sobota, 6 czerwca 2015

ROZDZIAŁ XXXII

Rozdział XXXII. Oficjalny atak


◊TOPAZ◊


To był zły dzień. Zaczynając od spotkania z Sibi’m, po dzisiejsze spalenie całunu Nathanail’a… prawdopodobnie powinienem się śmiać z tego powodu… w końcu nie był kimś kogo lubiłem… nie był kimś ważnym dla mnie… na dodatek wyrządził mi trochę złego… ale nie skakałem z radości kiedy palili jego całun.

Jego całun był ładny. Czerwony… pasowało to do niego, nie wyobrażam sobie, żeby jakiś inny kolor pasował by do tego di Carlo… czerwień… impulsywna, żywa… naiwna… ale również groźna.
Czy było mi smutno? Ciężko powiedzieć. Idąc do miejsca gdzie miało się odbyć spalenie całunu nie czułem nic, jedynie pustkę w głowie, Percussus nie odzywał się do mnie od dłuższego czasu… był, ale milczał jakby przeklinał sam siebie… a teraz stając zaledwie kilka metrów od stosu na którym płoną całun czułem charakterystyczną gulę w okolicach gardła. Nie miałem zamiaru płakać, z powodu Nat’a, a jednak coś sprawiało, że nie mogłem długo patrzeć się jak ogień pochłaniał czerwoną tkaninę.

Jeszcze gorzej było patrzeć na drugiego bliźniaka… którego już ciężko z resztą będzie nazwać bliźniakiem… bardziej kimś kto kiedyś miał brata. Oscar stał najbliżej, ze spuszczoną głową, w dłoniach obracał coś co przypominało zaschniętą różę o dwóch kolorach… czarnym i czerwonym, nigdy nie widziałem takiego kwiatu był… nie… wydawał się martwy, z każdą minutą zdawał się być coraz bardziej uschnięty, szczególnie jedna część… czerwona. A może to tylko moja wyobraźnia? Chęć odwrócenia swojej uwagi od ognia? Nie wiem…

Być może tylko ja widziałem, że Oscar płakał. Nikt inny na niego nie patrzył, wszyscy ślepo byli wlepieni w ogień… niektórzy faktycznie byli smutni inni zdawali się stać tutaj z przymusu. Ale ja patrzyłem przede wszystkim na Oscara.

Czy go lubię, czy też nie, nie ma w tym momencie nic do rzeczy i pomimo wielu spraw które mam teraz na głowie bardzo mu współczułem. Jego brat nie był święty, był… wkurzający. Nachalny. Ale był jego bratem… nie miałem rodzeństwa ale podejrzewam, że każde rodzeństwo w gruncie rzeczy się wzajemnie kocha… oczywiście mówię tu o czysto rodzinnej miłości. Więc nawet jeśli Oscar z reguły nienawidził Nathanail’a tak teraz… teraz płakał. Cicho. Praktycznie niewidocznie. Oczy zasłonięte przez jego okulary nie zdradzały smutku, ale te łzy które skapywały na ziemię były dla mnie bardzo widoczne.

Gdybym umiał się zmusić podszedłbym do niego. Ale co bym zrobił? Poklepał po ramieniu i powiedział „Wszystko będzie dobrze”? Przecież dla niego nie będzie… Jak można w ogóle podchodzić do osoby, która właśnie kogoś straciła, poklepać ja po głowie i powiedzieć, że będzie dobrze? Nie na miejscu.
Dlatego stałem w miejscu i jedynie patrzyłem się na Oscara… Uniósł delikatnie kwiat, po czym wrzucił go do ognia… roślinka niedługo była trawiona przez płomienie… właściwie tylko kilka sekund było widać jeszcze jej zarys.

Wtedy też Oscar opadł na kolana, tak jakby sam chciał rzucić się w ten ogień, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Wtedy nagle wszyscy magicznie zdali sobie sprawę z tego, że to nie dla wszystkich jest pożegnanie zwykłego obozowicza… że ktoś może teraz tracić pewien sens w życiu.
 Ale nikt do niego nie podszedł. Po części domyślałem się dlaczego… co mu powiedzieć? Nie wypada pocieszać, nie w tej chwili…

Kociaku…  - odezwał się nagle Percussus… powstrzymałem się od krzyknięcia z przerażenia.
Percussus… nie teraz… później… proszę… - nawet głos w mojej własnej głowie nie był zbyt pewny.
Kociaku… - powtórzył… mówił cicho, poważnie… jest demonem, nie może czuć smutku, ale wydaje mi się, że lubił Nathanail’a… nie wiem czy powinienem się obawiać czy nie wybuchnie gniewem.
Proszę – powtórzyłem – Nie chcę rozmawiać.
Kociakutym razem nie urwał, kontynuował – Kociaku… musisz odejść. Rozumiesz? Musisz odejść.
Nie. Obiecałem, że zabiję tego który zranił Feli… - warknąłem – Mam po części dowód, że jest na tym obozie!
Kociaku…
Nie rozumiesz?! – Warknąłem – Percussus! Nathanail nie żyje, ponieważ jad Mantykory nie został całkowicie pozbyć z jego organizmu, te kilka dni temu zaatakowało go coś co swoją trucizną sprawiło, że jego i tak osłabione ciało musiało zmagać się z dwoma jadami! Jeszcze wcześniej kiedy Feli… - nie dokończyłem – Coś zabiło tylu obozowiczów. Jestem pewien, że to co zabiło Nathanail’a i tych wszystkich innych, zrobiło coś Feli!

Percussus nie odpowiedział.

Zerknąłem jeszcze na Oscara. Obok niego teraz klęczała Nataline, wtulała się w niego… zdawała się również płakać, czego raczej po niej bym się nie spodziewał. Ale takie sytuacje czynią z wielu największych twardzieli zwykłe maskotki, popychane przez los.

I coś czuję, że zostanę filozofem…

Kociaku… musimy odejść. Jestem w pełni zregenerowany, mogę cię bronić. Ale nie w tym miejscu.
Czemu?
To nie jest już dobre miejsce dla nas. Kociaku…
Przestań. Wiesz, że zostanę.
Kociaku…
Zostaję.
Kociaku!Ryknął niespodziewanie – Nie możesz mi się sprzeciwiać! Nie teraz! Nie w tym momencie! Masz stąd odejść! Rzucić tę dziewczynę w cholerę! Zostawić tych obozowiczów na pastwę losu!
Pastwę losu?
Jasna cholera kociaku, nie jesteś tępy! Nie widzisz do czego to zmierza?! Nie widzisz tego jak to się skończy?!
Przestań westchnąłem cicho – Mam zamiar pomóc Feli, pomogę i odejdę.
Nie kociaku warknął – Odejdziesz teraz. Rozumiesz? Teraz. Ta dziewczyna nie potrzebuje pomocy, na pewno nie twojej. Złamała te swoje chrzanione śluby, powinna radzić sobie sama! Nie potrzebuje pomocy!

Chwilę milczałem. Powoli obozowicze zaczęli się oddalać zostawiając Oscara samego przed płonącym stosem.

O czym ty mówisz?

Percussus zaśmiał się chłodno.

Cóż za niespodziewana rzecz, prawda?Śmiał się dalej – Kociaku, ta dziewczyna była Łowczynią.
Niemożliwewarknąłem.
Nie? A jednak, kociaku, a jednak to prawda.
Niby skąd ta rewelacja?!
Kociaku ja dużo wiem.

Przemilczałem chwilę. Zerwał się ciepły wiatr i przyniósł zapach ognia. Westchnąłem cicho i odwróciłem się na pięcie… już nie musiałem tutaj stać… wszyscy oprócz Oscara poszli… wiem, że powinienem zostać, ale… wydaje mi się, że chłopak potrzebuje być sam.

A nawet jeśli to prawdawycedziłem idąc przed siebie – To co to zmienia?
Jak to co kociaku? – Percussus zdawał się odzyskać swój dawny humor – Wszystko.
Mów jaśniej.
Kociaku ona ci pewnie wiele rzeczy na obiecuje, kiedy jej „pomożesz”… a skoro złamała przysięgę u samej bogini… czemu miałaby dotrzymać tych twoich? Co kociaku? Och… i na pewno pani Artemida też za nią nie przepada… chcesz mieć kolejnego boga na karku, kociaku?

Nie byłem pewien czy to prawda co mówi Percussus. Jeśli to prawda… jeśli to…

Kociaku? Gdzie ty lecisz?
Do Feli – odpowiedziałem krótko.

◊ ◊ ◊


Znalezienie Feli nie było takie łatwe. Nie było jej w klinice. Nie było jej w Wielkim Domu. Nie było jej w Pawilonie. Dlatego zapytałem jakąś dziewczynę czy widziała Felicię.

Dziewczyna miała nietypowy wygląd. Blada z białymi włosami i zamyślonymi fioletowymi oczami. Spojrzała na mnie z roztargnieniem i zarumieniła się lekko.

-Mówisz o tej… tej… jak ją wszyscy nazywają? Wiedźmie? – Spytała jakby nigdy nic.

Westchnąłem ciężko.

-Ona nie jest wiedźmą – zaprzeczyłem – Nazywa się Felicia.
-Wiem, wiem – uśmiechnęła się hipnotyzująco – A ty jesteś tym chłopakiem co to cały czas wlepia na nią oczy, nie?
-Nazywam się Topaz – wycedziłem – I nie wlepiam. Szukam jej.

Pokręciła głową.

-No to ja jestem Yuno – wyciągnęła do mnie dłoń ale jej nie uściskałem – Coś nie tak?
-Szukam Feli – przewróciłem oczami – Jeśli nie wiesz gdzie jest, nie ma sensu…
-Szła z Oscarem – przerwała mi – Oczywiście nic między nimi nie było czy coś, więc…
-Czemu mi to mówisz?
-Nie jesteście razem? – Zdziwiła się.

Zmierzyłem Yuno chłodnym wzrokiem.

-Nie.
-O… w sumie… to dobrze – spojrzała na mnie z zamyśleniem – Szli w tamtą stronę – wskazała plażę – Topaz… tak?

Rzuciłem jej spojrzenie z cyklu: „Jestem zajęty” i pobiegłem we wskazanym kierunku.

Jak już masz sobie dziewczynę znaleźć, to mogłaby to być chociaż onawarknął cicho Percussus – Zawsze przydaje się osoba władająca magią, a nie… udająca, że nią włada.
Masz problem, Percussus? I coś się z tamtą laską zmówił? Nie. Szukam. Dziewczyny. Okej?
A chłopaka?
A idź.

Kiedy dobiegłem na plażę na szczęście zastałem jeszcze Oscara i Felicię. Oscar patrzył nieobecnym wzrokiem w niebo, zaś Feli raz po raz mówiła coś… nie w jej stylu było bezsensownie pocieszać i w sumie zastanawiałem się co takiego mówiła… nie ma co jest mądrą dziewczyną… pokrzywdzoną i pewnie przez to bardzo mądrą… ale teraz nie miałem czasu się zastanawiać. Percussus zasiał lekką niepewność i teraz muszę tylko to zlikwidować.

-Hej… - przywitałem się niepewnie… bardziej z powodu Oscara niż tematu jakiego chciałem się podjąć.

Oscar zdawał się nie słyszeć, Feli zaś spojrzała na mnie ostrzegawczo.

Nie wyglądała już tak źle jak kilka dni temu, ale wiedziałem, że to co się stało bardzo… bardzo musiało odbić się na niej samej… czemu więc w dalszym ciągu jest w stanie pocieszać innych? Pomagać im? Czemu nie zrobi tak jak ja? Nie zamknie się w swoim pokoju? Nie podoba mi się, że w takiej sytuacji wyszedłem na większego tchórza od niej… od kogoś od kogo powinno wymagać się więcej wrażliwości… kogoś kogo powinno się pocieszać, a nie czekać aż ona pocieszy.

-Cześć – odpowiedziała po chwili, kiedy Oscar w końcu spojrzał na mnie – O chodzi Topaz? Coś nie tak? – Głos miała zmartwiony… jak to zaczyna wkurzać! Znaczy… po prostu nie jestem w stanie pojąć czemu ona ciągle zdaje się tak wieloma rzeczy przejmować, po tym wszystkim…

Oscar kiwnął mi tylko głową na powitanie.

-Chciałbym z tobą porozmawiać – odpowiedziałem po chwili – Ale… - spojrzałem na Oscara.
-Nie jestem z porcelany – uśmiechnął się sztucznie – Możecie rozmawiać.
-A mógłbym w cztery oczy? – Uśmiechnąłem się nieco.

Oscar westchnął cicho, skłonił się lekko i ujął dłoń Feli, po czym podziękował i odszedł na tyle daleko by nie móc usłyszeć naszej rozmowy.

Spojrzałem wtedy na Feli. Na jej twarzy znowu gościł ciepły uśmiech, miałem ochotę jej teraz wygarnąć, że jak może zachowywać się tak życzliwie ale w momencie kiedy zobaczyłem w jej oczach te jej dawne iskierki zrozumiałem coś… coś co właściwie wiedziałem od dawna, ale dopiero teraz całkiem do mnie dotarło…

Feli nie jest mną. Różnimy się.

Przełknąłem ślinę i po chwili zacząłem powoli:
-Feli… Nie podobała ci się myśl, że Artemida została włączona w „śledztwo”. Nie byłem przy waszej rozmowie ale podobno od gniewu bogini trzęsła się cała klinika – zmarszczyłem czoło – Chcę, żebyś była ze mną szczera. Byłaś Łowczynią i złamałaś śluby?

Zaskoczenie jakie pojawiło się na twarzy nie było zbyt wielkie, jakby spodziewała się, że kiedyś ten temat poruszę, ale niekoniecznie w takiej chwili.

Długo trwała cisza, przerywana tylko szumem wody oraz wiatru. Włosy Feli delikatnie podrygiwały na podmuchach powietrza i zanim się odezwała zarzuciła kosmyk swoich niesfornych, czarnych włosów za ucho.

-To prawda – odpowiedziała poważnie – Ale to nie był… - zamyśliła się – Jakiś nieprzemyślany wybryk.
Nie obchodziło mnie to czy był przemyślany czy nie.

Zmarszczyłem czoło i warknąłem:
-Czemu nic nie powiedziałaś?!

-Topaz – jej głos odbijał się echem w mojej głowie – Zrozum ja nie miałam jak tego powiedzieć. Nie znamy się tak długo, a to jest moja tajemnica, którą nie wiem skąd, aczkolwiek domyślam się, wiesz.
Wziąłem głęboki wdech.

-Oczekiwałem, że będziesz chociaż jedyną osobą szczerą w stosunku do mnie.
Percussus wybuchnął nagle śmiechem zagłuszając mój tok myślenia. Felicia tylko pokręciła z rozdrażnieniem głową.
-Ty naprawdę nie dostrzegasz jak on tobą miota… jak statkiem w czasie sztormu. Raz pozwala ci wierzyć, że mam rację, a po chwili burzy całe twoje zaufanie. Topaz spójrz na mnie.
Nie było to ciężkie gdyż mój wzrok co chwila błądził od wody do twarzy Feli.
-Komu ufasz? Demonowi czy mnie?
-Ale to nie Percussus złamał obietnicę złożoną samej bogini. Jak mogę zaufać komuś kto złamał śluby złożone Artemidzie?
-To twoje słowa czy jego?
-Nasze – odpowiedziałem nim zdążyłem się zastanowić.

Percussus śmiał się tryumfalnie.

Dziewczyna tylko pokręciła głową.

-Sam potwierdziłeś moje przypuszczenia – spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, pełnym współczucia i rozumienia – Nie mam zamiaru cię osądzać. Ale nie widzisz jak on się tobą bawi? Nie widzisz, że jesteś dla niego jak kukiełka, która za jednym pociągnięciem sznurka zmienia swoje położenie. Nie widzisz tego?
-On mnie nie oszukał – warknąłem – Nigdy.
-A może zrobił to tylko nawet nie zauważyłeś?
-Przestań mi mącić w głowie! – Ryknąłem czując się tak jakby coś rozdzierało moją klatkę piersiową… coś co sprawiało, że miałem ochotę drzeć się na nią przez całe godziny – Percussus jest jedyną osobą która zna mnie najbardziej! Nie próbuj nawet udawać, że wiesz od niego więcej! Rozumiesz?!

Feli zamknęła oczy. Wyglądała ciągle spokojnie. Nie drażniło mnie to, a powinno. Powinienem jej nienawidzić, albo chociaż nie lubić, a ciągle czułem do niej… zaufanie. Tak? Tak to można nazwać?

-Topaz… to nie są twoje słowa, prawda? – Powtórzyła.

Percussus nagle przestał się śmiać, a ja nagle zdałem sobie sprawę z jednej przerażającej sprawy… myśli Percussusa już od kilku dobrych lat mieszają się z moimi własnymi, często nie wiem które należą do niego, a które do mnie. Jeśli… nie… a może…

-Rozumiesz teraz?

Głupia dziewucha!Ryknął nagle Percussus, tak głośno, że miałem wrażenie, że zaraz rozwali mi głowę – On jest mój! Rozumiesz, dziewczyno?! MÓJ! On jest TYLKO mój! ZOSTAW GO W SPOKOJU! Rozumiesz dziewucho?! To jest m ó j kociak! Spróbuj go tknąć! Spróbuj mu znowu mieszać w głowie! Spróbuj zrobić cokolwiek co mnie wkurwi! A pożałujesz! Rozumiesz szmato?! On potrzebuje tylko mnie! TYLKO MNIE!

Kiedy skończył pociemniało mi przed oczami w końcu nie wiem ilu z was jakiś i tak donośny głos, zaczyna drzeć ryja jakby… nieważne.

Nie mniej znowu całkiem się pogubiłem. Nie jestem durniem, ale nie wiem komu ufać. Percussusowi czy Felici… Temu co mnie zna czy tej która jest mi z innego powodu bliska. Nie wiem.

-Topaz – dotknęła mojego ramienia – Nie widzisz co on robi? Słyszałeś co mówi…

Ciężko było nie słyszeć – darowałem sobie ten komentarz.

-On jest… on po prostu mnie chroni – warknąłem – A jeśli to robi widocznie ma przed czym.
-Tak? Topaz… on traktuje cię jak rzecz. Jest jak dziecko, które ma swoją ulubioną zabawkę i tylko czasami da się innym nią pobawić.

Spojrzałem na dziewczynę z rozdrażnieniem. W jej głosie słychać było współczucie, w jej oczach było je widać.

Czemu ona współczuje mi? Czemu mi? Czemu nie może tak jak każdy przechodzić koło mnie obojętnie?

-Topaz chcę ci pomóc za nim nie będzie za późno.

Pokręciłem głową.

-Masz większe problemy niż ja. Nie mam zamiaru być kolejną kulą u twojej nogi.
-To nie jest tak, że robię to całkiem bezinteresownie, Topaz – odpowiedziała nagle.

Zmarszczyłem czoło.

-Co masz na myśli?
-Topaz… po prostu bardzo mi kogoś przypominasz – spojrzała w niebo – I nie chcę, żebyś skończył tak samo. Jesteś dobry, zbyt dobry, a wewnątrz ciebie kiełkuje zło… jeszcze chwila i całkiem cię pochłonie, a ja tego nie chcę.
-A jednak mnie oszukałaś – warknąłem.
-Nie oszukałam – pokręciła głową.
-Zataiłaś fakty – poprawiłem.
-A ile razy ty zataiłeś je przede mną – pokręciła smutno głową.

Spojrzałem na nią spode łba.

-Kiedy?
-Na misji… z Matt’em – odpowiedziała poważnie.

Teraz dopiero zapadła długa cisza. Nie miałem pojęcia co miałbym niby odpowiedzieć… „Aha, więc jesteśmy kwita?” nie brzmiało to dobrze.

Ale to Felicia przerwała ciszę:
-To nie jest jednak to samo i rozumiem – pokiwała smutno głową – Ale pamiętaj ja zawsze… zawsze cię wysłucham, jasne?

-A ile razy mam jeszcze zastanawiać się czy czegoś nie ukrywasz?
-Ty dla mnie też nie jesteś jak otwarta księga, Topaz – uśmiechnęła się ciepło.

◊ ◊ ◊


Opierałem się o ścianę domku. Nie byłem specjalnie w humorze chciałem… sam nie wiem co chciałem. Wiem tylko, że postanowiłem dać szansę Feli, zostać na obozie póki nie złapię tego sukinsyna i to, że Percussus znowu milczy… wkurzyłem go. Znowu. I znowu nie jestem pewien czy dobrze zrobiłem.

-Cóż za niespodzianka –wyszeptał ktoś nagle koło mojego ucha – Spodziewałem się spotkać kogoś znajomego, ale nie od razu. Cześć, kociaku.

Odwróciłem się bardzo, bardzo powoli, chociaż doskonale wiedziałem kto stoi obok. Oczywiście mimowolnie cofnąłem się o kilka kroków, a przez usta nie mogło mi przejść żadne sensowne pytanie.
Po prostu z walącym sercem i na wpół otwartymi ustami gapiłem się na Matt’a.

To co sprawiło, że uśmiechnąłem się w duszy był fakt, że chłopak był solidnie poturbowany, wszędzie miał jakieś siniaki, a prawą brew miał rozciętą w jakiś niezbyt sympatyczny sposób.

-Co tam? – Uśmiechnął się jak wariat – Tęskniłeś?

-Niespecjalnie – wycedziłem przez zęby… głos na szczęście mi nie drżał, tak jakbym przypuszczał.

Matt wybuchnął śmiechem i podszedł bliżej, przygważdżając mnie tym samym do ściany. Pochylił się lekko nade mną i zaczął obwąchiwać moją szyję by po chwili stwierdzić:
-Pachniesz innym mężczyzną – jego głos był co najmniej wściekły – Dziwka.

∞SHEPHERD∞


Moją matką jest Apate. Zdrada i oszustwo to jej prawdziwe imiona. Mam coś z matki, oszustwa… w tym jestem najlepszy. Ale również zdrada nie jest mi obca.

Wojna panoszyła się po obozie jak zaraza. Nikt jej nie widział, po za mną i tamtą dwójką. A może nawet nas jest mniej? Ciężko powiedzieć, naprawdę ciężko powiedzieć.

Ostrzyłem nóż, nigdy nie jest zła pora aby przygotować broń. Nade mną stał z kolei rzymianin o fioletowych oczach, przyglądał się moim ruchom ze skupieniem, a ja niespecjalnie miałem ochotę na pogawędki, musiałem skontaktować się z matką. Jak? Nie wiem. Ale muszę.

-Robisz to lepiej od większości z twojego obozu – zagadał.
-Wiem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-Nie powinieneś być w rzymskim Obozie?
-Nie – odparłem.

Zaśmiał się słabo. Nie lubię takiego śmiechu, drwiącego… po prostu mnie drażni, mam ochotę wtedy komuś poderżnąć gardło.

-Zamknij się. Mogę sprawić, że już się nie zaśmiejesz. Nie będzie fajnie… przynajmniej dla ciebie.
-Takie groźby na obiedzie? – Zaśmiał się słabo.

Przyłożyłem mu nóż do gardła i nagle zrobiło się cicho dookoła.

-A i owszem… wiesz ile będzie teraz krwi?

Uśmiechnął się blado i w momencie kiedy miałem już gwałtownie i głęboko przejechać mu po gardle, wybuchł gdzieś śmiech, rozejrzałem się.

Na środku pawilonu stał jakiś chłopak. Wysoki… cholernie wysoki, o ciemnoczerwony włosach, z turkusowymi końcówkami. Na plecach miał gitarę, a wyglądał jak wyglądał… ubrany na czarno-czerwono w lato. Gratuluję logiki, może przejść dalej.

-Nie przeszkadzajcie sobie, nie przeszkadzajcie – pokręcił głową i wyjął z ust papierosa – Oczywiście macie całą armię potworów przed wejściem, ale kogo to interesujcie? Zarzynajcie się dalej. Tylko chyba nie mam popcornu.
-Matt… - westchnął nagle ten okularnik który stracił niedawno brata… di Carlo… Oscar.
-Cześć Oscar – ten cały Matt wyszczerzył zęby – Co tam?
-Niezbyt – odparł chłodno.
-Wiem, wiem… też mi przykro – nie brzmiał jakby mu było – To jak skończyliście? – Spojrzał na mnie.

Dopiero teraz poczułem, że Nathan trzymał mnie za nadgarstek… ugryzłem go w dłoń i wyrwałem się.

-Pięknie – Matt zaczął klaskać – Dobra, ja jako obrońca herosów i w ogóle… więc, zainteresowałem was tym wojskiem czy niezbyt?

Spojrzeli się na niego jak na wariata, ja jeden zerknąłem na wejście do obozu. Ciemno tam było…

-Musimy podtrzymać barierę! – Ryknął jakiś syn Ateny.
-Za późno – zniszczył mu plan Matt.
-W takim razie musimy bronić tego miejsca! Rzymianie są gotowi pomóc! – Ryknęła Reyna.
-Jakie poświęcenie – skomentował Matt.
-A może ty coś zaproponujesz? – Warknął jakiś dzieciak od Hekate – Nawet nie wiemy kim jesteś, ale pomijając fakt.
-Jestem tak jakby śmiertelnikiem.

I zapadła cisza. Przyjrzałem się mu dokładniej. Ciężko w sumie powiedzieć czym jest. Emanował śmiertelnością, ale z nie wyglądał jak śmiertelnik, nie pachniał jak śmiertelnik… nie wiadomo co to jest.

-I co zwykły śmiertelnik robi na obozie? – Warknęła jakaś Łowczyni.
-Droga pani, dupy wam ratuję – uśmiechnął się skromnie.

Zauważyłem, że kilka dziewczyn gapiło się na niego z na wpół otwartymi ustami… laski nie są takie skomplikowane. Co z tego, że nie wiadomo kim jest? Jest przystojny i to się liczy. Co za kraj?

-Miło z twojej strony – odezwałem się i zacząłem bawić się nożem – To na co czekacie? – Zwróciłem się do wszystkich – Oni już tutaj biegną.

I jakby na zawołanie ziemia zaczęła się trząść pod nogami potworów.

-Rzymianie brońcie tego obozu! – Ryknęła pretorka wyciągając miecz - Ad arma, utpote amici!

Grecy również ruszyli do walki. Jasne bez przygotowania też można! Założę się, że dużo to ich nie przeżyje, ja jednak zamierzam trochę pożyć… muszę skontaktować się z matką.

Podczas gdy wszyscy ruszyli bezpośrednio na potwory, nawet same Łowczynie na czele z tą suką, ja ukrywałem się za jednym z domków oceniając sytuacje.

Około dwustu potworów. Gdzieś na niebie lata smok z jeźdźcem na grzbiecie, a potworami zdaje się dowodzić jaki blondyn z fioletowymi oczami… zdaje mi się, że znam jego imię. Matka o nim mówiła. Ashkii syn Pasitheai. Bo oczywiście jak stare znajomości to na całego. Teraz znaleźć jego słaby punkt… tylko słaby punkt.

I graj muzyko.

*J*A*C*K*


Mam zamiar dzisiaj pobić rekord bluzgania.

Najpierw nie dają spać. Teraz jeść. No ja pierdolę! Nie no oczywiście rozmiar tej pierdolonej armii potworów i szanse na to, że jakim cudem nie stracę nawet kropli krwi są po prostu… zajebiste, ale kurwa no ja jebię ten obóz życie utrudnia!

-Tak z dupy przyszli! – Warknął w moim kierunku Max.
-A myślałeś, że wyślą sms-a? – Ryknąłem i zamachnąłem się mieczem na jakiegoś potwora odcinając mu tym samym łeb.
-Nie, no aż tak… - Max odskoczył przed ciosem ze strony Minotaura.

Pokręciłem głową. Nie było czasu na tracenie pierdolonego oddechu na czcze gadanie. A akurat walczyć to ja lubię, nie zawsze, ale lubię. Gorzej, że nawet nie byliśmy kurwa w pierdolonych zbrojach.
Potworów zdawało się być coraz więcej… co oczywiście kurwa było bardzo nie fair, że nas ubywało, ich powinno też, ale nie! Bo kurwa po kij matematyka! Po kij, kurwa! No jasne! Ja pierdolę!

-KURWA WASZA MAĆ! – Ryknąłem i przedarłem się przez najbliższy tłum potworów zostawiając po nich pył.

Dobra… ten pierdolony obóz Jupiter czasami na coś mi się kurwa przydaje… ale niech mnie kurwa piorun pierdolnie jeśli miałbym tam wrócić.

-Mnie wkurzenia więcej działania! – Ryknął któryś z rzymian – Hej Jack!
-Kurwa może później?!

Rzymianin wzruszył ramionami i rozciął najbliższego potwora na pół, oczywiście nie wychodząc z tego jebanego szeregu.

Ja pierdolę z rzymian to naprawdę są pieski. A później rzucił mi się w oczy smok i już wiedziałem, że Sun sobie kurwa lata a my walczymy.

Przypierdolę, nosz kurwa przypierdolę jak tylko zejdzie na ziemię, tak bardzo mu kurwa jego mać przypierdolę, że obudzi się w pierdolony teksasie! Ja jebię!

Później rzuciło mi się w oczy, że harpiopodobne coś poderżnęło gardło Rafaelowi, nim którekolwiek z jego rodzeństwa zdążyło zareagować… i tyle by było z władzy nad obozem… trochę szkoda.

* * *


Licząc na oko było kurewsko dużo zabitych herosów, potworów kilka. Sun latał se kurwa nad obozem, a ten który dowodził pierdolonymi potworami stał gdzieś z daleka i raz po raz zabijał któregoś obozowicza swoją magią, czy czym on kurwa tam włada?

I w końcu udało mi się ogarnąć fakty. Skoro on dowodzi to zabicie go sprawi, że te pierdolone potwory nieco osłabną… nieco i o ile te kurwy mogą osłabnąć.

-Ja to zrobię! – Ryknął mi do ucha Max – Tylko ja mogę do niego podejść!
-Pierdolisz?! – Odparowałem cios ze strony jakiegoś człekopodobnego potwora.
-Nie – pokręcił niepewnie głową i odbiegł.

Miałem go wołać, ale w tym momencie czyjaś strzała przecięła mi koszulkę oraz skórę na klatce piersiowej.

-SUN! – Ryknąłem w kierunku chłopaka który właśnie zsiadał ze smoka.

Zabiłem potwora i pognałem bezmyślnie w kierunku syna Tanatosa. Spojrzał na mnie obojętnym wzrokiem po czym powiedział:
-Död… Nazywam się Död.

-Kurewsko mało mnie to interesuje – zamachnąłem się, ale w tym momencie z gardła smoka wydobył się przerażający, kurewski ryk i zwierze przygniotło mnie do ziemi – No i kurwa zajebiście – jęknąłem próbując wyrwać się z uścisku smoka.
-No i co by tu zrobić? – Głos Sun’a był iście spokojny – Zmiażdżyć? Rozszarpać? Spalić?
-Kim jesteś i co kurwa zrobiłeś z tamtym pierdolonym dzieciakiem?!
-Nazywam się Död i niedługo umrę – odpowiedział.
-Oczywiście – warknąłem i powstrzymałem przekleństwo kiedy smok wbił mi pazury w ramiona – bo ja cię zabiję!
-Zmiażdż – rozkazał Sun.

No i to jest ten pierdolony moment kiedy mogę się modlić, żebym chociaż trafił z opóźnieniem do Tartaru.

Ale w chwili kiedy traciłem już resztki powietrza w płucach i nie byłem w stanie złapać oddechu słońce zaczęło odgrywać cyrk… Świeciło tylko i wyłącznie w oczy smoka, wszystko inne było spowite cieniem, tylko te jego pierdolone oczy, czerwone ze wściekłości.

Ten pierdolony smok zaczął się rzucać, oberwałem kilkunastu centymetrowym pazurem w policzek, ale udało mi się zwiać i słońce wróciło do normalności.

Smok padł na bok, żywy… ale oślepiony, pierdolona bestia. Ale zaraz obok stał Steven, a po jego prawej Topaz z tym swoim mieczem, który przy okazji ma kilka dodatkowych ostrz które rżną wszystko jak pierdolona piła mechaniczna.

Sun miał coś krzyknąć ale w tym momencie Topaz błyskawicznie pojawił się za nim i przyłożył mu swój miecz do gardła i po chwili warknął:
-Jedna moja myśl, zdrajco, a z gardła zostaną ci paseczki.

Sun nie wydawał się specjalnie przerażony, natomiast patrzył w osłupieniu na ciągle oślepionego pierdolonego smoka… i zajebiście.

-Zostaw go – ryknąłem do syna Eris – Ja chcę go zabić!
-Nie będę się z tobą bawił – odwarknął Topaz – To nie gra kto pierwszy ten lepszy! Ja go nie zabiję.
-Więc ja to zrobię! – Wyciągnąłem sztylet i ruszyłem w stronę Sun’a.
-Powiedziałem, że go nie zabiję – warknął Topaz – Ty też tego nie zrobisz.
-Żebyś się kurwa nie zdziwił!

Zamachnąłem się sztyletem. I jak zwykle kłania się moja szybka reakcja… ja pierdolę…

Topaz odepchnął Sun’a, a ja nie zdążyłem tak jakby zahamować ciosu… a może nawet widziałem, że trafię syna Eris, ale kurwa co on mnie interesuje? Nie mniej sztylet trafił w niego… prosto w niego… pięknie kurwa…

ђ SUNAJ ђ



Czemu to zrobił?...

Czemu? Przecież jestem śmieciem. Czemu mi pomógł? Wszyscy dokoła walczyli, a tutaj… a tutaj czas zdawał się zatrzymać. Ten cały syn Eris przyciskał dłoń do prawego oka, z którego strumieniem płynęła krew, gdzieś obok Steven próbował zmusić go do wstania, ale nic to nie dawało, do chłopaka nic nie docierało.

Przed nimi Jack walczył z potworem, nie pozwalając by ten zbliżył się do rannego.

A ja? A ja leżałem jak ten debil na trawie, wciąż będąc w szoku, że ktoś kogo prawie nie znam mnie uratował.

Najpierw straszył zabiciem. Później powiedział, że tego nie zrobi. Zabronił zrobić to swojemu towarzyszowi, a później przyjął na siebie cios. Czemu? Przecież ja jestem nic nie warty… nic… kompletnie.
Zdradziłem obóz. Zabiłem obozowicza. Teraz walczyłem przeciwko nim. Czemu ktokolwiek o zdrowych zmysłach mnie uratował.

Nils już się ocknął. Trącił pyskiem moje ramię, a ja poklepałem go po głowie.

-Dziwny dzień – stwierdziłem – Pomóż Ash’owi – poleciłem.

O ile nie jest już za późno… - dodałem w myślach.

Smok kiwną głową, spojrzał mi w oczy jakby mówił, że będzie dobrze, po czym odleciał.
Westchnąłem ciężko.

-Topaz, nie dotykaj rany! Nie dotykaj jej! – Steven w końcu nie wytrzymał i zaczął potrząsać Topazem.
-Ty mnie nie dotykaj… - jęknął jakby był pijany, syn Eris.

Steven westchnął ciężko.

-Wda się zakażenie.
-Idź walcz.
-Nie mogę.
-Idź.

Steven pokręcił głową.

-Powiedziałem…
-NIE JA POWIEDZIAŁEM! IDŹ!

Topaz wstał na równe nogi i otoczyła go fioletowo-różowa mgła, a kiedy się odezwał brzmiał jakby dwie osoby mówiły w jednym momencie:
-Nic mi nie jest! – Ryknął na całe gardło – A teraz pójdę pobawić się z potworami!

Ale najpierw podszedł do Jack’a i uderzył go z całej siły w twarz, by po chwili samymi dłońmi rozsypać najbliższego potwora w pył… rzucił coś jeszcze w stylu:
-Yo, motherfucker!

A ja miałem ochotę spytać: Co do cholery jasnej?

Steven westchnął ciężko i po chwili ryknął niespodziewanie do Jack’a:
-Rozwaliłeś mu oko! Całkiem je rozwaliłeś!

Jack jęknął coś pod nosem.

-To nie ma teraz znaczenia – wyszeptałem – Musicie jakoś powstrzymać Ash’a.
-Max się tym zajmuje – warknął Jack – A tobie zaraz jaja utnę, gówniarzu pierdolony!
-Na oku na dzisiaj skończ – Steven wstał i spojrzał ponurym okiem na walkę – Jest nas mało… ale Topaz… nie, to coś, całkiem wyrównuje nieźle szeregi.
-No i kurwa prawidłowo!

Steven niespodziewanie uderzył Jack’a w splot słoneczny.

-Jeśli kolejna osoba, którą lubię zginie będę zły… bardzo zły, Jack – warknął kiedy syn Hermesa zgiął się w pół. Po chwili spojrzał na mnie – Pomożesz go więc powstrzymać? Czy może dalej chcesz walczyć?

Nie chciałem. Nie to, że heroiczna postawa syna Eris jakoś specjalnie zmieniła moje nastawienie, ale przybyłem tu umrzeć i tylko tyle. Na nic więcej nie liczyłem… a kolejna zmiana stron? I tak wszyscy będą mi mieli wszystko za złe… jak zwykle.

-Pomogę – odpowiedziałem po chwili.

Steven uśmiechnął się ciepło i po chwili przedzieraliśmy się przez gąszcz potworów i trupów przywołanych przez di Angelo.

ђ ђ ђ


Ale już docierając na miejsce gdzie powinien być Ash wiedziałem, że coś się stało. Potwory nagle, zaczęły tracić takie samozaparcie, niektóre w ogóle zwiały.

-Nieważne – rzuciłem – Nie żyje.

Steven jednak biegł dalej i uwierzył mi dopiero kiedy zobaczyliśmy nieżywego Ash’a, a nad nim klęczącego i płaczącego cicho i praktycznie nie widocznie Max’a.

Pokręciłem głową.

-Teraz tylko zająć się tymi kilkoma potworami co zostały – westchnąłem.

Max potwierdził drżącym głosem i wtedy przybył Jack.

-Ja pierdo… - urwał – Max! – Jack wytrzeszczył oczy.

Chłopak rzucił się na syna Hermesa i przytulił się do niego jak dziecko.

-Te… dzieciaku – Jack pokręcił głową ale po chwili pogłaskał go po głowie i nie powiedział nic więcej.
Za to Max warknął:
-Zabij mnie.

-Później – Jack najwyraźniej uznał to za żart.
-Nie żartuję – wycedził syn Fatum.

Steven gdzieś odszedł, więc nie liczyłem na to, że przemówiłby do rozsądku młodemu. A Jack… Jack to Jack.

-Ej no stary…
-Zabij mnie do cholery! – Max uderzył go w pierś – Zabij mnie! Teraz!

Jack westchnął ciężko… nie no bez jaj, Jack nie jest taki durny nie…

Ale najwyraźniej jest. Wziął swój zakrwawiony sztylet i skierował go w stronę Max’a który ze łzami w oczach mu dziękował. Jack tylko pokręcił głową i powiedział ponuro:
-Dlatego nigdy nie mam przyjaciół.


Odwróciłem wzrok, ale głowa mnie bolała… tak cholernie mnie bolała, nawet po tym kiedy ciało chłopaka uderzyło o ziemię. 

***

Przede wszystkim ważna informacja To jest ostatni ROZDZIAŁ, tej części. Tak ROZDZIAŁ bo albo jutro albo pojutrze będzie coś co nazywa się ZAKOŃCZENIE, bo epilogiem tego nie nazwę. 

Druga ważna informacja:
Postanowiłam napisać III część, ale będzie... bardzo, bardzo inna od dwóch pozostałych. Bardzo inna, co zobaczycie po zakończeniu :3 

Tak wiem, że ten rozdział jest do dupy i musicie mi wybaczyć, ale... no po prostu musicie mi wybaczyć ;_;

Tak więc dzięki wszystkim którzy nie pozasypiali i trzymajcie się ciepło! 

21 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatni, przynajmniej tej części... nie przejmuj się, jutro pewnie mózg ci eksploduje x"D

      Usuń
    2. Oj sorry nie czytałam jeszcze końcówki xD Przy końcówce pierwszej części Jacka Teksas z dużej xD

      Usuń
    3. No też można xDD I tak ci eksploduje x"D

      Usuń
  2. Ej.. Bo ja ci takiego koenta strzeliłam i zezarło..
    No taki piękny... ;-;
    A idę sie zabić ok?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo, długi rozdział <3
    Jak miło!

    Zabieram się do czytania :D (kubek w łape, nożyczki jak najdalej od siebie, żeby się nie pociąć jak ktoś zginie)

    "prawdopodobnie powinienem się śmiać z tego powodu… w końcu nie był kimś kogo lubiłem… nie był kimś ważnym dla mnie… na dodatek wyrządził mi trochę złego… ale nie skakałem z radości kiedy palili jego całun." Topaz jest ieczuły! Ja mu dam nie płakac na pogrzebie Nathanaila...

    "Jego całun był ładny. Czerwony… pasowało to do niego, nie wyobrażam sobie, żeby jakiś inny kolor pasował by do tego di Carlo… czerwień… impulsywna, żywa… naiwna… ale również groźna." Śmiechłam xD. Nat groźny? XDDD

    "Oscar stał najbliżej, ze spuszczoną głową, w dłoniach obracał coś co przypominało zaschniętą różę o dwóch kolorach…" Czyli jednak wziął tę róże. No brawo...

    "Ale ja patrzyłem przede wszystkim na Oscara." Wtf, powiedziałabym, że nowy parring, aleee xD. Nie no, czyli teraz Oscar to bóg seksu? :D

    "oczywiście mówię tu o czysto rodzinnej miłości. " Hahahahahahahaha.... jasneeee XDDD. Topaz, you know nothing xDD

    "Jak można w ogóle podchodzić do osoby, która właśnie kogoś straciła, poklepać ja po głowie i powiedzieć, że będzie dobrze? Nie na miejscu." Dokładnie.. to jest najggorsze co można zrobić...

    "jest demonem, nie może czuć smutku, ale wydaje mi się, że lubił Nathanail’a…" bo dobre ruchable bylo xD

    "Coś zabiło tylu obozowiczów. Jestem pewien, że to co zabiło Nathanail’a i tych wszystkich innych, zrobiło coś Feli!

    Percussus nie odpowiedział." Demon winny! zły i głupi demon!

    "Obok niego teraz klęczała Nataline, wtulała się w niego… " Jezuuus, ta to jak się pojawia to zawsze się do kogoś klei xDD

    "I coś czuję, że zostanę filozofem…" Nowa droga w życiu Topaza xD

    "Cóż za niespodziewana rzecz, prawda? – Śmiał się dalej – Kociaku, ta dziewczyna była Łowczynią." Co kurwa?!

    "-Ona nie jest wiedźmą – zaprzeczyłem – Nazywa się Felicia.
    -Wiem, wiem – uśmiechnęła się hipnotyzująco – A ty jesteś tym chłopakiem co to cały czas wlepia na nią oczy, nie?
    -Nazywam się Topaz – wycedziłem – I nie wlepiam. Szukam jej." Ale z tej dziewczyny ignorantka imieniowa xDD

    "-Nie jesteście razem? – Zdziwiła się." Hahahaha, bardzo subtelne to z jej strony było xD

    "Masz problem, Percussus? I coś się z tamtą laską zmówił? Nie. Szukam. Dziewczyny. Okej?
    A chłopaka?
    A idź." hahahahahaha XD Percussus by chciał xDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Feli raz po raz mówiła coś… nie w jej stylu było bezsensownie pocieszać i w sumie zastanawiałem się co takiego mówiła…" Sibi w wersji damskiej? XD

      "czemu więc w dalszym ciągu jest w stanie pocieszać innych? Pomagać im? Czemu nie zrobi tak jak ja? " Feli taka Matka Teresa z Kalkuty xD

      "Feli nie jest mną. Różnimy się." Brawa za inteligencje xD

      "-Ale to nie Percussus złamał obietnicę złożoną samej bogini. Jak mogę zaufać komuś kto złamał śluby złożone Artemidzie?
      -To twoje słowa czy jego?
      -Nasze – odpowiedziałem nim zdążyłem się zastanowić." Bogowie, Topaz zachowuje sie jak Gollum z LOTR.. Zaraz zacznie gadać, że ma jakiś skarb XD

      "On jest mój! Rozumiesz, dziewczyno?! MÓJ! On jest TYLKO mój! ZOSTAW GO W SPOKOJU! Rozumiesz dziewucho?! To jest m ó j kociak! Spróbuj go tknąć! Spróbuj mu znowu mieszać w głowie! Spróbuj zrobić cokolwiek co mnie wkurwi! A pożałujesz! Rozumiesz szmato?! On potrzebuje tylko mnie! TYLKO MNIE!" Percussus.. wdech wydech... spokojnie.. no już... zazdrość nie pomaga xD

      "Nie jestem durniem, ale nie wiem komu ufać. " jesteś durniem xD

      "-Topaz… po prostu bardzo mi kogoś przypominasz – spojrzała w niebo – I nie chcę, żebyś skończył tak samo. Jesteś dobry, zbyt dobry, a wewnątrz ciebie kiełkuje zło… jeszcze chwila i całkiem cię pochłonie, a ja tego nie chcę." Oho xD Chyba przypomina jej ex-seks-boya xD

      "Nie miałem pojęcia co miałbym niby odpowiedzieć… „Aha, więc jesteśmy kwita?” nie brzmiało to dobrze." hahahaha nie moge xDD Ale skąd Feli wie? XDDD PODGLĄDAŁA!

      "-Pachniesz innym mężczyzną – jego głos był co najmniej wściekły – Dziwka." Co? hahahaha XDD Jebłam xD. Co to było? XDDDD

      "Moją matką jest Apate. Zdrada i oszustwo to jej prawdziwe imiona. Mam coś z matki, oszustwa… w tym jestem najlepszy. Ale również zdrada nie jest mi obca." Łoło, nie znałam tej bogini xDD. Nooo nieźle :D

      "Ostrzyłem nóż, nigdy nie jest zła pora aby przygotować broń." Przezorny zawsze ubezpieczony xD

      "-Robisz to lepiej od większości z twojego obozu – zagadał.
      -Wiem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
      -Nie powinieneś być w rzymskim Obozie?
      -Nie – odparłem." Shepherd taki rozmowny... powinien być spartaninem! Za lakoniczność xD. Chociaż w sumie, Sparta była polis greckim.. no w sumie to jest na swoim miejscu xD

      "-A i owszem… wiesz ile będzie teraz krwi?" Shepher w gorącej wodze kąpany xDDD. Chyba z litr, nie? :D

      "Tylko chyba nie mam popcornu." Jaka szkoda.. przynieść? :D

      Usuń
    2. "Dopiero teraz poczułem, że Nathan trzymał mnie za nadgarstek… ugryzłem go w dłoń i wyrwałem się." Ale samoobrona pierwsza klasa xDDD

      "-Musimy podtrzymać barierę! – Ryknął jakiś syn Ateny.
      -Za późno – zniszczył mu plan Matt.
      -W takim razie musimy bronić tego miejsca! Rzymianie są gotowi pomóc! – Ryknęła Reyna.
      -Jakie poświęcenie – skomentował Matt.
      -A może ty coś zaproponujesz? – Warknął jakiś dzieciak od Hekate – Nawet nie wiemy kim jesteś, ale pomijając fakt.
      -Jestem tak jakby śmiertelnikiem" Matt taki pomocny xDDD

      "-Miło z twojej strony – odezwałem się i zacząłem bawić się nożem – To na co czekacie? – Zwróciłem się do wszystkich – Oni już tutaj biegną.

      "I jakby na zawołanie ziemia zaczęła się trząść pod nogami potworów." Cóż za wyczucie czasu xD

      "-Rzymianie brońcie tego obozu! – Ryknęła pretorka wyciągając miecz - Ad arma, utpote amici!" Łacina!!!! XDDD

      "Gdzieś na niebie lata smok z jeźdźcem na grzbiecie" Sunaaaaaaaaaaaj! W końcu xD

      "Mam zamiar dzisiaj pobić rekord bluzgania." Okie... to ja licze, Jack!

      51! Szacun!

      "-Tak z dupy przyszli! – Warknął w moim kierunku Max.
      -A myślałeś, że wyślą sms-a? – Ryknąłem i zamachnąłem się mieczem na jakiegoś potwora odcinając mu tym samym łeb." zadzwonią xDD

      "Gorzej, że nawet nie byliśmy kurwa w pierdolonych zbrojach." Taaaaaaki tyci problem XD

      "Bo kurwa po kij matematyka! Po kij, kurwa! No jasne! Ja pierdolę!" Tak! to wszystko wina matematyki xD

      "Dobra… ten pierdolony obóz Jupiter czasami na coś mi się kurwa przydaje… ale niech mnie kurwa piorun pierdolnie jeśli miałbym tam wrócić." No do Octaviana nie wróci? XDDD

      "A później rzucił mi się w oczy smok i już wiedziałem, że Sun sobie kurwa lata a my walczymy." Chyba zazdrości Sunajowi xD

      "Później rzuciło mi się w oczy, że harpiopodobne coś poderżnęło gardło Rafaelowi, nim którekolwiek z jego rodzeństwa zdążyło zareagować… i tyle by było z władzy nad obozem… trochę szkoda." A mnie nei xDD Wcale a wcale xD

      "Skoro on dowodzi to zabicie go sprawi, że te pierdolone potwory nieco osłabną… nieco i o ile te kurwy mogą osłabnąć." Że Sunaj taki alfa? :D

      "-Pierdolisz?! – Odparowałem cios ze strony jakiegoś człekopodobnego potwora.
      -Nie – pokręcił niepewnie głową i odbiegł." Dwuznacznie to zabrzmiało XD

      "-Död… Nazywam się Död." A ten zaś swoje....

      Usuń
    3. "zamachnąłem się, ale w tym momencie z gardła smoka wydobył się przerażający, kurewski ryk i zwierze przygniotło mnie do ziemi – No i kurwa zajebiście – jęknąłem próbując wyrwać się z uścisku smoka." Boziu, biedny Jack :<

      "-No i co by tu zrobić? – Głos Sun’a był iście spokojny – Zmiażdżyć? Rozszarpać? Spalić?" Życiowe dylematy XD

      "-Nazywam się Död i niedługo umrę – odpowiedział." Noo... w kij optymistyczny dzieciak xD

      "Sun nie wydawał się specjalnie przerażony, natomiast patrzył w osłupieniu na ciągle oślepionego pierdolonego smoka… i zajebiście." Bo zwierze cierpi!!! Okrótne :<

      "Nie mniej sztylet trafił w niego… prosto w niego… pięknie kurwa…" No refleks niesamowity.. Biedny Topaz :<

      "Czemu? Przecież jestem śmieciem. Czemu mi pomógł?" Sunaj ma niezwykle wysoką samoocene xD

      "-Topaz, nie dotykaj rany! Nie dotykaj jej! – Steven w końcu nie wytrzymał i zaczął potrząsać Topazem.
      -Ty mnie nie dotykaj… - jęknął jakby był pijany, syn Eris." Nawet ranny Topaz broni się przed chłopakami xDDD

      "Ale najpierw podszedł do Jack’a i uderzył go z całej siły w twarz, by po chwili samymi dłońmi rozsypać najbliższego potwora w pył… rzucił coś jeszcze w stylu:
      -Yo, motherfucker!" Hahahahaha co za Percussus xDDD. Zrobi sobie balange z potworami xD. I Jack ma szczęście, że demon go nie zabił... (swoją drogą chyba bym Cię zabiła gdybyś zabiła Jacka xD)

      "Steven westchnął ciężko i po chwili ryknął niespodziewanie do Jack’a:
      -Rozwaliłeś mu oko! Całkiem je rozwaliłeś!" No to Jack miał cela...

      "-Max się tym zajmuje – warknął Jack – A tobie zaraz jaja utnę, gówniarzu pierdolony!" Hahahaha, Jack <3
      Tak wgl chyba powinnam doliczyć przekleństwa Jacka z innych narracji.. no ale xDD

      "Steven niespodziewanie uderzył Jack’a w splot słoneczny." No, to był cios poniżej pasa xD

      "Nie chciałem. Nie to, że heroiczna postawa syna Eris jakoś specjalnie zmieniła moje nastawienie, ale przybyłem tu umrzeć i tylko tyle. Na nic więcej nie liczyłem… a kolejna zmiana stron? I tak wszyscy będą mi mieli wszystko za złe… jak zwykle." Zawsze wina Sunaja.. tak poza tym Tak wgl to powinien być synem jakiejś bogini zmiennych decyzji, czy coś xDD

      "-Nieważne – rzuciłem – Nie żyje." Oooj tam. O jednego dupka mniej xDDD. Takie przejęcie xd

      "Ale najwyraźniej jest. Wziął swój zakrwawiony sztylet i skierował go w stronę Max’a który ze łzami w oczach mu dziękował. Jack tylko pokręcił głową i powiedział ponuro:
      -Dlatego nigdy nie mam przyjaciół." O Boże... No kurwa ;o. Ja.. nie mam pytań. no żadnych. ni chuj ;o. Generalnie... kulturalnie.

      Usuń
    4. Tak wgl zajebiście zakończony ten rozdział ;o Zaskakujesz mnie coraz bardziej CP...
      Wcale nie nudny! Pełny akcji i emocjonujący! Serio :D. Bardzo mi się go szybko czytało :D Lekko napisany!
      Nie moge wyjść z podziwu ^^
      I wiesz, jako że niedawno czytałam wszystko od początku na Twoim blogu... To bardzo uderza mnie różnica między początkami, a aktualnymi rozdziałami. Ale na plus! Bardzo Ci się pisanie zmieniło.. i nabawiłaś się dbałości o szczegóły :D No i teraz jest po prostu zajekurwabiście :D

      I nie mogę się doczekać trzeciej części! Jeeeej, jak Ty zajebiście piszesz!
      Aż mi szkoda, za tak beznadziejnego komenta -,-

      No nic, pozostało mi ładie i cierpliwie czekać.
      I życzę mnóstwa weeeeny! Bardzo! I wszystkiego, naprawdę! :D

      Amen XD

      Usuń
    5. No jakoś tak wyszło xD

      I widzisz? Nożyczki czują się odrzucone x"D

      Wiesz było nie było to Nat tak jakby go zgwałcił xD

      No odsyłam wyżej xD

      No co miał zrobić? ;^;

      x"D No cóż... why not? I cóż... no brata musi zastąpić xD

      Dooooookładnie, Topaz nie wtajemniczony xD

      Yeep, pamiętam jak mnie to wkurwiało jak miałam te 10 lat i tak każdy mi pieprzył *kręci głową* wkurwiające xD

      No tak, bo Percussusowi tylko o to chodzi xD

      :x

      Yeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeep, Topaz będzie łaził po wioskach i filozofował

      Reakcja x"D

      No dokładnie, jak może? XD

      No wiesz, musiała sytuacje wybadać x"D

      No przecież oczywiście, że by chciał xD

      Nope x"D

      Bo może xD

      No wiesz... Topaz też nie jest najmądrzejszą istotą na świecie xD

      Czy ja wiem? XD Ale co ja wiem?

      Za późno *patrzy na zakończenie i kręi głową*

      Nie xD

      A nie xD

      Stalker kurwa xD

      Matt... po prostu Matt... scrolluj dalej xD

      Yey! Udało się coś! xD

      Dokładnie xD

      Wiesz Shepherd ogólnie za wiele nie mówi xD No co zrobisz? Nic nie zrobisz? Ale w sumie fakt xD

      Jak zawsze xD No troszku dużo xD

      Możesz mu przynieść xD

      Wiesz Shepherd był zbyt zajęty rozmyślaniem kim ten Matt jest x"D

      No oczywiście, przecież to je najbardziej pomocny człowiek ever x"D

      Bo wszyscy lecą na Matt'a x"D

      Yep!

      No co? Jest? Jest xD

      Hahahahahaha xD Boże, on jest uzależniony od przeklinania x"D

      No w sumie też mogą xD

      No dokłądnie x"D

      Yep, jeszcze, żeby Jack umiał matmę x"D

      No nje wjem, nje wjem x"D

      No w sumie to tak toćku xD

      No wiesz on musiał kulturę zachować xD

      Yep xD

      Nie moja wina, nie moja xD

      Bo nie lubi swojego "słonecznego" imienia, If you know what's I mean xD

      No biedny, ale on ma pecha x"D

      Problemy obecnych nastolatków xD

      No co zrobisz? NIc nie zrobisz!

      XD Przemoc nad zwierzęciami!

      Będzie piratę ;_; ni śmieszne

      *wzrusza ramionami* Jak moja x"D

      Dziwsz się? X"D

      No wiesz Percussus wkracza do akcji więc rozpierdol jest xD
      Wiesz... później trochę jeszcze oberwie, w końcu tknął kociaka, było nie było x"D

      No tak toćku... ;-; I oko boli kurwa ;_______________;
      Ale wiesz w końcu go rzymianie szkolili xD

      No szo? XD
      W sumie to tak xD

      No co zrobić? Przynajmniej oberwał raz jeszcze DX

      Wiesz on z początku miał być od Styks xD

      Szczególnie, że przed chwilą jeszcze mu pomagał xD

      No przynajmniej był szczery ;-;

      A dziękuję xD

      Ale za szybko ta akcja się ruszyła xD Ale dziękuję x3

      Ja wiem, ja się załamuję nad początkiem i to cholernie i ciągle nie mogę wyjść z zaskoczenia jak ktoś przez te pierwsze rozdziały w ogóle przebrnie xD
      Ale dziękuję ^^

      Myślę, że może nawet dzisiaj uda mi się prolog dodać, jak tak to dołączę do zakończenia xD
      I wcale nie jest beznadziejny *^*

      cierpliwości więc xD
      Dziekuję za wenę i za wszystko i za koma X"D

      Usuń
  4. Ej ja tu żadnego konkreta nie strzelę. Ni chuja. Tu się nie da. To jest niby chujowe, ale zajebiste. Jak żyć? Kurwa idę się pociąć. Jedna rana więcej, jedna rana mniej, co za róźnica? Proszę, uśmierć Nico, albo Percy'ego. Kocham ich, ale będzie fajnie... inaczej.
    Kurwaaa! Jack! Ty suko ruska, pierdolona! Znajdę cię i rozjebię na drobne kawałeczki!
    Tyle co do rozdziału.
    W chuja weny.
    I teraz przez ciebie łażę i kurwa przeklinam.
    Pierdolę to. Idę oglądać mecz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. X"D Tak zwalony rozdział xDD

      No ni tnij się, kurdeble *kręci głową*

      Cóż zobaczysz xD

      Hahahaha xDDD Jaka opinia o Jack'u x"D

      Dzięki za wenę xD

      Nie przejmuj się ja sama tak mam xD

      Usuń
  5. Komentarz nadchodzi!

    Rozdział super, genialny i w ogóle, nie narzekaj, że nudy, bo nieprawda *^*

    mnie już rozwalił sam tytuł rozdziału... nie wiem czemu... xDDD

    "ale nie skakałem z radości kiedy palili jego całun." no to by było trochu dziwne... xDDD

    "Jego całun był ładny. Czerwony… pasowało to do niego, nie wyobrażam sobie, żeby jakiś inny kolor pasował by do tego di Carlo… czerwień… impulsywna, żywa… naiwna… ale również groźna." i znowu mam smuta ;--;

    "Jeszcze gorzej było patrzeć na drugiego bliźniaka… którego już ciężko z resztą będzie nazwać bliźniakiem… bardziej kimś kto kiedyś miał brata." smutek jeszcze bardziej ;---;

    "wydawał się martwy, z każdą minutą zdawał się być coraz bardziej uschnięty, szczególnie jedna część… czerwona." baaardzo mi tu pasuje ta piosenka, ni wim czemu...----> https://www.youtube.com/watch?v=wT_ObQMSs3U

    "Nikt inny na niego nie patrzył, wszyscy ślepo byli wlepieni w ogień… niektórzy faktycznie byli smutni inni zdawali się stać tutaj z przymusu." bo to takie "Co nas obchodzi, że ktoś umarł? to jest nudne!"

    "nie miałem rodzeństwa ale podejrzewam, że każde rodzeństwo w gruncie rzeczy się wzajemnie kocha…" i tu ma rację... *^*

    "Więc nawet jeśli Oscar z reguły nienawidził Nathanail’a tak teraz… teraz płakał. Cicho. Praktycznie niewidocznie." bo to jest taki najgorszy rodzaj płaczu ;----;

    "Jak można w ogóle podchodzić do osoby, która właśnie kogoś straciła, poklepać ja po głowie i powiedzieć, że będzie dobrze? Nie na miejscu." właśnie, to jest takie wkurwiające zawsze... "no już, nie ma co rozpaczać, życie toczy się dalej"... to jest kurwa najbardziej wkurwiający tekst na pocieszenie po czyjejś śmierci, jaki słyszałam >.<

    "Uniósł delikatnie kwiat, po czym wrzucił go do ognia…" nie wiem czemu, ale to je takie najsmutniejsze z tego wszystkiego ;---;

    "Wtedy też Oscar opadł na kolana, tak jakby sam chciał rzucić się w ten ogień, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa." i zostałby Fonosem, a jego domenami byłyby żal i strata ^^

    "Wtedy nagle wszyscy magicznie zdali sobie sprawę z tego, że to nie dla wszystkich jest pożegnanie zwykłego obozowicza… że ktoś może teraz tracić pewien sens w życiu." no kurwa suprajs >.<

    "Nie. Obiecałem, że zabiję tego który zranił Feli… - warknąłem – Mam po części dowód, że jest na tym obozie!" a więc Topaz jednak jest kretynem... xDDD

    "Coś zabiło tylu obozowiczów. Jestem pewien, że to co zabiło Nathanail’a i tych wszystkich innych, zrobiło coś Feli!" no nieprawdokurwapodobne... no shit Sherlock xDDD

    "I coś czuję, że zostanę filozofem…" nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie... filozofem ma zostać Jack... Topaz niech sobie znajdzie własną drogę w życiu xDD

    "Nie możesz mi się sprzeciwiać! Nie teraz! Nie w tym momencie! Masz stąd odejść! Rzucić tę dziewczynę w cholerę! Zostawić tych obozowiczów na pastwę losu!" Percussus taki wkurwiony... może on ma okres? xDDD a tak serio... to coś czuję, że będzie tak, że Topaz się go pozbędzie, ale Percussus nie umrze i jakiś czas później wróci na obóz w głowie jakiegoś innego dzieciaka xDDD (czemu ja ostatnio na wszystkich mówię "dzieciak"? xDDD)
    *cdn*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *cd*
      "Złamała te swoje chrzanione śluby, powinna radzić sobie sama! Nie potrzebuje pomocy!" no! dokładnie! zgadzam się z Percussusem! *^*

      "Kociaku, ta dziewczyna była Łowczynią." wiedziałam! wiedziałam! byłam tego pewna! no chyba, ze gdzieś o tym pisałaś... już nie jestem pewna, czy sama się domyśliłam, czy co było coś dokładniej o tym wspomniane xDDD

      "Niemożliwe – warknąłem.
      Nie? A jednak, kociaku, a jednak to prawda."
      Nieprawdopodobne, a jednak xDDD

      "Wiem, wiem – uśmiechnęła się hipnotyzująco – A ty jesteś tym chłopakiem co to cały czas wlepia na nią oczy, nie?" haha, już wszyscy to widzą xDDD

      "-Szła z Oscarem – przerwała mi – Oczywiście nic między nimi nie było czy coś, więc…
      -Czemu mi to mówisz?
      -Nie jesteście razem? – Zdziwiła się."
      takt to ona ma we krwi... i doszłam do wniosku, że z postaci żeńskich to jeszcze Yuno lubię xDDD

      "Jak już masz sobie dziewczynę znaleźć, to mogłaby to być chociaż ona" ej, to nie jest taki zły pomysł... w sumie ten parring jeszcze by nie był tak irytujący jak ten, że to Feli jest z Topazem... xDDD pomijając fakt, że dopiero niedawno ogarnęłam, skąd wzięłaś imię i nazwisko Yuno... xDDD

      "Masz problem, Percussus? I coś się z tamtą laską zmówił? Nie. Szukam. Dziewczyny. Okej?
      A chłopaka?
      A idź."
      Kurwa, jak ja kocham te ich rozmowy <3

      "nie w jej stylu było bezsensownie pocieszać i w sumie zastanawiałem się co takiego mówiła…" pfff... jakby było nad czym...

      "Nie zamknie się w swoim pokoju? Nie podoba mi się, że w takiej sytuacji wyszedłem na większego tchórza od niej…" a ja właśnie stwierdziłam ostatnio, ze tchórzem jest ten, kto pomaga, bo chce jedynie odseparować się od swoich problemów i ich unikać... serio,do takiego doszłam wniosku i teraz staram się mieć wyjebane na ludzi xDD (mówi ta, co jutro idzie dzieciakom malować twarze i rozdawać cukierki, bo jest zbiórka pieniędzy na drużynę biegową... tak, faktycznie, mam wyjebane, nie ma co xD)

      "Feli nie jest mną. Różnimy się." kurwa... Topaz ma zapłon lvl Percy... xDDD

      "Zrozum ja nie miałam jak tego powiedzieć. Nie znamy się tak długo, a to jest moja tajemnica, którą nie wiem skąd, aczkolwiek domyślam się, wiesz." i chuj jej w oczodół, i tak jej nie lubię *^* xDDD

      "Wziąłem głęboki wdech." bo oddychanie jest ważne xDDD

      "Komu ufasz? Demonowi czy mnie?" ten demon ma imię... i ciekawe, czy jakby Feli wiedziała, co przeszedł Percussus za życia, to nadal by go tak bardzo nie lubiła i w ogóle... >.<
      *cdn*

      Usuń
    2. *cd*
      "-Nasze – odpowiedziałem nim zdążyłem się zastanowić." i tego się trzymajmy! *^*

      "Percussus jest jedyną osobą która zna mnie najbardziej! Nie próbuj nawet udawać, że wiesz od niego więcej! Rozumiesz?!" no niestety nie rozumie...

      "Topaz… to nie są twoje słowa, prawda? – Powtórzyła." kobieto, zmień płytę...

      "Głupia dziewucha! – Ryknął nagle Percussus, tak głośno, że miałem wrażenie, że zaraz rozwali mi głowę – On jest mój! Rozumiesz, dziewczyno?! MÓJ! On jest TYLKO mój! ZOSTAW GO W SPOKOJU! Rozumiesz dziewucho?! To jest m ó j kociak! Spróbuj go tknąć! Spróbuj mu znowu mieszać w głowie! Spróbuj zrobić cokolwiek co mnie wkurwi! A pożałujesz! Rozumiesz szmato?! On potrzebuje tylko mnie! TYLKO MNIE!" pełne poparcie dla Percussusa i w ogóle... niech ona się nie miesza... niech sobie znajdzie kogoś innego... Topaz jest Percussusa *^*

      "Temu co mnie zna czy tej która jest mi z innego powodu bliska. " to "z innego powodu bliska" skojarzyło mi się z jakimś wierszem... tylko kurwa nie wiem z jakim... xDDD

      "Ciężko było nie słyszeć – darowałem sobie ten komentarz." a szkoda, mógłby być wredny, Nat'owi jakoś umiał odpyskować...

      "Czemu ona współczuje mi? Czemu mi? Czemu nie może tak jak każdy przechodzić koło mnie obojętnie?" nie prawda... Yuno była spoko... ona mogłaby się w sumie nadawać... yay, chyba pierwszy ship hetero, jaki mam u ciebie... demoralizujesz mnie xDDDD

      "To nie jest tak, że robię to całkiem bezinteresownie, Topaz – odpowiedziała nagle." mój mózg jest baaardzo zboczony ;-;

      "-Kiedy?
      -Na misji… z Matt’em – odpowiedziała poważnie."
      Feli stalker xDDD

      "I znowu nie jestem pewien czy dobrze zrobiłem." to ja podpowiem... bardzo, bardzo źle... xDDD

      "Cóż za niespodzianka –wyszeptał ktoś nagle koło mojego ucha – Spodziewałem się spotkać kogoś znajomego, ale nie od razu. Cześć, kociaku." i już wiadomo, kto wpadł z odwiedzinami ^^

      "To co sprawiło, że uśmiechnąłem się w duszy był fakt, że chłopak był solidnie poturbowany, wszędzie miał jakieś siniaki, a prawą brew miał rozciętą w jakiś niezbyt sympatyczny sposób." biedny Matt ;-; btw, on jest ostatnio moją ulubioną postacią u ciebie, weź daj jego narrację *^* xDDD

      "Co tam? – Uśmiechnął się jak wariat – Tęskniłeś?" no mówię, no uwielbiam go po prostu <3

      "Pachniesz innym mężczyzną – jego głos był co najmniej wściekły – Dziwka." no nieźle... xDDD no ale... Matt *OOOOOOOOOOOOOOO* i w ogóle... Matt po raz drugi epicko zakończył narrację Topaza swoimi słowami xDDD

      "Moją matką jest Apate. Zdrada i oszustwo to jej prawdziwe imiona." no i tak jakby rypła mi się sprawa z drugą częścią u mnie, no ale... wymyśli się coś innego xDDD powoli zaczynam się zastanawiać nad tym, czy telepatia istnieje, bo to zawsze byłoby jakieś wyjaśnienie xDDD
      *cdn*

      Usuń
    3. *cd*
      "Robisz to lepiej od większości z twojego obozu – zagadał." zboczony mózgu, spokój! .-.

      "Zamknij się. Mogę sprawić, że już się nie zaśmiejesz. Nie będzie fajnie… przynajmniej dla ciebie." SO MANY DUMB WAYS TO DIE! xDDDD

      "Wysoki… cholernie wysoki, o ciemnoczerwony włosach, z turkusowymi końcówkami. Na plecach miał gitarę, a wyglądał jak wyglądał… ubrany na czarno-czerwono w lato. Gratuluję logiki, może przejść dalej." haha, Stepherd sobie urządza Mam Talent xDD no i ten... Matt <3 (bedem teraz spamić serduszkami xDDD)

      "Oczywiście macie całą armię potworów przed wejściem, ale kogo to interesujcie? Zarzynajcie się dalej. Tylko chyba nie mam popcornu." biedny... bez popcornu to nie to samo ;---;

      "Dobra, ja jako obrońca herosów i w ogóle… więc, zainteresowałem was tym wojskiem czy niezbyt?" ta, a tu nagle taka reakcja "Nie, spierdalaj" xDDD

      "Spojrzeli się na niego jak na wariata, ja jeden zerknąłem na wejście do obozu. Ciemno tam było…" a Sibi wam wszystko wcześniej tłumaczył! xD

      "-Musimy podtrzymać barierę! – Ryknął jakiś syn Ateny.
      -Za późno – zniszczył mu plan Matt."
      haha, Matt niszczy ludziom marzenia xDDD

      "Jestem tak jakby śmiertelnikiem." to "tak jakby" jednak robi trochę różnicy xDD

      "-I co zwykły śmiertelnik robi na obozie? – Warknęła jakaś Łowczyni.
      -Droga pani, dupy wam ratuję – uśmiechnął się skromnie."
      Hahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahaha, Matt skromny, dedłam xDDD

      "Zauważyłem, że kilka dziewczyn gapiło się na niego z na wpół otwartymi ustami… laski nie są takie skomplikowane. Co z tego, że nie wiadomo kim jest? Jest przystojny i to się liczy. Co za kraj?" nieprawda... Matt jest nie tylko przystojny, on jest jeszcze zajebisty *^*

      "I jakby na zawołanie ziemia zaczęła się trząść pod nogami potworów." ciii... to tylko mrówki... xD

      "Grecy również ruszyli do walki. Jasne bez przygotowania też można!" YOLO! xD

      "Ashkii syn Pasitheai. Bo oczywiście jak stare znajomości to na całego. " takie tam, kawka, herbatka po znajomości xDD

      "I graj muzyko." Stepherd też potrafi zajebiście zakończyć narrację xDDD

      "Mam zamiar dzisiaj pobić rekord bluzgania." taki rebel! xDD

      "-Tak z dupy przyszli! – Warknął w moim kierunku Max.
      -A myślałeś, że wyślą sms-a? – Ryknąłem i zamachnąłem się mieczem na jakiegoś potwora odcinając mu tym samym łeb."
      no wiesz... w średniowieczu zawsze były bitwy honorowe, raczej nikt nie napadał tak znienacka, więc... w sumie to ten zwyczaj mógłby się zachować xD
      *cdn*

      Usuń
    4. *cd*
      "Gorzej, że nawet nie byliśmy kurwa w pierdolonych zbrojach." no bo YOLO i dlatego! xDDD

      "Potworów zdawało się być coraz więcej… co oczywiście kurwa było bardzo nie fair, że nas ubywało, ich powinno też, ale nie! Bo kurwa po kij matematyka! Po kij, kurwa! No jasne! Ja pierdolę!" e tam... ja tu widzę zwykłe równanie odwrotnie proporcjonalne... xDDD

      "KURWA WASZA MAĆ! – Ryknąłem i przedarłem się przez najbliższy tłum potworów zostawiając po nich pył." Jack zabija potwory swoją zajebistością xDDD

      "Dobra… ten pierdolony obóz Jupiter czasami na coś mi się kurwa przydaje… ale niech mnie kurwa piorun pierdolnie jeśli miałbym tam wrócić." no ale... przecież Jacktavian *^* xDDD

      "A później rzucił mi się w oczy smok i już wiedziałem, że Sun sobie kurwa lata a my walczymy." Sun się lansuje na smoku... xDD

      "Później rzuciło mi się w oczy, że harpiopodobne coś poderżnęło gardło Rafaelowi, nim którekolwiek z jego rodzeństwa zdążyło zareagować… i tyle by było z władzy nad obozem… trochę szkoda." ale... a-ale... Rafael... ja go lubiłam ;-----;

      "I w końcu udało mi się ogarnąć fakty. Skoro on dowodzi to zabicie go sprawi, że te pierdolone potwory nieco osłabną… nieco i o ile te kurwy mogą osłabnąć." wow, brat taki inteligent... jeszcze niedługo zacznie czytać albo co... xDDD

      "Miałem go wołać, ale w tym momencie czyjaś strzała przecięła mi koszulkę oraz skórę na klatce piersiowej." auć... znaczy się... auć...

      "Död… Nazywam się Död." ten też taki rebel... w sumie dogadałby się z Oscarem... oboje stracili swoich braci...

      "No i co by tu zrobić? – Głos Sun’a był iście spokojny – Zmiażdżyć? Rozszarpać? Spalić?" Sun... dzieciak... a chcesz wpierdol?

      "Kim jesteś i co kurwa zrobiłeś z tamtym pierdolonym dzieciakiem?!" no dokładnie...

      "Nazywam się Död i niedługo umrę – odpowiedział." a może Sun powinien dołączyć do tej mafii Sibi'ego, Elyrii i Stepherda? xDDD (czemu prawie wszyscy na "S"? xDD)

      "No i to jest ten pierdolony moment kiedy mogę się modlić, żebym chociaż trafił z opóźnieniem do Tartaru." biedny brat... *przytula Jack'a*

      "Smok padł na bok, żywy… ale oślepiony, pierdolona bestia. Ale zaraz obok stał Steven, a po jego prawej Topaz z tym swoim mieczem, który przy okazji ma kilka dodatkowych ostrz które rżną wszystko jak pierdolona piła mechaniczna." haha, Topaz taki Grell xDDD no i w ogóle, Steven Jack'a ratuje, wow tak romantycznie xDDD

      "Jedna moja myśl, zdrajco, a z gardła zostaną ci paseczki." błagam, Topaz, zabij go ;^;

      "Nie mniej sztylet trafił w niego… prosto w niego… pięknie kurwa…" refleks szachisty... xD

      "Czemu? Przecież jestem śmieciem. Czemu mi pomógł?" też się nad tym zastanawiam...

      "Przecież ja jestem nic nie warty… nic… kompletnie." no właśnie... *^*

      "Zdradziłem obóz. Zabiłem obozowicza. Teraz walczyłem przeciwko nim." powiem tak... Sun ty mała szmato, powinieneś umrzeć :)

      "Nic mi nie jest! – Ryknął na całe gardło – A teraz pójdę pobawić się z potworami!" Percussus wkracza do akcji xDD

      "Ale najpierw podszedł do Jack’a i uderzył go z całej siły w twarz" co oni wszyscy się tak uwzięli na tego jack'a? każdy go w tym rozdziale bije ;-;
      *cdn*

      Usuń
    5. *cd*
      "Rozwaliłeś mu oko! Całkiem je rozwaliłeś!" auć... to... no... niefajnie...

      A czy Sibi nadal pachnie dżemem i walczy kamieniami? *^*

      "Jest nas mało… ale Topaz… nie, to coś, całkiem wyrównuje nieźle szeregi." haha, no mówiłam chyba kiedyś, że tylko Percussus pilnuje tego obozu xDD

      "Steven niespodziewanie uderzył Jack’a w splot słoneczny." Steven... lubię cię... i w ogóle... i tak zostaniesz moim niewolnikiem... no ale... w imię zasad *przywala Steven'owi z liścia* ja mojego brata bić nie pozwalam...

      "I tak wszyscy będą mi mieli wszystko za złe… jak zwykle." a może by tak pierdolnąć to wszystko i wyjechać w Bieszczady? xDDD

      "Steven uśmiechnął się ciepło i po chwili przedzieraliśmy się przez gąszcz potworów i trupów przywołanych przez di Angelo." o, Nico, jak dawno cię nie było xDDD

      "-Te… dzieciaku – Jack pokręcił głową ale po chwili pogłaskał go po głowie i nie powiedział nic więcej.
      Za to Max warknął:
      -Zabij mnie."
      ale że tak serio? O_o

      "Dlatego nigdy nie mam przyjaciół." ej... bo to jest smutne... i teraz mam smutek po Max'ie... ;---;

      I rozdział nie jest do dupy *^*

      Pozdrawiam, weny życzę, czekam na zakończenie, trzecią część i w ogóle... ;D

      Usuń
  6. "I coś czuję, że zostanę filozofem… "
    Noo.. dobrze ci idzie XD

    " Kociaku? Gdzie ty lecisz?
    Do Feli – odpowiedziałem krótko. "
    *facepalm*

    " Masz problem, Percussus? I coś się z tamtą laską zmówił? Nie. Szukam. Dziewczyny. Okej?
    A chłopaka?
    A idź."
    A ić pan w pizdu XD

    "On jest mój! Rozumiesz, dziewczyno?! MÓJ! On jest TYLKO mój! ZOSTAW GO W SPOKOJU! Rozumiesz dziewucho?! To jest m ó j kociak! Spróbuj go tknąć! Spróbuj mu znowu mieszać w głowie! Spróbuj zrobić cokolwiek co mnie wkurwi! A pożałujesz! Rozumiesz szmato?! On potrzebuje tylko mnie! TYLKO MNIE! "
    Ale wkurw!

    "-Pachniesz innym mężczyzną – jego głos był co najmniej wściekły – Dziwka."
    O kurwa.. jebłam XD

    "-Droga pani, dupy wam ratuję – uśmiechnął się skromnie. "
    Ale jest kultura? No kurwa jest! XD

    "Ja pierdolę z rzymian to naprawdę są pieski. A później rzucił mi się w oczy smok i już wiedziałem, że Sun sobie kurwa lata a my walczymy."
    Aj belif aj ken flaaaj! XD

    "Później rzuciło mi się w oczy, że harpiopodobne coś poderżnęło gardło Rafaelowi, nim którekolwiek z jego rodzeństwa zdążyło zareagować… i tyle by było z władzy nad obozem… trochę szkoda. "
    [*]
    *minuta ciszy*
    HAHAHAHHAHAHAHAHHAHAAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAHAHHAAHHAHAAHhaHAHAHAHnie

    "Nie mniej sztylet trafił w niego… prosto w niego… pięknie kurwa… "
    *facepalm*

    Rozdział nie jest do dupy..
    Ale faktycznie rozjebuje system XD

    I lecim z formułką:
    Winnc.. weny, komentarzy, czytelników, komentarzy, weny.. no i tej całej reszty XD

    OdpowiedzUsuń