niedziela, 10 kwietnia 2016

Rozdział 4.

Rozdział 4. Poszukiwania zaginionych                  


∞ Shepherd ∞


Zaśmiałem się cicho. Mógłbym trwać w owej chwili całe wieki, ale nie było na to czasu. Ale jednak miałem złudne wrażenie, że w tym momencie czas powinien się zatrzymać, spowolnić! Cokolwiek miało się jednakże stać zaraz po tym wrażeniu, wyrywało mnie z zadowolenia. Moje usta wykrzywiły się w grymasie, niebo spochmurniało. Chrzanię pogodę. Psuje mi dzień. No trudno, trudno.

Wszedłem z powrotem do budynku i oparłem się o ścianę. Miejsce w którym aktualnie się znajdowałem było dobrze oświetlone, jak na pomieszczenie bez okien i jakichkolwiek lamp. Ah, ta magia, nic tylko chwycić się za ręce i zatańczyć w kółeczku. Może dałoby to kilku osobom do myślenia. Tańce w czasie wojny? Czemu nie. Możemy zatańczyć w krwi swoich wrogów, w sumie taka alternatywa też jest całkiem spoko. Musimy jeszcze to dokładniej obmyślić, ale spokojnie, dam znać jeszcze w tym tygodniu.

Heh, zabrzmiałem jakbym aktualnie był w jakieś sekcie. Maznąć pentagram na ścianie i rzucić w kąt łeb kozła, to byłoby nieco zbyt makabryczne jak na moje standardy.

Spojrzałem na swoją matkę. Jej blade oblicze, jej idealne rysy twarzy, jej długie czarne włosy i białe, niczym ślepe oczy, wszystko to było przede mną! Mogłem stać i podziwiać ją godzinami. Uśmiechała się lekko do mnie. Wybaczyła mi. Wiedziałem to, wiedziałem, że mi wybaczyła. Bardzo natrudziłem się, żeby odzyskać jej zaufanie i w końcu to się stało! Ah matko, moje serce się kraje, wiesz o tym, co nie? Matko?

Apate założyła nogę na nogę, jej czarna suknia odsłoniła jej drobne, blade kolana. Ona była taka idealna, taka idealna. W końcu odzyskałem jej uwagę, jestem jej najważniejszym synem. Prawda, matko? Oh, zaiste tak musi być. Matko…

Jej usta wymówiły nieme zdanie: Jestem z ciebie dumna, synu.

Uśmiechnąłem się zwycięsko. W końcu mi się udało osiągnąć, to co zamierzałem. Teraz pozwoli mi wrócić, do domu. Nie mniej milczałem. Nie można w obecności Zdrady mówić zbyt wiele, trzeba zachować spokój. Zdrada to piękna i zarazem paskudna rzecz. Wszystko zależy po której jest się stronie.

Jednakże podniecenie, które wywoływała u mnie pochwała, po kilku minutach ciszy dało za wygraną:
-Matko, jeśli potrzebujesz więcej informacji, ja…

Pokręciła przecząco głową i odezwała się głosem za którym tak tęskniłem:
-Nie wychylaj się. Nie teraz. Musisz jeszcze poczekać, synu. Kiedy zdobędziemy, to czego chcę, dopiero wtedy wyjdziesz z tej kryjówki.

Nie podobała mi się wizja siedzenia cicho jak mysz pod miotłą, kiedy tyle działo się w okolicy. Kiedy wiedziałem jak bardzo niektórzy będą mieli przechlapane… Ale taka jest wola matki, będę jej przychylny. Muszę być jej przychylny, nie mogę znowu zawieść. Znowu jej opuścić. Nie mogę tego zrobić, muszę zostać z nią.

-Oczywiście – pokiwałem nerwowo głową.

Musiała zauważyć moje zdenerwowanie, gdyż chwilę później wstała i przytuliła mnie do siebie i zaczęła szeptać mi cicho do ucha:
-Taki podobny do swojego ojca. Identyczny. Taki podobny.

Wzmianka o nim wzbudziła u mnie obrzydzenie, ale wtuliłem się w matkę. Wiedziałem, że każdy inny gest mógłby zakończyć się porażką, mógłbym ją zawieść. Nie mogę do tego dopuścić, nie mogę. Moja matka jest dla mnie wszystkim.

-Tak, matko – pokiwałem po chwili głową.

Jej piękne usta zadrgały w delikatnym uśmiechu, a jej ramiona po chwili przestały mnie otaczać. Usiadła znowu na czarnym tronie i spojrzała na mnie.

-Będziesz się tu nudził, prawda?

Rozejrzałem się raz jeszcze. Wszędzie pojawiły się cienie ludzi, uwięzione między światem, a tym pokojem. Uśmiechnąłem się na wspominkę, jak wspaniałą zabawą są cienie i pokręciłem głową.

-A więc czego byś sobie życzył, synu. Potraktuj moją hojność, jako nagrodę – oparła głowę na swojej dłoni i patrzyła swoimi idealnymi oczami na moją osobę.

Zastanowiłem się chwilę. Nie taktownym zagraniem będzie odmówienie. Ale już po chwili miałem pewien plan, idealny plan, który na pewno spodoba się mojej matce.

-Tak, chciałbym cię pokornie prosić o coś, matko – schyliłem głowę.

Zaśmiała się perliście, a cienie w pokoju zadrżały jakby ze strachu. Wszyscy mówią, że ona ma przerażający śmiech. Nie, nie, Zdrada śmieje się idealnie. Idealnie, jak sama Apate.

-Więc czego chcesz, synu?

Uśmiechnąłem się pod nosem i wyprostowałem i dopiero po chwili, teatralnie akcentując każde słowo, odrzekłem:
-Matko, chcę di Angelo.
 


≈THEO≈


Zamrugałem oczami. Ten śmiech mnie ogłuszył, a te drzwi… Wybiegłem jak najszybciej z pokoju i darłem się na całe gardło, że „JA OTWORZĘ”. To nie mógł być przypadek, nie mógł być… nie mógł być.

Otworzyłem drzwi i rzuciłem się praktycznie od razu na osobę, która stała za nimi. Przeturlaliśmy się przez schody i z łupnięciem wylądowaliśmy na trawniku.

Wtedy dopiero spojrzałem na osobę, którą powaliłem i zamrugałem z niedowierzaniem oczami.

-Yo? – Jupiter wyglądał na równie zaskoczonego co i ja.

Moja mina musiała być wyjątkowo głupia, gdyż facet zaśmiał się głośno.

-Każdego tak witasz? – Puścił mi oczko – Agresywny z ciebie chłopiec.

Prychnąłem i wstałem. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z kilku rzeczy. Raz, jak on niby się tu dostał. Dwa, skąd wiedział gdzie mieszkam? Trzy, co on ma wspólnego z tamtym telefonem?

No ale, że ja to ja, spytałem najpierw o to ostatnie, no bo jebać system:
-Od kiedy masz damski śmiech?

Jupiter przechylił głowę i złożył ręce na piersi.

-Właśnie próbujesz mi pocisnąć? Coś ci nie idzie – westchnął cicho – Wiesz spotkałem kiedyś chłopaka, który…
-Ale tak poważnie – nie chciało mi się jakoś słuchać opowieści o jego znajomych. On nie może ich mieć normalnych.

Jupiter pokręcił głową i strzyknął kilka razy karkiem. Zerknąłem za siebie. Moja matka wyglądała przez okno kuchni i miała minę, jakby widziała mnie po raz pierwszy. Natychmiast poczułem jak oblewam się rumieńcem… no tak, musiała widzieć moje powitanie z tym kolesiem. I jak ja jej to wyjaśnię…? 
Zapisałem się do klubu bejsbolowego! O! Tak, idealnie.

-Nie rozumiem twojego toku rozumowania, śmiałem się normalnie – Jupiter oparł się o bramę.

Machnąłem dłonią.

-Jak się tu dostałeś?
-Czuję się jak na komisariacie – westchnął ciężko – Nie chcesz pogadać o czymś przyjemniejszym? Nie chcesz, prawda?

Przewróciłem oczami, co chyba zmobilizowało chłopaka to kolejnej odpowiedzi:
-Powiedzmy, że jest naprawdę wiele rzeczy w których jestem dobry.

Okej, nie pytałem o jego dziwny uśmiech przy tej wypowiedzi. Westchnąłem cicho.

-Także, czego chcesz? Bo wiesz, taki trochę zajęty jestem – Przypomniałem sobie o tym, że zostawiłem telefon. Moje serce zamarło… Vanessa mogła przecież napisać!

Jupiter zaśmiał się i spojrzał mi prosto w oczy.

-Na początku stwierdziłem, że jesteś nudnym zwykłym herosem…
-Shh… - spojrzałem w stronę okna w kuchni, ale ono było ponownie zasłonięte, więc odetchnąłem z ulgą.
-Ale wiesz co? Mam propozycję, poznajmy się – wyszczerzył zęby w dziwnym uśmiechu.

Uniosłem pytająco brew. Ta propozycja była jakaś dziwna z ust takiego… takiego innego od wszystkich faceta. Jakoś nie miałem ochoty go poznawać.

-Czemu miałbym tego chcieć?

Jupiter ponownie się zaśmiał i podszedł do mnie.

-Masz spoko buźkę i wiem kim są twoi prawdziwi rodzice. Więc co ty na to?

Znowu moje serce zamarło, ale tym razem z zupełnie innego powodu. Vanessa nagle przestała się, aż tak strasznie liczyć.

On wie? On? Czemu nie powiedział mi wcześniej? Coś mi tu bardzo śmierdzi. Bardzo. Nie mam zamiaru ruszać takiego gówna.

-Widzę, że niespecjalnie cię przekonałem – podrapał się po policzku – A co jeśli powiem ci nawet o twoim rodzeństwie? Jeśli powiem ci o ludziach z którymi aktualnie mieszkasz? Jeśli powiem ci kim tak naprawdę jest twój kumpel Luca? I co jeśli to ja wprowadzę cię do tego świata? – Wyciągnął do mnie dłoń – Pomogę ci.

Zmrużyłem podejrzliwie oczy. Nie podobało mi się, aczkolwiek moja ciekawska część mnie wyrywała się z krzykiem, abym się zgodził. Tyle informacji i być może ktoś kto pomimo swojego zwariowania, mógłby mi pomóc w tej absurdalnej sytuacji.

-A ty czemu miałbyś tego chcieć?

Uśmiechnął się i spojrzał mi ponownie w oczy, a mnie przeszły ciarki.

-Powiedzmy, że szukam tragicznego bohatera do swojej opowieści.
-Ha?!
-Spokojnie – wybuchnął śmiechem – Będziesz moim dłużnikiem, a ja zwrócę się do ciebie w odpowiednim czasie.

Zastanowiłem się. Ciągle mi się to nie podobało. Ciągle nie byłem przekonany.

To nie skończy się dobrze – mówił rozsądek.

On ma ci tyle do zaoferowania! – Krzyczała ciekawość.

Idź do Vanessy – Gadało serce.

Westchnąłem ciężko.
-Nie – odpowiedziałem krótko – Idź, bo moi rodzice mogą wezwać za chwile ekipę poszukiwawczą.
Wybuchnął śmiechem, a ja zacząłem wracać do domu.
-Jutro, o dwudziestej. W parku naprzeciwko twojej budy.

Pokręciłem głową i… zaraz…
-Ej! Skąd wiesz gdzie chodzę do szkoły?! – Odwróciłem się, ale Jupitera już nie było.

Zamrugałem oczami. Rozejrzałem się uważnie, nawet wychyliłem się zza bramę… ale po nim, nie było już śladu.

Co tu się dzieje…? Co tu się kurde dzieje? Czemu ja? No czemu? Miałem nudne życie, ale teraz zaczynam za nim tęsknić. Moje poprzednie życie wróć! Odfochaj się!... Proooszę…

ζ STEVEN ζ


Aktualnie miałem przerwę. Nie musiałem nikogo leczyć, przynajmniej przez najbliższą godzinę póki nie wróci zwiad. Później dopiero zacznie się żmudna praca… i tak większość nie przeżyje. Ostatnio herosi umierają jak tylko wyjdą z bezpiecznego schronu.

Ech, podziemia, to nie jest dobre miejsce dla syna Apolla.

Gdzie są bogowie? Ciekawi mnie to. Gdzie są, kiedy ich dzieci umierają. Gdzie byli gdy dom ich potomnych płoną?

Westchnąłem cicho. Nie przyznawałem się do tego, ale trapiło mnie to. To i Jack. Jack przejął dowodzenie, ale jednocześnie przestał po raz kolejny od naszej znajomości, przypominać siebie. Nawet przeklina inaczej, już nie z taką agresją w głosie.

Strasznie obwinia bogów i nikomu się to nie podoba. Niektórzy herosi zaczynają się zastanawiać czy podążanie za Jack’iem do dobra decyzja. Ja również się nad tym zastanawiam. Syn Hermesa jest inny. Nie jest jak kiedyś.

Z tymi myślami krążyłem pomiędzy szarymi, wilgotnymi korytarzami. Im dalej szedłem, tym było wilgotniej, tym bardziej otaczał mnie zapach stęchlizny.

Tęsknię za słońcem, rzadko na nim bywam. Tęsknię za obozem, co mnie samego dziwi. Uznałem, to miejsce całkiem niedawno za schron, a teraz… teraz mi to zabrano, razem z moimi przyjaciółmi. Nie jestem w stanie myśleć o tym jeszcze na chłodno, chociaż minęło już tyle czasu. To ciągle jest krwawiąca rana, która nie daje mi spokoju. Nie jestem w stanie jej zatamować.

Tyle osób tam straciło życia. To była chyba jedna z większych porażek herosów. Nie ma już nas zbyt dużo. Można powiedzieć, że jesteśmy zagrożonym gatunkiem. Część z nas schowała się w 
podziemiach, zostaliśmy zwykłymi szczurami tunelowymi. Chudzi, pogodzeni z porażką, wygnani i zapomniani. Inni buntują się, starają się wmieszać w ludzi i prawdopodobnie giną. Walczą między sobą i próbują siłą przekonać zmizerniałe szczury, to wrócenia do dobrobytu.

Nie ma szansy. Nie ma szansy, kiedy dowódca nie jest w stanie podnieść morałów innych. Powtarzałem to Jack’owi, ale on wydaje się dążyć do tylko sobie znanych celów, które przynoszą jedynie śmierć jego podkomendnych.

Inni to widzą. Te chude szczury zaczynają pragnąć większych kawałków resztek. Zagryzą w końcu dowódcę, który pozwala im jeść tak niewiele.

To także powtarzałem Jack’owi. Ale i tym razem wolał zagnać mnie do roboty.

-Steve?! – Travis podbiegł do mnie i na wstępie kopnął mnie w kostkę – Zawału dostanę przez ciebie, jak słowo daję. Gdzie znowu idziesz? – Jego głos nieco słabszy niż zwykle, Travis ostatnio ciężko zachorował, ciągle nie był specjalnie zdrowy, ale miał się lepiej.
-Chciałem na chwilę wyjść – spojrzałem w głąb korytarza.

Travis złapał mnie za dłoń i zaczął ciągnąć z powrotem do głównej siedziby. Bez większych sprzeciwów szedłem za nim. Miał bardzo ciepłą dłoń, pewnie znowu miał gorączkę.

Kiedy po chwili to do mnie dotarło zatrzymałem się. Spojrzał na mnie niespecjalnie rozumiejącym wzrokiem, a ja musnąłem swoimi wargami jego.

-No nie całuj mnie, tylko chodź – Travis zaśmiał się pod nosem – Zjedz coś, pewnie nic nie jadłeś. 
-W takim razie ty idź do łóżka – pokręciłem głową.

Travis przewrócił oczami.

-Czuję się nieźle – odpowiedział, ale widziałem, że mówił to tylko tak po prostu.

Pokiwałem nie mniej głową, aby nie wywoływać jakiś drobnych sprzeczek. Ostatnio nie mamy dla siebie tyle czasu. Niestety… A wszystko jeszcze zaczyna się komplikować w tym miejscu.


Felicia∞


Odkąd tylko pamiętam wszyscy oceniali mnie po wyborach jakich dokonywałam. 

Nikogo nie interesowało jednak jakie miałam opcje. Chciałabym by ci wszyscy, którzy kiedykolwiek szydzili ze mnie z powodu mojej przeszłości, z powodu tego kim jestem i kim się stałam, mogli wcielić się na choćby moment, jedną chwilę w moje wnętrze. Żeby zobaczyli jak bardzo muszę, być obłudna bezustannie udając. Ukrywając żal, smutek, rozpacz, strach, o to że wszystko się powtórzy, zatoczy koło. Nie życzę najgorszemu wrogowi tego co dzieję się teraz w mojej głowie. Popełniłam błąd. Pozwoliłam by moje dawne przewinienia, przysłoniły mi teraźniejszy cel. Znasz może to uczucie kiedy musisz podjąć ważną decyzję, ale nie wiesz czy postępujesz słusznie? Ja wybrałam swoją drogę, ale wciąż patrzyłam za siebie. 

Odnalezienie Topaza było moją powinnością. Musiałam jednak  liczyć się z tym, że ten którego szukałam, nie koniecznie mógł chcieć zostać znaleziony. Mimo to chciałam go ostrzec. 

Czułam, że muszę zrobić wszystko by ocalić Topaza przed losem tego, który złamał daną sobie samemu obietnicę. Samobójcy, który przekraczając granice rozsądku, dążył do nieśmiertelności. Odkąd tylko sięgał on pamięcią myśl o śmierci doprowadzała go do istnego szału. Nie potrafił przyjąć do wiadomości, że prędzej czy później nastąpi kres jego istnienia. Bał się tego bardziej niż czegokolwiek innego. 
Paraliżujący strach niszczył Nero od środka. Jego pozycja w obozie Jupiter była niezwykle wysoka, a zastęp rzymskich bogów był u jego stóp. Miał wszystko. Poszanowanie, armię poddanych mu herosów i ukochaną, która zawsze była przy nim mimo wszelkich przeciwności. Ani myślał oddać to wszystko bez walki.

 Jako syn Plutona bratał się ze śmiercią i już dawno temu obmyślił plan jak ją oszukać. Samaela poznał osiemdziesiąt pięć lat temu, jeszcze przed moimi narodzinami. Tego felernego dnia, zabijając herosa z sąsiedniego obozu, wpuścił mrok do swojego serca i pozwolił demonowi sobą zawładnąć. 

On pragnął nieśmiertelności, wiecznego życia, spokoju duszy, a Samael chcący jedynie ludzkiego ciała mógł z łatwością spełnić jego prośbę. Zawarli pakt, umowę. Z początku każdy z nich cieszył się wolnością, lecz demon posiadający od teraz własne ciało, zaczął panoszyć się na świecie.

 Zabijał, kradł, plądrował, gwałcił, a wszystkie jego występki, uważane były za dzieła syna Plutona. Nero szybko został pozbawiony funkcji Pretora i wygnany z obozu. Jego bliscy odwrócili się od niego. W ostatnich momentach była przy nim już tylko Makaria, zakochana w nim grecka bogini błogosławionej śmierci, której wspomnienia tlą się we mnie, będąc niemal moimi. Ukazując jego ostatnią chwilę. 

-Żałujesz?- Zapytała delikatnie pochylając się nad jego twarzą.
-Nie. Dzięki tej sytuacji coś zrozumiałem. Śmierć jest przyjacielem i tylko ona jest zdolna przynieść mi teraz ukojenie -Już od dawna nie czuł się sobą. Demon ostatnio bardzo łatwo przejmował nad nim kontrolę. 

W ręku trzymał sztylet, jak gdyby w każdej chwili będąc zdolnym przeciąć nić swojego życia. Powstrzymywała go jedynie lodowata dłoń czarnowłosej bogini. Nadal bał się umrzeć, nie chciał tego, ale nie chciał też ani minuty dłużej być marionetką w szponach Samaela. Całe życie robił wszystko żeby uniknąć spotkania z przeznaczeniem, a w tym momencie pragnął jedynie ponieść karę za wyrządzone czyny. 

Po jego policzku spłynęła łza. Makaria scałowała ją i kiedy bezlitosne ostrze dosięgnęło serca herosa, zesłała na jego powieki nie kończący się sen. Kiedy wydał ostatni dech mimo bólu poczuł wolność pierwszy raz od wielu miesięcy. Czuł, że właśnie tak miało potoczyć się jego życie, że wszystko jest na swoim miejscu.

 Samael wydał cichy jęk opuszczając jego ciało i tym samym odchodząc na zawsze, a przynajmniej tak się wszystkim wydawało. 

Znając tę historię, od dawna wyznaję tylko jedną zasadę: Nie wolno ufać demonom. Przecież morderca w przebraniu prawego człowieka i tak pozostanie mordercą. 

Szukałam Topaza już od wielu dni, polegając na zdolnościach mojego piekielnego Ogara, który łapał trop ze strzępka koszulki, którą znalazłam w jego pokoju. Już od jakiegoś czasu byłam w stałym kontakcie z Oskarem, ponieważ obiecał on, że udzieli mi pomocy. Ostatnio jednak w ogóle się nie odzywał. 

Wcisnęłam komórkę do kieszeni kurtki i rzuciłam na siebie i Ogra czar Mgły, by nie rzucać się w oczy w ruchliwym mieście. Przechodziłam właśnie obok kawiarni, wciągając nosem zapach świeżej kawy, gdy nagle ni stąd ni zowąd zatrzymała mnie czyjaś dłoń. Odwróciłam się powoli, zachowując czujność. 

To była ona. Moja wybawicielka. Tak mi było jej brak. Tęskniłam za nią i dziękowałam bogom za jej obecność. Odciągnęłam ją na bok, gładząc dłonią kaskadę jej pięknych, tym razem  czarnych włosów. Mogła przybrać dowolną postać. Poznam ja zawsze. Bez względu na to jak będzie wyglądać. 

-Co ty tutaj robisz? Przecież wiesz, że zabroniono ci kontaktów ze mną- Powiedziałam w sposób dobitny, lecz czuły.
-Doszły mnie słuchy, że szukasz kogoś kto obdarzył cię uczuciem. Chce pomóc ci w poszukiwaniach. Nie wybaczyłabym sobie gdybyś straciła szansę na miłość -Rzekła nasuwając na nos okulary przeciwsłoneczne.

-Chcę odnaleźć Topaza by pomóc mu uporać się z drzemiącym w nim złem. Uczucia mi nie pomogą, a wręcz będą zawadzać. Dobrze wiesz, że nikt nie może się do mnie zbliżyć.
-Urok rzucony na ciebie nie może ci odebrać wiary w miłość. To największe dobro jakie masz w sercu. Nigdy o tym nie zapomnij, bo to twoja siła - Mówiąc to bawiła się kolorem mojej sukni. Nadając jej na zmianę kolory ciepłe i zimne, a na końcu pozostawiając ją czarną.

 Gdy wspomniała o uroku, mój oddech wstrzymał się na krótką chwile. Nie chciałam o nim myśleć. To był mój sekret, ukrywany od lat, o którym nawet ty nie powinieneś był usłyszeć. 

Na chwilę straciłam władzę w nogach i przewróciłam się na ziemię. 

W głowie dźwięczał mi głos, którego nie zdołam zapomnieć nigdy -„Jeśli już mnie nie miłujesz i tobie nikogo nie zezwolę miłować”. Z mojego nosa pociekło kilka kropli krwi. Wytarłam je, nie zwracając uwagi na nawrót choroby. 
Podniosłam się energicznie i spojrzałam w oczy towarzyszce.

-Możesz mi nie wierzyć, lecz ja cię ukochałam Felicio i nadal żyję -powiedziała całując mnie w czoło. Chciałam wierzyć by było to możliwe, rzeczywistość nie należy jednak do szczególnych łaskawców.
-Jesteś nieśmiertelna. Ciebie żaden urok miłosny nie zrani, bo wszystkie od ciebie pochodzą Afrodyto. Nikomu nie pozwolę cierpieć z mojego powodu. Albowiem to cierpienie tylko mnie się należy. Tylko ja zapłacę karę za popełnione winy. A Topazowi nie mogę pozwolić się zbliżyć. Ani jemu, ani nikomu innemu. Nawet gdyby miłość, którą mam w sercu kiedyś zgasła. 
-Dopóki jestem przy tobie ona nigdy nie zgaśnie. Nie długo odnajdziesz tego kogo szukasz. Niemalże niebawem. Obiecuję Ci to. Wybacz jednak, ale muszę już iść. Jestem umówiona na spacer z Aresem. Chyba nie masz mi tego za złe?-Zapytała z promiennym uśmiechem na ustach, zabierając kawę z tacy, przechodzącego obok kelnera.
-Oczywiście, że nie, Dziękuję ci za czas, który mi poświęciła.- Przytuliłam ja szybko i po chwili już tylko patrzyłam jak odchodzi w tłumie, słysząc stukot jej wysokich obcasów.

 Postanowiłam rozejrzeć się za hotelem by spędzić w nim noc i z samego rana kontynuować poszukiwania. Najbliższy był jakieś pół godziny drogi stąd. Przyśpieszyłam, więc kroku. Myślałam na tym co teraz może robić Topaz. Nad tym czy jest bezpieczny, czy będzie chciał ze mną rozmawiać gdy mnie zobaczy. 

Przez głowę przemykało mi tysiące myśli. Tęskniłam za nim, choć długo nie chciałam się do tego przyznać. Owszem miałam wspomnienia, lecz ich nie można dotknąć, ani przytulić. W tęsknieniu za kimś nie chodzi o czas który minął odkąd ostatni raz się widzieliście, czy rozmawialiście. Chodzi o te momenty kiedy robiąc coś, zdajesz sobie sprawę jak bardzo byś chciał by ta druga osoba była przy tobie. 

Tak bardzo chciałam mu pomóc, nawet kosztem własnego życia. Choć nie rozumiałam czemu. A może po prostu nie chciałam rozumieć?  Afrodyta obiecała okazać mi wsparcie, a ona nigdy nie złamała danej mi obietnicy. Ze spokojem oczekiwałam zapowiedzianego znaku. Otrzymałam go wraz ze wschodem księżyca. 

Dostałam sms z nieznanego mi numeru. Drżącym głosem odczytałam wiadomość: „Wiem gdzie jest naczynie Percussusa. Jeśli mi pomożesz Twój przyjaciel będzie wolny. Proponuję układ. Spotkamy się gdy nadejdzie czas.”- Zamknęłam oczy, dziękując mej wybawczyni za tę wskazówkę. Senna wkroczyłam do recepcji hotelu, chcąc zregenerować siły. Byłam blisko. Czułam to. 

Korzystając z okazji, chciałam jeszcze tylko powiedzieć, że mam nadzieję, że mnie słyszysz Topaz. Ocalę cię. Nawet gdybyś miał mnie potem znienawidzić.

 Gdy wchodziłam po schodach z mojego nosa kapała krew. Mimo iż tego nie chciałam Samael został już przywołany. Dzisiejszą noc spędzę w towarzystwie.

***

Hej, hej! Jezu... jak ja dawno nic tu nie dodawałam. Nah... Ale wreszcie znalazł się czas, paradoksalnie kilka dni przed egzaminami, ale się znalazł. 

No tak czy siak... udało się i wiem, że zawiodłam na całej linii pod tym względem, ale niestety jestem dzieckiem lenistwa i nieszczęścia. Poważnie, raz mi się nie chciało, a w momencie gdy weny był nadmiar były problemy z komputerem. Mam już nowy, więc i mam nadzieję, że po egzaminach będą w miarę normalnie dodawane rozdziały.


*WAŻNA INFORMACJA*

Ostatnia narracji jest pisana przez moją koleżankę Akarisu, więcej jej prac znajdziecie na jej wattpadzie 

15 komentarzy:

  1. No wreszcie rozdział! Ładnie to tak się spóźniać? Zdajesz sobie sprawę, jak długo twoi fani musieli czekać? Na askach to się jest codziennie, a pisać rozdział to nie ma komu! xD

    Ogólnie rzecz ujmując... rozdział jest OSOM *________* Chcę szybko następny... pisaj, pisaj, egzaminy nieważne (w końcu jakoś to będzie, nie?) xD

    A tak troszku bardziej szczegółowo...

    "Chrzanię pogodę. Psuje mi dzień. " to chyba tak odnośnie wszystkich poniedziałków xD

    "Ah, ta magia, nic tylko chwycić się za ręce i zatańczyć w kółeczku." harcerze pozdrawiają xDDDD

    "Tańce w czasie wojny?" chyba godowe (dostanę za to chociaż order Herbapectu? ;^;)

    "Heh, zabrzmiałem jakbym aktualnie był w jakieś sekcie." chodzi o latającego potwora spaghetti! xDDD

    "Ah matko, moje serce się kraje, wiesz o tym, co nie? Matko?" ------> "notice me, senpai!" xDDDD

    "W końcu odzyskałem jej uwagę, jestem jej najważniejszym synem. Prawda, matko? Oh, zaiste tak musi być. Matko…" to się chyba nazywa kompleks Edypa...

    "Moja matka jest dla mnie wszystkim." to zdecydowanie kompleks Edypa xD

    "Będziesz się tu nudził, prawda?" jako totalny maminsynek raczej nie powinien xD

    "Matko, chcę di Angelo." to wcale nie zabrzmiało dziwnie... ić mózgu, ić xDDDDD

    "Yo? – Jupiter wyglądał na równie zaskoczonego co i ja." no ale przywitać się trzeba xDD

    "No ale, że ja to ja, spytałem najpierw o to ostatnie, no bo jebać system:
    -Od kiedy masz damski śmiech?"
    Takie tam, pytanie z dupy XDDDDD

    "Zapisałem się do klubu bejsbolowego! O! Tak, idealnie." ten to ma pomysły... niech zostanie już uznany, bo po prostu umieram z ciekawości, żeby się dowiedzieć, czyim on jest dzieciakiem xDDDD

    "Czuję się jak na komisariacie – westchnął ciężko – Nie chcesz pogadać o czymś przyjemniejszym? Nie chcesz, prawda?" typowa ja w szkole xDDDD

    "Okej, nie pytałem o jego dziwny uśmiech przy tej wypowiedzi." mądry dzieciak *^*

    *cdn*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *cd*

      "Ale wiesz co? Mam propozycję, poznajmy się – wyszczerzył zęby w dziwnym uśmiechu." a ten już zarywa... xDDDD

      "Powiedzmy, że szukam tragicznego bohatera do swojej opowieści." mh... to zabrzmiało... dziwnie xD

      "Miałem nudne życie, ale teraz zaczynam za nim tęsknić. Moje poprzednie życie wróć! Odfochaj się!... Proooszę…" hahah, pizgam z tego, jak ja uwielbiam te jego rozkminy xDDD

      O żesz... jak dawno Stevena nie było... xDDDD

      "Ech, podziemia, to nie jest dobre miejsce dla syna Apolla." zaiste, gratuluję odkrycia, Steven dostanie za to Nobla? xDDDDDD

      "Jack przejął dowodzenie, ale jednocześnie przestał po raz kolejny od naszej znajomości, przypominać siebie. Nawet przeklina inaczej, już nie z taką agresją w głosie." *klaszcze* dla Stevena już kolejna nagroda Nobla! xDDDD

      Wgl, Steven... jak on się zmienił! Jego ogarnięcie życiowe zaczyna mi przypominać Percy'ego, ale ciii... to tylko moje własne przemyślenia xDDDDD

      Cóż, Felicia... no jej narracja jest ogólnie spoko, jednak nadal nie lubię tej postaci, sorry not sorry ;---;

      "Ukrywając żal, smutek, rozpacz, strach, o to że wszystko się powtórzy, zatoczy koło. Nie życzę najgorszemu wrogowi tego co dzieję się teraz w mojej głowie." heh, normalnie typowa tró emo nastolatka xDDDDD

      "Jako syn Plutona bratał się ze śmiercią i już dawno temu obmyślił plan jak ją oszukać." oszukać przeznaczenie xDDDD

      "Śmierć jest przyjacielem i tylko ona jest zdolna przynieść mi teraz ukojenie" kolejne tró emo xDDD

      "Znając tę historię, od dawna wyznaję tylko jedną zasadę: Nie wolno ufać demonom." ale demony so przecież zajebiste *^*

      "Albowiem to cierpienie tylko mnie się należy." brzmi jak cytat z Biblii xDDDDD

      "Obiecuję Ci to. Wybacz jednak, ale muszę już iść. Jestem umówiona na spacer z Aresem. Chyba nie masz mi tego za złe?" czaj, bo nie ogarniam... to herosi łażą po świecie i umierają, a bogowie sobie ot tak randukją? CO TAM SIĘ ODKURWIA? X'DDDDDD

      Sorka za tak krótki komentarz, ale już dość dawno wyszłam z wprawy w pisaniu komów *groźny wzrok*, także no... xDDD

      Weny życzę i czekam na kolejny rozdział w trybie nał *^*

      Usuń
  2. No czeeeeeeeeść. No czeeeeeeeeść. Dawnośmy się tu nie widziały xD

    Minęło tyle czasu, że pewno kij pamiętam, no ale... dam radę! XD

    "Ah, ta magia, nic tylko chwycić się za ręce i zatańczyć w kółeczku. " Wydając przy okazji nieartykułowane dźwięki i ocierając się o siebie... magicznymi narządami ofc!

    "Musimy jeszcze to dokładniej obmyślić, ale spokojnie, dam znać jeszcze w tym tygodniu." No ja trzymam za słowo!

    "Spojrzałem na swoją matkę. Jej blade oblicze, jej idealne rysy twarzy, jej długie czarne włosy i białe, niczym ślepe oczy, wszystko to było przede mną! Mogłem stać i podziwiać ją godzinami. Uśmiechała się lekko do mnie" Matkojebca się znalazł XD

    Apate! I to uświadomienie sobie, że większość Twoich bohaterów posiada boskich rodziców z tych raczej niżowych bogów (co wcale nie jest złe, tylko charakterystyczne! XD)

    "Jej usta wymówiły nieme zdanie: Jestem z ciebie dumna, synu." to prawie jakby nic nie mówiła! Czyli nie było dźwięku, który dosłyszał Shepherd. Czyli nie było komunikacji. Czyli tak naprawde Shepherd ma placebo XDDDDD *siła dedukcji!*

    "W końcu mi się udało osiągnąć, to co zamierzałem. Teraz pozwoli mi wrócić, do domu" Hahahaha, jasne chłopie.


    "-Tak, matko – pokiwałem po chwili głową." Przypomina mi się jak Niekawa tak mówiła... brr!

    "Uśmiechnąłem się pod nosem i wyprostowałem i dopiero po chwili, teatralnie akcentując każde słowo, odrzekłem:
    -Matko, chcę di Angelo." A czy to nie jest czasem tak, że on tak jakby trochę umarł? XD Poza tym.. trzeba dac na jakichś czas Topazowi spokój, teraz niech wszyscy lecą na Nico XDDDDDDDDDDDD

    "-Yo? – Jupiter wyglądał na równie zaskoczonego co i ja." Hahahahahahahahhahahahahha pierdolnęłam nieziemsko <3

    "Natychmiast poczułem jak oblewam się rumieńcem… no tak, musiała widzieć moje powitanie z tym kolesiem. I jak ja jej to wyjaśnię…? " - Mamo, mówiłaś mi, że w życiu mogę być kim chcę. Więc zostałem królewną.

    "-Ale wiesz co? Mam propozycję, poznajmy się – wyszczerzył zęby w dziwnym uśmiechu." A wiesz co się dzieje w mojej głowie, bo tak bezczelnej, aroganckiej i jakże jawnej sugestii? XD

    "Tyle informacji i być może ktoś kto pomimo swojego zwariowania, mógłby mi pomóc w tej absurdalnej sytuacji." Rozsądku, lepiej się włącz.


    "Co tu się dzieje…? Co tu się kurde dzieje? Czemu ja? No czemu? Miałem nudne życie, ale teraz zaczynam za nim tęsknić. Moje poprzednie życie wróć! Odfochaj się!... Proooszę…" Taki chuj XD

    "Gdzie są bogowie? Ciekawi mnie to. Gdzie są, kiedy ich dzieci umierają. Gdzie byli gdy dom ich potomnych płoną?" Melinowali u Dionizosa xDDDDD

    "Nawet przeklina inaczej, już nie z taką agresją w głosie." No żartujesz chyba? Ja cche Jacka i jego bluzgi! :o

    Jack naprawdę jest bidny :<

    "Travis podbiegł do mnie i na wstępie kopnął mnie w kostkę " Te romantyczne powitania!
    A poza tym mój mózg właśnie krzyczy "TRAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAVIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEN! TRAAAAAAAAAAAAAAVIEEEEEEEEEEN! TRAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAVIEN!"

    "-No nie całuj mnie, tylko chodź – Travis zaśmiał się pod nosem – Zjedz coś, pewnie nic nie jadłeś." Jeżu, Steve się napalił a ten no... XD

    Co do Felici, to ja nie umiem skomentować. Już w sumie od pierwszych słów wiedziałam, że to nie Twojej klawiatury jest xD Akarisu naprawde zajebiście pisze i lubię jej kreacje Felici. Nawet nie lubiąc Felici. Znaczy się teraz już ją lubię xD
    Czy Akarisu będzie teraz już pisała Felicię? ^^

    Ej dobra. Nie przejmuj się. Z lenistwem nie idzie tak łatwo wygrać!

    Dobra, konczę ten chujaszczy komentarz i idę spać XDDD
    WEEEEEEEEEEEEEEEENYYYYYYYYYY I MAM NADZIEJE, ŻE JUŻ NIE ZOSTAWISZ OPKA NA TAK DŁUGO SAMOTNEGO!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobieto ja cię poprostu kocham XD Siedzę w domu i patrzę nowy rozdział, więc na cały głos:"Nareszcie Matt zgwałci Jack'a!"... Mina brata bezcenna :') Super rozdzialik :* Jak zawsze ;) Theo taki wylewny i śmiały chłopiec. Niby hetero, ale i tak homo XD Felii -_- Nienawidzę jej. Powinna być z Jackiem, a jak go już odrzuciła nie powinna ingerować w związek Topaza z jego domonem <3 Czekam na next ^^ Więcej T x P oraz Jacka <3 Ładnie proszęęę :D weny życzę! :*
    Nida

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże.. Koch Cię *_* Życzę weny kochana.Nie mogę już się doczekać aż Percy zobaczy Nica. Twój blog jest najlepszy jaki kiedykolwiek czytałam. Błagam nie zawieszaj go

    OdpowiedzUsuń
  5. No fajnie, że dodałaś notkę w moje urodziny i takie tam, i ja się absolutnie nie czepiam, przecież każdy może zapomnieć zajrzeć do kalendarza i takie tam, ale jest pewien mały, mikroskopijny, nic nieznaczący szczególik...
    MINĘŁO JUŻ PÓŁ ROKU DO CHOLERY!
    Może byś tak w końcu ruszyła dupę w troki i cokolwiek wstawiła, hę? Chociaż durną notkę. Jakikolwiek zarąbisty znak z nieba, że w ogóle żyjesz. Ostatnio mam już serdecznie dość kilkunastu lasek, które tak sobie przerwały pisanie, więc bądź tak dobra i chociaż ty, najulubieńsza z najulubieńszych nie spierdziel tego. Uwielbiam twoją historię. Uwielbiam twoich bohaterów. Mam ściągnięte wszystkie twoje wypociny na telefon i aktualnie jestem na etapie czytania wszystkiego od początku po raz trzeci z rzędu. Więc jeżeli po tych wszystkich przerwach i nudniejszych lekcjach nad telefonem dojadę do końca drugiej części Percico i nic się nie pojawi, to albo wykituję, albo ci przywalę.
    Takich rzeczy się nie robi.
    Ty tu w ogóle czasami wchodzisz? Widzisz, ilu ludzi na ciebie czeka? Ilu wciąż ma tę durną nadzieję? Więc bądź tak dobra i wróć, jeżeli nie dla siebie, to dla nich.
    Ale ja oczywiście nie popędzam. Nie każę ci pisać na siłę. To trzeba czuć i trzeba mieć wenę, przecież sama wiem. Ale odezwij się kurde chociaż czasami. Obóz to mój dom. Herosi to moi prawdziwi przyjaciele. Ten cały galimatias to moje życie. Nie pozwolę ci robić sobie wody z mózgu i tarczy strzelniczej z serca. Jesteś naprawdę dobra w tym, co robisz. I dla niektórych to jest ważne. Tak odrobinkę.

    Czyli ruszasz tyłek i się tu pojawiasz, dotarło?

    Czekamy
    Pa

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. Wróci. Wierzę w to. Dużo pracy ma, ale prawdziwy talent nie umiera, a jej jest wyjątkowy.
      ~Akarisu.

      Usuń
  7. Zawsze będę tu wracać i czekać

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Minął rok a ja nadal czekam lol

    OdpowiedzUsuń
  10. Minął rok i dwa miechy, a ja dalej tu zaglądam XD

    OdpowiedzUsuń