nie spodziewał.
-Mh… - mruknął po chwili milczenia – Nie rozumiem o czym mówisz. Słońce wszystko przyćmi… Wszystko…

Westchnąłem cicho. Sibi znowu zamknął oczy.
-Nie żałuj siostrzyczki –powiedział – Każdy kiedyś umrze, a umieranie jest piękne. Ja raz umarłem… bolało, ale teraz już nie czuję bólu… dużo widzę, ale nie czuję bólu.
-Umarłeś? – Zmarszczyłem czoło, ale nagle coś do mnie dotarło – Ach… rozumiem.
-Śmierć siostrzyczki to początek – Sibi przybliżył się do mnie i spojrzał mi prosto w oczy – Śmierć zaczyna swój obchód, patrzy się na mnie! I podąża za mną! Ona jest tam gdzie ja! Oni są tam gdzie ja! Obserwują mnie! A śmierć się śmieje! Śmieje się z nas! Wskazuje nam kierunek! Widzisz ją?! Widzisz śmierć?! Ona patrzy się na ciebie, szydzi z ciebie! Nie widzisz jej?! Nie widzisz kierunku jaki wskazuje?!
Sibi zaczął cały dygotać, złapałem go szybko za ramiona i powiedziałem spokojnie:
-Sibi opanuj się. Już. Nie ma tu nikogo. Rozumiesz? Uspokój się.
-Musicie go znaleźć – wyszeptał Sibi – Musicie znaleźć Jupitera.

Zmarszczyłem czoło.
-Boga? Przecież…
-Nie, nie boga – Sibi pokręcił smętnie głową – Śmierć na niego wskazuje. Znasz Jupitera… trójka musi go znaleźć.
-Jupitera? – Powtórzyłem.
Ale Sibi już nie odpowiedział, skulił się, oparł głowę o kolana i zaczął tylko powtarzać ciągle:
-Zakopuje cię po cichu, zakopuje tuż pod schodem. Starzeje się co już stare, nie młodnieje to co młode.

Wstałem z miejsca, wiedziałem, że dalsze rozmowy z Sibi’m nie przyniosą żadnego rezultatu, ale zastanawiało mnie jedno… Jaki… zaraz! Jupiter!
Pognałem w kierunku kliniki mając nadzieję, że Nathanail jeszcze z niej nie wyszedł.

Ж Ж Ж


-Nie rozumiem, co cię nagle na niego wzięło, Oscar – Nathanail oparł się o ściankę kliniki – Z Jupiterem mieliśmy ostatnio kontakt z trzy lata temu?
-I mam uwierzyć, że z nim nie gadałeś? – Wsadziłem dłonie w kieszenie.
-Aha… - Nathanail pokiwał głową – Ej, ale, że o co ci chodzi?
-Oj daj spokój, myślałem, że jak się z kimś umawiałeś to chociaż zastanawiałeś się po kilku latach co u tej osoby słychać i…
-Jupiter to sukinsyn – Nathanail złożył ręce na piersi – Po co miałbym chcieć się z nim dalej kontaktować?
-No nie wiem… dosyć często go odwiedzałeś, nawet czasami przez to na noc do domu nie wracałeś, więc…
Nathanail poczerwieniał na twarzy.
-Po prostu się u niego zasiadywałem! – Ryknął.
-Dobra, dobra – pokręciłem głową – Przecież nic nie sugeruję.

Włosy Nathanaila zmieniły kolor na czarny i teraz gapił się na mnie spode łba… to jest po prostu „Jak zawstydzić i wkurzyć jednocześnie, mojego brata”… serio, nie wiedziałem, że temat Jupitera jest jedną z takich rzeczy.

-Okej… - Nathanail po chwili się uspokoił – Nie, nie wiem nawet gdzie może być, jego matka ciągle się gdzieś wyprowadzała, w sumie się nie dziwię… Dobra, a poważniej czego od niego chcesz?
Westchnąłem ciężko i opowiedziałem Nathanailowi o wszystkim co przypuszczałem.
Mój brat chwilę milczał, wszystko do niego dociera w zwolnionym tempie, już się przyzwyczaiłem.
-Ech… Dobra, masz rację wiem gdzie może być Jupiter. Jego matka ma dom w Glen Cove, ale nie dam głowy, że tam może być.
-Musimy się tam udać! – Złapałem Nathanaila za ramiona – Rozumiesz?! Musimy!
Nathanail spojrzał na mnie z przerażeniem, dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo źle brzmiał ton mojego głosu, jak mocno trzymałem teraz Nathanaila, oraz, że w tej chwili śmiałem się opętańczo pod nosem.
-Oscar… - wyszeptał Nathanail – Nie pójdę z tobą…
-Czemu?! – Ryknąłem.
Wargi Nata lekko zadrgały.
-Boję się… - wydukał.
-Czego ty się znowu boisz?! – Ryknąłem i potrząsnąłem nim.
-Ciebie… - odpowiedział i wyrwał mi się z uścisku.

◊TOPAZ◊


Decyzja zapadła na śniadaniu następnego dnia. W sumie jak zwykle nie byłem w temacie. Słuchałem wszystkich jednym uchem i bardziej skupiałem się na grzebaniu w swoim talerzu z jedzeniem, niż na tym co wszyscy gadali.

Coś tam Sibi powiedział, ktoś tam może wiedzieć czemu Ann próbowała zabić Oscara, czemu nie Pan D. i Chejron musieli opuścić obóz i tak dalej, i tak dalej. Mnie to nie ciekawiło, a przynajmniej nie w chwili kiedy miałem więcej własnych spraw… nie interesowało mnie dopóki nie padły dwa imiona:
-Nathanail i Topaz.
Podniosłem wzrok znad talerza i próbując zignorować wybuchy śmiechu Percussusa, warknąłem:
-Nigdzie nie idę.
-Dlaczego mam iść z Topazem? – Nathanail raczej z poczucia obowiązku zadał to pytanie, nie wyglądał na niezadowolonego… jebany pedał.

Rafael który obecnie był mianowany grupowym domku Ateny westchnął ciężko i odpowiedział:
-Skoro nasza wyrocznia oraz Sibi wskazali na Oscara… a wiadomo, że w obecnej sytuacji nie mamy zamiaru ryzykować, logiczne, że pójdzie jego brat. A ty Topaz – spojrzał na mnie z góry – po prostu mu będziesz towarzyszyć.
Wiedziałem co znaczyło dokładnie to zdanie… „Po prostu weź wypierdalaj z obozu”. Nie no czemu by nie? Tylko czemu z tym pedałem?!
-Na misje zazwyczaj idą trzy osoby Rafael – zauważyła Roxanna.
-Naprawdę? – Rafael uniósł sarkastycznie brwi – No to niech jeszcze pójdzie…
-Ja pójdę – ze stołu za mną odezwała się Felicia.
-To nie jest dobry pomysł – Rafael złożył ręce na piersi.
-Tak? Ponieważ nic nie widzę? Uwierz mi, nie jestem bezbronna.
Spojrzałem na Felicię. Jedna część mnie cieszyła się, że pójdzie ze mną ktoś normalniejszy od Nathanaila, z drugiej strony nie podobał mi się fakt, że opuścimy obóz razem z dziewczyną która no… jednak ślepota utrudnia większość rzeczy.
-A… niech ci będzie – Rafael machnął dłonią, jakby zupełnie go to nie obchodziło – Wiecie czego macie się dowiedzieć. A teraz…

W tym momencie do pawilonu wkroczyło z pięć osób, których w życiu na oczy nie widziałem. Jedną z nich była kobieta, dorosła albo praktycznie dorosła. Miała czarne włosy, spięte w warkocz, a jej duże obsydianowe oczy patrzyły zarówno z władzą jak i pewnym ciepłem. Ubrana była w purpurową togę.
Po jej lewej z kolei stał facet, o niemal anemicznej cerze. Miał krótko obstrzyżone blond włosy, a jego szalone oczy zatrzymywały się po kolei na każdym obozowiczu, a kiedy spojrzał na mnie Percussus zaczął warczeć jak gdyby gdzieś w okolicy był potwór. Wyglądał na dorosłego, aczkolwiek kompletnie nie miałem pojęcia po co mu misie przy pasie. Chociaż… mh… chwila, on mi chyba mignął kiedyś przed oczami… kiedyś. Nieważne…

Zaraz za tym facetem stała drobna dziewczyna (mówiąc drobna mam na myśli osobę i tak wyższą ode mnie) z kręconymi, białymi włosami oraz ciemno-fioletowymi oczami. Miała może jakieś piętnaście lat, ubrana była w bluzkę z napisem „Get Scared”.

Pozostali nie byli jakoś szczególnie interesujący. Może odrobinę, ale nie chciałem jakoś im się specjalnie przyglądać.

Rzymianie – warknął Percussus – Pięknie. Pięknie, kociaku.
Hm?
Nic, kociaku.
Westchnąłem ciężko.
-Witajcie koledzy z Rzymu – Rafael wstał aczkolwiek strzelił taką minę jakby zaraz miał komuś przypierdolić.
-Witajcie – odpowiedziała dziewczyna z warkoczem – Gdzie jest Chejron?
-No właśnie taki mamy problem – Rafael podszedł do dziewczyny – Jakoś go tak wcięło.

Facet o anemicznej cerze rzucił pod nosem coś w stylu „Idioci” tudzież „Grecy”, podejrzewam, że dla niego to jedno i to samo.

-Ale mieliśmy właśnie zacząć rozwiązywać tę sprawę – odezwał się Leo.

Dziewczyna z warkoczem zaśmiała się i pokiwała głową.

-Jeżeli w czymś będziemy mogli pomóc…
-Poprosimy – warknął Rafael – Na razie mamy spokój. Topaz, Nathanail i Feli… jak ty masz dziewczyno?
-Felicia – dziewczyna pokręciła ze zdenerwowaniem głową.
-Topaz, Nathanail i Felicia, za godzinę macie opuścić obóz! – Spojrzał na mnie wzrokiem który mówił „A ty masz to zrobić pierwszy”, po czym powrócił do stołu.

Percussus. Po co tak właściwie idziemy na tę misję?Westchnąłem.
Hmm… ­- Percussus zastanowił się chwilę – Macie kogoś znaleźć. Kogoś kto według tutejszej wyroczni zna odpowiedzi na pytania bez odpowiedzi.
Nie mogli wysłać jednej osoby?!
Podejrzewam, że pan Rafael chce czegoś więcej…
To znaczy?
O! Kociaku! Percussus wybuchnął śmiechem – Chodźmy do domku, chcę z tobą porozmawiać… twarzą w twarz.
Ale…
Kociak!Percussus zdawał się być czymś zaniepokojony.

Warknąłem coś pozostałym, że idę się spakować i poszedłem grzecznie do domku… Percussus… oby to było ważne.

◊ ◊ ◊


-Siadaj – Percussus popchnął mnie na kanapę.

Z doświadczenia wolałem zrobić co kazał. Percussus w między czasie wszedł do sypialni, a ja zacząłem się zastanawiać po jaką cholerę on mnie do domku zaciągnął.

-Kociak – zaczął kiedy wyszedł z sypialni, klęknął przede mną i spojrzał mi prosto w oczy – chciałbym z tobą porozmawiać o tej dziewczynie.
-Której? – Przewróciłem oczami.
Percussus zaczął jeździć mi palcem po kolanie, ale na razie wolałem nie zwracać mu na to uwagi.
-Kociak, nie udawaj głupiego… Mówię o tej którą uratowałem.
-Felicia? – Jęknąłem cicho – Percussus, skończ temat.

Dłoń Percussusa posunęła się odrobinę bardziej nie tam gdzie powinna, ale czułem, że emocje Percussusa wahają się pomiędzy zdenerwowaniem a solidnym wkurwieniem… jedno słowo nie tak i skończy się tak samo jak niedawno.

-Kociaku… ona idzie na tą misję tylko i wyłącznie przez ciebie – jego głos nabrał hipnotyzującego brzmienia, położył głowę na mojej nodze, natomiast ręką dalej sięgał tam gdzie nie powinien… szczerze miałem ochotę go teraz skopać… gdybym był tylko do tego zdolny – Powiedz jej, że tego nie potrzebujesz, kociaku. Poradzimy sobie, przecież we dwójkę, prawda? Zajmę się tobą, nic ci się ze mną nie stanie.
Miałem wielką ochotę odpowiedzieć mu, że nie byłbym tego taki pewien… ale naprawdę czułem się jak w ślepym zaułku… jedno cholernie złe słowo, które mu się nie spodoba, a ja je wypowiem…
-Percussus… przestań mnie macać, po pierwsze – warknąłem, ale oczywiście Fonos ani myślał mnie posłuchać – A po drugie, to był jej wybór…
-Kociak, ona cię próbuje zbuntować… nie lubię buntujących się kociaków. Czy ja naprawdę jestem, aż taki potworny?
-Nie… - chyba skłamałem – Percussus… - zacisnąłem oczy kiedy zaczął rozpinać mi rozporek spodni – Percussus, ona po prostu mnie lubi… chyba. Nie każdy kto mnie lubi musi mieć złe zamiary w stosunku do mnie! Chyba…

-A ile razy źle kończyły się takie znajomości kociaku? – Percussus zaczął już na serio dotykać tam gdzie nie powinien… znowu zbierało mi się na łzy, ale jakoś je powstrzymywałem – Oj kociaku… nie bądź dzieciak. Czy kiedyś zrobiłem coś co wyszło ci na złe?
-Mh… jakby się zastanowić… - przygryzłem wargi bo Percussus zaczął już być koszmarnie natarczywy z tym co robił… dłońmi.
-Kociaku, spytam raz jeszcze… Czy kiedyś zrobiłem coś co wyszło ci na złe?
-N-nie… - wydusiłem.

Percussus dwa razy jeszcze musnął palcami, po czym wstał, a ja odetchnąłem z ulgą. Percussus krążył teraz niespokojnie po pomieszczeniu jak lew w klatce… właściwie był równie niebezpieczny w tej chwili. Mruczał coś do siebie… zupełnie go teraz nie poznawałem.

-Kociaku, nie chcę by ktokolwiek zrobił ci krzywdę, rozumiesz? – Pokiwałem głową – Muszę cię chronić… Muszę cię chronić – brzmiał coraz bardziej jak obłąkany – Kociaku! – Jego oczy rozbłysły na wściekle różowy kolor – Będę trzymał z dala od ciebie Noxiuma, w zamian ty… w zamian ty będziesz trzymał się z dala od tej dziewczyny!

-Ale… ta misja ma zaraz wyruszyć – warknąłem, z jakiegoś powodu trząsłem się cały.

Percussus zacisnął z całej siły pięści, wydawał mi się teraz znacznie wyższy, znacznie bardziej demoniczny… zauważyłem, że jego pazury zmieniły się w ogromnie szpony, a uszy wydłużyły mu się przypominał teraz… pomieszanie jakiegoś elfa, z demonem oraz z wilkiem.

-Kociaku! – Rzucił się na mnie, przez jedną przerażającą chwilę miałem wrażenie, że mnie zabije, ale on usiadł na mnie okrakiem i objął tymi szponami moją twarz – Kociaku… kociaku… kociaku – powtarzał jak w amoku – Dobrze – Percussus trząsł się cały oraz dyszał wściekle – Dobrze… pójdziesz na tą misję… Ale będziesz musiał mi zapłacić… - na chwilę przerwał swoją wypowiedź, ciągle dyszał i w sumie po za biciem mojego serca tylko to roznosiło się po całym pokoju – Zapłacisz mi, rozumiesz?! Zapłacisz mi dużo wcześniej, rozumiesz, kociaku?!

Jego pazury wbiły się mocno w moją skórę, poczułem swoją ciepłą krew spływającą mi po policzku.

-Percussus – ledwo co umiałem wydusić z siebie jego imię – o-opanuj się do jasnej cholery!
Demon w dalszym ciągu dyszał wściekle, na chwilę tylko przerwał aby swoim ostrym językiem zlizać moją krew.
-Czego ty się tak boisz?! – Ryknąłem nagle.
Percussus spojrzał mi ponownie w oczy.
-Strach? – Wysyczał – Kociaku co to jest strach?!
-To co właśnie czujesz – moje serce groziło, że za chwile eksploduje – I ja też.

Percussus zamachnął się na mnie, ale kiedy już miał mnie uderzyć w jednej chwili się uspokoił. Znowu zaczął przypominać bardziej człowieka, jego szpony, zmieniły się w odrobinę przydługie pazury, uszy wróciły do normalnego rozmiaru, przestał tak dyszeć…

-Przepraszam kociaku – wyszeptał mi do ucha, obejmując tym samym – Przepraszam… Ja po prostu, bardzo, bardzo się o ciebie martwię.
-Czyli… nie muszę ci płacić.
-Musisz… ale nie w ten sposób – wyszeptał.
Zmarszczyłem czoło.
-A niby w jaki?
-Przytul mnie, kociaku… dobrze? Chcę poczuć się jak człowiek… nikt z własnej woli mnie jeszcze nie przytulił.
-I tylko tyle? Schowasz się wtedy i dasz spokój Felici?
-Tak kociaku – jęknął cicho – Och, naturalnie, że tak!

Percussus zazwyczaj dotrzymywał słowa… nie miał powodu by nie zrobić tego teraz… Przytuliłem go, był niesamowicie zimny… tak jak zawsze, jak trup… I wtedy nasuwa mi się pytanie… czym dokładniej jest Percussus? Żyje? Oczywiście widzę… ale… jego serce nie bije… pamiętam jak Noxium mnie obejmował wtedy we śnie… czułem jego serce, był zimny… tak jak Percussus, ale słyszałem jego serce… czemu więc Percussusa nie bije?

-Kociaku – wyszeptał mi z pewną goryczą w głosie – cholernie bardzo cię kocham, wiesz kociaku? I nie pozwolę, żeby stała ci się kiedykolwiek krzywda, rozumiesz?
-Czemu mówisz mi takie rzeczy? – Warknąłem, próbując wstrzymać swoje obrzydzenie. To tylko Percussus… znam go całe życie… czemu więc się go brzydzę?
-I pamiętaj kociaku, ochraniam cię… w zamian chcę tylko trochę zrozumienia. Nie ufaj tej dziewczynie, jasne? Ona chce cię skrzywdzić, kociaku – szeptał mi do ucha hipnotyzującym tonem – Ona jest taka jak każdy człowiek, wiesz o tym? Jak zawsze ludzie cię traktowali? Jak potraktował cię Nathanail? Jak potraktowała cię tamta trójka? Każdy człowiek jest taki sam. Kociaku, ja chcę tylko twojego dobra, rozumiesz?

Nie wiem czemu, ale mu zaufałem. Ma rację… każdy traktował mnie jak psa… niby czemu teraz miałoby być inaczej.

-Nie rób głupot kociaku… nie zawsze będę mógł cię chronić, jestem Fonosem… nie bogiem, kociaku.
-Wiem Percussus… Wiem… Przepraszam… nie chciałem, żeby wyszło na to, że ci nie ufam… ufam ci bardziej niż sobie – sam nie wiedziałem czy naprawdę w to wierzyłem.
-Wiem kociaku… - Percussus ujął mnie lekko za szczękę i wyszczerzył swoje kły – w końcu jesteś moim kociakiem.
-Nie jestem…

Percussus zasłonił mi dłonią usta.
-Jesteś kociakiem… moim kociakiem.

◊ ◊ ◊


Nie miał nas za bardzo kto podwieźć… znaczy się Briget kawałek nas tym obozowym samochodem podwiozła,  ale Nathanail za bardzo obawiał się o nasze życie, więc dziewczyna z lekkim fochem wróciła do obozu. Percussus milczał… z resztą pewnie obawiał się tego, że Felicia go usłyszy… kompletnie nie rozumiem jego obaw w stosunku do niej… ale może ma racje… może… Spojrzałem na Felicię która szła obok mnie… uśmiechała się tak pogodnie i tak miło, że nie byłem w stanie uwierzyć, że ktoś taki może być zły… Nie, nie wiem już komu wierzyć. Ona wygląda na taką niewinną, z kolei Percussus stara się mnie chronić… a jeśli to on chce tak naprawdę mojej zguby? Nie! Percussus taki nie jest… chyba nie…

-Ech… Ktoś z was wie gdzie jest ulica Landing? Ale tak dokładniej? – Jęknął Nathanail.
Jak dziecko…
-Tak, kretynie – warknąłem – Nie mów mi, że nie orientujesz się w ulicach.
-Nie jestem moim bratem – Nathanail zwiesił smętnie głowę.
-Niestety…

Felicia przez większość drogi była zamyślona, strasznie mi się to w niej podobało… nie gadała tyle, jak te wszystkie dziewczyny, widać było, że zupełnie inaczej pojmuje świat niż większość pustych lasek. Nie… ona nie mogłaby chcieć zrobić mi krzywdy… ale powtórzę… chyba.

Percussus sprawił, że już nie wiem co mam myśleć. Mam unikać Feli… Ale Feli jest… dobra, jest ładna… i wydaje się mnie rozumieć… Z drugiej strony mam nieśmiertelną istotę, Percussusa, który nie raz mnie ochronił… ale nie raz też mnie skrzywdził… ale zawsze ostrzegał mnie przed ludźmi, a kiedy go nie słuchałem, działo się źle…

Ech… Feli, jakbym tylko umiał spytać wprost i gdybym tylko miał gwarancję, że odpowiedziałabyś mi na moje pytanie… Czy mogę ci zaufać?

-Ej, Topaz? – Zaczął niepewnie Nathanail.
-Mh? – Westchnąłem ciężko bo wyrwał mnie z zamyślenia.
-Powiedz mi proszę, proszę, proszę… błagam, czy to co widzę naprzeciwko widzę tylko ja?
Zerknąłem w stronę w którą patrzył…
-Kurwa… - przekląłem.
W tamtym miejscu stała trójka potworów… Jeden był dziwnie zdeformowany, w sumie wyglądał jak żywy obraz Picassa, drugi... a bardziej druga, przypominała kobietę… przynajmniej do pasa… miała szarą skórę, długie czarne włosy, a zamiast nóg ogromny, niebieski ogon węża, na nasz widok z jej ust wystrzelił wężowy, mięsisty język.

Z kolei trzecim potworem… była również kobieta. Kobieta wyglądająca jakby uformowana z wody, smukła, jednakże przerażająca samym swoim wyglądem.

Andra… - warknął pod nosem Percussus.
Androkazja wybuchnęła śmiechem.

-Świetnie… świetnie… po prostu świetnie… - jęknął Nathanail, po czym sięgnął po swój łuk.
-Felicia – zacząłem – Nie chcę, żeby coś ci się stało, trzymaj się…
Ale w tym momencie Androkazja uderzyła we mnie z taką siłą, że potoczyłem się po ziemi.

Kociaku…
Nie! Chcę raz chociaż, sam walczyć!
Kociaku, jeśli…
Powiedziałem, że będę walczyć sam! Nie potrzebuję ciebie do wszystkiego!

Wstałem na równe nogi, zerwałem ze swojej szyi naszyjnik, po czym podrzuciłem go do góry, aby po chwili trzymać w swojej dłoni, wielki miecz, kolcami na samym ostrzu oraz grani.

-Ojej – głos Andry odbijał się echem – czyżby twój Fonos cię opuścił złotko? Braciszku? Osłabłeś tak bardzo, że nie umiesz nawet uwolnić się z tak nędznego ciała?
-Spierdalaj! – Ryknąłem – Nie jestem jego własnością! Mam własną wolę! – Rzuciłem się na demonicę, ale ta tylko zaśmiała się po czym znalazła się za mną i nim zareagowałem, znowu potoczyłem się po ziemi…
Jestem zbyt wolny…
-Ojej… - powtórzyła – Braciszku, czemu nie dajesz mi tej satysfakcji? Walczenie z tym czymś, nie jest żadnym wyzwaniem.
-Jestem osobą nie rzeczą – warknąłem i z trudem podniosłem się z ziemi.
Nie byłem w stanie zlokalizować Feli… Widziałem Nathanaila, walczącego z żywym tworem Picassa, ale Feli i to wężowe coś wcięło… Cholera jasna…

Kociaku, walka ci nie zbyt idzie… Posłuchaj mnie!
Nie! Dam sobie radę!

Uskoczyłem przed kolejnym atakiem Andry. Ale już przed następnym nie dałem rady, tym razem odrzuciło mnie jeszcze dalej, uderzyłem prosto w zaparkowany motocykl… na chwilę pociemniało mi przed oczami, ale Percussus nie dał mi zemdleć… niestety jednak, Andra już była nade mną… chwyciła mnie za gardło i uniosła do góry. Naciskając z całej siły, mówiła ze wściekłością:
-I co braciszku?! Czemu nie wyjdziesz?! Zbiję zaraz twoje naczynie! Będziesz słaby! Już jesteś słaby! Czemu ze mną nie walczysz?!

Próbowałem się wyrwać, przede wszystkim wierzgałem nogami, chociaż wiedziałem, że na niewiele to się zda, ale udało mi się wykrztusić:
-Bo ja… bo ja nie jestem… nie jestem twoim… twoim bratem… Ja nazywam się… Topaz!

-Ojej… Twoje naczynie ma imię? Sam mu je nadałeś, Percussus?
-Nie! – Jakimś cudem wyrwałem jej się, zacisnąłem z całej siły pięści, czułem się jakoś inaczej… jakoś silniej – Głupia demonico! Nazywam się Topaz Doolb! To jest moje imię! Nie jestem żadnym „kociakiem”, „kotkiem”, „szczeniakiem”, czy „naczyniem”! Nazywam się Topaz! A ty zaraz zdechniesz!

Androkazja wybuchnęła śmiechem i odepchnęła mnie jednym ruchem dłoni.

-Nie rozśmieszaj mnie!
Otarłem krew z nosa.
-Jestem synem Eris – warknąłem – nie jestem czymś co możesz sobie tak łatwo lekceważyć!
-Jesteś śmieciem! – Zamachnęła się na mnie, ale w tym momencie sięgnąłem po swoją broń i wbiłem miecz w jej klatkę piersiową.
-Jestem Topaz!

Z ust Andry oraz z rany której jej zadałem, wyleciała niebieska ciecz, przypominająca krew…
-Jak? – Wytrzeszczyła oczy.

Mój miecz w rękach mojego kociaka, siostrzyczko.

-Nazywam się Topaz! – Słyszałem w mojej głowie dziwne szumy, liczyło się dla mnie teraz tylko jedno… zabić tą demonicę – Topaz! – Zamachnąłem się znowu na nią – Nie jestem śmieciem! – Kolejna rana ozdobiła jej ciało – Jestem synem Eris! Eris! – Jej ręka wisiała na małym ścięgnie – Nazywam się Topaz i nie jestem niczyją własnością, suko! – Odrąbałem jej głowę.

Jak tego dokonałem? Do tej pory nie mam pojęcia… Andra zmieniła się po chwili w popiół, a ja się śmiałem stojąc w jej prochach… Nawet Percussus się nie odzywał.

Ale przez to straciłem czujność… I w momencie kiedy zorientowałem się, że za mną stoi ta wężopodobna kobieta było za późno, nawet na unik.

I w chwili kiedy już tylko ułamek sekundy dzielił mnie przed śmiercią, usłyszałem głos Feli, a sama dziewczyna chwilę później odepchnęła mnie na bok… z jej dłoni wystrzeliła szmaragdowa macka, oplotła z całej siły wężopodobną istotę i zacisnęła się na niej z taką siłą, że potwór dosłownie rozerwał się na drobne części, zmieniają się w proch.

-Feli… - zmarszczyłem czoło.

Wtedy po raz pierwszy przy niej poczułem się bardzo nieswojo. Spojrzała na mnie, ale jej wzrok… ona widziała, nie była już ślepa. Jej czarne oczy nie były jakby zamglone, uśmiechnęła się do mnie i podała mi dłoń, pomagając wstać:
-Spłaciłam swój dług życia – powiedziała – Dziękuję ci Topaz.
Chciałem jej odpowiedzieć, ale… po prostu nie umiałem wydusić z siebie ani słowa. Feli wyglądała jakby zaraz miała się rozpłakać… ale ze szczęścia.
-Ten świat – szepnęła – On jest… inny… piękny… ale inny.
W momencie kiedy zacząłem zdawać sobie sprawę, że nie wiem o czym mówi, przyszedł Nathanail. Blady jak trup, lekko pobity, ale nie współczułem mu.
-Topaz – zaczął – Solidnie tobą walną… nic ci…
-Nie zawracaj sobie mną głowy pedale! – Ryknąłem – Feli ja…
-Nie dziękuj – przerwała mi i położyła dłoń na moim ramieniu – Będzie jeszcze wiele okazji, nie marnujmy misji na podziękowania.

◊ ◊ ◊


Kilka godzin później udało nam się dostać na ulicę Landing. Była to całkiem ładna ulica, z kilkoma, wielkimi i bogatymi posiadłościami, oraz w zdecydowanej większości skromnymi ale urokliwymi domkami. Było upalne popołudnie dlatego dziękowałem Bogu, że dookoła jest tyle drzew które dawały zbawienny cień.
-Czyli szukamy… chłopaka? – Zaczęła Felicia – Śmiertelnika?
-Chłopaka tak… ale szczerze to ja już się gubię kto jest śmiertelnikiem, a kto nie – Nathanail westchnął ciężko.
-Jak wygląda? – Spytałem.

Nathanail zmarszczył czoło, chwilę głowił się, ale po chwili wytrzeszczył oczy i wskazał na murek przy jakimś naprawdę skromnym domku. Pod tym murkiem siedział jakiś chłopak, grał na gitarze i śpiewał przy okazji.

-Tak właśnie – powiedział Nathanail wskazując na chłopaka.

Wymieniłem z Felicią spojrzenia, dziewczyna pokiwała lekko głową i w końcu zdecydowałem się pójść za Nathanailem w stronę tego chłopaka.

Chłopak wyglądał inaczej niż wszyscy inni. Był blady, bardzo blady. Jego włosy wahały się pomiędzy czerwienią, a czernią… a przynajmniej górna ich część, końcówki jego włosów były ciemno-turkusowe, sięgały mu ledwo za uszy, ale rozdmuchane były na wszystkie strony. Ubrany był w połataną w wielu miejscach bluzkę, z powodu upału, podwiną rękawy… chwilę zajęło mi rozczytanie tego co było napisane na tej bluzie, ale w końcu mi się udało: „Fuck off! I’m awesome”. Na nogach miał dziurawe czarne jeansy, a na stopach zwykłe adidasy.

Grał na gitarze i zdawał się nie zwracać na nas uwagi, śpiewał w języku którego za Chiny nie rozumiałem:

Znowu jak w twierdzy siedzę pomiędzy
Tym co na zewnątrz, a wewnątrz mnie
Ulice tłoczne, gwarne, radosne,
A we mnie tak pusto smutek i gniew
Głowy za ciasne na myśli własne
 Chcę wyrzucić z siebie coś
 Jednak tu siedzę sam, a za oknem tam
Brak miejsca na moją złość

-Jupiter! – Nathanail rozłożył ramiona, ale chłopak nawet nie podniósł wzroku, dalej śpiewał…

Z sobą się męczę, duszę swą dręczę,
Sam sobie rade próbuję dać
Tam ludzie inni mi nie przychylni
Nigdy nie chciałem i nie chcę znać

Szukam przyjaciół na przekór światu,
Który mi zamknął, ukrył gdzieś ich,
Choć są daleko za siódmą rzeką,
 Sam być już nie chcę otwieram drzwi

-Jupiter! – Powtórzył Nathanail.

Chłopak westchnął ciężko, założył gitarę na plecy i wstał z miejsca. Pierwsze co oczywiście rzuciło mi się w oczy był fakt, że chłopak był wyższy nie tylko ode mnie (taka niespodzianka!), ale również od Nathanaila.

-Nathanail – chłopak otworzył wtedy po raz pierwszy oczy i zauważyłem coś co sprawiło, że doznałem nagle dziwnego deja vu.. jego oczy były wściekle różowe… nie tak jak moje, ale jednak.
-Dawno, żeśmy się nie widzieli, nie? – Zagadał Nathanail.

Chłopak pokiwał głową i wtedy zrobił coś czego raczej nikt się nie spodziewał. Uderzył Nathanaila pięścią prosto w twarz, po czym ryknął:
-No tak jakoś z trzy lata, cwelu!

Nathanail zamiast zwyczajnie oddać wybuchnął śmiechem.

-Ciągle taki sami, oj Jupiter…

-Nie nazywaj mnie już tak… - teraz jego głos nagle zrobił się monotonny jakby chłopak był naćpany, czy coś – Po co przylazłeś? Znowu mam ci jakiś chłopców załatwić?

Nathanail poczerwieniał po uszy.

-Przestań – machnął dłonią – mam tylko kilka pytań. Ale najpierw… Matt to jest Topaz – wskazał na mnie – Topaz to jest Matt, a to jest Felicia – Nathanail wyszczerzył zęby.

Przewróciłem oczami, ale wtedy ten Matt podszedł do mnie i przybliżył swoją twarz do mojej, cofnąłbym się gdyby nie fakt, że z jakiegoś powodu ten Matt nie wywoływał u mnie niepokoju.

-Znamy się? – Spytał mnie po chwili i zaczął obwąchiwać jak pies.
-Nie – odpowiedziałem.
-Na pewno? Kojarzę cię…
-Nie.
Matt odsunął się ode mnie i spojrzał na Ntahanaila.
-To twój chłopak? – Spytał.

Wzdrygnąłem się mimowolnie.

-Nie – zaprzeczył na szczęście.
-Śmieszne – odpowiedział tym samym monotonnym tonem – Pachnie mężczyzną.
-Co? – Spytałem.

Nathanail kopnął mnie w kostkę, prawie mu oddałem, ale… nie jestem kurwa dzieckiem!

-Nathanail – Matt oparł się o murek – Nie mam dla ciebie odpowiedzi. Nie chcę mi się z tobą rozmawiać, wracaj ze swoim zasranym towarzystwem na to Long Island – Matt wyjął papierosa i zapalił.
-Skąd wiesz, że z Long Island? – Wtrąciła Feli.

Matt wyszczerzył ze wściekłością zęby… nie, miał kły… tak samo jak ja.

-Dobra masz mnie, laska. Słuchaj nie chce mi się gadać, okej?
-Matt… weź, a jak ładnie poproszę?
-Powiedziałem, że nie chcę rozmawiać, idioto! No chyba, że mi zapłacisz…
Nathanail przewrócił oczami.
-Aktualnie nie mam jak.
-No właśnie… - Matt ponownie usiadł pod murkiem – Zupełnie bez potrzeby przyszła wasza Drużyna Pierścienia.

Nathanail ukląkł przed Mattem.
-A nie mógłbyś chociaż nam noclegu zafundować, tak jak za dawnych czasów?
-Ni chuja – warknął – moja matka wyszła za mąż, nie ma szans!
-Znowu? – Nathanail wybuchnął śmiechem.
-Wiesz jaka ta moja matka jest – Matt wyrzucił za siebie papierosa – A mój ojczym tylko chla i chla… ni chuja was nie wpuści.
-A może? – Nathanail uśmiechnął się do Matt’a.

Matt westchnął ciężko.

-Słuchaj Nathanail, przez ciebie miałem same kłopoty – wytknął go palcem – Pamiętasz? Same kłopoty… nie chcę powtórki z rozrywki.
-Matt – Nathanail przybliżył się do chłopaka – No proszę, na ładne oczka nic nie zdziałam?
-Przecież już cię przeleciałem – stwierdził po chwili – Po co mi ty jeszcze potrzeby?
-I czar prysł – jęknął Nathanail.

Matt wybuchnął śmiechem, odepchnął od siebie Nathanaila i po chwili rzekł:
-Ale wezmę was na chwilę – wskazał na mnie – ze względu na ciebie. Fajny jesteś.

Tak to jest ten moment kolejnego załamania się z mojej strony.

Poszliśmy za Matt’em do domu. Chłopak wszedł niepewnie, zostawił lekko uchylone drzwi, zresztą i tak wszystko widziałem przez okno. Matt wszedł do domu, spytał czy może na chwilę przyprowadzić gości, wtedy jakiś chudy, ale solidnie zbudowany facet wstał z fotela… uderzył chłopaka z całej siły, przez co ten wylądował na podłodze… wtedy ten dorosły siada na nim okrakiem i krzycząc coś o idiotach… lizusach… ciotach itd. zaczął obijać praktycznie bezbronnego Matt’a…

Wtedy Nathanail wszedł do domu, nakazując nam to samo. Czyli co? Mamy użyć Matt’a jako taką… przynętę… nie fajnie. Miałem ogromną ochotę skopać tego jego ojczyma, ale wszedłem za Nat’em na górę… za mną poszła Felicia ale po jej minie zdawało mi się, że myśli o tym samym co ja.

◊ ◊ ◊


Po wielu minutach siedzenia w ciemnym pokoju, na którego podłodze walały się strzykawki oraz opakowania po prochach na schizofrenię, wszedł Matt.

Miał rozdartą bluzę, spodnie na siłę rozpięte, a jego twarz była praktycznie cała w krwi.


-No – powiedział ochrypłym głosem i przetarł dłonią krew z nosa – Czego do jasnej kurwy ode mnie chcecie?! 

***

Whoa... Chyba jeden z dłuższych rozdziałów wybaczcie xD Wiem, że koniec w kij nudny, no ale o tej godzinie  to w ogóle ;_;
Dla was olałam niemiecki! Bądźcie dumni XD

A tym czasem żegnam się i przepraszam, że tak nudno wyszło q.q 

6 komentarzy:

  1. Hmm… Od czego by tu zacząć… Hmm… Na początek powiem tak: Tym rozdziałem bardzo mnie uszczęśliwiłaś. Jest jak zwykle genialny, ale zawsze to mówię, więc zapewne wiesz, że tak uważam. No to tak najpierw: Duża porcja Weny od Risiaka do stymulacji wzrostu sadzonki… Pisz dalej tak genialnie! 

    „Ann chciała mnie zabić… czemu więc żałuję, że tego nie zrobiła?”:( Masochistyczne myśli Oscar… ojjj… nie ładnie 

    „-Czego ty się znowu boisz?! – Ryknąłem i potrząsnąłem nim.
    -Ciebie… - odpowiedział i wyrwał mi się z uścisku.”-> Co raz bardziej zaskakujesz…

    „Wiedziałem co znaczyło dokładnie to zdanie… „Po prostu weź wypierdalaj z obozu”.”-> Topaz taki niechciany… Chodź, ja Cię przygarnę.

    „-Ja pójdę – ze stołu za mną odezwała się Felicia.
    -To nie jest dobry pomysł – Rafael złożył ręce na piersi.
    -Tak? Ponieważ nic nie widzę? Uwierz mi, nie jestem bezbronna.”-> Dyskryminacja? Rafael nieładnie!

    „Rzymianie – warknął Percussus – Pięknie. Pięknie, kociaku.”-> Rzymianie- I już wiesz, ze szykuję się piekło :D

    „Facet o anemicznej cerze rzucił pod nosem coś w stylu „Idioci” tudzież „Grecy”, podejrzewam, że dla niego to jedno i to samo.”-> Cały Octavian :3 „Przybyłem, zobaczyłem, znienawidziłem”.

    „-Kociaku, nie chcę by ktokolwiek zrobił ci krzywdę, rozumiesz? – Pokiwałem głową – Muszę cię chronić… Muszę cię chronić – brzmiał coraz bardziej jak obłąkany – Kociaku! – Jego oczy rozbłysły na wściekle różowy kolor – Będę trzymał z dala od ciebie Noxiuma, w zamian ty… w zamian ty będziesz trzymał się z dala od tej dziewczyny!”-> I znowu Topaz „należycie” ukarany… Straszne 

    „Percussus zasłonił mi dłonią usta.
    -Jesteś kociakiem… moim kociakiem.”-> Tak sobie to przejrzyście wyobraziłam, że aż boli…

    „Spojrzałem na Felicię która szła obok mnie… uśmiechała się tak pogodnie i tak miło, że nie byłem w stanie uwierzyć, że ktoś taki może być zły… Nie, nie wiem już komu wierzyć. Ona wygląda na taką niewinną, z kolei Percussus stara się mnie chronić… a jeśli to on chce tak naprawdę mojej zguby? Nie! Percussus taki nie jest… chyba nie…”-> Topaz, proszę Cię… Wiem, że to trudne, ale otwórz oczy.

    „Felicia przez większość drogi była zamyślona, strasznie mi się to w niej podobało…”-> Niby nic ale… :3 Cute :3

    „Mam unikać Feli… Ale Feli jest… dobra, jest ładna… i wydaje się mnie rozumieć… Z drugiej strony mam nieśmiertelną istotę, Percussusa, który nie raz mnie ochronił… ale nie raz też mnie skrzywdził… ale zawsze ostrzegał mnie przed ludźmi, a kiedy go nie słuchałem, działo się źle…”-> Manipulacja Cię niszczy. Rada: Myśl po swojemu.

    Ech… Feli, jakbym tylko umiał spytać wprost i gdybym tylko miał gwarancję, że odpowiedziałabyś mi na moje pytanie… Czy mogę ci zaufać?”-> Gwarancji nie masz, ale spróbuj. Wyjdzie Ci to na dobre.

    „ – Głupia demonico! Nazywam się Topaz Doolb! To jest moje imię! Nie jestem żadnym „kociakiem”, „kotkiem”, „szczeniakiem”, czy „naczyniem”! Nazywam się Topaz! A ty zaraz zdechniesz!”-> Ta kwestia jest trochę niepokojąca, ale pokazuję niezależność. Czekałam na to i jestem dumna!

    „-Feli… - zmarszczyłem czoło.

    Wtedy po raz pierwszy przy niej poczułem się bardzo nieswojo. Spojrzała na mnie, ale jej wzrok… ona widziała, nie była już ślepa. Jej czarne oczy nie były jakby zamglone, uśmiechnęła się do mnie i podała mi dłoń, pomagając wstać:
    -Spłaciłam swój dług życia – powiedziała – Dziękuję ci Topaz.”-> Wzorowy ratunek! Jest moc…

    „-Ten świat – szepnęła – On jest… inny… piękny… ale inny.
    W momencie kiedy zacząłem zdawać sobie sprawę, że nie wiem o czym mówi[…]”-> Jeszcze trochę i zrozumiesz, tyle, ze nie wiem jak to zniesiesz…

    „-Nie nazywaj mnie już tak… - teraz jego głos nagle zrobił się monotonny jakby chłopak był naćpany, czy coś – Po co przylazłeś? Znowu mam ci jakiś chłopców załatwić?”-> Nat miałeś bujną przeszłość 


    Zafundowałaś mi jeszcze większą „Fazę na Topaza” :3



    I na Feli…

    I na Topaza i Feli… <3

    Czekam na kolejny rozdzialik 

    Moja twórczość też w toku…


    Pozdrawiam Cię ^.^

    ~Akarisu(Córka Hermesa)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech usunął mi się kom, no nic Q.Q

      Dziękuję za wenę i cieszę się, że rozdział ci się podoba ^^ Co do sadzonki ma się bardzo dobrze :3

      Cóż... Oscara przede wszystkim dręczą teraz wyrzuty sumienia... na dodatek lubił Ann... może nie kochał, jak to próbował sobie wmówić, ale lubił... a co się stało na misji mocno go zniszczyło

      Staram się xD Cóż... Nat po prostu faktycznie boi się, że z Oscarem stało się coś nie tak q.q

      Myślę, że Topaz może być za xD

      Rafael to menda, nic więcej się po nim spodziewać nie można było q.q

      Nawet Percussus odczuł lekkie zaniepokojenie XDD

      Hahaha xDD Idealne określenie xDD Zawieszę je sobie nad łóżkiem xDD

      A Percussus wyprowadzony z równowagi... a wyprowadzony z równowagi Percussus to bardzo nieprzewidywalny Percussus... cóż... zobaczy się jak to skończy się dla Topaza q.q

      Cóż... jak to mówią głos ma władzę... Najlepiej dla Percussusa by było gdyby Topaz milczał i zgadzał się z każdym jego słowem.

      Topaz potrafi tak wtrącić =^.^=

      Ale robi coraz większe kroki w tym kierunku xD

      Mh... Tak... pomimo tego, że mówił to absolutnie Topaz, zabrzmiał jak Percussus... i cóż... nie przez przypadek ;)

      ^^ Mam nadzieję, że w miarę wyszło XD

      Cóż... na pewno nie będzie to coś czego się spodziewał.

      No ba xDD Szczególnie, że zadawał się z Matt'em, jedno powiem... Matt się mylił, że to Nat ściąga kłopoty, idealne równanie do kłopotów to: Matt + kilku herosów = wielkie kłopoty xD

      Cieszę się XD

      Postaram sie dodać jak najszybciej ^^

      Również czekam na twoją twórczość ^^

      Dziękuję i wzajemnie :3

      Usuń
  2. To ja komentuję! Obiecałam, więc słowa dotrzymam! *^*

    No i standardowo: rozdział zajebisty... piszesz genialnie i na serio, weź kiedyś napisz książkę... z chęcią przeczytam ;D

    "Ann chciała mnie zabić… czemu więc żałuję, że tego nie zrobiła?" Oscar emo? tego się nie spodziewałam... xD

    "Nathanail pognał w kierunku skąd dobiegał głos Jack’a oraz tego drugiego chłopaka, a ja stałem jak wryty… nie potrafiłem się ruszyć, z jakiegoś powodu drżałem cały." błagam, powiedz, że tu chodziło o to, że coś mu się stało, a nie że po prostu się bał... ;^;

    "-Nie przejmuj się – Sibi wyszczerzył zęby – I tak będzie źle. Tyle dymu… tak wiele śmierci." cholera... dym? czyżby Percussus zamierzał ładnie puścić obóz z dymem? (no bo skoro wywołał ten pożar w Londynie, to raczej obóz nie byłby problemem, nie? xD)

    "-Umarłeś? – Zmarszczyłem czoło, ale nagle coś do mnie dotarło – Ach… rozumiem." ale ja nie... możesz to wytłumaczyć? *^*

    "-Zakopuje cię po cichu, zakopuje tuż pod schodem. Starzeje się co już stare, nie młodnieje to co młode." sama to wymyśliłaś? O_o

    "-Czego ty się znowu boisz?! – Ryknąłem i potrząsnąłem nim.
    -Ciebie… - odpowiedział i wyrwał mi się z uścisku." Oscar taki przerażający...

    To ja mam pomysł! Mam napad (to po czesku)... niech Oscar będzie z Sibim, a Nat z Topazem? *klaszcze w rączki i uśmiecha sie jak małe dziecko* plooosę... i wszyscy będą zadowoleni... *^*

    "-Na misje zazwyczaj idą trzy osoby Rafael – zauważyła Roxanna." tak właściwie to ten cytat jest dlatego, że zauważyłam, ze dawno Roxanny nie było... xD

    Rzymianie wejście smoka... jak ja ich uwielbiam *.* i jest Octavian... i prawilnie... to powinien poszukać Jack'a... no to ty doskonale wiesz, na co ja teraz czekam...*uśmiech pedofila*

    "Zaraz za tym facetem stała drobna dziewczyna (mówiąc drobna mam na myśli osobę i tak wyższą ode mnie)" jak on jeszcze raz będzie narzekał na swój wzrost to mu osobiście przypierdolę... >.<

    "-No właśnie taki mamy problem – Rafael podszedł do dziewczyny – Jakoś go tak wcięło." to jest bardzo inteligentna odpowiedź godna tylko Ateniątka... xD

    "Facet o anemicznej cerze rzucił pod nosem coś w stylu „Idioci” tudzież „Grecy”, podejrzewam, że dla niego to jedno i to samo" ej, ej, ej... lubię Octaviana, ale niech nie przesadza... xD

    "-Siadaj – Percussus popchnął mnie na kanapę." seksy? *^*

    "-Kociak – zaczął kiedy wyszedł z sypialni, klęknął przede mną i spojrzał mi prosto w oczy – chciałbym z tobą porozmawiać o tej dziewczynie." jednak nie... ;___;

    No i widzę, że Percussus, to bardzo lubi molestować Topaza... oby tak dalej... XD

    "-Kociak, ona cię próbuje zbuntować… nie lubię buntujących się kociaków. Czy ja naprawdę jestem, aż taki potworny?" teraz to mi przyszedł jebnięty pomysł do głowy... Percussus potrzebuje przyjaciela! xDDDDD
    *cdn*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *cd*
      "-Przytul mnie, kociaku… dobrze? Chcę poczuć się jak człowiek… nikt z własnej woli mnie jeszcze nie przytulił" to ja się zgłaszam! ^^

      "Nie miał nas za bardzo kto podwieźć… znaczy się Briget kawałek nas tym obozowym samochodem podwiozła" a ta co tu robi? O_o

      "-Ech… Ktoś z was wie gdzie jest ulica Landing? Ale tak dokładniej? – Jęknął Nathanail." tak nie chcę nic mówić... ale to Nat chyba najlepiej powinien wiedzieć z nich wszystkich, gdzie to jest... xD

      "-Nie jestem moim bratem – Nathanail zwiesił smętnie głowę."spokojnie, ciebie też lubimy Nat xD

      "Felicia przez większość drogi była zamyślona, strasznie mi się to w niej podobało… nie gadała tyle, jak te wszystkie dziewczyny, widać było, że zupełnie inaczej pojmuje świat niż większość pustych lasek. Nie… ona nie mogłaby chcieć zrobić mi krzywdy… ale powtórzę… chyba." mh... chyba jestem jakaś dziwna, bo ta postać tak troszku działa mi na nerwy... xD

      "Ech… Feli, jakbym tylko umiał spytać wprost i gdybym tylko miał gwarancję, że odpowiedziałabyś mi na moje pytanie… Czy mogę ci zaufać?" też mnie to ciekawi... xD

      "Jeden był dziwnie zdeformowany, w sumie wyglądał jak żywy obraz Picassa" wielkie dzięki, teraz na pewno będę miała koszmary... nie zasnę... wiesz jak mnie ten potwór przeraził? ;___;
      "-I co braciszku?! Czemu nie wyjdziesz?! Zbiję zaraz twoje naczynie! Będziesz słaby! Już jesteś słaby! Czemu ze mną nie walczysz?!" taka miła siostrzyczka...

      Topaz pokazał pazurki... *o*

      Czy to co śpiewał Jupiter też sama wymyśliłaś? xD no i język polski taki popularny... xD

      "-Na pewno? Kojarzę cię…" też go kojarzę... a nie, jednak nie... pomyliło mi się... wydawało mi się, że to był jeden z tych, co to próbowali zgwałcić Topaza w twoim os-ie xD

      "-Śmieszne – odpowiedział tym samym monotonnym tonem – Pachnie mężczyzną." to było chamskie... ;D

      "-No właśnie… - Matt ponownie usiadł pod murkiem – Zupełnie bez potrzeby przyszła wasza Drużyna Pierścienia." a Nat jest Legolasem! XDDD
      "-Przecież już cię przeleciałem – stwierdził po chwili – Po co mi ty jeszcze potrzeby?" no właśnie, po co? skoro już się przespali ze sobą, to chyba powinni zakończyć znajomość? xD

      "Miał rozdartą bluzę, spodnie na siłę rozpięte, a jego twarz była praktycznie cała w krwi." ups... niefajnie...

      To bardzo przepraszam, ten komentarz był serio pisany na siłę, bo mi się nic nie chce ostatnio, także wiesz... no przepraszam i mam nadzieję, że wybaczysz...

      tak standardowo:
      Pozdrawiam, życzę weny i czekam na nexta z niecierpliwością... ;)

      Usuń
    2. Z CYKLU TEN KOMENTARZ JEST KOMENTARZEM WIDMO I NIE WSZYSCY GO WIDZĄ XDD

      Cieszę się, że rozdział się podoba ^^ Kiedyś może napiszę... ale najpierw będę potrzebować pomysłu xD

      Ni... Oscar ni emo, co ty? XD Oscar jest po prostu... słaby pod względem psychicznym xD

      Nie, Oscar się nie bał... Oscar przez jakiś czas będzie jeszcze taką... kaleką, niestety, ale raczej się nie bał xD

      Kij to wie tego Percussusa x3 No ale jedno jest pewne ma tą smykałkę do ognia xD

      Umarł pod względem psychicznym. Chodzi o tego dawnego Sibi'ego bez Noxium'a (tak, bo Sibi z własnej woli przyjął Fonosa do swojego ciała, nie tak jak Topaz który nie miał wyboru)

      Przeceniasz moje zdolności xDD Ni, nie byłabym w stanie x3

      No ba! Gorszy od czegokolwiek xD

      XDDDD Jest jeden niuans... wydaje mi się, że Topaz bardziej woli dziewczyny xD

      XDD no bo wisz... poboczność itd. XD

      Ja tyż lubię rzymian (samouwielbienie kuhwa XD) Mh... No co do Octaviana i Jack'a to się zobaczy XDD

      Wiesz on ma 18 lat... jest niższy od większości osób z 1 gimnazjum XD

      Rafael w ogóle jest inteligentny xD Taki Octavian w wersji greckiej xD

      No ale Octavian to Octavian xDD

      Ni... molestowanie 18 latka xD

      Hue hue heu xD

      Przecież on po prostu zajmuje się kociakiem xD If you know what I'm mean.

      Ma... Vile XDD Kij z tym, że Vile jest jego tró miłością i w ogóle XD

      Ja tyż! XD

      A ta ma prawko, nie wiem jak... ale ma XD

      Nat wie... ale nie wie w którą stronę xDD On nawet nie wie która to prawa a która lewa i myli wschód z południem xD

      Ja tam osobiście wolę Nat'a od Oscara xD

      Nie każdy każdemu musi pasować xD Szczególnie dziewczyna w typowo Yaoicowym klimacie xD

      A ja milczem XD

      Wiadomo XD

      No ba! Kociak zmienia się w lwa XD

      Znowu mnie przeceniasz XD To je piosenka Eneja "Sam na Sam" x3 Swego czasu szalałam na ich punkcie XD

      Mh... a ja cicham kim on jest XD

      No cóż... Jupiter jest szczery XD

      No dokładnie XDD A Topaz Frodo! Ej nie serio to było już jechanie po kimś...

      To jest logika Matt'a... tego nie ogarniesz XDD

      No... i tu drogie dzieci kończy się bajka i zaczyna molestowanie w rodzinie

      Eee tam wyszedł ci *^* Wybaczam, nie wiem co... ale wybaczam XD

      Dzięki za wenę, również pozdrawiam i czekam na nexta u Cb *^*

      Usuń
  3. Ni chce mi się komentować, ale zrobię to, abyś wiedziała, że przeczytałam xDDD

    OdpowiedzUsuń