Dzień dobry to znowu ja zamęczam Was swoją osobą xD
Także jak pisałam oto kolejny one-shot, nie mój, ale tej samej dziewczyny która napisała poprzednie Natscar za co jej serdecznie dziękuję, bo było nie było wyszło jej zajebiście ^^ I nie inaczej jest i tym razem, a przynajmniej moim skromnym zdaniem.
One-shot jest o... w sumie nie wiem czy mogę to nazwać parringiem to też inaczej... o Feli i Topazie, w tym o-sie wyjaśni się kilka faktów dotyczących Feli oraz jej motywów, które czy są prawdą? Cóż, w coś wierzyć trzeba!
A poważnie to są xD
Tak więc miłego czytania!
If someone ask us for help, it means that we’re still worth something.
*****
I won’t fall asleep tonight, I’ll sing my demons a lullaby…
*****
Tylko świadomość tego, że staraliśmy się jak najlepiej kierować życiem i oddaliśmy je w słusznej sprawie, może pozwolić po raz ostatni ze spokojem zamknąć oczy. Ludzie boją się śmierci bardziej nawet niż bólu. To dziwne, że się jej boją. Życie boli dużo bardziej niż śmierć. W momencie śmierci, ból się kończy. Jakie to szczęście, że istnieje śmierć. Dla każdego z nas gdzieś po cichu tyka zegar. Najgorsze dopiero nadejdzie.
Czuł to. Czuł to w kościach. Głęboko w sobie. Nie miał już imienia, tożsamości. Zostało tylko ciało. Zimne, martwe naczynie. Rozpacz, pretensja, krzywda, żal. Nie rozpoznawał tych uczuć. Już nie. Pamiętał tylko ból z nimi związany. Był sam. Zupełnie sam.
Nawet on go opuścił. Choć obiecywał, że tego nie zrobi. Kłamał. Choć ten wołał go rozpaczliwie, on milczał. Z każdej strony czyhało na niego niebezpieczeństwo. Widział obrazy, których nie było. Słyszał dźwięki, które nie istniały. Był osamotniony.
Pozostawiony sam sobie pośród czterech ścian, dziczał. Zapominał o człowieczeństwie. Coraz to częściej łapał się na tym, ze chciałby być z nimi. Percussus, Noxium, Samael, Feli… Chciał móc zapomnieć. O nich wszystkich. O sobie. Czuł wszechogarniający chłód. Zatracał się w nim.
Był zlany potem. Kołdra, którą był okryty przylepiła się do jego gołej piersi, jak gdyby zarysowując jego sylwetkę. Majaczył w gorączce. Był pogrążony w głębokim letargu. Cierpiał. Zimna, blada dłoń delikatnie ocierała pot z jego czoła, co jakiś czas gładząc go po włosach.
Zwinne palce powoli tańczyły wśród niesfornych kosmyków, oplątując je wokół siebie niczym szatę. Dłoń ta była niezwykle systematyczna, bywała u niego codziennie, zawsze gdy jej potrzebował. Była czuła, bezinteresowna, pomocna. Topaz z trudem uniósł mokre od łez powieki. Jego oczy przez krótką chwilę spoglądały na stojącą nad nim dziewczynę, po to by za chwilę znów ujrzeć ciemność.
Felicia. Jej widok bez dwóch zdań przynosił mu ulgę Mimo to im dłużej z nim przebywała tym bardziej jej nie poznawał. Zapominał jej. Tak jak wszystko inne. Niedługo zapomni kim jest właścicielka dłoni, które troszczą się o niego, wbrew wszystkiemu.
Felicia czuła jak uginają się pod nią kolana. Zaczynała zdawać sobie sprawę, że czas chłopaka powoli się kończy. Któregoś dnia wyślizgnie się jej przez palce. Jutro. Pojutrze. A zegar wciąż tykał. Czas płynął. Nieubłaganie. Dziewczyna cierpiała, widząc strach na jego twarzy. Widziała jego lęk przed samym sobą, a przede wszystkim przed tym, że Fonos zamieszkujący jego ciało na zawsze go opuści, a on zostanie sam, niezrozumiany przez innych.
-On wróci. To pewne - powiedziała bardziej do siebie niż do niego.
Topaz nawet na nią nie spojrzał. Gdy tylko ujęła jego twarz w dłonie mimowolnie zadrżał pod jej dotykiem.
- Ten kto pragnie zdobyczy, zawsze znajdzie jakieś wytłumaczenie. A Ty jesteś jego ofiarą. On bawi się Tobą. Chcę pokazać, że bez niego jesteś bezradny. W momencie, w którym będziesz się tego najmniej spodziewał on zaatakuję. Zgnębi Cię. Musisz być na to przygotowany - Mówiła w sposób spokojny, melancholijny.
Pomogła mu usiąść by mógł napić się wody, po czym, zdjęła kompres z jego głowy i nałożyła świeży lód. Gdy siedział ocierała pot z jego ciała, chcąc choć odrobinę mu ulżyć.
- Pamiętaj Topaz, jeśli będziesz potrzebował pomocy, ja tu będę. Wedle możliwości zrobię wszystko, żeby Ci pomóc - mówiąc to delikatnie pogładziła go po włosach.
Słowa te wymawiała z nadzieją zagłuszenia mowy Fonosów.
Topaz nie był pewien swoich odczuć. W tej chwili pragnął jedynie powrotu Percussus’a. Pragnął bezpieczeństwa. Chwili spokoju.
Percussus. Często wymawiał to imię w pustkę. Nieprzenikalną przestrzeń.
Chciał się uwolnić.
Odtrącił ją miękką dłoń, lekko ją zadrapując.
-Nie dotykaj mnie! - Warknął.
Nie chciał jej? Na pewno? Patrząc na nią widział spokój w jej twarzy. Mimo wszystko nadal była przy nim. Ogniki w jej oczach nieoczekiwanie zgasły. Wzbierała się w nim złość.
Nienawidził jej?
- Odejdź! Wynoś się stąd!!!- Wykrzyknął, wykorzystując do tego całą swoją siłę.
Nie wyszła. Mówiła do niego, ale on już jej nie słyszał.
Wsłuchiwał się w ich głosy. Chciał być z nimi. Zapragnął się im poddać. Odpływał w ciemność. Zanurzył się w nią bez cienia strachu. Nie miał żadnych wspomnień. Żadnych myśli.
Było mu tak zimno.
***
Ciało Topaza nadal leżało bezwładnie na łóżku.
Mijały długie godziny, a on się poruszał. Wciąż oddychał, jego serce biło, lecz wysiłki Steven’a nie na wiele się zdały.
-Ile mu jeszcze zostało?- Zapytała, gładząc Topaza po policzku.
-Nie jestem pewien. Nie spotkałem się jeszcze z takim przypadkiem. Leki, które mu podałem powinny zbić gorączkę, ale dopóki się nie ocknie nie dowiemy się jak wpłynęło to na jego stan. Pozostaje tylko czekać - Powiedział beznamiętnie, zerkając do swoich notatek
-Topaz jest silny. Wytrzyma. Trzeba w to wierzyć. Nigdy pod żadnym pozorem nie wolno tracić nadziei. Fortuna szydzi z nas w żywe oczy. Daje, odbiera, wedle swojej woli i choć nie mamy na to wpływu to wiadomym jest, że sama wiara działa cuda. On powinien wiedzieć, że nie jest sam - Steven obdarzył dziewczynę wzrokiem wyrażającym zrozumienie.
Odsunął się od nieprzytomnego Topaza i kierując się do wyjścia, wcisnął do ręki Felicii przeźroczystą fiolkę wypełnioną małymi pastylkami.
-Za godzinę podaj mu kolejną dawkę leku. Rozpuść jedną tabletkę w szklance ciepłej wody. Gdybyś czegoś potrzebowała, przyjdź do kliniki. Ja już na dziś kończę zmianę, ale Shalott z pewnością Ci pomoże.
-Dziękuję Ci Steven. Nawet nie wiesz jak bardzo jestem Ci wdzięczna - Powiedziała lekko ściskając jego dłoń
-To nic takiego. To mój obowiązek.
-Apollo musi być dumny z takiego syna jak ty - Felicia uśmiechnęła się do chłopaka i ukradkiem patrzyła jak ten opuszcza domek.
Zamyślona zastygła bez ruchu, wpatrując się w twarz syna Eris.
Była spokojna. Pierwszy raz od długiego czasu. Cały ten bezgraniczny strach, o Topaza, o obóz, o nią samą. Ciągłe kłamstwa, tajemnice - przerastało ją to wszystko.
Zmrużyła powieki. Musiała być silna. Obiecała sobie, że naprawi błędy. Przecież nikt tego za nią nie zrobi.
Wzięła głęboki oddech. Zebrała się w sobie. Mówiła do niego. Wierzyła, że ją słyszy.
-Wiele się tutaj zmieniło odkąd byłam tu ostatnim razem. Jedne z tych zmian są dobre, inne niekoniecznie, jednak każdą z nich należy zaakceptować. Na ciebie też czekają zmiany, musisz tylko być silny. Musisz wytrzymać. To Fonosy są zależne od ciebie, nie ty od nich. Oni to wiedzą, dlatego chcą twojej zguby. Chcą stłamsić twoją indywidualność. Nie pozwól im na to. Walcz. Jesteśmy z tobą. Ja. Nathanail. Pamiętaj. Nie jesteś w tym samotny. Steven i ja robimy co możemy. Musisz tylko trochę nam pomóc. Dobrze? Topaz… Wiem, że to trudne. Wiem, że chciałbyś spać i obudzić się dopiero za jakiś czas. By już było po wszystkim, byś nie musiał pamiętać, byś mógł normalnie żyć, by nie bolało. Kłamstwo jest na każdym kroku, a ja nie zamierzam się nim plugawić. To nie będzie łatwe, ale ja wierzę, że masz w sobie tyle siły by zwyciężyć - na twarzy chłopaka nie pojawiła się żadna oznaka przytomności.
Topaz chciał spać. Mógł tylko spać. Chciał stłamsić cały ból. Bo po co niby miałby się budzić? Przecież tak było mu dobrze.
Wreszcie choć przez moment nie czuł bólu. Słyszał niezrozumiały szept. Ktoś go wołał.
- Poukładają się dni, miesiące. Obudzisz się, nie zapomnisz, ale się obudzisz - mówiła głosem pewnym, zdecydowanym, dźwięcznym. Jak gdyby rzucała zaklęcie.
Umoczyła końcówkę securi w czarnym eliksirze, unoszącym w powietrzu słodką woń. Delikatnie namalowała runę na jego obojczyku.
Runa uzdrawiająca. Sanitas. Tak ją nazywała. Wchłonęła się w jego skórę, pozostawiając niewielki ślad.
Dziewczyna wytarła securi w chusteczkę i zawiesiła z powrotem na szyi, niczym medalion.
Usiadła na krańcu łóżka, łapiąc chłopaka za dłoń.
- Nawet gdy nie będę obok, wiedz, ze możesz liczyć na moją pomoc, powiedzieć mi o wszystkim. Wiem, że możesz mi nie ufać. Nie mam Ci tego za złe. Praktycznie się nie znamy. Ale nie chcę i nigdy nie chciałam źle dla ciebie. Czuję, że pomagając Tobie, mogę też w pewnym sensie naprawić własne błędy. Zacząć od nowa - palce Topaza drgnęły jej w dłoni.
Jego oddechy stały się niespokojne, szybkie. Puls przyśpieszył. Ślad po runie zniknął całkowicie. Na twarzy Felicii pojawił się uśmiech.
- Chcesz zacząć od nowa, prawda? Ale najpierw musisz się obudzić. Walcz, Topaz. Walcz… Otwórz oczy. Wiem, że potrafisz. Proszę… Otwórz oczy - jej głos był pełen nadziei, determinacji.
W tej chwili liczyło się dla niej tylko to by syn Eris odzyskał przytomność.
Chłopak mocno ścisnął jej dłoń. Słyszał jej głos, czuł jej dotyk. Otworzywszy oczy, łapczywie zaczerpnął powietrza. Jego twarz zaczynała nabierać wyrazu. Oddechy uspokoiły się. Skupił wzrok na jednym punkcie.
Wciąż nie puszczał jej dłoni. Splótł jej palce ze swoimi.
Jego zegar wciąż tykał. Serce, które miało przestać bić, tliło się w jego piersi, uderzając raz po raz spokojnym rytmem. Każde jego uderzenie sprawiało ból, ale wciąż biło. Mocno, równo. Już dawno nie uderzało tak miarowo.
Felicia zmierzyła go zatroskanym spojrzeniem. Pochwycił je. Kiwnął lekko głową, jak gdyby chcąc ją uspokoić. Przybliżył się do niej, czując przyjemny chłód. Spoglądał jak ze spokojem przymyka powieki.
-Feli… Ja chciałbym…- Dziewczyna uciszyła go skinieniem ręki -Nie dziękuj, nic nie mów. Po prostu walcz. Twoje szczęście będzie lepsze niż tysiące słów. Twoja walka dopiero się zaczyna. Skłamałabym gdybym powiedziała ci, że już po wszystkim, że wszystko będzie dobrze. Topaz… to jest początek wszystkiego. W tym momencie to twoja determinacja, twoja siła, odgrywają tu największą rolę. Musisz udowodnić, że to ty jesteś nadrzędnym bytem. Zwalczyć tego Fonosa. Wtedy dopiero możemy mówić o zwycięstwie. Ja będę przy Tobie, lecz te walkę musisz stoczyć sam - Mówiła, gładząc kciukiem wierzch jego dłoni.
Chłopak nie wiedział co myśleć. Felicia wciąż powtarzała, że musi zwalczyć Percussus’a, że to on powoduję wszelkie zło. Nie wiedział czy jej wierzyć. A przede wszystkim nie wiedział czy była godna zaufania.
Dlaczego wciąż mu pomagała? Przecież nic dla niej nie znaczył.
Skąd wiedziała tyle o Fonosach? I kim był demon, przed którym ocalił ją Percussus? Feli była zagadką, tajemnicą, którą z każdą sekundą pragnął zgłębić coraz bardziej.
Felicia wstała, muskając go lekko dłonią. Jej dotyk był delikatny, pełen łagodności, przyjemny. -Pójdę już. Powinieneś odpocząć. Na stole zostawiłam Ci lekarstwo, zażyj je za jakiś czas. Musisz nabrać sił.-powiedziała przyjaźnie i już chciała odejść gdy nagle niespodziewanie chłopak ujął ją za nadgarstki i przyciągnął w swoją stronę.
-Feli… Proszę, zostań ze mną - Bał się zostać sam.
Samotność wydobywa z nas największe lęki i tęsknoty. Sprawia, że wszystkie doznane krzywdy do nas wracają. ONI czyhali na niego w ciemności.
Bliskość córki Makarii mogła zapewnić mu bezpieczeństwo, ukojenie. Potrzebował jej. Wstydził się tego, nie wiedząc dlaczego. Starał się nie patrzeć w jej oczy.
-Jeśli tego właśnie chcesz, to zostanę- Jej twarz rozpromieniła się.
Dziewczyna zajęła miejsce obok niego. Milczała. Nie musiała nic mówić. Wystarczała sama jej obecność. Koiła, przepędzała smutki.
Zamknął oczy.
Cisza w jego głowie była czymś nowym, a jednocześnie wyjątkowo przerażającym. Miała smak niewypowiedzianych słów, skrywanych w zakamarkach pamięci. Wreszcie miał miejsce na własne myśli. Pierwszy raz odkąd pamiętał. Spokój wypełniał jego ciało.
Słyszał jak Feli nuciła po cichu melodię, która odbijała się w jego głowie niczym echo. Była piękna, spokojna. Jak kołysanka. Chwilę potem usłyszał słowa, równie majestatyczne jak sama melodia. Bez pamięci oddał się pięknu piosenki.
- I know you, I walked with you once upon a dream. I know you, that look in your eyes is so familiar a gleam, And I know it's true, that visions are seldom what they seem, But if I know you, I know what you'll do, You'll love me at once. The way you did once upon a dream - Nucąc kołysankę straconych nadziei, pokazywała mu, że nie wszystko jeszcze jest stracone. Dawała mu siłę.
Jej spojrzenie sprawiało, że mimo wszystko chciał walczyć. Pierwszy raz spotykał się z tak dziwnym uczuciem. Chciał jej zaufać, uwierzyć w nią, a także tym samym ponieść ryzyko zranienia.
Stawała mu się bliska, nie wiedząc czemu. Nie wiedział o niej wszystkiego, właściwie prawie nic, ale jednego był pewien. Felicia należała do wymierającego gatunku ludzi z dobrym sercem.
-Dlaczego to robisz? Czemu jeszcze tu jesteś? Kim jest ten demon, który cię zaatakował?- Spytał nagle przerywając jej śpiew.
Chłopak żądał od niej niemożliwego.
Wyjawienie swojej tajemnicy, pozwolenie na to by ktoś poznał cię lepiej niż ty sam, może cię zniszczyć, zamienić każdy twój dzień w koszmar. Jednakże czuła, że może mu zaufać. Topaz przeszedł w swoim życiu wiele, a tacy ludzie zazwyczaj, znając wszelkie rodzaje bólu, nie chcą cierpienia drugiego człowieka. Była w pełni świadoma tego, że aby mogła rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu, musiała definitywnie zakończyć poprzedni. Stoczyć bitwę z samą sobą. Ze swoimi lękami. Jej ciało zostało tu, w domku Eris, w obozie Półkrwi, zaś jej dusza dryfowała daleko, wysoko ponad to wszystko co ją otaczało.
-Samael to niezwykły demon. Demon śmierci, poniekąd decydujący o tym w jaki sposób ktoś umiera. Jest przebiegły, wie jak zmanipulować człowieka, by mógł pozyskać to czego pragnie. Szybko owinął sobie mojego ojca wokół palca.
-Twojego ojca?!- Zapytał zaskoczony.
-Tak. Od niego zaczęła się moja przygoda z Fonosami. On od zawsze bał się śmierci. Bardziej niż czegokolwiek innego. Wolał sam zabijać, niż zostać zabitym. Chciał żyć wiecznie. Samael mógł spełnić to życzenie. I zrobił to. Dał mu życie wieczne, w zamian za jego ciało.
-Zaraz… Twój ojciec jest naczyniem dla Fonosa?!
-Był. Jakiś czas potem sam odebrał sobie życie. Powiesił się. Nie wytrzymał. Przed poznaniem Samaela, miał wysokie stanowisko w obozie Jupiter. Był Pretorem. Synem Plutona. Nie było wśród Rzymian bardziej szanowanego herosa. Ten demon zabrał mu wszystko. Coraz to częściej przejmował kontrolę. Zabijał, kradł, plądrował. Oczywiście zasłaniając się moim ojcem, który został pozbawiony swojej funkcji i wygnany z obozu. To było dla niego zbyt wiele. Przepełniło czarę goryczy -przerwała na chwilę, patrząc mu prosto w oczy - Pytasz dlaczego tu jestem? Bo chcę ci pomóc. Tak po prostu. Chcę zapobiec tragedii. Spróbować cię ocalić. Jestem przekonana, że ty nie zasługujesz i nigdy nie zasługiwałeś na taki los - Zaskoczyła go.
Czuł, że zrobi to jeszcze nie raz. Że jeszcze nie takich rzeczy się o niej dowie. Ale najbardziej zaskoczyła go jej dobroć. Ludzie boją się dobrych ludzi. Za dużo w nich zła, by w ich dobroć uwierzyć. Zbyt wielu dobroć ludzką, traktuje jako słabość.
-Dobrze, rozumiem… ale powiedz… Co Ty masz wspólnego z tym wszystkim?
–W chwili mojego poczęcia, ciało mojego ojca należało jeszcze do Samaela. W moim ciele płynie jego krew.
-Zaraz…to znaczy, że...
-Jestem ćwierć Fonosem. Dlatego ich słyszę, dlatego ich rozumiem. Samael od zawsze był przekonany, że jestem jego własnością. Pożądał mnie w każdym tego słowa znaczeniu. Chciał mieć mnie na wyłączność.
-On chcę byś została jego naczyniem, prawda? - Spytał ze współczuciem w głosie.
-Nigdy nie dopuszczę go do siebie. Moje ciało należy tylko i wyłącznie do mnie, nikt po za mną nie ma prawa decydować o moim życiu -odpowiedziała, odwracając wzrok.
-Skoro jesteś jego częścią to dlaczego Cię zaatakował?
-Bo wie, że inaczej nie jest mnie wstanie do niczego zmusić. Przez całe moje życie zdążył mnie dobrze poznać. Wie o mnie wszystko, wie z której strony mnie podejść, by pozyskać uległość. Zawsze miał mnie w garści, ale ja nie przestawałam walczyć. Fonosy to podstępne stworzenia, im nie zależy na dobru naczynia. Gdy tylko zaskarbią sobie fałszywe poczucie bezpieczeństwa, ściągają maskę i ukazują prawdziwą twarz. Percussus nie jest inny i zapewne już nie raz miałeś okazję się o tym przekonać.
Po części miała rację. Może Percussus, wzbudzając u niego poczucie bezpieczeństwa, opuścił go w najgorszym możliwym momencie, gdy ten przestał mu być potrzebny? Nie mieściło mu się to w głowie. Przecież on zawsze był przy nim.
Pomagał.
Kochał.
Kochał?
Nie to nie była miłość, to chore pożądanie, którego w żaden sposób nie potrafił zrozumieć. Czy to znaczy, że całe jego dotychczasowe życie było kłamstwem?
Jedna rozmowa z tą dziewczyną wywróciła do góry nogami cały jego świat. Ale ufał jej. Wiesz czemu? Bo nie bojąc się o konsekwencję odsłoniła dziś przed nim część siebie.
Choć wiedział, że nie możliwym jest poznać kogoś do końca, w jej przypadku chciał spróbować, przy tym ciesząc z każdego momentu w którym zaskoczyła by go czymś nowym. Rozmawiał z nią długo, wyrażając chęć naprawy samego siebie.
Tego dnia poznał sens swego życia, zapisany w jej oczach.
Tak nietradycyjny komentarz pozostawię pod tym one - shotem, bo szczerze mówiąc, nie potrafię tego skomentować kopiując cytaty.
OdpowiedzUsuńPo prostu, na tego o-sa nie umiem patrzeć tak, by analizować poszczególne zdania i akapity. Musiałabym kopiować zdanie po zdaniu, by w końcu dojść do swojego wniosku. A nie chce by ten komentarz był tak w cholerę długi xD
Więc powiem ogólnie.
Co ja mogę? Masz naprawdę nieprzeciętny talent i lekkość w pisaniu. Bardzo podobają mi się Twoje rozbudowane opisy. W zbyt dużej ilości zwykle męczą czytelnika, albo spowalniają akcje, ale u Ciebie są niezwykle interesujące. Urzeka mnie strasznie to, że od prostych słów, czynności, zdarzeń potrafisz stworzyć coś wielkiego i pełnego patosu. I nie jest to sztuczne. Nie takie "dopisywanie" mądrych słów do zwykłych rzeczy.
Podoba mi się też to, że potrafisz zagłębić się w psychikę postaci, dobrze akcentować emocje, tak jak w tym o-sie, złość, zmartwienie, nienawiść, niepewność, bezinteresowność, być może miłość?
Pięknie się to rozkłada u Ciebie na czynniki pierwsze. Przeżywam w tym momencie chyba orgazm literacki xD.
I te przemyślenia dotyczące np: śmierci. Wszystkim generalnie znane, wiele razy przewlekane i wydawać by się mogło, że zostało powiedziane już o tym wszystko, co można było. I może coś w tym jest. Jednak u Ciebie bardzo mi się one podobają. Dodają klimatu, uroku, wprowadzają nastrój i trochę mroczności.
Podoba mi się też rozwinięcie wątku Feli, pomysł na nią. W sumie mam mieszane uczucia co do tej dziewczyny, ale w Twoim opowiadaniu czytało mi się o niej cudnie.
I generalnie pewnie się powtórzyłam, bo ten one-shot zachwycił mnie w równym stopniu jak poprzedni.
I idę się zamknąć w sobie, bo naprawdę chciałabym umieć tak pięknie pisać.
Prosto z patosem (tak, wiem, że to paradoks xD), niemal poetycko i tak od serduszka :D.
Może jeszcze będziesz wieszczem narodowym? :D
Pozdrawiam, wiem, że ten komentarz nie wnosi za dużo wniosków, ale no XD.
Życzę mnóstwa weny! I jak kiedykolwiek będziesz miała ochotę założyć bloga, to... już z miejsca wołam, że jestem Twoim czytelnikiem :D
Bardzo Dziękuję Ci za komentarz gdyż każde słowo znaczy dla mnie niezwykle wiele. Nie nazwałabym swojej zdolności talentem, ponieważ jak już kiedyś mówiłam piszę dla przyjemności swojej i innych. Zawsze piszę prosto z serca, pierwsze co przyjdzie mi do głowy z nadzieją iż treść historii będzie naturalna. Zagłębiam się w charakter postaci, gdyż ją żyję i pragnę jak najlepiej oddać swoje wyobrażenie o niej. Refleksje o rzeczach wiadomych, codziennych i powszechnie znanych są zupełnie spontaniczne i może dlatego nadają odpowiedniego klimatu. A jeśli chodzi o Feli to na pewno ta postać zaskoczy Cię jeszcze raz, kryję głębie i to mogę Ci zagwarantować. Również Pozdrawiam i Dziękuję za wenę, z pewnością się przyda. A co do bloga to raczej założę, a na razie szykuję się ode mnie kolejny one-shot :3 Mam czytelnika? Cóż… czuję się dumna ;)
Usuń~Akarisu(Córka Hermesa)
Dżizes... ta radość, kiedy wreszcie można po ludzku pisać na kompie a nie z telefonu ;-;
OdpowiedzUsuńNo i co ja mogę powiedzieć? Os bardzo dobrze napisany, z serca i w ogóle genialnie... *O*
tylko co ja poradzę, że za Feli i Topazem średnio przepadam i jako postaciami, i jako parringiem? ;-;
Ale ogólnie rzecz biorąc: os zajebisty, szybko się czyta, bardzo zgrabnie opisane emocje i w ogóle biję pokłony przed tobą i tym zajebistym stylem pisania, o którym zawsze marzyłam, ale nie potrafię... no nic dodać, nic ująć ;D
Emooocjeeee *.* zachwyt, podziw i te sprawy, serio *O*
No i w ogóle przemyślenia są boskie... takie prawdziwe, naprawdę, widać, że nie pisałaś tego sztucznie, tylko to, co w danej chwili myślałaś...
No i tutaj pojawia się prośba/rozkaz/traktuj-to-jak-chcesz: częściej szpanuj twórczością w internecie (czytaj: załóż bloga), bo uwierz mi, na pewno będziesz miała spore grono czytelników (zgłaszam się!!!), którzy zawsze będą chętni czytać i komentować ową twórczość (z cyklu: Alicja nie ma pomysłu, jakiego słowa użyć, więc się powtórzy xD) ;D
No i ten... nie mam pojęcia, co dalej powinnam napisać w tym komie, więc lepiej go zakończę... ;D
Pozdrawiam, życzę weny, czekam aż założysz bloga (i mam wielką nadzieję, że stanie się to w jak najkrótszym czasie), no i liczę na kolejne os-y twojego autorstwa ;D